25 października, 2015

O drogach żelaznych i onych, dla żywotności imperiów, znaczeniu...

   Trafiło mi się czas jaki temu pobiesiadować ze znajomkami paroma, w tem jednem, co za morze z górą ćwierć wieku temu ujechał i odwiedzić przyjechał ojczyzny dawnej łono, aliści w dyspucie żem nie druha miał dawnego, a jakiego ognistego patryjoty spod znaku gwiaździstego sztandaru, któremu nieledwie mózg tam na nice wywrócono.
    Posłyszawszy raz już nie wiedzieć który, że tam cukier słodszy, a cytryny kwaśniejsze, a świat bodaj cały dzień w dzień się winien za onych pomyślność modlić i bogom wszelkim dziękować, że istnieją, bo jeno dzięki tej jegoż ojczyźnie nowej kula ta ziemska nasza jeszcze jako tako prosperuje i może nie zginie marnie, nie zdzierżyłem...
    Przyznaję, że głupotą to było z mej strony niemałą, bom się zapuścił w dyskurs, gdzie z równem powodzeniem bym mógł wywodzić talibowi, Macierewiczowi i Świadkowi Jehowy, że są i racyje insze a że ich niekoniecznie jedyna i pewna... Trudno, stało się...
     O cóż szło? Ano o to, żem wywiódł gościowi, że od starożytności wszelkie niezmierzone, co powstały imperia lądowe, prędzej czy później nieuchronnie ku rozpadowi przychodzić musiały i nie dla jakich tam praw nibyż dziejami rządzących przyczyny, jeno dla najprostszej: że nie idzie sprawnie zarządzać imperium, gdzie z prowincyi jednej ku stolicy kurier miesiąc jedzie, a odwrotnie - jeśli potrzeba - wojsko z jaką ekspedycyją karną, drugich dwu... A jeśli tam nie wojsko słać trzeba, a zboże, bo głód luboż jakie insze nieszczęście to zejdzie i kwartał, czy dłużej.
    Z Pelli Macedończyka, z której ów na świat ruszał i gdzie macierz ostawił, do Babilonu, gdzie koniec końców pomarł, takież właśnie odległości i takież czasy na ich pokonanie konieczne... Nawet, gdyby ów nie pomarł młodo, podbojów dalszych poniechał a administratorem się pokazał równie sprawnym jak wojownikiem, w co nawiasem nie nazbyt dowierzam, bo to rzadko idzie w parze, to i tak mniemam, że rozpad tegoż imperium byłby nieuchronnym. Toż samo o późniejszych rzec idzie dziedzinach Mongołów i Dżyngis Chana, co przecie ku jeszcze większym przyszły rozległościom i podobnie się przecie rozpadły, nawet i pomimo zabiegu nader chytrego, o którem tu ongi pisywał Cypryan Vaxo, jako to napodbierawszy szczekuczkom stepowym onych zapasów, pozyskiwali dla swych wierzchowców czegoś na kształt dzisiejszych redbulów i tajgerów krzepiących, jeno nie w płynie, a w swoistem turbo-sianie:)
   Przeciwnie znowu, wszytkie imperia, co jakiej tam próby czasu przetrwały, policzywszy w to Rzymu dawnego, imperium hiszpańskiego czy brytyjskiego, to miały do siebie, że leżały od mórz nieodlegle i to nie konia chyżość i dzielność rozstrzygała o życiodajnem krwiobiegu ludzi, pieniądza, towarów i czasem wojska, lecz morskich korabiów zwinność i siła. Jeśli znów kto zna jakiego od tejże reguły wyjątku, rad poznam, bo podług mnie nie masz... Kitaj jeden rzecz może odrębna, ale i tam, co nam się być zdaje od tysięcy lat światem odrębnym i jednym, przecieśmy mięli setkami lat epoki królestw odrębnych jak nie pięciu, to siedmiu, jak nie siedmiu, to trzech...
   Ano i tak przyszliśmy ku onej Hameryce, która najpierwszem by była w dziejach imperium lądowem, co się nie rozpadło... Jeno, że nie dla jakiej szczególnej, zdaniem dawnego druha mego, opiece boskiej nad narodem wybranem, jeno dla zwykłego szczęścia i umiejętności wyzyszczenia z pożytkiem wynalazku, co się akuratnie był pojawił na świecie.
