11 listopada, 2014

O urządzaniu Niepodległej...I

                                                           Tekst ten, jako powstały na prośbę                                                                              Kneziowiczan, ukazuje się równolegle                                                                        tu i na Kneziowisku *

   Święto nam niby wielgie, aliści jakoby tak popytać każdego, cóż to się takiego konkretnego owego 11 Listopada stało, to mało kto co poza sloganami powtórzyć poradzi. Ci co rzekną, żeśmy niepodległości odzyszczeli tak samo w prawie będą jako ci, co będą mówić, że dinozaury poginęły ileś tam milijonów lat temu, nocą ze środy na czwartek.... Część co jeszcze doda, że na zachodnim froncie rozejmu podpisano i ci w prawie będą, ale równie powszechne mniemanie, że oto powrócił z Magdeburga Piłsudski jest błędne, gdyż Komendant przyjechał 10-go też nie wprost z Magdeburga, a via Berlin, gdzie z Niem Niemiaszki pertraktować co probowały. I prawdę rzekłszy, to niewielu o tem przyjeździe zawczasu wiedziało, to i nie dziwota, że nie witały Go tłumy, jako to się czasem jeszcze za żywota ś.p. Janusza Zakrzeńskiego inscenizowało...
  Cóż zatem prawdziwie się w tych dniach działo? Nim o tem opowiemy, a przódzi dramatis personae wystawimy, słów przyjdzie rzec paru o przepomnianej partyjce, nieledwie kanapowej, jakich niby wiele, aliści partyjeczka owa w dniach tych ważyła szczególnie, a przy tem dokazała rzeczy zgoła w polityce niebywałej, osobliwie naszej, mianowicie postawiwszy sobie celu i osiągnąwszy go... znikła z firnamentu, ani stojąc o jakie czynów swych upamiętnienie, monumenta, krzyże, rocznice, posady godne weteranom swoim:) Cóż to za Cyncynaty prawdziwe zapytacie... Odpowiem: Stronnictwo Niezawisłości Narodowej i... już widzę ten zrozumienia wyraz na obliczach Waszych:) 
  Bieżmyż tedy za koleją zdarzeń naszych, cofnąwszy się uprzednio krzynę... Oto 5 Listopada 1916 roku Niemce z Austryjakami pospołu ogłosiły nam Królestwa Polskiego, póki co bez króla i inszych niepodległości atrybutów, bo przecie nie to im szło, a o rekruta jeno z władzą de nomine w rękach Rady Regencyjnej, w skład której dwoje arystokratów znacznych Ostrowskiego i Lubomirskiego uproszono, przydając im jeszcze arcybiskupa metropolity warszawskiego, Aleksandra Kakowskiego. Piszę de nomine, bo de facto po dawnemu rządzili gubernatorzy wojskowi, ale choć owa Rada w rzeczy samej była jeno marionetką i zebrała na siebie całe odium nienawiści patriotycznej narodu części, to nie odsądzajmy jej tak znów ode czci i wiary ze szczętem, bo tam, gdzie można było, wykonała ona mnóstwo całkiem dobrej roboty. Ot, choćby w sferze drobnych prostych spraw, przecie ładowi publicznemu, dodatkiem na zapleczu frontowym, niezbędnych. Ot, choćby w opiece nad setkami tysięcy ludzi, pozbawionych domostw, chleba i prospektów na jakibądź zarobek...
   Mniej więcej w podobnem czasie Piłsudski z Legionów uprosił odejść pisarza znanego, Wacława Sieroszewskiego, nie bez kozery przedkładając, że i nie wiek już i nie zdrowie do okopów najstarszemu żołnierzowi Legionów, zasię pora by insze onego wykorzystać talenta. Sam Piłsudski czuł już najpewniej, że niezadługa chwila, gdy Mu przyjdzie Niemiaszkom twardo okoniem stanąć i nie dozwolić czynu legionowego roztrwonić, tandem pora może inszych na boisko wpuścić zawodników, co może więcej co sekretnie i żmudnie, przecie rzecz ku finałowi dalej powiodą...
