01 maja, 2014

O wcale niekoniecznym spotkaniu dwóch mężów część piąta i ostatnia...

    Kończąc tej naszej kopernikowskiej epopei, ( IIIIII , IV )  wypadnie choć na kilka przódzi postawionych kwestyj poprobować responsu udzielić, co nie znaczy, że samo owej historyi pokończenie, czyli rzecz o dzieła Kopernikowego tłoczeniu, nowych nam wątpień nie zadaje.
   Wrześniem Roku Pańskiego 1541, gdy kanonik fromborski uznał swe dzieło życia za poprawione, przejrzane i do druku akuratne, zasię Retyk pokończył kopij czynienia, czego najpewniej sam własną sposobił ręką, wziął ów nareście tejże kopijej wygotowanej* i ku Norymberdze odległej ujechał. Najpewniej tęgo już przez Melanchtona poganiany, któren ani myślił o tem, by mu się wykładowca na chwilę z oczu Lutrowych usunięty, już trzeci rok gdzie tam po świecie bałakał, zamiarów jednak odmienił i pierwej się ku bliższej Wittenberdze pokwapił.
   Począwszy zaś tam de novo wykładów swoich, nie miał ni czasu, ni możności, by się Kopernikową zająć xięgą, tedy sprawa się przeleżała odłogiem przez kolejnych ośm miesięcy, dopokąd semestr wiosenny 1542 końca nie dobiegł. Mogę ja tegoż pojąć od technicznej rzeczy strony, przecie nie od moralnej...
   Kopernik raz się na publikacyję zdecydowawszy, a znając przy tem, że czas już jego niedługi na tem łez padole, wyglądał tegoż przecie wielce niecierpliwie. Najpewniej Retyk mu się nie zdradził z tem, że planów odmienił, tedy owe ośm miesiąców zbytecznego zgoła czekania, nieznośną być musiały Kopernikowi torturą...
    Co jeszczeć i więcej osobliwe, Retyk tegoż czasu wykorzystał podług uznania swego, czyniąc rzecz dziwaczną, a podług dzisiejszych kryteriów zgoła niedopuszczalną. Otoż wydzielił on z Kopernikowego dzieła dwóch rozdziałów, co jeno trygonometryjej były poświęcone czystej, tych własną jeszcze przemeblował ręką i... wydał w Wittenberdze jeszcze zimą, rzeczy traktując jako dopełnienie dawniejszego traktatu Regiomontanusa "De triangulis omnimodis". Przy tem we wstępie wielce się jeszcze rozpisywał o zaszczycie, jakiem dlań było dla Kopernika pracować. Wierę, że to w jakiej dobrej był uczynił wierze, przecie nam się dziś to zdaje wielce konceptem dziwacznem, a że bez wiedzy jeszcze autora czynionem, to i podejrzanem zgoła...
    W Norymberdze szczęściem Petreius był już z dawna w gotowości i xięgi wyglądał niczem kania dżdżu, temuż prace nad drukiem ruszyły z kopyta i gdzieś latem pierwsze strony przesłano Kopernikowi, któren pocztą odwrotną nadesłał dopisanej przedmowy i wstępu. Tem zaś czasem jednak jakie musiały być w Wittenberdze turbacyje wkoło tych Retykowych wyjazdów i kwasy, dość że latem 1542 roku ten nowej dostał posady na uniwersytecie lipskim, co może było i niejakiem awansem**. Nie mogąc spraw zaś tutaj tak zaniedbywać, jako w Wittenberdze był uczynił, musiał się w Lipsku z początkiem października stawić, a że Petreius nie czuł się sam na siłach, by dzieła Kopernikowego raz jeszcze przepatrzeć, obadwa o tęż przysługę poprosili spominanego tu już Andreasa Osiandera, tamecznego teologa i filozofa, tego, co to Albrechta Hohenzollerna na wiarę luterską nawrócił...
   Zda się, że ów już i przódzi służył wydawcy Petreiusowi pomocą przy korektach jakich, to i rzecz się zdała naturalną, aliści skutki były nader opłakane. Nie w korekcie rzecz jednak, bo tej Osiander dokonał rzetelnie, jeno w tem, że ów miał uporu, przy którem najtęższe w tej mierze kapitulują osły. To, że Kopernik odrzucił jego sugestyj wcześniejszych, by rzecz jeno jako hipotezy wydać, nie znaczyło dlań, by się miał takiem drobiazgiem jak zdanie autora kierować.
   Ano i tak, oddając Petreiusowi dzieła po korekcie dołożył doń wstępu własnego, w którem nie dosyć, że opisał rzecz po swojemu, jako hipotezy kolejnej właśnie, to jeszcze i dodał uwłaczające powadze Kopernikowego dzieła życia zdania o tem, że nie masz w astronomijej niczego pewnego, tedy najlepiej by czytelnik do wszystkiego z dużą podchodził rezerwą!
    Że karta ta niepodpisaną została przez niego, tedy i pozór czyniąc jednorodności z dzieła resztą, umknęła Petreiusowi jako rzecz dodana. W temże samem czasie Kopernik już jeno siłą woli niezłomnej się najpewniej przy życiu trzymał, bo musiał już i przódzi tęgo na zdrowiu zapaść (wylew?) skoro 8 grudnia Dantyszek jednemu z rozmówców rzekł, że astronom jest sparaliżowany...
