29 maja, 2014

Komu...

...18 Pułku Ułanów Pomorskich pamięć miła, ten z Wachmistrzem za ich czyny dawniejsze i w "Błękitnym Szwadronie" obecne i przyszłe przewagi wypije...:) A kto ich dziejów ciekawy (osobliwie, że to ten od którego się ta bzdura o szarżach na czołgi poczęła), tegoż do dawniejszej noty odesłać sobie pozwolę:
http://pogderankiwachmistrzowe.blogspot.com/2013/05/osmnastego-puku-uanow-pomorskich-dzis.html

27 maja, 2014

O proweniencyi watah, watażków i atamanów...

  Wszystkie z tych słówek w tytule pomienionych dziś nam pobrzmiewają tak krwiożerczo, że nie do uwierzenia prawie jak bardzo spokojny i pokojowy był ich źródłosłów...
   Wszytkie bowiem z jednego się biorą słówka, a mianowicie z "waty", jeno nie takiej do jakiej najpewniej Lectorowie nawykli po drogeryjach i aptekach, jeno od takiej, w którą chłopstwo kozackie ryby chwytało...:) Sieć taka, zwana takoż i brodnikiem, włóczona po dnie rzecznem przez kilkunastu, a czasem i więcej, szeroko rozstawionych, rybaków nurt rzeczny na płyciźnie przegradzających, wymagała przecie niezgorszego w tej robocie obycia, kunsztu, experiencyi, a przede wszytkiem spółdziałania!
   Przy nurcie bystrem trza było przecie czujnym być, by towarzysza, co go woda obalić i porwać chętna, salwować... Nie dosyć na tem, iść z watą trza było równo i bacznie, a przecie to nie jest rzecz prosta jako jeden już po szyję brodzi i ledwo stopą gruntu maca, zasię inszy na drugiem sieci krańcu ani kolan jeszczeć nie umoczył i nieledwie biegać jeszcze byłby gotowym... Ano tedy, sami widzicie, że tu konieczny jaki starszy, co by miał na obie strony baczenia, ludźmi komenderował, znużonych wspierał słowem, a i przekleństwem czasem, młodzianków moderował... Słowem nad tąż watahą, czyli gromadą rybaczą watę włóczącą, konieczny był wataman! I to od tegoż watamana, później takoż i w ukraińskiej mowie czas jaki sternika na łodzi znaczącego, się późniejszy wywodzi kozacki ataman, nie zaś jak chcą tego różni od siedmiu boleści badacze od niemieckiego przekręconego Hauptmanna...
   A watażka? Początkiem watażok to po prostu każdy do watahy przynależny , bliższy w znaczeniu może dzisiejszemu członkowi jakiej spółdzielni rybaczej, niźli zabijace jakiemu, ale gdy na pograniczu watahami zwać poczęto już każdą, nie tylko rybacką, gromadę ludzką, zatem i myśliwskie czy zbójeckie, a czasy niespokojne ludzi pokojowem się trudzących zajęciem przetrzebiły, to i watahy zostały w rozumieniu kup jakich ludzi luźnych i swawolnych, a watażkowie junaków i zabijaków znaczyć poczynają... Wciąż jeszcze to jednak nie watahy herszt, bo w takiem znaczeniu nam watażkę dopieroż protokoły sądowe z Podkarpacia z lat pięćdziesiątych siedmnastego wieku wystawują...

24 maja, 2014

Porad przeróżnych przygarstek kolejny...*


za Kalendarzem Duńczewskiego z Roku Pańskiego 1761 przytoczonych, gdzie między iście wartościowemi, niemało szalbierstwa czy durnoty, że i o barbarzyństwie nie spomnę:

"Aby się nie zmordować w tańcu i w chodzeniu dalekim, włóż w obuwie pod same podeszwy pokrzywianego lub olszowego liścia.

Pluskwy wygubisz, miejsca wszelkie gdzie się znajdują, piołunkowym olejkiem nasmarowawszy. Albo pijawek według potrzeby spalić spalić na proch, a tym prochem kurzyć zawarłszy izbę - do jednej wyginą. Te i insze robactwo wszelkie razem wygubisz, nawet pchły, muchy, pająki, świrczki i insze w gmacha znajdujące się, gdy pierzem albo skrzydłem z dudka ptaka kurzyć będziesz, drzwi i okna zamknąwszy.

Sok wyciśniony z sałwii odmładza ludzi, bo smarując nim na słońcu siwiznę będą czarne włosy.

Gdy się kto opali, marcową wodą lub poziomkową niech się na noc i na dzień myje. Ług z lnionki polnej do tegoż służy, myjąc się nim.

Zęby będą białe i od szkorbutu wolne, cegłą tłuczoną i solą miałką zarównie wycierając. Albo jęczmień, sól białą i miód zarównie zmięszawszy.

Mięsiwa wszelkie nie zaśmierdzą się, obwalawszy je w otrębach albo w mące. Kolender tłuczony z octem konserwuje mięso, często przekładając je i tym polewając.

Aby muchy nie pstrzyły mięsa, cebulę świeżą na nie położyć.

Ptastwo wszelkie nie zacuchnie się, gdy im z pola zaraz połamiesz nóżki i na wietrze północnym zawiesisz.

Wolnym od komarów będzie, idąc spać, gdy zgryzie kminu, a rozgryzionym gęby i ręce nasmaruje.

Kto się nasmaruje lwim sadłem prawdziwym, żadna mu bestia szkodzić nie może, odstępując od niego.

Wół, gdy się kładzie w robocie i bity robić nie chce, bić go nie potrzeba, ale mu w ucho gruchotać, wstanie i robić będzie.

Koń, gdy się w zad cofa, strzelić mu w tym razie z pistoletu pod nogi przednie, aż się oduczy tego nałogu."

__________________________

* - inszych podobnych w kategorii (po prawicy poniżej "Archiwum") "porady ze starego kufra" szukać upraszam, to znając, że tam i wszytkie nasze comiesięczne porady ziemianom się mieszczą...:)


22 maja, 2014

O wytokach, nadzwyczajnych effectach drążenia wnętrza, zastosowaniu fizyki w historii i o nędznych wschodnich podróbkach...III

  W części poprzedniej żem zapowiedział, że nareście do tych wytoków przejdziemy i pora obietnicy spełnić:) Najkrócej rzekłszy, był to koncept zmierzający do rozwiązania onych wszytkich opisanych problemów z kopii husarskiej dźwiganiem, składaniem się z nią do szarży, a i nawet ułatwiającym celowanie. Nim jednak o samem wytoku, to słowa dwa o onegoż poprzednikach. 
  W prapoczątkach husarii, gdy owa jeszcze więcej miała ze swoimi serbskimi przodkami a i ze średniowiecznem rycerstwem wspólnego, namiastką rozwiązania przenoszącego część ciężaru kopii i ograniczającego jej rozkołysanie w pędzie były odpowiednio uprofilowane tarcze...
 *
  W czasie inflanckich wojen Batorego husaria nasza, uznawszy jednak tarcze za zbyteczne obciążenie drugiej ręki, odrzuca je i powoli przyjmuje obraz znany nam i w zasadzie zgodny z dzisiejszymi o niej wyobrażeniami (jeśli tych skrzydeł nieszczęśnych nie liczyć:). Poniżej macie przerysowanego husarza jeszcze XVI -wiecznego , gdzie bym extraordynaryjnej uwagi Waszej chciał zwrócić na dolną część kopii...
  Objaśnieniem niechże tu będzie fragmentum memuarów sekretarza Marysieńki Sobieskiej Francois Paula d'Aleraca (Dalayraca), który w Roku Pańskim 1689 opisał husarzy następująco:
" Usarze to najpiękniejsza jazda w Europie przez wybór ludzi, piękne konie, wspaniałość stroju i dzielność koni [...] Uzbrojeni są husarze w kirys, szyszak, zarękawie, osłaniające ręce z tyłu i z boków - do łokcia, rękawic nie używają. Na ramionach noszą skórę lamparcią lub tygrysią, kopię z grotem ostrym z drzewa lekkiego, giętką i wydrążoną w środku, z chorągiewką długą na 3-4 łokcie, malowaną i złoconą całą, noszą ją w tulii, przymocowanej do siodła, która ją podtrzymuje nawet wtedy, kiedy składają się do ataku, inaczej nie można by jej używać, ciężkość bowiem jest jej taka, że wymaga do władania nadzwyczajnej siły[podkr.moje - Wachm]. Husarze nie cofają się nigdy, puszczając konia w całym pędzie , przebijają wszystko przed sobą..."
  Owoż i macie wytok... :)) To jest ta tuleja na puśliskach długich do łęku luboż i do samego siodła mocowana, w którą usarz drzewko wtykał niczem... hmmm... zmilczę ja tych porównań, bo mi się wielce nieprzystojne na myśl cisną, tandem już sami sobie tego dośpiewacie...:)
  Srodze nam tu Dalayrac rzecz podkoloryzował, bo nie jest prawdą, że zawsze z temi wytokami usaria jeździła, a i Sikora kopii husarskiej dawniejszą metodą czynionej, zrekonstruował i po zważeniu onejże, pokazało się, że to raptem wszytkiego 3 kilogramy! Ot, ile daje dobrze wydrążone wnętrze...:) Ale by i temi 3 kilogramami ręki nie umęczyć, a przy celowaniu w pędzie ulżyć, tegoż naszego wytoku obmyślono...

  I jako się teraz przyjrzycie tejże sylwecie, zrozumiecie, że owa kopia do ataku składana z pionu do poziomu jedynie przekręcenie przez oś obrotu w dłoni niewielkim wysiłkiem czyniona była**. Uważcież na kopii część tylną od kuli poczynając, gdzie owa i grubszą będą, i cięższą, bo niedrążoną, znakomicie równoważyła długaśną część bojową, a wszelkie niedostatki w tej mierze szło jeszcze wielkością i miejscem mocowania kuli zrównoważyć...
  Ot i wszystko już chyba jasne... Okrom tych podróbek wschodnich...:) A o cóż w nich mi szło? Ano o to, że tak cudnej jazdy zazdrościli nam wszyscy, a gdzie zazdroszczą to i naśladować zaraz próbują. Wiemy i o tem, że osobliwie Moskwicini własnej probowali złożyć husarii i byłoż u nich kilka najmniej chorągwii na modłę husarską złożonych...
  Ale, na Miły Bóg... cóż to było za tandetne ustrojeństwo niechajże Wam jedno zdarzenie tylko zaświadczy... Jest oto zapis z Roku Pańskiego 1654 (10 maja), że oto Moskwę opuszczający i przeciw Litwie maszerujący "husarze" moskiewscy kopii swych na czas nie złożyli i połamali je o bramę miejską , gdy przez nią przejeżdżali...:)) Darujcież, Mili Moi, że ja tego bez kolki ze śmiechu czytać nie umiem, ale tu i widać, że tym kopiom onych do naszych niczym dzisiejszej tandecie chińskiej do oryginału podrabianego, a względem onych "husarzy" wyszkolenia to się nawet i wypowiadać nie będę...:))

________________________________________________
* - wszystkie ryciny, cytaty i skany zapożyczone z książki "Fenomen husarii" pióra Radosława Sikory, wielkiego tejże jazdy znawcy, miłośnika, badacza (w tem i praktycznego)...:)
** Ciekawych dalszych obrachunków sił składających upraszam do poniższych wywodów, których lepiej chyba sobie skopiować i uwiększać już u siebie do rozmiaru pożądanego:




20 maja, 2014

Szaserów* święta opijamy...:))

...czyli dziś przypadającego święta 6 Pułku Strzelców Konnych imienia hetmana wielkiego koronnego Stefana Żółkiewskiego, w Międzywojniu w Żółkwi właśnie, rodowem gnieździe patrona, stacjonującego, zasię w piątek, 23 Maii święto 4 Pułku Strzelców Konnych Ziemi Łęczyckiej... Dziejów tych pułków ciekawych tutaj odesłać sobie do not dawniejszych pozwolę...:)
____________________
* szaserami zwano drzewiej z francuska (chasseurs - strzelcy) wszelkim strzelców konnych, aliści znane jest i znaczenie słówka wtóre, gdzie ono spodnie z lampasami do munduru wyjściowego znaczyły i kroju miały więcej podobnego zwyczajnym spodniom typu garniturowego niźli kawaleryjskim bryczesom do butów wysokich akomodowanych...