  Ano i tak pożegnał się był Sieroszewski z mundurem, a w cywilnem garniturze, dla przyszłych pożytków Rzeczypospolitej pracując, początkiem zaplecza politycznego dla Polskiej Organizacji Wojskowej sposobiąc, zasię pogrupowawszy się z innemi socyalistami dawnemi z których każdy wart osobnej zgoła noty, dla życiorysów pysznych swą krasą... Wolnomularz Downarowicz, co od rewolweru pepeesowskiego bojowca doszedł poprzez przeróżne ministerialne fotele, do roli człeka co związkom zawodowym i kasom chorych serce był oddał, Artur Śliwiński – między inszemi i premier kilkudniowy z lata 1922 roku, czy nareście Tadeusz Hołówko, co latem 1931 przez nacjonalistów ukraińskich zamordowany, rzec by można, że życie położył na ołtarzu tej idei własnej, by się z Ukraińcami prawdziwie pobratać...
  Póki co, wszytcy oni owo spomniane konspiracyjne Stronnictwo Niezawisłości Narodowej tworząc, w chwili rozpadu państw zaborczych, natężyli wysiłków, by jak najrychlej na tych gruzach, co konstruktywnego stworzyć. Opowiedzą nam o tem Gabriel Dubiel, ówcześnie działacz ludowy galicyjski i Zdzisław Lubomirski, tejże Regencyjnej Rady członek. Dubiel wspomina:
„Zastałem** grono: złożone z kilkunastu osób, przeważnie mi znanych, Królewiaków, działaczy z „Wyzwolenia” i PPS, z wojskowych, świeżo przez Radę Regencyjną mianowanego generała Rydza-Śmigłego. B. Galicja reprezentowana była jedynie przez Radlińską i mnie. Posiedzenie rozpoczął gen. Rydz-Śmigły [Dubiela cokolwiek tu memoryja zwodzi; Rydz-Śmigły był wtedy jeszcze tylko pułkownikiem – Wachm.], referując potrzebę utworzenia tymczasowego rządu republikańsko-demokratycznego, a to wobec klęski i rozprzężenia wojsk okupacyjnych, konieczności utrzymania możliwego w tak przełomowej sytuacji porządku, niedopuszczenia do zagrażającej nam anarchii i pozyskania mas chłopskich i robotniczych dla powstającego państwa polskiego. Do powzięcia tej decyzji zmusza nadto niepopularność wśród rzesz ludowych i inteligencji niepodległościowej Rady Regencyjnej, której źródło władzy nie pochodzi od narodu. Rząd będzie prowizoryczny do powrotu z Magdeburga Komendanta, siedzibą Lublin, bo tam mamy pułk legionowy... W przemówieniu swym gen. Rydz-Śmigły poza koniecznością tworzenia armii, utrzymania ładu i możliwej spólnoty w kraju oraz obrony zagrożonych granic państwa, nie poruszył żadnych punktów programu społecznego, czy gospodarczego przyszłego rządu, podobnie jak i następni mówcy, zabierający głos w dyskusji. Armia, likwidacja okupacji, zabezpieczenie powstającego państwa przed nadciągającymi od wschodu i zachodu burzami, były dominantą zakonspirowanego zebrania. Zarysowanej przez gen. Rydza-Śmigłego linii działania nikt nie oponował, ani jej nie modyfikował. Wszystko zdawało się być ułożone i przygotowane”.
  Dubiel, cokolwiek wszytkim tym zaskoczony, zastrzegł się, że nie ma mandatu negocjowania czegokolwiek jako sekretarz PSL Galicji, przecie zaraz dodał, że nie wyobraża sobie by ten rząd nowy nie miał kogo w składzie takoż z Galicyi, czy i z Poznańskiego, przy tem rozumiejąc Niemców w Warszawie nadto jeszcze silnemi, przedkładał na siedzibę Kraków.
  Ano i tu mu właśnie Sieroszewski ripostował, że „chwila jest paląca”, tegoż najwięcej przedkładając, że w Zagłębiu Dąbrowskiem już robotnicy Austryjaków rozbrajają i że wiedzeni nie wiedzieć przez kogo, ku czemu rzecz doprowadzą***... Koniec końców Dubiel, uznając racyje Sieroszewskiego względem pilności sprawy, swoich jednak forsuje poprawek, a tych mianowicie, by dookoptować z Galicyi Witosa i Stapińskiego, jako przedstawicieli obu odłamów PSL-u, Daszyńskiego i Moraczewskiego z PPSD oraz Korfantego, jako przedstawiciela zaboru pruskiego.
   Koncept ten przyjęto, jednak „Korfanty odpadł z kombinacji i kandydaturę jego uznano za nieaktualną, ponieważ Poznańskie było jeszcze cząstką państwa pruskiego. Inne moje życzenia oceniono jako drugorzędne, a obawy za płonne, zwłaszcza forsowanie Krakowa, za którym nie trudno mi było przytoczyć tyle ważkich argumentów (lokal P.K.L.**** gotowy, sztab urzędniczy, administracja puszczona w ruch, wojsko doborowe i po rozbrojeniu Austriaków najlepszym ożywione duchem, desygnowani z Galicji ministrowie, równocześnie czołowi działacze P.K.L.) spotkało się ze stanowczym sprzeciwem. Wybór Lublina był nieodwołalny”
