Z ust paru, ważnych zdałoby się ludzi, żem słyszał, jakiejże to dojrzałości dowodem, tudzież kultury stron obu, że dzień 11 listopada do historyjej był przeszedł jako niemal spokojny, radosny dzień, gdzie bezkrwawo Niemiaszków rozbrajano i sztandar polskości w górę dźwigano... Ano, jako zwykle "warszawce" się zdawa wejrzenia swego za jedyne i najmędrsze widzieć... rzeknijmy tedy dla porządku rzeczy, jakże ów dzień wyglądał we Lwowie, gdzie garść naszych od dni z górą dziesięciu z determinacyą niezwykłą bój o przyszłość grodu tego toczyła...
Z wieczora jeszcze dnia poprzedniego, posilony kilkunastoma ludźmi oddziałek porucznika Olechowskiego, natarł na siczowców wokół poczty głównej się kupiących i po parogodzinnem boju opanował pół parteru i piętra onejże. Że przytem schody całe miał pod władzą, tedy Ukraińcy na pierwszem i drugim piętrze komunikacyję ze swojemi na parterze jeno głosem mieli. Noc całą bój szedł o pocztę, gdzież nasi krok za krokiem siczowców spychali, za czym większość wolała z okien skakać na bruk Sykstuskiej ulicy, niźli się zdać na parol. W czas starcia kto tam, celowo, czy nieumyślnie ognia podłożył i w gmachu nie tylko od bitewnej gorączki gorąco było... Nad ranem parlamentarze armistycjum* wynegocjowane ( ale jeno w granicach ulic Kraszewskiego i Kopernika) ogłosili i straż się do gaszenia wzięła, co dla ogromu papierów wewnątrz poczty nader trudnem się widziało, aleć przecie do wieczora ognia zagaszono.
Armistycjum jeno dla poczty gaszenia postanowione było, ale co jedni jako wszelkiego działania strzymanie widzieli, drudzy jeno jako czasowe ode walki odstąpienie. Przymówili się nasi Ukraińcom, że niepolitycznie, parol dawszy, czasu tego używać na zajmowanie cichcem inszych domostw, niźli się we władaniu pierwej miało, aleć siczowców to mało co obeszło, tedy nasi uznawszy to za złamanie ugody, z nowem animuszem natarli na wroga i k'wieczorowi obiedwie ulice całe nasze już były.
Drugim dnia tego nader zapalnem rejonem był Zamarstynów, takoż i dla tej przyczyny, że batjary nasze tam wojujące mało karnem się wojskiem nocną porą stawały, po domostwach się dla uroku pierzyny własnej rozchodząc. Tejże prawdy oddać też im przyjdzie, że rankiem się znowu zebrawszy umieli w kilka pacierzy odbić teren nocą utracony. Tegoż dnia bojom o rzeźnię niemal końca nie było, a wieleż razy ona z rąk do rąk przechodziła, nikt spamiętać nie zdolił...
Artyleryja siczowa, z Wysokiego Zamku strzelająca, zdołała podpalić Sanitätsdepot** na ulicy Bema, co zamięszanie spore w linijach naszych poczyniło i ukraiński atak zdołał frontu przełamać. Chłopcom naszym z trudem najwyższem, walcząc dzień cały, często i gęsto pierś w pierś, pod wieczór dopiero udałoż się terenu straconego odzyszczeć. Za ich plecami niemniej ciężka walka szła o ocalenie czego się da z materyjałów sanitarnych, co wszytcy przecie pojmowali, że jako spłonąć im pozwolą, rannych naszych nierównie więcej pomrze, pomocy nie otrzymawszy. Nie bacząc tedy ani na cięgiem strzelające działa z Wysokiego Zamku, ni na kulomioty ołowiem plujące z odległych o jakie dwieście metrów (!) koszar Ferdynanda, strażacy węży rozwijają i do gaszenia się biorą, często i własnemi w strzępy porwanemi koszulami przewiązując postrzelane węże! Komendant strażaków rychłoż padnie z bokiem przestrzelonym , za nim następnych kilkunastu, kilkoro śmierci swej w płomieniach szalejących znajdzie, nie mogąc na ostrzeliwaną ulicę wybiec, ale przed wieczorem ogień opanowano, Bóg jeden raczy wiedzieć iluż przyszłym rannym życie przy tem ratując!
