19 listopada, 2014

O urządzaniu Niepodległej...III

  "Wam kury szczać prowadzić, a nie politykę robić!" - temi oto subtelnemi słowy był powitał Piłsudski przedstawicieli lubelskiego rządu Daszyńskiego, co mu do Warszawy przyjechali się dokonanym pochwalić. Lata całe słów tych wystawiano jako dowód brutalizacji języka politycznego Komendanta, ja zaś przede wszystkim widzę w tem dowód niebywałej irytacji, którą zapewne młódź dzisiejsza nazwałaby jeszcze więcej dosadnem słowem... I dodam, że irytacji wielce uzasadnionej...
   Jakże to? - zakrzykniecie, a Torlin już niemal zakrzyknął (w komentarzu pod pierwszą z not w tymże cyklu:). Aboż to nie był rząd wspaniale postępowy, deklarujący co najpiękniejsze w naszem dorobku ideowem i politycznem? Nie wspinający się na wyżyny myśli politycznej i społecznej naszej? To nie mamy być dumni z tego, że oto pierwszy tworzący się rząd Niepodległej zapisał w swojem Manifeście, że za Torlinem powtórzę: "powstanie państwa polskiego o charakterze republikańskim, pięcioprzymiotnikowe wybory do Sejmu Ustawodawczego, bierne i czynne prawo wyborcze dla wszystkich kończących 21 lat (to nawet teraz tego nie ma), całkowite polityczne i obywatelskie równouprawnienie wszystkich obywateli bez względu na pochodzenie, wiarę i narodowość, [..] wolność druku, słowa, zgromadzeń, pochodów, zrzeszeń, związków zawodowych i zrzeszeń, stworzenie samorządów rad gminnych, sejmików powiatowych i samorządów miejskich, organizację milicji, zniesienie wielkiej i średniej własności ziemskiej i przeprowadzenie reformy rolnej, wprowadzenie świeckiej edukacji, nacjonalizacji kopalin i lasów, ochrony pracy (8-godzinny dzień pracy)." ?
    Owszem, odpowiem, mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek być z tego dumnymi. Tak jak z dzieła Kopernika, którego niemal nikt przez wieki nie czytał, czy dzieła Frycza-Modrzewskiego, podobnie popularnego. Bo one wyznaczają standardy, podnoszą poprzeczkę i są światełkiem w mroku kolejnym pokoleniom właściwej drogi naznaczającym... I nie zgodzę się z Torlinem, że Piłsudski nie byłby zdolny się pod tym podpisać. Z pewnością byłby zdolny, a nawet i chętny, bo to przecie nie był żaden potwór, a zdumiewająco nowoczesny polityk. Czemuż zatem, zapytacie, nie zdobył się na to? Odpowiem: bo był jednocześnie politykiem zdumiewająco, jak na doświadczenia i realia nasze, pragmatycznym i trzeźwo sądzącym rzeczywistość. Bo wiedział do czego to nas doprowadzi, wprowadzane na siłę, w tamtym właśnie czasie...
   Zawszeć, gdy do jakiej przychodzi dysputy, gdzie mi kto niemożność tego, czy owego wystawia, jako to król nasz jaki, wódz czy polityk siła by może i zrobił dobrego, jeno mu nie dostało tego i owego, a inszych przeciwieństw w bród i wszytko się zgoła zaprzysięgło na świecie, by onemu kłód pod te nogi rzucać, korci mnie by zapytać: " A cóż z tego, co miał ten król, wódz czy polityk, miał do swej dyspozycji Piłsudski w lecie 1914 roku? I co jeden, a co drugi z tem, co miał, osiągnął w cztery lata później?" 
   Czemu tak nie pytam? Ano... bo sam wiem, że to demagogią trąci, że przecie nie jeden Piłsudski na ten sukces pracował i że mało kiedy się tak fortunnie międzynarodowe układają konstelacje... Ale się układają, mniej lub bardziej fortunnie, a rzeczą prawdziwego męża stanu jest je wyzyszczeć do ostatniej kropelki... I że nie jeden Komendant pracował nad Niepodległej kreacją też prawda, ale on jeden, jedyny z tamtego czasu, a i najpewniej jeden z niewielu w dziejach naszych, umiał z tych wszystkich inszych działających stworzyć drużynę, nawet jeśli ci inni byli swemu w tej drużynie udziałowi przeciwni... Nawet jeśli byli przeciwni osobiście i politycznie Jemu, to i tak Piłsudski potrafił ich trud i staranie wykorzystać, czy do dalszego starania nakłonić, by mimo wszystko, po efektach sądząc, wychodziło, że to jedna zagrała drużyna... nawet jeśli lwia część tej drużyny zawodników, poobrażana na siebie nawzajem, a najwięcej na tego kapitana się nad niemi panoszącego, do końca żywota wolała żyć w przekonaniu, że Go przez całe życie zwalczała...