   Książę Lubomirski: "6 listopada zgłosiło się u mnie czterech panów: Patek, Sokal, Artur Śliwiński i jeszcze jeden, którego nazwiska nie pamiętam [Błażej Stolarski z PSL"Wyzwolenie" - Wachm.], mówiąc, że przychodzą w ważnej i pilnej sprawie. Urzędowałem wtedy sam w Radzie Regencyjnej. Ostrowski bowiem leżał chory u siebie, a ks. Kardynał Kakowski też był nieobecny. Panowie ci oświadczyli mi, co następuje:
— Endecki rząd p. Świerzyńskiego zrobił na was zamach, wyście rząd rozpędzili i dobrzeście zrobili. My, rozumiejąc, iż musi istnieć źródło legalnej władzy, aby przeszkodzić powstawaniu rozmaitych rządów, oświadczamy, iż jesteśmy gotowi przyjąć rząd z nominacji księcia, jako jedynego regenta, i ten rząd popierać. Dymisja dwu członków Rady Regencyjnej jest zdaniem naszym niezbędna, gdyż w ten sposób zdejmiemy z przyszłego rządu stempel zaborczego źródła władzy, toteż jako przedstawiciele lewicy prosimy, by dwaj regenci się zrzekli swych funkcji na rzecz księcia. Do rządu zaś niech książe wybierze kogo chce, my tylko prosimy, by na jego czele nie stanął endek.
  Odpowiedziałem tym panom, że mnie samemu trudno jest im dać odpowiedź. Zaproponowali, że zostawią mi czas do porozumienia się z regentami i że za dwie godziny wrócą po odpowiedź. Zastanowiwszy się sam z kolei nad wyrażoną mi propozycją, doszedłem do wniosku, że jest to ostatni sposób utrzymania w kraju ładu i porządku. Wobec czego skomunikowałem się zaraz telefonicznie z arcybiskupem Kakowskim i poprosiłem go o przybycie niezwłocznie do regenta Ostrowskiego. U tego ostatniego miało też miejsce w pół godziny potem jedno z najbardziej burzliwych posiedzeń Rady Regencyjnej.
   Zaraz na początku posiedzenia przedstawiłem zebranym zrobioną mi propozycję, mówiąc, iż powtarzać ją tu jest mi raczej nieprzyjemnie – sytuacja moja była tu przecież delikatna, wyglądać mogło, że ja sam pragnę posiąść władzę. Gdy tylko skończyłem mówić, ks. Kardynał Kakowski bierze pióro i arkusz papieru do ręki i zaczyna pisać akt zrzeczenia się urzędu. Ale obecnym był przy tym nieboszczyk ksiądz prałat Chełmicki – sekretarz generalny Rady Regencyjnej – który rzuca się do ks. Kakowskiego, błagając, by tego nie robił. Ja – podniecony – może się wtedy zanadto uniosłem, gdyż krzyknąłem:
— Księże prałacie, to księdza w niczym nie obchodzi! – I stanąłem przed nim z takim ruchem i takim wzrokiem, iż on, wahając się, wyszedł z pokoju.
Teraz przemówił z kolei śp. Regent Ostrowski. Powiedział:
— Ja przysięgałem w katedrze, że władzę oddam albo w ręce regenta albo w ręce króla. Dlatego teraz zrzec się jej nie mogę.
Na to zawołał z miejsca kardynał Kakowski:
— Ja dostojnego pana zwalniam z przysięgi!
Ostrowski jednak nie objawił chęci ustąpienia. Wobec czego zabrałem głos i oświadczyłem:
— Proszę panów! Ja tu nie chcę na panów wpływać, jestem jednak osobiście głęboko przekonany, że proponowane nam teraz przez lewicę wyjście jest jedyną drogą utrzymania ładu i porządku w państwie oraz legalnego źródła władzy. Ja może do tego nie dorosłem, ale gotów jestem tę odpowiedzialność na siebie przyjąć, rozumiejąc, że innego wyjścia nie ma.
Na to Ostrowski powiedział:
— Ja tego nigdy nie zrobię.
— Zgadzam się – rzekłem z kolei – i odpowiedź odmowną tym panom za pół godziny odniosę.
  Jakoż, gdy w umówionym czasie przyszli ciż sami czterej panowie do mnie, powiedziałem, że niestety mam odmowną dla nich odpowiedź.
Na drugi dzień rano powstał rząd lubelski – kończy swą relację książę. I dodaje:
