28 marca, 2016

O dawnej soli opowieści część trzecia...

    Przy końcu części wtórej (I, II) żem obiecował słów parę o czemś, co dziś się pospolicie socjalem zwie czyli o pracownicze idzie korzyściami przez robotnika odnoszone z samego tegoż faktu, że tu, a nie gdzie indziej pracuje. Między temi, co ustrój z niedawna miniony mieli za wroga byli i tacy, co rozpowiadali, że jako się robotnikom wszytkim nadto wiele świadczeń fondowało, temuż nie mógł ów porządek się ostać, bo nie zarobiłby na to... Owoż co dziś wystawić pragnę, to to, że owe socyjalne dodatki nie nowych czasów wymysłem! Wieliczka je znała ,już i lat temu (skromnie licząc) jakie pół tysiąca!
   Ano...najpierwsze o czem żup właściciele pomyśleli, to dom dla okaleczałych i do roboty niezdolnych, z tem że tu chwała należna już Kaźmirzowi Wielkiemu. Nienajsłuszniej zaś ów dom weterana zwali historycy przytułkiem, boć taki, jeszczeć z mianem szpitala się najwięcej by może z jakiem dzisiejszem hospicjum kojarzył, jeszczeć takiem, gdzie chodzić poradzących by dniem na ulicę dla żebrackiej posługi wypychali...:((  Nic z tych rzeczy: nasz szpital (takoż i ta nazwa zwodnicza, aleć tako w pergaminach stoi) Świętego Ducha uposażono na dwunastu działach stolniczych, takoż żupnikowie kolejni nań grosza nie skąpili, temuż się i pensyonariuszom cależ wiedło niezgorzej... Dość rzec będzie, że jakich żołnierzów zasłużonych, a służbie już cale niezdatnych, jako nadgrodzić chciano, to ich między emeryty gwareckie delegowano!
  Dodać się też i godzi, że to jeno już tych się tyczyło, co cależ już wszelkiej robocie niezdatni, bo jeśli taki niejaki czem tam jeszcze władać poradził, to onego ku robocie jakiej kierowano lżejszej, a choćby przy warzelniach na powierzchni, luboż przy soli wydawaniu, abo u kuchniej... Nad ową kuchnią przyjdzie nam się zatrzymać dłużej, bo to zdaje się, najpierwsza w Polszcze stołówka pracownicza:))... I to nie jaka podła garkuchnia! Mamyż* arcyszczegółowych rachunków i żupy całej i samej kuchni, stąd nam wiedzieć, że Anno Domini 1561 pokupiła mięsiwa:
gęsi 1 289
kogutów 2 049
kur 1 969
kapłonów 498
dalej: saren 43, zajęcy 53, karpi 9 453 sztuki (!)**, szczupaków 380, nawet się i raki trafiły...! Najgłówniej zaś mięsiwa było wołowego, za całych złotych 1 000, co jak kto pomni części poprzedniej, znaczyło jakie 500 wołów... Najmniej myszlę, bo choć czasy dawne się osobliwą kierowały logiką, że ot, choćby dwór królewski, najwięcej na swój stół kupując, zarazem i najdrożej za swe produkta płacił, aliści insza to dworowi się na pokazanie sadzić, a insza żupnikowi zysku z żupy baczyć, temuż nie mniemam, by ów miał się ponad potrzebę wypłacać, ergo pewnie drugim po Wawelu będąc w okolicy odbiorcą, pewnie mógł i cen się domagać, jakobyśmy dziś rzekli: hurtowych...
   Jakem k'temu przysiadł z liczydłem, skromnie obrachował kopaczy na jakie 500-600 chłopa, przydał emerytów i biedaków, gości i woźniców po sól zjeżdżających (bywało i do stu dziennie!); ujął dni postne od mięs spożywania (temuż zapewne nam tej karpiów mieć w tych rachunkach obfitości), dalej mi najmniej na gębę jaki funt mięsiwa dziennie z obrachunków wychodzi... A przecie to mięso dopiroż... gdzie kasze wszelkie? Gdzie chleby? Gdzie groch, gdzie rzepy? Soczewica? Rachunków za piwo nawet i nie spomnę, bom się dorachował, żem może w żywocie z razy kilka, dzień jaki i natchnienie extraordynaryjne k'temu mając, żem tyle wypił, coż onym za normę mi dzienną wychodzi...:(( Jak nie liczyć, wychodzi że kuchnia żupna karmiła dostatnio:)) Wtóre, co mię w kompleksa wpędza, to że w rachunkach onej kuchniej jeno jednego kucharza i dwóch posługaczów płacą!!! Tytani jacy, na Miły Bóg? Wiem ja, co znaczy jadła na tysiąc chłopa rychtować, temuż nie dowierzam, by poradzili... A może to jakie żony gwareckie dopomogały? Jeno że naonczas by trza między odbiorców i familie górnicze liczyć, bo nie wieręć ja, by tegoż darmo czyniły... Stąd też właśnie domniemanie moje, że to właśnie onych niedołężnych od Świętego Ducha do jakich posług przy kuchni zażywano...
   Spomniałżem woźniców, za solą zjeżdżających... Ano i to najpewniej był powód, by tej arcykosztownej imprezy, tak długo trzymać. Żupa bowiem, najpryncypalniejszych miała turbacyj nie z dobyciem soli... a z jej dystrybucją, temuż owo za solą zjeżdżających goszczenie podług dzisiejszych kryteryjów by pewnie w budżet marketingu wpisano:) Jako turbacyjom ze zbytem koncepta insze, do których przyjdziem, zaradziły, kuchnię Anno Domini 1565 unieczynniono, za coż gwarkom nielichej w gotowiźnie doliczono rekompensy! Zapamiętajmyż jednak, jako z kosztami inszemi porównań będziem czynić, że kuchnia owa ekspensowała do 8 tysięcy złotych rocznie!
   Tematów socyalnych kończąc, nie sposób nie spomnieć o "funduszu braterskim", co go Seweryn Boner Anno Domini 1523, wzorem górników niemieckich i czeskich był założył, słynny róg wielicki*** na początek ofiarowując... W szczegóła nie wchodząc, ów fundusz zapomogowy służył wielickim gwarkom lat z górą czterysta, bo aż do ostatniej wojny! Że Niemcom przeszkadzał, to mi nie dziw, że bolszewikom to i to mi nie dziwne... ale przecz po 1989 nie wrócił? Abo to u nas taka moc instytucyj z tradycyjami tak pięknemi?
___________________________

