O ubiciu Leszka Białego w Gąsawie wszytcy po szkołach słyszeli, a i sam żem o tem pisał był przecie. Czemum zatem się tem zająć umyślił? Ano bo do dziś jest w tem zawiłość niemała, do dziś nic pewnego o tem, któż tego mordu inspiratorem i sprawcą i jeno poszlakami kierowani historycy wskazują już to na Odonica, już to na Świętopełka pomorskiego, już to na obu razem pospólnie działających. Najpierwszego, czego bym pragnął to tejże popróbować rozwikłać zawiłości, zasię rozważyć warianty możebne dalszego przypadków przebiegu, gdyby do zbrodni tej jednak jakiemsi sposobem nie doszło...
Pierwsze, co się Wam tutaj należy, to wystawienie dramatis personae, co częścią jużem uczynił w notach trzech uprzednich, częścią przyjdzie tegoż teraz poczynić. Pocznijmyż od tego, który o ten zjazd najwięcej zabiegał i który się na niem koniec końców... nie stawił...
Władysław Laskonogi, zwany tak dla swych ponoć nieprawdopodobnie cienkich nóg, był trzecim i najmłodszym synem Mieszka III Starego, księcia w różnem czasie nad różnemi władającego ziemiami, najwięcej jednak się go za księcia przyjmuje wielkopolskiego. Z dwóch braci starszych, Bolesława i Odona, nim pomarli, Włodzisława czyniąc nieoczekiwanie dziedzicem najpryncypalniejszem, ten drugi zdrowo zdążył nawarcholić tak, że i ojca na czas jaki wygnał i braci młodszych z ojcowizny wyzuł... Nim pomarł, pojednał się jednak z oćcem i wziął odeń dla się ziem nad Obrą leżących, takoż i później Kalisza. Rzecz to ważka, bo najpierwsze Laskonogiego władztwo to owe ziemie właśnie, któremi miał po śmierci Odona zarządzać imieniem małoletniego Władysława Odonica i to między niemi konflikt, ziem tych zagarnięciem zaczęty, osią jest i sprężyną całej gąsawskiej tragedii. W szczegóła tych walk dalszych nie wchodząc przyjdzie nam uznać Laskonogiego chciwcem, wiarołomcą i człekiem niebywale ambitnym (czyli Piastem pełną gębą:), przy tem wodzem dość marnem choć dyplomatą wielekroć skuteczniejszym. Dla naszych tu celów istotnem, że przed Gąsawą przyszło do swoistego trójporozumienia Laskonogiego ze śląskim xiążęciem, Henrykiem Brodatym i seniorem, czyli księciem krakowskim Leszkiem Białym, w praktyce zatem i z Konradem mazowieckim, Leszkowym bratem młodszym. Nie bez kozery i ta rzecz, że oba z Leszkiem w tem czasie (1217) bezdzietnemi będąc, zawarli ze sobą układu na przeżycie, ergo ten z nich który drugiego przeżyje miał brać ziemię jego dla siebie. Oczywistem dla kogo ten układ się zdawał być korzystnem, skoro Laskonogiemu naówczas najmniej było lat pięćdziesiąt jeden (a pewnie i więcej), zasię Biały był w latach chrystusowych... Poparcie mając tak znaczne pokusił się tedy Laskonogi, by Odonica przegnać ostatecznie, ten jednak mu siurpryzy wywinął, bo nie mogąc już liczyć na dopotąd wspierającego go Brodatego, zbiegł i poprzez Kraków, Śląsk, Niemcy przekradł się był na Pomorze, gdzie się ze Świętopełkiem gdańskiem pobratał, a mając go ninie za alianta, począł stryja od północy kąsać, zaś zdobywszy Ujścia nad Notecią i Nakła, usadowił się Laskonogiemu niczem wrzód na rzyci...
Obległ go latem 1227 niby Laskonogi w tem Ujściu, aliści Odonic się wojennikiem okazał wielekroć lepszym i wydarłszy się z grodu, stryjowych pognębił, wojewody Dobrogosta przy tem ubijając i Laskonogiego w głąb kraju goniąc. Jest przy tem zapiska znamienna do której nawrócim jeszcze, że post mortem Dobrogosta, jeszczeć Odonic i spichrzów w Miedźwiedziu zeżglił... Ano i tak Laskonogi zewsząd pognębiony*, suplikował aliantów swoich, a szczególnie Leszka Białego o pomoc przeciw bratankowi. Ten zaś, jeszczeć i więcej tem poruszony, że aliant Odonicowy, Świętopełk, dopotąd będący jego imieniem tylko namiestnikiem na Pomorzu, latami de facto niezależnej polityki prowadząc, tem to właśnie czasem definitywnie Leszkowi wypowiedział posłuszeństwa. Zjazd ów zatem do Gąsawy zwołany miał tyleż się sporem Laskonogiego zająć z Odonicem, co uszykować jakiej rozprawy ze Świętopełkiem wiarołomnym. Wziąwszy na to, że miał za sobą Leszek poparcia Brodatego, brata Konrada i najwięcej zainteresowanego, Laskonogiego, zdawać by się mogło, że dla obu (Odonica i Świętopełka) ostatnie wybiły godziny...