— Gdy nazajutrz omawiałem sprawę nowego rządu w Lublinie z komendantem "Wehrmachtu"*****, generałem Minkiewiczem, ten nie ukrywał rozpaczy z obrotu rzeczy. "Jaka szkoda, że książę mi nic o tym wczoraj nie powiedział! – mówił. – Ja bym ekscelencję regenta Ostrowskiego ze wszelkimi honorami pod opieką dwu żandarmów do Maluszyna odwiózł, książę zostałby regentem i nie byłoby rządu lubelskiego."
  Z tychże dwóch relacyj wynika nam niezbicie, że niepodległościowcy Sieroszewskiego i Śliwińskiego do spółki z Rydzem na wszelkie strony próbowali działać, byle ów pierwszy rząd Niepodległej skonstruować. Chwali im się ten pragmatyzm, ale i elastyczność działania, bowiem wobec odmowy regentów, rzeczywiście przyszło do skonstruowania lubelskiego rządu Daszyńskiego, najpierwszego rządu niepodległej Rzeczypospolitej, w którem to rządzie miał Sieroszewski teki ministra informacji i propagandy, a Downarowicz jeszczeć i poważniejszej, bo ministra skarbu. 
  Ciosy, które władzy Rady Regencyjnej zadawano, sypały się z każdej strony. W Lublinie rząd Daszyńskiego, w Krakowie PKL z Witosem drzwi ukazał xiążęciu Czartoryskiego, coż był na Galicyję przez Radę mianowanym komisarzem, w Berlinie dziewiątego kajzer abdykował, zarazem i tę legitymacyję wątłą, którą dopotąd Rada od zaborców daną miała, likwidując...
   Nie dziwota, że się regenci pragnęli jako z tej obieży wyłabudać, przy tem, co im przyjdzie mieć za chwałę, z możebnie największym dla odradzającej się Rzeczypospolitej pożytkiem... Nim głos znów oddam xiążęciu Lubomirskiemu, pozwolę sobie na proklamacyję rządu Daszyńskiego baczniejszej uwagi obrócić. Owoż zaczynała się ona od słów: "Reakcyjne i ugodowe rządy Rady Regencyjnej zostały przez lud obalone” a dalej wcale nie było ani milej, ani przyjaźniej... „Rada Regencyjna, działająca na szkodę narodu polskiego, z dniem dzisiejszym z woli ludu polskiego przestaje istnieć”,  zasię zapowiadano wyjęcie jej spod prawa, jeżeli dobrowolnie nie ustąpi, i ostrzegano, że rząd „nie cofnie się przed surową i bezwzględną karą”, a w razie oporu przed „postawieniem w stan oskarżenia przed trybunałem ludowym”... No i jako to w rewolucyjach zwyczajnie, wzywa się lud do „ścigania, ujęcia i oddania… w ręce władz wykonawczych” winnych. 
   Nam się to dziś niepodobieństwem zdaje, ale postawcie się na regentów miejscu... Czy to nie pachnie zapowiedzią wojny domowej? Mniejsza już tam z temi karami, bo to najpierw jeszcze pochwycić trzeba, by obwiesić, aliści złowrogie od Rosji idące pomruki nie dozwalały spraw takich lekce sobie ważyć... Na Niemca liczyć nie było na co, na aliantów tem więcej... I w tejże to godzinie dowiaduje się Lubomirski, że oto Piłsudski będzie do Warszawy wracał. Trudno doprawdy, by regenci w niem nie dojrzeli szansy na wszelkich tych bólów uśmierzenie...
  "Rankiem 10 listopada pojechałem na kolej. Przybył tam również Adam Koc, stojący na czele POW, który też się jakoś o terminie przyjazdu komendanta dowiedział i karetę dla marszałka przygotował******. Ja Koca wówczas prawie że nie zna­łem, on się patrzył na mnie krzywym okiem, a ja obojętnym. Rewolucja już była zaczęta, wiadomość o abdykacji cesarza już do Warsza­wy dotarła, na dworcu panował jednak jeszcze porządek. Gdy Pił­sudski wyszedł z wagonu z Sosnkowskim, podszedł do niego pierwszy Koc i coś mu zaraportował. Z kolei ja przywitałem się z marszałkiem i zaprosiłem go do siebie na herbatę. Wobec tego wsiadł do mej maszyny i pojechaliśmy na Frascati. Tam przedstawiłem Piłsudskiemu stan rzeczy, wyraziłem przekonanie, że powinien prędzej czy później objąć władzę w Warszawie. Piłsudski na to mi odpowiedział: Ja muszę pojechać do Lublina (7 listopada powstał rząd lubelski). Chciał nawet tam zaraz jechać, ja mu to odradzałem, tłuma­czyłem, że jest to rząd jednostronny, partyjny.
- Jest to rząd mój, rząd moich przyjaciół — odpowiadał na to Piłsudski.