Zdawać by się mogło, że przy tak srogich terminach, ani myśleć o czem więcej... jednak, że zewsząd głosy docierały o nowych sił ukraińskich do Lwowa ściąganiu, co się nader smutnie skończyć mogło, jakoby one wszytkie o jednem czasie z kierunków trzech naraz chociaby na dworzec natarły, obrona polska by się pewnie wraz i cała posypała... Dla tejże przyczyny, komenda nasza umyśliła cios ukraiński uprzedzić i pierwszemu na oddziały w lesie biłohorskim się kupiące natrzeć. Dla szczupłości sił naszych, by do natarcia sił jakich detaszować***, niemal całego szczuplutkiego frontu przyszło poruszyć i to cichcem, by się nieprzyjaciel nie zorientował. Gdzieniegdzie i k'temu przyszło, że po dwóch, trzech ostało jakiej kamienicy bronić; aleć wyzbieranych oddziałów zadosyć było, by jeszcze i przed północą na biłohorskie zgrupowanie natrzeć, rozbić je i na karkach ukraińskich goniąc nad ranem 12 listopada dojść i do Zimnej Wody...
___________________
* armistycjum - zawieszenie broni
** Sanitätsdepot - (niem) skład materiałów sanitarnych
*** detaszować - (z fr.) wydzielić, oddelegować
pozwoliłam sobie polecić ten post na moim blogu, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWielce mi to czytać miło i z serca dziękuję:))
UsuńKłaniam nisko:)
I jak tu odnieść to, o czym Waćpan piszesz, do zamieszek ulicznych z ubiegłego roku? Spokojnego świecowania.
OdpowiedzUsuńNijak chyba jednak... Bo burd ulicznych nie sposób z walką za kraj równać...:((
UsuńKłaniam nisko:)
To święto powinno być spokojne i uroczyste ,jednak nie każdego roku tak jest ,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńObawiam się, żeśmy są jednak świadkami narodzin nowej świeckiej tradycji burd w dniu tym urządzania...:((
UsuńKłaniam nisko:)
Państwo jest wartością najwyższą. Kto walczy o jego jakość i godność zasługuje na szacunek. Kto podważa jego autorytet, ten jest w moich oczach zdrajcą.
OdpowiedzUsuńI nieważne jest, czy czyni to z głupoty - bo coś mu się wydaje, chęci władzy czy za judaszowskie srebrniki. Wynik jest ten sam.
Pozdrawiam
Przypomina mi sie kolejny raz "Rzadko na moich wargach" Kasprowicza. Bardzo pozdrawiam...
UsuńI do Andante i do Vulpiana.
UsuńPrzedstawiacie XIX-wieczny stosunek do słowa OJCZYZNA. Nie można tego przenosić do XXI wieku, nikt nie mdleje dzisiaj na dźwięk tego wyrazu. Patriotyzm, Polska, niepodległość, to słowa dzisiaj już zupełnie inaczej pojmowane. Tak rozumiane państwa narodowe powoli odchodzą w przeszłość.
Do Torlina.
UsuńPozwolę sobie zauważyć, że pisałem o Państwie, a nie o Ojczyźnie. Nie sądzę również, żeby wiele osób upierało się przy pochwałach utraty przytomności na dźwięk jakiegoś słowa, choćby i najbardziej podniosłego.
Państwo może przekazywać część swoich prerogatyw tam, dokąd zechce, jak to ma miejsce w dzisiejszej UE. Więcej lub mniej. A w razie zgody społecznej - nawet wszystkie. Wówczas pojęcie państwa (przynajmniej dla mnie) przeniesie się na poziom unijny. Nie widzę w tym ani niczego dziwnego, ani żadnego zagrożenia. Utraty tożsamości mogą się bać jedynie ci, którzy nie są jej pewni i chcieliby wymuszać ją na innych nakazami.
Podtrzymuję jednak poprzednie zdanie - nie wolno dopuszczać do podrywania autorytetu państwa, w którym się żyje (czy to narodowego, czy to ponadnarodowego).
Pozdrawiam
Mam przed sobą karkołomne zadanie, bo zgadzając się z Twoimi tezami ... muszę się z nimi nie zgodzić! Paradoks? Bym powiedział - znak czasów.
