12 lipca, 2012

O Płowcach niedocenianych...


   Idzie ku grunwaldzkiej wiktoryi rocznicy, a ja, chociem okolicznościowym notom raczej nieprzychylny, bo iżby się raz temu poddać terrorowi, to wraz w niewolę kalendarza popaść łacno, a ta sroższą, niźli się na pozór zdaje, przecie co i tu przypomnę o tem. Póki co jednak, iżby wiktoryję ową pomiarkować łacniej i cyrkumstancyj czasu tamtego odczuć, godzi się nam ku inszej pospieszyć batalii, bo gdyby tejże, pod Płowcami nie było potrzeby, to i tej na grunwaldowym polu by już pewnie nie było komu sprawić...
   Za jaką ta leda sposobnością, gdzie spomnieć trza oręża naszego dawnego dni chwały, czyli to jaka akademija szkolna, czyli pismak jaki w gazecinie wypocin swoich upycha, czyli też jenerał jaki lubo i minister na promocyjej oficyjerskiej przemawia ; nieodmiennie spomni co tam o Cedyni, boć to najstarsza znana nam potrzeba bitewna antecessores naszych, zaczym gładko ku Grunwaldowi przeskakuje mieniąc go największem oręża polskiego zwycięstwem.
   O tem zali polskiego jeno, to jeszcze i pogwarzym za okazyją inszą. Dziś bym się jeno k'temu brał, zali iście największą... I nie o rachunek trupów na pobojowisku mi idzie, ani wozów z łupem, ani też o dawniej praktykowane rozumienie zwycięzcy jako tego, co pola boju w swoich utrzymał rękach, jeno o tejże batalii skutkach, osobliwie tych politycznej natury... Za Jagiełłą, słusznie przecie ze swej wiktoryi dumnym, zwykło się powtarzać, że oto na polach grunwaldowych skruszona moc i potęga Zakonu. Ano, cóż k'temu rzec? Jak na skruszonego, cale nieźle nam jeszczeć i krwie napsuł, osobliwie że po onej wiktoryi reszta tej przesławnej kampanijej bardziej zapasy psa z jeżem przypominała, niźli wojaczkę rzetelną... Odwróciwszy tegoż, co się stało, kwestyją postawmy, cóż by się stało, zalibyśmy onej bitwy przegrali?
   Ano i może i herezyją wygłoszę, aleć podług mnie niewiele... Mało mi się możebnem zdaje, by nas Krzyżaki tam ze szczętem wyrżnąć mogły, boć to zawżdy lekkozbrojnemu łacniej uchodzić, niźli ciężkozbrojnemu gonić, które to prawidło jeno się hussaryi naszej nie imało...:)) I nie mniemam, by Krzyżakom ona wiktoryja tak lekko przyszła, by po niej zdolili jeszczeć i jakiej długiej rejzy zażyć i z pół kraju spustoszyć. Najpewniej by się obie strony na leża swoje cofnęły ran lizać i za czas niejaki, jak nie tu, to gdzie indziej znów naprzeciw siebie stanąć. Może by i Jogajła, porażką doświadczony, inszej taktyki zażył... może i sojuszników inszych szukał, na husytów chociażby łaskawszem okiem zerkając... Tak czy siak, insze pod Grunwaldem rozstrzygnięcie ojczyzny zatratą nam nie ugrażało... A pod Płowcami?
   By tegoż pojąć, słów parę o cyrkumstancyjach czasu tamtego rzec wypadnie. Otoż Anno Domini 1331 czwarty rok wojny Łokietkowej z Zakonem szedł. Na tyle przykrej, że wojna jak to wojna, śmierć jeno niesie, zniszczenie i pożogę; na tyle szczęsnej, że Łokietkowi jako ogarowi jakiemu zajadłemu odyńca osaczającego co i rusz to cięgi jakie zebrać przychodziło, aleć ostrożności i talentom swoim tegoż zawdzięczał, że spod kłów śmiertelnych uchodził, rozgromić się nie dozwalając. Nareście Krzyżaki umyśliły tejże muchy uprzykrzonej jednem packi macnięciem się pozbyć i stanął tajny układ z królem czeskiem, Janem Luksemburskim, że się obie armie przeciw Polszcze zbiorą (21 Septembra pod Kaliszem) i pospołu Łokietkowego komara zgniótłszy, ziemie zdobyte podzielą (najmniej tu o utracie Wielkopolski i Kujaw mówim!)...
