Blog staropolski. Różności historyczne, facecje i refleksyje, spominki i przypowieści oraz czasem i komentarze rzeczywistości dzisiejszej...
23 sierpnia, 2012
O zażynku i dożynkach...II
Titulum krzynę już i może mylące, bo cośmy rzec o zażynku mieli, tośmy rzekli w częsci I, ale że się może nam i cykl jaki żniwny rodzi:)) to już niechaj idą części za koleją swoją...:)
Ostawilim naszych żniwiarzy, gdy się z paradą wielgą do dworu zbierali. Ano... przypatrzmyż się temu orszakowi... Oto znów, co wieś, by się rzec chciało, to obyczaj...:) Najczęściej orszak postatnica otwierała z wieńcem na głowie, chyba że zamężną była, naówczas której z panien ten zaszczyt przypadał, aliści bywało, że wieniec niósł i przodownik, a czasem i żniwiarz, co się w te żniwa spisywał najlepiej, ergo może i przodownik przyszły, a póki co, niechybnie młody i uznania dla swego trudu łasy...:) Nie wiedzieć czemu zwano go złodziejem i szedł w stroju wielce osobliwem i w znaki szczególnem... Oto sukmana na niem na wierzch wywrócona; oto na ramiona snopek zbożowy nałożony a na głowę wieniec z jeżyn, niczym jaka korona cierniowa... Zazwyczaj mu i za towarzystwo przydawano jakie baby dwie, luboż i trzy czy cztery w wieńcach z pokrzyw, ostu czy kąkolu...
Postatnicę przed samą dworską bramą oblewano wodą, rozumiejąc że to na przyszłe żniwa zapewni zasiewom dość deszczu, by ich słońce nie spaliło... Wtedy też najwięcej znaną pieśń intonowano:
"Otwieraj, panie, nowe wierzeje,
bo się na polu już kłos nie chwieje:
plon niesiem, plon!
Otwieraj, panie, szerokie wrota,
niesiem wianuszek z samego złota:
plon niesiem, plon!"
Było ci tego wyśpiewywania potem ponad miarę wszelką, w których to śpiewkach najdziesz, Czytelniku Miły, i zdrową chłopską chytrość, jak by tu dziedzica do większej hojności zachęcić, tedy i wazeliny ordynaryjnej dla dziedzica i dziedziczki tam niemało, aleć i cosi na kształt donosów na ekonomów i karbowych:). Najwięcej w tem jednak zwykłej, ludzkiej radości z dobrze zrobionej i wreszcie zakończonej ciężkiej roboty:)
Chciałżem ja tu link dać do paginy, gdzie tych pieśni żniwnych, pracowicie przez Kolberga i inszych zbieranych, najwięcej, aleć że mnie się toto raz odmyka, a raz nie (http://konopielka.isx.pl/plony.htm ), przyjdzie samemu się tem zabawić...
"Otwórz nam, panie, nowy dwór,
niesiemy z pola wszystek zbiór.
Weźze se, panie, ksiązecki,
porachujze se kopecki.
Ekonom ci je rachował,
połowe sobie nachował.
Sprawił ci za to buciki,
swoim kochankom trzewiki.
Sprawze nam, panie, okręzne,
zwijaliśmy się potęznie.
Gdzie był najgorsy ościsko,
wołał ekonom: rznij nisko!
Dozynaliśmy do staja,
przodownica nam ustała.
Dozynaliśmy do łuzyka,
będzie piwo i muzyka.
Dozynaliśmy zytka i jarki,
spodziewamy się gorzałki.
Dozynaliśmy do drogi,
będziemy jedli pierogi.
[...]
Dajze nam, panie, białego syra,
da ci Pan Jezus ładnego syna.
Wystaw nam panie, piwa, beckę,
by ci dał Pan Bóg ładną córeckę.
Z tąż, luboż podobną pieśnią podchodzili żniwiarze do dworu, gdzie już ich czekał dziedzic z familiją, a wszystko postrojone odświętnie i uroczyście. Spośród żniwujących przodownik, lubo i kto inszy, byle znaczniejszy i wymowniejszy, oracyją czynił, w której zwyczajowo podnosił pana zasługi i trud pokończony, nareście wręczano dziedzicowi i ów wieniec, i tego chleba z nowego już zboża...