   Sierpniem czternastego roku, gdy się pokazało, że nijakiej ruchawki w Kongresówce wkraczający strzelcy nie wywołają i zdałoby się, że cały ten trud był zgoła zbytecznym i fanfaronadą jeśli nie szkodliwą, to co najmniej zbędną, a nad niedoszłemi Legionami zawisła wielce realna groźba likwidacji ze strony rozsierdzonej niepowodzeniem austryjackiej komendy, udało się Komendantowi dokonać rzeczy zgoła niemożliwej i w każdym innym czasie i miejscu nierealnej: zjednoczyć wokół idei ocalenia samodzielnej polskiej siły zbrojnej wszystkich galicyjskich ugrupowań politycznych i polityków znaczniejszych... Insza, że endecy, jak to endecy, wrychle swojej poczęli kreciej roboty i zniszczyli Legion Wschodni, ale na tamten moment, na tą chwilę arcytrudną liczyło się to, że się udało tego na Austryjakach wymusić (co nawiasem też miarą znaczenia było naszego we Wiedniu, ale o tem to mi przyjdzie kiedy jeszcze napisać z osobna), by Legiony ocalić i przydać im politycznej reprezentacji i zwierzchności w postaci Naczelnego Komitetu Narodowego.
  W cztery lata później Piłsudski dokonuje tej samej sztuki, tylko idea cokolwiek większa, gracze znaczniejsi i więcej skonfliktowani, ale cel jest ten sam... I efekt, w gruncie rzeczy też... Szczycimy się naszym okrągłym stołem sprzed ćwierćwiecza... Podług mnie wielekroć trudniejszą sztuką jest zawrzeć kompromis nie siadając do stołu i celebrując nie wiedzieć jak długie narady i obrady, uszczegóławiać punkta, podpunkta i paragrafy, lecz nie musząc nawet z przeciwnikiem rozmawiać, przewidzieć jegoż reakcje i kontrakcje, argumenta, rzeczywiste intencje i ocenić rozmiar sił za nim stojących, by onemu w efekcie przedłożyć propozycji takiej, której ów wysłucha, rozważy i stwierdzi, że ją przyjąć może i powinien...    Bez mitręgi wielotygodniowej, bo na nią czasu nie masz, a na analizę sytuacji, miast sztabu ekspertów i burz mózgów starczyć ci musi nieprzespana noc, własny stół czy biurko i własnych niewesołych myśli towarzystwo, bo nie masz wkoło siebie nikogo podobnie wielkiego formatu, kto by zamysł Twój pojmując i popierając, umiał i radą podeprzeć.
   Uczyli nas po szkołach, jakim to wspaniałym był ten rząd Daszyńskiego i jak brutalnie Piłsudski tej jaskółki swobody i powszechnej szczęśliwości zdeptał... Do dziś lwia część z nas tak o tem myśli... To ja Wam tegoż odwrócę, Mili Moi, i zapytam czyście choć raz imaginowali sobie, coż się dziać mogło, gdyby był Naczelnik Państwa tego NIE UCZYNIŁ? 
  Tego, naturaliter, wiedzieć na pewno nie możemy... Może by się to i jakiem trafunkiem ocalić udało i jaka tego dzieła część by iście wszystkie te nadchodzące burze przetrwała... Któż wie? Ale wielekroć więcej prawdopodobny jest inny scenariusz, ten który w wielce zbliżonych cyrkumstancyjach począł się realizować na Węgrzech... Że oto prawica, początkiem zaskoczona, jednoczy się i na rząd ten nastaje, by go obalić. Późniejszy o dwa miesiące i nieudany pucz Januszajtisa w Warszawie dowodzi, że nie cofnięto by się przed niczym. Podobnie jak jeszcze późniejsze: mord na Narutowiczu i krwawe zamiary względem robotników w Krakowie w 1923 protestujących. Czy mięlibyśmy wojnę domową? Najpewniej tak i najpewniej uczylibyśmy się o niej w szkołach dziś tak, jak się uczymy o Węgierskiej Republice Rad, o czerwonym i białym terrorze na Węgrzech i jego, w tysiące idących, ofiarach...
   Rzekniecie, że przesadzam, że przecie Daszyński to nie Bela Kun, a dawni socjaliści i ich sprzymierzeńcy spod znaku PSL-Wyzwolenia i Stronnictwa Niezawisłości Narodowej to nie zbolszewizowani w Rosji byli jeńcy z c.k.armii, których tam na wywrotowców przerobiono... Z pewnością... Ale logika wszelkich, jak dotąd, na świecie rewolucyj jest nieubłagana i w zasadzie stała: poczynają jej jacyś eleganccy panowie, którzy chcą "tylko" naprawić najbardziej jaskrawe zło. Zbierają się wbrew zakazowi króla w jakiejś sali gry w piłkę i odmawiają rozejścia się... i nibyż tylko tyle... Albo proszą cara, by jednak, dla narodu dobra, ustąpił i dał demokracji szansę... I potem się tworzy jakiś rząd zgody narodowej czy pojednania narodowego, złożony z eleganckich i już może trochę mniej eleganckich panów. Tyle, że rewolucyje zazwyczaj się poczynają, bo ludzie mają coraz mniej i mniej, i coraz im gorzej, aż ku takiemu przychodzą punktowi, że nie mając niemal nic, nie mają też i nic do stracenia... I ośmieleni nadziejami wiązanymi z sukcesem tych eleganckich panów, początkiem ich popierają, aliści gdy widzą, że im się nie poprawia (a z czegóż ma się poprawić, skoro już i przódzi nie było niemal niczego) i do tego pojmują, że poza rządem pozostają jako ci zupełnie nieeleganccy, tem więcej i głośniej ci nieeleganccy domagać się będą tego, czego jak rozumieją, się im należy. I potem powstaną, już zupełnie pobuntowani, i wyprowadzą tych eleganckich pod jakiś mur czy na gilotynę, bo owi są przecie ludem, a tamci ludu zdrajcami...
