15 lipca, 2013

O dołach przemyślnie kopanych i jeszczeć przemyślniej okpionych...

 Zgadało się w dyspucie pod notą ostatnią ze Szczurkiem z Loch Ness o owych wilczych dołach pod Grunwaldem pokopanych, o których się spomina często, aliści jakoby bez konkluzyj jakich głębszych, bo to nibyż nie ma o czem, skoro na batalii nie zaważyły przebiegu... A gdyby zaważyły?
    Niechybnie musiał Jungingen słyszeć o pogromieniu Francuzików przez Angielczyków Edwarda III pod Crecy (1346), gdzie pali wbitych w ziemię linami powiązano namiastkę fortalicji przeciw jeździe czyniąc, zza której łucznicy angielscy francuską jazdę po prostu wystrzelali... Musiał i znać nikopolską klęskę Luksemburczyka, z którem przecie blisko byli, a rzecz nader świeżą (1396), gdzie Bajazet janczarów pochował za palisadami i dołami, a jazdę skrył za wzgórkiem i natrzeć kazał, jako  krześcijany na tem szturmowaniu oszańczykowanych janczarów tęgo już skrwawili. Jeno że i w pierwszem, jak i we wtórem exemplum owe umocnienia pośpieszne wrogowi widnym były i jeśli się pchał na nie, snadź czuł się w mocy onych przełamać... Byłaż jednak we średnich wiekach batalija, co jej Portugały po dziś mają za coś niczem nasz Grunwald, choć potencyje przez pół tam wojowały mniejsze, a i pieszych było wielekroć więcej. O znaczenie mi idzie, bo tu o independencyję szło Portugalijej od Jana Kastylskiego zagrożonej (1385)...
   Owoż portugalski Jan Wielki zabiegł Kastylczykom drogi na płaskowyżu pod Aljubarrota. Dzisiejsze względem tejże batalijej konkluzyje najwięcej kunszt dowódczy wodzów portugalskich wystawiają, aliści proporcyja strat do myślenia daje niemało... Miałoż tam paść koło tysiąca Kastylijczyków i dwakroć tylu Portugałów, aliści wykopaliska, co ich na pobojowisku pułkownik Afonso do Paco poczynił, pokazały, że byłaż tam misterna robota wilczych dołów skrytych, gdzie  kości z górą pięciuset znaleziono jeźdźców, co wraz z końmi tam w szarży wpadli...
   Aboż zatem szacunki pobitych Kastylijczyków zaniżone, abo też iście batalija ta się na tych wilczych rozstrzygnęła dołach, kwiat hiszpańskiego rycerstwa tam grzebiąc i ducha pozostałym odbierając. Najpewniej też i rzecz, jako niesłychana, dość w Europie głośną była, by o tem i w Malborgu słyszeli. Może nawet i przesadnie, boć zwycięzcy bynajmniej nie przeważali liczbą, tedy naturalna w takich razach chęć wybielenia się pokonanego wodza, kazała by zapewne to na karb niegodnego rycerzy podstępu złożyć...
   10 lipca 1410 dotarł był Jagiełło do przeprawy przez Drwęcę pod Kurzętnikiem, gdzie wrychle pomiarkował, że mu Jungingen siurpryzy uszykował, brzeg przeciwny szańcując, zasię obsadzając łucznikami i armatą. Pomiarkowawszy, że szturmowanie przeprawy takowej byłoby w istocie rzeźnią dla wojska własnego, wolał roztropnie odstąpić i inszej drogi w głąb włości krzyżackich poszukać. Ruszył zatem brzegiem Drwęcy ku źródłom, inszej szukając przeprawy, zasię Krzyżak po drugiem maszerował , bacznie wypatrując, gdzie by znów Jagielle tej drogi móc zabiec. Nie dziwota zatem, że Jungingenowi arcypilno było odtąd wiedzieć, którędy to Jagiełło pójść zamierza...