19 maja, 2014

O wytokach, nadzwyczajnych effectach drążenia wnętrza, zastosowaniu fizyki w historii i o nędznych wschodnich podróbkach...II

  Jest niewątpliwą Lectorom trudnością wystawić sobie usarza takiem, jakiem go mięli w jego czasie przed sobą wrogowie, a to najwięcej za tą przyczyną, że owo imaginowanie skażonem już jest narzuconemi nam poniekąd obrazami już to kinematograficznemi, już to tradycyjnemi, a i poniektórym oglądem na żywo grup rekonstrukcyjnych niektórych, co kosztem własnem niemałem w pancerze, konie i oręż dawny się zbroją i moderują, by inszym ów pozór dawności wystawić. Nieszczęście całe w tem, że i owi na tychże samych obrazach się pasą, mało kiedy do poważniejszych naukowych opracowań sięgając. Gorzej jeszcze, że obrazów i konterfektów malowanych nader skąpo jest tych z epoki, a i pomiędzy niemi nie brak takich, co autor usarza więcej imaginował, niźli prawdziwie żywego widział, a nawet jeśli i widział, to na szczegóła jakie drobne uwagi nie obracał... O tworzących obrazy kinematograficzne to już w ogóle szkoda słowa nawet i jednego, bo tam po największej części, ci co lafę za konsultacyję historyczną biorą, luboż ze szczętem same niedojdy niedouczone, luboż ich nikto ani słuchać myśli, dość że effecta są opłakane i dzięki temu na przykład w chyba każdym polskim filmie widzicie husarię kopię w marszu w ręku dzierżącą...
   Tymczasem zaś owi po primo w przemarszach ani jej dźwigać myśleli, bo na cóż ramię męczyć, skoro owa póki co może wygodnie z tyłu na wozach z pachołkami jechać, chyba że pochód jest paradny jaki, gdzież owa asysta za czyim pogrzebem jedzie, ślubem czy gościa witać ma dostojnego, a to i proszę... natenczas owa kopia jest niczem gala banderowa pełna na okręcie, której przecie nikt do bitwy nie podnosi... Jest i ta jeszcze możność, że oto pochód idzie przez kraj już wojną ogarnięty i w każdej gdzie chwili idzie czekać z wrogiem przeprawy, a to na to i słuszna, by kopijej mieć w pogotowie, aliści nawet i wtedy nią ręki nie męczono, bo na to służył wytok właśnie...
   Nim przecie do wytoku przejdziemy, o inszem koncepcie tejże kopijej "odchudzenia" i zarazem nie tylko odciążenia, ale i wręcz znakomitego jej walorów poprawienia napiszmy. Owoż macie poniżej przekrojonej jakoby (od lewej) piki piechocińskiej, kopijej husarskiej i dawniejszej, średniowiecznej rycerskiej:
  Zrazu widać w czem sekret z nich każdej: piechocińska zda się tęgą i srogą, rycerska dziwacznie wymyślną, zasię husarska delikatną i kruchą... O dziwo, w praktyce jest z niemi dokładnie odwrotnie... Zrachujmyż jakie siły na nie działają i jakaż ich rola... Piką ma piechur uderzyć dobrze a mocno i ostatnia rzecz, jakiej by ów pragnął by mu się przy tem uderzeniu złamała, rycerzowi i husarzowi przeciwnie: połamanie się kopii przy zderzeniu jest wręcz koniecznym, bo jej rolą jest przeciwnika w pancerzu z siodła wysadzić (rycerz), luboż okrom tego pieszego pikiniera siegnąć i obalić, drogi dla szarży dalszej otwierając (husarz). Siła tego zderzenia przy tem tak wielka, że gdyby kopia w drzazgi przy tym nie szła, a przeciwnie... całość zachowując, przeniosła by ten impet zderzenia na rycerza czy husarza, wielce wątpliwe, czy by ów jej poradził w ręku utrzymać, ale jeśli nawet to nie wiem zali by mu od tegoż uderzenia ramienia nie wybiło, a bodaj by mu ono jeno zdrętwiało jako, to przecie to rzecz arcyniebezpieczna, gdy ów w gąszcz bitewny wjeżdża i ma prawicy choćby na sekund paręnaście ledwie władnej... Ergo: tak jedna jak i druga kopia winny zadania swego spełnić, ale roztrzaskując się zrazu przy tem, by nią atakującemu samemu nie być groźną czy zawadną! Przy tem rzecz arcyważna, by jej wycelować jak najściślej w określone na ciele (pancerzu) przeciwnika miejsce, gdzie nie grozi nam, że się po krzywiźnie pancerza ześliźnie, luboż nie trafiając, sprawi, że to atakujący się na oręż tamtego nadzieje niczem na widelec ziemniak!
   Pieszemu wycelować łacno: walczy z bliska, piki czy lancy ma krótkiej, to i odrobina zdolności, experiencyi co więcej i dopnie swego. Husarzowi i rycerzowi przeszkadzają dwie siły, których pojmiecie łacno ująwszy w dłoń jakiego pręta dość długiego... Cóż widzicie? Że Wam ów pręt obwisa tem drugim końcem? Otóż to właśnie... Pod własnem ciężarem ów nam obwisa, celowanie utrudniając, a przecieśmy niewprawni i na nogach stojąc tejże próby czynim! Weźmyż teraz, że nam tego przyjdzie czynić i z konia, i w pędzie, gdzie na logikę wziąwszy owa kopia nam z każdem końskich kopyt od ziemi odbiciem będzie wyczyniać ósemki i wahadła jakie tem większe, czem ona cięższa i że przy tem znów to dla niej nowe powstają naprężenia, których owa bez szwanku znieść musi, czyli onej wytrzymałość na zginanie staje się kwestyją zgoła pryncypalną.   Mógłbym Wam tu wzorów podawać i wywodzić obliczeń, których najpewniej jeden Vulpian by co pojął, dość rzec będzie, że właśnie taki profil jak w kopijej rycerskiej (3) owo obwisanie się i zginanie utrudnia, zatem rycerzowi rzecz czyni łacniejszą. Husarzowi jednak tego jest przymało, bo ów ma kopii najmniej o dwa metry dłuższej, ergo sam zabieg owego fantazyjnego żłobienia da mu niewiele, bo kopia cięższą będąc, i tak mu końcem do dołu ciążyć będzie... I na to właśnie przemyślni mądrale jacy wykoncypowali wykorzystać tegoż samego prawidła, które znane każdemu, co próbował zgiąć jakiego pręta grubego, zasię tejże samej grubości rury, w środku pustej... Owej nie dość, że lżej dźwigać, to jeszcze nie ugina się tak okrutnie. Przemyślność owa zatem przywiodła zbrojmistrzów husarskich k'temu, by drzewka na kopię husarską przecinać po długości i od ostrza po samą tzw.kulę, za którą husarz dłoń jak za osłoną chował, ale i na której chwytu miał pewniejszego, wydrążać onej, by jej pustą we śrzodku uczynić. Tem więc sposobem uzyskali tyle, że drążona i pusta środkiem kopia husarska (2) od piki piechura (1) będzie pięciokrotnie bardziej wytrzymałą na zginanie! Inszemi słowy ważąca tyleż samo kopia zniesie pięciokroć większych obciążeń niźli pika. Odnosząc do konkretnych zachowanych egzemplarzy można wyliczyć, że dla piki o średnicy bliskiej 40 mm i kopii o średnicy zewnętrznej 60 mm i grubości ścianki profilu 2,5 mm, ta druga mieć będzie 2,8 raz mniejszego pola powierzchni przekrojowego profilu, ergo kopia ta jest 2,8 raza lżejszą od piki o tejże samej wytrzymałości... Już słyszę głosy, że przecie 2,5 milimetra ścianki to tyle, co nic i jakże to tem wojować?* Odpowiadam: rzadko husarzowi potrzeba było przeciwnika zbroje jakie tęgie dziurawić, a jeśli już przeciw jeździe pancernej szła sprawa, to starczyło onego adwersarza wysadzić z siodła. Wielekroć częściej szło jakiego kozaka, pikiniera niemieckiego czy szwedzkiego, arkebuźnika, huzara, strzelca czy janczara obalić i szyku onych rozerwać. Na to starczyło nie tyle mocy tej kopii, co siły pędu całego z koniem husarza, gdzie owa kopia nieledwie służyła jakoby za grot jedynie tej umownej włóczni, którą tu był husarz... A że i ścianka cienka, to i pękało toto w drzazgi natychmiast, czyli zachowywało się dokładnie tak, jak tego husarze oczekiwali...:)
  Ano i pora by może już była rzec co nareście o tajemnicznych wytokach, ale że znów nam się ta nota nadto długą czyni, poczekają one wytoki co spokojnie do noty kolejnej, podobnie jak i , nadziei pełnym, Lectorowie Mili...:))

_________________________
* Dodać potrzeba, że wielokrotnie nam źródła pisane wspominają (choć takie akurat egzemplarze się nie zachowały, a ściślej na zachowanych nie ma żadnego śladu takich oplotów i wzmocnień), że kopie husarskie okręcano po sklejeniu rzemieniami lub włóknami konopnemi, zasię i smołowano, co rozumieć należy nie w dosłownym sensie, ile raczej w zapuszczaniu całości jakimiś pochodnymi procesu uzyskiwania smoły drzewnej, zatem mogło chodzić i o zapuszczanie drzewiec spirytusem drzewnym, jak i o jej rzeczywiście wzmacnianie jakąś rozrzedzoną smołą.
  
  

17 maja, 2014

Od jednej przyszło aż więc do dziewiąci...