   Na tą zadziwiającą skłonność wszelkich rewolucyj do samoradykalizowania się zwrócił uwagi już przedwojenny nasz działacz polityczny i historyk zarazem, Adam Próchnik, a ja nie sądzę, by cokolwiek u nas, gdyby do wojny domowej przyjść miało, mogło pójść innym, niż powszechnie we świecie, torem... A Was pytam, czy w znanych Wam cyrkumstancyjach miesięcy i lat następnych, gdzie w niebywałej nędzy powszechnej, głodzie i epidemijach chorób, przyszło nam się jeszcze zdobyć na niebywały doprawdy wysiłek, by jakie takie te granice wywalczyć i odzyszczoną Niepodległość obronić... czy stać nas było jeszcze przy tem na wojnę domową? Kto twierdzi, że tak, niechaj wejrzy na exemplum Hiszpańskiej Republiki Ludowej lat trzydziestych, która przez wojska Franco atakowana, zafundowała sobie jeszcze wewnętrzne tarcia i walki pomiędzy komunistami, socjalistami, anarchistami i kim się tam jeszcze udało...
  Ja przekonany jestem, że rząd Daszyńskiego, przy całej jego zaszczytnej misji w Manifeście Lubelskim objawionej i oczywiście wbrew jakimkolwiek zamierzeniom swoich twórców, był drogą do wojny domowej... I świetnie to rozumiał Piłsudski**, nawet jeśli co innego deklarował xiążęciu Lubomirskiemu... Dlatego też był tak na członków tego rządu wkur..., pardonnez moi... był na nich zagniewanym, że czuł, że tem posunięciem niebacznym całej jego,  jeszcze nierozpoczętej nawet misji sił wszystkich wkoło idei niepodległości zjednoczenia, mogą ludzie Daszyńskiego zniweczyć... A tym, co wierzą, że ustami tegoż rządu przemawiał Naród, przypomnę wyniki wyborów parlamentarnych. Styczniem 1919 socjaliści (PPS i PPSD jeszcze nie zjednoczone) zdobyli razem 12,5 % wyborczych głosów. Ciepłą im ręką dorzucając 17% zdobyte przez ten sam rząd składające PSL-Wyzwolenie i niech jeszcze będzie, że i PSL-Lewicy 4 procenty, to nadal razem nie mamy większości, a jakie 31,5 procenta przy 37 na endecję oddanych. Nawiasem: nic Wam to nie przypomina?
   Dorzućmy jeszcze, że te wybory nie obejmowały przecie Wielkopolski, bo tam wciąż jeszcze trwało powstanie, a los ziem tych nie był przesądzonym... Ale w czerwcu, kiedy tam ich już uskuteczniono, to wynik był miażdżący: Zjednoczenie Stronnictw Narodowych (endecja, chadecja, ludowcy etc.) wzięło tam 97 % głosów, a socjaliści 2,4%. Znakomicie zatem umiem sobie tę Wielkopolskę, relatywnie w stosunku do reszty kraju zamożną, imaginować jako centrum antysocjalistycznej irredenty i coś na kształt tego, czym dla jenerała Franco były hiszpańskie zamorskie kolonie. I uważam, że dopuszczenie natenczas w ogóle do wojny domowej byłoby wobec Narodu zbrodnią, aliści jeszcze byłoby większą, gdyby ta wojna wykopała pomiędzy byłymi zaborczemi dzielnicami przepaści, przy których podziały dzisiejsze byłyby zaledwie zabawką...
  I jedno jeszcze, na koniec już tej noty... Tej wojny domowej mięlibyśmy tak czy siak, przy każdem inszem Piłsudskiego działaniu... Znakomicie to wychwycił Leszek Moczulski:
"Tylko stanowcze działanie mogło zapobiec najgorszemu. [Piłsudski] ratował Rzeczpospolitą przed śmiertelnym konfliktem, może wojną domową i upadkiem państwa. Ratował też demokrację. Gdyby zwyciężyła prawica – musiałaby okiełznać lewicę; gdyby zwyciężyła lewica – doszłoby do rewolucji społecznej. Każdy z tych przypadków oznaczał koniec demokracji."
__________________________
* - "Stronnictwa polityczne Wielkiej Rewolucji Francuskiej"
** - a miał i dodatkowe osobiste po temu doświadczenie świeże, jak szybko się rewolucyjna zaraza pleni... Uwolniony z Magdeburga, do Berlina nie zdążył dojechać, gdy w Magdeburgu, w dwie godziny po Jego wyjeździe, wybuchła rewolta. W Berlinie, przenocowany i rankiem na rozmowy proszony, w pacierzy kilkanaście z tych rozmów wyproszony i do Warszawy czem rychlej ekspediowany, bo i w Berlinie się wszczęła rewolucyja...   

