21 sierpnia, 2016

Prolegomeny continuum, tło odmalowującej, dla żądanej przez Lectorów batalii pod Wyborgiem, ergo część cyklu o xiążęciu Denassów szósta...

   Z samego titulum wnosząc, którego widzę niejakim dowodem na to, że nam się sprawy cokolwiek komplikują i plączą, czuję się zobligowanym Lectorom Miłym przypomnieć jako się nam tenże cykl (IIIIIIIV, V)rozwijał, osobliwie że w czasu ustawicznym niedostatku pauzy pomiędzy onegoż częściami niebezpiecznie się przedłużają ponad drobne okresy półroczne, które to, jako to Vulpian Jegomość powiada, w klatce z jeżami idzie wysiedzieć...:)
    Byłoż w zamierzeniu naszem wystawić bohatera naszego, xiążęcia  Karola von Nassau-Siegen, rodu dla nas egzotycznie niemieckiego, przecie sfrancuziałego ze szczętem, który to xiążę, nim się w naszej literaturze śladem odcisnął* i warszawskich urządził Dynasów, w rozlicznych żywota swego kolejach i po tahityjskich insulach się błąkał, najazdów na Dahomej szykował, zasię  Gibraltaru na Brytach dobywać probował, nareście się z księżną Karoliną Sanguszkową pożeniwszy, na nasze ziemie zawitał. Uzyskawszy indygenatu polskiego, osiadł był w żony swej na Podolu włościach i tu z  czasem natrafił na tąż samą trudność, co i insi nasi ówcześni ziemianie po I rozbiorze, mianowicie niemożność przedawania zboża swego przez Gdańsk.  Turbacyja ta zaskutkowała próbami podobnego eksportu poprzez Dniestr ku Turcyi, jeno że Dniestr, dla porohów słynnych swoich, niespławnym będąc, dodatkiem w zarządzie krajów pogranicznych kilku, niemałych tu sprawiał turbacyj i de Nassau właśnie jednej z pierwszych wiódł expedycyj, co tych możności przepatrzyć i uskutecznić miała.
   Ano i kiedym tam tych kolejów żywota onego wykładał, niebacznie żem wspomniał, że ów się i w służby wojennomorskie dla carycy Jekatieriny był wdał, wojując i na Oczakowskim Limanie z Turczynem, a pod Wyborgiem ze Szwedem, którego to wątku Lectorowie rozwinięcia zażądali gremialnie i tak go oto, ze zmiennym szczęściem i porażającą zwłoką, rozwijam...:) Nim przecie do samej owej ze Szwedem batalii przyjdziem, refleksyj inszych się tu nasunęła moc niemała na marginesie niejakim owych de Nassaua awanturek, bo spraw najżywotniejszych dla Ojczyzny się naszej tamtego czasu tyczących. Uznałem wówczas, że się cyklowi należy niejakie interludium w postaci tła tamtych zdarzeń pełniejszego, czyli niejaka do tejże ze Szwedem wojenki i interesującej nas bitwy prolegomena. A że znów owo tło korzeniami głęboko wstecz się ciągnie, przyszło sięgnąć i do czasów konfederacyi naszej barskiej i uprzedniej jeszcze Moskala z Turczynem wojny, czegośmy uczynili w niejakim do tejże prolegomeny wstępie, czyli w części cyklu, nominalnie de Nassauowi poświęconemu, piątej, której pokończylim westchnieniem nad przetraconą dla Rzeczpospolitej szansą na może jakie się wyłabudanie z opresji i szponów rosyjskich... 
   Jeżeli to się wszytko komu wielce skomplikowane wydaje, to nie pocieszę pewnie, ale najgorsze dopiero przed nami... Zatem nie zwłócząc już dłużej, siodłajmy i w drogę!
  Opisaliśmy warunków pokoju lipcem 1774 roku zawartego w Küczük Kajnardży, który krwawą i ciężką wojnę kończył wielkiem dla Rossyi tryumfem, a dla Porty sromotą okrutną, osobliwie temuż, że Krymu tam i Tatarów tamecznych tam im spod władzy ujęto, której sułtani nad chanami mięli "od zawsze"** . To, więcej może niż przetracone ziemie insze, bolało Turków okrutnie, bo nie dość, że upokorzenie, to i sojusznika "odwiecznego" pozbawienie. Czuli zatem byli na tąż kwestyję okrutnie, po przeciwnej zaś stronie judził Jekatierinę do kroków dalszych kochanek jej dawniejszy, ongiś kapral lejbgwardii, ninie do rangi xiążęcia wyniesiony, Grigorij Potiomkin. A właśnie ten tytuł Xiążęcia Taurydzkiego (czyli Krymskiego, bo Krymu w Rossyi ówcześnej zwali Taurydą) dobitnie apetytów Potiomkina dowodzi, który zamyślił własnego prawdziwego dochrapać się księstwa. Mając już powierzone władztwo nad guberniami: noworosyjską, azowską i astrachańską, spacyfikowawszy Kozaków jaickich (uralskich), dońskich, nadwołżańskich i najwięcej niepokornych, starych naszych dobrych znajomych i onegdajszych poddanych, Kozaków zaporoskich, miał po temu solidne podstawy. Mniemam, że i z tą myślą zapewnił sobie polskiego szlachectwa (1775) i skupywał dobra ziemskie na Kijowszczyźnie i Bracławszczyźnie, których znów pragnąc mieć od Rzeczpospolitej niezależnemi, stał się z czasem największym orędownikiem jak najrychlejszego kolejnego rozbioru, a znów pożądając Krymu, wojny z Turczynem kolejnej zwolennikiem.