   Owoż bowiem kraina ta, wybiwszy się od Angielczyków na niepodległość własną, co niedługo nam każą pewnie na równi z własnym narodowym świętem obchodzić, co by było o tyleż zasadnem, że któż wie czy by z tem bez Kościuszki i Pułaskiego poradzili, początkiem była przecie zapyziałą dziurą świata tamtego, biedną przy tem jako mysz kościelna, gdzie nawet prezydent Adams, Waszyngtonowy następca, latami w błocie się taplał, Białego Domu nie mając wykończyć za co...
    Zaczątki tegoż znanego nam rozmachu i wielkości się poczęły, gdy w wojnie z Albionem Napoleon był z gotowizną w okrutnej potrzebie i rad byłby przedać to i owo za morzem, czego i tak utrzymać nie umiał a i pożytków stamtąd nie oglądał... Pisałżem tu o tem przedaniu czegoś, co ówcześnie Luizjaną zwano, a do której Luizjana dzisiejsza ma się jak świętokrzyskie dzisiejsze do Rzeczpospolitej Obojga Narodów, spominając, że to po dziś dzień niepobity jest rekord w transakcyi gruntowej tak pod względem rozległości, ceny najakuratniejszej kupującemu, jako i rentowności transakcyi samej... Nawiasem ten grosz na zapłatę, tak pilnie Napoleonowi na z Angliją wojnę konieczny... Amerykanie z londyńskich pożyczyli banków...:)*
    Najdalsze z owej ówcześnej "Luizjany" zakątki już nieodlegle Pacyfiku leżały, aliści tak czy siak, poprzez z Meksykanami wojny i cyrkumstancyje insze, w pół XIX stulecia stały już Stany od oceanu do oceanu, a jak to obrachować łacno ze San Francisco do stolicy kraju masz kilometrów tysiąców z górą cztery, a do wybrzeża wtórego niemal pięć, czyli prawie jak w mordę ulał tyle, wieleż miał Macedończyk między granicemi swemi... I uważcież, że od Aleksandra czasów po pół onegoż dziewiętnastego stulecia, mimo wszelkie postępy i nowinki, nadal na lądzie podstawą komunikacyi wszelkiej pozostaje koń i onegoż możności...
     I tegom właśnie znajomkowi wywodził, że jakoby się im na ten czas nie przydarzyła kolej żelazna, której dzięki rozumowi swemu spożytkować na swoje szczęście umieli, tak że już Anno Domini 1869 mięli torów lichych, bo lichych, przecie mięli **, od oceanu do oceanu, to najpewniej dziś byśmy ani o jakich wielkich nie słyszeli Stanach, a jeno o krajach znów kilku na gruzach tamtejszej wielkości wyrosłych, czego ów żadną miarą do rozumu przyjąć nie chciał, a czego najtępsi z indiańskich wodzów w swoim czasie pojmowali wybornie, że dopotąd z blademi twarzami mogli jeszcze wojować mniej czy więcej fortunnie, dopóki na swe ziemie nie wpuścili ognistego konia...
    Nawet jakem się do jednego z najpierwszych o wojnie secesyjnej był odwołał kinematograficznych obrazów, gdzie Buster Keaton w geniuszu swojem ukazał prawdziwego tej wojny zwycięzcę - kolej właśnie, nic to znajomkowi memu nie rzekło, bo z jednej kultury wyrwany, wtórej na tyle nie poznał, poza tem przykazaniem jednem o neofickiej gorliwości wiary swej nowej w wielkość mniemaną...
    A nawiasem tośmy tu i tu już kiedyś wywodzili o tem, że właściwie to w czasach Aleksandra było już wszystko, co konieczne, by kolej utworzyć... Nie było tylko nikogo, ktoby te elementa do kupy pozbierał i w jedną całość złączył...
______________________

* Nawiasem to wejrzawszy na zakupy podobne późniejsze z Alaską na czele, przyjdzie skonkludować, że jeśli jest co w dziejach tegoż imperium od innych odmiennego, to to właśnie, że się po równi rozprzestrzeniało szczękiem oręża, co brzękiem pieniądza... I może w tem jednem jest coś, co nauki warte...

