15 października, 2016

Na służbę zdrowia narzekającym...

   Wtórego lutego Roku Pańskiego 1685 zachorzał był król Angielczyków, Karol II, a ściślej obudził się niezdrowym i na skutek tego balwierza oddalił bez golenia. Medyk zawezwany upuścił królowi jakie pół litra krwi, po czem ściągnięto na konsylium medyków kolejnych, którym się nie widział sposób, w jaki tą krew upuszczano, zatem zabiegu powtórzono, choć teraz utoczono choremu jeno kwaterkę...
   Następnie Jego Królewskiej Mości zaordynowano połknięcie antymonu, metalu dość silnie toksycznego, po którym król raczył był zwymiotować, zatem wzięto się do lewatyw, by organizmowi ulżyć. Jako że z dawna wiadomo było, że przyczyną wszelkiej choroby są niezdrowe humory w organizmie wędrujące, tandem by ich przepędzić od głowy i w dół ciała skierować, ogolono Jego Królewskiej Wysokości łeb i posmarowano jakiemi driakwiami oparzenia wywołującemi, iżby humorom dokuczyć i przymusić onych do odejścia od głowy. 
  Nie ograniczono się przecie do działania odgórnego, bo równocześnie i na stopy królewskie nałożono plastrów, co miały owe humory do dołu przyciągnąć. Nasączenie owych plastrów przeróżne, w tem i gołębich odchodów nieskąpo...
  By króla jegomości na duchu co podnieść zaordynowano mu słodyczy z białego cukru, zasię czterdzieści kropli wydzieliny z "czaszki człowieka, który nie został pochowany" i parę razy ciało królewskie pobudzano do życia rozpalonym pogrzebaczem. Ma się rozumieć, ponownie też upuszczono mu krwie...
  Jako szóstego lutego król już ten padół opuszczał, to jeszcze go ratowano, do gardła wpychając rozkruszone kamienie z jelit kozła indonezyjskiego, aliści królowi, jak się zdaje, było to już obojętnem...
   Historyk David Wootton napisał kiedyś: "Od 2 400 lat chorzy uważają, że lekarze postępują właściwie; przez 2 300 lat było to błędne mniemanie", co Wachmistrz skwitował jednym słowem: "Optymista!".

44 komentarze:

  1. o matko!!! takiej kuracji nikt nie miał prawa przeżyć! co do tego stulecia powtórzę za Wachmistrzem "optymista"!
    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A na drugim biegunie, są ludzie jak Rasputin, którego zabić było trudnem nad wyraz...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. ...a jeśli to była ustawiona "kuracja docelowa", a medycy wciągnięci w polityczny spisek?
      Piszesz o Rasputinie, a współcześnie nam żyjącego (!) Fidela próbowano (jak ocenia były ochroniarz El Commandante) ukatrupić ... 638 razy. Bez skutku.
      Nie pomogła trucizna, ni wybuchowe cygara, ani spreparowanie dla niego kostiumu nurka, zainfekowanego grzybami. Nawalili także wynajęci snajperzy. No nic!
      Castro rzucił palenie, zatrudnił sobowtórów, przeprowadzał się kilkadziesiąt razy, wzmocnił ochronę i ...w sierpniu tego roku radośnie zdmuchiwał 90 świeczek na urodzinowym torcie. Odmówił przyjęcia w prezencie żółwia z Galapagos, stwierdzając "...ze zwierzętami jest taki problem, że człowiek zdąży się do nich przyzwyczaić, a już umierają..." (te żółwie żyją ponad sto lat).
      Być może, gdyby pozostawał pod opieką naszej służby zdrowia... Ech!
      Fakt - nie zastosowano u niego przepędzania niezdrowych humorów, ale kto to wiedział? Twoja notka powstała zbyt późno.

