28 czerwca, 2015

O siostrach Rzewuskich...

   Kto czytał może kiedy "Dzieje pięknej Bitynki" Jerzego Łojka, której to pozycji nawiasem polecam każdemu gorąco, ten niechybnie znać będzie dzieje owej niezwykłej niewiasty i onej kariery poczynającej się od luksusowej stambulskiej kurtyzany, zasię metresy rezydującego przy Porcie Ottomańskiej posła Stanisława Augusta, niejakiego Karola Boscamp-Lasopolskiego, przezeń sprowadzonej w granice Rzeczypospolitej z zamiarem wydania jej za jakiego nieznanego kupca lwowskiego. Miał ów kupczyk chyba szczęścia niemało, że zanim owa pieknotka usidliła targowiczanina słynnego Szczęsnego Potockiego, a w Europie posłynęła jako miłośnica między inszemi francuskiego hrabiego Prowansji*, bawiąc przejazdem w Kamieńcu Podolskim zbałamuciła syna komendanta tamtejszej twierdzy naszej najznamienitszej**, Jana de Witta, któren jej zaślubił nawet wbrew i ojcowej woli...
   Nam dziś z tego mariażu ważne jeno dziecię, a więc Jan de Witt kolejny, który raz w carskiej, raz znów w napoliońskiej służbie, aliści niemal zawsze jeno formalnie w liniowej, bo najchętniej w szpiegowskiej, dosłużył się w roku 1818 generalskiej rangi i przydziału służbowego do Odessy, które to miasto świeżo co właśnie się narodziło i korzystało z wszytkich szaleństw właściwych mieścinom podobnie narodzonym dla chwilowej potrzeby w rodzaju Klondike czy Manaus.***
  W tymże samym czasie znalazła się tam niedawno poślubiona hrabiemu Hieronimowi Sobańskiemu młoda pięknotka, Karolina z Rzewuskich. Małżonek, wielce zamożny ziemianin (innemu by zresztą Rzewuscy swej panny nie dali), choć niewiele od Karoliny starszy, nie uroki młodej żony miał jednak na względzie, a interesa zbożowe rozliczne, które go najwięcej poza miastem trzymały. Nudząca się Karolina zatem dość rychło sobie nowej poszukała rozrywki, a najlepszej zapewnił jej właśnie carski jenerał de Witt, primo, że kochanek być musiał niezgorszy, secundo, że uczyniwszy z niej swoją agentkę, zapewniał jeszcze i zwyczajną szpiegowskiej robocie adrenalinę... Opisywano ją jako niebieskooką, cokolwiek rudawą blondynkę z perkatym noskiem. Niechybnie musiała mieć na mężczyzn wpływ magnetyczny, co przy niewątpliwej inteligencji uczyniło z niej broń zgoła zabójczą...
  Odessa tamtego czasu to, oprócz milionowych i często krzyżujących się interesów, także siedlisko rewolucjonistów wszelkiej maści, a i pod pozorem interesów przybyłych szpiegów cudzoziemskich, których Karolina Sobańska, nim jeszcze zasłynęła ponurą sławą denuncjatorki dekabrystów z Towarzystwa Południowego, właśnie w tym czasie na zlecenie de Witta miała zwyczaj w sobie rozkochiwać i inwigilować. Nie uniknął tego losu i zesłany do Odessy w 1823 roku Puszkin, choć ten oprócz Sobańskiej wziął na cel i żonę Michała Woroncowa, pełniącego obowiązki odeskiego gubernatora.
   Czasy i środowisko były co prawda mocno libertyńskie, przy tem sam Woroncow snobował się na angielskiego lorda, aliści zapały poety pozbawiły go rychło lordowskiej flegmy i zadbał, by Puszkina czem rychlej z Odessy wydalono. Następnym poetą, który miał w tem światku zamięszać był, przybyły parę miesięcy później, zesłany tu z Petersburga, Mickiewicz.
   Wiadomo, że owego przymuszono do przyjęcia roli konfidenta carskiej policji politycznej, co ze strony poety być musiało jeno mimikrą, choć przeżywaną boleśnie i traumatycznie, czego śladem literackim będzie "Konrad Wallenrod". Nie wiemy natomiast, czy uwiadomiono o tem de Witta i czy ów nakazał Sobańskiej z "agentem" Mickiewiczem jakiej wspólnej pracy, czy też uważał, że tak czy siak mieć go potrzeba na oku... W każdem bądź razie rzecz zaowocowała nader bliskim związkiem Mickiewicza i Sobańskiej i to takiem, który niekoniecznie się de Wittowi podobać musiał, bo na to wychodzi, że Karolina w rzeczy samej dla przyszłego wieszcza głowy straciła... Bawili zatem w owym osobliwym trójkącie, męża nieobecnego nie licząc, czas niejaki na zabawach salonowych, ale i na wojażach, których owocem i "Sonety krymskie", jako i miłosne tzw. sonety odeskie.
   Osobliwe, że z tej miłostki pozostała najpewniej rzeczywiście prawdziwa przyjaźń... W każdem razie Adam do śmierci złego słowa na Sobańską przy sobie rzec nie dozwolił, korespondowali zdaje się do końca, czego jednak potwierdzić się już nie da, ani wywiedzieć o czem, bo syn poety, Władysław, pomiędzy licznemi inszemi i te z Sobańską pisania był spalił...