Do obyczaju należało, by dziedzic na postatnicę gorzałką z kieliszka chlusnął, co było poniekąd dopełnieniem tegoż chłopskiego dyngusa przed bramą czynionego:) Byłoż i w dobrem guście, by jakiej sumki grzecznej żniwiarzom sypnął, luboż oratorowi chłopskiemu do podziału wręczył. Po tychże grzecznościach siadano do stołów na świeżym powietrzu zastawionych, przy czem nie było to mile widziane, jeśli dziedzic pomiędzy włościanami nie zasiadł... Ucztę ową zwano wyżynkiem, chyba że się ona odbywała nie tylko po zbiorach, aleć i po zasiewach dopełnionych, co i nierzadko praktykowano, naówczas ową biesiadę zwano okrężnem...
Jestże signum tego w "Panu Podstolim" Krasickiego, gdzie autor onych biesiad do antycznego równał Rzymu: "gdzie w uroczystość Saturnową na pamiątkę złotego wieku zasiadali na wspólnej uczcie panowie z sługami". Spomnieć przy tem się godzi i Mistrza Jana z Czarnolasu, który na lat dwieście przódzi już niejaki zanik dawniejszych obyczajów w tej mierze konotował:
"Tak ci bywało panie, pijaliśmy z sobą,
Ani gardził pan kmiotka swojego osobą:
Dziś wszystko już inaczej, wszystko spoważniało;
Jak to mówią: postawy dosyć, wątku mało."
Temczasem przy stołach gdzie pod lipami jakiemi wystawionemi trwała licytacja swoista, osobliwe przekomarzanie się wsi z dziedzicem, by jadła, ni napitków nie skąpił... Na ogół też i dziedzic, jeśli nie gołowąs jaki, bez experiencyi w tych sprawach, ani połowy tego, co uszykowane na stoły zrazu nosić nie kazał, co i słuszna, bo w skwarze niemałem nie wiedzieć w jakiej kondycyi by to jadło wieczora dotrwało... A przy tem należało przemyślność wieśniaczą wyśpiewywaną docenić:))
"U naszego jegomości dobry rozsądek,
wystawił nam beczkę piwa, gorzałki sądek.
U naszego jegomości nie marł nikt z głodu,
dał nam wieprza, dał nam skopa, doda i wołu.
U naszego jegomości koniki brykają,
a u sąsiedniego pana z głodu zdychają..."
Ów "sąsiedni pan", jakim by i nie był gospodarzem, był wątkiem w tych przyśpiewkach niezbędnym..:))
"U sąsiada wik wyje,
bo pszenicka mu gnije.
Oj, a nas pan nie taki,
zbiera z pola i kłaki."
Swojej porcyi komplimentów doczekała się i dziedziczka, bodaj jakby nie była szpetną, kaprawą czy garbatą:)
"Za dworem kacki są w zycie,
nasa pani w aksamcie.
Za dworem kacki w błocie,
nasa pani i w złocie.
A przy dworze zakwitł mak,
nasa pani, kieby kwiat.
Przede dworem carna burza,
nasa pani, kieby róża..."
Personalnych wycieczek dopełniały złośliwostki pod ekonoma adresem słane:
"Nasz ekonom koło śliwki,
goni z batem wiejskie dziewki.
A na dziedzińcu siwe kamienie,
u ekonoma krzywe golenie."