      Usuń
    3. Prawdę mówiąc, to podejrzewam otoczenie El Commandante o wymyślenie jakichś sześciuset przypadków z tej listy, by go przedstawić jako nieśmiertelnego i niezwyciężonego... Także i dla osób wciąż jeszcze religijnych kilkaset boskich interwencji dla ocalenia kogoś uważanego za Antychrysta, nie jest bez znaczenia, osobliwie dla Latynosów... No i za sposobnością: jakiż to wspaniale męski macho, zawsze zwycięski...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. A jednocześnie po wsiach były babki, które potrafiły wszystko, i poród przyjąć, i na miłość znalazły sposób, i na wzdęcia, i na gnijącą ranę. Mam tyle lat, że pamiętam taką na Suwalszczyźnie. Potrafiła zielskiem wszelakim skręconą nogę wyleczyć, spowodować, że kleszcz sam wyszedł z człowieka. My, ludzie dzisiejsi, nie zdajemy sobie sprawy, że cała łąka to jest jedna wielka apteka. Jaka szkoda, że słuchałem jedynie tego, co mi opowiadała, a żadnej nauki z tego nie wyniosłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację co do niedoceniania medycyny ludowej, ale też ta sama medycyna "leczyła" chorego na nerki każąc mu sikać przez klucz od kościoła i "naprostowywała" garbatego deską...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Spora część to pewni bezkarności oszuści bezczelnie balansujący na granicy własnej niewiedzy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne, choć to nie takie proste... Z naszej perspektywy wydaje się to być oczywistością, ale imaginuj sobie tych "medyków" działających w najlepszej wierze, gdzie może który co czasem asystował przy leczeniu kogoś, kto wyzdrowiał. W rzeczywistości wyzdrowiał sam z siebie, albo pomogła mu jedna z kilku zastosowanych kuracji, ale ten asystujący zapamiętał tylko (i po kres żywota głosił i stosował) tą, że na krwiomocz pomaga mycie rąk we krwi świeżo zabitej kury... A czasem jeszcze pisał książki medyczne o tym...:(( No i przyuważ, że odróżnienie w tamtych czasach tego co było wymysłem, plotką, bajędą starych bab a rzeczywistą i pełną relacją z czegoś (choćby i z leczenia kogoś znaczniejszego), co się zdarzyło setki mil gdzieś dalej. Tu mamy szczeście, bo parlament wszczął coś na kształt śledztwa w sprawie królewskiej śmierci i oburzeni posądzeniem medycy sami napisali szczegółowe relacje z tego, jak króla leczyli. Całość przyjęto ze zrozumieniem, zaakceptowano i nikomu włos z głowy nie spadł (poza królem:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. A z drugiej strony... Tyle starań lekarzy, takie niekonwencjonalne metody i środki - również zaliczane dzisiaj do homeopatycznych, znaczne zapewne ekspensy... I co? Królewski pacjent złośliwie schodzi, byle pokazać "kto tu rządzi"... Podziwiać nam ową żyłkę badawczą ówczesnych i z dezaprobatą patrzeć na obecnych pasierbów Asklepiosa, którzy widząc będącego w potrzebie, raczej mamony z konta niż krwi są mu gotowi utoczyć, a bywa wcale nierzadko, że widząc umierającego w szpitalu, do domu go na powrót ekspediują, byle łóżkodoboumieralności nie powiększać...

    Zdrowia życzę wszystkim po równo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W którejś z not opisywałem naszego szlachcica, który w Wenecji zatrzymał człowieka sprzedającego "cudowny balsam polski" i kazał go sobie podać dla zbadania: okazało się, że to po prostu dziegieć nasz rodzimy pospolity, jeno że go Wenecyjany mięli za wielce akuratny "na różne defekta", w tem najwięcej skórne... No i najparadniejsze, że tegoż dziegciu się i po dziś dzień, dla rzeczywiście istniejących właściwości aseptycznych, na przykład przy łuszczycy zaleca...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Klik dobry:)
    Ciekawe, czy za parę wieków, poczynania obecnych medyków będą tak postrzegane, jak te opisane w notce.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy pomyśleć z kolei, że tatusia wspomnianego przez Pana Wachmistrza monarchy kat zdekapitował był, co prawda, jednym wprawnym cięciem, ale go (Karola) przedtem bodaj tydzień sądzono i zanim zaczęto wiadomo było, że raczej nic z tego dobrego nie wyniknie, oraz przypomnieć sobie, jak później potraktowano niejakiego Cromwella, który oj, jaką ważną rolę odegrał w tej historii, wychodzi, że żyć nie bardzo dobrze, ale umrzeć wcale może nie lepiej, zaś czy na sędziego się trafi po drodze i w trakcie, na kata czy medyka, samemu będąc królem albo i nie, to już naprawdę właściwie nieistotne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej w ogóle nie zaistnieć, ale to się nie każdemu udaje. A jak już zostałeś zygotą - masz prze...chlapane albo i gorzej...