Czemuż zatem się Laskonogi na tem zjeździe nie stawił? Są historycy, co z tego, takoż i z tego, że na dawniejszym układzie o przeżycie on najwięcej na śmierci zyskiwał Leszkowej, nareście z tego, że zjazd się na jego odbył ziemi i jemu najłacniej było skrycie tam gdzie podesłać zbrojnych, wywodzili że to on może za mordem tem stoi... Powrócim jeszcze do tego, póki co mniemam, że możem tych oskarżeń odrzucić zupełnie... Nie sięga się po władztwo nad światem, jeśli się własnego nie poradzi obronić podwórka... Cóżby przyszło Laskonogiemu z tytułu do Krakowa próżnego, skoro by wymordował jedynych możliwych swoich sprzymierzyńców i nim by o Krakowie śmiał zamarzyć, Odonic ze Świętopełkiem by go we własnych zadławili włościach...
Z pewnością też nie inspirował zamachu na siebie Brodaty, jeno poświęceniu rycerza Peregryna z Wisenborka, który go własnem ciałem zasłonił, zawdzięczający, że się kostusze wykpił jeno poranieniem ciężkiem. Takoż przecie nie umyślił tego Leszek na zgubę swoją, ani brat onegoż, Konrad... osobliwie, że ci dwaj dziwno mi braci Kaczyńskich w jednem przypominają względzie: otoż Konrad był niczem ten Lech w tem związku, w brata zapatrzony i nieledwie bez niego dychać nie umiejący... Pisaliśmy przecie o tem, jako się po śmierci Leszkowej Konradowi świat cały zawalił i wtedy dopiero był się nagiął do podszeptów Jadwigi Śląskiej, by tych z czarnym krzyżem na płaszczach sprowadzić...
Któż zatem? Powracamy nazad do powszechnego mniemania, iże to Odonic ze Świętopełkiem w zmowie? Jakież na to dowody?
Owoż roczniki najpierwsze milczą o tem, odnotowując jedynie, że xiążęcia Leszka ubito, kapkę późniejsze stwierdzają rzecz wprost, że Odonic winien... Dopieroż po pół wieku niektóre półgębkiem o Świętopełku prawią, a i te poddaje się w podejrzenie, bo ich we Wielgiej Polszcze spisano pod rządami Odonicowych synów, tedy może szło o to, by oćcowej probować oczyścić pamięci... Jest i przy tem kolejna zawiłość, której historycy dzisiejsi za fortel przyjmują zbrodniarzy zmówionych; owoż miał Świętopełk Odonicowi Nakła odebrać, na co ów się miał skarżąc na ten zjazd jechać, a wojsku co tegoż oblegało Nakła, miał nakazać na dzień oznaczony, przepuścić ku Gąsawie świętopełkowych zbójców...
Podług mnie jest to niedorzeczność, by sobie na kark dobrowolnie sprowadzić kogoś takiego jak Świętopełk, wiarołomnego i zdradliwego chciwca, którego przecie musiał Odonic lat parę u tamtego pomieszkując, poznać na tyle dobrze, że z dobrawoli by mu za nieroztropne widział kurnika powierzyć, a cóż dopiero grodu całego i to jeno na to, by sobie jakiego tam, dość wątpliwego pozyskać alibi...
Intrygującą, choć mało udokumentowaną wersję zdarzeń w Gąsawie zaszłych podaje Wikipedia (niestety: nie bułgarska)i do jednego z twierdzeń tam zawartych przyjdzie nam jeszcze powrócić. Na razie rekapitulując tam podane wywody, miałby o zjazd zabiegać Laskonogi, co jeszcze jest względnie zgodne z tem, co się o tem prawi, zasię słowa nie ma o absencyi jego, za to autor tejże noty nieobecnemi głosi Świętopełka... i Odonica, w czym znów z wieloma jest sprzeczny, bo niemała część źródeł bytność tam Odonica potwierdza. Zjazd miałby być niejako w zastępstwie wyprawy wojennej na Nakło i tem sprawiany, że Leszek miałby nie być jakoby wojowniczym...
