22 marca, 2016

O dawnej soli opowieści część wtóra...

   Pora może co do kwestyj w części pierwszej omówionych dorzucić co krzynę o technicznych wydobycia aspektach, takoż po temu, że bez tego ani rusz o konceptach niektórych żupników względem pracy tej usprawnienia, luboż zysku pomnożenia... Ano, wiedzieć nam już, że w neolitycznych już czasach funkcyonowały wpodle przyszłej Wieliczki małe warzelnie, gdzie najwidniej sól powierzchni bliską wodą wypłukiwano i na korytach jakich odparowywano onejże. Miano, już wspominane, "Magnum Sal" - tyleż nam dowodzi, że gdzie szybu najpierwszego drążono tam sól była Wielka, czyli taka, której się w bryłach dobywać dawało.
   W pościgu za tąż solą, coraz głębiej siedzącą, poczęto w średnich wiekach szybów drążyć, z których dziś najstarszy znany "Goryszowski", aliści dla soli ilości najznamienitsze były najprzód dwa insze: "Regis"(Królewski) i "Seraf" przez żupnika Mikołaja Serafina z Barwałdu dokonany. Cależ osobnym szybem była "Wodna Góra" (przypomnieć pragnę, że góra znaczy kopalnia:), gdzie wody kopalni grożącej na wierzch dobywano przy pomocy tak zwanych "kunsztów" co we Wieliczce najsamprzód oznaczało koła obrotowego na górze z łańcuchem, na którem skórzniowych worków na wodę nanizano. Że całość dziwnie paciorki różańcowe na myśl przywodziła, temuż i machinę paternostrem zwano...:)
   Okrom wody dobywania, takoż i ludzi na dół, a i urobek ku górze na kieratach linowych ciągano, jako na starych sztychach Hondiusa poniżej widać... Z czasem ludzi kieratami kręcących zastąpili dreptacze w kieracie pionowym, luboż i konie przyprzężone...

Na tejże paginie zasię naleźć konterfekta urządzeń starych można, a i całej wirtualnej po żupie odbyć wycieczki:

http://www.kopalnia.pl/zwiedzanie/trasa-gornicza

   Nam zaś pora o samych kopaczach słów rzec parę... Technika ówcześna na toż dozwalała, by oskardami ścianę drążyć wpodle mieśćca upatrzonego, tak iżby ostał się jakoby filar solny, "kłapciem" zwany, któregoż w momencie stosownem podcinano dołem, iżby się sam pod ciężarem swojem urwał i na pawiment upadł... Tamże kopacz dopiero "bałwanów" formował, podług miary naznaczonej i od takichże był płaconym... Kłapeć, że nieraz i ton parę ważył, temuż i nie dziwna, że jako kopacze nie nadto chyżo przed spadającym uskakiwali, temuż i moc była poranionych, a i zabitych nie brakło! Nawet jako już i "bałwana" uformowanego na podszybie przetaczono, niechybnie i przy tem wypadków nie zbrakło, boć ów najmarniej z pięćset funtów ważył, a po kurytarzach kagankami jeno oświecanych, bez machin jakich ku pomocy zdatniejszych (później już i sań swoistych luboż wozów niedużych zażywano) to niechybnie dziełem było arcytrudnem... Ano i tu pierwszej mamy z urządzenia żupy ciekawostki, że owo średniowieczne przedsięwzięcie miało medyka, jakbyśmy dziś rzekli "zakładowego":) Ów chirurgus początkiem był od każdego przypadku płacony, takoż za leki, a od roku 1569 "niczem już miał się inszem nie trudzić, jeno nad robotnikami Jego Królewskiej Mości mieć staranie", inszemi słowy przeszedł na etat:)), nawiasem mówiąc za nie nadto srogie pieniądze, co nam zda się w nawyk narodowy weszło...:)) 52 złote bowiem rocznie nie dają nam nawet po złotemu za tydzień, a murarz w Krakowie brał tygodniowo półtora złotego... Insza, że się i ów medicus nie przepracowywał, bo wypadków acta notują 56 na rok 1553, potem rośnie ta cyfra do 90 Anno Domini 1563, aleć to i największy kopalni rozkwitu czas, temuż i ludzi proporcyją najwięcej, zasię na 1568 było 78 i między temi liczbami nam średniej rocznej szukać... Jak na jakie 500-800 załogi... niemało! Upraszam jednak nie rozumieć, że wypadek skonowi równy, bo pogrzebów na koszt żupy ( a płacono za wszytkich, jakobyśmy dziś rzekli: "w służbie poległych", a z czasem i za zwyczajnie zmarłych) najwięcej było 11 w roku 1553... Pytanie nie od rzeczy; co z temi, co nadto poszkodowanemi byli, by wyzdrowieć i ku robocie nawrócić, ale do tejże kwestyi jeszcze się nam wrócić przyjdzie...