      Emeryt

      Usuń
    2. Ścinanie w czasach pregilotynnych w ogóle było sztuką niemałą, czego dowiodło choćby trzykrotne poprawianie cięcia przez kata nieszcześnej Marii Stuart...:(
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. "Nie pomogą i dochtory, kiedy kto jest na śmierć chory" - mówiła ludowa "mundrość"... A chorzyśmy zawsze i wszyscy, bo "zdrowie", mówią mądrzy profesorowie medycyny, nie istnieje, jest to tylko kategoria umowna czyli fikcyjna... Oni nas leczą - jak umieją [albo i jak nie umieją], a my im na złość nie umieramy, albo - gdy już nas wyleczyli - oddajemy ducha, jak kto komu i gdzie uważa...
    Takie jest życie...

    Emeryt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I takie jeszcze, że nie zawsze oddajemy po uważaniu albo uważając...

      Usuń
    2. Szłoby nawet i ująć tę rzecz tak, że od chwili narodzin, to już dalej nieuchronnie ku śmierci zmierzamy...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Ponoć "nie ma ludzi zdrowych, są tylko nie dość dokładnie zbadani". Ale z drugiej strony "jeżeli pacjent chce żyć, to medycyna jest bezsilna"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tego ostatniego bym nam wszystkim dedykował...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Oho..ho...ho.. To Ty nie znasz "doktora" E.S.!!! On nawet nieboszczyka na POwązkach chciał ponownie wykończyć...
      A co dopiero dla niego jakiś tam żywy!

      Usuń
  9. A przepraszam, na co JKM Karol II umarł??? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na nadmiar opieki...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Doczytałem, że miał uremię - w tamtych czasach mogły mu pomóc nieco ziółka, zanim nerki przestały pracować - gdy już był na etapie wspomnianym, pomogłyby mu tylko dializy. Owe zabiegi może nawet i przyspieszyły nieco zejście z tego łez padołu, ale na pewno ostatnich chwil pobytu na nim nie umiliły. :)

      Usuń
    3. Ż A L,że tej królewskiej ekipy nie da się raczej zatrudnić w naszej Klinice Rządowej... Ci cholerni Angole...Wszystko tylko dla koronowanych... C o za niedemokratyczna niesprawiedliwość...

      Usuń
    4. Na śmierć, złociutki, na śmierć...

      Usuń
    5. No cóż, Zenku, brak dializ o czasie przerabiałem poniekąd za sprawą mego ś.p. teścia, więc zagadnienie znam... co prawda, niejako na własną prośbę zainteresowanego, bo tak interpretuję uporczywy, niemal tygodniowy, opór w poddaniu się leczeniu szpitalnemu, ale sam przebieg mocznicy jest mi znany z wszystkimi konsekwencjami... także tymi ostatecznymi...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. I tak długo to wytrzymał...
    A działanie medyków się nie zmieniło: podają leki i patrzą, czy jakiś zadziała...
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem mam wrażenie, że podają cokolwiek, nie patrząc nawet, czy zadziała...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Teraz doktorzy łatwiej z siebie wyrzucają - nie wiem.
    POzdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co nader mi trudno osądzić, czy to jakaś tchórzostwa forma, czy przeciwnie: swoistej odwagi...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. Otóż to, optymista :)
    Nie dalej jak wczoraj, mój mąż zakomunikował naszemu konowałowi, u którego bywamy już teraz codziennie, z racji pogorszenia się zdrowia naszej pupilki, że z chęcią zamienił na niego swoje lekarza rodzinnego. Bo może my nie do tych, co trzeba, lekarzy chodzimy ;-)

    Serdeczności załączam,
    BB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już dość dawno odkryłem, że mało kto z "nieludzkich" doktorów nie robi tego co robi z prawdziwego powołania... Chciałbym móc to samo powiedzieć choć o połowie lekarzy "ludzkich"...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  13. szczur z loch ness17 października 2016 16:37