UsuńPiszesz - "Państwo może przekazywać część swoich prerogatyw tam, dokąd zechce (...) Wówczas pojęcie państwa (przynajmniej dla mnie) przeniesie się na poziom unijny". Tylko że wtedy pojęcie państwa odejdzie w niebyt. Dla mnie słowo "państwo" ma konkretny charakter: terytorium, społeczeństwo, własny rząd.
Przeczytałem u Ciebie "Państwo jest wartością najwyższą", a później piękny wiersz Kasprowicza i ... dlatego tak zareagowałem. Bo Twoje zdanie można rozumieć dwojako, jednocześnie się z nim zgadzam (nie można podrywać autorytetu demokratycznie wybranych władz), a jednocześnie nie, bo nie jestem przywiązany do XIX-wiecznego pojęcia państwa prawie autarkicznego. I wtedy państwo nie jest dla mnie wartością najwyższą.
Ja ze swemi anarchistycznymi sympatiami nie wiem czy bym się akurat co do państwa zgodził:), ale Twoje, Vulpianie, prawo do poglądu takiego szanuję i poniekąd popieram:)Co do treści dalszej, to już nie wiem, czy piszesz o actualiach, czy odnosisz rzecz do noty treści. W tem drugim przypadku ciężko Ukraińcom prawa odmówić, że i o swoje państwo zawalczyć chcięli i w najmniejszej mierze bym tego nie nazwał zdradą, bo nawet przecie nie mięli jeszcze czego zdradzać. Chyba, że przyjmujemy, że zdradzili cesarza pana, ale wtedy i my też żeśmy zdrajcami...
UsuńJeśli aluzjujesz do burd na ulicach i wystąpień "prawdziwych patriotów", to pomijając spryt przywódców tych ostatnich, co świetnie wiedzą na jakim koniu jechać, by się lat jeszcze parę choć utrzymać w siodle, to ja widzę rzecz w szerszym kontekście niezgody części na unijne porządki, rozumiane jako zamach na wolność... I tu nie ma co dysputować z niemi, bo to dyskurs jak mój z palaczami: równie jałowy i daremny. Czy nie prościej poczekać, aż demografia sama z nimi wygra?
Kłaniam nisko:)
Do Torlina:
Usuń1. U.S.A. to związek wielu państw, strzegących swoje prawne partykularyzmy i nikomu to nie szkodzi w postrzeganiu tego tworu z zewnątrz jako jednolitego państwa.
2. UE też będzie traktowana jako państwo - gdy zajdzie ściślejsza unifikacja. Wszystkie cechy państwa tam przecież będą: terytorium, społeczeństwo (prawda, że nie homogenne, ale podzielające pewne wspólne wartości), własny rząd centralny (przy mozliwości istnienia rządów lokalnych, chociaż tu akurat bym się nie upierał).
Pozdrawiam
Do Wachmistrza:
Usuń1. No, prawda, że mętnie się wyraziłem i można było zachodzić w głowę, do czego piję. Proszę jednak o wyrozumiałość, cytując zdanie, które każdego kiedyś dotyczyć będzie: "Szanujcie wiek podeszły".
2. Moja wypowiedź, aczkolwiek zainspirowana Twoją notą, bardzo daleko od niej odbiegła. Miano zdrajcy nie odnosi się zatem do Ukraińców, bo byłoby to znaczne nadużycie. Niczego nam nie obiecywali i walczyli o swój kraj, będący tak samo na etapie in statu nascendi, jako i nasz.
3. Ja pogalopowałem już do państwa w ogóle - państwa, które ma zapewnić swoim obywatelom pewne warunki życia. Przy czym stoję na stanowisku, że ludzie mogą zupełnie dowolnie wybierać sobie państwo, w którym chcą żyć i nie powinno być tu żadnego przymusu wynikającego z więzi krwi, czy tradycji plemiennej. Uważam też, że takie wybrane państwo powinno być dla tych ludzi sprawą nadrzędną. I dlatego napisałem, że podważanie jego wiarygodności to zdrada. Mysl ta nie miała nic współnego z bojami we Lwowie, a zainspirowały mnie ostatnie wypowiedzi naszych polityków.
Za zamieszanie przepraszam.
Pozdrawiam
Ad.3 Nie bywam na bieżąco z konceptami polityków naszych to i pewnie nie wiem nawet, do czego pijesz... Co się prawa do wyboru tyczy, to zda się on oczywistym, aliści mnie się od razu tu ciśnie pytanie, cóż w takiem razie z prawami onegoż nabytemi w państwie, którem wzgardził?