  Najpewniej to jej jednak, a i pewnie de Wittemu zawdzięcza Mickiewicz, że go zesłano z Odessy... do Moskwy:), a wrychle i dozwolono do Niemiec popłynąć angielskiem parowcem. Jak mniemam, pomny niedawnej własnej z Puszkinem turbacyi, nie odmówił Woroncow tej przysługi przyjacielowi, pragnącemu z zasięgu pięknej Karoliny czem prędzej wyprawić gdziebądź litewskiego rymopisa...:) Któż zresztą wie, czy wyprawienie go do Moskwy na czas, gdy w Petersburgu akuratnie pomarł Aleksander I i wystąpili zbrojnie tameczni dekabryści, nie ocaliło Mickiewicza przed czymś wielekroć gorszym... Ostatecznie sam pisał, że ściskał bratnią szyję Rylejewa i rękę Bestużewa, a któż wie czego by jeszcze może dowiodły śledztwa, gdyby komu na tem zależało, by go w nie wplątać... Szczęściem dla niego, dla nas i dla literatury naszej wychodzi na to, że nie tylko nie zależało, ale że i czuwał nad niem czyj duch opiekuńczy, w którym upatrywałbym carskiej agentki, denuncjatorki dekabrystów, Karoliny z Rzewuskich Sobańskiej i jej, przynajmniej w tem względzie powolnego, kochanka de Witta...
   Ponieważ żeśmy tu titulum dali, że o siostrach rzecz będzie, to pora wtórej dramatu persony na scenę wprowadzić... Młodsza od Karoliny lat niemal sześć Ewelina****, za mąż jednak poszła ledwo dwa lata później. Podobnie jak Karolina za ziemianina zamożnego, Wacława Hańskiego, w majątku którego osiadłszy w Wierzchowni, nudziła się nie mniej chyba niźli w Odessie początkiem Karolina... Z tychże nudów czytała co popadło, najwięcej jednak ulubiła sobie współcześną powieść francuską, tak dalece, że po latach lektur nabrała śmiałości do autora najwięcej poczytnego napisać i tak się wszczęła ich korespondencyja, co trwać miała lat kilkanaście, a skończyć się tem, że jako nareście Imć Hański opuścił ten padół łez, a Imć Honore de Balzac postanowił ujawnić w sobie mężczyznę, przyszło koniec końców i do matrimonium.
   Póki co jednak jeszcze pani Ewelina czyta balzakowskie romanse, powstanie w Warszawie zgnieciono ze szczętem, ponure swe rządy rozpoczął w dawnym Królestwie Polskim feldmarszałek Paskiewicz i jego prawa ręka, gubernator Warszawy i zwierzchnik sądów śledczych nad powstańcami... jenerał de Witt. Za nim do Warszawy pociągnęła i owdowiała Karolina Sobańska, aliści ten jej nakazał ciągnąć dalej do Drezna, gdzie się miała w środowisko emigrantów naszych wkupić i donosić, cokolwiek się wywiedzieć uda...
   Niepojęte to dla mnie, jak osoba o której w Odessie wszyscy wiedzieli, czem się trudni, zatem podług wszelkich szpiegowskich prawideł, będąc po tysiąckrotnie zdekonspirowaną, mogła dopiąć swego, przecie Karolinie się udało, co jeno naiwnością mężczyzn chyba wytłomaczyć idzie...
   Mimo wszakże tychże sukcesów znamienitych, jej prowadzenie się takiem już było scandalum, że de Wittowi jawnie powiedziano, że by dla niego i kariery jego lepiej było, by się jej pozbył, tandem ów jej w rzeczy samej oddalił Anno Domini 1836.
    Karolina jednak ani myślała się ze świata do jakich majątków wiejskich oddalać, czem rychlej poszła więc za mąż za pierwszego lepszego, którem się okazał Serb w służbie carskiej, Stefan Cerkovič, dawny de Witta podkomendny, przykro wsławiony brutalnością w powstania naszego tłumieniu...
   De Wittowi to po prawdzie niewiele pomogło, bo po wykonaniu brudnej w Warszawie roboty, na osłodę dano mu stanowiska dowódcy rezerw kawalerii, co nie znaczyło właściwie nic. Pomarł w Petersburgu w 1840, powszechnie nawet i przez Moskali pogardzany... Podobnie zresztą nie pociągnął długo i Cerkovič, a po jego skonie Karolina wyjechała do Paryża tym razem już chyba z własnej ochoty i bez nijakiego sekretnego zlecenia. Tam wyszła za mąż za Julesa Lacroix, tłumacza i wydawcy dzieł szekspirowskich. Wodzów fantazji popuściwszy, możnaż domniemywać, że podążyła tam w ślad za swem sentymentem młodzieńczym z lat odeskich, z którym pospołu stepy akermańskie zwiedzała...:)
    Znów jednak nic o tem, za staraniem Władysława Mickiewicza, nie wiemy, a skoro o wtórej z sióstr Rzewuskich, za sprawą mariażu z Balzakiem dość było głośno, to i tu już opowiadać nie ma o czem... Może jeno o tem spomnieć warto, że jako już Balzak był ducha oddał i pozostawił po sobie nieprzeszacowanej wartości literacką spuściznę i podobnie nieoszacowane długi, to wszystkie te długi po chlubie francuskiego pióra popłaciła siostra jego żony, awanturnica o moralności ladacznicy (o wieleż tu ladacznic tem porównaniem nie krzywdzę) , agentka carska, denuncjatorka... Karolina z Rzewuskich Sobańska...*****
__________________