   Xięga była gotową z końcem marca Roku Pańskiego 1543 i czem rychlej jej egzemplarze najpierwsze rozesłano do tych, co ich z dawna już wyglądali. Kopernik swego dostał najpewniej w dniu śmierci swojej, czyli 24 maja... Że mamyż relacyi o tem, że od dni już kilku miał wielce rzadkie przebłyski świadomości, tedy najpewniej scena w filmie astronomowi poświęconemu (pomijając fałsz oczywisty, że xięgi przywozi sam Retyk), że ów się jeszcze zdołał tegoż wstępu Osianderowego doczytać i wielce tem zasmucić i rozczarować niemiło, jest najpewniej wizją mylną. Najpewniej w tem względzie choroba była dlań tyleż łaskawą, że nie dozwoliła już na to, a jeno na uradowanie się, że końca spraw swoich doczekał.
    Insi jednak nie takiej czekali xięgi... Druh Mikołajowy bodaj najbliższy, Tiedemann Giese, tak się był rozczarował i zmartwił, że się ani resztą porządnie wydaną radować nie umiał. Małoż na tam! Winowajcy nie znając i Retykowi czynił wstrętów, najwięcej zasię Petreiusowi, którego wręcz o fałszerstwo oskarżył i do rady miejskiej w Norymberdze pisał, by mu prawa czynienia zawodu cofnięto i pod sąd dano.
   Wybronił się Petreius, winowajcy prawdziwego wskazując i prawdy słów swoich dowodząc, przecie co przez jakie pół roku przecierpiał bezpodstawnie od Giesego, Retyka i inszych winowany, to jego. Zda mi się, że choć niewinności jego dokazano, przecie skaza pozostała, a Petreius zda się z tych prawdziwie był rzetelnych i ambitnych, co im zarzut najlżejszy ciężką na sumieniu boleścią...
    Trzecim, po Giesem i Petreiusie cierpiącym był sam Retyk, bo i jego obwiniano o jakie z tem wstępem machinacyje, aliści nie to mu pewnie nawet było i przykrością największą. Ciężko bowiem to napisać przychodzi, aliści gwoli prawdy miłości rzec trzeba ućciwie, że pokrzywdził go krzynę nasz astronom. Przedmowa bowiem i wstęp od Kopernika Petreiusowi dosłane zawierają podziękowań odautorskich licznych personom innym za pomoc i wsparcie, jako się to czyni zwyczajnie, gdy autor luboż prawdziwie za pomoc się obligowanym czuje, luboż dla jakich tam przyczyn uważa, że dziękować powinien. I oto rzecz niepojęta, aliści nie masz Retyka w tem gronie... Kopernik go ani nie wymienił, ani mu NIE PODZIĘKOWAŁ!!!
    Probował Giese Retykowi tej pigułki gorzkiej cukrować, że to nibyż już choroba tak musiała astronomowi głowy mącić, że dla tej przyczyny przepomniał, aliści marna to wymówka, skoro o inszych pamiętał (w tem i o Giesem właśnie). Trudnoż doprawdy sądzić o tem... Całego Kopernikowego żywota poznawszy, jego i charakteru zdałoby się, że to ostatnia we świecie persona, coby zamyśliła takiego uczynić afrontu, osobliwie, że kto, jak kto, ale on nader dobrze znał, jak wiele Retykowi zawdzięcza... Gdybyż jeszcze mógł znać sprawy z Osianderowym wstępem i jako pochopnie na karb to złożyć Retyka, bym i może tego umiał zrozumieć, aliści najmniejszej nie ma możności by o tem wiedział przedmowy pisząc, a wątpliwe czy ten sens doń i za życia dotrzeć zdolił...
   Cóż zatem? Abo zamyślił co więcej i może nawet, a to dajmyż na to, by Retykowi "De revolutionibus..." po prostu dedykować całe i tu Giese przy prawdzie może i stoi, że iście jaki wylew drobniejszy mu memoryję spsował wrychle tak, że w przekonaniu żył do końca, że iście tak zdążył uczynić... luboż i iście miał do Retyka jaki żal o te miesiące zmarnotrawione, o te rozdziały nawet i bez pytania z dzieła jego wyszarpane i po swojemu wydane...
   Nawiasem to jakeśmy już i przy tem, to rzecz której żem dociec nie poradził, to tego, któż grosz za tąż publikacyję zebrał***. Insze to naówczas były czasy, prawo autorskie właściwie nie istniało, honoraria w naszem dzisiejszem rozumieniu dopieroż się rodziły, najczęściej bowiem to autor druku zleciwszy za druk ten sam płacił i jeśli co zarobił na tem, to w on czas, gdy co sam przedał luboż kto inszy, ku tej rzeczy najęty... Kopernik z pewnością grosza wziąć za to nie zdążył, a i spadkobierczynie jego, zda się, takoż... Któż zatem? Retyk? Petreius?