...bo tyluż właśnieśmy się części kuźniczego* cyklu doczekali (I, II, III, IV, V, VI, VII , VIII ), a że poprzedniej kończąc żeśmy się do rymów Jana Kochanowskiego odwołali, to i nowej się godzi odwołaniem do niego rozpocząć. Choć nadziei pełnym, że Lectorom moim, inaczej niźli u Mistrza z Czarnolasu doktorowi, we łbie się nie mąci...:) Choć, któż to wie... :))
   Tejże części winienem może i jaki podtytuł dać, że o Złotego Wieku przewinach pisał będę, a i może jaki oznaczyć specyjalno, że z całego tego kuźniczego opisania tej mieć będę może i za najważniejszą, bo tu ku konkluzyjom jakim o rozwoju naszem i Europy pozostałej przychodzim......  Przebaczcież tedy Lectorowie, że może i ona przydługa, alem się naprł cyklu kończyć, tom w niej chciał konkluzyj wszytkich pomieścić najpryncypalniejszych. Nie zapieram się, że ostatnia, bo już były tu cykle, gdziem kończył, a potem jeszcze i dwakroć przyszło suplementów pisać...  Kto zatem jeno zajrzał i czasu dziś ma jeno na tyle, co przy kaffie porannej, niechaj czyta wieleż zdoli, zasię, gdy inszych spraw swych uładzi, nawróci choćby i z wieczora, czy z jutra...:)
   Od kiedym począł nauki we szkołach brać i od kiedy mię praeceptorowie moi ukazali ten moment w dziejach naszych na przełom XVI i XVII stulecia datowany, gdzie rzec by można, żeśmy się na drogach rozwoju z Europą w dwie przeciwne rozjechali strony, nie przestawało mię nurtować pytanie o prawdziwe przyczyny tego i wtóre: zali tego prawdziwie odmienić nie szło i jeśli tak, to gdzie błąd uczyniony, żeśmy się i tych pierwocin przemysłu kiełkującego zbyli? I któż winien temu...?
  Snując tu już i może nadto długą tę o kuźnictwie gędźbę, tegom miał na celu, by w dziejach tej przemysłu gałęzi, jak w soczewce móc na koniec przyczyn onego europejskiego dualizmu wskazać. A kuźnictwo tu tem pryncypalniejsze, że bez żelaza i stali trudnoż jakie bądź insze rozwijać kunszta. Przeróżne historyczne szkoły nam tegoż momentu tłomaczyły już to klasowemi jakiemi niesnaskami, już to wyludnieniem Okcydentu po zarazach i wojnach (tak jakby u nas kiedy ludniej było), już to skutkami wielkich wypraw do Nowego Światu, co ich naturaliter prędzej przecie w Europie Okcydentalnej odczuć musiano etc. etc... Sporo i przy tem było wyrzekania na ślepotę szlachty naszej, co miała o rozwój kraju nie dbać, jeszczeć i więcej o włodarzach krajem rządzących, najwięcej zasię o magnatów knowaniach zdradnych, którym owo kraju zacofanie na rękę być miało... Po prawdzie tom nigdy żadnego z tych tłomaczeń w pełni nie przyjął, alem przez lata i do własnych jakich, uwagi godnych konstatacyj nie doszedł był... Punktem niejako w tych poszukiwaniach zwrotnem było owych dziejów kuźnictwa przepatrzenie i doszukanie się konstytucyi** sejmowej z roku 1563, która jak mało kiedy w dziejach, aż nadto wyraźnej cezury dziejowej nam wyznacza...
    W nocie poprzedniej żem Czytaczów pamiętać prosił o wersach Mistrza Jana, który każe swemu Satyrowi biadać nad utraconą spokojnością i lasów wycinaniem. Przez wieki się przyjęło tegoż mieć za przestrogę przed spodzianym lasów wyrabowaniem bez umiaru. No i teraz wejrzyjmyż na to, jakże się k'temu miała czynność kuźnic naszych... Spominany Bocheński, przyjąwszy za Imci Radwanem tych kuźnic blisko 400, przy tem więcej ode mnie optymistycznie rachując effectu onych rocznego nie na sześć, a na ośm tysiąców ton żelaza, przyszedł w swych obrachunkach do tego, że na to jakie sto tysięcy kubików drewna rocznie iść musiało. Dla całej Rzeczypospolitej Obojga Narodów! A sto tysięcy kubików, to będzie jakie 10 hektarów lasu dojrzałego, półwiecznego najmniej... Rzeknijmyż ućciwie, że przy borach litewskich, kurpiowskich, pruskich, wielkopolskich, mazowieckich, podkarpackich, wołyńskich, poleskich, smoleńskich i inszych to nieledwie naskórka onych lesizn zadrapanie! Nie kuźnice lasów wyniszczyły, to pewna... I prawdy tej nam Marcin Kromer potwierdza w swem Polski opisaniu, gdzie wręcz prawił, że lasów w Polszcze pod dostatkiem, a śród rozlicznych z lasu pożytków, węglarstwa nie wymienia wcale! Gdzież zatem przyczyna upadku kuźnictwa naszego?
   By na kwestyję tak postawioną móc responsu jednakowoż udzielić właściwego w insze wejrzyjmyż obrachunki, kwestyję stawiając wieleż taki jaki panosza na swej wiosce, czy nawet i kilku, siedzący miał z kuźnicy na swem groncie profitu. Ano, primo czynszu dzierżawnego... Aliści żeśmy w nocie już trzeciej dokazali, że o wieleż przodkom onego na tych kuźnicach zależało wielce, tak i czynszu kuźnikom naznaczali niewielkiego, dziś rzeklibyśmy że promocyjnego, luboż i protekcyjnego poniekąd. A że te stawki wiek przetrwały z okładem, temuż i nie dziwota, że profitu z nich dla posesjonata ziemskiego nie byłoż nadto wiele...*** Profit wtóry, to surowiec niezgorszy a tani na ziemi własnej, ergo narzędzia rolnicze, okucia wszelkie, a i broń może nawet dostępne łacniej niźli przez kupczyków z krain odległych przywożone. I tu przychodzim do konkluzyi może i kogo bulwersujących, aliści podług mnie słusznych, winę za ten stan rzeczy kładących w stopniu największem na pokój i dobrobyt „złotego wieku” za Jagiellonów ostatnich!
    Broń wtedy konieczną, gdy się jej używa, nie gdy na ścianie wisi, dom szlachecki zdobiąc. I tu proszę spomnieć owego Zerwikaptura krzyżackiego, którem się Loginus posługiwał Podbipięta. Pewnie, że postać zmyślona, przecie na realiach wsparta. Oręż u Polaków sługiwał pokoleniami, jeśli nie pokoleń dziesiątkami. Zechciejcież wspomnieć zaścianek Dobrzyńskich z „Pana Tadeusza”! Pewno, że się obśmiać możem z tych szyszaków po Szwedach jeszcze, w których ptastwo gniazd miało i pisklęta wysiadywało... Z tych rapierów na rożna odhartowanych, z tych buńczuków pod Wiedniem zdobytych, któremi kucharka otrzepywała żarna...:) Z tych Konewek, czyli garłaczy już wiek przódzi anachronizmem tchnących...Ale czy owe w potrzebie nie sprostały zadaniu? Czyliż zatem nie dbano o nie wystarczająco dobrze, by za rzadką, bo rzadką, przecie okazyją, nie zawiodły właścicieli swoich?
   I co jeszcze przy tem... oręża nowego ten potrzebuje, kto swego w czasie wojennym przetracił, luboż to na parol się zdając, luboż i pierzchając w panice... Ci, przy których wiktoryja, nowego nie mają obstalowywać potrzeby, ba!... przecie jeszcze zdobycznego niemało w dom zwiozą... A myśmy brać w skórę tęgo dopieroż mieli za pokoleń kilka, póki co kontentując się niezwyciężonością jazdy naszej... Aliści nawet i gdyby, to tych szabel parę czy i paręnaście tysięcy, by przemysłu zbrojnego nie zbudowało... Ów zaś najwięcej harmatami stoi, a tych najmniejszej nie było lać nowych potrzeby, a nawet i gdy bywała, sejm na to grosza skąpił. Nie darmu spisu kuźnic we Francyi Anno 1542 czyniono dla władcy na gwałt się zbrojącego! Niderlandczyki się takoż zbroiły na potęgę, by się z Hiszpanem móc za łby wziąć, Angielczyki dopieroż się w europejskie miały szranki szerzej cisnąć, przecie onym u siebie zawżdy dosyć było powodu harmat czynić, osobliwie na zamki we francuskich swych dziedzinach. Przydać k'temu niemieckie wojny książąt wiary niedawno podzielonej, przydać Italczyków już to Hiszpana, już to Francuza wspierających, przydać Szwajcarów, co z wojowania za jurgielt niemal podstawy narodowej uczynili gospodarki... słowem: gdzie nie wejrzeć na Europę XVI wieku, tam, okrom ziem naszych rdzennych, wojny jak nie toczą, to się do nowej szykują, luboż miarkują jakoż z poczętej się jako wykaraskać, by ze szwankiem najmniejszem... I wszyscy stali i spiżu łakną, jako kania dżdżu... Okrom nas, bom dokazał, że nam to zbyteczne się zdało, bośmy w szaleństwie ogólnem, wyspą byli pokoju...
   Rzeknie kto, że to może i krótkowzroczne patrzenie? A my? Zali, dobrodziejstwa pokoju od pokoleń kilku kosztując, myśleliśmy co do niedawna o tem, że nam może i przyjdzie gdzie znów zażyć tegoż koszmaru? Niepodobieństwem nam się to przed niedawno wszczętą ukraińską awanturą aby nie widziało? No to nie sarkajmy na szlachtę naszą sprzed wieków, że podobnie myślała!
   I jeszcze jeden pokoju owoc: tam handel kwitnie, gdzie nie grają armaty. Kupcy nader chętnie do tych krain jeżdżą, gdzie nie masz żołdactwa niepłatnego kup swawolnych, gdzie rabują i mordują w miarę, nie zaś ponad miarę... A tego znów skutek oczywisty, że dóbr jako narzędzia i insze utensylia żeleźne na jarmarkach naszych dostać szło bez nijakich turbacyj i po cenie nie nadto wygórowanej, temuż nabywca zwyczajnie nie cenił tego dobra, że to szczególne jakie dobrodziejstwo... I tu się księgi celne z komory w Poznaniu kłaniają, których przed wojną jeszcze przepatrzył nieoceniony Rybarski! Podług niego w latach 30-tych XVI stulecia przeszło przez tę komorę rocznie średnio 71 tysięcy kos (!), 86 tysięcy sierpów i 166 tysięcy noży! Weźmyż ostrożnie, że bodaj i połowa z tego jeno przez kraj nasz dalej ujeżdżała... Reszty pozostałej aż nadto będzie na potrzeby krajowe!
    Pryncypia te znając, wejrzyjmyż teraz na posesjonatów naszych kalkulacyje, czyli też na ich, jakobyśmy to dziś nazwali, „biznesplany”... Owoż co się onym profitować zdaje szczególnie to zboże, rzecz oczywista i wszytkim znana. Zasię rzeczą wtórą to, co Mistrz Jan z Czarnolasu wspominał: „sośnią na smołę, albo dąb na szkuty”. Ściślej : smołę drzewną, z której między inszemi terpentyna, a którą dziś mylnie się z dziegciem utożsamia. Szukałżem ceny jakiej średniej za potażu łaszt w Gdańsku, alem nie nalazł... Ale niemało i wywiedzieć idzie z pośredniej informacji, że Anno Domini 1610 przez Gdańsk przeszło 10 014 łasztów**** popiołu i potażu oraz 6 074 łasztów smoły. Wartość tych towarów wynosiła około miliona guldenów, co nawet zbrodniczo uśredniając tych towarów obu wyjdzie jakie 60 guldenów za łaszt, ergo po guldenie za korzec... A korzec wziąwszy nawet gdański, czyli na 54 litry liczony, to owoc trudu potażnika z dni kilku nieledwie... Przyjąwszy dla prostoty, że ten gulden dukatowi, ergo czerwońcowi równy, miał szlachcic na potażu dwakroć, luboż i trzykroć tego, co z kuźniczej dzierżawy, nawet już i poniechawszy rozstrząsania, zali ów mu iście cichcem ponad to, co ugodzone, lasu wycinał, na co sądy ówcześne skarg pełne... A smolarzy przecie mógł mieć szlachcic z pańszczyźnianych własnych, lasu swego, od nikogo nieproszonego... Dziwne, że szlachcic nie durny i policzyć umiał? A że znów krótkowzroczne, rzekniecie? A to ja Was proszę: ućciwie sądźmy... Podług siebie najlepiej... a kto bez winy niechaj pierwszy rzuci ten kamień... Imaginujmyż sobie jaką rzecz extraordynaryjnie niespodzianą, a to dajmyż na to, że jaki arcyrzadki trufli gatunek wielgiem się w Okcydencie wzięciem cieszący, dla jakich przyczyn nieznanych się we świecie nigdzie tak nie udaje wybornie, jak na ziemiach pomiędzy Odrą i Bugiem, dodatkiem jeszczeć onej tu, nie wiedzieć czemu, idzie rozsadzać i hodować niczem pieczarki dziś po pieczarkarniach... I cóż? Rzeknijcie mi w oczy, że nim wszyscy się nie rzucim sadzić bodaj na trawnikach i po doniczkach, byle gdzie kto jakiego spłachcia grontu dorwie, to że się trafi jaki przytomny, co wołać będzie, by przódzi może jakich badań czynić, zali to grontu nie wyjałowi... By może nie wszytcy naraz, bo któż będzie żyto siał, dróg naprawiał, dzieci uczył, ludzi leczył... A i by może jakiego mieć nad tem obrachunku i baczenia, bo jak czterdzieści milionów grzyba posadzi, to ów niechybnie na cenie się spsuje i profit już nie ten... I że go jeszcze posłuchamy... :)) No!... To jak już każdy z Was nie mnie, a sobie choć na to ućciwie responsował, to weźcież na uważanie suplikę moją byśmy tej szlachty XVI-wiecznej nie odsądzali od czci i wiary! Toć oni przecie to tylko czynili, co każdy z nas rad by uczynił, byle jeno okazyją miał choć raz w żywocie swojem na zarobek tak godziwy!
   I jakeśmy już przy tej ućciwości względem samych siebie chociaż... Spomnijmyż rzecz wtórą, jako się z końcem lat ośmdziesiątych przeszłego stulecia krztyna wolności dla wszytkich pojawiła, a i przy tem dla licznych, co do okcydentalnych ujechali krain za groszem, niejaka i prosperita nieduża... Cośmy najpierwsze ściągali? Apparaty do wideo, telewizory i talerze od satelitów... Automobile bodaj jak spsowane, przecie nam niedrogie, a na wiosce pozór wielkiego świata czyniące... Szaty, by najwięcej światowe... Mydełka „fa” i dezodory zielonem jabłuszkiem woniejące... Jeden na stu jakich narzędzi był kupił, jeden na tysiąc może wyposażenie warsztatu, a na palcach obu rąk tych liczyć, co w co większego zainwestowali... Spomijmyż o tem, jako tę szlachtę postponować będziem za to, że owa grosz zarobiony traciła na materyje nowe do obić, na powozy i zaprzęgi poszóstne maści jednakiej, na forysiów i kozaków, na szafrany i bławaty, na muszkaty i safiany...
   I nie dziwmyż się, że to wszytko na względzie mając, Roku Pańskiego 1563 na sejmie wniosek przeszedł, by szlachta kuźników pod przymusem wykupywać i rugować mogła, za koszt jeno kuźnicy nowej postawienia wypłacając... Ileż przy tem kuźnic upadło, zrachować nie sposób... A że tenże akurat moment świat wybrał sobie na to, by nowemi iść, wielkopiecowemi technologiami, ergo każdy kto by za dekad kilka myślił tych kuźnic odbudowywać de novo, na ekspens nierównie większy był skazanem, to już przecie nie autorów tejże konstytucyi z 1563 roku wina...
____________________