** Osobnej to i może dysputy godne, że się przecie w temże samem czasie i Europa tęgo torami pokrywała, przecie nie w tempie tem samem, co za oceanem. Czemuż ? Najwięcej dla tej przyczyny, że po wypadkach wielu, utarł się w Europie pewien standard kolei budowania, wymagający nasypów, ziemi utwardzonej czy ubitej, podkładów grubych, tłucznia i podsypek, co wodę przepuszczają, do rozmywania nasypów nie dopuszczając... wszystko na to, byśmy bezpieczniej jeździli. Amerykany zaś, w czem im znów może i czasem klimat dopomagał, wymagań nie stawiając nazbyt surowych, mięli tego wszystkiego w rzyci... mosty stawiali drewniane, ichnie podkłady, wbrew temu co dziś czasem na kinematograficznych obrazach o tejże epoce widzicie, więcej deskę grubą przypominały, niźli bale w Europie znane, a tory kładziono nierzadko wprost na ziemi takiej, jakiej ją zastano... Gdyby owi swoich kolei w XIX stuleciu budowali podług równocześnych europejskich standardów, mniemam, że obu oceanów brzegi złączyliby może jako przed pierwszą światową, a kraj drogami żeleźnemi by może jako tam i scalili przed wtórą...

                                                                              .

18 października, 2015

O restaurowaniu Wachmistrza...


   Że mnie akuratnie czeka z rozrywki sprzed lat paru powtórka, tom i Wam umyślił zaserwować powtórki z mojego tamtocześnych przygód opisania:


"Akuratnie jakem ostatnich gderliwostek był pisał ( V), przyplątała mi się jaka przedziwna przypadłość, najpewniej z przedźwigania, że końce palców mi mrowieć poczęły, jak przy drętwieniu, z czem żem się czem rychlej już po jakich dwóch niedzielach wybrał pierwszy kontakt obejrzeć. Owszem, niczego sobie... Kontakt znaczy... Młody, ładny, płci przyjemnie odmiennej i nadobnej etc.etc. Mrowienie niemal zrazu na jej widok ustało, przynajmniej w palcach, aliści znając, że w tem gabinecie siedzieć ustawicznie przecie nie mogę, suplikowałem o jakie remedium.
    Na początek żem dostał zaordynowanej drogi krzyżowej od rentgana do pogana, którą przemyślnie we trzy kolejne niedzieli przebywszy, łaski żem dostąpił uzdrawiającej Uspołecznionej Rehabilitacyi, u której właśnie już ledwo w miesiąc kolejny się dla Wachmistrza audiencyje poczęły... Lekko licząc: wszystkiego trzy z okładem miesiące, co mam sobie ponoć poczytywać za szczęście niemałe...
    Ano i tak chadzam, ze zdziwieniem niemałem odkrywając, że chociem się nie miał za młodzieniaszka, to tam dopiero prawdziwy występy darmo daje Teatrzyk Geriatrzyk... Najpierwszej terapii, a ściślej aromaterapii doznaję ja w izbie, gdzie się przebierać każą i przyodziewę po szafach chować, gdzie się nie sposób jest pozbyć tejże imaginacyi, że się tam cięgiem duch jeszcze unosi wszytkich, co do tej izby kiedybądź weszli, nie wyłączając w tem i tych mularzów, co jej stawiali...
   Nic to, idziem dalej, ku izbom gdzie podłączają Wachmistrza do prądu i kopią nieludzko, mrożą mu pierwszą krzyżową, zasię każą przedziwacznych jeszczeć wyczyniać wygibasów, co z pokorą przyjmuję za grzechy moje, najwięcej jednak dla tej świadomości, że jako by mi się jeszcze pogorszyć miało, to na starość kielicha ni szklenicy nie utrzymam w garści, a to by mą starość uczyniło prawdziwie nieludzką...
    Nawiasem, to jakobym się miał jeszcze reinkarnować kiedy i móc profesyję wybierać, to ja takiego rehabilitanta od ćwiczeń poproszę... Hospody Pomyłuj, taż ja ani myślił do tych pór, że jest gdzie jaka robota na Ziemi, gdzie się człek snuje bez celu godzin osiem, kaw i herbat wypijając przy tem ze dwa morza i jeszcze mu za to płacą! Jedyny mankament jaki w tej profesyi widzę, to konieczność plotek i pogwarek koleżanek i pacjentek wysłuchiwania (nie wiedziec czemu mężczyźni cierpią w milczeniu)...
    Ano i jak tak przesiaduję tam przed lustrem, kończynami dziwacznie wymachując, naprzeciw mnie szereg unieruchomionych stoi bicykli bez kół, na których się przywracają do życia świeżo zmrożeni z chłodni, co Wachmistrza dopiero czeka... Jednaż z owych starowinek raz tam widać pierwszy przyszedłszy, jako się już poradziła na to siodło wdrapać, przedkładała zwierzchniemu nad nami owemu oberobibokowi , że ona tak nie umie przy ludziach, że zawżdy się samojedną na włóczegi wypuszczała bicyklowe... Ów jej na to, by oczu zawarła i imaginowała sobie, że gdzie przez las jedzie, na resztę nijakiej nie zwracając uwagi.
   Poczęła nieboraczka kręcić, aliści czy to dla rozmarzenia jakiego, czyli też dla jakiej słabości własnej, niesporo jej to szło... ot, może jakie pół obrotu za czas, gdy Wachmistrz pływaka na sucho udając już najmniej z pół basenu przepłynął... Nareście gdy stanął przy niej nasz oberobibok i dojrzał, że ona w tej swojej peregrynacyi najpewniej jeszcze do furtki nie dotarła, napomniał ją, by co żwawiej kręciła...
- A na cóż ja się mam wysilać, gdy z góry jadę i rower sam niesie? - zapytała niewiasta rozmarzona z oczami cięgiem zawartemi."