   Kończąc pomału tych rozważań naszych o trzech bym chciał jeszcze spomnieć sprawach. Najpierwsza to samego Retyka dalsze dzieje. Najkrócej rzekłszy: małoż z naukowego punktu wejrzenia ciekawe... Jegoż z Kopernikiem relacyja i wkoło xięgi przygoda zdają się być apogeum kariery tegoż męża zdolnego, któren już niczem równie wielkim po kres żywota kres nie błysnął****. Aliści właśnie w żywota tego schyłku, zdarzyło mu się deja vu swoiste, a to, gdy już w Koszycach dni swoich dożywał to podobnie jak z górą trzydzieści kilka lat przódzi jego po zapoznaniu jeno zarysu Kopernikowej nauki pognało do Fromborka, tak pewnego studenta z Wittenbergi po przeczytaniu Retykowego "Canon doctrinae triangulorum" z 1551 naszedł podobny mus autora na własne widzieć oczy, gwarzyć z niem i być jego uczniem. Ów Valentin Otto w te pędy zatem Retyka wybrał się szukać po świecie i w sam czas zdążył z niem się i spotkać, zaufania zyszczeć i dzieło Retykowe ostatnie przejąć***** i ocalić.
   Kwestyja przedostatnia to owo postawione w nocie piątej pytanie jakże to prawdziwie było z tem prześladowaniem ze strony Kościoła. Dokazalim już, że nic podobnego za życia Kopernika miejsca nie miało, przeciwnie: rzec by i można że się jaką cieszył i protekcyją dyskretną. Niewiele się tu zmieniło i po jego śmierci przez czas bardzo długi. Czemu? Ano najpewniej dla tej przyczyny, że dzieło Kopernikowe tak jest poważnem przedsięwzięciem naukowem, że naprawdę niewielu było w Europie ludzi, co dokumentnie wszytkiego pomiarkowali, o coż autorowi szło. Owszem, dzieło było popularne bardzo w astronomicznych kręgach, to i wznawiano go wielokrotnie... ale dla tablic wielce porządnie przez Kopernika opracowanych! Zdarzało się zresztą, że wydawano i same tablice... Trudnoż zatem, by ta xięga jakich wielkich budziła kontrowersyj, skoro śród astronomów ledwo jeden na dziesięciu miarkował o czem naprawdę prawi. Niemałoż tu i zaważył wstęp Osiandera nieszczęsny, który rzecz całą kazał traktować jako kolejnej hipotezy jeno...
    Krzynę się to odmieniło za złotonosego****** Tychona de Brahe sprawą, któren za wszelką cenę pragnął dowieść modelu własnego, w którem Ziemia była centrum wszytkiego i naturaliter ani jej w głowie było frywolnie się kręcić, czy zalotnie wkoło kogo krążyć. Podobnie statecznem być miało Słońce, wkoło którego jednak już cała reszta krążyć miała. Dowieść tego nie zdołał, nie stało zresztą mu i żywota na badania jakie większe, aliści zdążył za pomagiera zatrudnić Keplera i onemu poruczył rzeczy dokończenie, co się tak pokończyło, że to Kepler rzetelnie dowiódł prawd kopernikowych. A więcej i nawet, bo tam gdzie Kopernik nadto zbłądził, przyjmując że skoroż dziełem są boskim wszelkie planety, ergo ich ruch musi się odbywać w sposób doskonały, czyli po orbitach kolistych. Kepler właśnie, któremu się to żadną miarą zgodzić z obrachunkami nie chciało, był na koniec przyszedł ku tej konkluzyi, że to jednak będą orbity eliptyczne. I dopieroż po Keplera odkryciach tak prawdziwie możem mówić, że się o Koperniku poczyniło głośniej... pół wieku po śmierci onegoż.
   Kiedym ja swoich szkół opuszczał, wpojono mi przekonania, że tak Giordano Bruno, jak i Galileusz za prawdy kopernikowe nadstawiali karku, a pierwszy tego nawet i życiem przypłacił. Prawda natomiast jest taka, że pierwszy herezji był autorem wielce osobliwej, w której między inszemi Ziemia była tworem żywym, całość zaś Wszechświata tożsama z Bogiem i tak naprawdę spalono go za to, a kopernikańska teoryja Brunowi jeno za uzasadnienie służyła tez co poniektórych. Galileusz zaś najpierw dowiódł istnienia księżyców Jowisza, czem dokazał ostatecznie, że nie wszystko wkoło Ziemi krąży i wtedy nareście Kościół uznał, że te poglądy zwalczać trzeba, jako z Bliblią niezgodne. "De revolutionibus..." na Index Librorum Prohibitorum trafiło dopiero w 1616 roku! Galileusz zaś tego słynnego nad sobą sądu sam sprowokował niejako, publikując w roku 1632 "Dialogu o dwu najważniejszych układach świata..." gdzie się z przeciwnikami Kopernika rozprawiał. Sęk w tem, że papież Urban VIII ( i wielu czytelników inszych takoż:) w temże "Dialogu..." rozpoznał siebie pod postacią przygłupiego błazna Simplicia... Ano i chyba nie dziwota, że jak się patyk pcha do ula, to i pożądlonym można zostać, tedy miał Galileusz za swoje...