    Po prawdzie, jak mawiam, że Ty mawiasz nie dalej jak wczoraj niejaki Kneź w ramach działań prozdrowotnych przywiózł sreberko w postaci koloidalnej w ilości kilku galonów hehehehe :-) Zatem różne są pomysły i praktyki medyczne. Medycyna, a właściwie koncerny farmaceutyczne narzuciły całemu światu metody leczenia na bazie chemii, z całkowitym odrzuceniem innych metod (zioła, etc.). No i popatrz, chociażby w dziedzinie nauk psychiatrycznych gdyby tak niektórym, których pokazują w TV zaordynować rozgrzany pogrzebacz w tyłek, to może przestaliby gadać głupoty. I taniej byłoby i skuteczniej :-)
    Kłaniam z zaścianka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całą pewnością by przestali... Jak inszy z angielskich królów, Edward II, choć uciszanie człowieka tym sposobem wydaje mi się być nieco karkołomne... Przynajmniej przez jakiś pierwszy kwadrans...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  14. Witam.

    Te zabiegi bardziej przypominają tortury niż kuracje...
    Ponoć delfina Ludwika Bourbona księcia Bretanii kurowano ziemią z Cmentarza Niewiniątek, aplikując mu ten medykament doustnie trzy razy dziennie... Skutek - do przewidzenia.
    Czytałam też o lewatywach z wódki i spirytusu. O ile te pierwsze delikwentowi zdarzało się ponoć przeżyć, to tych drugich - nigdy...

    Nie żartuję sobie z kuracji zielarskich z powodów oczywistych. Co do, powiedzmy, zabobonów moja reakcja jest wprost proporcjonalna do krzywdy, jaką mogą poczynić.
    A kiedy mowa o "niekonwencjonalnych" metodach leczenia nieodmiennie staje mi przed oczyma to nieszczęsne leczenie migreny w Afryce.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz zrozumiałem dlaczego francuskie wódki -podkreślam - wódki! - są do dupy...

      Usuń
    2. No cóż... co kraj, to obyczaj... U nas pewnie by pożałowano okowity :)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  15. Mieli rację ówcześni lekarze, że przyczyną wszelkich chorób są niezdrowe humory. Wystarczy popatrzeć na twarze niektórych posłów albo grymasy posłanek. To jak mają nam zaordynować zdrowe ustawy? Może obłożenie gołębimi odchodami pomoże, a niezłe wyżery po okładach spowodują przypływ rzeczowości oraz konkretu zamiast karmienia tematami zastępczymi.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie liczyłbym przesadnie na aż taki efekt... Trochę dla tej samej przyczyny, dla której Napoleonowi nie bito w dzwony, gdy do jakiegoś tam miasteczka wjeżdżał...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  16. Lekarz dokładnie zbadał pacjenta, po czym orzekł, że to zapalenie płuc, co u muzyków nie powinno dziwić.
    - Istotnie, odparł pacjent, muzykuję amatorsko w zespole.
    - I gra pan na instrumencie dętym, zapytał lekarz.
    - Zgadza się. Skąd pan wiedział, doktorze?
    -Bardzo proste, szanowny panie. Jest wyraźne przemęczenie płuc, i krtań mocno zaczerwieniona, bez wątpienia z powoodu silnego ciśnienia. Proszę mi tylko powiedzieć, na jakim instrumencie pan gra?
    - Na akordeonie!

    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam dość blisko jednego akordeonistę i przyznam, że ma on sporo różnych zaczerwienień, może nawet i na krtani... Ale leczymy go, jak umiemy..:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  17. Ten to faktycznie miał pod górkę... Nie dość, że mu ojca ścieli i republikańską rewoltę urządzili, to jeszcze próbując go leczyć w dodatkowe turbacyje zdrowotne wpędzili :D Robi się chłopa żal...i kondycyi służby zdrowia, od wieków jak widać niezmiennej...

    Kłaniam nisko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale znów za swego królowania to sobie i pożył niezgorzej, nie raz purytanów do zgrozy przywodząc obyczajami swemi i dworu swego...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)