"Poniatowski, kasztelan krakowski będąc w Wenecji, raz idąc przez miasto, słyszał wołającego człowieka, że ma balsam polski do przedania na różne defekta skuteczny. Ciekawością zdjęty, co by to był za balsam, idzie i kupuje małą puszkę za kilka czerwonych złotych, a gdy poznaje, że to dziegieć, którym u nas w Polszcze, a osobliwie na Rusi, wozy smarują. To zaś nieomylna prawda, iż ten dziegieć w Wenecji mają za skuteczny na różne defekta."
Co tu się dodać godzi, to primo o bohaterze tegoż zdarzenia, cóż on za jeden, bo Polacy dobrze jeno dwóch znają Poniatowskich, z których się jeden najsampierw po nagu kolaskami woził po Warszawie, zasię na koniec się topił z koniem w Elsterze, za cóż mu wdzięczni rodacy pomnik również na pół nago wystawili w stolicy, a niedawnem czasem towarzystwem grozili mało zaszczytnem, wtóry zaś pamiętany tyleż dla królewskiej swej władzy, że w Polszcze ostatnia, jako i dla swych petersburskich przewag miłośnych z Semiramidą Północy, takoż i dla końca nieszczęśnego...
Owoż prawim o oćcu tegoż ostatniego, co nim kasztelanem się ostał krakowskiem, różnych miał przygód po świecie, najwięcej jednak w służbach obcych, a i kasztelania owa od Wettyna mu dana za onegoż dla Augustów zasługi, poczęte tem, że Leszczyńskiego odstąpił był zdradnie... Tyle, że z noty nie wynika, czy ów tej weneckiej przygody miał za młodu, gdy u Austryjaka służył, czy już kasztelanem będąc, czyli po 1752 roku, a przed skonem w 1762. To jednak mniejsza, dość, że persona światowa, więcej może w typie kondotiera, niźli patryoty, to i może nie dziwota, że się od korzenia narodowego oderwawszy, miał weneckiego przekupnia za oczajduszę i huncwota, najwidniej ani wiedząc, że w Polszcze dziegciu dla antyseptycznych i bakteriobójczych jegoż właściwości, od wieków zażywano do kurowania wszelkich chyba skórnych dolegliwości, a i dziś się go przeciw łuszczycy poleca (o czem żem pisał już)... Koniarzom i dziś tłomaczyć o zaletach dziegciu nie masz potrzeby, bo znają nadto wybornie, że wszelkie kopyt końskich kurowanie bez dziegciu się zgoła nie obejdzie.
Rzecz wtóra to balsamu tegoż cena... Jeśli Poniatowski płacił "kilka czerwonych złotych" na przełomie XVII i XVIII wieku, gdy przeciw Turkom pod Eugeniuszem Sabaudzkim wojował i mógł w Wenecyi bywać, to zapłacił jak za kosz chleba z najmniej dziesięcioma bochnami, a nawet jeśli po 1752, to i wtedy niemało, a z pewnością grubo wyżej rynkowej tegoż dziegciu ceny.
Rzecz trzecia, że nie znamy czyjaż to relacyja, bo Kuchowicz jej anonimowej wystawia, ergo najpewniej z jakiego kręgu Poniatowskiego samego, tedy nie znamy któż tak rzecz formułował, że się to zdaje być tęgą ironiją podszyte przeciw Wenecyjanom naiwnym... Mnie zaś się widzi, że owi wielekroć Poniatowskiego roztropniejsi i własności gdziegciu najwidniej już spraktykowane mięli... Z czegoż wnoszę? Ano najpierwsze z tego, com już o samem dziegciu był pisał, po wtóre z ceny, gdzie jak się komu jakiej przedaje kolumny Zygmunta, to luboż za grosz jaki nieduży i tłomaczy, że to jaka okazyja extraordynaryjna, luboż i przeciwnie tęgich starań dokłada, by rzecz arcycenną wystawić, aleć i cena temu towarzyszy podobna... Tu zaś rzecz jak na dziegieć przepłacona sielnie, aliści jako na medykamentum to bym rzekł, że i może nawet akuratna...
I na koniec: zwykle jako się kogo oszwabić pragnie jakiego cudownego przedając remedium, co to i na porost włosów, ale i na trzewi bolenie, takoż jako i na nagniotki, to rzecz jest aboż wielce egzotycznej proweniencyi, co rozumiem najmniej z Kitaju czy inszej Amazonii, luboż się do jakiego odwołuje autoritatis, a to medyka jakiego sławnego, co tysiąca akademij ma diplomy, luboż jakich przepisów starożytnych zgoła czy zakonów, co od wieków słyną, że się pomocą chorym trudnią... Tu zaś ani Polska Wenecyjanom przecie nie żadna jaka egzotyka zamorska wielce (że jeno Imci Casanovy preregrynacyje przypomnę), ani też i nie jaka uzdrowicielską mocą sławna, by jej mieć za argumentum przy przedawaniu onego balsamu przydatne... Najpewniej tedy rzecz była tem, czem była, czyli zwykłem dziegciem, aleć w Wenecyi przecie nie sporządzanem, tedy jak każdy z daleka sprowadzany specyfik drogim, którego owszem "na różne defekta" polecano, w tem najwięcej skórne... I nie ma się tu co na Wenecyjan naiwnych krzywić, skoro lud we Francyi stuleciami wierzył, że królowie tameczni moc mają leczenia skrofułów, to na to z całą pewnością dziegieć przydatniejszy, niźli bodaj by i nie wiem jak pachnące ręce któregobądź Ludwika...