* Tym, co wtórej części o wytokach wywodu czekali, przeprosiny moje, aliści żem noty tej moderować nie nadążył, tandem tu jeszcze o pacjencji krztynę upraszał będę...
** Przypomnieć sobie pozwolę, że konstytucyją ówcześnie zwano zapis wszytkich uchwał z danego sejmu, w jednej na koniec spisanej i drukowanej postaci. Między inszemi i temuż groźnem było liberum veto, że sejmu przed opublikowaniem konstytucji zrywając, wniwecz obracano i to, co przed tem momentem może i zgodnie uchwalonem zostało...
*** I potwierdza to Kromer wprost pisząc, że kuźnica "uczyni szkody w bartnych drzewach i w lesiech drzewa inszego bardzo wiele, na popioły (czyli potaż - przyp.Wachm.) albo klepki zdatnego, czego wiecznie nie zapłaci ta ruda". U Zientary ("Dzieje małopolskiego hutnictwa żelaznego w XIV-XVII wieku") znalazłżem i wyimek z lustracyi dóbr pewnych, gdzie lustracyją prowadzący pisał z goryczą "iż pustoszył rudnik lasy, bo z niej (kuźnicy- Wachm.) nie dawał jeno marc.12 (marc 12, czyli 12 grzywien srebra, ergo jakie złotych polskich z górą 19 - Wachm.), a drew spalił za florenów sto..." Przyjąwszy tutaj, że floren to potocznie takoż dukat luboż i czerwony złoty, tenże obrachunek aż nadto wymownie dowodzi, że to w rentowności kuźnic pies był pogrzebany...
**** łaszt - staropolska jednostka miar sypkich na jakie dwie tony dzisiejsze obrachowywana


15 maja, 2014

O wytokach, nadzwyczajnych effectach drążenia wnętrza, zastosowaniu fizyki w historii i o nędznych wschodnich podróbkach...I

  O husarii żeśmy niemało prawili tak na tem, jako i na uprzedniem, onetowem jeszcze, blogu. Tutaj najdziecie opowieści o Sobieskiego pogromie, jaki czambułom tatarskim urządził Anno Domini 1671 (I, II, III), zaś na dawnym wielekroć więcej bośmy się tam i o kłuszyńskiej niebywałej zgoła nagadali victorii (I, II), ujęli za husarzami okrutnie przez Imci Hoffmana spotwarzonemi w obrazie kinematograficznem "Ogniem i mieczem" (I, II,) i w korelacyi niejakiej do tego tu jeszcze samej tej jazdy przesławnej cokolwiek opisali, osobliwie względem onej proweniencyi i zażywanej taktyki.   
   Dziś przyjdzie nam do themy nawrócić, osobliwie do tej taktyki, aleć i do oręża usarzów najpryncypalniejszego, czyli kopii. Czemże ona była szczęśliwie tłomaczyć nie trzeba, bo tego dziecko w każdem przedszkolu polskiem już wie:) Insza się z tem jednak rodzi zawiłość, bo oto po średniowiecznej jeszcze kopii, gdy na arenę wojen europejskich szerszą ławą piechota wkraczać poczyna, zaczęła się i ta między piechotą a jazdą wojenna przepychanka, jakże jednej przed drugą się najłacniej obronić, zasię może i pogromić, a ci znów przeciwnie, wpodle tego koncypowali, jakże pieszych rozpraszać i rozproszonych bijać, pomimo tamtych coraz skuteczniejszej obrony.
   Powiedzmyż ućciwie, że najpierwsze oddziały piesze względem ciężkozbrojnego rycerstwa były jako niemowlę gołe i bezbronne wobec wilka... Strzały z łuków niewiele w żelazo zakutym szkodowały, a długa kopia zawszeć skuteczniejszą była niźli pieszego gizarma, halabarda, partyzana, berdysz czy co tam kto jeszcze ostrego na drągu wymyślił. Sęk w tem, że pieszemu, co tego na sobie dźwigał, ciężko było dłuższego oręża przydawać, bo i ciężar rósł dźwigany, ale i oręż się wielce nieporęcznym stawał, choć ci co pomną Mela Gibsona z filmu "Braveheart" o szkockim narodowem herosie Williamie Wallesie traktującym, znają że ów takiej właśnie długodrągiej uczynił Angielczykom siurpryzy w filmowej* bitwie pod Stirling... I toż była jedna droga, po której piechota europejska ewoluowała, wtóra, za łucznikami angielskimi o niebywałej biegłości i celności, szła k'temu by jazdę szarżującą ostrzeliwać jak najskuteczniej, co się nareście za broni palnej upowszechnieniem przyjęło za model lat kilkaset kolejnych obowiązujący, aż po kres napoleońskiej epoki. 
   Tak czy siak, jazda zachodnioeuropejska, przegrywając starcia z muszkieterami wspieranymi armatą i z hiszpańskimi (lub wzorowanymi na hiszpańskich) "tercios", co metodę Wallace'a podnieśli do rangi niemal sztuki tak skutecznie, że w XVII wieku prawie zdominowali swymi pikami zachodnie pola bitew, w zasadzie przestała mieć jakiekolwiek w okcydentalnych wojnach znaczenie. Owszem, były próby jakich taktyk nowych, jako chociażby przez szwedzkich, zasię niemieckich rajtarów obmyślony karakol, czyli osobliwa parada onych pędzących jeden za drugim w rzędzie na piechotę stojącą z pikami w czworoboku aż na odległość pistoletowego strzału, gdzie każdy jeździec z dwóch, w rękach trzymanych krócic, palił do wroga i zawracał, by miejsca poczynić następnemu, aż komendujący nareście uznał, że piechotę tem na tyle zmiękczyli, że można i szarży próbować... Trzebaż nam jednak z punktu rzec, że te wszytkie wymysły, funta kłaków warte, niewiele znaczyły i aż do pojawienia się maschinengewehrów**, to piechota w zachodniej sztuce wojennej królowała i prym miała niepodzielny...
   U nas tymczasem obmyślono konceptu jedynego w swoim rodzaju i niespotykanego nigdzie indziej we świecie, a dzięki swej genialności przez wiek z okładem zapewniający husarii naszej absolutną nad wrogiem przewagę. Anonimowi i zapomniani autorzy tegoż pomysłu, poszedłszy po rozum do głowy, stwierdzili, że skoro piechur ma lancy czy piki trzy, czy nawet i czterometrowej, by ją przeciw jeźdźcowi nastawiwszy, schować się za nią i być tam bezpiecznym, to trzeba jeźdźcowi dać kopii dłuższej, by ten nią mógł piechura przez jego pikę sięgnąć wcześniej i ubić, nim tamten co jeźdźcowi zaszkodzić poradzi. Jako tamtego się kopią przebije***, to i ta pika na ziemię upadnie, nim koń się w jej znajdzie zasięgu, choć nie zawadzi jeźdźcowi pancerzyk, a i koniowi podpierśnik stalowy, przód ciała kryjący, po którym ostrze zjedzie, jako śnieg po lemieszu na pługu drogowym...
  No dobrze, zakrzyknęli zapewne jacy XVI-wieczni oponenci, ale przecie taka kopia i ciężką będzie i usarzowi nieporęczną! Jakże nią zatem wojować? Ano właśnie... I o tym, Moi Mili, będzie tegoż nie nadto długiego cyklu, część nasza następna...:))

____________________________
* filmowej, powiadam, bo prawdziwa miała się do niej tak jak ta trzecia góralska prawda, przez ś.p. xiędza Tischnera nieraz przywoływana...
** karabinów maszynowych... czyli do czasu w zasadzie I wojny światowej
*** Jacek Komuda, beletrysta wspaniały, w swoim "Samozwańcu" upewnia, że spotkał się z zapisami mówiącemi, że zdarzało się husarzom i po dwóch, czy trzech piechurów, jeden za drugim stojących w szeregach kolejnych, na kopię nadziewać... Ja się po prawdzie z takiemi nie spotkałem a i powątpiewam, czy by kopia jednak nie rozpękła się przódzi, aliści, że dowodów przeciw temu nie mam, póki co na wiarę przyjmuję jako głos w dyspucie o tem być i może możliwy...

12 maja, 2014

O pewnej świętej, osmundach i żelazie gdańskiem...