   To bowiem, że Polacy z Litwinami zajęli Działdowo i Nidzicę tej wiedzy mu jeszcze nie dawało, jako że trakty na północ stamtąd wiodące dwa były, jeden przez Dąbrówno, wtóry zasię z Nidzicy przez Olsztynek. Jest jednak pomiędzy niemi mieśćce, wpodle jeziora Łubień, gdzie się te szlaki do siebie na jakie ośmnaście zbliżają kilometrów. Posadziwszy zatem wojsko pomiędzy tem jeziorem a wioszczyną Stębark (Tannenberg) szło mieć i na jeden i na drugi trakt baczenia, a w miarę wieści schodzących, ku jednemu lub ku wtóremu się kwapić.
   Dopieroż Dąbrówna zajęcie i spalenie dało wielkiemu mistrzowi tej wiedzy, ale że to się zdarzyło 13 lipca, tedy licząc nawet, że nocy jeszcze Krzyżaki przespały, znając, że i Jagiełło nocą nie pójdzie, musiały zatem te kilometry ostatnie podejść już 14-go. Znając znów, że 15-go od rana już w szyku stali do bitwy gotowi, wychodzi, że owych dołów musieli dopieroż czternastego kopać , a i to nie od rana, skoro w drodze jeszcze byli. I tu przyznam, że czoła chylę przed owemi krzyżackiemi saperami, co tego czynili. Cała ta zabawa przecie na nic, jeśli by się o tem wywiedzieli Jagiełłowi wywiadowcy... Kopać zatem musieli w pośpiechu zgoła niebywałem, przy tem przedsięwzięcie do iście tytanicznych urasta, jeśli i na to wziąć, że wykopać to dopiero dzieła połowa... Ziemi tej wykopanej przecie trzeba było z pola wywieźć, by nie zdradzała, że tu kopano czegobądź, przy tem dołów trza było pomaskować, a to i tak jeszcze, by trawa na wykopanem nie pomdlała więcej we skwarze niźli insza, bo by barwą odmienną mogła przedsięwzięcia zdradzić... Że z tem zdążyli, to prawdziwie czapki mi, nawet wrogowi, uchylić przyjdzie...*
   Ano i teraz wystawmyż sobie ten poranek dnia następnego, z temi cyrkumstancyjami powszechnie znanemi o czekaniu Krzyżaków, dwóch mszach Jagiełły i dwu nagich mieczach posłanych, aliści pryncypalne w tem to, co towarzyszyło poselstwu: że się Krzyżaki iście cofnęły, pola dając, jako nam o tem Długosz pisze... Owoż nie zdaje mi się to rzeczą możliwą, bo na cóż by tych dołów kopano? By mieć jazdy własnej PRZED niemi? I by sama w nie w bitewnej może powpadała gorączce, luboż by chorągwie z odwodów z pomocą spieszące w nich grób znalazły?  Nie sądzę ja wielkiego mistrza durniem, tedy choć Krzyżaki nader pewne wiktoryi były, wódz każdego się winien spodziewać obrotu Fortuny, tedy i na klęskę mieć koncept jaki... A tu? W razie klęski te doły Krzyżakom samym by być mogły do trumny gwoździem. Pisałżem tu już i o Jungingenie przódzi, gdziem się starał dokazać onegoż przymioty, w tem i ostrożność niejaką... Samo zresztą i to obwarowanie Drwęcy, a i pola pod Grunwaldem wybranie tegoż dowodzą, tedy nie zdaje mi się by jakie insze rozsądne być mogły tłomaczenia, niźli te dwa, co ich zaraz objaśnię.
  Primo, że iście stało wojsko przed owemi dołami, ścieżek między niemi mając naznaczonych sekretnie i  za ordonansem wydanym, gdy heroldowie z mieczami do Jagiełły dotarli, cofnęli się ordynku nie burząc i nas do szarży po polu odkrytem i z pozoru równem prowokując. Zali by tak być miało, musiałby taki być od początku wielkiego mistrza zamysł i wszelkie myśli o zniecierpliwieniu upałem musielibyśmy odłożyć na bok. Ów by musiał od początku tą irytacyję udawać, na to grając, że nibyż rozdrażniony czyni rzecz pochopną, Jagiełły obelżywie wyzywając i pola ustępując...