  Na szczęście przewidując ten bieg wypadków, rano tego samego dnia wysłałem telegram do Koła Polskiego w Berlinie i do Komisji Likwidacyjnej w Krakowie wzywając przedstawicieli do Warszawy w celu utworzenia rządu narodowego i złożenia w jego ręce władzy przez Radę Regencyjną; uczyniłem to wprawdzie bez porozumienia z kolegami z Rady Regencyjnej, ale w przekonaniu, że oni to zaak­ceptują. Ten argument podziałał nieco na Piłsudskiego, dalej jednak na mój zarzut, iż rząd lubelski nie jest rządem ogól­nonarodowym, ale partyjnym, odpowiadał: Tak, ale jest on na wolnej ziemi.
— Panie komendancie, mam przekonanie, że tu też lada dzień zie­mia będzie wolna — dowodziłem.
No, ja zobaczę — mówił komendant.
Jakoż, gdy w parę godzin później odwoziłem Komendanta na ulicę Moniuszki nr 2, na ulicy już zauważaliśmy pierwsze oznaki rewolucji: żołnierze niemieccy rozbrajali oficerów, przechodnie krzyczeli „Niech żyje Polska". To najwięcej trafiło Piłsudskiemu do przekona­nia, tak że powiedział:
- Może być, że ja już nie pojadę do Lublina, ale tu Daszyńskiego sprowadzę. — I został.
— Teraz z kolei przez najbliższe trzy dni odbywało się przekazywa­nie władzy przez Radę Regencyjną Piłsudskiemu — ciągnie dalej ks. Zdzisław Lubomirski. — Konfero­waliśmy nie na Zamku, ale w mieszkaniu regenta Ostrowskiego (który był chory), w pałacu Kra­sińskich przy Krakowskim Przedmieściu, tam gdzie dziś mieszka mi­nister Beck. Trudno nam było zdecydować się na formę przelania władzy. Piłsudski śpieszył się i groził:
- No, jak nie wiecie, jak to zrobić, to ja pojadę do Wilna.
  Wreszcie 14 listopada podpisaliśmy dokument. Z początku mieliś­my przekazać Piłsudskiemu tylko władzę wojskową, potem jednak przekazaliśmy mu całą władzę z zastrzeże­niem utworzenia rządu narodowego, w ręce którego władzę złoży.   Nazajutrz, 15 listopada, Piłsudski powołał rząd ludowo-robotniczy Daszyńskiego, którego po­tem wobec silnej opozycji zastąpił Moraczewski. W związku z czym udałem się zaraz do Piłsudskiego, który mieszkał wówczas u Świrskiego na ul. Mokotowskiej i tam doszło między nami do b. ostrej wymiany zdań w sprawie utworzenia rządu Daszyńskiego. Rozstaliś­my się bardzo chłodno."
   Ponad i może miarę się nam ta rozrosła nota, a by się chciało może i powieść rzecz dalej, bo nie mniej pasjonujący ludzie się na scenie pojawiają, a i sprawy się klarowały niebłahe...
______________________________________
* - inne moje teksty ze świętem 11 Listopada związane, to w pierwszej mierze próba opisania dnia tego nie w Warszawie radosnej i spokojnej, a we Lwowie walkami targanym ("O dniu rzekomo spokojnem") oraz próba pogodzenia wiecznie się o palmę pierwszeństwa w dniu tym swarzących Krakowa i Tarnowa poprzez oddanie jej...Zakopanemu:)  ("O Rzeczpospolitej Zakopiańskiej")
** -spotkanie miało miejsce 3 Listopada w warszawskim mieszkaniu Artura Śliwińskiego.
*** - opisana akcja, wszczęta 2 Listopada na wezwanie SDKPiL oraz PPS-Lewicy, z czasem doprowadziła do utworzenia tam „Czerwonej Gwardii” i Rad Delegatów Robotniczych na wzór znany już z bolszewickiej Rosji...
**** - Polskiej Komisji Likwidacyjnej (władania austryjaskiego w Galicyi) - ciała z inspiracyi i pod przewodem Witosa utworzonym dla tymczasowej administracji terenami wypowiadającymi posłuszeństwo Wiedniowi, ale także i mianowanemu przez Radę Regencyjną komisarzowi dla Galicji, Witoldowi Czartoryskiemu.
***** - "Polnische Wehrmacht" - Polska Siła Zbrojna, zalążek wojska organizowany przez Państwa Centralne mające nadzieję, że polscy ochotnicy chętniej będą spływać do wojska formalnie niezależnego, niż bezpośrednio do punktów werbunkowych armii zaborczych.
****** - Książę Lubomirski udzielił tego wywiadu już po śmierci Piłsudskiego (opublikowane w „Buncie Młodych nr 11 z 25 VI 1936 i w „Niepodległości” 1937, nr 15, strony 235-240.) i dlatego zapewne tytułuje Piłsudskiego marszałkiem, którym Ów przecie jeszcze nie był.