...czyli opowieści naszej kuźniczej część ósma  (IIIIII, IVVVI, VII ). Do kuźniczych naszych opowiastek nader cennych wskazówek przychodzi znajdywać w najdziwniejszych, zdałoby się, źródłach. Ot, choćby w wizyjach pewnej jejmości, co się cależ pokaźnej gromadki pociech własnych dochowała, nim w klasztory poszła, a w swojem czasie zasłynęła w Europie jako wielce nabożna persona, już za żywota za świętą uważana. 
  Nawiasem (niechajże mi Lectorowie dygresyją przebaczą), to jakem Imci biskupa Deca tekstu między inszemi o heroinie naszej, świętej Brygidzie, traktującego, czytał, tom śmiechu poskromić nie poradził... Pisze nam Imć biskup, że "nie lękała się prowadzić dialog z możnymi ówczesnej Europy"...
   Hmmm... jeśli takie rozstawianie po kątach, jakie owa herod-baba serwowała regularnie papieżom kolejnym, można zwać dialogiem, to pojmuję, że Jan Chrzciciel z Herodem Antypasem i Herodiadą sobie jeno pogwarzali o różnych formach małżeństwa, Jezebel z Eliaszem miała zaledwie niewielki spór teologiczny, zaś niewinne zgoła żarty ojca dyrektora o czarownicach i niedomytych misjonarzach doprawdy aż dziw, że kogolwiek gorszyły...
   Aleć nawróćmyż do naszych baranów... Owoż nasza Sanctissima w jednem ze spisanych widzeń nader szczegółowo piekła opisała, obrazowo je porównując do... wnętrza pieca hutniczego! By rzecz jasną była, święta Brygida przyszła na świat w 1303 roku, pomarła zaś siedemdziesiąt lat później. Skądże owa znać pieca hutniczego mogła? Ano z młodych lat we Szwecyi przepędzonych, gdzie z dawna kmiotkowie tameczni rudy, co im zwyczajnie na polach leżała i szkodną była, wytapiali w piecach, tem sposobem się i zawady pozbywając uprzykrzonej, aleć i niezgorsze przy tem produkując żelazo.
   Ano i tu przychodzim do sprawy, co w hutnictwie przełomu znaczyła niemałego. Owoż kuźnicy insi, naszego Roździeńskiego nie wyłączając, w swych kuźnicach nad dopływem powietrza extraordynaryjnego mięli baczenia, by nie nadto piece rozgrzać, bo znali, że wyżej pewnej granicy* stal się zachowuje dziwacznie, bo primo, że się płynną staje, to i secundo jakiej podłoty dostaje, bo po wydobyciu z pieca i zakrzepnięciu, w obróbce trudna, a na deszczu rdzewieje... Dla tych przyczyn kuźnicy owi, stal laną mięli za produkt zmarnowany i dla tych przyczyn żelazo takie "świńskim" zwali!
  Dla jakiej to się działo przyczyny? Ano takiej, że paśkustwa różniste, a najwięcej siarka, do stali nielejliwej przedostać się nie umiejąc, w żużlu zostawały i stal wychodziła czystą** i przez stulecia rdzy nie znającą, bo tą jeno żelazo siarką spsowane zna! Jak pisał ongi Mieczysław Radwan całaż hutnictwa historia to historia walki z siarką w rudzie, którejśmy na koniec przegrali, za potrzeb masowych sprawą czyniąc piecy na koksie pracujących, co już deffinitive stal dzisiejszą z siarką na śmierć i życie związały...
  Kmiotkowie zaś szwedzcy najpewniej na początku się dymarkami podobnemi do naszych kontentowali, ale że nie poradzili z tem produktem czego kunsztowniejszego uczynić, przedawali za pół ceny samych jeno tych placków żelazistych, osmundami*** zwanych,co ich znów kupczykowie hanzeatyccy dla taniości radzi brali i po portach rozwozili, gdzie po hamerniach już z prawdziwego zdarzenia onych przekuwano de novo.
   Trza było tychże osmundów nazad w piece kłaść, wyprażać, kuciem zanieczyszczeń wszelkich odłupując, ale że surowiec był tanim, proceder się czynił zyskownem wielce. Celowały w niem zwłaszcza te hanzeatyckie miasta, co własnych miały hamerni, a najwięcej i może Gdańsk nasz, który onego handlu na długo przed zbożem i na równi ze śledziem, uczynił podstawą bytu swego... O skali tegoż handlu niechaj świadczy to, że w odległej Anglijej owego znakomitego żelaza długo zwano danzic iron...
   Rzekłem w części siódmej, że o gdańszczanach niecnotach pisał będę... Cofam tu słów tych wyrzeczonych i nie temuż, by Vulpianowi, Krzysztofowi i inszym z grodem tem związanym przyjemności uczynić...:)), jeno że żem rzeczy przemyślił głębiej i k'temu przyszedł, że nie onych to przecie wina, że interesu swego bacząc, woleli się na tańszych i lepszych osmundach bogacić, niźli kruszec droższy, gorszy i w transporcie z głębi kraju trudniejszy wywozić... To przecie zrozumiałe każdemu, co się na liczydle rozumie, ale że przy tem krajowemu hutnictwu cios mimo wolej zadali, prospektów na jaki bądź export pozbawiając, to i rzecz insza...
   Fortunnem dla owych szwedzkich kmiotków-łżehutników zrządzeniem Opatrzności, rudy mięli owi aż nadto wybornej, temuż trud może i nie nadto fachowy, a przez kuźników z reszty Europy najpewniej jeno wydrwienia godny, aż nadto się opłacił. Najprostsze zatem jakież mogło być Szwedów myślenie? Ano pieca postawić większego, coby osmundów było więcej i więcej na tem zarobić by się dało... I takeśmy na jednem biegunie Europy do początków hutnictwa wielkopiecowego przyszli, najprościej by rzec, że z nieumiejętności porządnej kuźniczej roboty...:)) Insza, że w te kuźnicze dzieje nader rychło się wielka wdała polityka i arcymądry król szwedzki Gustaw Waza, pojmując że się na niem Gdańszczany bogacą, jako i dziś wszytcy, co jeno surowca z ziem ościennych ciągną, przetwarzając onego u siebie, tegoż wywozu osmundów w połowie XVI stulecia zakazał... I to była największa przyczyna, że hamernie gdańskie upadły, bo choć i następcy Gustawowi zakazu ponawiali, przecie już nie ścigali tak srodze, to i szło onego obejść, abo w najgorszem bądź razie celnika przekupiwszy, przemycić... Cóż, gdy w międzyczasie kuźnicy żeleźni gdańscy najcelniejsi woleli się za tąż rudą przesiedlić za Bałtyk... do Szweda...
   Gdańsk sobie poradził, jako to z Gdańskiem zwyczajnie, straty na żelazie, powetowawszy sobie wrychle na zbożu, potażu, meblu i śledziu, przecie to już niejako na wieki ustawiło nam proporcyj eksportu naszego i baryerą się stało kolejną w rozwoju przemysłu rodzimego. A jak kto spyta, czemże za dwa pokolenia była armia Gustawa Adolfa zbrojna, gdy po połowie Europy adwersarzy rozstawiać po kątach poradziła, nas nie wyłączając, niechajże spomni tych embarg na osmundy i emigracyi hamerników gdańskich...
  Na przeciwnem niemal Europy krańcu odmiennie przyszli do narodzin wielkiego pieca, bo tam, we Styriej, kuźnicy odkryli jak żelazo nadto nawęglone onego nadmiaru pozbawić, a to przez prostą czynność niejakiego "rozpuszczenia" tegoż nadto nawęglonego w inszem, dla odmiany mało nawęglonem... Rzecz jeno w słowach prosta, bo by tego czynić trza było znów żaru mieć więcej niźli owe graniczne 1300 stopni, by się surówka lejliwą stała i mięszać cokolwiek można było. Styryjscy kuźnicy do takiej też przyszli doskonałości, że poradzili nie dość, że processa owe pod kontrolą mieć, to umieli zaplanować stopień twardości stali, stosownie ku temu moderując ilość surówki i wielkość bryły żeleźnej!



  Nie nadto może to i do uwierzenia, bacząc jeno na owe nie najlepsze ryciny, aliści to właśnie nam owej dymarki, "bergamską" zwanej, mieć za prawdziwy, europejski, wielkiego pieca pierwowzór... A bergamską dlatego zwana, że to nie styryjscy rzemieślnicy owe kunszta po kontynencie roznieśli, jeno właśnie z Bergamo się wywodzący kuźnicy.
   Konkludując, od tegoż czasu samo żelaza czynienie się na dwa podzieliło etapy. W pierwszem, czy to u Szwedów, w tych piecach, co to ich Święta Brygida za czeluściom piekielnym bliskie miała, czyli też w tych na podobieństwo bergamskich stawianych, żelaza topiono do płynności. I takiegoż, odlanego i zastygniętego z paśkustwem wszelkiem, do dalszej przesyłano obróbki, gdzie w kuźnicach, naszym dotychczas znanym, podobnych, jeno o miechach bogatszych, owego żelaza "odświeżano", przy wyprażaniu ponownem i młotami kuciu, większej owych przymieszek zawartości onego pozbawiając.
    I od owego "odświeżania", lubo też i jako to z niemiecka zwano "fryszowania", narodziły się i "fryszerki", czyli kuźnice z piecami niskiemi, ale bogatemi w miechy, gdzie owego półproduktu dopiero na prawdziwą zamieniano stal...
   Ano i produkt tak moderowany będzie w Europie w tejże, nieomal nieodmienionej technologiej przez trzy władał stulecia, nam zaś pora przejść do Mistrza Jana, co w swej, krzynę i publicystycznej poemie "Satyr, albo Dziki Mąż" owemu tytułowemu Satyrowi w usta wkłada poniższe słowa:
"Gdzie pojźrzę, wszędy rąbią: albo buk do huty,
Albo sośnią na smołę, albo dąb na szkuty."
    I tych słów poety spamiętać upraszam, gdy w nocie następnej i pewnikiem cykl cały kończącej do przyczyn pryncypalnych upadku kuźnictwa naszego przejdziem...
_____________________
*około 1300 stopni
** jakie cztery do ośmiu procentów jeno węgla mającą. Dłużej trzymane w piecu żelazo nawęglało się bardziej i też stawało się nieprzydatnem z punktu widzenia kuźników naszych.
*** od szwedzk. osemundar, każdy placek ważył jakie pół funta zaledwie, temuż nader łacno było niemi wszelkie w ładowniach wolnizny zapełniać, a legenda głosi, że najpierwszy raz ich wziął żeglarz, co grosiwa na towar przetracił za jakich rabuśników sprawą, nabrał tych osmundów za balast i nieoczekiwanie z ogromnem przedał zyskiem w porcie rodzimem...

10 maja, 2014

O cyrkumstancyjach europejskich względem XVI-wiecznego hutniczego rzemiosła...

...czyli naszego, cokolwiek przykurzonego niemal roczną zwłoką, kuźniczego cyklu część siódma (IIIIII, IVV, VI).
    Jest dziełko z roku 1580, co się zwie "Description of England", coż byśmy mogli przełożyć na "Opisanie Angliji", któregoż autor z melankoliją niejaką konstatuje, że u Angielczyków idzie przejechać nieraz dziesięć do dwudziestu mil (16 do 32 kilometrów na nasze licząc) i nie spotkać lasu...:(( *   Francuzikowie zasię, grubo pół wieku przed tegoż "Opisania..." powstaniem, bo Anno Domini 1518 zakazali węglarzom najprzód lasy królewskie popielić, zasię dwóch i lat nie minęło jako się zakaz poszerzył na ziemie wszytkie, bliższe Loarze i dopływom onej na mil sześć... Rzeknie kto, że to wielgiego o lasy swoje starania dowód, ja dopowiem, że podobny tzw."pożyczce", czyli temu, co jaki mąż okrutnie łysiejący a mający to sobie przykrem, hoduje po jednej stronie jakich kudłów długich na hipisowską modłę, by ich potem przez całą górę, aż do drugiego ucha przerzucić. I że gdybyż nie tamte edykty, zapewne by dziś i Francyja cała łysym stała plackiem. Aliści nie w tem konkluzyja najpryncypalniejsza, jeno w tem, żeby na czas w żywocie owych nacyj baczyć żywo i jedno z drugiem wiązać...
   Roku 1580 Anglija na morzach może już i nie raczkowała, aliści nie sposób jej było zwać jaką potencyją morską. Kupczykowie tameczni więcej się i może morskim trudnili rozbojem, niźli handlem prawdziwym, o flocie zaś z prawdziwego zdarzenia nawet i nie było jeszcze co gadać. Filip II hiszpański tegoż roku zagarnął był portugalskiej ziemi i portów, a że Elżbieta niderlandzkich rebelizantów jawnie już wspierać poczęła, wojny między potencyjami onemi jeno patrzeć było...
   Tak, czy siak trza było Angielczykom na gwałt i szkut, i marynarzy, i harmat na owe korabie... Marynarzów szło wyuczyć z ludzi własnych, choć i tu przez dziesięciolecia jeszcze mieć będziem na listach żołdowych całej wieży Babel. Skąd jednak brać drzew na ową nową flotę, co przez następne z górą cztery stulecia światem trząść będzie? A przecie to nie frasunek jedyny... Nie masz drzew, to i kuźnic nie masz, bo czemże w nich palić? Tegoż węgla, co pod ziemią skryty, dopieroż się w pełni w ośmnastym nauczono w Anglijej wydobywać wieku... A jak kuźnic nie staje, to skąd brać żelazo na oręż, harmaty i moderunek wojenny? Upraszam tych spamiętać pytań, gdy przyjdziem do gędźby o upadku kuźnictwa w Polszcze samej...
   Francyja spomniana z lat dwudziestych XVI wieku, przed tem samem przecie stoi problemem. Od lat kilku nią włada król wojowniczy**, co się na azard wojen był wypuścił italskich i , cesarzowi samemu*** rzucił rękawicy... Wojował, przyznajmy, ze zmiennym szczęściem, przecie nie rzecz tu o jego wojenne przewagi, jeno o to, że i onemu mus było zadbać o armaty, oręż i utensylia insze... I znowuż pytanie zasadne: skąd ich brać? A jeśli już nie gotowych, to choć skąd drewna do hut swoich?
   Spominalim tu w trzeciej części naszej o kuźnikach opowieści, że się odnośnie tegoż samego niemal czasu Imć Mieczysław Radwan był doliczył w Rzeczypospolitej tych kuźnic blisko czterystu. We Francyjej Franciszka I, co jak kania dżdżu, łaknął żelaza i stali na swe wojenne sprawy, bodaj po raz w dziejach świata pierwszy, w 1542 roku spisu poczyniono dla władcy - swoistego tamecznych kuźnic inwentarza... Dorachowały się ich Francuzy 460, a że to o co na kształt pierwociny zamówień publicznych szło, przyjąć możem, że ów obrachunek zawyżony sporo, bo skoro prospekta szły na jaki obstalunek tęgi, to i pewnie każdy, co jeno miechu miał i kowadła, prosił, by go między huty pisać... A cyrkumstancyje czasu tamtejszego znając, jeśli suplikę wsparł swoją jaką sakiewką, to go i intendenci królewscy popisali niechybnie... Spominam zaś o tem, bo jak widać, primo, że nijaki to dla nas powód do wstydu, secundo zaś, że trudnoż o lepsze potrzeb krain bezleśnych ukazanie...
    Ano, a że z dawna to dowiedzione, że natura nie znosi próżni, i że jak jest na co popyt, to się podaż pokrótce pokaże, temuż nam przyjdzie słów rzec paru o nowinkach, co tejże wiecznie żelaza głodnej zachodniej gęby zatkać miały... Żelaza i drewna, takoż i wszytkiego, do czego drewno koniecznem, jako to potażu, smoły samej etc... Temu wtóremu właśnie Rzeczpospolita sprostać probowała, aliści i w tem przyczyna rychłego extraordynaryjnego znaczenia Inflant, które dopotąd w Europie za jeden z zakamarków podlejszych służyły... Inflanty, to klucz do całego z Moskwą handlu, a tam przecie drzewa, że ho, ho... Jeszcze i za sto lat tam katorżnicy będą mieli co rąbać...
  Że zaś nam się temi dywagacyjami, nader światowej natury, nota wielce obszerną uczyniła, tedy o owych innowacyjach, gdańszczanach niecnotach, takoż i o pewnej herod-babie, co do dziś za świętą uchodzi, opowiemy w części ósmej...:)

____________________
* Przypomnieć się ośmielę, żeśmy na dawniejszem mem blogu już poniekąd, i o tem nader zajmującej wiedli debaty nad tekstem Imci Hermanna Remmerta "Ekologiczna historia Europy Środkowej w średniowieczu", coż go Nieocenionemu Cypryanowi zawdzięczaliśmy...:)

** Franciszek I , miłośnikom niedawnych o Borgiach serialów wybornie znany...

*** Karolowi V (w Hiszpanijej jako Karol I znanemu)


P.S. z 11 maja:
Noty odrębnej uskuteczniać w tem względzie nie myślę, przecie miło by było, by kto ze mną jeszcze pospołu spomniał święta dziś wypadającego,  6 Pułku Ułanów Kaniowskich , zasię pozawczoraj świętujących 1 i 10 Pułków Strzelców Konnych 

07 maja, 2014

O mało znanem aspekcie rekonstrukcyj...