   Możność wtóra, wielekroć więcej prawdopodobna, to ta, że jedynie harcownicy jacy z pola do chorągwi swoich zeszli, co Długosz, człek przecie nierycerski, pojął opacznie i nazwał wojska cofnięciem. Nie pierwsza to i nie ostatnia Długoszowa myłka, wielce nad obrazem tejże batalijej ciążąca, aliści na roztrząsanie tego przyjdzie jeszcze pora. Póki co, skupmyż się na tych dołach pokopanych, za któremi wielki mistrz uszykował całej swej piechoty, łuczników i armat. 
   Podumajmyż przez chwilę, cożby było, gdyby Jagiełło tego zamysłu nie przejrzał... Oto rusza nasza ciężka jazda po pochyłości w dół, czem zaś dalej tem większego nabiera impetu i pędu, by przeciwnika tem właśnie impetem przełamać. Rycerz w galopie, czy w cwale nawet to nie Tatar, co niemal w miejscu swego mierzynka osadzi... Ów by nawet i widział może, że przed niem już i stu innych na łeb się do tych dołów zwaliło, nic już niemal poradzić nie zdoła! By się nawet i jakiem nadludzkiem wysileniem zatrzymać zdolił, szeregi z tyłu napierające go zmiotą...:(( Toż samo, gdyby się od skręcenia karku salwując, nawet i jakiem sposobem z konia uskoczył, toż przecie jeno pod kopyta następne...
    Trudnoż w liczbach prognostyków czynić, czy by tam wpadło tysiąc zbrojnych, czy tysiące trzy... Nawet by i połowa z tego przeżyła może, przecie takie bitwy otwarcie to ruina morale armijej całej. Niewiele potrzeba, by przeciwnika co się tak zachwiał, pchnąć mocniej, by upadł. A na toż pchnięcie właśnie uszykował Jungingen łuczników i armat, by w to kłębowisko koni i ludzi bili, rozmiarów klęski dopełniając... Na toż czekały chorągwie zakonne, by skoczyć, wysiec wypełznąć próbujących jako i tych co by, zaślepieni rozpaczą, w sukurs szli...
    Czemuż do tego nie doszło? Ano, najpryncypalniejsze to dzisiaj pytanie... Podług mnie, Jagiełło czuł, że coś się święci, aliści zda się, że na tem koniec... Jak zatem odkrył krzyżackiego podstępu? Ano, dopomógł mu w tem sam mistrz tych heroldów śląc i pola czyszcząc... Paradoksem, by był miał Jungingen za przeciwnika jakiego króla okcydentalnego, czy wodza na kulturze rycerskiej chowanego, ów, gdyby mu tak do żywego dopieczono, by i może w gniewie kazał do ataku trąbić... Nieszczęściem Jungingen miał przeciw sobie Litwina chytrego, przy tem experiencyi wojennej na Tatarach zdobytego i równie podstępnych krajanach własnych... Jagiełło po prostu nie mógł nie zadać sobie natychmiast pytania, czemuż wielki mistrz czyni to, co czyni? Król przecie też nie sroce spod ogona, a przeciwnie czem mi go więcej poznawać, tem jaśniej widzę, że szpakami za młodu karmiony, pojąć musiał, że się za tem jakie krzyżackie kryje przeniewierstwo... Jakie? A jakież mogło się kryć, skoro zamysł był oczywisty przymusić by nacierał czem rychlej i na polu przez wielkiego mistrza uprzątanem.  Dureń by się jeno temu polu nie począł przypatrywać podejrzliwie...