35 komentarzy:

  1. Ciekawe, swoją drogą, jak też by owo urządzanie wyglądało, gdyby urządzający wzgląd jakowyś mieli na to, że ani wiek nie przeminie, a Pan Wachmistrz tak to wszystko opisze...
    A dzisiejsi urządzacze, gdyby pierwsze zdanie przeczytali... Ech, marzenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że wejrzawszy na słupki popularności bloga tego spali by snem spokojnie niezmąconym, pewni że im to w najmniejszej nie zaszkodzi mierze... A dzisiejsi tegoż przecie cytatu znają a i nawet się czasem niem z lubością obrzucają, w przekonaniu, że nie ich, a ich adwersarzy się to jeno tyczyć może...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Klik dobry:)

      ... a warto by było słupki podciągnąć do góry poprzez promowanie tak zacnego bloga.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Znaczy, od polityki mam się trzymac z dala, bo kurę to jeno na talerzu toleruję. Ot, nie lubię ja tego głupiego ptaszyska!
    Przyznam, żem od tej strony na Naczelnika nie patrzył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwrotnie, Wasza Miłość, przyjmując tej logiki, to absolutny brak znajomości się na drobiu wręcz Waszmości do polityki predestynuje...:) I przyznam, że nie pojąłem od której strony Waść na Naczelnika nie patrzył, bo chyba nie od strony drobiu?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Vulpian de Noulancourt19 listopada 2014 12:58

    1. Że też w tym wszystkim nikt nie pomyślał o tragedii, jaka stała się przez to udziałem krajowych kur. Bo też nieszczęsne te zwierzątka z jednej strony czekają, żeby wreszcie (sto lat mijało...) ktoś je poprowadził, a z drugiej żyją w ciągłym stresie, co to będzie, kiedy jednak opinia publiczna zorientuje się, że kury w ogóle nie sikają.
    2. Poważnie mówiąc - czekam, co dalej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad.1 Widzę, że kwestia drobiowa nam dysputę zdominowała, co mnie martwi cokolwiek, bo i moje w tej mierze kwalifikacje są raczej wzięte z talerza, choć czasem z rożna, patelni czy brytfanki...:)
      Ad.2 Może się co i uda jeszcze do niedzieli wykrzesać, ale nie obiecuję:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Cytują różni tacy współcześni, z lewa i prawa Marszałka, a pojęcia szerszego u nich za grosz. Taki już chyba los naszych Wielkich, że ich gnoje przedrzeźniają, nie myśląc jaki był sens prawdziwy wypowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pocieszę zapewne niewiele, że nie tylko naszych:) Ale znów bon-mot jaki jest do spamiętania najporęczniejszy i wielce udatnie poradzi niejakiej erudycyi dać pozór, przez co jest tak chętnie w cytatach używanem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Trudno coś dodać to tego tekstu.
    Ale może inna złota myśl Marszałka będzie tu pasowała?
    "Być zwyciężonym i nie ulec - to zwycięstwo,
    zwyciężyć i spocząć na laurach - to klęska"

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy akurat tu, bo z założenia myśl ta być miała krzepiącą w godzinie klęsk naszych, my zaś niechronnie ku wiktoriom zmierzamy:) Ale niezły to dowód na stałość pewnych u Marszałka myśli...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Oj nieładnie Wachmistrzu wpychać interlokutorowi słów i znaczeń, których on nie wypowiedział. Powtórzę w skrócie moją myśl: "Nie lekceważyłbym Manifestu Lubelskiego, był on w obiegu przez kilka dni, ale miał olbrzymi wpływ na Polaków (...) Piłsudski nie był zdolny podpisać się pod tym, widać to po Konstytucji Kwietniowej. Manifest Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej z 7 listopada 1918 r. był oczywiście zbyt rewolucyjny, ale zostawił ślady w polskich duszach. Nie lekceważyłbym tego dokumentu. Chociaż i tak endecja była wiecznie przeciw wszystkiemu".
    Więc powtórzę, nigdzie nie napisałem, że byłoby słusznym wprowadzenie w życie ww. Konstytucji, rzekłem jedynie, że zostawiła ona trwały ślad w umysłach milionów Polaków. Piszę wyraźnie, że było to zbyt rewolucyjne, a prawica tylko na to czekała.
    Piłsudski nie był zdolny wprowadzić w jakimkolwiek okresie tego rodzaju postanowień, obojętne, czy to będzie 1918, 1921, 1926, 1934 czy 1935. Widać to po Konstytucji Kwietniowej, roli Sławka w tym wszystkim, a Bereza Kartuska była doskonałym podsumowaniem działalności Józefa P. Ciążą nad nim również Bezdany.
    Wolę to napisać powtórnie, bo znowu zostanę źle zrozumiany, uważam J.P. za jednego z czterech największych ludzi w historii Polski (w notce w swoim blogu zastanawiałem się, jakie powinny być wyrzeźbione polskie głowy w analogii do Góry Rushmore, jacy ludzie w historii Polski zmienili ją diametralnie, nie chodziło o wielkość ich czynów i sławę, tylko o wielką zmianę, wytypowałem Mieszka I, Władysława Jagiełłę, Józefa Piłsudskiego i Lecha Wałęsę). Ale to nie oznacza, że mam padać plackiem czołobitnym przy każdym wspomnieniu tego nazwiska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że Cię, Torlinie Miły, nie bardzo pojmuję, a ściślej zarzutu Twego, że Ci co w usta wkładam... Cytowałem in extenso niemal, słów kilku, które nie w komentarzu, lecz w cytacie się jawiących niezgrabnemi stylistycznie, pominąwszy, co sensu nie zmienia, boś dokonania rządu Daszyńskiego wyliczał i tegom nie ujął na jotę. W tej nocie pozwoliłem sobie jeno cokolwiek żartobliwie domniemywać, że się za tym rządem ujmiesz, gdy ja go nie tyle zamierzam deprecjonować, co uznać za nieroztropne i krótkowzroczne działanie jego... Nie deprecjonuję Manifestu, ale wprost piszę, porównując to do najwznioślejszych osiągnięć myśli naszej, że to tylko drogowskaz i tu się nie zgodzę, że na tamte dni miało to jakiego szerszego poza Lubelszczyzną i Warszawą znaczenia... Miało znaczenia później, gdy rzecz się rozniosła i stanowiła niejako punkt odniesienia dla wszystkich późniejszych rządów, manifestów i konstytucyj... Nie sądzę, bym Ci włożył w usta coś przeciwnego poglądom Twoim, ale jeśli tak sądzisz, to wybaczenia proszę, lecz i wskazania które to słowa za takowe uważasz... Podług mnie różnica między nami w tem taka, że tam gdzie Ty się jakiej organicznej dopatrujesz u Marszałka niemożności takiego czy inszego działania, ja widzę pragmatyzm i świadomość niemożności. Berezę właściwie na Piłsudskim wymuszono i przypomnę, że w zamyśle miała ona być przeciw nacjonalistom ukraińskim (po zamachu na Pierackiego) wymierzoną i przeciw naszym ONR-owcom. I miała działać tylko przez rok, jako środek nadzwyczajny. Tyle, że w międzyczasie Piłsudski umarł a poczynania epigonów i bieg wypadków późniejszych oraz antysanacyjna propaganda zarówno przedwojennych oponentów, w czasie wojny obozu Sikorskiego a po wojnie władz komunistycznych uczyniły z niej obóz koncentracyjny i knebel na przeciwników politycznych. Z Bezdanami zaś już zupełnie nie wiem, co masz na myśli...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. P.S. Bo mi to spokoju nie daje, że mnie, widzę za jakiego hagiografa Marszałka uważasz. Nie gdzie indziej, tylko na tym blogu i poprzednim się za rolą Rozwadowskiego w planowaniu Bitwy Warszawskiej upominałem, wyraźnie jego tu krzywdę głosząc, podobnie jak za złe miałem Piłsudskiemu wstrzymywanie działań zbrojnych by dać czerwonym możność rozbicia Wrangla... O sprawach gospodarczych, których Piłsudski rzeczywiście nie nazbyt, jak to dziś młódź mówi: "ogarniał", jeszcze pisał będę...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Muszę komentarz podzielić na trzy części.
      Cały czas mam wrażenie, a przeczytałem to z pięć razy, że cały wstęp jest tak przez Ciebie skonstruowany i poprowadzony, jakbym ja będąc zachwycony Konstytucją nie widział szaleństwa przy jej ewentualnym wprowadzaniu. Ja niczego takiego nie napisałem.
      Bereza Kartuska była miejscem odosobnienia, a tak naprawdę obozem koncentracyjnym nie tylko dla Ukraińców. Wsadzano tam wszystkich niepokornych, którzy słowo rzekli nie tak jak trzeba na temat np. polityki zagranicznej. Ja się poczyta np. "Gazetę Polską" (orientacji ówczesnej Gazety nie muszę Ci przedstawiać, i to u Miedzińskiego, serdecznego przyjaciela Matuszewskiego) np. taki casus: "Zarządzenie ustanawiające obozy izolacyjne, nie należy do aktów radosnych. W ciągu lat, które minęły od chwili zamachu majowego, kolejne Rządy unikały posunięć i decyzji tego rodzaju — posługując się zazwyczaj normalnymi środkami utrzymania porządku publicznego. I lata te były, spośród wszystkich lat istnienia Polski odrodzonej najspokojniejszymi i najbardziej wypełnionymi pracą miast tumultów. Szczególnie zwolennikiem takiej właśnie normalnej, powiedzielibyśmy nawet łagodnej metody działania, był zamordowany minister Pieracki.