   Niechybnie pod jego to naciskiem caryca kwietniem 1783 roku wydała manifestu ogłaszającego wcielenie Krymu do Rosji, co traktatu z Küczük Kajnardży pogwałceniem było oczywistem. Turcja jednak tegoż policzka ścierpiała, podobnie jak kolejnych, gdy nominowany wówczas właśnie Księciem Taurydzkim, Potiomkin, począł na Krymie potężnej akcji osadniczej i na gwałt nowych czynił portów i miast. Czego by o niem nie mówić, dzięki niemu powstały Sewastopol, Chersoń, Jekaterynosław, Mikołajów i Odessa, zaś niewielkie twierdze jako Bałakława, Jenikale, Teodozja i Kercz przekształciły się we wcale poważne miasta. On też jest ojcem-założycielem rosyjskiej floty czarnomorskiej, zaś naszego cyklu bohater, książę de Nassau-Siegen, jako swej peregrynacyi po Dniestrze pokończył był z lata 1784 roku początkiem, wracał nie wiedzieć czemu przez Krym i okrutnie długo tam wpodle wybrzeży tamecznych żeglował, o czem żem w części czwartej pisał, konkludując: " Nad miarę, myślę ja, spekulacyje czynić, że ów już w 1784 rekonesansów tam czynił zamierzonych". Dziś myślę przeciwnie: że jak najbardziej zamierzonych... Że de Nassau na Krym jechał rozmyślnie, by się z Potiomkinem spotkać i skamracić, na to rachując, że ów mu jakiej godnej posady i rangi wyjedna i że już wówczas kniaź rosyjski międzynarodowemu awanturnikowi się z części najmniej swoich zamysłów zwierzył, a ten ich musiał entuzjastycznie popierać, widząc w tem i dla siebie szansy, by w łaski kolejnej się wkupić władczyni i ustawicznie fatalne finanse swoje poprawić. Nie byłbym ja i od tego, by go nie podejrzewać, że wobec świeżości sił morskich rosyjskich na Morzu Czarnem i własnej w żegludze experiencyi, może się i sam widział onych przyszłym admirałem.  Jeśli tak rachował, to się z czasem musiał zawieźć srodze, bo przecie mięli Rossyjanie swego Fiodora Uszakowa, prawdziwie wielkiego wodza morskiego, co już się wpodle Floty Czarnomorskiej krzątał.
  Wprzód wybiegając niejako, należy przecie objaśnić, że tak w tureckiej nadchodzącej wojnie, jako i we wtórej, ze Szwedem, na obu morzach do łask wróciły okręty o dawno już, zdałoby się, zapomnianej budowie i specyfice, a mianowicie galery. Owoż pokazało się, że osobliwie na wodach przybrzeżnych, z mnogością cieśnin, cieśninek, wysepek i półwyspów, co i rusz wiatr przesłaniających, gdzie okręt żaglowy też i dla bezwładności swojej nieraz się nie sprawdzi, osobliwie gdy mielizn i płycizn bogactwo, tam galera się więcej pokazała do manewrów zdolną, a niedostatek chyżości nie był tu aż tak doskwierającym. Przepiękne krajobrazowo w mnogości swych skalistych wysepek, zwanych szkierami, wybrzeża Wysp Alandzkich, Finlandii czy Szwecji wpodle Sztokholmu lub Göteborga, pokazały się zabójcze dla okrętów żaglowych, tandem tak w Szwecji, jako i w Rossyi potworzono tak zwane floty szkierowe, z galer się składające i jednostek pomniejszych, które tam właśnie radziły sobie niezgorzej. U Turczyna z galer tak naprawdę nigdy nie zrezygnowano, tandem rosyjska Flota Czarnomorska i tu się musiała niejako do przeciwnika akomodować i własnych galer budować. I tu wkracza na scenę nasz de Nassau, bo Potiomkin rzeczywiście go zatrudnił i tychże galer czarnomorskich dowództwa powierzył.
    Jak się zdaje, był też i de Nassau czynnym i w Potiomkinowskiej dyplomatyce. Kiedy bowiem kniaź nakłonił cesarzową do wielkiej inspekcji gospodarzonego przezeń Krymu i południowych guberni, z czego do historii przeszło pojęcie "wiosek potiomkinowskich", wojaż ten miał jeszcze i kilka inszych aspektów, wielce znamiennych dla ówczesnego układu sił, a więcej i może jeszcze: intencyj... Oto Jekatierina nie tylko na to jechała (a ściślej płynęła Dnieprem) do Chersonia, by się na potiomkinowskie napatrzeć makiety, ale przede wszytkiem na spotkanie z cesarzem austryjackim Józefem II, który się zdawał być najwięcej obiecującym przyszłym przeciw Turkom aliantem.  Po drodze zabawiła na ukrainnych ziemiach niedziel parę, spotykając się z tłumem przeróżnej klienteli, w tem i z naszemi magnatami na króla krzywemi, a i ten nieborak pędził ku dawnej kochanicy, licząc na jakie zrozumienie, wsparcie, może i na jakiego dawnego afektu nie tyle odświeżenie, co choćby właśnie przez sentyment dla chwil dawniejszych miłych, jakie przyjaźniejsze planów Stanisława Augusta potraktowanie. 
   Ciekawość, że jechał z planami, które w największem skrócie dałoby się streścić jako próbę wzmocnienia pozycji króla, wojska naszego i samej Rzeczpospolitej za sposobnością przedkładanego Katarzynie udziału naszego w wojnie z Turcją. Wojnie, której przecie jeszcze nie było i której przecie caryca z pewnością ze Stasiem nie konsultowała, a która wybuchnąć miała dopiero trzy miesiące później, gdy Turcy uznali fakt spotkania dwojga cesarstwa w Chersoniu, jako manifestację władania przez Rosję temi ziemiami, niezgodną przecie z zapisami traktatu wojnę poprzednią kończącego.