   Że się tamtem czekać przykrzyło, to i wierę... Dokazalim w nocie poprzedniej, że nie sposób było tych trzydziestu tysięcy wojska na tak szczupłej przestrzeni naraz w boju użyć... To jeno u Długosza rzecz by się tak mieć miała, że zrazu uderzyła Litwa, powpadała w doły, kto nie wpadł, to powalczył krzynę i dawaj uciekać, jeno Smoleńszczany się godnie ku nam przebijały... Nasi zasię począwszy tę rzeźbę okrutną i przetrwawszy kryzys przy choragwi upadku, najwidniej nie znając zmęczenia, przetrwali godzin młócki następnej parę, przetrwali te szesnaście odwodowych chorągwi krzyżackich, rzuconych do boju w kulminacyi zwarcia, nareście znów owi niezmordowani Krzyżactwa koniec końców przemogli i części pryncypalnej wyrżnąwszy, resztek co jeszcze do obozu zbiegły, w tem obozie dopadły i wybiły...
   Ano primo, że skoro Krzyżacy mięli odwodów, musielim ich mieć i my. Czemuż Długosz nie spomina o tem? Ano, bo człek niewojenny, znał relacyi oćca, co tam wojował, aliści ów jeno o swej chorągwi mógł mu co rzec, stryj-ksiądz o tem, co w obozie było, zasię Oleśnicki o tem, co się przy samym królu działo... Żadnemu się Jagiełło z zamysłów swoich nie tłomaczył, żaden też ich ogarnąć całością nie zdołał. Może by i poradził Oleśnicki, gdyby był experiencyi wojennej więtszej, przecie pomnijmyż, że lata spisywania kroniki Długoszowej to już lata obu z królem niesnasek, to i nie dziwota, że umniejszali oba jak umieli, a Oleśnicki króla od Krzyżaka salwujący pod piórem Długoszowem na herosa niemal królowi równemu wyrasta...
   Podług mnie król, sił mając nawet i od krzyżackich większych, musiał niemi wielce roztropnie gospodarzyć, umęczonych z boju cofając, inszych zaś i posławszy w obejście, by w chwili sposobnej Krzyżakowi spadli na plecy, czy z boków... Posławszy ich jednak musiał im dać czas, by owi krążąc skrycie dojść zdążyli... Kupił czasu krztyny mitrężąc ze wszytkiem, kupił go więcej tych dwóch mszy słuchając... "Cronica conflictus Wladislai regis Poloniae cum cruciferis", źródło obok Długosza pryncypalne wtóre, podaje że przed bitwą pasował jeszcze na rycerzy "tysiąc albo więcej" zbrojnych...
   Łeż to niechybna i wędkarska przesada... Tylu giermków przed bitwą samą by i rycerze sami nie puścili, aliści wejrzyjmyż, że pasowanie to nie jeno mieczem po ramieniu uderzenie... Pasowanego godzi się podjąć, do serca przycisnąć, rzec mu słów kilku i napomnieć, znając że tych słów i tej chwili po żywota kres ów pomnić będzie. Dać mu pas, dać mu miecz... Jak nie patrzeć, trudnoż na człeka tego chyżej czynić, niż każdemu najmniej jakich trzech minut poświęciwszy... By zaś ich nawet nie tysiąc był, a ledwo setka, to toż by to pięciu godzin znaczyło i króla nad miarę utrudzonego, nim się bój jeszcze rozpoczął właściwy. Ilu by ich nie było prawdziwie, też tem król czasu kolejnego wygrał... I oto wystawmyż sobie, że po tem wszytkiem przychodzi doń dwóch pyszałków z gołymi mieczami i mówiąc po dzisiejszemu, próbuje go wkurzyć...