UsuńKłaniam nisko:)
1. Kiedy ktoś decyduje się żyć w państwie innym niż jego macierzyste, to powinien w możliwie krótkim czasie podjąć też decyzję, czy jest to wyjazd na stałe, czy tylko czasowy. Jeśli na stałe, to sytuacja jest jasna i klarowna - zrzeka się praw w swej ojczyźnie, a nabywa ich w nowym miejscu zamieszkania z chwilą otrzymania obywatelstwa. Bardziej to niejasne w przypadku drugim - bo też trudno zakładać, że ktoś powinien mieć takie same prawa wyboru (w sprawach wymagających głosowania) w kilku miejscach. Wówczas winien mieć prawo uczestniczenia we wszelkich wyborach w swej, porzuconej czasowo, ojczyźnie. Z tym, że otwartą dla mnie kwestią jest to, czy władze muszą mu otwierać specjalne punkty wyborcze w ambasadach i konsulatach, czy też raczej taki człowiek powinien manifestować swoje przywiązanie do starego kraju poprzez dobrowolny krótki przyjazd / przylot do ojczyzny, by tam zagłosować.
Usuń2. Dlatego rozróżniam pojęcie państwa i ojczyzny, bo ta druga to miejsce, w którym się dorastało i nasiąkało ideami, kulturą i pierwszym językiem, zaś to pierwsze to miejsce, w którym z wyboru chce się żyć.
3. W każdym przypadku taki emigrant (czy czasowy, czy wyjeżdżający na stałe) powinien szanować i przestrzegać przepisy nowego kraju osiedlenia. Skoro wybrał sobie dobrowolnie takie państwo, to nie po to, by domagać się tam praw, które w nim nie obowiązują. Mógł, w końcu, nie wyjeżdżać, albo osiąść w innym państwie - tam, gdzie lokalne prawo mile głaszcze jego oczekiwania (zwłaszcza religijne).
4. Dzieci powinny być juz wychowywane w tradycji i historii nowego kraju (zakładam tu wyjazd na stałe), by stać się tam dobrymi obywatelami. Z tym, ze dwujęzyczność zawsze się przydaje.
Pozdrawiam
Ad.1 Z tem sporą widzę trudność, bo wielu dość długo się oszukuje, że jeszcze powróci, a nawet jeśli nie, to hoduje w sobie takie przeświadczenie, że jest to możliwe. Coś w rodzaju psychicznej odskoczni, że niby zawsze jest jeszcze jakieś inne wyjście. I tu boję się, że Twoje oczekiwanie nie zostanie zaakceptowane właśnie dla tej przyczyny. Dobrowolnie zatem praw się nie zrzekną, a pozbawienie ich przymusowe odebrane zostanie jako coś w rodzaju kary za emigrację. Od jakiegoś już czasu uważam, że emigranci, zwłaszcza ci będący już długo poza krajem, a już w ogóle wykluczałbym następne pokolenia, nie powinni mieć wpływu na bieg spraw publicznych w starej ojczyźnie. I to już nie chodzi nawet o obecne walki partyjne, ale o na szczęście czysto hipotetyczną sytuację istotnego konfliktu interesów państw nowego i starego. Jak wówczas powinni się zachować emigranci? W każdej sytuacji będą czyjąć piątą kolumną, zatem najlepiej by takiej możności w ogóle nie było.
UsuńAd.2 To jest akurat dla mnie oczywistem, aliści zda mi się w niejakiej sprzeczności z pkt.4. No bo, jeśli dla emigranta ojczyzna, czyli wybór serca nie jest tożsamy z państwem, w którym osiadł wg wyboru rozumu, to naturalnem jest, że i dzieci będzie chował w niejakiem przywiązaniu do ojczyzny dawnej i tu prawdę rzekłszy, to nie wydaje mi się to szczególnem dla nowego państwa zagrożeniem. Exemplum skrajne nawet, czyli Izraelici chyba najbardziej na świecie się dobrowolnie sami wyobcowują ze wszystkich nacyj w każdem państwie i państwo własne jest dla nich czymś zgoła mistycznym, ale jakoś chętnych by doń powracać (osobliwie z bogatych krajów okcydentalnych)i w niem pomieszkiwać, to nie ma nadto wielu...:)
Ad.3 Tu już kraje demokratyczne we własną wpadły pułapkę. No bo jeśli przyznajemy prawo każdemu, by własnej czcił wiary, to nie sposób odmówić prawa nowoprzybyłym by postawili meczet, jeśli takich świątyń jeszcze w tym kraju nie ma, a jeśli z tysiąca i jeden słusznych powodów chciałoby się tego odmówić, no to już chyba nie jest to demokracja...