    I na koniec już absolutnie ostatni:)... pod rozwagę Lectorów Miłych przedkładam to, com już w tytule sugerował... Cożby być mogło, gdyby Lemnius swoich nie ogłosił satyr, Lutra nie rozjątrzył, przed gniewem którego Melanchton by Retyka chronić, w podróż wyprawił był do Norymbergi? Gdybyż się to nie zdarzyło wszystko, ów by najpewniej w Wittenberdze siedział, ani o Koperniku pewnie jeszcze długo wiedząc. Skoro by nie wiedział, nie miałby powodu do Fromborka jechać, a skoro wiemy, że obadwa z Tiedemannem Giese ledwo poradzili Kopernika namówić, by dzieła swego dopełnił i wydał, tedy śmiało możem przyjąć, że najpewniej bez tej podróży by się "De revolutionibus..." nie ukazało... Nie trza by zresztą i tak sięgać imaginacyją daleko; starczyłoby, by się te rzeczy wszystkie ze dwa choć lata przydarzyły później, to i już by dość było, by Kopernik zwyczajnie przed śmiercią nie zdążył... Cóż wówczas? Dla nauki dobra zapewne niewiele: jeśliby nie poszedł tym tropem ni Kepler, ni Galileusz, czy Newton, najpewniej doszliby prawdy astronomowie najpóźniej XIX-wieczni, aliści ta niewiedza by przecie ludzkości niczem nie groziła poważnem, dopóki się w Kosmos nie zaczęła wybierać... Jeśli zaś idzie o prestiż i sławę ojczyzny naszej, to tu już insza para kaloszy.
   Najpewniej bowiem przyszłoby nam z melankoliją konstatować niejaką, że tak, prawda odkrył tego jakiś X, aliści nasz Kopernik nad tem pracował już czterysta lat przed niem i tyleż nam by było z Kopernikowej sławy, co i po Sędziwoju spominanym tu już, co lat przed Sheelem i Priestley'em niemal dwieście tlenu znał własności, jeno go nie nazwał... Po dziś dzień przecie Kopernika nazwisko jest bodaj czy nie najbardziej we świecie rozpoznawanem, jeśli liczyć całość dziejów naszych. Drugim pewnie byłby Chopin, zasię dziś piątki dopełniałby z całą pewnością Jan Paweł II, a i pewnie Wałęsa... z Bońkiem?:)... Astronom wszechczasów, genialny kompozytor, papież, poeta i filozof w jednym, piłkarz i przywódca bezkrwawej rewolucji... nienajgorsza to piątka, jak na naród powstańczy i wojenny, osobliwie jak porównać, że Niemcem najwięcej znanem z pewnością Hitler (co właściwie był Austryjakiem), Rossyjaninem Lenin (albo i Stalin, choć tu znów nieprawda, bo to przecie Gruzin), zasię Francuzem Napoleon, choć i ów wielce kiepską nicią do Francyi przyszywany...:)
______________________
* wbrew wszelkim krążącym czasem spekulacyjom Kopernik nigdy się oryginału rękopisu własnego nie wyzbył i, o dziwo, ten przetrwał wszelkie zawieruchy losu, dziś będąc Jagiellońskiej Biblioteki ozdobą.
** W Wittenberdze Retyk był profesorem tzw. matematyki niższej (arytmetyka, trygonometria i geometria), zaś w Lipsku dostał katedry matematyki wyższej, co oznaczało i prestiż większy, a i może większe pieniądze...
*** Petreius wydał 400 egemplarzy, czyli ilość zgoła symboliczną, naprawdę dla wyjątkowego grona znawców tematu. Przy tem koszt był w rzeczy samej znaczny, bo żądano za nią jednego florena, a jak to wiele, to niech starczy fakt, że Retyk będąc poważnym profesorem jednego z bogatszych uniwersytetów zarabiał rocznie florenów dwieście. Odliczywszy nawet, że dla mnogości szczegółów, rysunków, tablic i wykresów koszta miał Petreius extraordynaryjnie wysokie i liczę ich nawet na dwie trzecie ceny, to i tak odliczywszy egzemplarzy kilkunastu najmniej rozesłanych darmowo, będzie tego zysku najmniej jakie 100 - 150 florenów. Kopernik swoim siostrzenicom zostawił w spadku wszystkiego majątku życia swego całego, obrachowanego na jakie pięćset marek (przyjmijmyż dla uproszczenia, że niemal wtedy florenowi równej), co mniemano ówcześnie za majętność niemałą.
**** W 1545 w kolejne się puścił naukowe podróże, tem razem ku astronomowi Girolamo Cardano w Mediolanie, aliści ta współpraca go rozczarowała wielce. Poświęcił się znów matematyce i tak minęło lat kilka do dziwacznej i wielce podejrzanej sprawy którą mu kupiec pewien wytoczył o syna swego nastoletniego sodomizowanie. Czy był Retyk winien, czy to potwarz była, pewnie się nie dowiemy już nigdy. Dość, że Retyk sądu nie czekał i pomnąc pewnie dziejów ojca swego, wolał sprawiedliwości po sądach nie szukać. Dał z Lipska drapaka do Pragi...gdzie począł medycyny studiować. W Lipsku zaś go osądzono i skazano zaocznie. W latach późniejszych praktykował m.in. ...w Krakowie jako lekarz lat niemal dwadzieścia od 1554 do 1574, kiedy to go znów w świat pognało, tem razem do madziarskich ówcześnie Koszyc.
***** "Opus palatinum de triangulis" dzięki Valentinowi Otto ocalone i wydane już po śmierci Retyka (nie wiedzieć czemu wprawdzie lat aż dwadzieścia później), przez bodaj następne pół wieku jeszcze stanowiło ostatnie słowo ówcześnej nauki w trygonometrii.
****** od pojedynku, w którem części nosa utracił, ów po żywota kres ze złotą chadzał protezą