   Inszemi słowy, jakoby się ów zamysł był powiódł, o pierwszem (a może i o ostatniem zarazem?) rozbiorze byśmy już w 1331 prawili:((. Mało możebne, by z tem co by się Łokietkowi ostało (Małopolska z Sandomierszczyzną, może i ziemia sieradzka z łęczycką) zdolił armijej ekwipować, by dalszych wojen wieść, nawet z samemi jeno Krzyżakami:(((...
   Zakonni się wraz zebrawszy, ku Kaliszowi ruszyli i oblegać go poczęli, ale że się Czechy spóźniały, wódz krzyżacki Otto von Luterberg umyślił do tegoż czasu całych Kujaw zająć. Dnia tegoż (27 Septembra) jeszczeć i przede świtem Luterberg sił swoich na trzy części dzieli i spod zdobytego Radziejowa Kujawskiego na Brześć rusza... Tylnej straży, wielkiemu marszałkowi zakonu Dietrichowi von Altenburgowi, najpóźniej wyruszyć przychodzi, a i po drodze czas mus mitrężyć, bo Luterberg spyży potrzebować będzie przy oblężeniu Brześcia, tedy Altenburgowi wozy wszytkie ostawił i przykazał wsie okoliczne z jadła ogołocić.
   Łokietek, ustawicznie cichcem za Krzyżakami następujący, jakoż mu tylko zwiadowce wieści o tem przyniesły, pojął, że oto przed wiekopomną szansą stanął. Krzyżaków Altenburgowych ledwo dwa tysiące, w tem najwięcej piechoty! Po prawdzie: wybornej, aleć piechotą się bitew wówczas nie wygrywało... Rycerzów ciężkozbrojnych u Altenburga ledwo 350 i po raz pierwszy ode początku z Krzyżakami zmagań Łokietkowi mieć nad niemi przewagi! Po prawdzie między jego piąci tysiącami najwięcej chłopskiej piechoty, aleć lepszej sposobności przecie nie będzie...
   Jakosi tak wpodle dziewiątej godziny się przed Krzyżakami pokazały : wieś Płowce z przodu i polscy rycerze na lewo od gościńca. Krzywdą by dla nich było rzec, że w panikę wpadli, aleć bezładu w pierwszych poczynaniach było zaiste sporo... jakoby nie mgła niespodziana, co się na pole opuściła, któż wie jakoby się rzeczy potoczyły... Ale że spadła i to taka, że z trudem łeb konia własnego widzieć było, tedy i Altenburgowi czas podarowan, by się w szyku bitewnem ustawić zdolił...:((  Insza rzecz, że wiele wpodle swej pozycji wykoncypować nie mógł, bo Łokietek mieśćca wybrał wybornie: za plecami Krzyżaków jeno bagna i mokradła...
  Za mgły podniesieniem ruszyli Wielkopolanie Wincentego z Szamotuł. Dygressyją czyniąc niewielką o tem wielmoży: człek to przeciekawy, a jego pod Płowcami bytność i na Krzyżaków zajadłość wielce dobrze o Łokietkowych ku zgodzie talentach świadczy. Był bowiem Wincenty przódzi wojewodą wielkopolskiem, aleć go Łokietek z urzędu pół roku wcześniej był złożył, by wojewodą królewicza Kazimierza (w przyszłych latach królem Wielkim zwanego) uczynić, iżby się w rządzeniu wprawiał. Urażony wielmoża postąpił niegodnie wielce, Krzyżakom pogranicze pustoszącym donosząc, gdzież Kazimierz z pocztem niewielkim bawi i jeno przytomności swej i szczęściu królewicz zawdzięczał, że go zakonni nie pojmali luboż i nie ubili. To, że pod Płowcami Wincenty u boku króla staje, jawnie dowodzi, że u jednego miłość ojczyzny nad urazę silniejsza, u wtórego, że przebaczać potrafił...
