15 lipca, 2014

I znów o grunwaldzkiej wiktoryi słów i myśli przygarstek...

 Batalija, której rocznicę dziś obchodzić przychodzi, roli pełni w Polszcze szczególnej jako symbol a i punkt odniesień wielu, aliści smutna ta o niej prawda, że choć zda się wszytkim, że o niej wszytkiego wiedzą, to w rzeczywistości mało kto, a przy tem mało wiele, a już najmniej pewnego i sprawdzonego...
  Za Długoszem najwięcej rozpowszechnionym idąc należałoby sobie tejże batalijej wystawiać mniej więcej tak: stało bractwo naprzeciw siebie, z tem że nasi w cieniu, owi w skwarze, Jagiełło mszy słuchał, Krzyżacy nagie miecze słali... Koniec końców Jagiełło kazał uderzać, Litwa niecierpliwa i pochopna uderzyła pierwsza, powpadała w doły, dała się pobić i uciekła, zasię herosi polscy wytrzymali, choć chorągiew upadła. Nic to... odbili i "chcąc zmyć z siebie tą zniewagę uderzyło [rycerstwo polskie-Wachm.] z wielkim zapałem na nieprzyjaciela i wszystkie te hufce, które z nim stoczyły bitwę, poraziło na głowę, rozproszyło i zniosło". Potem już niejako siłą rozpędu się jeszcze na proch starło tych Krzyżaków, co za Litwą w pogoni pognali i właśnie wrócili, te szesnaście odwodowych krzyżackich chorągwi z samym wielkim mistrzem, a na deser jeszcze ci nie znający ran, ni zmęczenia widać nasi jacy zgoła chyba półbogowie, zdobyli ufortyfikowanego krzyżackiego obozu, a że i tak nie było co robić do wieczerzy, to i pogonili jeszcze pierzchających Krzyżaków przez "mil kilkanaście", a przypomnę, że mila staropolska to jakie kilometrów niemal osiem...
   Komu się to kupy trzyma i logiki, niechajże tak dalej wierzy, my nie musimy, bo na toż nam dał Bóg rozum, a i źródła insze, byśmy tejże bitwy umięli odtworzyć po swojemu... Pisałem tu * już ongi, o tem, że profesor Kuczyński uczynił rzeczy badaczowi pryncypalnej i po prostu pomierzył grunwaldowe pole i policzył, wieluż tam naraz wojenników stać i wojować mogło i wyszło z tych obrachunków, że ledwo dziesiąta część tej siły, co ją wodzowie obaj na to przywiedli pole... Cóż zatem z resztą?
  Ano i tu jest klucz do wszytkiego! Aleć jest też i tem kluczem samo grunwaldowe pole, które jeno we filmie u Forda, Sienkiewicza ekranizującego, jest równe i gładkie niczem niemowlęca skóra... I jestże tem kluczem i komenda zacna w króla osobie, o którem nawet i niechętny mu Długosz słusznie pisze, że "jego samego ważono za dziesięć tysięcy rycerzy". Czemu? Spokojnie, Mili Moi, dojdziem i do tego...:)
   Pocznijmyż od tej liczby i tych mszy Jagiełłowych. Skoro ich Jagiełło pomieścić na polu bitwy nie mógł, to jakoś ich przecie zagospodarować musiał. Z całą pewnością siła ich poszło na odwody, póki co w lesie trzymane i w czas batalii podmieniane na te choragwie, co w boju najwięcej skrwawiły, luboż i się sfatygowały ponad ludzką miarę... Iście tak, jak tego po dziś dzień po boiskach futbolowych oglądać możecie, z tem, że u futbolistów mają oni reguł napisanych, wieluż mieniać można i w cyrkumstanycjach jakich, zasię w batalijej to wódz sam sobie selekcjonerem i sędzią, a rycerz nie zawodnik: mieczem musiał tego pola i czasu na zmianę wyrąbać.
   I skoro o bitwie wielogodzinnej prawim i nigdzie słowa nie masz o tem, że się jakie choragwie z utrudzenia poddały, luboż i na ziemi pokładły, zobojętniawszy na wszytko, widać, że się w tej selekcjonera roli Jagiełło spisał zacnie, nikomu nie dając tam paść ze zmęczenia i wspierając na czas odwodem świeżym. Że słówka nie mamy u Długosza o tem? Cóż, ten się na wojowaniu nie rozumiał, ale tak być po prostu musiało...
   Najpewniej też i obaczywszy pola, i uszykowania krzyżackiego musiał się Litwin chytry jakich krzyżackich domyślać paści, osobliwie gdy mu owi znagła jeszcze tego pola ustąpili. Arcydurniem byłby król, gdyby w rycerskość krzyżacką tu wierzył, a przecie wiemy, że był za młodu szpakami karmiony** :) Imaginujmyż też sobie tą scenę, gdy król po raz pierwszy wejrzał na pole, na którym go Jungingen czekał. Taż tam pagórków i dolinek zatrzęsienie, przy tem część pewnie więcej jeszczeć niźli dziś jakiemi lasami, czy zaroślami porosła i nawet on, na wzgórzu stojący, całej bitwy ogarnąć z miejsca jednego nie miałby możności, a cóż dopiero mówić o tych, cożby między temi pagórkami wojować mięli... By miał tam który czas nawet i sposobność, by się rozejrzeć wokoło, co najwyżej mógł łby i proporce wojujących w sąsiedniej dojrzeć dolince...
   I zwyczajnie nie wierę ja, by nie zaświtała Jagielle myśl tu jaka, że któż wie, czy mu Krzyżak siurpryzy nie szykuje już, już jakiego lasem maszerującego wojska nie pchnąwszy, by znienacka na flankę natarło... Nawet jeśli i sam tego konceptu nie miał w zamierzeniu, musiał, po prostu musiał się z tem liczyć, że tak postąpił Jungingen, bo okolica aż się o taki manewr prosiła. A jakież na to remedium? Ano co rychlej samemu posłać w obejście sił niemałych by, jeśli Krzyżaka napotkają w boru, przetrzepać mu pludrów! A jeśli nie napotkają? A to tem lepiej, tedy niechaj same mu zza pleców wyjdą i na kark siędą... Jeno, że owym czas obejść skrycie koniecznym, by nie przyszły, gdy już po harapie będzie i xiędza po mszy rozebrać pora!