   Pytanie zatem zasadne, czy to o tej wojnie, jeszcze niezaczętej przecie, tak głośno ptaszki nad Wisłą ćwierkały ? A skoro nad Wisłą, to i w całej Europie zapewne...? Czy to była tamtym czasem taka oczywista oczywistość? Zapewne tak, a w każdem z podejmowanych tu działań znać palec Potiomkina, do wojny tej dążącego, w tem i w zabiegach de Nassaua, który królowi dopomagał tegoż spotkania w Kaniowie z carycą uskutecznić. Poniatowski tu raz jeszcze naiwność własną i mierność charakteru pokazał, gdy pomimo upokarzającego siedmiotygodniowego oczekiwania na audiencję u dawnej kochanki (kiedy miała czas między inszemi dla Szczęsnego Potockiego) planów swych nie odmieniał i zabiegał o nie upornie. Jekatierina nie zgodziła się na 45-tysięczny polski korpus posiłkowy i jedynym militarnym owocem kaniowskiego spotkania był, nigdy na front turecki nie wysłany, 12-tysięczny korpusik polsko-litewski pod hetmanem Branickim, nota bene żonatym od lat paru z siostrzenicą Potiomkiną, uchodzącą za córkę naturalną samej carycy, Aleksandrą von Engelhardt...
    Turcy, którzy tych dwunastu lat między wojnami nie zmarnowali i byli do kolejnej wielekroć lepiej przygotowanemi (zapewne i dlatego ścierpieli włączenia Krymu do Rossyi w 1783 roku), pozyskawszy jeszcze i poparcia angielskiego i francuskiego, w sierpniu 1787 rzeczywiście wypowiedzieli Moskalom wojny i pierwotkiem sobie radzili wcale, wcale... Potiomkin, który będąc nominalnie feldmarszałkiem i prezydentem Kolegium Wojskowego, został automatycznie naczelnym wodzem w tej wojnie, wyraźnie sobie nie radził, a co gorsza, załamywał się psychicznie przy każdym niepowodzeniu. Oto fragmentum jegoż listu do carycy  z tamtego czasu:"„Flota Czarnomorska rozbita przez burzę. Jej resztki schroniły się w Sewastopolu, ale to wszystko małe i można nawet powiedzieć, niepotrzebne okręty. Liniowe i wielkie fregaty przepadły. To nie Turcy nas pokonali, lecz – Bóg”. Caryca odpowiadając, pocieszała jak mogła i próbowała pobudzić w nim ducha walki ( „Daj Boże, aby nie utracić twierdzy kinburnskiej (…) Gdyby nawet jednak tak się stało, to proszę nie załamywać rąk i nie rozpaczać, lecz starać się pomścić stratę i wziąć rewanż na nieprzyjacielu. (…) Czy mało już twierdz zdobywaliśmy, aby je później stracić?”), ale chyba zrozumiała, że polegać na niem nie może... Dlatego zabiegała o włączenie się Austrii, która ostatecznie weszła do wojny w lutym 1788, a  z czasem ciężar dowodzenia w polu przerzuciła na lądzie na Suworowa, a na morzu na Uszakowa. Ale akurat jedno z ważniejszych pierwszych zwycięstw, zdobycie (a następnie rzeź obrońców, także niewiast i dzieci...) po półrocznym oblężeniu Oczakowa i jego wspaniałej, umocnionej przez francuskich inżynierów twierdzy, zostało wypracowane przez udane współdziałanie na lądzie Suworowa z flotą, gdzie eskadrą galer blokujących twierdzę od morza dowodził naszego cyklu bohater, książę Karol de Nassau-Siegen. I w trakcie tych zmagań przyszło w 1788 roku do bitwy na Oczakowskim Limanie, gdzie przódzi się z jedną z eskadr rosyjskich, dowodzonych przez kolejnego obieżyświata, wielce słynnego z czasów amerykańskiej o niepodległość wojny, "ojca" US Navy, Johna Paula Jonesa, Turcy starli, aliści Jones przed zagładą się wymanewrował, za sposobnością dwóch tureckich okrętów na mielizny wciągając. W kluczowym batalii tej momencie nadpłynęły mu z salwerunkiem galery de Nassaua i to na niego spłynął wiktoryi splendor, dodajmyż wiktoryi niemałej, bo nasz xiążę tam piętnastu łącznie tureckich poniszczył okrętów i z górą trzech tysięcy ludzi ubił, samemu jednej jedynej tracąc fregaty*** , kilkunastu zabitych i ponad dwudziestu mając rannych.
  Nie dziwota, że po tejże wiktoryi poczęto de Nassaua mniemać wielkim morskim wodzem, tandem gdy ów się z Potiomkinem poróżnił (ponoć o obsadę zdobytego Oczakowa), to pospieszył do Peterburka po sprawiedliwość swoją, ale że najpewniej caryca, nie chcąc z Potiomkinem zadrażnień w sprawach tak błahych, za to politycznych turbacyj mając moc, posłała xiążęcia z misją po Europie dyplomatyczną, w której ów nie wskórał zgoła nic, tandem po powrocie nominowano go dowódcą takiej samej galerniczej floty, jeno że Bałtyckiej, pod ogólniejszą, dowodzącego na Bałtyku,  Cziczagowa komendą... Ale o tychże turbacyjach carycy, osobliwie że w tem i naszych spraw niemało, to już opowiemy w nocie tegoż cyklu następnej, szczęśliwie, że już zaawansowanej znacznie, to i może nie będzie na nią potrzeby pół roku kolejnego czekać...:) 
   