* A raczej mielim do wojny ostatniej, bo spłonęły do szczętu:(( ... Szczęściem, że jeden choć jedyny Roman Rybarski je przepatrzyć zdążył, i co zdolił, opisał...
** Za wigilijną okazyją żem miał o karpiach słów paru gdziem wywodził, że to za czasów dawniejszych wielce rzadka ryba była i jako na stół trafiała, to prędzej na szlachecki, niźli chłopski!
*** Prawdziwe arcydzieło renesansowej sztuki złotniczej.:) Można po dziś dzień oglądać w muzeum...




                                 ................

16 komentarzy:

  1. 1. A nie jest to przypadkiem dowód na to, że podstępna protobolszewia o wiele wcześniej się ujawniła, niż badacze ipeenowscy uważali?
    2. Może to było jakieś wyjątkowo cienkie piwo?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad.1 No to by się musiała ujawniać na wyjątkowo wysokich stanowiskach:)
      Ad.2 Nie sądzę, bo podług mapy wnosząc, najłacniej było tam proszowickiego zwozić (ówcześnie proszowskim zwanego), które uchodziło za jedno z najlepszych na ówcześnym rynku (w pobliskim Brzesku jeszcze wtedy Okocimia nie było:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Ale pamiętać należy, że wtedy piwo piło się jak wodę.

