Godzi się od razu objaśnić, że nie o
linoskoczkach prawić będziem, a o grodach dawniejszych i o tem, że
w nich staranie miano, by nadto wielu się tem samem nie trudniąc,
sobie wzajem w szkodę nie wchodziło. Idzie, oczywista, o cechy
rękodzielnicze, którem to staranie poruczono. Czego by późniejszymi
czasami złego (częstokroć zasadnie) o tejże instytucyi nie
popisano, przyjdzie uznać, że na średnie wieki wcześne, gdzie nie
nadto wielu jeszcze handlujących po świecie krążyło, tedy i gród
każdy niemal samoistną się jawił całością, wielce to było
kuszące zapanować nad podażą i popytem w mieście... Dodajmyż,
że do jakiego XVI stulecia nader skutecznie... Gorzej, jako i dziś
koncepta takie, w formach przeróżnych, co i rusz odżywają...
Przyjąwszy, że na gród, dajmyż na to
dziesięciotysięczny, ku któremu może jeszcze i drugie tyle ludu
okolicznego się na jakie poważniejsze sprawunki kwapi, zdałoby się
każdemu jaki nowy pas mieć, bodaj raz na pięć lat sprawiony,
wypadnie może z jakie tysiąc nowych pasów na rok... I jakoby tych
pasów pozwolono dwudziestu pasamonikom i rymarzom czynić, każdy by
najwyżej jednego w tydzień mógł przedać, od czego wolnoż
mniemać, że wrychlej by z głodu pomarł, niźli siebie, familii i
czeladników wyżywił, o taksach i podatkach już i nie
spominając... Przyszli tedy po rozum do głowy i wyliczywszy, że
ich, nie bez szkody dla się wzajem, może być cyfra jaka, takiej we
statutach zapisywali, jako dajmyż ku temu kichlerowie* krakowscy w
1609 roku:
"Naprzód aby mistrzów rzemiosła
kichlarskiego więcej nad 9 nigdy nie bywało, a to dlatego, żeby
cech ten przez zagęszczenie się mistrzów nie niszczał i nie
ubożał, a żeby robotę lepszą robili"
Te o dobroci produktu słowa śmiało możem
za średniowieczne public relations jeno brać, boć z dawna wiadomo,
że na jakość i cenę nie masz jako konkurencyja, a cechom to
zawżdy zarzucić szło, że ów numerus clausus był zaniżany, by
na produkcie ceny więtszej mieć. Szczęściem, że natura próżni
nie znosi, nawet i w tem ułożonem świecie, jako cechowi
przemiarkowali i nadto drogo liczyli, wraz się gdzie na podegrodziu
partaczy więcej zjawiało, towar ten taniej czyniących... A jakoby
majsterkowie nadto zajadli byli, zawszeć jeszcze szło rajcom
miejskim, a w ostateczności i suzerenowi, ceł i rogatkowego
obniżyć, by kupcy przyjezdni tejże konkurencyi łacniej czynić
mogli...
Żem o partaczach tu
już był i pisał, wróćmyż do cechowych... Co najwięcej zawżdy
kwasów czyniło, to między czeladnikami, wyzwolin się doczekać
nie mogącymi, a mistrzami swary... pewno, że każdemu młodemu się
marzyło, by jako najwrychlej na swojem stanąć i swego przedawać,
przecie jako na ten antagonizm odwieczny wejrzeć, nie jako już
probowano, jako na walkę klas:)), jeno onej równowagi mając na
względzie wrychle się pokaże, że był w tem sens głęboki.
Wejrzawszy nawet i na ówcześnego życia
krótkość, cależ już i wojnami, czy zarazami nie skracanego,
byłże przecie czas potrzebny, by mistrzowie dawniejsi naturalną
rzeczy koleją, zestarzawszy się ponad miarę, luboż i pomarłszy,
mieśćca młodszym ustąpili. Owym zasię przez ten czas mus było
się fachu wyuczyć, zasię wpisawszy się do cechu, uzdolnienia swe
wykazać, przedkładając dowód swej sztuki majsterskiej, czyli
majstersztyku (Meisterstück).