______________________
* Adam Mickiewicz "Pan Tadeusz" księga V :
" Klucznik mówił, że tylko znał jednego człeka,
Co tak celnie jak Robak mógł strzelić z daleka;
Ja zaś znałem drugiego: równie trafnym strzałem
Ocalił on dwóch panów; sam ja to widziałem,
Kiedy do Nalibockich zaciągnęli lasów
Tadeusz Rejtan poseł i książę Denassów.
Nie zazdrościli sławie szlachcica panowie,
Owszem u stołu pierwsi wnieśli jego zdrowie,
Nadawali mu wielkich prezentów bez liku
I skórę zabitego dzika; o tym dziku
I o strzale, powiem wam jak naoczny świadek;
Bo to był dzisiejszemu podobny przypadek,
A zdarzył się największym strzelcom za mych czasów,
Posłowi Rejtanowi i księciu Denassów".
  Że się tam jednak w zamku wrychle za łby wzięto, to i z opowieści wyszły nici, zatym raz jeszcze o niem w xiędze ósmej Wojski rzec probował:
"W świcie Księcia był książę niemiecki Denassów,
O którym powiadano, że w libijskiej ziemi
Goszcząc, polował niegdyś z królmi murzyńskiemi
I tam tygrysa śpisą w ręcznym boju zwalił,
Z czego się bardzo książę ów Denassów chwalił."