   Mimo boju zażartego Wielkopolanie nie przełamali zakonnych. Naszym mus się cofnąć, wytchnąć chwilę i znów w bój iść... Spomnieć się godzi, że między inszemi, pod Wincentego komendą, sam królewicz Kazimierz się bił!
   Starcie wtóre jeszczeć i od pirwszego krwawsze, ale takoże samo rozstrzygnięcia nie przynosi. Nareście za trzeciem uderzeniem, gdzieści tam w bitewnem zamęcie kto tam rani konia brata Iwa, co o Krzyżaków był chorążym. Jakoż się koń z jeźdźcem na ziemię zwalił, Krzyżacy popadli w najostateczniejszą trwogę, rychły swój koniec widząc w tem. Zaraz po tem, jakośmy ichniego szyku rozerwali, von Altenburgowi przyszło cios na lico przyjąć, za czym krwią oblan się na ziem zwalił, inszym assumpt dając myszleć już jeno o tem, by życie drogo przedać luboż sie i na parol zdać... Między kilkudziesięcioma brańcami nie brak i najznamienitszych: wielki komtur Otto von Bonsdorf, komtur elbląski Hermann von Oettingen i gdański Albert von Ore...
   Osobnem, o czem nam pisać jeszcze i przyjdzie, to powszechność wielce fałszywego wyobrażenia względem "rycerskości" rz'komej ówcześnych wojenników. Tutaj rzec się godzi, boć to prawda szczyra, że pod Płowcami tako chłopstwo nasze jako i rycerze się rzucili grabić, tak jeńców jako i wozy taborowe krzyżackie. Przyznać też trza, że jako Łokietka sądzić, to onegoż działania i ordonanse w onejże potrzebie o geniusz się niemal ocierają...aleć jeno do tejże chwili. Przepomniał nasz Łokietek podjazd jaki posłać na gościniec ku Brześciowi, co przecie dziecku wiedzieć, że jako niedobitki Altenburgowe się do Luterberga przyłączą, ów wraz zawróci:((... Że tegoż nie poczyniono, spadł Polakom Krzyżak na kark niespodzianie już wpodle drugiej południowej godziny... Szczęście jedyne, że Luterberg nie czekał, aż się najdalej posunięta straż przednia pod komturem Bałgi, Henrykiem Reuss von Plauenem, zawróci i nie z całą potencyją krzyżacką od razu nam przyszło mieć sprawę.
   Czegom złego o rycerzach naszych rzekł, tejże im sprawiedliwości nie odmówię, że zaskoczeni, przecie wraz do walki na powrót stanęli, a porannem zwycięstwem skrzydlaci w wielu miejscach górę nad zakonnemi brać poczęli!  Pomnij, Czytelniku Miły, że to najpierwsza nad krzyżactwem w Europie wiktoryja była, co więtszego znaczenia było, niźli nam dziś mniemać... W owem czasie zdarzało się, że wojsko do bitwy iśc nie chciało, jako na przykład dymy z ogni obozowych się tak układały, że się to komu jakiem znakiem złowróżbnym widziało. Byłyż i przypadki, że chorągwie całe zawracały, jako się pod pierwszym koniem belka w moście przegniła jaka zarwała...