   I na toż nareście rozumiemy po cóż te dwie msze były, na cóż ta cała mitręga poranna, okrom naturaliter i tegoż waloru, że się frytki krzyżackie w brytfankach przypiekały powoli...:)
  Wszczyna się bitwa nareście, aliści tu znów głupstwo mamy Długoszowe z tą niecierpliwością rzekomą Litwinów. Pisałem w nocie o tych wilczych dołach , że to wielce przemyślna była decyzja mistrza szachowego, by poświęciwszy piona, wywabić na bite pole wrogiego hetmana. Owi lekkozbrojni na swych chmyzach nie tylko owe pułapki ofiarą własną obnażyli, nie tylko sprowokowali krzyżackiej szarży, ale i najwidniej musięli albo oni, albo i Krzyżacy własnych zmasakrować piechurów i armaty, bo po dnia tego kres nic już nie słychać o nich. I to na całej wojsk linii, ergo musiał Jagiełło Litwinom i Tatarom nakazać, by tej swojej wywiadowczej szarży na CAŁYM wojsk uczynili froncie...
  Litwa w te doły wpada i nieważne jakże się tam i w jakiej części wyłabudała z tejże obieży, przecie Polacy to widzieć musięli! Pierwszy to moment, a przecie nie ostatni, na ducha we wojsku upadek jaki... To nam dziś wiedzieć, że pułapek więcej nie było, a prostemu wojakowi tam, wówczas na polu, musiało serce przystanąć ze zgrozy i z lęku, cóż tu jeszcze podłego naszykował Krzyżak podstępny. I na to są właśnie wodzowie, by w chwili zwątpienia wojsko podeprzeć, nową natchnąć nadzieją... Wiemy, że dnia tego Jagiełło był ochrypł okrutnie... Sami sobie imaginujcie od czego...
   Moment wtóry i dla bitwy kluczowy, to owo Litwy załamanie się i rejterada. Dla mniejszych przyczyn, niż panika na jednem wszczęta skrzydle sie tamtem, a i niedawnem jeszcze czasem batalije sromotnie przegrywało! Tu zaś rzecz tak wygląda, jakoby walczący Polacy ani wiedzieli, że Litwa tyły dała... I znów... kto wejrzy na grunwaldowe pole, ten zrozumie... A król z całąż pewnością i zadbał jeszcze o to, by się ta wieść nawet i przypadkiem nie rozniosła! I tu znów warto uwagi obrócić na głupstwo wtóre, tym razem u Sienkiewicza: "Litwa wraca! - huknęły radośnie głosy polskie." A jakże, u diaska, huknąć mogły, skoro jeśli nie widziano rejterady, to i najpewniej powrotu, jeśli takowy był***... Znów to z Długosza jest wzięta kałabanija, że ów o ucieczce Litwy pisze, zasię już o nich ani słóweczka, a znamy, że w finale udział mięli i to tęgi! Sienkiewiczowi, a przed nim i inszym ten był wniosek z tego logiczny, że wróciła... Nam: niekoniecznie.
  Wielekroć więcej roztropnem mi się widzi, że tak jak i Jagiełło wszytkich swoich naraz na polu nie stawiał, tak i Witold w ten pierwszy młyn jeno jakiej części rzucił. I ta część właśnie, jakich parę tysiecy ludzi, częścią pogromiona, częścią przestraszona dała drapaka, może tam i jeszcze jakich parę setek z odwodów najbliżej stojących pociągając za sobą. I to wszystko... Z pola ubyło jakiej może dziesiątej części sił naszych lub niewiele ponad to więcej...
   Geniusz Jagiełły tu kolejny, że ta cyrkumstancyja wtóra, która w jednej chwili prospekta na wiktorię wniwecz obrócić mogła, tem gwoździem do trumny się nie stała. Małoż na tem! Czemum bowiem ten właśnie moment uznał za dla bitwy kluczowym? Ano bo jak Jagiełło nad swemi zapanował tutaj wybornie, tak najwidniej wielki mistrz nad swemi nie poradził... Nie wiemy ilu ich poszło za Litwinami w pogoń, ale z pewnością niemało i z pewnością wielekroć ponad potrzebę więcej. Czemuż tak mniemam? Ano bo wiemy, że owi i litewskiego obozu zdobyli, skoro wracali potem wiodąc, ze sobą nie tylko "liczny gmin brańców", aleć i tabory! Wracali na to, by w osłupieniu ujrzeć, że tu bitwa nie dość, że cależ jeszcze nie wygrana, to przeciwnie: dla walczących Krzyżaków najczarniejsza wybijała właśnie godzina! Tandem tedy owi, zdobyczy wszelkiej niechając, czem rychlej się do boju na powrót kwapili, aliści czynili to tak, jak i wracali: grupkami i gromadami bezładnemi, ergo ich udział rzeź jeno przedłużył, acz na wyniku nie zaważył...
  Podumajcież teraz, Mili Moi, cóżby to było, gdyby zamiast za pierzchającą Litwą gonić, czasu, sił, a i pewnie żywota nieraz**** tracąc, owych parę tysięcy rycerzy po krzyżackiej stronie by na polskie uderzyło skrzydło... Najpewniej byśmy się o całkiem inszym przebiegu dziejów następnych jeszcze najmniej paru dziesięcioleci dziś uczyli... I to był błąd wielkiego mistrza ze wszystkich chyba największy i zgoła śmiertelny, za co nie sposób w dniu dzisiejszym jakiem zacnem trunkiem toastu nie wznieść "Za naszych wrogów oby jak najliczniejsze błędy!":)
_______________________________