16 komentarzy:

  1. Dziwne bywają manewry, zabiegi i zasługi przy ważniejszych publikacjach - mamy własnie okazję obserwować jak do dzieła życia pewnego naukowca podpinają się kolejni "zasłużeni", którzy tych materiałów na oczy nigdy nie oglądali. A publikacja opóźnia się o kolejny miesiąc i wzbogaca o kolejnych współredaktorów. A "współredaktorzy" są coraz liczniejsi i ważniejsi, płacić za kolejne bzdetne przeróbki nie ma kto i tylko wyrażane jest zdumienie, że ktoś może mieć zastrzeżenia. Jak widać niewiele się zmieniło przez wieki. :D
    Inna sprawa, że są autorzy, których wołami zmusić do skończenia pracy nie można! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rzeczy samej: niewiele... Może okrom honorariów, tak pisarzów, jak i redaktorów:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Vulpian de Noulancourt1 maja 2014 14:23

    Przed Bońkiem postawiłbym Dzierżyńskiego. Było nie było Rycerz Rewolucji jest rozpoznawany na ładnym spłachetku ziemi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż właśnie!
      Feliks Edmundowicz do tej pory jest znany przez wielu mieszkańców krajów na wschód od Bugu!
      Na Ukrainie znajduje się zresztą miasteczko Dzerżynsk (kiedyś -chyba - stolica Polskiego Okręgu Autonomicznego), widomy ślad kultu twórcy CzeKa.
      Korzystając więc z okazji (cały mój wstęp był parabolą mającą na celu połączenie Kopernika z ziemiami Ukrainnymi) zwracam się do Naszego Gospodarza z prośbą, czy mógłby się podzielić z nami (czytelnikami) swoją wiedzą w temacie:
      Jak powstał Polski Okręg Autonomiczny w ZSRR, jak przebiegały jego losy i jaki był jego ostateczny koniec!
      Taka historia może przybliży nam trochę "duszę" naszych wschodnich sąsiadów i wyjaśni dziwne dla wielu z nas zachowania ludzi na Ukrainie.