Ano...koleje jego żywota dowodzą, że się nie uchylał, wiele razy byłoż potrzeba po miecz sięgać, a śmiałbym i rzec, że wielokroć i wtedy, gdy tej potrzeby po prawdzie nie było... Podług mnie jednak rzecz się cależ inaczej miała...
Po primo: był to już listopad, ergo czas w którem się w średniowieczu w tem klimacie raczej nie wojuje i wypraw nie czyni, co jakoś umknąć musiało autorowi wikipedycznej notki. Ale nadchodząca zima nie znaczyć zaraz musiała władcy nieczynności i, jak mniemam, Leszek chciał tegoż czasu wyzyszczeć, by, jakobyśmy dziś może i rzekli: "zewrzeć szeregi", a za okazyją mediacyi spróbować... Nuż bowiem ta co i pomoże, a miał po temu Leszek prawo być o sobie sądu dobrego, bo prawdziwie mało co mu tak w życiu wychodziło jak układy właśnie... Insza, że je zwykle (a już najwięcej za młodu względem Madziarów i Rusinów) potem zaraz sam łamał i mało kiedy na tem dobrze wychodził...
Secundo: pryncypalna tu kwestyja owego Nakła odbierania, co do którego większa źródeł część zgodna, że się mięli po zjeździe za to zabierać książęta. Komu odbierać rzecz to ustalić konieczna i na rzecz znów kogo? I tu jest zawiłości początek, bo część historyków największa głosi, że odebrać Odonicowi, bo ów go miał przecie i uczynić tego na rzecz i w imię Laskonogiego... Temże samem w kosz te relacyje, jakoby Nakła miał trzymać Świętopełk, w zdradnym z Odonicem przymierzu...
Mnie zaś rzecz się ta całkiem inszą zdaje i ważkie tu te spopielone latem spichrze wpodle spominanego Miedźwiedzia. Miejscowości tej się z dzisiejszemi Niedźwiadami utożsamia, a kto w mapę wejrzy i pomni, że latem gonił Odonic stryja poczynając od Ujścia ku południowi, ten wrychle pomiarkuje, że owe Niedźwiady są od Gąsawy NA POŁUDNIE!
Ergo kęs ziemi, której Odonic Laskonogiemu odebrał, miałby i tejże Gąsawy obejmować, zatem to Odonic, a nie Laskonogi byłby gospodarzem zjazdu! Siła spraw nam to z punktu każe w świetle inszem widzieć i nie tylko o święte prawo gościnności tu idzie... Jeśli przyjąć, że Świętopełk darmo Odonica nie wspierał i chciał jakiej dla się za to zapłaty, zasię na tem tle przyszło między niemi do jakiego zatargu, wielce i być możebnem, że Świętopełk owego Nakła iście, wracając do Gdańska, zajął, by mieć czego w garści już to dla pertraktacyj dalszych, już to tytułem samoprawnie pobranej nagrody... Jeśli tak było, a zda mi się to wielce prawdopodobnem, to mógł Odonic skrzywdzonym się czując, instancyjonować o pomoc u jedynego, co byłby go słuchać gotów i iście może jakiego wyjścia obmyślić: do Leszka Białego, osobliwie, że ów Świętopełka nominalny zwierzchnik, a za bunt Pomorczyka i tak już nań zajadły... Rysowałby się zatem może jaki front przeciw Świętopełkowi pospólny, co przecie między Piastami niczem dziwacznem, że wróg wczorajszy dzisiejszym aliantem, a druh dziś najszczerszy jutro na włości nasze najeżdżać będzie... Jeśli tak na to wejrzym, obecność Odonica staje się oczywistą, podobnie jak i teraz dopiero zrozumieć możem Laskonogiego absencyi, którego owe nagłe aliansów odwrócenie zeźliło i urażony przyjmowaniem bratanka do kompanijej, takiej właśnie manifestacyi uczynił... Toby też i tłomaczyło, przecz się Świętopełk do najostateczniej porwał desperacyi i posłał zbrojnych, by mu wroga usiekli... Normalny to przecie odruch u szczura w kąt zapędzonego...
Powstaje pytanie po prawdzie zasadne gdzież tedy był Odonic, gdy Brodaty z Białym walczyli o życie, aliści toż samo pytanie by szło zadać Konradowi i paru dziesiątkom wielmożów, w tym wszystkim bez mała polskim biskupom, tam przecie w Gąsawie przytomnym z pocztami przecie niemałemi! Najpewniej rzecz się niemal w minutach rozegrała i byłożby to coś na kształt dzisiejszych komandosów akcji, gdzie szczupłość siły najezdnicy zaskoczeniem, precyzją, perfekcją i wyszkoleniem nadrabiają własnem... I podług mnie szło Pomorzanom stricte o princepsa... o Leszka...
