31 lipca, 2013

O komendach cudzoziemskiego autoramentu...

 Kto lekcyj szkolnych pomni jeszcze, znać będzie, że wojsko w Polszcze siedmnastego i ośmnastego stolecia się na dwa tako zwane autoramenty dzieliło: polski czyli narodowy i cudzoziemski. W pierwszem ex definitione służyła jeno szlachta, ergo choć to nie ze szczętem prawda, przyjmijmyż dla krótkości, że to głównie jazda... Reszta, przy tem wszelka piechota i insze się liczyły w autorament cudzoziemski, który początkiem iście był na najemnikach oparty obcych. Do exemplum najwięcej znanego się wszytkim odwołam, a to do literackich bohaterów III części panahenrykowej Trylogii...
   Przyznać przyjdzie, że srodze tam wodzy fantazyi popuścił pan Henryk, czyniąc Ketlinga druhem Wołodyjowskiego serdecznem. Wielgiej by być musiał cywilnej odwagi pan Michał, by się tak z obcym bratać przeciw ówcześnemu vox populi, w tym przypadku panów braci, którzy nie dość, że za rzecz niemożebną uważali, by towarzysz usarski czy pancerny miał iść pod komendę a choćby i pułkownika z cudzoziemskiego autoramentu, to jeszczeć i krzywem okiem baczyli na wszelką z cudzoziemcami zażyłość. A czem więcej jazda nasza słabowała, a w polu się przydatniejsi pokazywali dragonowie i wszelki "lud ognisty" od puszkarzy poczynając a na muszkieterach kończąc, tem te animozyje przecie większe były...
   Mnie jednak dziś o rzecz inszą idzie, boć owe "cudzoziemskie" regimenty niemało na słownictwie naszem wojskowem zaważyły, przy czem nieraz rzecz i do absurdu przyszła, jako we spominanych przez kasztelana Matuszewica "rotach niemieckich muszkieterów" z Leszna... Z czasem bowiem w owych "cudzoziemskich" regimentach cudzoziemcem był jeno rekrutujący onego i dowodzący pułkownik, czasem z przydatkiem oficyjerów garstki. Często przy tem już i tak spolszczony, że jeno naźwisko miał obce, a mowy dziada własnego, jakiego Szkota, Angielczyka, Francuza, Niemca czy Olędra by już i nie pojął może... Żołnierz zaś najgęściej był z włościan rodzimych, dobrawolnie w dobrach królewskich werbowanym, luboż i gęściej nie całkiem z prawem w zgodzie ukrytym w szeregach przed justycyi ręką jakiem bieżeńcem, włóczęgą czy inszem drapichrustem...
   Aliści komenda w takiem regimencie, podobnie jak i zwierzchność i barwa być miała cudzoziemska! No to i była... Nierzadko siłą tradycyi po jakiem prawdziwym niemieckim Wachtmajstrze latami późniejszemi przez następców tak niemiłosiernie poprzekręcana, że do najosobliwszych przychodziło miszkulancji...:) Obaczmyż jak to się "muszkieterowie niemieccy" komenderowali:
"Ryk daj!" - w czem się jeszcze kolebią jakie pokłosia niemieckiego "Zurück"... W każdem bądź razie "Niemce" z Leszna wiedziały, że to "w tył zwrot"...:)
"Achtuj!" - to wszytkim pewnie zda się oczywistem, że z oryginalnego "Achtung", po dziś dzień w niemieckiem wojsku "Baczność!" znaczy...
"Śteluj krok!" - to przyznaję, że mię zafascynowało...:) Nijakiej tu bowiem koincydencji ze słynnem "Halt!" nie dostrzegam, a przecie znaczyć by miało toż samo...
"Pikynyr forc!" - co jeszcze nie nadto od oryginału "Pickieniere vorwärts!" odeszło...aliści konia z rzędem temu, coż pomiarkuje cóż znaczyło : "Wancuj!"...:)  Owoż rzecz się jakiemsi miraculum z francuszczyzny wiedzie i w regimentach francuskich "Avancez!" pojmowano jako miarowy, równy krok całego regimentu naprzód, ergo na bitewnem polu tożsame to z komendą dla piechoty do ruszenia na wroga...
   Na koniec zaś perełka nad perełkami: "Pul kul w rur!":)) Po długich przemyśleniach się w tem doszukano zbitki dwóch niemieckich komend oryginalnych z rodzimą "kulą" dla krótkości najpewniej zdekapitowanej o samogłoskę ostatnią:) "Pulver in Rohr!" znaczyło początek cależ nieprostego i niekrótkiego procesu nabijania muszkietu, którego początkiem byłoż lufy przetarcie wyciorem z resztek prochu i ładunku po wystrzale uprzednim i na tąż właśnie komendę nasypanie do tejże, już ochędożonej lufy (rury), prochu, zasię onegoż przybicie. Potem na komendę osobną "Kugel in Rohr!" wrzucało się tam i kuli, i wrychle muszkiet można było brać do oka, by celu szukać, mierzyć i na komendę palić... Rodzimi nasi "muszkieterowie niemieccy" najwidniej uznali, że procesu tego skrócić idzie (nawiasem arcysłusznie, bo były i regimenty, gdzie między jednem a drugiem wystrzałem szesnaście kolejnych komend na najdrobniejsze odrębne czynności dawano!), a człek już jako tako z bronią obeznany sam wie, że się nie daje kuli przed prochem*)...
_______________________________________
* naturaliter o zawodowcach tu prawię, nie o nowicjuszach w rzemiośle, luboż o branych niemal gwałtem z poboru jakich młodzieńcach, co prochu nigdy nie wąchali... A cóż stres bitewny znaczy osobliwych konkluzyj przyniosła amerykańska wojna secesyjna z bataliją pod Gettysburgiem na czele. Owoż, mimo stuleci dzielących naszych muszkieterów z Leszna i Jankesów czy południowców spod Gettysburga i mimo ogromnej różnorodności amerykańskiej tam broni użytej, dla pryncypalnej  żołnierzów części proces ładowania tejże niemal się nie odmienił; po dawnemu trza było w lufę od przodu wbić prochu ładunek, zasię kuli dołożyć, wycelować i wypalić i tak w koło Macieju... Ano i gdy po bitwie zebrano z pobojowiska broni poranionych i poległych by w nie nowych zaopatrzyć żołnierzów, wrychle się przy jej przeglądaniu pokazało, że niejeden z tych młodzianków nieszczęśnych wszytkiego jak trzeba poczynił...okrom tego, by wypalić, zaczym w gorączce bitewnej brał się do nabijania de novo... Rekordzista miał pono w lufie ładunków kolejno nabitych czternaście...:((


44 komentarze:

  1. Klik dobry:)
    Zdaje mi się, że nie tylko komendy,ale i przepisy oraz wytyczne wszelakie zbyt szczegółowe być nie powinny, bo człek za nimi nie nadąży, albo wyprzedzi zniecierpliwiony ;) :)

    Pozdrawiam serdecznie.



    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu bym może i polemizował, przynajmniej jeśli o komendę idzie, a i tego bym jeszcze widział w zależności od czasu, o którym prawim i o rodzaju rekruta, który tej komendy słuchać będzie... Nam ludziom wyedukowanym, nawet i w głowie nie postoi wyobrażenie, jak ciemni i zwyczajnie głupi ludzie potrafili do wojska dawniejszemi czasy trafiać. Temuż i owe komendy sążniste, by się nie pogubił który, jeno, że tu owe "Niemce" z Leszna zanadto w drugim celu komendy pobłądziły, za egzotyką bieżąc... A tem mianowicie, że komenda ma być zrozumiałą rekrutowi, by ów na polu bitwy, w chaosie i strachu jasno wiedział, coż mu czynić przystoi, a nie na współtowarzyszy baczył, co czynią, bo oni może i więcej jeszcze głupi jak on... I jedno jeszcze: język komendy nieuchronnie to wojsko spaja... Będziem mięli może i w oddziale jednym Kaszuba, Poleszuka, górala i Ślązaka, przecie to oni się winni do języka komendy nagiąć, a nie iżby każdemu z osobna w jego mowie tłomaczyć, czego mu czynić przystoi. Rozumięli to świetnie zaborce nasi, że w wojsku pobyt dla rekruta z ziem naszych wybornem jest źródłem germanizacji czy rusyfikacji a effecta tegoż znakomicie Sienkiewicz w "Bartku Zwycięzcy" opisał...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję, Wachmistrzu, za wprowadzenie mnie na właściwe tory myślowe.

      Usuń
    3. Udam, że ironii nie wyczuwam...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. To było szczerze, bez ironii, Wachmistrzu.

      Usuń
    5. PS. Nie mam dzisiaj szczęścia do komentarzy, buuuuu... Co napiszę od serca, to dostaję po nosie. Czyżby dobre intencje i szczerość nie były w modzie albo aż tak niewiarygodne?

      :((((((((((((

      Usuń
    6. Najmniejszą moją intencją nie było, by komu przykrości czynić... Sam siebie winuję, bo moja autoironia własna kazałaby mi mieć słowa własne w niejakiem podejrzeniu i to oto Tobie, własnych tutaj przypisałem skłonności:) Przebaczenia proszę i upewniam, żem nie miał niczego w tem złego na myśli, okrom tego, że nikt nie ma na prawdę monopolu... I może dobrze...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. A może owo kroku śtelowanie od niemieckiego Stellen się wywodzi? Coby infanterya pewnym krokiem maszerowała? Abo od Stel, co stanowisko znaczy? Bo nie sądzę, by od Stell, znaczy zastępca - choć kto wie, może przez most "zastępczym" krokiem się szło, by go nie rozdygotać...
    Stellung - miejsce - takż emi nie pasowało. Próbowałżem w dykcjonaryuszu odnaleźć, począwszy od słowa Stel i za każdym razem, gdym literę jedną dodawał, coraz ciekawszego znaczenia nabierało - ale żadnego, które by się z maszerowaniem kojarzyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z opisu kasztelana Matuszewica jednoznacznie wynika, że po tej komendzie "Niemce z Leszna" się zatrzymywały, zatem musi być ona bliską znaczeniowo naszemu "Stój!", lub niemieckiemu "Halt!" i zda mi się, że tu Vulpian chyba dobrym tropem podążył... Ale i z Waszmości dociekań żem się czego ciekawego wywiedział:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Takie łamańce językowe arcyciekawe są, bo dużo mówią o historii naszej, nie tylko naszej zresztą, i czasem śmieszne rzeczy wychodzą. Pul kul w rur jest całkiem w porządku, gdyż obrazuje dążność do skrótu, która zawsze jest w cenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byleśmy nie popadli z temi skrótami w manierę sowieckiej podobną... Do dziś wybornie pamiętam bułhakowowskiego zawpodiska (zawiedujuszcziewo poddiełom isskustw)...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Vulpian de Noulancourt31 lipca 2013 15:10

    A może 'śtelowanie' od 'abstellen' mogło pochodzić i to rozdzielne 'ab' zwyczajnie przepadło? Co prawda dzisiaj to bardziej o parkowaniu, ale w grę wchodzi też 'wyłączenie' i 'zatrzymanie'.
    Zaznaczam, że po niemiecku prawie nie mówię, więc możliwe, że to pomysł głupi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale że wiemy, że po tej komendzie "muszkieterowie niemieccy" stawali, tedy domysł mi się zda całkiem słusznym...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. No może nie całkiem to samo...:-)))
    Ale "pal kul w rur" to coś jak "spoko" czy wporzo".

    Nara!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spomniał mi się xiężulo jeden, co z młodzią wielce przestając i onej nawracając, chciał wielce z nią jej własnem przemawiać językiem i onemi skrótami... Ano i tego, co mu wyszło ze skracania "Pochwalony", to nawet i nie przytoczę, bo arcy to brzmi nieprzystojnie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Ano język żywym jest, to i zmienia się przez pokolenia. Dzisiejszych skrótów też nie wszystkie rozumiem. Bo młodzi piszą sms takim skrótami, że domyślać tylko można co autor miał na myśli. Pok slę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jednak "ę" na końcu ocalało!:))) Mam ja tego samego problemu, gdy mi Wachmistrzówna śle "bd zaz", gdy pytam, kiedyż do dom powrócić zamyszla...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Ciekawie tak w historii języka pogrzebać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upewniam, że czasem i nawet bardziej niż ciekawie:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Bardzo się kiedyś zdziwiłem że pancerny to nie husarz, a wydawałoby się że to to samo. Jeszcze bardziej się zdziwiłem, że na pancernych mówiono kozacy.
    Pan Henryk namieszał strasznie i towarzystwo Skrzetuskiego będącego w końcu nie byle kim, tylko namiestnikiem chorągwi husarskiej było takie dosyć nieprzystające, ani do godności ani funkcji. Co do Ketlinga, to Wołodyjowski był wszak pułkownikiem cudzoziemskiego autoramentu, podobnie jak i on. Co prawda niby był towarzyszem pancernym, ale tylko nominalnie. Tak więc o ile nie dziwi zażyłość tych dwóch to już Skrzetuski bardzo od nich odstaje. Dodatkowo pan Henryk "używa" dragonów Wołodyjowskiego raczej jako jazdy, a to już nie bardzo pasuje do taktyki i charakteru tej formacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem pan Henryk namięszał okrutnie, bo w pierwszej części Trylogii Wołodyjowski dowodzi dragonami, ale w służbie księcia Wiśniowieckiego, zatem to o prywatnym wojsku prawim, gdzie wcale przecie te powszechne reguły i podziały na autoramenty obowiązywać nie musiały. Przy tem dowodzi on chorągwią, a przecie cudzoziemscy dragoni się w regimenty, jak piechota, kupili, a nie w chorągwie...
      Małoż na tem! W Potopie masz go Waszmość jako chorągwią jazdy szlachty laudańskiej komenderującego za listem hetmańskiem przypowiednim formowanej. Winien być zatem jej porucznikiem, czy namiestnikiem, rozumiejąc, że chorągiew jest hetmańska własna i nominalnym rotmistrzem sam hetman osobą własną, a jest? Pułkownikiem! Nie uwierzę, że by mu hetman rangi z dragonów zachował, gdy go nad szlachtą, nawet i szaraczkową, stawiał...
      O tem, że pan Henryk w dragonach widział jazdę, toś Wasza Miłość praw, podobnie jak i z tem, że szkolący dragonów oficyjer winien być strzelcem nad strzelcami, a nie... pierwszą szablą Rzeczypospolitej:)) I co na koniec z podejrzeń mych własnych... Żeśmy mięli oto w XVII wieku, a osobliwie za Sobieskiego, co się w dragonach lubował okrutnie, choć go powszechnie z husarią utożsamiamy, niejako dwóch dragonij. Pierwszej to tej z cudzoziemskiego autoramentu, zaciąganej w regimenty (czasem jako kornety lub freikompanie), jako się należy, z komendą niemiecką i odpowiednim moderunkiem i rynsztunkiem, zasię wtórej to tej przez magnatów, osobliwie kresowych, zaciąganych dla granic obrony, to już własnej fantazyi wielmoży frukta w moderunku, uniformie i rynsztunku, choć najwięcej bym tego pod wspólny mianownik podciągał jako chorągwi strzelczych wojujących pieszo, a ścigających (lub i uciekających...:) konno...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Z nabijaniem broni i jej celnością przy okazji, wiąże się arcyciekawa sprawa gwintowania luf, co ok. XV w. podobno odkryto, jednakowoż dopiero bliżej XIX stulecia bardziej popularne się stało, tj. po wynalezieniu strzelb ładowanych od tyłu. Biorąc pod uwagę róznorakie względy materiałowe sam wystrzał z dawnej broni opisywanej w Trylogii mógł być bardziej niebezpieczny, niż owej broni rażenie, stąd pewnie niejaka ostrożnośc przed strzelaniem powstrzymywała wojaków.
    Kłaniam (my) z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym jeszcze podejrzewał niektórych o myślenie temi kategoriami, że miecz, rapier czy szpada (szabla już nie bardzo:) w gruncie rzeczy przypomina krzyż, zatem ex definitione musi być dobry, zaś proch cuś zanadto siarką pachnie i ogniem piekielnym...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Cała sprawa z uporczywym forsowaniem broni palnej zastanawia, bo jej skuteczność w porównaniu z bronią białą wydaje się wątpliwa, przynajmniej w początkowej fazie jej stosowania, więc pewnie jakiś aspekt psychologiczny też w tym był. Zresztą z innymi wynalazkami bywało podobnie, bo niewygoda i zawodność pierwszych samochodów wręcz dyskwalifikowała je w porównaniu z pozjazdami konnymi. Podobnych przykładów można wskazać więcej, a rzecz cała jest arcyciekawa, chociażby w kontekście zastanawiania się nad tym stosując kryteria z nane z biologii o ewolucji gatunków.
      Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń
    3. Odrzuciwszy facecje, to przyczyny tegoż "ewolucyjnego" sukcesu bym widział w dwóch najgłówniej aspektach: że byle dureń pośpiesznie przeszkolony położy z muszkietu latami ćwiczonego szermierza, a po wtóre, że ową białą bronią to władali najwięcej herbowi słono sobie za swe usługi każąc królom płacić, już to przywilejami jak u nas, już to donacjami i apanażami, jako gdzie indziej... Kmiotek, w barwę królewską przyodziany i muszkietem zbrojny, był per saldo tańszy... Kryterium wyboru: 100% cena, Mości Szczurku:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. No i okazało się, że w Loch Ness na tak proste, a zarazem trafne rozwiązania zagadki mieszkańcy nie wpadli :-)
      Kłaniam (my) w owego zaścianka z ukłonami dla Damy serca Wachmistrzowego :-)
      ps. zaczynają przychodzić mandaty z fotoradarów na gościńcach prowadzących do Grodu Kraka przez zbójców zastawionych, więc pewnie zbankrutowac nam przyjdzie
      :-)

      Usuń
    5. Hmmm... może było trza jechać nocą i lico skryć za jaką kominiarką?:) Nadziei pełnym, że ich jednak nie będzie zbyt dużo... No i pytanie, któż ich śle, bom niezbyt dawno czytał, że jeśli straże miejskie, to bezprawnie i śmiało ich Waść możesz użyć w wychodku, a i podobnie zdaje się, jeśli z ITD... Jeśli od policyi, to rzecz jest gorszą...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. Rzecz nie jest jasna, a w spory prawne wdawać się nie mam zamiaru, więc jakoś znanymi tylko sobie fortelami jakoś poradzę, co rzecz i tak do wzmiankowanej przez Waszą Miłość okoliczności sprawę sprowadzi, tj. miejscu ustronnym zawieszenia tychże oszczerstw, bom przecie nigdy tego co fabryka dała pod maską nigdy nie przekroczył :-))))
      Kłaniam (my) z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń
    7. Chciałbym ja kiedyś zobaczyć kogoś co tejże bariery by przekroczył udatnie...:) Co nie znaczy, że Waszą Miłość do jakich szaleństw na drodze namawiam...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Komenda ma być zrozumiała, stąd i strażackie bywały dość oryginalne:
    Strażak za strażaka zaaaskocz!
    Wedle maciejowej bruzdy róównaaj!
    Na becke bryk!
    Z becki bryk!
    Reszty nie pamiętam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A rozszyfrujesz je jeszcze? Bo bruzda maciejowa wydaje się być oczywistą, a reszty to się jeno domyślać można... A co do strażaka zaskakującego innego strażaka to nawet nie wiem, czy chcę się domyślać próbować...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. No jak to, z beczki i na beczkę to też chyba oczywiste bryknąć :D

      Usuń
    3. A oni co? Tygryski?:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. To ste(a)lowanie mnie by się jakoś bardziej z równaniem niż zatrzymaniem kojarzyło...