** - a tak dokładniej to od 1475 roku.
*** - skoro fregaty, czyli średnio dużego okrętu żaglowego, to pewnie jednak z eskadry Jonesa, ale że de Nassauowi przypisano dowodzenie całością, to i straty idą na jego konto.


                        ................





30 komentarzy:

  1. No i proszę: miałem rację, by Wachmistrza nadto nie poganiać, bo przecież cyklu zamierzonego nie porzuci. A cóż to jest raptem pół roku? Ani się obejrzymy, gdy kolejny odcinek światu pokazany zostanie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ jest w zasadzie gotowy, to to rzeczywiście będzie kwestia paru dni:) Gorzej z następnym...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. A ja się przestraszylam że jakby trzeba bylo więcej niż pół roku czekać to Jaś moglby nie doczekac.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Stokrotko, ze troskę.

      Usuń
    2. Ale tym Jasiem to ja miałam być :-)))

      Usuń
    3. Nie ma aż takich obaw. Przynajmniej o notę następną, która jest niemal gotową...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Ludowa przyśpiewka, Stokrotko, głosi:
      - Kto to widział, kto to słychał,
      żeby babie było Michał?

      Myślę, że niekiedy lepiej by było, gdyby "Jaś nie d-o-c-i-e-k-a-ł"...Jak ja to niepotrzebnie zrobiłem...

      Słońca życzę...

      Usuń
    5. A to przypadkiem nie Romeo mówił do Julii ?
      "Cóż tobie imię moje powie..?"
      Pozdrawiam również slonecznie.

      Usuń
  3. Naszemu wieszczowi było wszystko jedno czy tygrys był Bengalski czy Libijski, byleby nieżywy!!! :D :D :D
    Cóż to za dwa typy okrętów, które są pod kropkami, żółtą i zieloną? Bo jako kompletny laik niczego dopasować nie potrafię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ zawiesiło mi komputer, a po restarcie nie odzyskałem wszystkiego, to co do drugiego nie umiem znaleźć skąd żem to wziął, w każdym razie to konstrukcja naprawdę wybitnej postaci, szwedzkiego admirała i konstruktora-szkutnika zarazem, Fredrica Henrica Chapmana i ten jest przedstawiany jako galera, niestety nie pamiętam nazwy, choć model akurat jest pod żaglami. Domniemuję, że cofnięte ambrazury pokładu bateryjnego miały być po to, by wygospodarować stanowiska dla wioślarzy, zapewne wychodzących przez ostatnie (za ambrazurami) drzwi i siedzących poniżej linii dział. Pierwszy zaś to typowa właśnie szwedzka galera szkierowa tamtych czasów.
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. szczur z loch ness22 sierpnia 2016 20:25