                                                                           .        

15 października, 2015

Rekomenduję...

Torlinowych rozterek o tem, czy Jagiellończyk godziwie Malborga dobył był pieniędzmi i czy do tryumfu miał prawo, jako i dysputy o tem, w czem żem i sam nawet udziału przyjął...
                                                                        .

10 października, 2015

Z kolekcyj Wachmistrzowych III

  W uprzednich tegoż pobocznego cyklu częściach żem swoich pokazał żelazek dawnych, zasię we wtórej cząstkę kolekcji notgeldów, asygnat i pieniędzy namiastkowych, która to nota osobnej swej historii jest wartą dla konsekwencyj przy pisaniu nieoczekiwanych, ale póki co przedwcześnie jeszcze pisać o tem, tandem przyjdzie do wiosny roku przyszłego poczekać, póki rzecz szczęśliwie sfinalizowania nie doczeka.
   Dziś zaś bym Wam ukazać pragnął rzeczy rzadkie, a i u Wachmistrza rzekłbym, że wyjątkowe, bo sami znacie, że na palcach jednej by szło zliczyć ręki, wielem to razy ja po 1945 rok wychodził... 
   Banknoty dwa pierwsze zna z awersu każdy, kto dość lat ma, by nieboszczkę Peerelkę pamiętać...

Ale nie w awersie ich rzadkość i pamiątki historycznej przyczyna, a w rewersie, a ściślej w nieplanowanym przez emitenta dodatku :)