   Dziś słów parę o sprawie, w której żem sam wziął udziału parę lat temu dziesiątków. Owoż pognało mię z archeologami kopać w cudnej Pienin okolicy, a ściślej tam gdzie się spływ Dunajcowy poczyna. Szukalim śladów ludzi paleolitycznych, a i znaleźlim niemało. W szkole miejscowej uczniakom znalezisk ukazawszy, rychłośmy pomiarkowali, że owi pojmują owe kamienne narzędzia jako coś, co człek pierwotny chwytał w dłoń i tem nieporęcznem przecie narzędziem pracował. 
    Ano i z tegoż spotkania genesis się wiedzie myśli naszej, by ukazać jakoż to było prawdziwie. Że zaś na stanowiskach naszych, okrom narzędzi poczynionych, trafialiśmy i cosi, cośmy "bułami" zwali, a co najpewniej było naszanem ze sobą zapasem kamienia na narzędzia zdatnego*, czego znów dla archeologicznych ekspozycyj starczyło wziąć dwóch, czy trzech, tośmy umyślili jednej z tych "buł" dawniejszym sposobem rozbić, z wiórów odłupanych zaś uczynić jakich ostrzy czy drapaczy.
    Ano i jako się komu zdaje, że owe rekonstrukcyje jeno temu służą, by się eksponat w gablocie prezentował ładniej, to nasze właśnie starania dały nam możność ZROZUMIEĆ działanie przodków naszych. Po dniach kliku bezowocnie zmitrężonych nad rozbiciem "buły" właściwem przy użyciu samych jeno kamieni inszych, w desperacji posłużyliśmy się całkiem spółcześnym stalowym obuszkiem toporka i dłutkiem. Dalszej już obróbki wiórów pozyskanych żeśmy czynili jako się należy łupiąc kamień o kamień i jeśli się komu zdaje, że uzyskać kąt właściwy ostrza to rzecz jest prosta, niechaj się by jak najrychlej tej myśli pozbędzie!
    Drapacz przez nas wykonany, co przecie jeno zeskrobywaniu resztek mięsa i włókien ze skóry służył, by owa się nie zaśmiardła i nie spsowała, a za odzienie służyć mogła, ergo narzędzie, co wcale chirurgicznej nie wymagało precyzji, zajęło trzem z nas dni całych dwóch, a z każdą dni tych godziną rósł nasz szacunek dla paleolitycznych "pierwotniaków". A to kąt uderzenia niewłaściwym był, a to wiór obrabiany pękał, a to znów odłupywała się krawędź o powierzchni ćwierci paznokcia najmniejszego, co dla naszych celów znaczyło ogrom Orlej Perci, gdzieśmy potrzebowali ukruszyć pod określonem kątem płaszczyzny wielkości czubka igły...:((
    Ów drapacz, co go poniżej widzicie, wymagał w sumie jakiego tysiąca uderzeń... I dodajmyż, że jest jedynym, co się powiódł jako tako i porównywać się dał ze znalezionymi ( ku dumie naszej niemałej:). Jedynym... z bodaj trzynastu, czy czternastu poczętych... Osobną sprawą z oprawą i obsadą turbacyja, co też dnia całego zajęła... I z tego konkluzyja najpierwsza, że niemożnością się zdaje, by się tem trudnił każdy plemienia wędrującego człek, gdy mu się stare spsowało narzędzie... Nawet pojmując żeśmy tej robocie nienawykli, że mięśnie wątłe, ręce nad podziwienie chyżo mdlejące, żeśmy się biorąc za to ani krztyny tej nie mieli wiedzy JAK tegoż czynić i że przyszedłszy z czasem do wprawy jakiej może byśmy nie we trzech jednego w dwa dni udłubali, a poradziłby sobie jeden z nas za jakie pół dnia, to przecie taki drapacz ledwo jednem z kilkudziesięciu narzędzi potrzebnych, przy tem taki, co się go nie traci za lada rzutem włóczni z ostrzem krzemiennym... Drapacza się najpewniej porzucało gdy się stępił, ale przecie myśliwym grotów do włóczni i strzał potrzeba było setek, jeśli nie tysięcy...



   I tak rychłośmy, ani od praeceptorów naszych nie przymuszani, do konkluzyj przyszli, że niepodobieństwem zgoła, by wewnątrz tego nomadów plemienia już nie było specjalizacji szczególnej i by tego, co tych narzędzi czynić umiał najzdatniej, nie hołubiono szczególnie... Najpewniej każdy umiał w potrzebie udłubać sobie narzędzia koniecznego, aliści by się tem miał zajmować ustawicznie, nie byłoby kiedy za zwierzem gonić, czy runa leśnego przepatrywać...
   Najpewniej zatem trudził się tem ktoś jeden, lub dwóch, może i jakich myśliwych dawnych, co dla kalectwa może jakiego w tem się specjalizować poczęli, by plemieniu być nadal przydatnemi.
  Toć to przecie robota dla oka najwięcej, rozumu i rąk zręcznych, a przy tem może i nawet siedząca, i dlaczegóż nie przy ogniu i pod dachem? :))Ot, taki pierwowzór kowala... społeczności swej koniecznego...
   I bodaj NIGDY byśmy tego nie ZROZUMIELI sami, gdybyśmy się, gnani zapałem, sami tychże nie jęli kamieni...
______________________

* Na stanowiskach naszych żeśmy mięli najwięcej znalezisk z miejscowego radiolarytu pienińskiego, aliści trafiał się i obsydian czarny... którego najbliższych złóż na madziarskiej trzeba by szukać ziemi. I proszę mieć tego za dowód jak znacznych migracyj czynili przodkowie naszy...


P.S. Komu fantazja i wola, tego upraszam kielicha ze mną pospołu wznieść za pamięć dziś świętujących 12 Pułku Ułanów Podolskich i 17 Pułku Ułanów Wielkopolskich :), zasię jutro 10 Pułku Ułanów Litewskich :)

03 maja, 2014

O majowych czynnościach gospodarskich...

   Głodnych okolicznościowych okołokonstytucyjnych not odesłać sobie pozwolę do moich uwag lat już temu kilka spisanych wkoło głosu profesora Chwalby:
http://wachmistrz.blog.onet.pl/Wpodle-konstytucyi-trzeciomajo,2,ID377029861,n , takoż nieustająco jak co roku napominam byśmy oddawszy Bogu, co boskie, a co cesarskie cesarzowi, głupot za politykami i niedouczonymi żurnalistami i pseudohistorykami nie powtarzali, jakoby nasza konstytucyja po amerykańskiej była we świecie wtórą, a w Europie najpierwszą, jeno odpowiednio trzecią i drugą...

http://pl.wikipedia.org/wiki/Konstytucja_Korsyki

   Nam zaś pora się za sprawy brać naprawdę poważne, bo to co tam kto gadać dzisiaj będzie, a bodaj i za łby brać, a co wydrukują o tem jutro, pojutrze za papier w wychodku posłuży, a  prześlepić robót gospodarskich nie sposób, bo te za koleją idą, aury nie wyglądają, a i zwłoki nie ścierpią, bo wszytko się nam kiepskim plonem zwróci, jeśli na czas nie dopatrzym... Tandem, Ziemianie Moi Mili (także Balkonowi i Doniczkowi:), pora nam na część kolejną cyklu naszego, znanego Bywalcom "Memoriale Oeconomicum" Teodora Zawackiego z 1616 roku dla maja miesiąca porad przygarść stosownych (podobnie jakeśmy ich podali dla stycznia , lutego , marca i kwietnia:

"Maj jeśli swym weselem ma nad wszytko lato,
Nie wdzięczen czasów i po krwi, kto nie wesół na to.