* Z pozostałych o samej bitwie not, tośmy pisali też o Zyndramie z Maszkowic, gdziem niełaski nań królewskiej inwestygował za sprawą tegoż epizodu, gdy nam chorągiew Krzyżacy na krótko wydarli, a też i o  Tatarów w bitwie liczby i roli, zasię też i o przymiotach wodza krzyżackiego i perturbacyjach z jakich się wywikłał, by do tej wojny przywieść, nareście o tem, że nie jeno między jeziorami i lasami w krzyżackiej krainie wojowano w tej wojnie... ale i na południu, pod ...Nowym i Starym Sączem:)), a przed ową wojną o czynnościach dyplomatyki i wywiadu, co się tamtym czasem na toż samo wykładało...
** staropolski synonim człeka nad wyraz rozumnego i przebiegłego. Wierzono bowiem w szpaczą mądrość i w to, że kto ich mózgów pozjadał, tejże i też mądrości nabywał...
*** najmniej jednak Tatarzy choć wrócić musięli, bo sporo i brzydko o nich piszą kronikarze krzyżaccy rzeźbę okrutną wspominając już po bitwie, gdy uciekających dla odmiany Krzyżaków wyrzynano...
****Przezorność tu zapewne kolejną wykażę dowództwa naszego, które przecie niczem nie było przymuszone, by to Litwa stała akurat na tem, a nie na przeciwnym skrzydle... Niczym, okrom tego, że GDYBY owa jednak się ugiąć miała i ucieczką salwować, to miała gdzie: na lesiste moczary wpodle Zybułtowa i Jeziora Łubień, gdzie znów łacniej było lekkozbrojnym przeciw ciężkozbrojnym ścigającym stawać...