   Ów zna, że na to sobie pozwolić nie może i wie, że wielki mistrz coś knuje. Poziera na to odsłonione pole, na piechotę i armaty krzyżackie bez sensu na czele postawione i najpewniej natychmiast pojmuje, że być coś musi, co sprawia, że ta piechota się czuje bezpieczną... A wieści o bitwach pod Crecy, Nikopolis i Aljubarrota przecie nie do jednego Malborga docierały... Temuż komenda dla Litwy, by uderzała. Raz, że zwiad to, dwa że nie witezie w skórach i misiurkach tej bitwy rozstrzygną, a ciężkozbrojni żelazem. Jak mistrz szachowy, co piona poświęca, by wywabić na bite pole hetmana, tak Jagiełło rzuca do boju Litwinów...
   I oczywistem to dla mnie, że rzuca ich NA CAŁEJ SZEROKOŚCI wojska do bitwy uszykowanego, zatem i przed chorągwiami polskiemi takoż, coż by przeczyło sądom wszelkim, że oto Witołd-gorączka już czekania nie zdzierżył... Czemuż tak mniemam? Ano bo nic nam nie wiedzieć, by jakie pułapki jeszcze nie odkryte w czas bitwy naszych turbowały, tedy Litwini odkryć musieli wszystkich... Nic nam nie wiedzieć o tem, by w czas bitwy samej jeszcze się jaka piechota i armata naszym naprzykrzała, zatem owi musieli paść w tem starciu najpierwszym, luboż to wysieczeni przez tych Litwinów, co się jednak za wilcze doły przedarli, luboż jako chce we filmie Ford, przez własną zgnieceni jazdę, co na Litwinów ruszyła...
    Tak czy siak, wychodzi, że tem jednem manewrem i przenikliwością własną, kosztem iluś pewnie setek Litwinów, trzech król na jednem ogniu upiekł pieczeni: zniweczył zamysł Jungingenowy, piechoty krzyżackiej i armat się pozbył i wywabił Krzyżaków, by w ślad za Litwą goniąc, sami jego warunków tegoż starcia przyjęli...



_______________________________
* - o wieleż, naturaliter, owe doły iście wykopano i batalija takiego, a nie inszego miała przebiegu, a nie że nam znów coś Długosz poplątał i jakiego zdarzenia incydentalnego nie rozdmuchał do nie wiedzieć jakich rozmiarów... Bo archeologowie naszy od lat już kilkudziesięciu po tem błoniu grunwaldowem kopiący, dopotąd ni na ślad jakiego pochówku masowego, ani na owe wilcze doły nie natrafili... I jedno jeszcze: zdarzyło się Wachmistrzowi za młodu ziemianek kilku kopać, w czem trudność nie była największa w kopaniu, a w onej maskowaniu, bo każda darń warstwy ziemi pod spodem pozbawiona, najdalej w godzin kilkanaście, schnie i barwą odmienną zdradza, że cosi jest niecodziennego pod spodem... Gdybyż zatem tego w lipcowem skwarze, o którem wiemy, że był niemiłosierny, czego tam większego pod Grunwaldem pokopano, to Jagiełło by widział nie placki za całe błonie w barwie odmiennej, nie daj Bóg jeszcze, gdyby sie w regularny zarys rowu układały...:)


8 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt15 lipca 2013 12:24

    1. Znajomość podstępnego Wschodu wielce się zatem w życiu przydaje. Dlatego obsesyjnie wręcz staram się ludzi zapoznawać z myślą Dalekiego Wschodu, ale - ku mojemu zniecierpliwieniu - wszyscy prawie wytrzeszczają na mnie zadziwione oczęta, zdające się swą błękitną niewinnością pytać: "o czym ty prawisz? Chińczycy to wszak szczęśliwi ludzie, którym można jedynie zazdrościć rozkwitu państwa".