  W tejże fazie swej bitwa to już haratanina bezładna, na dziesiątki czy nawet i setki drobnych pojedynków rozbita. Tu i ówdzie górowali nasi, gdzie indziej zakonni przyciskali aleć za nadciągnięciem przed wieczorem krzyżackiej straży przedniej z von Plauenem, szala się jakoby na stronę wroga przechylać zaczęła. Tymże chwilom groźnym zawdzięczać, że do postępków kilku przyszło, coż się na pamięci tejże batalii cieniem długim przez lata kłaść miały. Po primo, część naszych, widząc że taboru krzyżackiego nie obroni, wolała jeńców wyrżnąć, niźli ich żywymi puścić... Wielgiego szczęścia miał sam Altenburg raniony, że go żywego Krzyżacy odbili, aleć pamięć tych chwil mściła się potem, gdy za lat niewiele ów sam wielkim mistrzem został...
  Secundo, coż po żywota kres Kazimierzowi wrogowie wytykali, że ów pono w trwodze wielkiej był z pola bitwy zbiegł i nie oparł się, aż w Krakowie... Okrom tego, że podał tyły, niewieleż nam wiedzieć o tem, aleć tu bym w obronie onego, a raczej oćca jego stanął. Jakobym ja był królem, co siedemdziesiątki dobiega, a o mej uporczywości niechaj czterdzieści z górą lat bojów świadczy, a o mej przemyślności to, żem na przekór wszytkim jednak gros ziem przodków pozbierał, a i korony królewskiej odzyszczeł... to w bitwie tak niepewnej syna jedynego, nadzieję jedyną dynastyi i kraju - niechybnie bym kilkoma co najmniej ludźmi pewnymi, a rębajłami znamienitemi otoczył i przykazał onym, by cios każdy zań odbijali, a jakoby się losy batalii na złe odwrócić miały, by go z boju wywiedli choćby i siłą, i na powrozie!  Pewnie, że nijakiego dowodu na to nie mam, alem dziwnie pewien, że się tako właśnie rzeczy miały...
   W naszej tradycyjej bitwa ona dla nas zwycięską; podług Krzyżaków dla nich, a za niemi i z pół Europy do dziś tak mniema. Tedy nie wyrokując, fakty jeno podajmy... Ku wieczorowi się miało, jakośmy się cofnęli, aleć w porządku i za rozkazem, przy tem nowych jeńców (między inszemi i samego von Plauena) wiodąc. Łokietek ani chybi rozbitym się nie czuł, czegoć dowodem najlepszem, że z rana de novo natrzeć planował. Nie byłoż jednak już na kogo... Nocą Krzyżacy z pola postąpili, zabitych swoich i rannych na polu niechając, a naszych jeńców w zemście za swoich pomordowanie, takoż wyrzynając... Zarzuciwszy nie tylko dobywania Brześcia, aleć i Kalisza, cofnęli się nazad, aż ku Toruniowi. Trupy krzyżackie po nich biskup kujawski grzebać musiał, a jako się wreszcie Luksemburczyk z października początkiem pod Kaliszem pokazał, sam przeciw Łokietkowi ostał. Probowały i Czechy same Poznania dobywać, aleć ich król nasz tak kąsał bokiem, że radzi nieradzi koniec końców do dom wrócili, nawet i machin oblężniczych swoich niechając...
    Jedno jeszcze pytanie: przecz się Luksemburczykowi spoźnić przyszło, coż przy mądrości i odwadze Łokietkowej i rycerzów naszych kraj świeżo zjednoczony ocaliło? Zaliżby się na kalendarzu nie wyznawał? Otóż nie... postępując na nas umyślił był jeszczeć i jednej, sobie uprzykrzonej, muchy zgnieść... Bolka świdnickiego, coż nam był druhem jakoż ostatni bodaj z Piastów śląskich...
  Owoż i to one Luksemburczyka z Bolkiem utarczki moc czasu arcycennego zajęły, osobliwie zaś bohaterstwo kolejnych obrońców sławnej Niemczy, coż Luksemburczykowi niemal dwie niedziele wyrwali, a nam podarowali... i za toż im wieczna, a wielce przecie przepomniana, chwała.