      Co się więc zmieniło? Czemu zdecydowano porzucić linję, po której szło się dotychczas. Zdawałoby się, że jeden niewiadomo przez kogo popełniony mord nie powinien wpływać na tak zasadniczy zakręt. To skrytobójstwo nie było, powtarzamy to jeszcze raz, wyrazem żadnych napięć masowych, nie było skutkiem rozgrzanych namiętności politycznych. Przeciwnie to ono zmierzało właśnie do zaprószenia ognia.

      Dlaczego więc zmieniamy metody? — dlatego, że nie metoda jest istotą sprawy, lecz cel. Jeśli chodzi o stosunki wewnętrzne Polski to celem naszym, którego nie kryjemy od początku jest wprowadzenie i utrwalenie wewnętrznego ładu. „Porządek musi być” to są słowa jednego z pierwszych wywiadów udzielonych po zamachu majowym przez marszałka Piłsudskiego.


      Usuń
    4. „Porządek musi być” — czy rozumiecie to, wy wszyscy? Musi — i będzie. Nie będzie się w Polsce bić po ulicach, nie będzie się w Polsce rozgrywać partji o władzę i wpływy na jarmarkach — nie będzie się nic wygrywać demagując, nie będzie się nic rozstrzygać krzykiem, albo groźbą, albo mordem. Mylą się wszyscy filozofowie gotowi powoływać przykłady z tysięcy historji, dowodzące, że zawsze i wszędzie było odwrotnie. Nie będziemy się z niemi uczenie spierać o to, co było tam czy gdzie indziej. Wiemy natomiast co musi być w Polsce, bo my tak chcemy. Musi być porządek. Musi być powaga i będzie.

      Obozy koncentracyjne. Tak. Dlaczego? Dlatego, że widać owych osiem lat pracy nad wielkością Polski, osiem lat przykładu i osiem lat osiągnięć, osiem lat krzepnięcia — nie wystarczyło dla wszystkich. Pomyślcie tylko: jest tu wśród nas człowiek, który zamordował. Z tego, co wiemy o zamachu zdaje się nie ulegać wątpliwości, że nie był sam, że nie sam przygotowywał zabójstwo. Jest gdzieś wśród nas. Za jakimś stołem je, pod jakimś dachem śpi, z kimś rozmawia, u kogoś się chroni. I jest widać środowisko — nie wiemy jakie — które go kryje, które solidaryzuje się z nim, które go chroni. Inaczej — nie potrafiłby przeżyć jednego dnia, przespać jednej nocy, skryć się w jednej chwili. Środowisko małe czy wielkie? Nie wiemy. W imię jakich motywów działające — nie wiemy. Ale jest. I to wystarcza.