    Rozpieszczasz Waszmość Czytelników ponad miarę. Toż ledwo na początku stycznia była część piąta, w tu już kolejna następuje :-)
    Kłaniam z zaścianka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samego mnie własna ludzkość przeraża...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. No Wachmistrzu! Tym razem się Waszmości aż nadto udało.
      "Po fakcie człowiek żałuje tylko, że był za dobry" - rzekł kiedyś jeden taki dość znany, ale nie ośmielę się nawet podać jego inicjałów, a co dopiero wymienić jego imię i nazwisko - tfuuu...

      Usuń
    3. Cóż mi rzec... Na gościńcu mi się ustawicznie żałować przytrafia, żem jaką łajzę przepuścił, która mię potem mile całe drogi blokuje... W żywocie też się czasem zdarzy...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Spisą... tygrysa... a Afryce... Intersujące...
    Albo spisa była z molibdenowo-stalowego konglomeratu, albo tygrys [w Afryce!!!]był nieco wybrakowany.
    Dobrze, że Poeta [lub de Nassau] nie wiedział nic o dinozaurach lub... pingwinach. W Libii...

    Zresztą... Wieszcz Mickiewicz to i Krzyżakowi w "Grażynie" każe stać konno, mieć "kopiją u toku", być przepasanym różańcem, na plecach trzymać trąbkę, a u boku szablę... Czy ktoś z Państwa wyobraża sobie "gościa" kręcącego się konno, nocą, po puszczy z taaakim drągiem [pardon - z kopią] trzymanym "na sztorc"? Wyjątkowo szpetny sposób usiłowania popełnienia samobójstwa...

    A i z Ordona, co dożył 91 lat, nim w łeb sobie we Włoszech strzelił, potrafił zrobić Pan Adam Bernard M. patriotyczny fajerwerk dużych rozmiarów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się nazywa talent poetycki, zdaje się...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. To się nazywa[-ło jeszcze niedawno] "literatura społecznie zaangażowana", gdy zapał i stawanie "po słusznej stronie" pokrywały i usprawiedliwiały brak wiedzy...

      - Znormalizowana "kopija" to chyba, biorąc współczesne miary, nieco ponad 4 metry długości?
      - A różańcem w pasie Waćpan kiedyś próbował się okręcić? Ja miałbym z tym niejakie trudności...

      Nasz wielki Adam najwyraźniej przy pisaniu popuszczał sobie bez skrępowania [fantazji, rzecz oczywista]... Co nie przekreśla faktu, że "wielkim poetą był i dlategośmy kochać Go powinni"...

      I jeśli t-o jest "talent poetycki", to znam zgromadzenie 460 wieszczów jeszcze bardziej utalentowanych.

      Z uśmiechem pozdrawiam

      Usuń
    3. Kopia, przynajmniej husarska dłuższą być musiała znacznie, skoro miała obalić pikiniera dysponujące czterometrową piką, nim ten krzywdy uczyni koniowi lub jeźdźcowi. Oceniami ją najmarniej na jakie 5,5 metra, a może i sześć. Mickiewiczowe słowa o Krzyżaku z "kopiją u toku" są dla mnie niczem balsam, bo pomijając oczywisty ahistoryzm i błędy merytoryczne, dowodzą jak głęboko w świadomości narodowej naszej zakorzenił się ów husarski (i tylko husarski) wynalazek, wytokiem zwany, od którego właśnie wszelkie pochodne słowne w rodzaju "w toku" na oznaczenie rzeczy już poczętej i ku finałowi (szarży) zmierzającej. Nawiasem, to cokolwiek błędnie, bo umieszczenie kopii w wytoku zdarzało się i w przemarszach niektórych, a w czasach gdy husaria stała się "wojskiem pogrzebowym" to już w ogóle jako reguła:)
      O wytokach i kopiach husarskich miałem już przyjemność pisać w mini-cyklu z trzych not złożonym http://pogderankiwachmistrzowe.blogspot.com/2014/05/o-wytokach-nadzwyczajnych-effectach_22.html
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. "A i z Ordona, co dożył 91 lat, nim w łeb sobie we Włoszech strzelił, potrafił zrobić Pan Adam Bernard M. patriotyczny fajerwerk dużych rozmiarów". temat poruszany był w dyskusjach z Wachmistrzem od lat, ale mimo wszystko powtórzę swoje. Autor ma prawo pisać to, na co ma ochotę, w tym wypadku nie pisał rozprawki historycznej, tylko poemat.