   Przypuszczam zresztą, że niektórzy z Was takich banknotów, jeśli nie mają, to przynajmniej widzieli. Drugiego jednak okazu, jak sądzę, nie widział nigdy nikt, tak absolutną on będzie rzadkością. Nie wiem, kto jest autorem tych nalepek, ale musiał to być ktoś, kto miał dostęp do niezgorszej techniki poligraficznej, jak na początek lat pięćdziesiątych, a i do bibułek tak cieniuśkich, że i dziś, po latach miejsca nalepienia nie sposób dostrzec, ani wymacać, zaś całość zdaje się być z jednej prasy drukarskiej wypuszczoną... No i za sposobnością rzecz zadaje kłam powszechnemu mniemaniu, że czeski czy słowacki ruch antykomunistyczny, to tylko "praska wiosna", Palach, potem długo, długo nic, garsteczka kontestatorów reżimu wokół Havla skupionych i wreszcie "aksamitna rewolucja" w czeskiej celi, która nadeszła w czasie, gdy gmach więzienny już się walił jak długi i szeroki...
   Wymiana pieniędzy, do której nawiązuje anonimowy autor nalepki-odezwy miała w Czechosłowacji miejsce w czerwcu 1953 roku i była to chyba najbardziej złodziejska wymiana z wszystkich podobnych operacji przeprowadzonych w dawnych "demo-ludach". Nawet nasza, o trzy lata wcześniejsza, nie ogołociła tak bezwzględnie ludzi z ich oszczędności... Skoro zaś owa "głodowa korona" ukazała się na pięciolecie tamtych wydarzeń, to zrachować łacno, że był to rok 1958... i jak widać, byli wówczas za naszą południową granicą ludzie, którzy nie zawahali się zaryzykować więzienia i tortur, byle dać świadectwo społecznego sprzeciwu...


























                                                                     .

04 października, 2015

Czasu jesieni zabawa...

     Sięgalim tu już do rozmaitych poradników gospodarskich, pomocą szlachcie naszej siedemnasto- i ośmnastowiecznej służyć mających. Okrom nieśmiertelnego Haura z jego "Oekonomiką ziemiańską" (cytowanego tu już najmniej kilkakrotnie:I, II, III), którego dopotąd nie pofortunniło Wachmistrzowi mieć w całości, mimo że to dzieło więcej jak kilkanaście razy wznawiane, winno być, zda się, więcej dostępnem na antykwarycznem rynku, niźli posiadane "Memoriale Oeconomicum" Teodora Zawackiego, takoż już tu przytaczane *.  
     Po Zawackim swoich wydawali i insi, spośród których najcelniejsze dzieła Anzelma Gąstowskiego, dziś atoli bym do inszego sięgnął autora, czyli Władysława Jeżowskiego, co swego "Porządku zabaw ziemiańskich według czterech pór roku" wydał był Anno Domini 1638 i dziełko owo, dla krótkości często też i "Oekonomią" zwane, cależ niezgorszem się cieszyło wzięciem, najmniej kilku doczekawszy wznowień. Najosobliwsze w tem to, że to plagiat ordynarny (nie mylić z ordynaryjnym:) z "Zabaw orackich" Stanisława Słupskiego z Rogowa, w 1618 roku wydanych i że oryginał najwidniej nie cieszył się wzięciem, przeciwnie do Jeżowskiego, który nawet i litery niewiele odmienił. Edytor bowiem XIX-wieczny pokusił się o różnic zestawienie i owe najwięcej się do interpunkcji sprowadzają, nawiasem przez Jeżowskiego nader swobodnie traktowanej... Czemuż tu zatem Fortuna nie nagrodziła autora prawdziwego, a sprzyjała plagiatorowi? Nie mnie to sądzić... Tem to więcej zajmujące, że niechybnie nie umknie Lectorowi bacznemu, że jako przyjdzie autor do słów o czeladzi niecnotliwej, to i jakobyśmy jakiego bolącego sielnie mieśćca się dotknęli, wraz tu się zleje żółci i moralizowania, by u antałka jakiego szpuntu urwało...

Ale sza!... Zwólmyż nareście samemu Jeżowskiemu na rymy swoje (?), ergo na "Zabawę czasu jesieni":

"Potym gdy obfita jesień do nas przystąpi.
Już gospodarz z inszemi pracami nastąpi.
Stara się aby wszystkiego w czas nagotował,
Żeby czasu zimy w niczym nie szwankował.
Jak pięknie Waga z Wrześniem równo się zgadzają
Tak też ludzie w stanach swych postępować mają
Niedźwiadka naśladować, w ten czas z Październikiem,
Bo ten każe gospodarstwo wieść dobrze we wszytkiem.
Strzelec jako jest omyślny z swym Listopadem,
Zaprawdę te miesiące nam dobrym przykładem.
Sprzątnęliście już z pola, zasiać zaś potrzeba,
Żeby zawsze dostawało w domu waszym chleba.
Spraw na zimę dobrze rolę zbożem zasianym,
Żeby znowu jesień przyszła w wieńcu kłosianym.