- Na oziminie paść bydła przestać na św.Filip i Jakub*.
- Wina nalepszy czas na św.Krzyż** sadzić póki nie puści pąpowia, a trzeba go ułomywać nie rzezać do sadzenia, bo starzy (o starożytnych tu idzie autorów- Wachm.) zakazują żadnego wina zelazem nie ruszać, póki trzech lat stare nie będzie.
- Rany (wczesny-Wachm.) len, konopie, proso siać na św.Urban.
- Także tatarkę (jedna z odmian gryki-Wachm.) w ostatniej kwadrze siać.
- Baranki młode odsadzać i owce trzy razy na dzień doić począć około Świątek, abo tydzień po Świątkach, także i krowy.
- Ściany gliną lepić, nie będą się padać. Piece w piekarniach lepić, nie padają się, także boiska w stodole.
- Dachy słomą poszywać a stare snopki z poszycia między gnój roztrząsać.
- Chmiel podpierać i zakładać na tyczki.
- Zboże na szpichlerzach z pilnością i często przerzucać, aby, gdy żyto na polu będzie kwitnęło, nie zepsowało się i szkody w nim nie było.
- Rachunku słuchać pasterzów z bydła i inwentarze bydła rozmaitego spisować i piętnować bydło i co się go przymnożyło i co ubyło, spisać.
- Gnój krowi i owczy na ugory poczynać wozić.
- Nowo szczepione drzewka polewać gębką w każdy wieczór.***
- Masła i serów jako najwięcej przysposobić, bo majowy nabiał najlepszy bywa.
- Pszczoły opatrować i ule im wychędażać.
- Cielęta wałaszyć.
- Wino przetaczać z beczki do beczki, także okopywać świeżo sadzone i obrzynać stare macice.
- Z zboża zielsko wyrywać.
- Może też szczepić począwszy od Maja aż do Czerwca, na miejscach wilgotnych i przy wodzie, aby się szczep mógł polewać. A żaden szczep nie ma być przesadzany, ani szczepiony, gdy z siebie pąpie wypuści, bo się taki nie przyjmuje. nie godzi się też pod ten czas rzezać, ani obcinać drzewa, ani gnojem okładać, bo to wszystko szkodzi drzewu.
- Pszczoły aby się dobrze roiły, posmaruj im dziurki w ulu mlekiem owczym około św.Filipa i Jakuba*, tedy się będą prędzej roiły. Bo roje rane lepsze są a niż te, które się późno roją[...]
- Płótno najlepiej bielić na ten czas, gdy jabłoń kwitnie.
- Wykę siać i soczewicę około św.Filipa i Jakuba*.
- Od Bożego Wstąpienia począwszy, baranki bywają rzezane na skopy.
- Koni z pilnością doglądać i karmić je, aby nie chudły, bo pod ten czas mogą konie tak schudnąć i znikczemnieć, że potym przez długi czas poprawić się nie będą mogły [..]
- W Śląsku w miesiącu Maju urzynają wielkie pokrzywy z pilnością i siekają je krowom, po których wiele mleka dają i pięknego.
- Rozsadę kapustną sadzić.
- Zboże na szpichlerzach na każdy tydzień przynajmniej raz przerzucać, bo proch (kurz - Wachm.) czyni je stęchłym; a cienko niech leży na szpichlerzu.
- Raki w Maju najlepsze bywają i pełne, a zwłaszcza gdy miesiąca przybywa i tak trwają aż do miesiąca Września.
- Pod ten czas najwięcej się ryby łowią na wędę.
- Gospodyni dobra ma różne majowe ziółka w miedzie abo cukrze smażyć (do zastosowania aptecznego - Wachm.)
- Majowa rosa krostawym pomaga, gdy się w niej rano walają.
- Gdy żyto kwitnie, rady kurczęta zdychają, kładźże im macierzankę w wodę, którą piją.
- W Maju tak w nocy jako i we dnie dobrze płótno bielić, dla tegoż w Prusiech i na Śląsku w nocy płótno na polu zostawują, a, żeby go nie rozkradziono, pilnują w nocy w budach na to zbudowanych.
- Trzy dni przed św. Urbanem**** abo trzy dni po św.Urbanie zwykli ludzie na niektórych miejscach jęczmień siać, także konopie i powiadają, że najlepszy czas.
- Kokoszom i kaczkom jajca podkładaj, bo te kurczęta i kaczęta, które się pod ten czas wylęgą, możesz snadnie przez lato przechować.
- Łososie do Świątek bywają dobre, potym też już nie tak. Pod ten czas też węgorz się łowi a zwłaszcza kiedy grzmi.
- Popisać wiele lech (zagonów -Wachm.) cebule, pasternaku, marchwie, maku, pietruszki, karczochów, ogórków etc.
- Gdy w Maju żołądź dobrze okwitnie, znaczy rok dobry.
- Len na niektórych miejscach sieją na św.Jerzy*****, im starszy jest miesiąc, a tatarkę sięją w Krzyżowe dni******. Proso około niedziele, którą zową Krzyżową abo Rogationum*******
- Tegoż miesiąca sałaty sieją, także rzodkiew, rutę, cebulę etc [...]
- W tym miesiącu tłuste i mokre role, które długo mokre trwają, może pierwszy raz orać, a suche role drugi raz.
- Gdy zasieje gospodarz, może jeszcze grodzić, drzewo rąbać, brogi, stodoły poszywać, łuczywo i drewka na kominy rąbać i pod ryby, aby ich przez cały rok być mogło; gnój na podwórzu na kupy szuflować i na ozime pole wywozić. Koniom dać odpocząć i dobrze je karmić, aby zaś ciała i mocy, której za sprawowaniem ról letnych pozbyły, nabyć mogły.
- Jarki, tatarki, baczny gospodarz nie ma wiele siać, okrom
przygody nie w czas zasianego zboża, bo bywa to, że jesień
niepogodna, a mróz rychlej oziminę opędzi, tedy nie lża jedno
jarzyną ratować.
- Nieczystego zboża nie siać.
- Plewidła pilnować, na które ogrodnicy, komornicy, chałupnicy, karczmarze, rzemieślnicy iść powinni.
_________________________________
* - 1 Mai
** - 3 Mai
*** - tu jeno uwaga moja, że mię zadziwiła rzecz niepomiernie, bom dopotąd gąbek koszta w czasach Zawackiego za nader wysokie miał, tu zaś widać, że Zawackiemu się to nie dosyć, że zwyczajne w każdem widzi gospodarstwie, to jeszczeć nie na łaziebny użytek, a o ogrodowy!
**** - 25 Mai
***** - 23 Aprili
****** - podług dawniejszej tradycyi trzy dnie przed Wniebowstąpieniem Pańskim to czas dni krzyżowych, czyli procesyj do krzyży w polu i przy drogach stojących na terenie danej parafii.
******* - piąta niedziela po Wielgiej Nocy

01 maja, 2014

O wcale niekoniecznym spotkaniu dwóch mężów część piąta i ostatnia...