    2. I masz - to faktycznie obsesja: przy Jagielle o Chinach pisać.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niejaki Laokoon równie obsesyjnie powtarzał "Timeo Danaos...", a to niczego nie odmieniło i nikogo nie ocaliło... Co nie znaczy, że Twój trud oceniam równie daremnym...:)
      A skoro przy Jagielle byli Tatarzy, czyli Mongołowie, to już nam jakby do Kitaju bliżej, n'est pas?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Aby nie było Zacny Wachmistrzu, że przywołujesz szczurka z Loch Ness nadaremnie :-) napiszę, że z licznych kryminałów które dane mi było kartkować wynika mniej więcej tyle, że brak twardych, materialnych dowodów może wystapić w trzech sytuacjach. Po pierwsze, nigdy takich dowodów nie było, co oznacza że bitwy również i co uważam za absurd. Po wtóre, że źle szukano, a najprawdopodobniej nie tam gdzie trzeba, co ośmielę sie sugerować :-) i po trzecie wreszcie ktoś dowody usuwał i ślady zacierał, co też uznałbym w naszym przypadku za absurdalne.
    Kłaniam z zaścianka, pełen podziwu dla wiedzy i przenikliwości w dochodzeniu do rzeczy sedna.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja również więcej byłbym skłonnym się ku temu skłonić, że na grunwaldowem polu jedno z licznych dnia tego, przecie nie jedyne, się starcie odbyło, a i to chyba nie to najwięcej dla sprawy samej istotne... I myślę też, że arcygenialną intuicją się Ford w filmie posłużył każąc Maćkowi z Bogdańca finalnego pojedynku toczyć na bagnistym mszarze, w czem klucz może być do wszystkiego... Nieodlegle, bo jakie dwadzieścia kilometrów od Stębarku jest jezioro zwane Francuskim, gdzie kmiotkowie okoliczni za dzieweczki spsowanie poniewoli, srogą pomstę wzięli na Francuzach w 1812 roku, ponoć i z pół regimentu nawet mordując i topiąc bez śladu już to w tem jeziorze, już to w bagnach i topielach okolicznych... Mógł Aleksander Newski swej wiktoryi zawdzięczać lodom na jeziorze pękającym, możem i my bagnom...:) Nawet bym rzekł, że to jakieś takie bardzo polskie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Jest moim zdaniem jeszcze jeden element, na pewno brany pod uwagę przez Jagiełłę - jako Litwin znał specyficzne podejście krajan, a w szczególności Witolda - lepiej było ich wysłać do boju najpierw i liczyć, że zmotywowani łupami powrócą, niż by mieli czekać i kolejny raz zninąć cichcem. Sam Jagiełło wszak podobnie potraktował swego sojusznika Mamaja - poprzestał na przyglądaniu się i wycofał bez bitwy, lub "usilnie starał sie nie zdąrzyć". Kto wie, czy to nie był ten kluczowy moment, który zdecydował o rozbiorach?
    Warto zwrócić uwagę na to, że nigdy więcej Litwa z Zakonem już nie wojowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być i może, że i to miał ów na względzie...:) Są, osobliwie, wśród Litwinów i tacy, co głoszą, że chciał Witoldowi wygubić rycerstwa, by go słabszym uczynić, choć w to - przynajmniej tamtego dnia - zwyczajnie nie wierzę...
      To, że z Zakonem nie wojowała, to ta być może przyczyna, że Zakon w sto lat później zlikwidowano...:) Bo już później z Prusakami bywało, bywało...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Kolejna przednia nota, Wachmistrzu! :)

    Przyznać mi wypadnie, iże owe wilcze doły nie tak powszechną są wiedzą, jako się Waszeci zdaje.

    Jam dopotąd nigdzie wzmianki o nich nie napotkał - nawet w starych mych podręcznikach szkolnych. Trzeba przyznać, że Król Jegomość arcyzgrabnie Krzyżaków załatwił i zmyślnością ponadprzeciętną się wykazał...

    Tandem dzięki Wachmistrzu za kolejne wiedzy poszerzenie :)

    Kłaniam nisko!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo też i nie był to człek sroce spod ogona wyskrobany...:) A o wilczych dołach pisze Długosz, podjął tegoż wątku Sienkiewicz, a najplastyczniej rzecz jest na Forda filmie ukazaną...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)