  Pierwotkiem płacono od "bałwanów", co znaczyło że jeden, większym Fortuny będąc ulubieńcem, wyciął z "kłapcia" "bałwanów" kilka, to i grosz miał większy, wtóremu gorsza, więcej iłami przekładana się sól trafiła i ledwo dwa urobił. W najpierwszej bowiem kopalni części, "Starymi Górami" zwanej, jeno taka, gruboziarnista, iłem spaskudzona sól była... Światło kaganka jej osobliwej zielonkawej barwy przydając, dało i nazwy: sól zielona. Aliści jako z komór już i tej najwięcej wybrano, poczęto z komór niektórych szybików nowych ku dołowi drążyć i tam na najczystszą, bielusieńką natrafiono... Zwano ją zatem szybikową, takoż białą, nareście że ją dla klasy swej znamienitej pakowano w beczki orłem królewskim cechowane, temuż zwano ją i solą orłową. Ale też i ta sól więcej zbitą będąc, ciążyła więcej, temuż i więcej niebezpieczną będąc, wrychle k'temu przywiedła, że za robotę na "Nowych Górach" płacono podwójnie! Ile?
   Ano... nieproste to obrachunki, bo za najpierwszej reformy Imci Kościeleckiego (ku któremu jeszcze nam wrócić przyjdzie extraordynaryjnie) rozdzielono płacenie kopaczów od przysadnich. Kościeleckiemu o toż szło, by granic wydajności sięgnąwszy, nie naruszając w niczem królewskich statutów co do liczby "stań" i "stolników", przecie liczby labores zatrudnionych zwiększyć. Dokazał tego tem sposobem, że jeno kopaczy, "kłapcie" zwalających uznał za stolników, aleć już do "bałwanów" wykrawania wydzielono przysadnich, odtąd kruszakami zwanych. Kruszaków z tegoż czasu za "bałwany" płacono, zasię kopacze pracowali na uzgodniony ze sztygarem "labor", czyli jakobyśmy dziś rzekli, podług umowy o dzieło:) Dziełem zaś był wskazany na konkretnej ścianie do zwalenia "kłapeć", co podług szczególnych "miar" przeliczano na 3 grosze za miarę w "robocie podnóżnej" (czyli w poziomie) luboż i po 4 grosze za miarę w "robocie ściennej". W nadto srogie obrachunki nie wchodząc dość rzec będzie, że kopacz średnio jakie półtorej "miary" na dzień wyrabiał w "Starych Górach", a w "Nowych" nawet i dwie, coż by mu tygodniówki czyniło najmniej jeden złoty jeden grosz i dwa denary*... Nie nadto jak widać bohato, a przecie jeśli ów stolnikiem nie był, to jeszczeć się stolnikowi opłacić musiał najmniej trzecią częścią! Skorośmy zatem dokazali, że murarz więcej by zarobił, czemuż do żup nigdy kandydatów nie zbrakło? Jakże się to onym opłacało?...
   Ano... rachowalim to na "Starych Górach", a na "Nowych" stawki miał zdwojonej, przy tem tam i wydajność większa, temuż mógł i do półtorej złotego dojść. Insza, że tu by się może, rodaków naturę znając, człek jakich protekcyj czy kumoterstw doszukiwał, że sztygarzy może jednych nadto chętnie w "Nowe" słali, aleć nam historya milczy o tem, by się kto na to skarżył, luboż by kogo o to obwiniano... Znak zatem niechybny, że sztygarom ani w głowie było pod sądy podkomorskie się pchać, ergo kolejny sprawności zarządzania dowód:)...
    Profit kopaczów kolejny, że mieli jeszcze co na kształt deputatu: z wody paternostrami wyciąganej, na powierzchni już, soli warzono i owi za każdy "labor" dostawali do podziału cztery ćwiertnie tejże soli (szła w handlu po jakie sześć do ośmiu groszy za ćwiertnię:)



