22 maja, 2016

O dawnej soli opowieści część ósma...

   Przyjdzie niepomału kończyć onej naszej solnej opowieści, której żeśmy tu już części niemało popisali  (IIIIII , IV , V VI , VII),  co nie znaczy, że nam ta thema nie wróci gdzie jeszcze jakiem poboczem. Dziś atoli rzec nam przyjdzie o bodaj najsmutniejszych dla żupy wielickiej czasach, gdy owa podupadła sielnie za przyczyną regresu powszechnego i wojen ustawicznych, nie na tyle jednak, by w ośmnastowiecznej świadomości Rodaków owej nadal za szczególny skarb narodowy nie uważać... Temuż, gdy onej Austryjaki za pierwszem rozbiorem zawłaszczyły, żal był powszechny i niemałe nadzieje rozbudzone de novo, gdy się pokazało, że cesarska kamera więcej się widać profitu spodziewa, wielickiej soli komu w pacht wypuściwszy, niźli samemu wpodle niej staranie mając. Podjęto zatem starania, by onej arendy na polską obrócić korzyść, aliści co z tegoż wynikło, niechaj nam lepiej własnem słowem Xiądz Kitowicz opowie*:
  " ...Kortycelli, ród swój z Kurlandii wywodzący, indygenatem szlachectwa polskiego zaszczycony, z młodu w regimencie gwardii pieszej koronnej od kadeta prostego do rangi kapitańskiej służący, z którego regimentu wyniść musiał, z przyczyny, iż nabywszy choroby francuskiej, dręczącej go przez lat kilka, przesadzony merkuriuszem**, z prostego i dorodnego mężczyzny stał się mocno garbatym. Tego garbusa, w szulerniach i miłosnych intrygach sprawnego, przyjął król do swej konfidencji***[...]
    W roku 1788 użył król tego swego faworyta za plenipotenta z wyroku Rady Nieustającej do zaarendowania na skarb Rzeczypospolitej soli wielickiej. Lecz ten minister, sprawniejszy w kopalniach miłosnych niżeli solnych, zabawiając się po kafenhauzach i szulerniach wiedeńskich, nie dał należytego baczenia na kamerę ekonomiczną cesarską, w której tę sól, Polakom, jako niedawną ich własność, przyobiecaną, minister pruski na swego monarchę przerabiał i za gnuśnością Kortycellego przerobił (nabawiwszy Rzeczpospolitą milionowej szkody - przypis Kitowicza). Skądinąd zaś padło na Kortycellego porozumienie (podejrzenie - Wachm.), iż się on dał przekupić piącią tysięcy czerwonych złotych. To porozumienie na tym się wspiera, że Rada Nieustająca warszawska pisała do Kortycellego po dwa razy, przestrzegając go, aby dobijał targu, ponieważ ma wiadomość z Berlina, że król pruski stara się sekretnie o arendę tejże soli. Kortycelli odpisał Radzie, iż nie jest to prawda, iż on ma dobre oko na ten interes, który z wolna, nie nagle traktując, dobije z lepszym pożytkiem dla Rzeczypospolitej. Gdy się dowiedziała Rada Nieustająca o kontrakcie zawartym z królem pruskim, wielce była urażona na króla, że takiego łotra podsunął do interesu tak wielkiej wagi dla kraju. Król sam udawał dużo urażonego. Posłano od Rady Kortycellemu rozkaz, aby natychmiast stawał przed nią do dania sprawy z takowej czynności. Lecz Kortycelli długo nie stanął, choć był naglony rozkazami. Stanąwszy na koniec po zniesieniu Rady**** i pokazawszy list jeden królewski, zbył się wszystkiej surowości. Domyślać się należy, że król polski, zawsze grzeczny dla ościennych monarchów, ujęty od króla pruskiego, kazał Kortycellemu tak rzeczy robić, aby się sól dostała monarsze pruskiemu. Sejmowi zatem marszałkowie, nie wiedząc, jak by z królem postąpić o taką winę, mającą w wspólnictwie drugiego mocnego winowajcę króla, woleli rzecz zatrzeć milczeniem niż daremnym rozcierać ją hałasem, który nie przyniósłby żadnej za poniesioną szkodę nadgrody. A do tego nie wypadało temu przyjacielowi żałować soli, który już wtenczas wyciągał rękę do aliansu z Polakami, wkrótce przybitego."
    Tyleż Kitowicz... Dodać wypadnie, że nienawiść ku Kortycellemu i przekonanie powszechne o zdradzie długi miało żywot, gdyż w lat siedm dziesiątków później Józef Korzeniowski swej pisząc dramy "Wąs i peruka" jednem z bohaterów negatywnych Kortycellego czyni, zaś pozytywnemu Wojewodzicowi tak się każe tłomaczyć Starościnie z afrontu Kortycellemu uczynionego:"Ale nie moja wina, mościa Starościno dobrodziko, że się pan szambelan tak śpieszył i musiał przeskoczyć przez moją szablę, która się przypadkiem podniosła. Żałuję tylko, że się to stało na progu jaśnie wielmożnej Starościny. Gdzie indziej to bym tego intryganta, który nam Wieliczkę przeszachrował, przez kij przesadził."
   Kończąc tejże noty dwóch słów od się dodać bym pragnął. Primo, Czytelników upraszam baczenie obrócić na sprawność zdumiewającą Rady Nieustającej, naszego najpierwszego prawdziwego rządu, takoż i wywiadowców dla niej w Prusiech pracujących, co z relacyi Kitowicza jawnie wynika. Tem to ciekawsze, żeśmy ciała tego nawykli od czci i wiary odsądzać, a już spółcześni zwali je Zdradą Nieustającą. W polityczne tutaj cyrkumstancyje nie nadto może wchodząc, dokazać jeszcze poprobuję, że jeśli o ekonomię idzie, to wielgich wtedy położono zasług...
   Secundo, by Lectorowie to mieli na względzie, że rzec, by Xiądz Dobrodziej, zgoła niechrześcijańskim do króla pałał afektem, to potop nazwać wody nieznacznym przyborem... Nie dowierzam ja tejże, między wierszami imputowanej, zmowie zdradą pachnącej. Więcej mi myślić o znanej słabości 
charakteru króla jegomości do swych faworytnych, a że może i post factum dla sprawy niebacznie zaprzepaszczonej obmyślona wymówka, że się to kosztem naszem miało pokazać, by alians z Prusami przeciw Moskwie zawiązać...*****
___________________