    

28 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt12 lipca 2012 13:07

    Jako młody chłopak znalazłem się w Płowcach i doskonale pamiętam rozczarowanie: mały pomniczek, a wokół pola... Oczekiwałem czegoś bardziej do wyobraźni przemawiającego.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była po prawdzie koncepcja zostawić paru dogorywających Krzyżaków dla wycieczek przyszłych uciechy, aliści nim koncept zatwierdzono, to Krzyżaki niecnoty wyzdychały co do jednego i wyszło jak zawsze...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Alem się naczytała, kubek kawy przy tym wypiwszy. Tu sezon urlopowy, mózg rozgrzany do czerwoności, a Szanowny Wachmistrz po polach bitew nas oprowadza. Cóż, zawsze jakieś wiadomości w głowie zostaną, więc za przypomnienie faktów i poszerzenie mojej skromnej w tej dziedzinie wiedzy, serdeczności zostawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radość cała po mojej jest stronie, a bym wiedział przódzi, bym i może kaffy producenta na jaką prowizję naciągnął:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Dużo lepiej czyta się kiedy to nie jest lektura obowiązkowa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiedzmy sobie prawdę w oczy, bitwę pod Płowcami żeśmy przegrali, a nie wygrali. Opowiadanie, żeśmy nie rozbici, ale cofnęliśmy się na z górę upatrzoną pozycję - to teksty Prawdziwych Polaków z Prawdziwej Partii.
    Jak ja wiem, to Królewicz został wycofany z bitwy, inna rzecz Wachmistrzu, że ukradłeś mi temat (i co ja teraz biedny pocznę?) :)
    Zupełnie inną rzeczą jest mit, ja nie podważam wspaniałego oddziaływania jego mocy na naród polski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jest jeszcze jedna rzecz, na takie rozumowanie jak "Odwróciwszy tegoż, co się stało, kwestyją postawmy, cóż by się stało, zalibyśmy onej bitwy przegrali? Ano i może i herezyją wygłoszę, aleć podług mnie niewiele..." ma © Sienkiewicz - przypominam Ci Wachmistrzu "Potop", tom III I Zagłobę: "— Mówię, że nic nie będzie! — odparł Zagłoba. — Młodziście, to tego nie rozumiecie, że jako teraz rzeczy stoją, nasz król, nasza miła ojczyzna, nasze wojska mogą pięćdziesiąt bitew jedna po drugiej przegrać… i po staremu wojna pójdzie dalej, szlachta będzie się zbierała, z nią i wszystkie podlejsze stany… I nie uda się raz, to uda się drugi, dopóki moc nieprzyjacielska nie stopnieje. Ale jak Szwedzi jedną batalię większą przegrają, to ich diabli bez ratunku wezmą, a elektora z nimi w dodatku.
      Tu ożywił się Zagłoba, wychylił szklankę, palnął nią o stół i mówił dalej:
      — Słuchajcie, bo tego z lada gęby nie usłyszycie, bo nie każdy umie patrzyć generalnie. Niejeden myśli: co tu nas jeszcze czeka? ile bitew, ile klęsk, o które, wojując z Carolusem, nietrudno… ile łez? ile krwi wylanej? ile ciężkich paroksyzmów?… I niejeden
      wątpi, i niejeden przeciw miłosierdziu bożemu i Matce Najświętszej bluźni… A ja wam powiadam tak: Wiecie, co nieprzyjaciół onych wandalskich czeka? — zguba; wiecie, co nas czeka? — zwycięstwo! Pobiją nas jeszcze sto razy… dobrze… ale my pobijemy sto pierwszy, i będzie koniec".