By jednakowoż się do cechu móc wpisać, czasu schodziło
kandydatowi niemało, bo tu znów wymagano by ów praw miejskich
pierwej zyszczeł (osobne to kondycyje, turbacyje i ekspensa
niemałe), obabił się, bo nieżeniatych nie przyjmowano, słuszna
czy nie, domniemując, że ów nadto wolnym będąc, za leda jaką
okazyją, może i w świat gdzie ruszyć, tedy nic grodowi to
włóczykiju takim; na koniec by się dobrą sławą wykazał, co
miejscowemu może i fraszka, jeśli nie pijał za często, za
dziewkami nadto jawnie nie gonił, a i w kruchcie go z czasu do czasu
widzieli... Przecie przyjezdnemu takie świadectwo dobrej sławy
czasem i zaporą na lata było, zaczym kto z rodzinnych stron nie
podesłał jakiego od plebana pisania. Jeszczeć i jednej bariery
pokonać przyszło: wpisowego...dodajmyż że wysokiego okrutnie,
temuż właśnie, by go czeladnicy latami składali... I wszytkiego
tego, dodajmyż jeszcze, za dobrą wolą stron wszytkich udział w
tem przedsięwzięciu przyjmujących...
A małoż to dramatów było, jako
czeladnik grosz swój, podług obyczaju, u mistrza trzymający, na
złośliwca trefił, co go oszwabił (tak, tak...celowom tu tegoż
słówka użył, bo w najściślejszej ono korelacyi do cyrkumstancyi
opisywanych!!!), czasem i oskarżył fałszywie o jaką kradzież,
luboż i na nastawanie na cześć pani majstrowej luboż córy
onegoż? Bywało, że czeladnik latami się ku wyzwolinom szykujący,
z nagła się na miejskim bruku, bez grosza przy duszy nalazł...
Bywały i między mistrzami waśnie, jako który takiemu u siebie dał
chleb i kąt; bywały i (o zgrozo!) cyrkumstancyje takowe, że
czeladnik tegoż brzemienia unieść nie umiejąc, targnął
się był na siebie, luboż i na tegoż nieszczęścia sprawcę...:((
Aleć tu już i może nadto daleko dygrysyją odbiegamy, tedy
powróćmyż ku myśli pryncypalnej...
Inszem mechanizmem, co równowagi
strzegł, był roboty między rzemiosła podział, czasem i ad
absurdum doprowadzony, przecie w tejże trosce czyniony, by jedni
drugim chleba nie odbierali... I tak krawcom nie lza było sukni
futrem obszyć, boby kuśnierzowi zarobek odbierali, nożownikom
zbraniano ostrzyć szabli luboż mieczy, by szlifierzom w drogę nie
wchodzili... Czasem to się po dobrawoli ugodziły dwa cechy jako w
Krakowie rymarze z pasamonikami Anno Domini 1365, że pierwsi jeno
cyną pasy wybijać mogą, drudzy zasię mosiądzem, takoż że
pasamonicy nie będą "pasów ruskich**, ni wędzideł" czynić,
za co znowuż rymarze jaki swój towar drobny na kramy pasamoników
dostarczać będą. Czasem jako się zainteresowani ugodzić nie
umieli, rozsądzała ich rada, czasem i burdy temuż towarzyszyły
okrutne, że nieledwie ćwierci miasta w perzynę nie obrócono...
czasem i trup jaki padł, a i na gardle bardziej krewkich
karano...:((
Bywało, że jako był ode ludu napór
nadto wielki i potrzeba prawdziwa, by liczby rękodzielników
uwiększyć, zasię opór cechu był nad miarę wielki, że się
jakich buntujących w regestra jako cech nowy wpisywało; dajmyż na
to z piekarzy się dwa cechy czyniły: piekarzy białych i czarnych.
Toż samo było i z garbarzami, co się na garbarzy, garbarzy
czerwonych i białoskórników podzielili...
Kończąc, godzi się jeszcze i o
inszych mechanizmach spomnieć, jako to liczba uczniów, prawem
mistrzowi dopuszczona (byłoż zwyczajem uświęconem, że starszemu
cechu wolnoż było mieć jednego ucznia więcej nad mistrzów
inszych)***. Dozwalano takoż przyjąć ucznia nowego, jako jeden ze
starych się ku wyzwolinom kwapił i był tegoż bliski. Cechy też i
o liczbie produktów dozwolonych na targu cotygodniowem
wystawiać rozstrzygały, takoż o godzinach pracy (by jeden mistrz
więcej nad drugich nie wyprodukował), nareście o groszu
czeladnikom płaconym (by wszytkim mistrzom mniej więcej jednakich
kosztów uczynić).
____________________________
* piernikarze
** przy staraniu całem żem, niestety, nie
doszedł, czemże te pasy szczególne być miały:((
***statuty dopuszczały możności czasowego
zwiększenia tej cyfry, jako się któremu okazjonalnie obstalunek
duży trafił, luboż za zdarzeniami extraordynaryjnemi (koronacyja
czy pogrzeb królewski) się ciżby niemałej spodziewano...