I jeszcze jedno: do końca XVI wieku żupa przedawała jeno sól bryłową, za nic mając solny druzgot, "rumem" zwany**. Prawem niepisanem było ową drobnicę gwarkom na górę wynosić, naturaliter miary przy tem jakiej i przyzwoitości zachowawszy... Owych "wynosków" mógł zatem kopacz wynieść na jakie kilkanaście kolejnych groszy tygodniowo, ergo summa summarum byłoż tego zarobku jakie dwa do trzech i pół złotego... A dwa złote to był cały wół! Zdrowy, dorodny, odpasiony do uboju wół... Abo pół wieprza... abo para męskich butów prima sort z cholewami:))



  Że gwarkowie zarabiali niezgorzej mamyż pobocznego świadectwa niejakiego Jakuba Espincharda, Francuza co po Polszcze Anno Domini 1597 peregrynował... Ów w diaryuszu swojem zapisał bowiem: "Widzieliśmy w tym wnętrzu ziemi ponad pięciuset chłopów, którzy całkiem nago pracują*** w kopalniach, każdy z płonącą lampą, a większość z nich bardzo dobrze mówi po łacinie".
   I na toż bym uwagi Lectorów pragnął obrócić szczególnej!!! Ukażcie mi proszę, jakibądź zakład pracy dzisiejszy, którego część załogi większa jakibądź język obcy zna prawdziwie, tak iż się z sensem z cudzoziemcem dogada! A przecie owa łacina była wieliczanom obcą, nabytą we szkole! I najwidniej stać ich na te szkoły było, i rozumieli, że kształcenie rzecz przydatna!!!
   A przy tem, onego siódmego cudu świata opisując, żeśmy jeszcze niemal nic nie rzekli o żupniczym "socjalu": stołówce pracowniczej, zapomogach, emerytach... Wiem: obiecowałżem o tem, aleć i takem tych wszytkich obrachunków czyniąc ponad już miarę i pacjencję Lectorów się wysadził, temuż o tem, jako i o żupnikach niektórych w części trzeciej będzie...:)
____________________________

* przyjąwszy średnio 3,5 grosza za miarę: 3,5 x 1,5 x 6 = 31,5 grosza. Przypominam, że do 1841 roku złotówkę czyniło 30 groszy, nie sto!
** za okazyją zatem i etymologiję słówka "rumowisko" żeśmy wywiedli:)
*** Ano właśnie... po jednej stronie Espinchard i inszych kilkoro, po wtórej Hondiusowe sztychy i świadectwa insze... Prawdziwie zatem nie wiem, zali dowierzać muzealnym exponatom, gwarków w grubych sukiennych przyodziewach ukazujących. Pojmuję, że może to jeno przyzwoitość nakazała tegoż się dzierżyć, aliści na dole nikt by w tem nie wytrwał, przy ówcześnej wentylacyi nikłej i przy robocie ciężkiej... Znowuż kto bądź kiedy po linie zjeżdżał, wie, że tego na golca dokazać bodaj nie sposób...:))



23 komentarze:

  1. Tak barwnie to opowiadasz, Wachmistrzu, jakbyś tam w tej żupie był i - co najmniej - na umowie śmieciowej pracował.
    Ciekawi mnie, czy "etatowi" mieli skrócony dzień pracy lub wcześniejszą emeryturę z uwagi na trudne warunki pracy - tak więc czekam na ciąg dalszy.
    Co do gołodupców gwarków, czy kopaczy nawet na wklejonych przez Ciebie starych rycinach malowano ich bez ubrań ( ryc.3 i 4).
    Tu, co prawda w kopalni srebra, ale też goli:
    http://www.stare.jubilerskie.info/srebro/foto/kopalnia.jpg

    Przecież nie łazili po linach, jak małpy, albo nawet nie zsuwali się po nich, jak dzisiejsi strażacy. Popatrz - do lin przytwierdzone były deski-siedziska.
    http://muzeum.wieliczka.pl/wp-content/uploads/2013/01/przekr%C3%B3j-kopalni-J.E.-Nilson-1768-r..jpg