      Usuń
    2. Nie wiem jakiego bierzesz za ocenę kryterium: ja znam trzech względnie sensownych: wysokość strat, osiągnięcie lub nie założonych celów, panowanie nad polem bitwy lub nad terytorium, którego jedni chcieli zdobyć, a drudzy bronili. W średniowieczu za bezdyskusyjny wiktorii dowód przyjmowano to trzecie i gdyby tak myśleć, to Krzyżacy przegrali bezapelacyjnie. Wysokość strat byłaby porównywalna, przy tem żadna ze stron przeciwnej nie rozbiła ze szczętem. Dla mnie zatem najwięcej sensownem byłoby przyjęcie wojskowego spojrzenia i osąd pod względem odrębnie taktycznym, odrębnie zaś strategicznym czyli operacyjnym. I tutaj taktycznie można rzecz właśnie uznać za nierozstrzygniętą kierując się tem, że żadna ze stron drugiej na miazgę nie starła i obie mniej więcej po równi były zdolne nadal wojować, aliści przymuszenie Krzyżaków do porzucenia zamysłu zaboru Kujaw i rozbicie współdziałania z Luksemburczykiem jest dla mnie bezsprzecznie wielkim operacyjnym Łokietka sukcesem.
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Co do odwołań sienkiewiczowskich, to ani on nie miał na koncept wyłącznej licencji, ani i ja do nie aspiruję...:) Aliści choć Zagłoba był praw w militarnem sensie słów swoich, przecie nie brał pod rozwagę tego, że każda z tych klęsk coraz i więcej kraj kosztuje, i że to zwycięstwo za sto pierwszym razem mogło już być pyrrusowe... Łokietek tego dylematu nie miał: on się rozbić doszczętnie dać nie mógł, bo następnej już by armii nie sklecił. A na wiktorię znów Zakon ze szczętem niszczącą nawet i marzyć nie mógł ze szczupłością sił swoich. Płowce były najwyższym jego możności w tej mierze ukoronowaniem, a może i krzynę ponad te możności...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Upał niczym paraliż postępowy "najzacniejsze trafia głowy" rzekł był kiedyś Boy. To samo można powiedzieć o twierdzącym, że Płowce zostały przez nas przegrane... Po czym pobożni bracia zakonni świńskim truchtem umknęli we własne granice...W batalistyce zdarzają się - wcale często - remisy niczym w piłce nożnej... Vide Sobieski pod Parkanami, vide Napoleon [Arcole i Borodino], vide Olszynka Grochowska, vide Kock w 1939 roku... I niezupełnie, Drogi Wachmistrzu, jest to batalia "niedoceniana". Historycy - i owszem - doceniają. Publicyści [choćby nieoceniony Jasienica} - także. Jest to bitwa, prawda, że nienajwiększych rozmiarów tak co do przebiegu, jak i "zejść śmiertelnych", za to nieoceniona w płaszczyznach - moralnej,psychologicznej i politycznej [nieźle zdyskontowanej przez wielkiego Łokietka]. Ufny w zbawczą moc nadciągającego chłodu - POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy to był świnski trucht, czy odwrót wzorowy, to już i dziś nie rozstrzygniem... Torlinowi proponował żem odrębne rzeczy rozpatrywanie w aspektach taktycznem i operacyjnem. W pierwszem się zgodzić mogę, że rzecz pozostała nieroztrzygniętą, za to strategicznie rzecz dla mnie jest wiktorią poza dyskursem i to wagi od grunwaldowej jeszczeć i większej... Że o symbolicznym pro morale znaczeniu nie wspomnę...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Z drobnej wzmianki w podręcznikach, jaką od najmłodszych szkolnych lat mych była ta bitwa, uczyniłeś teraz Wachmistrzu bataliję większą niźli sama wiktoryja grunwaldzka... I ku rozmyślaniom skłoniłeś... Jużem nieraz rzekł, iże winieneś pisać podręczniki do historii i uczniom ukazywać prawdziwą naturę spraw niektórych... :)

    Przyznać muszę, iże Łokietek wcale zgrabnie wojaków Altenburga zapędził ;)))

    Zasię władca nasz JOGAJŁĄ zwan jest również przez narody anglojęzyczne, com sam odkrył był dopiero jakiś czas temu...

    Pasjonująca lektura!