Pan Bóg nam wszystkiego dawa, na tej niskiej ziemi,
Szczodrobliwie nas chowa pod skrzydłami swemi.
Za pracę pilną naszą wszytkiego dodaje,
Tylko niech w cnotach człowiek nigdy nie ustaje.
Jesień wino i jabłka dawa rozmaite.
Przynosi nam owoce, smaczne i obfite,
Które zwykli pod ten czas obierać z winnice,
Pozbierawszy z fruktami nosić do piwnice;
Smażyć w cukrze, kminkiem też posypane suszyć,
Dla postów albo wetów, potrzebna rzecz użyć.
Winne grona wyciskać, z winnice zebrawszy,
Słodkie owoce chować z drzewa oberwawszy.
Nuż też i z dębów żoładź , z buków bukiew zbierać,
We drwa się opatrować i pszczoły podbierać.
Zboże na siew gotować, chceszli potym użyć,
Wieprze, barany, woły, od potrzeby tuczyć,
Chłopów dojrzeć, by dobrze młócili w stodole ,
Kiedy będą zboże siać, jedź za nimi w pole.
Wziąwszy ptaka na rękę i psa nie zawadzi ,
Bo panowie zwierzynę jedzą bardzo radzi.

Każ uczyć biegać źrebce i przejeżdżać w kole.
Byś miał naczym poskoczyć chyżo z charty w pole,
Młode wołki nauczyć, w jarzmach zaprawować,
Żeby w rolej umiały chodzić, nie tańcować,
Stawy, sadzawki spuszczać, a drugie narybiać;
W każdej sprawie potrzeba czasu nieuchybiać
Każ jarzyny w ogrodach rozmaite kopać,
Rzepy w polach, potym je do lochów pochować.
Już ziółeczka i kwiecie barwy swe zmieniają,
Już drzeweczka liście swe zemdlałe składają,
Drzewa, choć są potężne, na lesiech szwankują;
I nam każdemu co rok lata swe dojmują.
Już złupione są pola z swojej zieloności,
Pozbeły swojej pięknej, miłej ozdobności.
Chwała Bogu, gdy tobie dosyć uczynieły.
Że cię na zimę hojnie chlebem opatrzeły.
Rozmaitych legumin w spiżarń napełniwszy,
Rozkaż sypać w śpiklerzu zboże namłóciwszy.
Czasem do miasta zawieść, przedać nie zawadzi,
Zleciwszy bogobojnej i dobrej czeladzi ;
Lecz czeladzi życzliwej , tych czasów, nie stało,
Jest kosterów, pijanie, — dobrej bardzo mało.
Przeto panu potrzeba zawsze być ostrożnym,
A wiedzieć komu ufać — dobrym i pobożnym.

Szlachetny ziemianinie, pobożny, cnotliwy !
Sposób żywota twego jako jest szczęśliwy
Ale ci, którzy zawsze w próżnowaniu leżą,
Jako z proce kamienie, grzechy do nich bieżą.
Mądry to każdy człowiek, co się pracy imię,
Bo ten głodu nie uzna, tak lecie jak zimie.
Każdy gospodarz pilny prędko się wspomoże.
Bo takiemu łaską swą pan Bóg dopomoże.
Kto się umie miarkować z postępkami swemi ;
Zaprawdę, już tych czasów, takowych niewiele.
Dziwna rzecz, że obmowców, wszędzie bardzo wiele,
Lecz jako czerw zły drzewu , gdy go zewsząd toczy,
Tak przyjaciel nie mówiąc co go boli w oczy.
Ale niemasz , wiecie , w tym żadnej wątpliwości ,
Aby miała być cnota bez jakiej zazdrości,
Bo jako cień , gdy ciała zawsze naśladuje ,