31 komentarzy:

  1. A w Kinie Polska Krzyżacy na okrągło.
    Ta mnogość kanałów w TV całkiem zabiła we mnie sentyment do wielu filmów z czasów moje młodości
    Komentarz może nie całkiem na temat ale chociaż na czasie.
    Proszę zatem o wybaczenie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest coś na rzeczy... Stare ramotki, czasem wdzięcznie nawet dla odświeżenia przyjmowane, i jak się zdaje obecnie chyba do wzięcia za grosze, są emitowane, jakby ktoś chciał iżbyśmy się ich na pamięć nauczyli...A z drugiej strony jak patrzę na archiwalne "Sondy" (czasem do trafienia na TVP Historia) to człowiek pełen szacunku dla świętej pamięci autorów-zapaleńców, przecie wejrzawszy z naszego dziś poziomu dla ówcześnie prezentowanej techniki... pożal się Boże...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Nie dalej jako wczoraj żem był "Krzyżaków" Forda na Kino Polska oglądał...a dzisiaj w Lecie z Radiem gościem był grafik komputerowy, co to to już od roku 98 rolę Jagiełły na polach grunwaldzkich odtwarza :) Powiadał, że odtwórcę Witolda na Litwie w castingu wyłonili...ale jakoś ciężko im się dogadać, chocia oba państwa tak blisko...i "językiem urzędowym" musi być angielski :D

    Tak z ciekawości...Krzyżacy ściągnęli do pomocy rycerstwo z całej Europy prawda? Nie wiesz Waszmość, zali byli tam między niemi rycerze z Wysp? :)

    Wielokrotnie też zastanawiałem się już nad tym, zali gdyby nie nagła śmierć brata Ulrykowego, Konrada...dałoby się owej wojny uniknąć? A może ledwie o parę lat jeno odroczyć?
    Czy Konrad zaiste był takim spokojnym i świątobliwym człekiem, jakiem go Sienkiewicz, a za nim Ford, ukazał?

    Kłaniam nisko Waszej Miłości, jako zawżdy... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konrad Celcie był przede wszystkim człowiekiem mądrym, wiedział, jaka jest sytuacja. Występowanie przeciwko dwóm silnym państwom, znacznie przewyższającym ludnościowo Braci Zakonnych, było szaleństwem. Szczególnie, że Krzyżacy nie mogli opierać się na ludności osiadłej w Państwie Krzyżackim, co pokazał dobitnie Związek Jaszczurczy. I tak to musiało się stać, poczytaj sobie słowa Zagłoby poniżej.

      Usuń
    2. W tamtym czasie przecie pod władcę brytyjskiego siła rycerzów z kontynentu podległem było, takoż i takich, co włości mięli po obu kanału stronach... Z pewnością zatem i owi na krzyżackie ściągali wezwania, choć najpewniej nigdy nie stanowili jakiej liczby znaczącej...
      W przywołanym w przypisach tekście o Jungingenach (link o przymiotach krzyżackiego wodza na Kneziowisko wiodący) wyłożyłem dlaczego jestem dokładnie przeciwnego, niźli Sienkiewicz i Torlin mniemania i to Konrada mam za narwańca, a Ulryka za umiarkowanego...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Torlnie, pomijając to, com już Celtowi był odpisał i do noty dawniejszej o Jungingenach odesłał, to rachowanie potencjału podług ludności jest dla tamtego czasu wielce zwodnicze. Siła Zakonu płynęła z posługiwania się masowego rycerzami zachodnimi uważającymi się za krzyżowców i w tym sensie Grunwald był sukcesem niebywałym, bo nie dość, że jednorazowo przyniósł nieprawdopodobne bogactwo za wykup pojmanych, to w zasadzie uciął też ten strumień wolentarzy raz na zawsze... Drugim źródłem siły Zakonu były nieprawdopodobne na tamte czasy zasoby pieniężne, biorące się z darów, ale głównie z opłat i ceł nałożonych na handel wiślany. Dzięki tym pieniądzom, które pokój toruński tylko trochę ograniczył, stać ich było na zaciężnych w ilościach, o których mogliśmy tylko pomarzyć...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. szczur z loch ness15 lipca 2014 18:28