Kłaniam nisko:)
nie pamiętam święta niepodległości spokojnego, bez bijatyk, bez burd...dzis jest tak samo a miałam nadzieję na spokój...gdzie tam! trzeba sie pokazać, niech ludzie wiedzą, że istnieją konkretne ugrupowania. wszak tylko w jednym dniu w roku je widać....
OdpowiedzUsuńPrzecie to nie takie dawne czasy, gdyśmy jednak poradzili świętować godnie... Pojmuję, że lat kilka ostatnich to ta łyżka dziegciu, co beczki miodu zepsuć próbuje, ale primo, że łyżka maleńka, secundo, że beczka słuszna, a tertio, że i miód sam przedniej próby, byle czem spsować się nie da...:)
UsuńKłaniam nisko:)
I cóż tu napisać Waszeci, dzisiaj znowu bijatyki w Warszawie wzięły górę nad świętowaniem i zastanawiam się czy kiedy bedzie spokój w tej mojej stolicy i świętowanie choćby takie jak w Poznaniu, ech życie...
OdpowiedzUsuńJeden pijak się w karczmie awanturujący poradzi wywołać wrażenia, że tam jeno burdy i bójki, choć stu inszych spokojnie siedziało i wieczerzało, czy nawet i piło może... Nie mówmy, że wzięło górę, bo proporcyje nie te...:)
UsuńKłaniam nisko:)
A ja życzyłam każdemu wszystkiego najspokojniejszego i żal mi serce ściska wiesz dlaczego. Pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńWiem... Ale nie takich my turbacyj poradzili przeczekać i radośnie widzieć jako rzeczy na powrót właściwą bieżą koleją...
UsuńKłaniam nisko:)
Ciekawa jestem, czy nasza młódź narodowa zna historię, czy tylko potrafi zakłócać pokojowe pochody.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Ona ją zna selektywnie, tak jak znać chce... i tu próżny trud dysputy z niemi. Szczęściem to garstka jeno...
UsuńKłaniam nisko:)
Polecam lekturę "Czasu" krakowskiego z owych listopadowych dni 1918 roku. Działo się wtedy, oj działo.
OdpowiedzUsuńhttp://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=46718
Ja znam, ale z serca Waszmości, imieniem Lectorów inszych, za tąż wskazówkę dziękuję:) Takoż i za nawiedzenie progów mych nikczemnych:)
UsuńKłaniam nisko:)
Cieszę się, że żyjemy w czasach, gdzie o tych wszystkich bitwach i starciach czyta się jedynie książki i artykuły oraz Twoje posty.
OdpowiedzUsuńNiby bywają nawalanki na ulicach, ale nie tak groźne.
I z tego właśnie się cieszę, kiedy myślę o niepodległości i o wolności we własnej Ojczyźnie. :)
pozdrowienia serdeczne!
I ta mi się postawa najsłuszniejszą w tym wszystkim wydaje:)
UsuńKłaniam nisko:)
Chciałoby się by tylko o świętowaniu godnym, radosnym było w tym dniu, a nie o burdach. By razem, obok, a nie przeciwko...Mnie smuci co innego, bo wszak w wolnej Polsce żyję, to jednak smutnej, i tak jak mecz narodowy potrafi zmobilizować by na ulicach się zrobiło biało-czerwono i wesoło, tak święto narodowe takiej mocy nie ma- szkoda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
To prawda, choć jeśli na to wejrzeć tak, że skoro nie czujemy potrzeby dogłębnego świętowania odzyskania niepodległości, znaczy, że dla części niemałej to tylko puste słowo... Nie rozumiemy, że ta niepodległość nie jest dana raz na zawsze, jeno że to przedmiot starań i zabiegów niemałych. A skoro nie pojmujemy tego w ten sposób, widać nam niepodległość spowszedniała, jako coś najzupełniej naturalnego... I nie umiem powiedzieć, czy nie ma w tem jakiego zdrowego syndromu i czegoś, co nas może i radować powinno, że oto niepodległość to najmniejszy z naszych problemów...