    Kłaniam nisko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo i tak sądzę, że znaczeniem ta bitwa od grunwaldowej bogatsza, właśnie przez wzgląd na te przepomniane cyrkumstancyje zewnętrzne i alianse. Na podręczniki to mię nie namówisz, Kawalerze... nie nadaję się ja do komisyj one zatwierdzających i do uzgodnień tysiącznych...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Witaj
    Za kolejną, ciekawą lekcję historii- dziękuję :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjemność tu cała po mojej jest stronie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Właśnie z majątku swego podstołecznego wróciłam ..... i widzę, że zaległości mi się tu straszliwe porobiły. Obiecuję, że uzupełnię ... ale nie wiem kiedy... :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłoki zbytecznej odradzam, bo niezadługo klasówka:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Witaj Waszmości,
    na dłuższą lekturę to ja wrócę po zakończeniu pracy mojej, bo w tym momencie skupić się trudno.
    A teraz zajrzałam głównie, żeby pożyczyć udanego weekendu! :)
    i pozdrowić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże mnie Broń bym straszył, przecie się lękam by się nad miarę nie nazbierało...:) Bóg Zapłać Waćpani, tuszę, że udatnem będzie, bo się do braci Czechów właśnie wybieram obaczyć zali piwo jeszcze warzyć umieją:) Wzajem WMPani nie gorszego:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Drogi Wachmistrzu, swoim wpisem zachęciłeś mnie do ponownego sięgnięcia po Jasienicę i przypomnienia sobie tych ważnych wydarzeń z naszej historii...Przyznaję, że przez ten brak kontaktu z odpowiednią lekturą przez ileś tam lat, straszne dziury w mej wiedzy historycznej powstały...Dzięki Waćpanu łatwiej mi będzie je załatać:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radość cała po mojej jest stronie, choć dziesiątki znam ludzi, którym te dziury żyć nie przeszkadzają:) Tem więcej zapału doceniam:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Polecam powieść Kraszewskiego "Jelita", w której poznajemy uczestnika bitwy pod Płowcami Floriana Szarego. Ciekawa książka i dziwię się, że na tak długo utkwiła w mej pamięci (chyba 34 lata).
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej akurat znam, choć Kraszewski mnie czasem irytuje sielnie i mało kiedy wydzierżę, by co jego do końca przeczytać... "Jelita" bym jednak iście liczyć między te mógł, które i ja bym polecił:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. Już chyba kiedyś pisałam w którymś z komentarzy, że w moim życiu był okres, gdy przeczytałam wszystkie książki Kraszewskiego, jakie były w mojej osiedlowej bibliotece. Ponadto pisałam pracę seminaryjną na temat powieści historycznych Kraszewskiego. Mam takie zboczenie, że bardzo lubię powieści historyczne i to z dawnych czasów.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rzeczy samej, tak i spominałaś już o tem Waćpani, w każdem razie teraz i w mojej memoryi się tam gdzie jaka odemknęła klapka i słów tych pamiętam:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  13. ~ stary bosman

    8 lipca 1331 w Malborku ustalono, że Jan Luksemburski najedzie na Wielkopolskę od strony Śląska, a Krzyżacy od strony Prus. 4 dni później Krzyżacy ruszyli paląc Sieradz, po czym ich 7 tysięczna armia udała się pod Kalisz, by czekać na Jana. Ten się spóźnił, a to dlatego, że 11 stycznia 1331 zmarł w Głogowie Przemko, syn Henryka IV, od którego wywodziła się późniejsza linia głogowski - żagańska. Przemko, jako jedyny chyba nie chciał uznać władzy Luksemburczyka,więc przyszła okazja, by nauczyć niepokornych kto tu pan. Przemko, ponoć otruty, był bezdzietny, a jego żona Konstancja, córka Bernarda Świdnickiego a wnuczka Łokietka miała rządzić wdowią ziemią, pod kuratelą książąt świdnickich. Zamiast na Kalisz czeskie wojska stanęły pod Głogowem, który poddał się 2 października 1331. Dlatego Krzyżacy spod Kalisza się wycofali. Na tej podstawie można wyrobić sobie obraz polityki łokietkowej.