Z czegoż to wnoszę? Ano właśnie z tego, że się jaka część obozujących wkoło klasztoru nawet i do broni porwać nie zdążyła, gdy już po herbacie było, takoż i z tego, że Brodaty zaskoczony, przeżył... Różne tu są bowiem relacyje, że ich obu kaca leczących, dopadnięto w łaźni, do czego bym się bardziej skłaniał, luboż że Brodatego napadnięto jeszcze śpiącego. Peregrin z Wisenborka xiążęcia swego zasłania, przecie i tak Brodaty swego dostaje. Uważcież, że go nie dobito! Aboż zatem napastnikom nie o niego szło, abo też tak juchą broczył i bez ducha leżąc, ubitym się wydał, a czasu na sprawdzanie zali żyw, nie stało... Czemuż? A bo się cel najpryncypalniejszy, Leszek, z tych sekund dzięki Brodatemu i Peregrinowi zyszczonych korzystając, z łaźniej wydarł i do konia dopadłszy, uchodzić począł!
Jeśli by tych najeźdźców było sporo, byłoby komu i Brodatemu pulsu pomacać, i na dziedzińcu nadciągających z odsieczą strzymywać i jeszcze mieć komu za uciekającym pogonić. Skoro się tak nie stało, zabijaków nadto musiało być skąpo, tedy najpewniej wszyscy wraz za Leszkiem pognali. Uważcież przy tem, Lectorowie Mili, że się Leszek nie puścił ku swoim, między namioty i zabudowania klasztorne, gdzie przecie najmniej na kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset wiernych mógł był liczyć mieczy! Pognał przed siebie, byle dalej, aliści czy na oślep i bezrozumnie? I jedno jeszcze, co jak mniemam, większość tu mężów przytomnych poświadczy: nie masz cyrkumstancyj, okrom prawdziwie chyba jeno żywota ratowania, w których mąż z kąpieli wyrwany jakichbądź pludrów czy bodaj przepaski na przyrodzenie nie porwie, nim światu całemu czoła stawić będzie gotów! Jeśli ów konia dopadał po nagu** i bieżył na niem w stroju adamowem, w najostateczniejszej doprawdy musiał być trwodze!
Aliści nawet i wtedy nie uciekał bezrozumnie! Kto na mapę wejrzy, zrozumie, a mnie danem było jeszcze ongi po tych duktach, lasach i jeziorach jeździć, tom i cokolwiek pomiarkował terenu... Dopadli go w Marcinkowie, jakie dwa kilometry na zachód, krzynę ku południowi... Gościniec ten, dalej idąc, kręci na Rogów, zasię daleko dalej jeszcze... na Poznań! Ku Laskonogiego stolicy! Fakt, że ku północy sam rozum odradzał, zasię na wschodzie Jezioro Gąsawskie, aliści ku południowi, a więcej jeszczeć ku południo-wschodowi po dziś dzień bory wielkie okrutnie, z pewnością i wtedy zbiega skryć gotowe... Czemuż zatem nie tam?
Możem i mniemać, że Leszek gnał byle gdzie, byle dalej, może i mu zwyczajnie ta droga jedyną niezagrodzoną została, przecie mnie się coś widzi, że ów napadniętym będąc we własnem obozie, a miarkować od kogo ani z jakiej przyczyny przecie nie miał ni czasu, ni możności, z punktu uznał, że między namiotami BEZPIECZNIEJSZYM NIE BĘDZIE! Ergo mniemać musiał, że to iście kto z obozowych jest sprawcą, najpewniej i może iście Odonica miał w podejrzeniu, że na niego dybie, a reszty może już i wyrżnął... A skoro tak, skoro Odonic wróg... to Laskonogi druh! I temuż ta na Poznań droga!
Jest w wikipedycznej tych zdarzeń wersji domniemanie, że Leszka wcale nie ubito. Że ów z gorąca łaźniej rozgrzany, po nagu w listopadowego świtu chłodzie na koniu gnający, zwyczajnie apoplektycznego dostał był udaru, luboż i zawału, emocyjami jeszczeć tęgimi pobudzon... I przyznam, że choć nie ma za tem dowodu ani jednego, to ta teoryja jednem aspektem jednak kusi... a tem mianowicie, że absolutnego w tejże materyjej tłomaczy późniejszego milczenia kościoła naszego! Uważcież Lectorowie Mili, co się działo lat ledwo sto przódzi, gdy Krzywousty brata swego oślepił. A wieleż anatem od tamtego czasu padło i za sprawki mniej ważkie... Sam Laskonogi mógłby co rzec o tem, jako go arcybiskup Kietlicz właśnie za ową z Odonicem wojaczkę (ale i pewnie za to, że arcybiskupowie okoniem stawał, co nam tu już ładnie Stary Bosman w komentarzach wyłożył ) klątwą był obłożył... A tu?