Po posileniu najpierwszym poczynały się tańce, o czem żem już i pisał, że to kolejna okazyja była do bratania się wsi z dworem. W miarę jak się zabawa rozkręcała, a ze łbów i kurzyć poczynało niezgorzej, poczynały się i igrce insze; jako to bieganie parobków z jajkami na łyżkach w zębach trzymanych, luboż i na holenderską modłę wspinaczki po słupie tęgo namydlonem po jaki fant na szczycie uwiązany. Mamyż i relacyję o tem, jak to podobnej zabawie się pod Grójcem sam król Stanisław August przypatrywał, a gdy parobek jeden chwacko się na ten słup wydrapał, zakrzyknął na szczycie "wiwat król jegomość!", zaczym uwiązanej tam flaszy wina osuszywszy do spodu:), spuścił był się na dół, to od króla niemałej się doczekał nagrody. A później jak i król był łaskaw z dziewuchami tańcować, tak i parobkowie grójeccy damy obertasów uczyli...:)
Hej na miedzy, hej po pracy
OdpowiedzUsuńPanic dziewce wyonacy.
Nie płac dziewce za twe bóle
Dostanies z dworu krasule.
(pieśń ludowa z okolic Małanki Górnej)
Pozdrawiam
Hmmm... przyznam, żem w rozterce pomiędzy zachwytem nad odnalezioną ową perłą ludową, a sceptycyzmem, zali to nie falsyfikat jaki... By rzecz prawdziwą była mielibyśmy dwie sensacje w jednem, bo oto odkryte by zostało miejsce narodzin tradycji prawosławnego sylwestra (czyli małanki:), przy tem zapewne nawet i od razu z polem do popisu dalszem, bo skoro jest Małanka Górna, to zapewne znajdzie się i Dolna... I w której teraz owa się zrodziła tradycja?
UsuńSecundo zaś, to najwidniej jakie w owej Małance silne osadnicze wpływy z Mazowsza, co poznać po wielce charakterystycznem mazurzeniu, a to znów ma aspekt i niemal polityczny, by jakby Mazowsze najmniej prawosławiu przychylne, skądże zatem owi "Mazurzy" w owej prawosławnej Małance?:)
A na marginesie rozważań owych przyjdzie skonkludować, że się "panic" nie popisał, skoro "dziewczę" cierpiało "bóle"...
Kłaniam nisko:)
1. Moja śp. babcia, która urodziła się jeszcze w XIX wieku het! za Mińskiem w chwilach złości przygadywała wszystkim po białorusku. Jeden z takich zwrotów zapamiętałem: "A sztob ciabie małanka spaliła!" To naprowadziło mnie na myśl, żeby obydwu Małanek, Górnej i Dolnej, szukać na pograniczu mazowiecko-białoruskim.
Usuń2. Etnolekt może więc wskazywać na wpływy tak mazowieckie, jak i białoruskie, co tylko potwierdzałoby przyjęte założenie.
3. Dla poparcia tezy załączam link do małanki:
http://be.wikipedia.org/wiki/%D0%9C%D0%B0%D0%BB%D0%B0%D0%BD%D0%BA%D0%B0
4. A umiejętności panicza? Cóż, może różne były kryteria polskiego dworu i białoruskiej wsi? Może chodziło o ból moralny?
Pozdrawiam
W okolicach Wasilkowej faktycznie znana jest do dzisiaj piosenka pod tytułem "Jak Paraska karowu atrymała".
UsuńHej, na mieży paslje pracy
Dziauku szljachcic wykaraczy.
Ne puacz, dziauka heta bolju
Nazad pojdziesz s karowoju.
Najprawdopodobniej więc to ona była natchnieniem autora fikcyjnej przyśpiewki podanej powyżej. Poza tym aż po Białystok nie ma tu żadnej wioski o nazwie Małanka.
Mam nadzieję, że wyjaśniłem tym samym wątpliwości.
Pozdrawiam
Jan Zuber mógłby choćby zajrzeć do kanonicznego już dzieła Uładzimira Czmielja "Pieśni hajnauskoj akrugi", Hajnauka 1990. Wówczas nie popełniłby szeregu błędów:
Usuń- w ogóle nie ma takiego słowa: "karaczyć:.
- odpowiedni wers jest przycinkiem do polskości szlachty i brzmi w w oryginale: "dziauku szljachcic objonc raczy".
- chodzi nie o okolice Wasilkowa tylko Dubinek.
- określenie "do dzisiaj" jest mocno na wyrost. Ostatnie wykonanie piosenki zostało zarejestrowane przez Czmielja w 1962 (zespół 'Lastauki').