    Na wiecu w Chęcinach, 26 maja 1331 ustanowiono Kazimierza , syna Łokietka, namiestnikiem Wielkopolski, Kujaw i Sieradza. Nie w smak to było Wincentemu z Szamotuł ( z rodu Nałęczów ), bo to on był starostą, stąd wystąpił przeciw Łokietkowi. W obecnym Gorzowie Wlkp. zawarł tajny układ z Brandenburgią, mocą którego miał poddać Wieleń i Czarnków, umożliwiając działania zbrojne, skoordynowane Zakonem. Maciej, biskup kujawski, w 1330 roku porozumiał się z Wielkim Mistrzem, iż za gwarancję nienaruszalności jego dóbr i zwrot majątków na Pomorzu, w zamian za to miał bronić zamku w Raciążu przed Łokietkiem. Coś musiało być na rzeczy, gdyż 22 lipca 1331 nie udało się pojmać Kazimierza przebywające w Pyzdrach, stąd marszałek Dietrich von Altenburg obszedł się smakiem. Mimo iż IPN wtedy nie działał, ale wypominano Wincentemu zdradę. Nic nie pomogło, że podczas wyprawy na Kujawy, krótko po Płowcach, organizował wojsko, a nadto brał czynny udział przeciw armii krzyżackiej w kwietniu 1332. Dziwne, że do Macieja nikt pretensji nie wnosił.

    Cofając się spod Kalisza ( 23 września 1331) Krzyżacy złupili obóz wojsk Łokietka zabierając tabory z zaopatrzeniem, stąd do głowy im nie mogło przyjść, że Łokietek będzie szedł za nimi, by zaatakować. Zakon złupił do drodze Radziejów i tu Otto von Luterberg podążył na Brześć, a Dietrich von Altenburg miał iść z łupami na Toruń. Są głosy, że pierwsza część bitwy rozegrała się pod Radziejowem właśnie i w ręce Łokietka wpadł sam Dietrich, a także komturowie, o których pisze Pan Wachmistrz. Komturów, w tym wielkiego komtura Zakonu, ścięto. Po zwycięstwie, jak to było w zwyczaju, przystąpiono do dzielenia łupów ( bron, konie itp). Druga część bitwy miała się rozegrać pod Płowcami ( ok. 7 km dalej). I ta pozostała nierozstrzygnięta, ale jedni i drudzy ogłosili zwycięstwo. Po polskiej stronie zapewne moralne. Wieść o porażce żelaznych mnichów, jak zwano Krzyżaków, obiegła też sąsiednie, budząc radość jednych i wściekłość innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domniemywać jeno mogę, że jakiekolwiek na biskupa sankcyje by zatarg z Kościołem oznaczały, na który Łokietek dozwolić sobie nie mógł... Podobnie rzecz się ma z Wincentym, choć tego akurat by pewnie vox populi zrozumiał i poparł, że Łokietek nie chciał ryzykować, iżby się za Wincentym nie ujęły insze, potężne w Wielgiej Polszcze rody, a władztwo w Wielgiej Polszcze nadto jeszcze może widział świeżym i niepewnym. Inszemi słowy, że się do exemplum o niemal trzy stulecia późniejszym posłużę, podobnie jak Zamoyski w sprawie ze Zborowskimi był w prawie Samuela pojmować i do kaźni przywieść, w całym majestacie prawa i przy słuszności, ale że mu to powszechnie u szlachty zaszkodziło... Najpewniej i wtedy jakiebądź widoki przetracił na koronę, jeśli takich w ogóle w odniesieniu do swojej osoby żywił nadziei. Łokietek, oczywista, o dylematach Zamoyskiego ani przypuszczać nie mogąc, przecie w podobnych cyrkumstancyjach postawiony, wolał nie ryzykować...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)