      Usuń
    3. Otóż to! Choć, po prawdzie, niektórzy i dziś tak go piją:)Nawiasem jest w Belgijej święty, piwa i piwoszy patron, Arnulf, czy jak kto woli Arnold, co temuż świętym został, że wodę ludziom w czas zarazy odradzał, piwo w to miejsce przedkładając, jako to, co od zarazy jest bezpieczniejszym... Praw był, temuż i dziś go czczą...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. A ile ta norma dzienna piwa wynosiła? Przy jakiejkolwiek pracy z solą na pewno pragnienie było wielkie...
    Róg i solniczki piękne. Zastanawiam się czy to cudeńko, które jest u mojej mamy, przechodzące z pokolenia na pokolenie, nie jest aby solniczką właśnie?
    No ale ta piosenka...
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie tyle norma. co zużycie na głowę, wynikające z podzielenia beczek przez uprawnionych do korzystania. Aliści żem, widzę, niejakiego błędu popełnił, czy też raczej rzeczy istotnej przepomniał… Toć piwo, ówcześnie warzone, w beczce najmniej jakie 15-20% miało nieklaru, fusowin, miąższystości słodowej, co dziś byśmy może i fuzlem zwali, czego się przecie nie pijało, a wielce z ostrożna SPONAD tejże warstwy ustałej zbierało napitek… Jako o tem spomnieć i od liczby te 15-20% ująć, przyjdą rzeczy do więcej znośnych proporcyj jakie 4-5 litrów na człeka do dnia… No i dodajmy, że jako się kto wody czystej imać nie chciał, to przecie piwo miało obstać za wszystkie nasze dzisiejsze trunki: herbaty, kawy, coca-cole i inne soki czy wody mineralne lub kompoty...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Trzeba jeszcze do tego dodać, że moc owego piwa nie przekraczała raczej 4 %, bo 4,5 % to już piwa mocne bardzo były. Kwestia dobroci takiego piwa to była zawartość dekstryn, czyli cukrów złożonych o łańcuchach krótszych od skrobiowych, ale nie tak krótkich, żeby je drożdże przetrawiły na alkohol. Stąd i pożywność tamtego piwa większa. Dobre piwo, rozlane na ławie przyklejało ją do skórzanych portek tak, że wstając można było ławę (dębową!!!)podnieść. Nie znam takiego współczesnego piwa, żeby spełniało ów warunek, za to powali ono najtęższego chłopa, przy tej ilości, którą Wachmistrz podaje. Tak więc należałoby ów napitek traktować bardziej jako produkt spożywczy, niż trunek.Zakładam że 3 % alkoholu to była norma w tamtym czasie. Współczesne mocne piwa miewają i trzy razy tyle. Ówcześnie bardziej liczyła się zawartość ekstraktu niż alkoholu.

      Usuń
    3. Dziękuję.:)
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  3. Zdumiałam się ilością jadła, ale też ludzi do wyżywienia sporo, ale żeby codziennie pić?
    Waszmość kropkami wielce douczasz, a to o teatrze, a to o placu Ducha, gdzie kiedyś tu funkcjonował dworzec autobusowy. Obejrzeć można Muzeum Żup Krakowskich, wystawę
    solniczek, zapoznać się ze staropolską kuchnią, a przy okazji posłuchać biesiadnych przyśpiewek.
    Serdeczności Wachmistrzu nad Wachmistrzami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sens przywołania teatrum i placu Św.Ducha takowe, że teatr stoi przy placu, a na miejscu wyburzonego szpitala Św.Ducha, w prostej linijej sukcesora owego szpitalika i przytułku gwarków solnych z żup wielickich...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Jestem pod wrażeniem różnorodnością jadła stołówkowego.
    Pozdrawiam poświątecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że i mnie to zdumiało:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. O, promocja zabytków Krakowa :-) Solniczka w kształcie muszli dzisiaj by za mydelniczkę uchodziła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu nie tyle o promocję zabytków idzie, ile o pokazanie jako się jedno z wtórym łączy pięknie. Teatrum imienia Słowackiego dzisiejsze, czyli dawniejsze Miejskie stawiano na miejscu wyburzonych na to starych zabudowań po klasztorze i szpitalu Św. Ducha, który to szpital z kolei w prostej linijej był następcą wspominanego szpitalika i przytułku dla gwarków wielickich, z czego dziś nam już tylko Plac Św. Ducha się ostał, kościółek i owo teatrum...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Przykra to sprawa wielce, takoż i temu, że sam niewiele pomogę od dwóch miesięcy bez roboty siedząc, tandem i u mnie z grosiwem krucho, a Lectorów moich nigdy za wielu nie było, to i odzew zapewne będzie skąpy... Ale apelu powtórzę...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)