Otoż nam ubijają princepsa, co samo w sobie już bez precedensu, przy tem ranią xiążęcia wtórego, sam zaś napad kwintesencyją jest zbójectwa i cóż? Potępił kto Odonica, luboż Świętopełka? Obłożył anatemą i do siódmego przeklął pokolenia? Bynajmniej... całe tu duchowieństwo nasze od arcybiskupa Wincentego z Niałka***, poprzez wszystkich biskupów i pomniejszych klechów... zgodnie wody w usta nabrało i nie rzekło nic zgoła! Przy tem jeszcze szło o władcę, co jak rzadko w dziejach naszych był w naprawdę znakomitej komitywie ze wszystkimi biskupami naszemi, a już arcybiskup Wincenty jemu najwięcej swego zawdzięczał wyniesienia... Rzecz zatem jest zgoła niesłychana i jeśli tego jakkolwiek pomiarkować probować, to luboż, że zabójca nieznany, lub niepewny...luboż że się nikomu narazić nie śmiąc, uznali duchowni tą właśnie śmierć Leszka w ucieczce za nibyż naturalną, bo nie strzałą czy włócznią zadaną...
Mogli by się i może, dla dowodów braku, duchowni od tegoż interdyktu na zabójcę strzymać, przecie cóż z bliskimi ubitego? Zaliż nie naturalnem by się nam tu zdało, że choć ów sądu uszedł ludzkiego, przecie owi go w sercu mają morderzem i po kres żywota przeklinają imię jego? Jeśli tak by i nawet było, to ani xiężna Grzymisława, ani ledwo roczny Bolko**** najwidniej nie Odonica za zabójcę mięli, bo po kres żywota nic przeciw niemu złego ani nie rzekli, ani nie czynili... Odwrotnie rzekłbym: w pół roku później Grzymisława przyjmuje od Odonica poselstwa, zaś w niewiele czasu później, gdy wszyscy pozostali xiążęta w zjeździe gąsawskim uczestniczący, rzucili się na Kraków jako głodne psy na kość, jedynym który praw Grzymisławy i małego Bolka bronił, był właśnie...Odonic... I jedno jeszcze, podług mnie najważniejsze: na śmierci Leszkowej Odonic akurat nie skorzystał nic, za to stracił wiele... takoż w osobie protektora gotowego go z Laskonogim rozsądzić, jako i alianta przeciw Świętopełkowi wspierającego... Małoż na tem! Jeśli znał lub się domyślał, że ów Świętopełka już skreślił, miałby prawo mieć nadziei na jakie choć po Świętopełku ochłapy... Doprawdy musiałby być zupełnie z rozumu obranym, by na Leszka Białego nastawać! Natomiast Świętopełk? Zyskiwał bezsprzecznie najwięcej: oddalał zagrożenie bezpośrednie, a jeśli liczył, że po zgonie Leszkowem, reszta, miast winowajcy i pomsty szukać, z punktu się gryźć pocznie o Kraków i władzę, to się w rachubach swych nie zawiódł...:((
Zatem konkluzyja nasza najpryncypalniejsza, to Świętopełka za morderza uznanie, a w notach kolejnych postaramy się obrachować straty nasze z tą zbrodnią związane, choć nie tyle idzie o to, co się stało, lecz o to, co się stać mogło...
__________________________
* zaangażowany na północnej granicy nie ustrzegł Ziemi Lubuskiej przed zagarnięciem jej przez landgrafa Turyngii, Ludwika.
** najpewniej nie własnego i pewnie jeszcze leda jakiej chabety, bo prawdziwie trudnoż mi pomiarkować, jakże mógł nagi, więc lekki, na koniu świeżym, nie umknąć ciężkozbrojnym, którzy jeszczeć i najpewniej po nocnej ku Gąsawie rejzie, konie mięli pewnie zdrożone...
*** którego obranie jednem było z owoców arcyzgodnej w latach 1217- 1224 współpracy triumwiratu Leszka Białego z Brodatym i Laskonogim
**** późniejszy Bolesław V Wstydliwy
Noty cokolwiek pokrewne: