Otoż wiersza, pod temże tytułem, pióra patrona paginy naszej, Wieniawy-Długoszowskiego, rad bym Czytelnikowi Miłemu, przedstawić... z tąż supliką pokorną, by słów Onego spamiętać, a chocia klimatu wiersza tego...jako za dni parę przyjdzie nam rocznicy śmierci Autora obchodzić...:((
O żywocie Onegoż szczery mam zamiar przez dni najbliższe jeszcze krzynę pisać, tu się godzi jeno ze dwa słowa rzec o tem, kiedyż wiersz ten powstał... Ano, gdzieści latem Anno Domini 1938, w każdem razie po tem, jako Wieniawa czuł się przymuszonym z wojska odejść i z ukochanym 1 Pułkiem Szwoleżerów się pożegnał 14 maja tegoż właśnie roku, a przed tem zaczem w ambasadory był postąpił... O nastroju autora rozmyślając, pomnić proszę, że Onemu od maja 1935 niemal bez ustanku było ze śmiercią po sąsiedzku. Najpierw Komendant przezeń tak ukochany, któremuż właśnie Wieniawa całego pogrzebu nadzorował i osobą własną w czas pogrzebu dowodził wszytkiemi reprezentacyjami pułków jazdy naszej; w lipcu rok później w katastrofie lotniczej ginie jeden z najbliższych Mu druhów - generał Orlicz-Dreszer, z którym razem poczynali ułańskiej karyery u Beliny... A i tego nie dosyć: wkrótce pomiera mu siostra, coż ją miłował wielce... Tedy i nie dziw, że w końcu strofy pierwszej rzecze, że tego już dość...
"Przeżyłem moją wiosnę szumnie i bogato
Dla własnej przyjemności, a durniom na złość,
W skwarze pocałunków ubiegło mi lato
I szczerze powiedziawszy - mam wszystkiego dość...
Ustrojona w purpurę, bogata od złota
Nie uwiedzie mnie jesień czarem zwiędłych kras,
Jak pod szminką i pudrem starsza już kokota,
Na którą młodym chłopcem nabrałem się raz.
A przeto jestem gotów, kiedy chłodną nocą
Zapuka do mych okien zwiędły klonu liść,
Nie zapytam o nic, dlaczego i po co,
Lecz zrozumiem, że mówi: "no, czas bracie iść".
Nie żałuję niczego, odejdę spokojnie,
Bom z drogi mych przeznaczeń nie schodząc na cal
Żył z wojną jak z kochanką, z kochankami - w wojnie
A przeto i miłości nie będzie mi żal...
Bo miłość jest jak karczma w niedostępnym borze,
Do której dawno nie zachodził nikt,
Gdzie wędrowiec wygodne znajdzie czasem łoże,
Ale - własny ze sobą musi przynieść wikt.
A śmierci się nie boję - bo mi śmierć nie dziwna
Nie siałem na nią Bogu nigdy nudnych skarg
Więc kiedy z śmieszną kosą stanie przy mnie sztywna
W dwu słowach zakończymy nasz ostatni targ.
W takt skocznej kul muzyki, jak w tańcu pod rękę
Włóczyłem się ze śmiercią całkiem, "za pan brat"
Zdrową głowę wsadzałem jej czasem w paszczękę,
Jak pogromca tygrysom, którym wolę skradł.
A potem mnie wysoko złożą na lawecie
Za trumną stanie biedny sierota mój koń
I wy mnie szwoleżerzy do grobu zniesiecie
A piechota w paradzie sprezentuje broń.
Do karnego raportu przed niebieskie sądy
Duch mój galopem z lewej, duchem będzie rwał,
Jak w steeplu przez eteru przeźroczyste prądy
Biorąc w tempie przeszkody z planetarnych ciał.
Ja wiem, że mi tam w niebie z karku łba nie zedrą,
Trochę się na mój widok skrzywi Święty Duch,
Lecz się tam za mną wstawią Olbromski i Cedro,
Bom był jak prawy ułan: lampart, ale zuch.
Może mnie wreszcie wsadzą w czyścu na odwachu
By aresztem... o wodzie spłacić grzechów kwit,
Ale myślę, że wszystko skończy się na strachu
A stchórzyć raz - przed Bogiem - to przecie nie wstyd.
Lecz gdyby mi kazały wyroki ponure
Na ziemi się meldować, by drugi raz żyć
Chciałbym starą wraz z mundurem wdziać na siebie skórę,
Po dawnemu... wojować... kochać się... i pić
O, dziękuję za ten wiersz. Bardzo sprawny warsztat poetycki, nie dziwota, że go Skamandryci - nie tylko pewnie z tego powodu - do kompanii przypuścili. A zawołanie żyć durniom na złość doprawdy podoba mi się! Olbromski i Cedro jako patroni, no, no! Piękny wojak :-)
OdpowiedzUsuńnotaria
O pięknie się nie wypowiem... ostawię rzecz niewiastom:) Jeśli o Olbromiskiego idzie i Cedrę, to zda mi się, że to herosi imaginacyją pisarską zrodzeni powinni o względy prawdziwego zabiegać, nie odwrotnie:)
UsuńKłaniam nisko:)
A skąd?! Literaccy bohaterowie nie potrzebują patronów. Toteż z powodzeniem mogą sami w tej roli wystąpić. A bo to mało było Kmiciców, Zawiszów i inszych podobnych konspiracyjnych pseudonimów w czasie wojny?
Usuńnotaria
Nawet i już w tej pierwszej... Jeden z bliskich Wieniawy przyjaciół, po przybraniu sienkiewiczowskiego przydomka, zasłynął jako Kmicic-Skrzyński...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Piękny wiersz, poprawił mi samopoczucie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTom rad temu wielce, podobnie jak i wizycie Waćpani:)
UsuńKłaniam nisko:)
1. Dzięki poszukiwaniom słownictwa odkryłem takie pojęcie jak "hyrda", ale z tym "steeplem" dalej mam kłopot.
OdpowiedzUsuń2. No to bohater tych not jeszcze dwa lata z tym stanem ducha się nosił. Chyba to prawda, że ludzie przyzwyczajeni do sukcesów często są psychicznie słabi.
Pozdrawiam
Ad.1 Mniemam, że trzeba tego rozumieć jako skrótu od steeplechase, jako Angielczyki zowią rodzaj końskiegu biegu z przeszkodami po płaskiem...
UsuńAd.2 Ale bo też i życie mu nie szczędziło ciosów niemało... Bardzo tu chciałbym byśmy się zrozumieli należycie: od lat Go próbuję zrozumieć, bo decyzja o śmierci z własnej ręki jest mi tak z gruntu obcą, że wręcz niepojętą... Ale może to tylko znaczy, żem jeszcze nie był nigdy w terminach tak srogich, że myśl o tem się jedynem wyjściem zdaje?
Kłaniam nisko:)
Wiersz wspaniały, lubię czytać poezję, bo czasami ma mało słów, a dużo treści. Co do koni, to lubię te zwierzęta za mądrość i przywiązanie. Kilka lat temu, szwagier mój jechał na koniu przez las i osunął się z konia nie żywy. Koń nie odstąpił go ani na krok, stał, dopóki straż leśna ich nie znalazła. Wierne zwierzaki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKomentująca ongi na mem dawnem blogu Babka z Gdyni, co tam towarzystwem zawiadywała hippicznem, podobnej ongi powiedała historyi, jeno tam zda się, że koń jeszczeć i jakiego szukał dla swej pani salwerunku...
UsuńKłaniam nisko:)
Czołem, waszmości Wachmistrzu!
OdpowiedzUsuń"A stchórzyć raz - przed Bogiem - to przecie nie wstyd."
Zaiste - nie wstyd.
A przyznać się do tego "tchórzostwa" i nazwać je po imieniu - to bohaterstwo.