Pozdrawiam
"Mahutny Boža, ŭładar suśvietaŭ,
UsuńVialikich soncaŭ i serc małych!":)
Bóg Zapłać dysputantom wszelkim, przecie najwięcej JWP Parasce, w której domniemuję skrywającą się Panią Docent Minąłł-Zbłądziłł, której podwójnie żem jest za głos ten obligowany, przecie amicus Plato etc... Zda mi się, że uczeń rzeczonego Uładzimira, Aleś Wiaroułka w swej pracy "Пад чорным лесам спаткауся чорт зь бесам ", przyznał, że Czmielj pogubił mnóstwo zapisów i notatek, gdy w polemicznem ferworze dysputy o języku ojczystym wielkiego malarza Pawło Pikucia, więcej znanego we świecie jako Pablo Picasso, okładał był interlokutora teczką... niestety otwartą... Pośrednio fakt ten potwierdza też T.Lepała w przedmowie do wiekopomnego dzieła Kacpra Dźwiękowieckiego "Bracia, patrzcie jeno. Rzecz o postrzeganiu ortochromatycznym" Czesucza-Piersiany 1932.
Kłaniam nisko, wielce obligowany:)
Mieszkałam na wsi całe życie, teraz mniej, bo praca mnie trzyma w mieście, i pamiętam obchody dożynek z czasów komunistycznych, doniesienia w telewizji, przemówienia, także zabawy i obrzędy w mojej wsi... jednak nigdy nie była to moja zabawa, ani moje obrzędy - po prostu tego nie czuję, nie dociera do mnie ten magiczno-obrzędowo-biesiadny charakter.
OdpowiedzUsuńnotaria
Powiedzmy to sobie od razu uczciwie, że obrzędowość czasów gomułkowskich, zasię i gierkowskich więcej może co pospólnego z Cepelią miały, niźli z przechowaniem tradycyj prawdziwych. Przy tem lud czuł owego fałszu siłę i uczestniczył w tem przymuszony poniekąd poniewoli, luboż kaperowany jakiemi profitami w rodzaju festynów towarzyszących, czy poczęstunków. Więcej mi cenić dzisiejsze, oddolne w tej mierze niejakie odrodzenie, choć gęsto rozchwiane i pobok dawnego rytu idące, niźli owe odgórne dawnych włodarzy zabawy...
UsuńKłaniam nisko:)
Tylko dlaczegóż złodziej zachodzę w głowę?...
OdpowiedzUsuńNo tegoż właśnie żem dopotąd nie dociekł, a teoryj,co się we łbie mnożą, przytaczać nie będę, bo jedna od wtórej zda się być głupszą...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Jeśli sielanka Szymona Szymonowica "Żeńcy" mówi prawdę, to nie dziwię się, że nie pochlebiano ekonomowi.
OdpowiedzUsuńDożynki to bardzo barwne widowisko i dobrze, że zachowały się przyśpiewki.
Serdecznie pozdrawiam.
A czemuż by łgać miała? Z pism przeróżnych wiemy, że rządca, jeśli stricte zausznikiem nie był dziedzica, luboż jakim dalekim jeszcze familijantem zubożałym, mało kiedy długo na posadzie siedział, najwięcej dla tej przyczyny, że się większości własne marzyły folwarki, czego by się przecie pracą uczciwą nie dorobił... Są i napomnienia szlacheckie inszym ku przestrodze, by rządcy nie ruszać jeśli jeno "w miarę" kradnie, bo lepszy taki, niźli nowy, co już całkiem tej miary zatraci...
UsuńKłaniam nisko:)
Pamiętam jeszcze z PRL-u towarzysza Wiesława całującego bochenek i tę pieśń - plon niesiemy plon w tle. Tak cementował się sojusz robotniczo - chłopski. Czerwone dożynki skończyły się wraz ze zmianami w `89. Niestety teraz kolorem dominującym jest czarny. Tak to wahadło politycznej poprawności odgięło się w druga stronę. I tylko żal tej wypracowanej przez wieki tradycji,przyśiewek czasem pieprznych i krytycznych, których nie godzi się śpiewać przy plebanie.