    Przyznam, że czekałem tej noty aż z dwóch przyczyn. Pierwsza, jak Waszmość wybrniesz skoro w poprzednich tekstach z lat ubiegłych rzecz cała została z wszelkimi szczegółami opisana (dla mnie kompletnie nowymi i zaskakującymi ale ze mnie profan w tej materii więc nie dziwota). A po wtóre, czy jakieś nowe szczegóły w owej sprawie się pojawią, bo wiele jeszcze zagadek i pytań Waszmość uprzednio postawił, co przyznaje czytałem z wypiekami na twarzy.
    Kłaniam z zaścianka Loch Ness, z zachętą abyś Waszmość jakiś szerszy swój tekst na ten temat w linkach zawiesił, bo rzecz tego warta. Zresztą nie ta jedna w tym blogu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Waszmość widzisz, jestem kucharzem wybornym, a odgrzewanie kotletów powoli zaczyna być moją specialite a'la maison...:(( Zagadek rzecz niesie całe mnóstwo i chętnie bym wreszcie np. poznał jakieś poważne archeologiczne dowody na to, że się ta bitwa w ogóle w tym miejscu odbyła, bo jak na razie ich nie ma, co samo w sobie jest już wielce podejrzane, a w złomiarzy średniowiecznych, co by pole oczyścili do cna jakoś nie wierzę, podobnie jak w to, że nikogo nie pochowano tam na miejscu... Co się zachęt tyczy, to te najpewniej szanse na realizację mają jak już zdziadzieję do cna i będę tylko siedział przy kominku i ględził, o ile naturaliter proces mego zdziadzienia nie zacznie się od głowy, bo wtedy mogę być otoczeniu wielce przykrym...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. szczur z loch ness18 lipca 2014 17:21

      Kiedyś już o owym fenomenie braku śladów materialnych rozprawialiśmy, co prowadzi wprost do wniosku, że w złym miejscu szukano, co też zapewne i Waszmości chodzi po głowie. Może tez być opcja alternatywna, że niedokładnie szukano, co wydaje się wręcz nieprawdopodobne. Wcześniej, czy później ktoś - pewnie przypadkowo - coś wykopie, całkiem gdzie indziej i zacznie się historyczna zadyma jak na Legii hehehehe :-)
      Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń
    3. Mnie w tejże materyjej owe wilcze doły coraz i więcej ambarasują, bom kiedyś o nich pisał nawet jako o dowodzie kunsztu niemałego inżynieryjnego korpusiku braci zakonnych, przecie cależ niedawnem czasem przerachowywać mi przyszło wykopy ziemne spółcześnemi metodami czynione i wyszło mi na to, że mając na to półtora dnia nieledwie i żadnej koparki, to żadną miarą by tego Krzyżacy poczynić nie zdołali na froncie ponad kilometrowym, a cóż dopiero jeszcze tej ziemi wywieźć i zamaskować...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Bardzo miło wspominam obchody 600-lecia Bitwy pod Grunwaldem, które celebrowane były między innymi na Zamku Królewskim w Warszawie, gdzie akurat miałam przyjemność być. Uroczystość prowadzili przewspaniały profesor Henryk Samsonowicz, którego mogłabym słuchać bez końca. Piotr Żuchowski i Daniel Olbrychski. Miałam dobre miejsce, zrobiłam kilka fotek, np. taką i i taką :)

    W tym roku (tak samo jak i dwa lata temu) udało mi się jedynie przejść po polach grunwaldzkich:)