Oj, coś czuję, że będę tu zaglądał częściej.
Pozdrawiam
Prawyś, Asan :) A żeby tego docenić umieć, to i samemu trzeba mieć za sobą experiencyi tak w jednym, jak w drugim... Witam Waszmość Pana w moich skromnych progach, niepomiernie rad z Waścinej "groźby":)
UsuńKłaniam nisko:)
Niby brak strachu przed śmiercią, a jednak chęć dalszego życia.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
A czyż to nie ludzkie?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Jak najbardziej ludzkie. Ciekawa jestem, jak to było ze śmiercią generała Petelickiego.
UsuńGorąco pozdrawiam.
A to wie jeno ten, co mu tej śmierci zadał, luboż on sam, jeśli z ręki zginął własnej... Ciekawość jakże tego ordynariat rozstrzygnął polowy, skoro miał z kościelną asystą pogrzebu, jako zwyczajnie zmarli...?
UsuńKłaniam nisko:)
Też mnie to zastanawia, innym samobójcom trudno kościelny pogrzeb wyprawić.
UsuńPod wrażeniem tego bloga jestem, ale z historii to ze mnie absolutna noga, więc tym bardziej zaglądać będę:)
Pozdrawiam
Powitać tedy nader miło w progach mych nikczemnie skromnych:) Zda się, że Kościół cosi odmienić w swych poglądach musiał, bom i migawek z Leppera pogrzebu z xiędzem widział był... Atoli, że to mnie w małem jeno zajmuje stopniu, to i szczegóła mi nie nieznanemi pozostają...
UsuńKłaniam nisko:)
"A potem mnie wysoko złożą na lawecie
OdpowiedzUsuńZa trumną stanie biedny sierota mój koń
I wy mnie szwoleżerzy do grobu zniesiecie
A piechota w paradzie sprezentuje broń."
Nie widziałam opisu pogrzebu, ale sądząc po okolicznościach i miejscu śmierci wizja ta tak zwanym "pobożnym życzeniem" pozostała.
Na nowojorskiem cmentarzu jedynia była ta piechota (choć obca) prezentująca broń, ale i salwę honorową strzelająca... Na lawetę i konia musiał czekać pół wieku, do pogrzebu drugiego, na krakowskich Rakowicach...
UsuńKłaniam nisko:)
to jednak się doczekał!
UsuńCo prawda nie szwoleżerów, a spadochroniarzy, ale upewniam, że duch w nich ten sam...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Jeśli taki autorytet jak Notaria wypowiada się o tym wierszu z uznaniem, to z pewnością jest on wspaniały.
OdpowiedzUsuńA ja, ponieważ oczy mam często na mokrym miejscu, więc sobie łezkę jedną, albo dwie uroniłam....
Piękny wiersz, kilka razy go przeczytałam.
Dziękuję.
W najśmielszych snach bym się nie ośmielił opiniom zanegować fachowym...:) Choć sam się na rymach znam jeno cokolwiek lepiej od kury o pieprzu się wypowiadającej...:)
UsuńKłaniam nisko:)
przedni wiersz i delektować się onym można jak najprzedniejszą potrawą ..
OdpowiedzUsuń---------
z przyjemnością wielką podaję adres pod którym Wozownię odnależć można :
http://wmalinach.bloog.pl/id,331089039,title,MOWIA-WIEKI,index.html
Bóg Zapłać:) Wielcem WMPani obligowany:)
UsuńKłaniam nisko:)
Witaj mości Wachmistrzu.
OdpowiedzUsuńJa już bez mała do waszmości dwa lata zglądała, ino komentarza nie dała. Dzisiaj powiedziałam - dość już tego, czas ujawnić się, przecie ja nie szpieg. A wiersz pięknym jest i zawładnął mną. Myśleć będę o nim, chyba całą noc ...
Mocium panie chcę zaprosić również Ciebie w skromne progi me.