      To wszystko potemu aby spokojnie wyznać, że metody dotychczasowe nie okazały się, niestety wobec wszystkich środowisk skuteczne, że do pewnych środowisk biorących łagodność za słabość, wyrozumiałość za brak stanowczości trzeba takie metody, jakie są dla umysłów i psychiki tego typu jedynie zrozumiałe. Jeśli są ludzie nierozumiejący rządzenia w rękawiczkach — będą się mieli sposobność przekonać, że potrafimy rządzić bez rękawiczek. Nie dlatego, żeśmy mieli w tym kierunku inklinację, nie jesteśmy ludźmi wojny i dlatego umiemy cenić rycerskość we wszystkich dziedzinach życia — ale dlatego, że będziemy zawsze i wszędzie czynić wszystko, co potrzeba aby wielkie i naprawdę dla większości narodu wspólne cele — ład i na nim oparta siła Rzeczypospolitej zostały osiągnięte".

      Usuń
    5. No!!! Czysty Kaczyński, ciężka ręka partii karząca nieposłusznych, Kozłowski to samo: "Miejsca odosobnienia (...) będą miały regulamin bardzo ciężki, surowy i nie będą niczym innym jak tylko narzędziem surowej i karzącej ręki państwa.Znajdą się w nim te wszystkie jednostki, których zachowanie się zagraża bezpieczeństwu publicznemu".
      I proszę, nie mów mi, że Piłsudski był za, a właściwie przeciw. Prowadził radykalizację prawicową faktycznie od 1926 roku, przecież wcześniej był proces brzeski, poszczególni z listy przeznaczeni do aresztowania umieszczani byli wielokrotnie na specjalne życzenie Marszałka.
      Bereza jako obóz koncentracyjny jest określany w bardzo wielu opracowaniach naukowych za granicą.
      A Bezdany? To przyznaję - moja prywatna obsesja. Otóż nie zgadzam się z walką o wolność, w której zabija się osoby cywilne, przypadkowe. Potrafię zrozumieć zabicie żołnierzy, policjantów, w ostateczności jakichś przeklętych urzędników, ale zabić kolejarzy? Mnie to się nie mieści w głowie.
      Wszystko to, co napisałem, jest odpowiednikiem dzisiaj w Kaczyńskim, rządy silnej ręki, wprowadzanie przepisów antydemokratycznych pod pozorem utrzymywania porządku, "wiedzenie" lepiej od innych, co jest dobre dla Polski, a co nie. Taki człowiek nigdy w życiu nie wprowadziłby przepisów Manifestu.

      Usuń
    6. Eeech... właśniem arcydługiego responsu przetracił za machineryi złośliwością...:((

      Usuń
    7. Pierwotkiem wybaczenia za zwłokę w responsie upraszam, ale zdrowotnemi turbacyjami Rodzicieli moich zatrudniony, którym akuratnie nieledwie dzień po dniu termina operacyj wypadły, nie miałżem ja na bloga czasu niemal wcale... Rozumiem, Torlinie, żeś praw wytykając mi, żem domniemywał z Twego dla osiągnięć rządu lubelskiego entuzjazmu, żeś był i za tem, by tegoż programu realizować. W rzeczy samej, przyznaję, żeś tego expressis verbis nie napisał, a skorom domniemywał błędnie, to o wybaczenie proszę... Z tem znów, że ja bym daleki był od nazywania tego szaleństwem, bo podług mnie nikt z nich szalonym nie był, a jeno zaślepionym. I ta jest częsta, niestety, pomiędzy politykami i nie tylko naszego kraju i nie tylko tamtego czasu przypadłość, że dokonawszy jakiego światopoglądowego wyboru, najczęściej w młodości bogatej w zapały, za to rzadko w umiejętność spokojnej i rzeczowej krytycznej analizy, później utożsamiają dobro kraju z realizacją przyjętego partyjnego programu. Pomijam już to, że się ten program w którymś momencie staje celem samym w sobie, a że owego gęsto może i moderować potrzeba dla doraźnych jakich celów i sojuszy, to po latach niejednemu by, po zastanowienia chwili (gdyby go na nią było stać), stanęło przed oczami, że oto za cieniem dawnej jeno idei podąża... Najgorsze jest to, że po takim utożsamieniu tych dwóch celów wszelka dysputa programowa bezcelową się staje, bo to toż samo, co byś wyznawców dwóch religij sobie przeciwnych pogodzić próbował....
      Idąc za koleją wynurzeń Twoich: usilnie Cię prosił będę, byś w polemice ze mną nie nazywał Berezy obozem koncentracyjnym, bo to znaczy utożsamienie jej z obozami hitlerowskimi, a każdy nazistowskiego obozu więzień z punktu by Ci wytknął różnić pomiędzy miejscem izolacji, internowania, uwięzienia (zwij jak chcesz) na to obrachowanym, by osadzonemu dokuczyć, uniemożliwić działanie, nawet i poniżyć czy zastraszyć, a takiem, które na fizyczną eksterminację jest nastawione, przy tem jeszcze cynicznie rachowanym, by tam osadzony jaką przyniósł korzyść z pracy swojej. I błądzisz o pojedyńczym zamachu wspominając, co tem więcej dziwi, żeś sam o wojewodzie Biłyku pisał, tom mniemał, że o poprzednikach jego, w tem o wojewodzie Grabowskim, co omal w zamachu na Piłsudskiego w 1921 nie zginął, wiesz... O Hołówce przecie nie sposób, żebyś nie wiedział, podobnie jak o wojewodzie wołyńskim Józewskim, na którego Timothy Snyder się bodaj sześciu dorachował zamachów (z tem, że dwa – czasu wojny już, zdaje się z sowieckiego były poduszczenia)... Zagrożenie ze strony terroryzmu ukraińskiego było realne i Bereza była próbą znalezienia odpowiedzi na to, jak ma sobie z tem radzić kraj praworządny i demokratyczny, na które to pytanie po dziś dzień próbuje się nieskutecznie znaleźć odpowiedzi, czego dowodem Guantanamo i afery z tajnemi więzieniami CIA... Sam żeś ongi przy ekonomicznych był pisał sprawach, że nie było recepty jak Wielki Kryzys pokonać, bo rzecz była raz pierwszy i nie było wzorców, schematów czy literatury o tem, tandem przyszło się cokolwiek na wyczucie i po omacku poruszać... Tu mamy podobnie... skąd było wzorów czerpać? Z carskiej Rosji? I proszę Cię, byś stawiając Marszałkowi o Berezę zarzuty, umiał rozdzielić, to na co Ów się zgodził, od tego czym się ona później stała a jeszcze bardziej od tego, czym ją by propaganda widzieć chciała...
      c.d.n.