27 komentarzy:

  1. Gdyby tak jeszcze rok jedenasty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z braku laku...:) Choć mam gdzieś pocztówki zachowanej, co mi jej był ongi przysłał kolega, z datownikiem pocztowym 7.7.77...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Czołem Waszmość Panie.
    Takie były wówczas czasy, że władza "leżała na ulicy".
    Wystarczyło się po nią schylić...
    Wielka chwała naszych przodków polegała m.in. na tym, że niechając własnego interesu byli w stanie się porozumieć i uniknąć bratobójczych walk (przykład Rosji jest tu aż nadto wymowny).
    Prawdziwy sukces jest wtedy, gdy unikając strat w ludziach 9oraz sprzęcie) udaje nam się osiągnąć założone cele!
    W historii Polski mieliśmy tylko dwa takie przypadki - 11.11.1918 oraz 04.06.1989.

    Kłaniam nisko

    Krzysztof z Gdańska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeden dzień bez strat w ludziach i sprzęcie nie jest takim znów wielkim sukcesem... Lepiej mówić o dwu procesach przez te daty symbolizowanych (mniej lub bardziej zasadnie).

      Usuń
    2. Myślę, że nie tylko te daty, Mości Krzysztofie Drogi:) Mnie się to całkiem zgrabnie wpisuje w sejmowe nasze dzieje, w zjazdy książąt najtrudniejszych kwestyj w osobistych naradach rozstrzygających, w ułożenie się władz nowych w Xięstwie Warszawskim etc.etc. Pewno, że jest i wtóra tradycja: warcholska i sobiepańska, aliści póki tej się zwyciężać nie dozwala, Bóg z nią, jeśli jaką część narodu szczęśliwszą czyni...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Z dużą ciekawością przeczytałam, szczególnie tego dnia.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielcem zatem rad temu i za ten głos obligowanym Waćpani:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Vulpian de Noulancourt11 listopada 2014 18:08