* "Pamiętniki, czyli Historia Polska". Z wydania PIW-owskiego (Warszawa 1971) str.334-336
** Kitowiczowi idzie o ówcześnie praktykowane leczenie kiły rtęcią (której jego zdaniem Corticelli dostał zbyt silne dawki), a który to sposób w odniesieniu nie tylko do owego królewskiego faworyta, zasadnie przypomina o słuszności proverbium, że lekarstwo czasem od choroby gorsze...
***W tem miejscu Kitowicz przypisu czyni, w którem tłomaczy, że Stanisław August na to był uczynił Corticellego swem generał-adiutantem, gdyż ów "najlepiej królowi imci dopomagał do rozkoszów, jeżdżąc po cudzych krajach kosztem królewskim i sprowadzając mu najurodziwsze kobiety."
**** przez Sejm Czteroletni w 1789 roku
***** którego pokłosiem krótka chwila nadziei na uniezależnienie się od Jekatieriny i reform garstka, w tem sławetna Konstytucya 3 Maja...



                                  ................


15 komentarzy:

  1. Panie Wachmistrzu!

    Szymon Corticelli był kawalerem orderu św. Stanisława. Ustanowił go 7 maja 1765 agent rosyjski, zarabiający krocie na każdym rozbiorze Polski. Zwany przez carycę Katarzynę " woskową kukłą ", a przez jej ministrów " plenipotentem Rosji". Stanisław Poniatowski ( żaden tam August, bo to imię nadał sam sobie ), fundator obiadów czwartkowych, Łazienek, światły mecenas kultury, "król Staś". Umyślił sobie chłopina, że order będzie nadawany osobom odznaczającym się cnotą pobożności, a zarazem zasłużonym dla Polski. Miał być symbolem troski o wartości chrześcijańskie i duchowe, a także narodowe i patriotyczne, nadawany osobom zawsze pamiętającym o drugim człowieku, jego życiu materialnym i duchowym. Nadawano go w dniu 8 maja każdego roku. Dewiza tego orderu brzmiała " Nagradzając zachęca ". Nagradzanie zdrady zawsze zachęcało do owocnej kontynuacji. Faktem jest, iż order ten stał się orderem imperium carów. O dobrym królu pieją do dzisiaj legendy, mocą których on chciał dobrze,ale miał obiektywne przeszkody.