      Kłaniam nisko

      Krzysztof z Gdańska

      p.s. opowieść o dziejach Retyka i jego wpływie na opublikowanie prac Kopernika (przy okazji podrzucam temat do kolejnej pracy rodem z IPN "czy Kopernik był zakamuflowaną opcją niemiecką") czytałem z zapartym tchem i dziękuję Autorowi za jej przygotowanie :)))

      Usuń
    2. Nie wiem, czy akurat przed Bońkiem:)) Może przed Chopinem, bo jeśli dobrze rozumiem, o który spłacheć idzie, to tam z kulturą bywa różnie... No i nie byłbym takim pewny, czy go kojarzą jako Polaka...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Mości Krzysztofie! Na Ukrainie to jest osada Romanów (dawniej Dzierżyńsk), natomiast to, o co Waści idzie, to na Białorusi dawniejszy Kojdanów, wpodle którego iście poczyniono Polskiego Rejonu (nie mylić z obwodem, bo to jakby starostwo z województwem mieniać) Narodowego imienia wspomnianego zamordysty... Wezwanie przyjmuję, choć z pewnością nie w czasie najbliższym, bo primo, że not najbliższych przygarść luboż już gotową, luboż też ku gotowości zmierza, a przy tem i pozablogowych zatrudnień moc... Póki co tyle rzeknę, że szkolnictwo w owym Rejonie by być mogło marzeniem wielu uczniów przez dyktanda do łez przywiedzionych, bo tam przyjęto prawdziwie prostej, proletariackiej formuły, że jak się słyszy, tak się pisze, a nie jakieś tam burżuazyjne wydziwianie i dzielenie na ch/h, ó/u czy rz/ż...:)
      Bóg Zapłać za dobre słowo i kłaniam nisko Waszmości:)

      Usuń
    4. Czołem Mości Wachmistrzu.