    Jako ciekawostkę dodam, że w 1410 roku przez wioskę, w której teraz szczęśliwie mieszkam, ciągnęły pod Grunwald wojska litewsko-ruskie i posiłki tatarskie.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Talka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samsonowicz w rzeczy samej był postacią niebanalną, choć ja akurat mam z Niem doświadczeń więcej przykrych, ale to nie na bloga thema... Bóg Zapłać za podzielenie się fotografiami (pozwoliłem sobie ślad po wcześniejszej próbie usunąć)... :)) Skoro mieszkańcy to tak dobrze pamiętają, to strach pytać dla jakiej przyczyny...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Ojej, a czego to mieszkańcy nie pamiętają! Wystarczy polać im po kielichu, najlepiej dwa, a prawdę mówiąc podsunąć pod nos całą flachę i zrazu im się wszystko przypomina - szlak bursztynowy w okresie wpływów rzymskich, obóz warowny, w którym przebywał król Karol X Gustaw w czasie potopu szwedzkiego, Napoleon siedzący na dachu jednego z domów i obserwujący bitwę między wojskami francuskimi i rosyjskimi... O nowszej historii nie ma co wspominać - mieszkańcy specjalizują się w "im starsze im ciekawsze", a najlepsze opowieści snują moi sąsiedzi zza płotu, im to nawet polewać nie trzeba, wystarczy znicz zapalić ;-) Pewnie marne to dla Ciebie źródło historyczne, ale gdybyś jednak chciał posłuchać o przemarszu wojsk na Grunwald - zapraszam - oni cały czas coś opowiadają:)

      Usuń
    3. Jako źródło do wydarzeń może by to i rzeczywiście było źródło cokolwiek podejrzane i mało wiarygodne:)) Za to kapitalne do badania percepcji historii przez zwykłych ludzi i do sposobu myślenia ich o historii... a to jest druga Wachmistrzowa pasja...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Nie zgadzam się z ostatnim akapitem, a że w ogóle dokuczania Sienkiewiczowi ze strony Waszej Miłości nie są mi miłe, to zacytuję słowa Zagłoby, odnoszą się wprawdzie do Szwedów, ale możesz Waćpan przełożyć sobie to na Krzyżaków:
    "- Tę bitwę walną albo przegramy, albo wygramy...
    - To każdy wie! - wtrącił Wołodyjowski.
    - Milczałbyś, panie Michale, i uczył się. Suponując, że tę bitwę przegramy, wiesz, co dalej będzie?... Widzisz! nie wiesz, bo już swymi szydełkami pod nosem, jak zając, ruszasz... Otóż ja mówię wam, że nic nie będzie...
    Kmicic, który był bardzo żywy, zerwał się, stuknął szklanką o stół i zawołał:
    - Marudzisz waść!
    - Mówię, że nic nie będzie! - odparł Zagłoba. - Młodziście, to tego nie rozumiecie, że jako teraz rzeczy stoją, nasz król, nasza miła ojczyzna, nasze wojska mogą pięćdziesiąt bitew jedna po drugiej przegrać... i po staremu wojna pójdzie dalej, szlachta będzie się zbierała, z nią i wszystkie podlejsze stany... I nie uda się raz, to uda się drugi, dopóki moc nieprzyjacielska nie stopnieje. Ale jak Szwedzi jedną batalię większą przegrają, to ich diabli bez ratunku wezmą, a elektora z nimi w dodatku.
    Tu ożywił się Zagłoba, wychylił szklankę, palnął nią o stół i mówił dalej:
    - Słuchajcie, bo tego z lada gęby nie usłyszycie, bo nie każdy umie patrzyć generalnie. Niejeden myśli: co tu nas jeszcze czeka? ile bitew, ile klęsk, o które, wojując z Carolusem, nietrudno... ile łez? ile krwi wylanej? Ile ciężkich paroksyzmów?... I niejeden wątpi, i niejeden przeciw miłosierdziu bożemu i Matce Najświętszej bluźni... A ja wam powiadam tak: Wiecie, co nieprzyjaciół onych wandalskich czeka? - zguba; wiecie, co nas czeka? - zwycięstwo! Pobiją nas jeszcze sto razy... dobrze... ale my pobijemy sto pierwszy, i będzie koniec".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Sienkiewicza, to irytuje mnie jedynie traktowanie go niczym źródło i dowód rozstrzygający... Natomiast jego rola jako pisarza jest dla mnie nie do przecenienia (od lat się zbieram za tekst o przyczynach dla których nasi chłopi od postawy znanej z "Rozdziobią nas kruki, wrony" przeszli do masowego ochotniczego zaciągu w obronie Niepodległej w 1920... I główną w tym rolę widzę właśnie Sienkiewicza...:))
      Natomiast w tej konkretnej sprawie jest to znakomita ilustracja poglądów szlachty części niemałej i w tem przypadku w zasadzie trudno nawet by się z nią było nie zgodzić, gdyby tyczyła się jednego jedynego konfliktu... Ale ten medal ma dwie strony: zasoby Rzeczypospolitej, które się Zagłobie wydawały niewyczerpywalne, z pewnością takimi nie były i to właśnie Szwedzi je wyczerpali chyba najpotężniej masowymi rabunkami... A bardzo niebezpieczną ślepotą było niedostrzeganie tego i faktu, że nie jedynie przeciw Szwedom trzeba stawać i że nawet jak jeszcze kołdry nastarczy na te sto jeden razy, to na sto drugi już może zabraknąć...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. A nie Sienkiewicza i Matejki?
      Ja Was pazdrawljaju!