    Rozbawiło mnie to kilkunastokrotne nabijanie :)
    A w temacie broni... Przyglądam się na jednej sali telewizyjnemu pokazowi ładowania karabinów napoleońskich i zastanawia mnie czemu papierki od prochu i kuli oni zębami musieli obgryzać - no rozumiem, że tak mogło być szybciej, ale czy te zęby były w takim świetnym stanie? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemieckiego nie znam, zatem rozstrzygał nie będę:) Co się tyczy owych papierków, to szło o to, by proch nie zamókł, w różnych przecie noszony pogodach, tandem pakowano go w papier tęgo wytłuszczony, luboż stearyną powleczony... Ano i by prochu w lufę (Pulver in Rohr!:) wsypać, było potrzeba tegoż pakieciku rozerwać, luboż i rozciąć, by się do prochu dobrać. Papier natłuszczony nie tak łacno się palcom poddaje, a tu przecie o czas idzie... Toż samo z nożykiem jakiem, bo przecie jak ów prochu nasypie, przybije, kuli wrzuci i strzelać przyjdzie, to obie ręce konieczne i gdzie znów tego nożyka chować, czy odkładać zasię czas znów na szukanie go mitrężyć... Zęby tu zatem były po prostu najporęczniejsze i znakomicie niemi sobie żołnierze rady dawali... No, chyba że który nie chciał tego fruktu jakoś za bardzo, to i znane liczne przypadki, ze sobie czterech pierwszych trzonowców wybijali, byle ich komissyja z tegoż powodu za niezdatnych do służby uznała...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Zastanawiało mnie kiedyś, cóż za dziwne kieszonki na piersi nosili kozacy i ludy kaukaskie, a to były miejsca na takie papierowe ładunki prochowe, do odgryzania i sypania w Rohr :D
      Tu widać je jako żywo :D

      Usuń
    3. Dzięki, Kneziu:) A ja inszego żem znalazł odwołania:
      "...Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij;
      Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi;
      A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność;
      Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność,
      Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci,
      Żołnierz jako młyn palny nabija - grzmi - kręci
      Broń od oka do nogi, od nogi na oko:
      Aż ręka w ładownicy długo i głęboko
      Szukała, nie znalazła - i żołnierz pobladnął,
      Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął..."
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Przypuszczam, że chodziło o taką ładownicę? Chyba że w wojsku polskim z 1831 roku używano zwykłych toreb?

      Usuń
    5. Co do zasady konstrukcyjnej, to się zgodzę, że wyglądało to podobnie. Tyle, że standardowe ładownice naszych piechurów były na 40 ładunków, a nie na 25 i z całą pewnością był na nich orzeł, bo te orły dziś są chyba najczęściej wydobywanym na pobojowiskach przez poszukiwaczy elementem...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. Bezetko: naturaliter tam gdziem głupoty o trzonowcach pisał, szło mi o siekacze i gdyby nie Vulpian Jegomość, co mię w dobroci serca o myłce dyskretnie uwiadomił, pewnie bym jej nawet sprostować nie miał sposobności:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. Wynika stąd, że swego rodzaju segregacja obecna była na długo przed Ameryką i Imci Lutherem Kingiem...

    Zasię niektóre z tych komend iście zmyślne są. Obce wyrazy zawżdy spolszczano :)

    Tylko cóż to są te miszkulance? :)

    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bardzo pojmuję o jakiej Waść mówisz segregacji: chyba nie rasowej? Miszkulancja ma znaczeń najmniej kilka, z których najwięcej się z jakiemi mieszaninami wiąże. Jest i potrawa tak zwana, która mieszankę kawałków jarzyn i mięsa znaczyła, jest i to znaczenie pod którym jam go tu użył, co najprościej byłoby wyłożyć jako pomieszanie z poplątaniem...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Co do segregacji, miałżem na myśli podział przez Waszą Miłość tu ukazany: dwa autoramenty: "szlachta polska - reszta świata" :) Takoż i to, że jedni z drugimi nie "mieszali się", jeśli nie było konieczności.

      Pozdrawiam!!

      Usuń
    3. A jeśli o taką segregacji Ci idzie, to w każdym pociągu jej znajdziesz...:)) Mówię o podziale na pierwszą i drugą klasę, bo szło nie o dyskryminację cudzoziemców, tylko o ochronę imienia i praw tej "klasy pierwszej", za którą się szlachta, a zatem i pochodne z niej wojsko, uważały... W ich mentalności to byłoby coś na kształt podziału na pierwszą i drugą ligę, na dzisiejsze wojska specjalne i zwyczajne, słowem: elita i plebs...:) Ale czy bym to zwał segregacją? Nie wiem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)