* późniejszego Ludwika XVIII. Podobno też sypiała i z bratem jego, hrabią Artois...

** której ongi Torlin w pasjonującej był przywołał nocie... Twierdzy znaczy, nie stambulskiej kokoty...:)

*** W przypadku Odessy czynnikiem stymulującym rozwój było jednak dobro trwalsze niźli złoto czy kauczuk, bo zboże...:). Pisaliśmy tu ongi w cyklu o polskich próbach zbożowej żeglugi dniestrowej, jak profitnym mógł być handel tamtym szlakiem, niestety dla cyrkumstancyj politycznej natury niewykorzystanym. Katarzyna II, zagarnąwszy Krym i spacyfikowawszy Tatarów, a ziemie pod gród ten zabrawszy Turcyi, umożliwiła wyjście rosyjskiego zboża na świat i przyszły burzliwy tego miasta rozwój (2 tysiące mieszkańców w 1795 roku, 25 tysięcy w 1814, 100 tysięcy w 1850 i 450 tysięcy w 1900). Mniemam, że porównanie do Klondike i Manaus można by tu jeszcze uzupełnić o Łódź z czasów "Ziemi obiecanej" Reymonta...

**** rodzeństwa dopełniała jeszcze jedna siostra Paulina, która nas tutaj zajmować nie będzie, bracia Ernest, Adam (carski generał, walczył m.in przeciwko powstańcom w Polsce w 1831 roku) i najwięcej chyba znany pisarz Henryk Rzewuski, autor cudownych zgoła "Pamiętek Soplicy", pod których wpływem ponoć Mickiewicz zdecydował się "Pana Tadeusza" pisać, a i Sienkiewicz czerpał z nich bogato...:)

***** zmarła w 1885 roku

                                                                 .

23 komentarze:

  1. UWAGA!!!!
    Będzie nie na temat, aczkolwiek tyczy się TEGO bloga i notki o drobnym elemencie wyposażenia husarskiego, czyli wytoku - Husarz chorągwi lubelskiej

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie powinniśmy chyba odczuwać dumę z tego, że rodaczka w swoim fachu osiągnęła szczyty profesjonalizmu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niebywałe...:) Dotarłeś przed czasem, czy nadajesz z autobusu?:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Witaj :)
    Kolejna lekcja historii- odrobiona, dziękuję :)
    Pozdrawiam najserdeczniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z autobusu (opóźnionego szpetnie), bo ma wi-fi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne żeś już dobrnął i koszmar za Tobą:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Niesamowicie bogate życiorysy miały te siostry, szczególnie Karolina. Można by nimi //tymi życiorysami/ kilka innych niewiast obdzielić.
    Ja chciałam natomiast zapytać dlaczego Wachmistrz TEŻ pisze o LITEWSKIM rymopisie...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się tylko do jego własnych wyznań stosuję ("Litwo, ojczyzno moja!":)... Natomiast ja z kolei zapytam o cóż z tem TEŻ idzie?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Znowu zastosowałam za duży skrót myślowy.
      Miała to być sugestia, że Wachmistrz jest Litwinem, bo wszyscy Litwini są w 100% przekonani że Mickiewicz był Litwinem.
      A teraz mi masło maślane wyszło.
      Pozdrawiam i zmykam:-)