    Po zaborcach pozostało nam tyle, że nasza inteligencja mówiła płynnie obcymi językami, była absolwentami europejskich uniwersytetów, często bywała posłami do zaborczego parlamentu, doświadczonymi wojskowymi wysokich stopni w zaborczych armiach, czy wziętymi inżynierami. Ta możliwość obcowania z najlepszymi europejskimi wzorcami zaprocentowała tamtej jesieni. Pomimo ogromnych różnic ideologicznych potrafiono doprowadzić do powstania państwa. Zwyczajnie nie wierzę, żeby współcześni nasi posłowie byli zdolni do podobnych zachowań, gdyż większość z nich uważam za głupców niegodnych stanowisk.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodałbym jeszcze do tego, com i na Kneziowisku powiedział... Że większość tych polityków zostawała nimi wówczas dla miłości tej sprawy, której uskutecznić chcięli. Jeszcze ich nie zepsuły posady, pensyjki, ordery etc.etc. I chyba jeszcze jedno: świadomość własnej słabości. Wprawdzie oponent też nie silniejszy, ale przy rozmiarach wiernej siły zbrojnej jednego pułku nie przekraczającej, lepiej się na azard inszych niż pokojowe rozstrzygnięć nie puszczać...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Czy ja muszę zawsze działać w kontrze?
    1. Nie wiem, czy tak odpowiedział Piłsudski Lubomirskiemu. Śmiem wątpić, bo marszałek bal się rządu Daszyńskiego, znal jego manifest, a piłsudczykom, którzy przyjechali pochwalić się Komendantowi swoimi osiągnięciami powiedział: "Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić".
    2. Nie lekceważyłbym Manifestu Lubelskiego, był on w obiegu przez kilka dni, ale miał olbrzymi wpływ na Polaków. Najważniejsze postanowienia: ogłaszał powstanie państwa polskiego o charakterze republikańskim, pięcioprzymiotnikowe wybory do Sejmu Ustawodawczego, bierne i czynne prawo wyborcze dla wszystkich kończących 21 lat (to nawet teraz tego nie ma), całkowite polityczne i obywatelskie równouprawnienie wszystkich obywateli bez względu na pochodzenie, wiarę i narodowość, ogłoszono wolność druku, słowa, zgromadzeń, pochodów, zrzeszeń, związków zawodowych i zrzeszeń, stworzenie samorządów rad gminnych, sejmików powiatowych i samorządów miejskich, organizację milicji, zniesienie wielkiej i średniej własności ziemskiej i przeprowadzenie reformy rolnej, wprowadzenie świeckiej edukacji, nacjonalizacji kopalin i lasów, ochrony pracy (8-godzinny dzień pracy). Piłsudski nie był zdolny podpisać się pod tym, widać to po Konstytucji Kwietniowej. Manifest Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej z 7 listopada 1918 r. był oczywiście zbyt rewolucyjny, ale zostawił ślady w polskich duszach. Nie lekceważyłbym tego dokumentu. Chociaż i tak endecja była wiecznie przeciw wszystkiemu.
    3. Nie piszesz ani słowa o 11 listopada. Oczywiście jest to data symboliczna, tak jak 6.VI.1989 r. Od strony polskiej można uznać, że to tego dnia Rada Regencyjna przekazała władzę nad podległym jej wojskiem Józefowi Piłsudskiemu, z punktu widzenia światowego - to jest ten dzień w wagonie kolejowym w lesie pod Compiègne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście 4.VI. - przepraszam, z lądowaniem mi się pomyliło.

      Usuń
    2. Nie wiem, czy musisz...:) To Twój wybór:)
      Ad.1 Z dwójki uczestników tych rozmów, jeden tak szczegółowego zapisu nie zostawił, drugi twierdzi, co twierdzi... Nie rozsądzimy tego, Torlinie, czy się Lubomirski gdzie z prawdą nie mija.
      Ad.2 Bynajmniej go nie lekceważę, ale też bym i nie przeceniał,bo rzecz się jednak poza Warszawę, Lublin Galicję i tereny pomiędzy tymi trzema centrami nie rozeszła, a o piramidalnej różnicy między rządem Daszyńskiego, a rządem Moraczewskiego, pozornie z tych samych ludzi złożonych jeszcze pisać będę.
      Ad.3 Właśnie na tom tego tekstu popełnił, by dokazać, że 11 Listopada jest wielce umowny. Rada Regencyjna niczego jeszcze formalnie nie przekazała, skoro porozumienie podpisano 14-go. Można co najwyżej uznać, że 11-go uzgodniono, że są takie intencje i jakaś zgoda po stronach obu.
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Cny wachmistrzu
      Czekam z utęsknieniem na wyjaśnienie dlaczego rząd socjalisty Daszyńskiego był piramidalnie różny od rządu socjalisty Moraczewskiego?
      Intuicyjnie widzę różnicę w realizacji programu PPS pomiędzy tymi dwoma politykami, jednak nie wiem zali to był tylko splot niekorzystnych wydarzeń czy też istniały różnice fundamentalne pomiędzy tymi politykami.