      Usuń
    3. Jeżeli ktokolwiek z ludzi pióra naprawdę "zbłądził pod strzechy" to chyba tylko Sienkiewicz, bardziej zresztą może za sprawą gazet, w których drukował Trylogię odcinkami, niż za sprawą edycji książkowych. Ale wielekroć się spotykałem z relacjami o domach w których były dwie książki: Biblia i Sienkiewicz...:)
      Matejkę, żeby odczuć, to trzeba przed tym obrazem stanąć, reprodukcje już tego nie oddają, a w sensie jakiejś masowości odbioru malarskiego, to już bym to prędzej powiedział o Styce...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Kronikarze też ludzie - czasem nieco do faktów dodać musieli... Z różnych przyczyn. :)))
    O zwycięstwach jednak miło się czyta. No i jest okazja do świętowania. :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba! I to jakiego! Wokół grunwaldowej wiktoryi i obchodzonych tam rocznic i inscenizacyj cały już przemysł wyrósł...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Vulpian de Noulancourt15 lipca 2014 22:13

    Parę lat temu podczas agroturystyki mniej więcej sto kilometrów za Wilnem miejscowy obywatel uświadamiał nas [po rosyjsku] z wyraźną przyjemnością o tym, jak to w okresie międzywojennym Warszawa prowadziła politykę ludobójstwa wobec Litwinów, a także o tym, że pod Żalgirisem bezapelacyjnie zwyciężyli Litwini, a nie Polacy, czy jakieś tam wojska sprzymierzone. A przy tym wszystkim mienił się, z miedzianym czołem, naszym przyjacielem, aż musiałem otwarcie stwierdzić, że to wszystko, o czym mówił tylko dla niego stanowi problem, bo nas to w ogóle nie obchodzi. Ludobójstwo? Nieudane, skoro siedzi tu naprzeciw nas. Zwyciężyli? I na zdrowie. Pod Połtawą pewnie też. Zdaje się, że się wówczas trochę obraził.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dziwić się potem, że my się dziwimy, że nas nie kochają...:)) Zdaje się, że się domagamy od niewłaściwych sąsiadów wspólnych komisji dla ustalenia treści podręczników szkolnych...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. wychodzi na to, że Długosz nie kronikarzem był, a raczej bajkopisarzem ;) w Wielki Mistrz w końcu na lepszego trafił przeciwnika, tak musiało być!
    pozdrawiam serdecznie, dziękując za ciekawą lekturę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiar ten zapewne wyszedł mu mimowolnie...:) I raczej z niekompetencji w militarnych sprawach, bo w inszych radził sobie niezgorzej i trudno mu, mimo wszystko, odmówić wielkości... osobliwie jak się porówna z przeciętnym poziomem ówcześnego kronikarstwa w Europie, to Długosz naprawdę przerasta o dwie głowy...:)) Tyle, że ów Jagiełły nie lubił i za bardzo Oleśnickiemu był powolnym, to i też na sądach jego zaważyło, a nie powinno...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Dokładnie to samo było z Jasienicą, uwielbiał Piastów, a Jagiellonów uważał za całkowite zło. Tak to jest z historykami, nie umieją być obiektywni (Gospodarzu - wybaczcie).