    Tak więc Twoja wyobraźnia podsunęła Ci fałszywy obraz cierpień po otarciach skóry tu, a zwłaszcza... ówdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W żupie, choć współcześnej, owszem bywałem nawet parę razy, choć bynajmniej nie dla pracy :)
      Co do imaginacyi, to nie tyle tu o nią szło, co o experiencyję w tej mierze, bo mi się za młodu takowe zdarzały przygody, że to potem bez liny ani rusz, a jak człek, nawet i w odzieniu, nadto chyżo się spuszczał, to wraz piekły i plecka, i uda, i ręce... Z czego konkluzyja wychodzi, że nawet na to jak się człek spuszcza, trzeba mieć baczenia i nie czynić tego na chybcika, byle jak i byle gdzie...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. ajajaj...! Przychodzi mi jedynie żywić nadzieję, że Wachmistrz już wyrósł z tych młodzieńczych spuszczań :)

      Usuń
    3. Prawie...:) Jeszcze się czasem przyśnią po nocy:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Robotnicy w żupach, a więc rębacze, kopacze, kruszaki, beczkowi, walacze, czy wozacze, potrzebowali narzędzi i osprzętu. Stąd wolno przyjąć, że wraz z rozwojem kopalnictwa soli pojawiali się rzemieślnicy . Tak więc można mówić o powroźnikach, kotlarzach, stelmachach, bednarzach, kowalach, cieślach, itp. skupiających się w swoich cechach. Mamy więc do czynienia ze zjawiskiem ożywienia gospodarczego, poprzez górnictwo, rzemiosło oraz handel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie prawisz, Mości Bosmanie, choć i tego bym jeno częścią widział dopiero... Przecie tegoż było rozwieźć potrzeba, zatem i wozacy czy furmani, zatem i konie, ergo stajnie, karczmom przydrożnym pożytek. Takoż i flisowie, co Wisłą soli w świat wywozili daleki, a przypomnę, że w dawnych wiekach na wprost Wieliczki stał nad Wisłą Port Solny. Tym znowu szkuty konieczne, żagle i liny, zatem kolejni mieli z czego na chleb skąd wziąć:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Do dziś ta miejscowość nosi nazwę Uście Solne...