    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już chyba Bosmana Jegomości o stosunek do naszego ostatniego króla pytać nie muszę...:) Mój podobnie mało dlań chwalebny, ale może nie tak ostry. Zda mi się bowiem, że Wasza Miłość, podobnie jak Rodaków większość, imaginuje w niem mieć króla z prawdziwego zdarzenia, z wszytkiemi z tem powiązanemi nadziejami ówcześnemi i zawiedzionemi naszemi. Tem zaś czasem ów był poniekąd w roli pasażera samolotu, którego na pilota wybrali, bo piloci rzeczywiści, przypuśćmy że zginęli i oto mamy człeka, który do roli pełnionej nie dorósł, nie ma wiedzy, siły, ni kwalifikacji, ale pilotować musi, bo to ostatnia jest, wątła bo wątła, ale jeszcze jednak nadzieja, że się ten aeroplan nie roztrzaska... I proszę pod te cyrkumstancyje, co pilotów ubiły, podłożyć woli imperatorowej jako czynnika decydującego i zabójczego... My go sądzimy jako naszego króla, a on był tylko takim cżłowiekiem w fotelu pilota i raz na czas go przecie porywała nadzieja, że jednak da radę...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Ja z tego zrozumiałam tylko, że imć Kitowicz króla czemuś strasznie nie lubił. A niedawno słuchałam audycji o książce Hena "Mój przyjaciel król" i zamierzam przeczytać. Miał być jeszcze program o Stanisławie Auguście z udziałem historyków, ale zapomniałam kiedy i coś mi się wydaje, że przegapiłam :-( Z wywiadu z Henem pamiętam jedno, ze owszem był kochankiem Katarzyny, ale jeszcze wtedy, gdy ani on nie był królem, ani ona carycą. Za to po wstąpieniu na tron nigdy już do takiej alkowianej komitywy nie dochochdziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjdzie mi, widzę, wziąć wreszcie byka za rogi, znaczy się Stanisława Augusta i napisać co o niem, bo prawda, żeśmy mięli takiego Michała Korybuta, czy Augustów obu, co ich nawet na obiady czwartkowe nie było stać, ale to jednak trochę przymało... Kochankiem Katarzyny później już nie był, bo to ona nie myślała o kontynuacji romansu, on na pierwsze hasło, że mogliby się spotkać i... któż wie, co on tam sobie wtedy roił, w każdym razie popędził przez całą Polskę i pół Ukrainy,byle się tylko w Kaniowie znów spotkać. I czem o tem dumam więcej, to mniemam, że ów jej pokochał prawdziwie straszliwą miłością sztubaka nieledwie, z której się przez całe swoje życie wyzwolić nie umiał... lub nie chciał... Na nasze nieszczęście... A ona rozgrywała ten afekt na zimno, z całą bezwzględnością wykorzystując go aż do granic śmieszności i upodlenia, a nawet poza nie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Notario! Może i Kitowicz króla Stasia nie cierpiał. Jego prawo. W pracy prof. Emanuela Rostworowskiego " Ostatni król Rzeczypospolitej" jest cały przegląd dokonań Stanisława Antoniego Poniatowskiego.. Co prawda nie znajdziesz tam informacji o tym, że rozpoczęli zgłębianie wzajemnych gustów od sylwestrowej nocy 1755. Trwało to, bo 20 grudnia 1757 urodziła im się córka Anna (zmarło dziecko 16 marca 1759 ) . Związek był kontynuowany, o czym zaświadcza awantura jaką urządził książę Piotr, małżonek korpulentnej Niemeczki, w dniu 6 lipca 1758, gdy ich zastał in flagranti. Franciszek Ksawery Branicki mężnie bronił kochanków. I chyba skutecznie, bo Staś sięgnął głęboko do szkatuły, a Kasia wydawała córeczkę za Branickiego. Natomiast sama praca Profesora jest warta przeczytania.

      Usuń
  3. Po długotrwałej kuracji rtęcią umieszczano chorych w gorących piecach, aby się dobrze wypocili (znalazłem tę wiadomość w wikipedii). I wreszcie zrozumiałem dlaczego Rozalkę (siostrę Antka) wioskowa znachorka kazała do gorącego pieca chlebowego wsadzić.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja myślałem, że dlatego, że jej nie lubiła...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Ciekawym jest też, czy:
      1. Małoletnia, w końcu, Rozalka, została już (używając języka kresów) "wybadziana" przez sąsiadów tak dokumentnie, że była chora na syfilis.
      2. Znachorka uznała, że brak syfilisu o niczym nie świadczy, a wygrzewanie w piecu nikomu jeszcze nie zaszkodziło, więc trzeba chorej taką właśnie kurację zaaplikować.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Małoletnia ? Jeszcze głupie ćwierć tysiąca lat temu byłaby do małżeństwa i macierzyństwa jak nic zdatną... Poza tem przecie wiadomo, że te rtęciowe wszelkie paśkustwa to miastowe wymysły, a lud prosty "leczył" francę poprzez "zbycie jej na dziewicę", do czego jak rozumiem Rozalka się nadawała akuratnie, zasię poprzez zapuszczanie kołtuna, noszenie na szyi ołowianej blachy lub ołowianego krzyża i picie koziego mleka, w którem uprzednio zanurzono rozpalone żelazo... Jak sam widzisz: żadna z tych kuracyj pieca chlebowego nie wymagała...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. A tu coś kawaleryjskiego: http://nockultury.pl/events/zwiazki-lublina-z-kawaleria-spotkania-prezentacje-wystawa/

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielce mi to miłe, osobliwie, że szczególnego to się pułku tyczy, 25-go Ułanów Wielkopolskich, pułku Dziadka mego...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Jakoś tego króla nie darzę sympatią. Zresztą wiadomo, dla mnie tylko jeden władca się liczy...:)
    W tych kropeczkach podobał mi się strój króla - szczególnie buty.:)))
    Lubię też "Historię bez cenzury"...:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko jeden?:)) To już Bolko sobie na ten zaszczyt nie zasłużył?:))) A buty, owszem, owszem... przynajmniej dopóki nie trzeba w nich chodzić...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Bolka doceniam, wielkości mu nie odmawiam, ale jakoś go nie lubię.:)))
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    3. No cóż... ma Bolko pecha:))))))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)