      Usuń
    5. Czytanie Ciebie, Wachmistrzu, to balsam dla duszy, a wiedzę tak zdobytą odkłada się "w rozumie" jak cyfry u Michcik przy tablicy. Ale leźć nocą do litewskiej głuszy z takim patyczkiem, nawet w toku, to tylko imć Adam Bernard M. mógł wykoncypować, który poza tym i strategiem był wybitnym, gdyż Rymwidowi w tejże "Grażynie" każe [w puszczy!!!] ustawiać "pancernych w środku". Dałżebyś, Wachmistrzu, gdzieś pod koniec XIV wieku, Litwinom posiadać pancernych z kopiami[!!!] i jeszcze kazał im krzyczeć podczas ataku, poganom przebrzydłym, z katolicka i ruska jednocześnie - «Jezus Maryja! – naprzód, hop, hop, ura!»? I „drzewca ułożywszy w toku” [co On z tym tokiem???] rzuca ich potem ‘w pół drogi” ów Rymwid w myśl wskazówek imć Adama Bernarda do ataku. A ci s-z-a-b-l-a-m-i tamtych po pancerzach!... I granatem rozpryskowym!!!
      A co!!!
      Owo „hop, hop, ura” zawsze mnie „rajcowało”…

      Ech! Że też filmowca wtedy nie było obok…

      Nie czepiający się nadmiernie drobiazgów, bo co „licentia” to „poetica”…

      JJM

      Usuń
    6. A powtarzaj, Torlinie, powtarzaj... Autor miął prawo, czytelnik ma [jak na razie jeszcze] nie mniejsze... Pierwszy nie zbiednieje - drugi od myślenia przy czytaniu nie zgłupieje...