Namiary podając swe :)
http://jaga-babciaradzico.blogspot.com/
Serdeczności zostawiam.
Zaliż to się mię tak lękać należy? Czy ja kanibal jaki?:)) Wielcem rad tedy, że gość tak kulinariami swemi w tem światku sławny,moje nawiedza progi, zaszczytu mi czyniąc:) Bóg zapłać za inwitacyją, która nie wiem, czy mi akuratnie na zdrowie wyjść może, bom dla nieruchawości przez medyków zaleconej, jadła musiał sobie skąpić, bym nie obrósł jako pączek na maśle... Uboczne tegoż effecta, żem ustawicznie głodny i koń ma szczęście, że w stajni daleko, bobym mógł z kopytami...:)) A wizyta u Waćpani póki co niechybnie mi apetytu jeszcze przyda...:((
UsuńKłaniam nisko:)
Oj tam zaraz lękać się miałam :) Po prostu tak sobie myślałam gdzie ja tu do Waszmości z garami się będę pchała w pańskie progi ...
UsuńNo i właśnie,a jeszcze tym bardziej jak jadła musi sobie skąpić. No i tu cały jest ambaras.
Serdeczności zostawiam.
Jakie znów pańskie? Ja prosty wachmistrz jestem, z nieherbowych włościan się wiodący... A jadła skąpienie to moja ustawiczna z wiatrakami walka...:((
UsuńKłaniam nisko:)
oj Wachmistrzeńku miły zdjęcia karawanu nie posiadam w swoich przepastnych archiwach.
OdpowiedzUsuńI ja miłością wielką darzę wszelkie powozy, stare pojazdy a nawet wehikuły, z miłości tej wyłączam niestety karawany ... tychże oglądać nawet się boję a o fotografowaniu to już mowy nie ma ... cóż kresowa ze mnie dusza i wszelaki zabobon nie jest mi obcy ;o)) ...
Taż ja za karawanem płakać nie myszlę:) A że prawda iżem afektów jest nostalgicznych wielce za każdem wehikułem dawnem, stąd i pytanie to moje... Kresowa dusza od z górą już, niestety, pół wieku jakie zazwyczaj okolice Wrocławia oznacza, co nie oznacza że się za lwami spod macierzystego ratusza nie tęskni...
UsuńKłaniam nisko:)
Piękna, zadziorna pieśń :)
OdpowiedzUsuńZ ułańską fantazją i odwagą, bez strachu.
O miłości trochę, trochę o zabawie, ale i o wojnie.
Dobrze by się jej słuchało gdzieś na stepie :)
Nie wiem po prawdzie nic o tem, by do tego jaka melodyja była i by tego śpiewano, ale może w rzeczy samej pora najwyższa, by tego dokonał ktoś w takich dziełach biegły...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Z jednej strony ma dośc, ale z drugiej chetnie by to zycie powtórzył takim , jakim ono było.
OdpowiedzUsuńKiedys, kiedy rozmyslałam o śmierci doszłam do wniosku, że kiedy nadejdzie ów dzień chciałabym sobie powiedziec: "Niczego nie załuje, niczego bym nie zmieniła". >)))
Pozdrawiam:))
Ponoć po tym się wyróżnia ludzi, których życie było w pełni szczęśliwym... Ja nie zaprzeczę, że zmieniłbym to i owo, mądrzejszym dziś, tuszę, będąc, niż w on czas, gdym głupstwa czynił... A powiadają też, że gdy człek o powtarzaniu żywota rozmyśla, to znak jedynie, że wielce by chciał do młodości czasów nawrócić...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Jak przeczytałam pierwszy raz "Ułańską jesień''to ogarnął mnie jakiś niepokój i długotrwający defetyzm o zabarwieniu egzystencjalnym.
OdpowiedzUsuńI dziwić się temu nawet trudno, bo raz że zdarzenia trudno między radosne liczyć, a i siła tej poezji jest niewymowna...
UsuńKłaniam nisko:)