Tak za cnotą, przeklęta zazdrość postępuje;
Więc siła jest takowych , co swą łagodnością
Oszukają, — przestrzegam — zdradliwą chytrością.
Kiedy czują , że co masz , to cię radzi widza ,
Wytrzasnąwszy kaletę potym z ciebie szydzą,
Tak zawsze miejska przyjaźń bywa osobliwa,
Nie jednemu się da znać, bardzo jest szkodliwa.
Przeto radzę, by każdy miał swoje na pieczy,
Chceli sam żyć w pokoju i mieć swoje rzeczy
W cale, żebyś nie zażył o swoje trudności,
Bo teraz między ludźmi siła odmienności.
Ale jako takowym pan Bóg to nagradza,
W niwecz wszystko obróci — tak fortuna zdradza.
Wszytko się czasu swego wywróci na nice ,
Bo takowym zakryte boskie tajemnice.

Jako naszy przodkowie , o których słychamy ,
Jako żyli szczęśliwie, gdy onych czytamy,
Niedziw, że teraz w Polsce cnoty bardzo mało,
Bo prawdziwych Polaków u nas się przebrało.
Gdyby naszy dziadowie teraz z martwej wstali,
Pewnieby wnuków swoich nie zaraz poznali,
Teraz się wszyscy ludzie na świecie zbiesieli ,
Zaczym też wszelkie rzeczy dobre się zmienieły.
Przed laty ludzie byli dobrego żywota,
Dawał im Bóg wszytkiego prawie przez (bez-Wachm.) kłopota,
Teraz drugi pracuje, i we dnie, i w nocy,
Darmo to, kiedy niemasz od Boga pomocy.
Bądź bracie bogobojnym, jeżeliś cnotliwym,
Będzie też tobie pan Bóg hojnie szczodrobliwym ,
Dać dobre zdrowie wcale, dać i majętności ,
Tylko nie bądź łakomym a żyj bez zazdrości:
Majętność by najmniejszą, miej za wielką własną,
A cudzą najprzestrzeńszą rozumiej za ciasną.
Bo kto pragnie cudzego i swoje utracą,
Na ostatek ze wszytkim w niwecz się obraca.
Szczęśliwy to jest człowiek, który bez kłopota,
Nie nabywając chciwie łakomego złota,
Żyje w bojaźni Bożej wiodąc swoje lata
W skromności, używając wesołego swiata.
Żyje zimie i lecie mając różne sprawy.
Przy których chwaląc Boga, jest każdemu prawy,
Jeszcze taki szczęśliwy, co na swym przestawa,
Który w sławie żyjący, takiemu Bóg dawa.
Nie frasuje się nigdy, marnie nic nie straci,
Żyje jak pan w pokoju, z każdym się pobraci,
Pana Boga się bojąc, z ludźmi szczerze idzie,
Prawdę mówi każdemu, gdy tego czas przydzie,
Ani sławy nikomu, w niczym nie ujmuje,
Ani fałszem narabia, nie rad pochlebuje.
Każdy się sprawom jego pilno przypatruje,
A cnotliwym, pobożnym zawsze być mianuje.

___________________________________

* Na marginesie absolutnem rozważań dzisiejszych upraszam ciekawych o rzut okiem do marcowej z tych not, w nocie grudniowej jako i wszytkie uprzednie linkowanej, gdziem paginy tytułowej z Zawackiego pomieścił. Ściślej rzecz biorąc idzie mi o sposób w jaki ówcześni drukarze literę "S" tłoczyli... A to temuż, żem w dziełku cależ poważnego i zasłużonego historyka gospodarczego, Imci Romana Rybarskiego "Handel i polityka handlowa Polski w XVI stuleciu" Warszawa 1958, str. 197 - 201, nalazł był fragmentum, gdzie ów o dawniejszych przemysłach prawiąc, opisuje zakłady przemysłowe poruszane siłą wody, służące zaś do ostrzenia noży, sierpów etc. i upornie nazywa je "Szlofarniami"...:))








                                  .