      Usuń
    3. Prawda:) (choć Prawda znów w inszej leży stronie:). Dzięki, Tetryku:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Nie dawało mi to, Tetryku, spokoju, bom nadto pewnie przyklasnął, choć zdało mi się to nadto od Wieliczki dalekiem. Owoż po sprawdzeniu, czegom nie pamiętał, Uście Solne było owszem portem rzecznym i składem, aliści dla żupy bocheńskiej, dla Wieliczki zaś Port Solny na Zabłociu funkcjonował...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Ciekawa jest etymologia słowa żupan.
    Żupan ma kilka znaczeń:
    - naczelnik żupy ( a żupa to i kopalnia, i obszar, na którym te kopalnie się znajdują)
    - średniowieczny wysoki urzędnik w krajach słowiańskich (od tej nazwy powstało dzisiejsze określenie "pan")
    - staropolska męska szata
    Pierwsze zapiski o żupanie pochodzą z 777r., a nazwa przetrwała do dnia dzisiejszego (np. na Słowacji - jako odpowiednik polskiego burmistrza, czy prezydenta miasta)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym, że akurat określenie na suknię męską tośmy za włoszczyzną przejęli:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Żupnicy, urzędnicy w kopalniach czyli żupach królewskich, a mianowicie w Wieliczce i Bochni. Żupy te, słynne od w. XIII, stanowiły dochód książąt krakowskich, potem królów polskich. Kazimierz Wielki zaprowadził w nich porządne gospodarstwo, a r. 1368 kazał spisać dawne zwyczaje, dotyczące się żup, i jako prawo ogłosił. Król ten w rozporządzeniu swojem wspomina już o starych żupnikach, którzy żupom przewodniczyli i pod przysięgą miejscowe stare zwyczaje do statutu podali. Tak żupy powyższe jako i żupnicy nazywali się krakowskimi. Byli to właściwie dzierżawcy i płacili z żup dzierżawę królowi po sto dukatów, królowej zaś po 50. Oprócz tego płacili pewne sumy różnym kościołom i klasztorom, dawali obroki koniom królewskim. Statut górniczy Kazimierza Wielkiego zatwierdził potem (r. 1451) Kazimierz Jagiellończyk i pozwolił podskarbiemu koronnemu „w cztery konie” do żup przyjeżdżać po odebranie pieniędzy. Żupnicy krakowscy bogacili się, bo zyski mieli ogromne. Za Kazimierza Jagiellończyka sławnym był Mikołaj Serafin, miecznik krakowski, który żupy solne trzymał za 16,000 grzywien rocznie. Gdy powstały niebawem żupy na Rusi w okolicach Sambora, pojawiają się i żupnicy ruscy. Żupnicy krakowscy – Bonarowie, Morsztynowie, Betmanowie, dzierżyli różne urzędy krakowskie i górnicze i to nawet dziedzicznie, niemniej starostwa: oświęcimskie, bieckie, zatorskie i inne. Żupy krakowskie oddawane były żupnikom bądź w dzierżawę, bądź w prosty ich zarząd. Niesiecki opowiada o żupniku Kościeleckim, że gdy raz pożar w żupie wybuchnął i nikt na ratunek nie śpieszył z obawy śmierci, Kościelecki razem z Betmanem, rajcą krakowskim, rzucili się w płomienistą przepaść i pożar stłumili. Obok najwyższego żupnika był później jeszcze żupnik zwyczajny. Za Zygmunta Augusta najwyższym żupnikiem był Bużeński, podskarbi wiel. kor., zwyczajnym zaś Ludwik Decjusz, dziejopis. Byli i żupnicy olkuscy: Kromer pisze w czasach Zygmunta Augusta, że nad żupami Bochni i Wieliczki jest przełożony żupnik krakowski, drugi zaś, do którego żupy ruskie należą, zowie się żupnikiem ruskim. Urząd ten lubo dostojny nie liczy się jednak do godności koronnych, nadwornych i ziemskich równie jak urzędy dzierżawców i poborców publicznego grosza. Szlachta dopominała się o tanią sprzedaż soli dla siebie. Już r. 1454 na sejmie w Nieszawie i Opokach król stanowił o tej sprzedaży. Urządzono więc składy soli po województwach i ziemiach, nazywane „żupami solnemi”, a szlachcic, przełożony nad takim składem, był żupnikiem ziemskim, wojewódzkim lub powiatowym. Zygmunt August, potwierdzając prawa Korony w r. 1550, obiecał, że „soli dostatkiem wszystkie państwa swe zaopatrzać będzie podług praw dawnych”. Od owych czasów powstają urzędy żupników ziemskich, a każdy król obiecywał potem w Paktach stanowi rycerskiemu dowóz soli po ziemiach. Na kilku sejmach rozwijano zasadę rozwożenia soli i stanowienia żupników. Król sprzedawał sól stanowi rycerskiemu czasem niżej kosztu jej wydobycia. Nazywano ją „suchedniową” z powodu, że począwszy od dni kościelnych, zwanych „suchymi”, składy co rok przez trzy miesiące otwarte były. Żupników ziemskich nazywano najprzód dystrybutorami. Konstytucja z r. 1588 nakazuje, aby żupnicy ruscy „nie wyciągali owsów od tych, co po sól przyjeżdżają, pod karą stu grzywien w sądach ziemskich”. Żupnik ziemski nie stanowił oddzielnej godności, bo żupę godziło się trzymać wraz z innym urzędem. Wogóle było w Rzplitej około 23 żupników, głównie w Wielkopolsce, Mazowszu i Podlasiu. Urząd ten stracił wszelkie znaczenie, gdy Wieliczka i Bochnia odpadły przy pierwszym rozbiorze do Austryi.