      Usuń
    7. To, czego się, Torlinie, Jan Janowic u Mickiewicza "czepia", jest oczywiście zasadne w sensie prawdy historycznej, a nawet i poniekąd w logice, ale któż powiedział, że poeta się na tem musi znać i jeszcze być logicznym? I tu bym prawo autora do najdalej nawet posuniętych szaleństw dopuszczał, aliści sprawa Ordona to już jest sprawa odpowiedzialności za cudze życie. Ordon palnął sobie w łeb niechybnie za poemy mićkiewiczowskiej sprawą i ta śmierć, podług mnie, na odpowiedzialności, czy raczej nieodpowiedzialności wieszcza tu ciąży... Insza, że ów tego popełnił w najlepszej wierze i chęci, by jak najszybciej jakiś pozytyw z tragizmu tych zmagań ukazać... I w tem sęk, że "najszybciej"... Bez refleksji, bez nawet krzty zawahania, czy aby rzecz prawdziwa, czy może szkody nie przyczyni jakiej...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Z lekka się zaplątałam.:)
    Ładne te statki spod kropeczek.
    I "Historię bez cenzury" też lubię.:)))
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wątku czy w osnowie?:)Co do "Historii bez cenzury" to ja mam uczuć sielnie mieszanych, bo z jednej strony cenię sobie zapał autora do odbrązawiania, tudzież umiejętność docierania z wiedzą do ...hmm... masowego odbiorcy:)... Ale też skłonność do pochopności sądów jest niemała...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Panie Wachmistrzu !
    W cyklu o księciu Karolu von Nassau-Singen pojawiła się postać Aleksandry Engellhardt. Nie mnie rozstrzygać, czy była córką carycy Katarzyny II, czy też dzieckiem Marfii Potemkin i jej męża Wasyla Engelhardta. Pewne jest, iż w 1781 roku został zawarty związek między hetmanem Franciszkiem Ksawerym Branickim i Aleksandrą. Mieli 5 dzieci: trzy córki i dwóch synów: Aleksandra ( ten zmarł młodo) oraz Władysława ( 1783-1843), późniejszego rosyjskiego generała i senatora. Władysław poślubił przyrodnią siostrę Mieczysława Potockiego, Róża jej było ( córka Józefiny Amalii Mniszech i Szczęsnego Potockiego). Synem Mieczysława i Róży był Ksawery Branicki ( 1816-1879),który odkupił moralnie występki swojego dziadka hetmana. Dość powiedzieć, że car Mikołaj I nakazał konfiskatę jego majątku, pozbawił szlachectwa i zesłał na Syberię ( oczywiście zaocznie). Związany był z patriotycznym skrzydłem emigracji w Hotelu Lambert, siedzibie Adama Jerzego Czartoryskiego. Wedle plotek, ojcem nie był Adam Kazimierz Czartoryski, ale Nikołaj Repnin, absztyfikant Izabeli Czartoryskiej. Ponoć mąż Izabeli się wściekł i nakazał odesłać noworodka do pałacu rosyjskiego ambasadora. Tak więc symbol polskiego patriotyzmu i antyrosyjskiego oporu, miałby być synem człowieka, który zniewolił Polskę.
    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izabela, podobnie jak wiele dam tamtych lat, się w rzeczy samej dość lekko prowadziła, co bym może więcej kładł na upowszechniane francuskie libertyńskie mody, niźli może na karb osobistych skłonności. Bywało zresztą, że i król świadomie bliskich sobie dam w tej "horyzontalnej" dyplomatyce używał...
      Kłaniam nisko, za dopełnienie wielce obligowany:)

      Usuń
  8. Rydel Lucyan na pisał szkic "Awanturnik XVIII wieku, książę "Denassów". Szkic historyczno-obyczajowy. Niestety, tekstu nie udało mi się dostać. Pozwolę sobie dodać słówko T. Boya - Żeleńskiego o poecie:
    "Swojego czasu w Zielonym Baloniku[553] bawiliśmy się często kosztem przezacnego, kochanego Lucka Rydla. Te wzajemne przedrzeźniania, niewinne parodie są odwiecznym zwyczajem artystycznej gromady; tak dawni żołnierzykowie, kiedy nie było chwilowo kogo bić, bili się między sobą w palcaty, aby przypadkiem „ręka nie zardzewiała”.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tekstu Rydla żem w części cyklu pierwszej z zasobów Śląskiej Biblioteki Cyfrowej przywoływał, to i tu powtórzę, bom sprawdził, że nadal akuratny:
      http://www.sbc.org.pl/dlibra/doccontent?id=12143&dirids=1
      Jednakowoż ja w swojem cyklu w niewielkiej tylko części żem na Rydlu bazował, bo ma on wadę poniekąd chyba między biografami powszechną, że wyolbrzymiają dokonania i znaczenie bohaterów swoich, zatem za to go nie winuję, jeno że ta skłonność u Rydla doprowadziła go do rzeczywistych przeinaczeń i pomijania inszych person w zdarzeniach opisywanych bardzo czynnych, byle jedynie rolę de Nassaua wykazać najważniejszą.
      Do słów Boya dodać to tylko mogę, że Rydel musiał być wyjątkowo wdzięcznym obiektem takich ćwiczeń:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Dziękuję za link. To notka Waszmości zachęciła mnie do zapoznania się z biografią księcia i przeczytania utworu Rydla. Same korzyści.
    Znalazłam także wiersz napisany przez A. Naruszewicza z okazji wesela Denassowa z księżną Sanguszkową:

    "Honor, szacunek, wszędzie dla Nassawa;
    Zonę mu sama mogła dać Warszawa."

    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy skłonnościach szperaczych WMPani, mniemam, że prędzej czy później i tak byś, WMPani, gdzie tegoż tematu dotknęła:) Alem rad, że za moją to sprawą i z serca za dobre słowo dziękuję:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)