      Usuń
    3. To oczywiste, że każdy ma swoich ulubieńców i wręcz przeciwnie... Pytanie na ile jest tego świadom i na ile udaje się mu, mimo sympatii i antypatii, zachować trzeźwy osąd postaci. Dla mnie takim problemem był Wieniawa i jest Marszałek, gdzie jednak uważam, że potrafię dostrzec błędy i wady... Bardziej niebezpiecznym zjawiskiem wydaje mi się zafiksowanie się kogoś na jakiejś teorii, od której potem granatem nie oderwiesz, choćby nie wiem jak była błędna...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Niby wiadomo, że Jagiełło wprowadził inny styl dowodzenia, że miał doświadczenia niebagatelne, ale też i chorągwie którymi dowodził musiały być dość niezwykłe, bo ja rozumiem wesprzeć słabnące szeregi, ale żeby zluzować w czasie bitwy, to już trzeba niemałej eksperiencji, nie mówiąc o tym, że wycofywanie na tyły całych oddziałów nie raz się źle kończyło.
    Ćwiczono wcześniej takie manewry i taktykę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro ucieczka nie wiedzieć jak licznej części wojsk litewskich, jako i ich pogrom na owych wilczych dołach ducha nie załamał, to już dowód najlepszy, że nie byle jakie to było wojsko... Dowód wtóry sam podsunąłeś ową kwestyję zmian wysuwając. Na domysły jeno skazanym, bo źródła milczą o tem, ale nie zdaje mi się, by wojska koronne kiedybądź wcześniej miały tej spraktykować sztuki. Może i Jagiełło tego przódzi na Litwinach gdzie ćwiczył, ale z koroniarzy experiencyję w wojowaniu całemi chorągwiami mieć mogli bodaj jedynie Wielkopolanie, ale ci znów nigdy nie stawali w tak wielkich bitwach i w takiej ciżbie, gdzie pole bitewne walczących pomieścić nie może... Małopolskiemu nie ujmując nic rycerstwu, gdzie każdy z osobna być mógł i najwyborniejszym, przecie experiencyi w wojowaniu i zmianach szyku całemi chorągwiami, po prostu nie mieli gdzie zdobyć... Tandem mniemam, że to co najwyżej przed bitwą być mogło na naradzie z dowódcami omówione, ale w praktyce chyba nie ćwiczone...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Rzecz arcyciekawa dla mnie - też mi nie przychodziły do głowy pomysły gdzie takich doświadczeń nasze rycerstwo mogło nabyć?
      Jest jeszcze kwestia piechoty, która wg Sienkiewicza miała przeważyć wyniki bitwy, a której to Ty w ogóle nie bierzesz pod uwagę, a jak Długosz to nie wiem.

      Usuń
    3. Bo też i za Kuczyńskim przyjmuję, że owa w bitwie nie ważyła, pomimo tego, jakby jej Matejko nie malował cudnie...:) Choć najpewniej się wielce przydatną pokazała przy zdobywaniu krzyżackiego obozu...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. ~ stary bosman

    Panie Wachmistrzu

    To tylko i wyłącznie ciekawostka . Tak też ją proszę potraktować. Dnia 13 lipca 1410 ( niedziela ) wojska Jagiełły spaliły zamek krzyżacki w Dąbrownie ( obecnie Dąbrówno),zwalniając gmin, a zatrzymując w niewoli mnichów krzyżackich, szlachtę oraz ziemian, bo taki był rozkaz. Długosz podaje, że tej nocy ( z 13/14 lipca), podczas pełni ( faktycznie brakowało do niej dwa dni, gdyż miała miejsce 16 lipca 1410 o godz. 9,21)), przez obóz krzyżacki von Jungingena ( okolicach Stębarku ) miał przejść gwałtowny wicher, który powywracał ich namioty, stąd nie spali noc całą. Natomiast w obozie królewskim dostrzeżono przesuwającą się na tarczy księżyca bitwę między królem a mnichem, która trwała czas jakiś. W końcu król mnicha pokonał i strącił z księżyca na ziemię. Zjawisko to komentowano w obozie, wielu potwierdziło, że było świadkami, w tym Bartosz, pleban kłobucki, nadworny kapelan królewski, Długosz nie ma swojego zdania, wskazuje, że mógł to być obraz wymarzonego zwycięstwa, albo widziadło wywołane stanem wewnętrznym umysłu, czy też zjawa jakaś tajemnicza. Po bitwie, ci z zakonnych wojsk, którzy przeżyli, opowiadali - a nie była to baśń płocho uklecona, ale powieść dowodnie i wszędy powtarzana, że przez wszystek czas trwającej nazajutrz bitwy z Krzyżakami ( miała miejsce we wtorek wedle kalendarza juliańskiego ), widzieli ponad wojskiem Polskiem osobę w stroju biskupim, która błogosławiła Polakom i walczących ciągle podnosiła w boju, niewątpliwe obiecując im zwycięztwo. Poczytano to za cud prawdziwy, który króla o przyszłem zwycięztwie upewnił.

    z wyrazami uszanowania


    PS Komentarz identycznej treści pojawił się był wcześniej, ale przy innej notce. W toku konsultacji uznano, że tu będzie jej też twarzowo.

    OdpowiedzUsuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)