      Kłaniam nisko

      Krzysztof z Gdańska

      Usuń
    4. Jeszcze jedno.
      Dnia 11.11.1918 w zaborze rosyjskim rozpoczęto rozbrajanie Niemców. O ile wiem Adam Koc (a może Sosnkowski) wydał rozkaz POW która (całkiem skutecznie) to rozbrajanie przeprowadziła. Stąd (według wersji oficjalnej) ta data została uznana za Dzień Odzyskania Niepodległości.

      Kłaniam nisko

      Krzysztof z Gdańska

      Usuń
    5. Szykując not podług zamiaru pierwotnego swego, pomiarkowałem, że nie obejdzie się bez szerszego rzeczy wyłożenia, gdzie poniekąd na te uwagi dopiero szerzej odpowiem. Co się drugiej kwestii tyczy, to z pewnością nie Sosnkowski, bo ten przy Piłsudskim będąc, możności działania nijakiego nie miał, natomiast Koc wydał dnia tego rozkaz do POW i inszy, o jej rozwiązaniu, zgoła nonsensowny w kontekście zdarzeń przyszłych. Zaś w akcjii rozbrajania nie jeno peowiacy udział wzięli, bo i żołnierze z "Polnische Wehrmacht", aleć i skauci, studenci z Legii Akademickiej, czy nareście spontanicznie zgoła, po prostu ludzie z ulicy...:) Jam tu chciał jeno dokazać, że ani Piłsudski 11-go nie powrócił, jako się mylnie przyjmuje, ani też nikt Mu dnia akurat tego niczego jeszcze nie przekazał...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. A w Poznaniu w ten dzień obchodzi się urodziny ulicy Świętego Marcina i jakoś o niepodległości się zapomina......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest typowe działanie Kościoła, nie może być innych świąt niż katolickie, 3.V. to nie jest żadna Konstytucja, tylko święto Najświętszej Maryji Panny Królowej Polski, 1 stycznia to nie Nowy Rok tylko Dzień Obrzezania Pańskiego, 15 sierpnia to nie jest żaden Dzień Wojska Polskiego, tylko Dzień Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, a 1 Maja - zapomnijcie o Dniu Pracy, to jest Dzień Józefa Rzemieślnika.

      Usuń
    2. Mam nadzieję, miła Eremi, że nie ze szczętem się przepomina:) Choć na świętego Marcina i gęsina miła i świętomarcińskie rogale:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Nie zgodzę się z Tobą, Torlinie:) Sam mam na tem blogu w roku świąt najmniej czterdziestu, do których nic Kościołowi: pułkowych :))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Na temat się nie wypowiem, tylko zaznaczę swoją obecność wśród czytelników. :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecność odnotowana, choć nie wiem czy usprawiedliwiona...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. No cóż ja na to poradzę, że takich tekstów nie rozumiem. Jak tylko gdzieś w tekście zobaczę słowa np. "partia", "rząd" itp., to natychmiast przestaję rozumieć o czym czytam. :))) Parę razy czytałam i nic z tego. No za tępa jestem na takie rozważania. :)
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. To nie tępota zatem, jeno jakie uczulenie:) Tylko nie wiem, czy leczyć warto, bo może tak jednak, mimo wszystko, zdrowiej...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. szczur z loch ness13 listopada 2014 17:03

    Nie do końca Waszmości dowierzam, bo patrząc przez okno widzę jak na dłoni, że jakowaś inscenizacja Bitwy warszawskiej z 1920 r. owego dnia jest zazwyczaj odprawiana :-)
    Kłaniam z zaścianka
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zważywszy na nieskuteczność tam stron obu, to raczej jakiejś innej batalii będzie inscenizacyja. Remedium widzę w tem, żeby władze grodu na rok przyszły i następne w tem miejscu wydały zgody na publiczne dzieł wieszczów naszych czytanie, zasię onym huncwotom zgodę na ichnie z policją spotkanie w Puszczy Kampinoskiej... Jako nie pomoże, to za rok następny w Białowieskiej, wtedy czego nie poradzi policja, to dokończą wilki...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. A to co zostanie, to nie dziewczynom, a roślinom? : D:D :D

      Usuń
    3. Jak uważasz...:) Ważne, żeby się nie zmarnowało:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)