      Usuń
    8. Uważ, że i po dziś dzień, jako ulicy posłuchasz, dosłyszysz wcale nierzadką tęsknotę za „silnym człowiekiem”, który „zrobi porządek”. I bynajmniej mi tu nie idzie o Kaczyńskiego, bo nawet chyba jego wyznawcy nie widzą w nim nawet cienia po Piłsudskim. Ta miernota nawet nie jest cieniem po najbardziej nawet wykoślawionej karykaturze Marszałka, dlatego nie warto nań nawet czasu tracić, bo te tęsknoty są po różnych obozach rozsiane, a najwięcej ich mieć bęziesz poza wszelkimi legalnymi i oficjalnymi ugrupowaniami... Łączy je jedno: tak wielka niewyrazistość i niedookreśloność tych tęsknot, że ich nosiciele pójdą za każdym, byle odpowiednio charyzmatycznym przywódcą (szczęśliwie, póki co, nie widać takiego) bez różnicy, czy ów będzie z prawicy, lewicy czy z między...
      Jeśli o Bezdany idzie, to Cię o źródła poproszę, bo ja znam wersje z zabitym żandarmem i poranionymi takoż żandarmami i urzędnikami pocztowymi co się w wagonie pocztowym zabarykadowali. To po prawdzie szczegół, bo pojmuję Twoje intencje, gdzie jednak wielekroć wymowniejszym przykładem byłby choćby zamach bombowy na jenerała Uthofa 1909 roku w wykonaniu Faustyny Morzyckiej, nawiasem pierwowzorze literackiej „Siłaczki”, która zamiast Uthofa zabiła i poraniła przypadkowych przechodniów i zrujnowała z pół Świętokrzyskiej ulicy...
      Urzędnicy przesyłek pocztowych, w tem i pieniężnych pilnujący, musieli być ex definitione najwierniejszymi z wiernych, zatem nie byli tam tak zupełnie przypadkowymi ofiarami...
      Ty uważasz, że Piłsudski prowadził „radykalizację prawicową”, a dla mnie to jest obserwacja kręgów na wodzie, bez analizy tego, co je wywołuje... Walczył z opozycją utrudniającą Mu działanie, głównie skupioną wokół ugrupowań parlamentarnych, w tym oczywiście najwięcej z lewicą, ale i przecież, na Miły Bóg, i z endecją!
      I pytanie o to, czy Piłsudski wprowadziłby to, czy tamto... Moim zdaniem nie da się od socjalistycznych ideałów młodości odejść absolutnie i całkowicie. Gdyby uznawał możliwość wprowadzenia tych postulatów w sposób nie grożący ruiną państwa i gdyby nie był do 1922 roku przede wszystkim zaangażowany na frontach zewnętrznych, to kto wie... Potem, po śmierci Narutowicza, był tak zbrzydzony rodakami, że nie wiem, czy uznawałby ich za godnych jakiegokolwiek tak głębokiego o nich starania...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. No jakoś się udało. :) Oczywiście już na samym początku potknęłam się o "pięcioprzymiotnikowe wybory do Sejmu Ustawodawczego". Potem troszkę ominęłam. Dalej było w miarę spokojnie. Trochę się nawet rozbawiłam. :) Pod koniec wystraszyły mnie "wybory" i procenty przy jakiś skrótach, ale szczęśliwie dobrnęłam do końca. :) Do tego komentarze, w których mignęło mi ulubione imię. :)
    No i okazuje się, że mogę to przeczytać. Z pełnym zrozumieniem nadal mam kłopoty, ale już nie mam wysypki... :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie obiecam, że u Wachmistrza o procentach nie będzie, bo to niejako ukryty i cichy lejtmotiv bloga tego:))
      Kłaniam nisko, zdrowia procentami przepijając:)

      Usuń
  8. Co do hodowców kur, to jeden z nich, niejaki Heinrich Himmler zapisał się w historii tyleż znacząco co i niechlubnie. Może zostawmy kariery polityczne innych takich w spokoju - niech sobie dalej ptaszki hodują - będzie to z większym pożytkiem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z drugiej znów strony dla kur akurat ów nie był nadto srogim, z czego wniosek, że może powinniśmy byli się jako drób kamuflować?:) Nie wiesz czasem, co hoduje Jegomość Putin,byśmy zaskoczeni znów nie byli?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Sądząc z ochoty jaką przejawia w nakładaniu embarg różnych, to "może pipki albo rybki"?