    Kończąc tej naszej kopernikowskiej epopei, ( IIIIII , IV )  wypadnie choć na kilka przódzi postawionych kwestyj poprobować responsu udzielić, co nie znaczy, że samo owej historyi pokończenie, czyli rzecz o dzieła Kopernikowego tłoczeniu, nowych nam wątpień nie zadaje.
   Wrześniem Roku Pańskiego 1541, gdy kanonik fromborski uznał swe dzieło życia za poprawione, przejrzane i do druku akuratne, zasię Retyk pokończył kopij czynienia, czego najpewniej sam własną sposobił ręką, wziął ów nareście tejże kopijej wygotowanej* i ku Norymberdze odległej ujechał. Najpewniej tęgo już przez Melanchtona poganiany, któren ani myślił o tem, by mu się wykładowca na chwilę z oczu Lutrowych usunięty, już trzeci rok gdzie tam po świecie bałakał, zamiarów jednak odmienił i pierwej się ku bliższej Wittenberdze pokwapił.
   Począwszy zaś tam de novo wykładów swoich, nie miał ni czasu, ni możności, by się Kopernikową zająć xięgą, tedy sprawa się przeleżała odłogiem przez kolejnych ośm miesięcy, dopokąd semestr wiosenny 1542 końca nie dobiegł. Mogę ja tegoż pojąć od technicznej rzeczy strony, przecie nie od moralnej...
   Kopernik raz się na publikacyję zdecydowawszy, a znając przy tem, że czas już jego niedługi na tem łez padole, wyglądał tegoż przecie wielce niecierpliwie. Najpewniej Retyk mu się nie zdradził z tem, że planów odmienił, tedy owe ośm miesiąców zbytecznego zgoła czekania, nieznośną być musiały Kopernikowi torturą...
    Co jeszczeć i więcej osobliwe, Retyk tegoż czasu wykorzystał podług uznania swego, czyniąc rzecz dziwaczną, a podług dzisiejszych kryteriów zgoła niedopuszczalną. Otoż wydzielił on z Kopernikowego dzieła dwóch rozdziałów, co jeno trygonometryjej były poświęcone czystej, tych własną jeszcze przemeblował ręką i... wydał w Wittenberdze jeszcze zimą, rzeczy traktując jako dopełnienie dawniejszego traktatu Regiomontanusa "De triangulis omnimodis". Przy tem we wstępie wielce się jeszcze rozpisywał o zaszczycie, jakiem dlań było dla Kopernika pracować. Wierę, że to w jakiej dobrej był uczynił wierze, przecie nam się dziś to zdaje wielce konceptem dziwacznem, a że bez wiedzy jeszcze autora czynionem, to i podejrzanem zgoła...
    W Norymberdze szczęściem Petreius był już z dawna w gotowości i xięgi wyglądał niczem kania dżdżu, temuż prace nad drukiem ruszyły z kopyta i gdzieś latem pierwsze strony przesłano Kopernikowi, któren pocztą odwrotną nadesłał dopisanej przedmowy i wstępu. Tem zaś czasem jednak jakie musiały być w Wittenberdze turbacyje wkoło tych Retykowych wyjazdów i kwasy, dość że latem 1542 roku ten nowej dostał posady na uniwersytecie lipskim, co może było i niejakiem awansem**. Nie mogąc spraw zaś tutaj tak zaniedbywać, jako w Wittenberdze był uczynił, musiał się w Lipsku z początkiem października stawić, a że Petreius nie czuł się sam na siłach, by dzieła Kopernikowego raz jeszcze przepatrzeć, obadwa o tęż przysługę poprosili spominanego tu już Andreasa Osiandera, tamecznego teologa i filozofa, tego, co to Albrechta Hohenzollerna na wiarę luterską nawrócił...
   Zda się, że ów już i przódzi służył wydawcy Petreiusowi pomocą przy korektach jakich, to i rzecz się zdała naturalną, aliści skutki były nader opłakane. Nie w korekcie rzecz jednak, bo tej Osiander dokonał rzetelnie, jeno w tem, że ów miał uporu, przy którem najtęższe w tej mierze kapitulują osły. To, że Kopernik odrzucił jego sugestyj wcześniejszych, by rzecz jeno jako hipotezy wydać, nie znaczyło dlań, by się miał takiem drobiazgiem jak zdanie autora kierować.
   Ano i tak, oddając Petreiusowi dzieła po korekcie dołożył doń wstępu własnego, w którem nie dosyć, że opisał rzecz po swojemu, jako hipotezy kolejnej właśnie, to jeszcze i dodał uwłaczające powadze Kopernikowego dzieła życia zdania o tem, że nie masz w astronomijej niczego pewnego, tedy najlepiej by czytelnik do wszystkiego z dużą podchodził rezerwą!
    Że karta ta niepodpisaną została przez niego, tedy i pozór czyniąc jednorodności z dzieła resztą, umknęła Petreiusowi jako rzecz dodana. W temże samem czasie Kopernik już jeno siłą woli niezłomnej się najpewniej przy życiu trzymał, bo musiał już i przódzi tęgo na zdrowiu zapaść (wylew?) skoro 8 grudnia Dantyszek jednemu z rozmówców rzekł, że astronom jest sparaliżowany...
   Xięga była gotową z końcem marca Roku Pańskiego 1543 i czem rychlej jej egzemplarze najpierwsze rozesłano do tych, co ich z dawna już wyglądali. Kopernik swego dostał najpewniej w dniu śmierci swojej, czyli 24 maja... Że mamyż relacyi o tem, że od dni już kilku miał wielce rzadkie przebłyski świadomości, tedy najpewniej scena w filmie astronomowi poświęconemu (pomijając fałsz oczywisty, że xięgi przywozi sam Retyk), że ów się jeszcze zdołał tegoż wstępu Osianderowego doczytać i wielce tem zasmucić i rozczarować niemiło, jest najpewniej wizją mylną. Najpewniej w tem względzie choroba była dlań tyleż łaskawą, że nie dozwoliła już na to, a jeno na uradowanie się, że końca spraw swoich doczekał.
    Insi jednak nie takiej czekali xięgi... Druh Mikołajowy bodaj najbliższy, Tiedemann Giese, tak się był rozczarował i zmartwił, że się ani resztą porządnie wydaną radować nie umiał. Małoż na tam! Winowajcy nie znając i Retykowi czynił wstrętów, najwięcej zasię Petreiusowi, którego wręcz o fałszerstwo oskarżył i do rady miejskiej w Norymberdze pisał, by mu prawa czynienia zawodu cofnięto i pod sąd dano.
   Wybronił się Petreius, winowajcy prawdziwego wskazując i prawdy słów swoich dowodząc, przecie co przez jakie pół roku przecierpiał bezpodstawnie od Giesego, Retyka i inszych winowany, to jego. Zda mi się, że choć niewinności jego dokazano, przecie skaza pozostała, a Petreius zda się z tych prawdziwie był rzetelnych i ambitnych, co im zarzut najlżejszy ciężką na sumieniu boleścią...
    Trzecim, po Giesem i Petreiusie cierpiącym był sam Retyk, bo i jego obwiniano o jakie z tem wstępem machinacyje, aliści nie to mu pewnie nawet było i przykrością największą. Ciężko bowiem to napisać przychodzi, aliści gwoli prawdy miłości rzec trzeba ućciwie, że pokrzywdził go krzynę nasz astronom. Przedmowa bowiem i wstęp od Kopernika Petreiusowi dosłane zawierają podziękowań odautorskich licznych personom innym za pomoc i wsparcie, jako się to czyni zwyczajnie, gdy autor luboż prawdziwie za pomoc się obligowanym czuje, luboż dla jakich tam przyczyn uważa, że dziękować powinien. I oto rzecz niepojęta, aliści nie masz Retyka w tem gronie... Kopernik go ani nie wymienił, ani mu NIE PODZIĘKOWAŁ!!!
    Probował Giese Retykowi tej pigułki gorzkiej cukrować, że to nibyż już choroba tak musiała astronomowi głowy mącić, że dla tej przyczyny przepomniał, aliści marna to wymówka, skoro o inszych pamiętał (w tem i o Giesem właśnie). Trudnoż doprawdy sądzić o tem... Całego Kopernikowego żywota poznawszy, jego i charakteru zdałoby się, że to ostatnia we świecie persona, coby zamyśliła takiego uczynić afrontu, osobliwie, że kto, jak kto, ale on nader dobrze znał, jak wiele Retykowi zawdzięcza... Gdybyż jeszcze mógł znać sprawy z Osianderowym wstępem i jako pochopnie na karb to złożyć Retyka, bym i może tego umiał zrozumieć, aliści najmniejszej nie ma możności by o tem wiedział przedmowy pisząc, a wątpliwe czy ten sens doń i za życia dotrzeć zdolił...
   Cóż zatem? Abo zamyślił co więcej i może nawet, a to dajmyż na to, by Retykowi "De revolutionibus..." po prostu dedykować całe i tu Giese przy prawdzie może i stoi, że iście jaki wylew drobniejszy mu memoryję spsował wrychle tak, że w przekonaniu żył do końca, że iście tak zdążył uczynić... luboż i iście miał do Retyka jaki żal o te miesiące zmarnotrawione, o te rozdziały nawet i bez pytania z dzieła jego wyszarpane i po swojemu wydane...
   Nawiasem to jakeśmy już i przy tem, to rzecz której żem dociec nie poradził, to tego, któż grosz za tąż publikacyję zebrał***. Insze to naówczas były czasy, prawo autorskie właściwie nie istniało, honoraria w naszem dzisiejszem rozumieniu dopieroż się rodziły, najczęściej bowiem to autor druku zleciwszy za druk ten sam płacił i jeśli co zarobił na tem, to w on czas, gdy co sam przedał luboż kto inszy, ku tej rzeczy najęty... Kopernik z pewnością grosza wziąć za to nie zdążył, a i spadkobierczynie jego, zda się, takoż... Któż zatem? Retyk? Petreius?
   Kończąc pomału tych rozważań naszych o trzech bym chciał jeszcze spomnieć sprawach. Najpierwsza to samego Retyka dalsze dzieje. Najkrócej rzekłszy: małoż z naukowego punktu wejrzenia ciekawe... Jegoż z Kopernikiem relacyja i wkoło xięgi przygoda zdają się być apogeum kariery tegoż męża zdolnego, któren już niczem równie wielkim po kres żywota kres nie błysnął****. Aliści właśnie w żywota tego schyłku, zdarzyło mu się deja vu swoiste, a to, gdy już w Koszycach dni swoich dożywał to podobnie jak z górą trzydzieści kilka lat przódzi jego po zapoznaniu jeno zarysu Kopernikowej nauki pognało do Fromborka, tak pewnego studenta z Wittenbergi po przeczytaniu Retykowego "Canon doctrinae triangulorum" z 1551 naszedł podobny mus autora na własne widzieć oczy, gwarzyć z niem i być jego uczniem. Ów Valentin Otto w te pędy zatem Retyka wybrał się szukać po świecie i w sam czas zdążył z niem się i spotkać, zaufania zyszczeć i dzieło Retykowe ostatnie przejąć***** i ocalić.
   Kwestyja przedostatnia to owo postawione w nocie piątej pytanie jakże to prawdziwie było z tem prześladowaniem ze strony Kościoła. Dokazalim już, że nic podobnego za życia Kopernika miejsca nie miało, przeciwnie: rzec by i można że się jaką cieszył i protekcyją dyskretną. Niewiele się tu zmieniło i po jego śmierci przez czas bardzo długi. Czemu? Ano najpewniej dla tej przyczyny, że dzieło Kopernikowe tak jest poważnem przedsięwzięciem naukowem, że naprawdę niewielu było w Europie ludzi, co dokumentnie wszytkiego pomiarkowali, o coż autorowi szło. Owszem, dzieło było popularne bardzo w astronomicznych kręgach, to i wznawiano go wielokrotnie... ale dla tablic wielce porządnie przez Kopernika opracowanych! Zdarzało się zresztą, że wydawano i same tablice... Trudnoż zatem, by ta xięga jakich wielkich budziła kontrowersyj, skoro śród astronomów ledwo jeden na dziesięciu miarkował o czem naprawdę prawi. Niemałoż tu i zaważył wstęp Osiandera nieszczęsny, który rzecz całą kazał traktować jako kolejnej hipotezy jeno...
    Krzynę się to odmieniło za złotonosego****** Tychona de Brahe sprawą, któren za wszelką cenę pragnął dowieść modelu własnego, w którem Ziemia była centrum wszytkiego i naturaliter ani jej w głowie było frywolnie się kręcić, czy zalotnie wkoło kogo krążyć. Podobnie statecznem być miało Słońce, wkoło którego jednak już cała reszta krążyć miała. Dowieść tego nie zdołał, nie stało zresztą mu i żywota na badania jakie większe, aliści zdążył za pomagiera zatrudnić Keplera i onemu poruczył rzeczy dokończenie, co się tak pokończyło, że to Kepler rzetelnie dowiódł prawd kopernikowych. A więcej i nawet, bo tam gdzie Kopernik nadto zbłądził, przyjmując że skoroż dziełem są boskim wszelkie planety, ergo ich ruch musi się odbywać w sposób doskonały, czyli po orbitach kolistych. Kepler właśnie, któremu się to żadną miarą zgodzić z obrachunkami nie chciało, był na koniec przyszedł ku tej konkluzyi, że to jednak będą orbity eliptyczne. I dopieroż po Keplera odkryciach tak prawdziwie możem mówić, że się o Koperniku poczyniło głośniej... pół wieku po śmierci onegoż.
   Kiedym ja swoich szkół opuszczał, wpojono mi przekonania, że tak Giordano Bruno, jak i Galileusz za prawdy kopernikowe nadstawiali karku, a pierwszy tego nawet i życiem przypłacił. Prawda natomiast jest taka, że pierwszy herezji był autorem wielce osobliwej, w której między inszemi Ziemia była tworem żywym, całość zaś Wszechświata tożsama z Bogiem i tak naprawdę spalono go za to, a kopernikańska teoryja Brunowi jeno za uzasadnienie służyła tez co poniektórych. Galileusz zaś najpierw dowiódł istnienia księżyców Jowisza, czem dokazał ostatecznie, że nie wszystko wkoło Ziemi krąży i wtedy nareście Kościół uznał, że te poglądy zwalczać trzeba, jako z Bliblią niezgodne. "De revolutionibus..." na Index Librorum Prohibitorum trafiło dopiero w 1616 roku! Galileusz zaś tego słynnego nad sobą sądu sam sprowokował niejako, publikując w roku 1632 "Dialogu o dwu najważniejszych układach świata..." gdzie się z przeciwnikami Kopernika rozprawiał. Sęk w tem, że papież Urban VIII ( i wielu czytelników inszych takoż:) w temże "Dialogu..." rozpoznał siebie pod postacią przygłupiego błazna Simplicia... Ano i chyba nie dziwota, że jak się patyk pcha do ula, to i pożądlonym można zostać, tedy miał Galileusz za swoje...
    I na koniec już absolutnie ostatni:)... pod rozwagę Lectorów Miłych przedkładam to, com już w tytule sugerował... Cożby być mogło, gdyby Lemnius swoich nie ogłosił satyr, Lutra nie rozjątrzył, przed gniewem którego Melanchton by Retyka chronić, w podróż wyprawił był do Norymbergi? Gdybyż się to nie zdarzyło wszystko, ów by najpewniej w Wittenberdze siedział, ani o Koperniku pewnie jeszcze długo wiedząc. Skoro by nie wiedział, nie miałby powodu do Fromborka jechać, a skoro wiemy, że obadwa z Tiedemannem Giese ledwo poradzili Kopernika namówić, by dzieła swego dopełnił i wydał, tedy śmiało możem przyjąć, że najpewniej bez tej podróży by się "De revolutionibus..." nie ukazało... Nie trza by zresztą i tak sięgać imaginacyją daleko; starczyłoby, by się te rzeczy wszystkie ze dwa choć lata przydarzyły później, to i już by dość było, by Kopernik zwyczajnie przed śmiercią nie zdążył... Cóż wówczas? Dla nauki dobra zapewne niewiele: jeśliby nie poszedł tym tropem ni Kepler, ni Galileusz, czy Newton, najpewniej doszliby prawdy astronomowie najpóźniej XIX-wieczni, aliści ta niewiedza by przecie ludzkości niczem nie groziła poważnem, dopóki się w Kosmos nie zaczęła wybierać... Jeśli zaś idzie o prestiż i sławę ojczyzny naszej, to tu już insza para kaloszy.
   Najpewniej bowiem przyszłoby nam z melankoliją konstatować niejaką, że tak, prawda odkrył tego jakiś X, aliści nasz Kopernik nad tem pracował już czterysta lat przed niem i tyleż nam by było z Kopernikowej sławy, co i po Sędziwoju spominanym tu już, co lat przed Sheelem i Priestley'em niemal dwieście tlenu znał własności, jeno go nie nazwał... Po dziś dzień przecie Kopernika nazwisko jest bodaj czy nie najbardziej we świecie rozpoznawanem, jeśli liczyć całość dziejów naszych. Drugim pewnie byłby Chopin, zasię dziś piątki dopełniałby z całą pewnością Jan Paweł II, a i pewnie Wałęsa... z Bońkiem?:)... Astronom wszechczasów, genialny kompozytor, papież, poeta i filozof w jednym, piłkarz i przywódca bezkrwawej rewolucji... nienajgorsza to piątka, jak na naród powstańczy i wojenny, osobliwie jak porównać, że Niemcem najwięcej znanem z pewnością Hitler (co właściwie był Austryjakiem), Rossyjaninem Lenin (albo i Stalin, choć tu znów nieprawda, bo to przecie Gruzin), zasię Francuzem Napoleon, choć i ów wielce kiepską nicią do Francyi przyszywany...:)
______________________
* wbrew wszelkim krążącym czasem spekulacyjom Kopernik nigdy się oryginału rękopisu własnego nie wyzbył i, o dziwo, ten przetrwał wszelkie zawieruchy losu, dziś będąc Jagiellońskiej Biblioteki ozdobą.
** W Wittenberdze Retyk był profesorem tzw. matematyki niższej (arytmetyka, trygonometria i geometria), zaś w Lipsku dostał katedry matematyki wyższej, co oznaczało i prestiż większy, a i może większe pieniądze...
*** Petreius wydał 400 egemplarzy, czyli ilość zgoła symboliczną, naprawdę dla wyjątkowego grona znawców tematu. Przy tem koszt był w rzeczy samej znaczny, bo żądano za nią jednego florena, a jak to wiele, to niech starczy fakt, że Retyk będąc poważnym profesorem jednego z bogatszych uniwersytetów zarabiał rocznie florenów dwieście. Odliczywszy nawet, że dla mnogości szczegółów, rysunków, tablic i wykresów koszta miał Petreius extraordynaryjnie wysokie i liczę ich nawet na dwie trzecie ceny, to i tak odliczywszy egzemplarzy kilkunastu najmniej rozesłanych darmowo, będzie tego zysku najmniej jakie 100 - 150 florenów. Kopernik swoim siostrzenicom zostawił w spadku wszystkiego majątku życia swego całego, obrachowanego na jakie pięćset marek (przyjmijmyż dla uproszczenia, że niemal wtedy florenowi równej), co mniemano ówcześnie za majętność niemałą.
**** W 1545 w kolejne się puścił naukowe podróże, tem razem ku astronomowi Girolamo Cardano w Mediolanie, aliści ta współpraca go rozczarowała wielce. Poświęcił się znów matematyce i tak minęło lat kilka do dziwacznej i wielce podejrzanej sprawy którą mu kupiec pewien wytoczył o syna swego nastoletniego sodomizowanie. Czy był Retyk winien, czy to potwarz była, pewnie się nie dowiemy już nigdy. Dość, że Retyk sądu nie czekał i pomnąc pewnie dziejów ojca swego, wolał sprawiedliwości po sądach nie szukać. Dał z Lipska drapaka do Pragi...gdzie począł medycyny studiować. W Lipsku zaś go osądzono i skazano zaocznie. W latach późniejszych praktykował m.in. ...w Krakowie jako lekarz lat niemal dwadzieścia od 1554 do 1574, kiedy to go znów w świat pognało, tem razem do madziarskich ówcześnie Koszyc.
***** "Opus palatinum de triangulis" dzięki Valentinowi Otto ocalone i wydane już po śmierci Retyka (nie wiedzieć czemu wprawdzie lat aż dwadzieścia później), przez bodaj następne pół wieku jeszcze stanowiło ostatnie słowo ówcześnej nauki w trygonometrii.
****** od pojedynku, w którem części nosa utracił, ów po żywota kres ze złotą chadzał protezą