UsuńKłaniam nisko:)
Zasłużyliśmy już chyba na spokojne świętowanie, bez względu na to kto jak pojmuje patriotyzm. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZaczynam się zastanawiać, czy aby nie jest naszą jaką cechą narodową skłonność do dnia świątecznego uświęcania także i krwią, choćby w ilości symbolicznej... W dwudziestoleciu międzywojennym na 1 Maja wychodziły na miasto dwa pochody: jeden PPS-u a drugi KPP i też, jak się spotkały, to tylko wióry leciały...
UsuńKłaniam nisko:)
Oj...żeby ja Waszmości znał z pięć lat wprzódy... 6 za 6 z historyi byłaby za te Waścine noty cudne :)
OdpowiedzUsuńJako Waćpan mówisz, 11 cależ spokojnie nigdzie nie było...i jeszcze dobrych parę lat potem... Przecie walki o granice nasze trwały zawzięte jeszczęć do 21-22 roku, nieprawdaż?
Wczoraj napisałżem na Polanie, na okazyję Święta, notę specjalną. Może ona Waszą Miłość zaciekawi...
Zapraszam i kłaniam nisko!!
Prawdaż, jeno że dzień jaki na święto wybrać było potrzeba symboliczny, a jakaż na to data insza? Pokój ryski? Przed wojną poczytywany za nędzny kompromis, dodatkiem tyczyłby się jednej jeno granicy... Osobiście bym może za ogłoszeniem pierwszej konstytucji optował, ale to nasza, a ściślej moja dziś, optyka... Współcześni nie byli nią zachwyceni gremialnie...
UsuńKłaniam nisko:)
Naprawdę optowali za 3 Maja? :) Hmmm.. W sumie żal, że propozycyja konsensusu nie znalazła...mieliżbyśmy święto podwójne...
UsuńCiekawe, skąd u Ówczesnych ten brak entuzjazmu?
Kłaniam!!
Nie, to jam miał na myszli, że by inszej daty miast 11 listopada szukać na Niepodległej święto, to by mi się z inszych chyba jeno data konstytucyi marcowej widziała, nie zaś 3 Maja, które i tak już było świętem natenczas narodowem.
UsuńKłaniam nisko:)
Witaj
OdpowiedzUsuńNie liczyłam wczoraj na spokój. Nasz naród za bardzo zwaśnionym jest od dawna.
Patriotą się jest, albo nie. Nie słowa, ale szlachetne czyny są najważniejszymi...
Pozdrawiam na dobry tydzień :)
Ja bym zamiast czynów dziś raczej stawiał na pracę. Czyny to poryw zwykle jednorazowy, a nam trzeba sumienności, staranności i wytrwałości... I też nie wiem, czy bym się zgodził, że naród zwaśniony od dawna... Pewno, że różnice były zawsze, najpewniej też i zawsze będą, aliści taki stopień zajadłości, jakiego dziś świadkami jesteśmy, to raczej novum lat kilku ostatnich...
UsuńKłaniam nisko:)
Poniekąd podtrzymujemy tradycję?...
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy takim twierdzeniem pamięci tamtych ukraińskich strzelców siczowych nie obrażamy, równając ich z naszemi kibolami... Był to po prawdzie wróg, ale trudnoż i temu wrogowi prawa do własnego odmówić patryjotyzmu i gotowości za swoją ojczyznę ginięcia...
UsuńKłaniam nisko:)
Toteż ja właściwie z przekąsem i smutkiem to rzekłam, bo gdzieżbym tam bezpośrednie porównania czyniła... Straszne to.
UsuńTom widać nie pomiarkował tego przekąsu:) I w takiem razie się zgodzę w całej rozciągłości, a i nawet rozległości...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńDzisiejsza bojowo nastawiona młodzież (myślę, że przez starszych sterowana) zupełnie myli pojęcia i rzucanie kostkami brukowymi walką o niepodległość kraju nazywa. Trzeba im chociaż po takich blogach, jak ten, wędrować, to zrozumieliby czym jest walka o kraj.
Pozdrawiam serdecznie.
Nie wiem, czy ci od rzucanych kamieni by cokolwiek pojęli:) Tu przecie nie dość, że czytać umieć potrzeba, to jeszczeć zrozumieć, a co więcej, jakich jeszcze wyciągnąć wniosków... Nie wiem, czy nie za wiele wymagamy...:)
UsuńKłaniam nisko:)