    źródło- Zygmunt Gloger - Encyklopedja staropolska ilustrowana tom 4, str. 521

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za dopełnienie Bóg zapłać, ja jeno, z całym dla Glogera szacunkiem dodam, że urzędy w Rzeczypospolitej były przynajmniej formalnie obieralne lub nadawane przez króla, nie zaś dziedziczne i też z zasady objęcie jednego urzędu nie było tożsamem ze złączeniem go z inszym, choć tak często zwyczajem się praktykowało... Co do pożaru wspominanego, to Niesiecki cokolwiek przesadza, bo nigdy pożaru dwóch ludzi ugasić by nie było w stanie. Kościelecki z Betmanem, obaj natenczas wielce już sędziwi, tem zasłynęli (okrom i spraw inszych, o których nam niebawem pisać przyjdzie) , że ludzi siła z kurytarzy dymem zasnutych powyprowadzali i tem sposobem ich ocalili. Pożar w kopalni to zawsze jest sprawa arcypoważna, nawet jeśli to nie węglowa kopalnia, w Wieliczce pożaru z 1644 roku, który się od podpalonego siana dla koni zaczął, przez ośm miesiąców nie poradzono zagasić, strat przyczyniając niepomiernych zgoła...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Pamiętam, że kilka lat temu oglądałem w TV film (włoski albo francuski) o jakiejś biedocie, która pracowała w kopalni soli. Nie wyglądało na to, żeby ktoś ich nadzorował, więc może to była kopalnia wioskowa? Musiało to być na początku XX wieku, bo mieli patefon i w wolnych chwilach przy jego melodiach tańczyli. Zupełnie nie pamiętam danych tego filmu (ani tytułu, ani reżysera), ale wiem, że treść nie była jakaś powalająca. Mężczyźni z pewnej wioski pracowali w kopalni, która była na tyle daleko, że nie wychodzili z domu na szychtę i nie wracali wieczorem, ale jak już szli do kopalni, to ona była na tyle daleko, że docierali tam po kilku godzinach i wracali do chałupy dopiero na niedzielę. Fabuła była tak, że kolejny syn jednego z górników dorósł już był na tyle, że ojciec postanowił zabrać go do pracy. No i, po tym krótkim wstępie, mogę powiedzieć, że wszyscy górnicy pracowali tam nago albo prawie nago (może dla potrzeb skromności filmu?), a młodzi robotnicy, założywszy po pracy gacie, tańcowali ze sobą przy dźwiękach tego wspomnianego wyżej patefonu, że tylko napięciem erotycznym furczało. Próbowałem nawet znaleźć coś o tym filmie w sieci, ale niczego nie znalazłem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poniewczasie i jeden jeszcze domysł mi do głowy przyszedł. Otóż zdażyło mi się ongi podróżować towarowym wagonem, w którym uprzednio sól amonową luzem wieziono i co wagon gdzie mocniej o poprzednika stuknął (o zderzeniach na zjazdach z górek rozrządowych nawet już i nie wspominam) to nam gdzie na łby i za kołnierze się sól ta sypała, płatami z sufitu odpadając. Na drugi dzień żeśmy się już drapali wszyscy, a na trzeci postoju nareście doczekawszy, gremialnie się rzucili ku kąpieli. Ano i primo, że najwięcej bez szwanku ten z nas wyszedł, co niemal właśnie goły siedział dla duchoty w wagonie panującej, takoż i rzecz wtóra, że przyodziewa nasza ów solny zapach jeszczeć tygodniami, mimo prań, wydawała... Może zatem przodkowie nasi to mieli też i na względzie?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Przeczytałam z zaciekawieniem i przyjemnością.:)
    To tak w celu wpisania się na listę obecności.:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wielce roztropnie żeś się WMPani wpisała, bo już teraz klęczenie na grochu i chłosta, jako to u Wachmistrza względem absentujących zwyczajnie, nie grozi...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Auć! Dobrze wiedzieć...:)
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  7. Obejrzałam na razie tylko dwie kropki. Dawno w Wieliczce byłam, ale pamiętam, że tam dosyć chłodno. Tylko może to sprawa współczesnej wentylacji. Należy rozumieć, że nazwa Wieliczki to od tych wielkich kryształów solnych pochodzi? Bardzo podoba mi się słówko "kłapeć" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również :) Osobliwie, że znam go i w znaczeniu takiem, że to śnieżynka wiotka, puchowa, jeszcze nie osiadła, a tak lekka, że za leda podmuchem wiatrem znów unoszona... I samo to zestawienie paru ton soli i kamienia z ową drobinką wielce mię bawi...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Drogi Wachmistrzu i tak nic nie przebije walki bokserskiej undergrounde w kopalni soli, nie ma takiej siły. Wiosennie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tego bym akurat pewnym nie był... Pomnę, żeśmy ongi dysputowali o możności skoku spadochronowego pod ziemią i właśnie Wieliczka z trzystumetrowej wysokości komorą największą zdała nam się tą, gdzie by to teoretycznie było możliwem... Naleźć tego nie umiałem, a niemal głowy bym dał, że to za emissyją tych not najpierwszą się na starem mem blogu odbyło, w przytomności Vulpiana Jegomości, nieobecnego dziś z nami Cypryana de Vaxo, a być i może, że nieodżałowanej świętej pamięci Maćka zwanego Siwym...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)