      Usuń
    3. Hmmm... nie czuję w sobie ani krztyny chęci, by się w jedno czy drugie upodobniać...:) Chyba już bym wolał wojowanie proste...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Dobry wieczór Cny Wachmistrzu
    Bardzo dobry, cenny i "na czasie" materiał.
    Prosiłbym tylko o skorygowanie kilku (drobnych) błędów w tekście:
    mord na NARUTOWICZU a nie Naruszewiczu jak, zapewne omyłkowo napisałeś.
    Ponadto coś się stało z gwiazdkami (*) gdyż W.P. Próchnik stracił jedną * w przypisie. Z kolei brakuje gwiazdki w opisie potencjalnych skutków rewolucji. Ja wiem jakie były stronnictwa na "sali do gry w piłkę" jednak lectorom szanownym warto by w odpowiednie miejsce gwiazdkę dopisać.

    Kłaniam się nisko

    Krzysztof z Gdańska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narutowicza natychmiast żem poprawił i z serca dziękuję za uwagi zwrócenie:) Natomiast nie do końca myśl wtórą pojmuję, bo przypisy dawałem dwa, pierwszy by ewentualnym ciekawym wskazać w której to książce był Próchnik tej zawarł tezy i tu zdaje mi się być wszystko akuratnie, zasię wtóry miał się Piłsudskiego odnosić, a ściślej jego obaw przed rewolucjami, gdzie nie chcąc już tekstu wtrętem kolejnym rozbijać, przeniosłem jego doświadczenia z podróży przez Niemcy zrewoltowane do przypisu i tu podobnie - zdaje mi się, ze jest wszystko tak, jak podług zamiaru być miało...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. W drugiej kwestii ja z kolei muszę wybaczenia prosić albowiem (być może w pośpiechu) nie dojrzałem drugiej gwiazdki co wypaczyło mi odczyt gwiazdki pierwszej :)
      Dziś, spokojnie, rzecz całą przeczytawszy zrozumiałem umiejscowienie i prawidłowość gwiazdek danych do przypisów.
      Przeto z serca o wybaczenie niesłusznego "czepiactwa" chciałbym prosić W M Pana :)

      Czołem

      Krzysztof z Gdańska

      Usuń
    3. Nie mam ja wybaczać czego i milsza mi nawet pochopność, przecie świadcząca o tem, że kto czyta prawdziwie, tekstem się przejmując, niźli by miał jeno nań leda jak okiem rzucić:) Co więcej, wdzięcznym będąc za myłki ukazanie, będę WMści suplikował, a i obligował nawet, o podobne in futuram staranie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Ech te powiedzenia Marszałka. Nieraz myślę nad tym czy w obecnych czasach charyzma Piłsudskiego pomogła by, czy tylko przeszkadzała w rozwoju kraju?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, przyznaję... Mieliśmy niedawnem czasem "na tronie" polityka może mniej charyzmatycznego, co niejednym "plusem ujemnym" zasłynął, aliści zdaje mi się, że te powiedzenia może i budziły sympatię, ale więcej bawiły niż do jakich pobudzały refleksyj... Z Piłsudskim jest chyba inaczej: każdego z tych zdań trzeba sprawdzać kontekstu, a mimo to wciąż jest wiele, jako choćby to, że można wiele zrobić dla Polaków, ale nic z nimi, gdzie mi się w życiu wiele chwil przytrafiało, gdziem im był gotów przyklasnąć, by w chwili następnej samemu się rugać za myślenie takie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. P.S. bom, widzę, myśli nie dopowiedział... Wejrzawszy na dzisiejsze polityczne problemy kraju (tak wewnętrzne, jak zewnętrzne), zdaje mi się, że jego trzeźwy osąd i umiejętność osadzania w cuglach największych warchołów może by i cenną była, ale znów nie mam ja zaufania do ekonomicznych Jego poglądów, czy ściślej do ich braku... Natomiast wierzę, że wiele mógłby zdziałać w osobistych kontaktach, którymi w zasadzie Unia stoi przecież... Syn króla rumuńskiego wspominał, że jego ojciec celowo i z rozmysłem zamierzał Go przyjąć z lekka lekceważąco, by rozumiał różnicę między koronowaną głową i jakimś byle naczelnikiem państwa. Dlatego stał w pozie swobodnej z papierosem w ręku, gdy Piłsudskiego wprowadzano do sali audiencyjnej i anonsowano. Marszałek przystanął za progiem, popatrzył na króla i począł iść ku niemu dość wolnym i spokojnym krokiem, patrząc mu w oczy. Nim doszedł, król, ku zdumieniu osób zamysł jego znających, zdążył papierosa zgasić i stanąć przed Piłsudskim na baczność... Ponoć tłumaczył potem, że nie wiedział dlaczego, ale sam poczuł, że powinien tak zrobić...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Ludzie prawdziwie charyzmatyczni są trudni w ocenie, niejednoznaczni. Ale nadal myślę, że zdolność dalekosiężnego widzenia i przewidywania to przywilej jednostki, a nie zbiorowości.

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I z tem się w całej rozciągłości zgodzę, a co więcej powiem, że nawet imaginować nie potrafię, jakże by można tej cechy zbiorowości nauczyć, czy k'temu wdrożyć... :(
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)