      Usuń
    3. Litwinem nie jestem, ani żem nawet przy nich nie leżał... A nie, zełgałem jednak, bom za młodu z jedną nadobną... Ale to nic do rzeczy tu nie ma... W pamiętnikach Waleriana Meysztowicza odkryłem ongi ciekawą kastę ludzi, do której bym i Mickiewicza policzył: uważających się za Litwinów, Litwą nazywających spory szmat kraju przynależącego do Cesarstwa Rosyjskiego, oburzających się na sugestie, że są Polakami, ale mówiących, czytających, piszących i czujących po polsku...:) Coś podobnego wypłynie po latach i u Miłosza...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Prawdę mówiąc to ladacznica z niej może i niezrównana, ale i nieszczególnie w czasach owych wybitna politycznie, żeby nie rzec pospolitawa. Kurwili się nasi bohaterowie i zmieniali pana swego wedle zmiennych wiatrów historii, co może i dosyć pospolite i w tamtych czasach było, ale chyba mało chwalebne i patriotyczne, gdy jeden gnił w kazamatach albo na Sybirze, a drugi lampasy i epolety fasował. Że to sobie rękę jeden z drugim podawali, to mi jednakowoż dziwne, ale że ladacznica w komitywę ze wszystkimi wchodziła to już mniej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem kogo za bohatera uważasz, bo to też i takie czasy były, gdzie nader łacno się dawniejsze dewaluowały wielkości. Insza, że i wybór był - jak zawsze - między dżumą i cholerą... I co ciekawe, że do najzacniejszych patriotów wrychle ci byli liczeni, co się w zaciszu domowym zaszywszy, nie czynili niczego...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Klik dobry:)
    Nie tylko czytałam "Dzieje pięknej Bitynki". Także zwiedziłam Park Zofiówka w Humaniu.

    Pozdrawiam serdeczie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem mam czego WMPani zazdrościć:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Mnie kiedyś uczono, że wolnomularze ochraniali poetę. Niemniej jednak 32 letnia Karolina, choć wszyscy wiedzieli, że jest agentką, oczarowała 27 letniego Mickiewicza bujnym temperamentem na konnych spacerach bez ubrania. Poeta potem dedykował jej wiersze, m.in. "Niepewność, "Do DD" ( Karolinę nazywano donna Dżiowanina). Ponoć po latach w czasie paryskiego spotkania Sobańska krytycznie oceniła i wygląd, i poglądy romantyka. Tak to bywa z romansami nie tylko wielkich, ale i zwykłych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie tyle ją nazywano, co on ją tak sobie nazywał. A Mickiewicza osądzała nie tylko w oczy, ale i poza oczy:":"Aha .. Mickiewicz .. w Odessie.. jakie miał zwyczaje...Cóż ? ... Lubił bardzo grać w szachy, gadał do rymu i pół godziny czasu bez przerwy ... golić się nie lubił, trzy dni pod rząd, lulkę kurzył na krótkim cybuchu, ale ten jego tytoń okropnie śmierdział ... okropnie ... Skropiony był Mickiewicz zawsze wodą brzozową ...- i ta woda brzozowa wciąż nieznośnie kręciła mi w nosie, tak świdrowała, że raz nie mogłam już dłużej wytrzymać i o trzeciej nad ranem wyprosiłam go z łóżka ..."
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Kto zrozumie kobietę. Dlaczego do trzeciej woda brzozowa nie przeszkadzała, a od trzeciej już bardzo. Piszą o niej, że była inteligentna, ale po tym obgadywaniu poza oczy, mam wątpliwości. Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... :)) Ja tego rozumiem, że do trzeciej widać były inne atrakcje, woń wody brzozowej jednak przewyższające:)) Ale żaden mężczyzna nie jest nie do zdarcia...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Do trzeciej nad ranem już nawet niedaleko, ale niestety - w temacie poezji i Odessy wciąż tylko "Шаланды полные кефали, b Одессу Костя приводил..."
    Cóż, pozdrowię więc tylko cytrynowo, właściwie również bez związku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i bez związku, ale nad wyraz sympatycznie... Także i z uwagi na to, co Kostia priwodił...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Jak widać, wszystko w rodzinie, tylu tych Rzewuskich ;-) I nawet Soplica!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W swoim czasie żem sporo mitręgi w to włożył, by pewnemu towarzystwu przetłomaczyć, że niejednemu psu burek, a Soplica przez nich znana to się od czyjegoś miana wiedzie, a nie odwrotnie... Ale, zda się, to i tak były margeritas ante porcos...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)