UsuńA młodzież? Wszystko i tak znajdzie w internecie
Pozdrawiam
Kolorem dominującym we żniwa jest bodajże kolor złocisty od żyta i pszenicy, które to kolory w trunkach narodowych barw swych tracą na rzecz bezbarwnej przejrzystości (pozornej) i bylejakości, nad czem ubolewam do barwnych nalewek i nastojek wzdychając... Choć po prawdzie poeta doszukiwał się jeszcze białej gryki, a żyto widział posrebrzanem, co bym kładł może na karb tego, cóż ów ówcześnie pijał... Bo i cóż inszego rzec można o człeku, co się uparł polnej gorczycy zwać świerzopem ku udręce Konstantego Ildefonsa...?
UsuńKłaniam nisko:)
Przepiękne takie dożynki. Dzisiaj już ich nie ma . No może lokalnie jakieś średnio udane naśladownictwo , a przecież "od myszy do cesarza wszyscy żyją z gospodarza" Pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńPrawda niezełgana, jesli tych co dziś jadło po laboratoriach hodują, nie liczyć... Ale, da Bóg, pomrzeć zdążę, nim nam tego powszechnie jeść każą... Jeno w głowę zachodzę, komu w tem laboratorium by trza ten bochen z nowego dawać? Probówce?
UsuńKłaniam nisko:)
Jakem bym tam był na biesiadzie onej...może i nawet po słupie się wspinał, pod okiem jakiej urodziwej dworzanki ;)))
OdpowiedzUsuńTylko czy biesiadnicy zawżdy tak na tą postatnice z gorzałą i wodą nastawali? Podług mnie, nie tylko się dziewucha przeziębienia nabawiała, ale i wody z wódką marnacja była takoż ;))) A ekonom wielce niepopularnym stanowiskiem być wtedy musiał...
Kłaniam niziutko! :)
Myślę, że nie doceniasz, Kawalerze, siły wiejskich dziewek i ich odporności:))
UsuńKłaniam nisko:)
oj, chciałabym kiedyś taki pochód zobaczyć ... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Z serca tego życzę, podobnie jak i sobie samemu...:)
UsuńKłaniam nisko:)
czyli reasumując - wódką żniwa zaczynali i wódką kończyli ;) jednak masz Wachmistrzu rację, zawsze chętniej i radośniej świętujemy ciężkiej pracy koniec, nie początek i zapewne dlatego o zażynku już nikt nie pamięta, a dożynki wszyscy znają, choćby z opowieści ;) pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńAno prawda... jakem wejrzał na insze obyczaje, czy to murarskie z wiechą, czy insze, zawszeć to finis coronat opus, przecie nie dzieła początek, a są i obrzędy, jako statku wodowanie, co jednym kres trudu znaczą, inszym to przecie dopiero początek...
UsuńKłaniam nisko:)
A ja podobnie jak ten Żyd, który przyszedł poinformować panią hrabinę, żeby na niego nie liczyła..... to informuję Wachmistrza, żeby na mnie wzgledem tekstów zrozumienia /że o sensownych komentarzach nie wspomnę/ też specjalnie nie liczył. Parę godzin temu wróciłam z HOL i tylko ONE mi teraz przed oczami widnieją....
OdpowiedzUsuńObiecuję, że to się zmieni... :-)
A ja miałżem choć tej nadziei, że podobnie jak ten inny Żyd, co to do Rotszylda przyszedł z propozycją geszeftu, na którym oba po pół milionie funtów zarobią... I gdy Rotszyld, zaintrygowany, biedaka wpuścić kazał i rzecz wyłożyć, ów wyjaśnił, że słyszał, iż Rotszyld z córki ręką milion posagu daje. A gdy Rotszyld potwierdził, nędzarz dodał: "No to ja ją wezmę za pół!":)
UsuńKłaniam nisko:)
:-)))))))))
OdpowiedzUsuń:)
Usuń