      Faktycznie z geografii politycznej nie jestem przygotowany, jednakowoż miałem ostatnio okazyję szkolić pracowników przybyłych z ziem Ukrainnych i moi uczniowie jako miejsce urodzenia podawali "Dniprodzerzhinsk" (co, jak mniemam, po polsku znaczyć powinno "Dnieprodzierżyńsk"). Zakładam, że przedrostek "Dnipro" w tej nazwie oznacza miejsce usytuowania onego Dzierżyńska na terenie Ukrainy.

      Kłaniam się nisko

      Krzysztof z Gdańska

      Usuń
    5. Wiele lat temu /i za poprzedniego systemu/ gdy włóczyłam się po polach i lasach z plecakiem i chłopakiem - trafilismy do wioseczki Wylągi /albo Wylęgi? między Puławami a Kazimierzem Dolnym. Weszlismy do jakiegos schludnie wyglądajacego dworku i poprosiliśmy o szklankę wody /albo zapytalismy o drogę/ Przyjęli nas jacyś bardzo mili ludzie, zaprosili do środka i opowiedzieli, ze mieszkaja w dworku, który należał do rodziny "Krwawego Felka" /zdaje się że do brata ojca Felika/. Opowiadali nam, że dawni właściciele dworku pozostawili po sobie opinię ludzi bardzo światłych i szlachetnych.
      Pisżę o tym, bo wychodzi na to, że w każdym środowisku czy tez rodzinie, nawet tej najszlachetniejszej może się trafić jakis potwór...
      To tak przy okazji, jak zaczęłam też czytac komentarze.
      A tak wogóle to dziękuję autorowi bloga za bardzo ciekawy cykl.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    6. Owszem, Mości Krzysztofie, nawet nad Dnieprem...:) I zdaje się, ze to w kompleksie około Dniepropietrowska dość ważne miejsce, osobliwie hutnikom...i bodaj czy i nie futbolu sympatykom:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    7. To i prawda, Stokrotko, że trudno familijantów winować za krewnego czyny... Choć ów właśnie takiej zasady też i był zaprowadził...:(( Bóg Zapłać za ocenę tak zacną:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Współpraca autora z wydawcą bywa czasem trudna. Zwłaszcza, gdy znajdą się tacy, którzy "wszystko wiedzą lepiej".
    Myślę, że bez Retyka też by się udało. Znalazłby się ktoś inny, kto by Kopernikowi pomógł i, jak to się mówi, zmotywował go.
    A swoją drogą to chyba mniej by było tych problemów, gdyby Kopernik był kobietą.:)))
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością problemów by było mniej, a ściślej to pewnie w ogóle by go nie było, bo jako niewiasta ów by nijakich nauk pobierać nie mógł, duchownym by być nie mógł, zatem niczego by nie pewnie w niebiosach nie dostrzegł, nie spisał i nie opublikował...:)
      Względem problemów z autorami to Kneź, będący z Darą tutaj autorytetami największemi, bo niejako pierwszą ręką:), cośkolwiek już opowiedział... Może i co Dara/Starsza dorzuci...?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Zakonnice też wykształcone były...:)))
      Problemy z autorami to temat-rzeka, ale dla mnie już tylko wspomnienia. :)))
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. A były, były...:) Jeno na palcach jednej ręki zliczyć przyjdzie wieleż ich drukowano...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Istnieje ścisła zależność między odkryciami Keplera a prawami grawitacji i mechaniki Newtona. Prawa Keplera można bowiem wyprowadzić matematycznie z teorii Newtona. Tym samym stanowią one potwierdzenie, dowód prawdziwości tych teorii. I odwrotnie - odkrycia Keplera musiały stanowić dla Newtona główną inspirację. Doświadczalne bowiem potwierdzenie teorii Newtona nie było przy ówczesnym stanie techniki możliwe. Podsumowując, bez Kopernika nie byłoby Keplera, a bez Keplera - Newtona. A bez Newtona - nowoczesnej nauki i techniki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bóg Zapłać za toż dopełnienie... Rozumiem zatem, że myśl moja, dozwalająca rzeczy leżeć po XIX wiek odłogiem byłaby niemożliwą, bo gdyby się tem nie zajął Kepler, to Newton musiałby, jeśliby chciał swoich wywieść prawideł, przódzi całej Kopernika i Keplera odwalić roboty?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)