05 lipca, 2012

Stowarzyszenie Zapomnianych Wynalazców I: o napitków dawnych schładzania sposobach...


Że nam ostatnio Babcia JaGa u siebie zechciała wspomnieć jakoż sobie bez lodówki radzić można, przecie jednak potrawy i napoje w dobrej utrzymując kondycji, ja o krok dalej pójdę, starożytnych dokonania opisując w materyi napojów schładzania, która to thema za sprawą upałów niedawnych, zda się być nader aktualną... Osobliwie, że za przyczyną spotkania pewnego wczorajszego, Wachmistrzowi z głowy nijakim sposobem tęsknica za piwem zimnym wyjść nie może:))... Nie wiem po prawdzie jakże mi do końca noty ze ślinką cieknącą wysiedzieć w tej tęsknocie, co to najmniej jeszcze przez dnia pół jeno platonicznem afektem być może, ale cóż czynić... Szable w dłoń i poczynajmyż w imię Boże...
   Zdać by się nam mogło, że antecesessores nasi, lódówek i chłodziarek prąd żrących nie znający, jeno na ciepłe trunki skazani byli. Nic bardziej mylnego! Już Neronowi przypisywano, że naczynie extraordynaryjne wykoncypował, gdzie w otoczce ze śniegu winko chłodziło się zacnie...* Ano... taka to prawda jakoby się ślepy iskał i wszów nie miał. Neron jeno dawny grecki wynalazek, poniżej ukazany, w Rzymie upowszechnił, choć czy miał co i upowszechniać dyskusyjne wielce. Toć właśnie Nerona Seneka napominał, a lekarze rzymscy temuż przyklaskiwali, za wielce szkodliwe mając obyczaje przezeń opisane: "Mówię ci, możesz zobaczyć niektórych ludzi, bardzo wątłych, owiniętych w lekki płaszcz i kapuzę, wyblakłych i chorych z wyglądu, jak nie tylko śnieg piją, lecz także jedzą i kawałkami wrzucają do kufli, w obawie, aby napój nie stał się letni już w samym momencie picia".
  
  Naczynie owo, w italskiej Vulcii nalezione, Greczynowie już w VI wieku przed Chrystusem czynić umieli! Jako i wyrozumieć łacno, w podwójnej ściance amfory lód i śnieg kładziono, temuż wino w niej trzymane, grzecznym chłodkiem gardziel pijącego radowało... Uważ, Czytelniku miły, zali to nie lepszy koncept niźli flasze we wiaderku z lodem chować, temuż potem i flasza mokra, a i wszytko wkoło wodą pokapane...? No chyba, że komu okrom flaszy zawartości jeszczeć i kostka lodu potrzebna do igrców jakich, jako nie przymierzając Imci Rurce w "Ośmiu i pół tygodniach":))
   Aleć wróćmyż ad rem: skądże owi Greczynowie i Rzymianie śnieg mieli? A jeszczeć i środkiem lata może? W mieście letnim skwarem zmorzonem, a od Alp o mil setki oddalonem? Ano przyjdzie się nam jeszczeć głębiej w dzieje zapuścić, nim jednak Nerona odbieżamy, tejże mu trza oddać sprawiedliwości, że ów (głupcem przecie nie będąc) przyuważył był, że woda, której się aby raz zagotować każe, gazy zbyteczne uwolniwszy, więcej do chyżego schładzania skora, niźli aqua surowa...
Wszystek ów śnieg i lód z gór zwożono odległych, a udziwiłbyś się Czytelniku Miły, jak prężna i liczna to branża była. W samym Rzymie sklepów takich na dziesiątki liczyć przyszło, nie licząc szynkowni wszelkiej maści, coż przecie nie mogły własnych śniegów nie mieć, by klienteli nie zadowolić... Małoż na tem! Toć przecie, extrawagancyjami swemi słynący, cesarz Heliogabal, był nakazał ongi, jakiego lata nadzwyczaj skwarnego góry ze śniegu wpodle swej villi usypać, by się chłodkiem w czas skwaru kontentować. Nawiasem: podług mnie to więcej rozrzutności dowodzi niż rozumu, a najwięcej jeszczeć i tego, że się był cesarz nader marnie na termice rozumiał... A jeśli chciał kogo extrawagancyją olśnić, to i też nie wiem zali go nie pobił nasz Radziwiłł "Panie Kochanku", co sobie drogi pod sanie na mil kilka cukrem wysypać kazał, by kulig w lecie wyszykować...
  Lodu i śniegu zwoziły z gór całe karawany osłów, na mieśćcu zasię towar składano w dołach głębokich, słomą wymoszczonych, a i od góry słomy nie żałowano, której własności ciepła strzymywania tłomaczyć przecie nie muszę... Śnieg po prawdzie i tak górą topniał, aliści w dół płynąc, za Jejmościanki Grawitacyi nakazem, między chłodne trafiał i zamarzał na powrót, lód tem to czyniąc sposobem. Takoż nacisk znaczny ton śniegu kilku, nieuchronnie spodnią część w lód obracał, co wielce przedającemu miłe było, bo za lód większej jeszczeć niż za śnieg ceny żądano. Próżno było Senece wyrzekać, że lód i śnieg droższe wina... Osobliwie jednak ciekawem obaczyć, jakoż to na obyczaje wpływało. Wiemy, że człek tak grzeczny, jako Pliniusz Młodszy, a i przecie nie skąpy, gdy wyszykował ongi druhowi serdecznemu przyjęcia, na które tamten nie przybył, ów ganiąc go, wyrzekał na straty i zapowiadał "z pewnością wystawię Ci słony rachunek za śnieg, który zmarnował się po podaniu"... Uważ Czytelniku: nie za wino czy jadło! Za śnieg!
   Skądże jednak Rzymianie na koncept lodowni wpadli? Ano, niechybnie od Greków... Skądże jednak ci ich znali? Ano...ze wschodu... Wiemyż dzięki Atenajosowi z Naukratis**, że w czas swej w Indyjach wojaczki byłże Aleksander kazał dołów ze trzydziestu kopać i śniegiem zarzucić, by mieć do lata na wina schłodzenie... Poznał się pewnie gdzie z tem obyczajem po drodze do tychże Indyj, bo na dzisiejszego Iraku terenie już 1700 lat przed Chrystusem lodowni czyniono. Władca Mari, niewielkiego ówcześnego królestwa, Zimri-Lin niejaki ostawił nam po sobie inskrypcyi, w której pysznił się tem wielce, że "jako żaden inszy król nad Eufratu brzegami" owo "bit-shuripim" (lodownię) był pobudował...
  Najpewniej to najstarsze nam lodownie znane, bo choć w Chinach owe koncepta jeszczeć i więcej niźli u nas znane były, przecie tam najstarszych wzmianek się na jakie "jeno" jedenaście wieków ante Christum natum datuje... Choć znowuż owe babilońskie się nie dochowały, a z Kitaju nam aż dwóch niemal nietkniętych zębem czasu archeologi wyszperały... Z jakiego siódmego wieku sprzed ery naszej datować nam lodowni w pałacu Yong cheng, co naonczas był stolicą prowincyi Shanxi. Wielce ci ona ciekawą, bo cależ odmiennej konstrukcyi, niźli zazwyczaj praktykowane... Dół bowiem był niegłęboki, a przeciwnie płytki, kwadratowy przy tem, zaś lód czerpano przez śluzę z drzwiami podwójnemi, których konstrukcya takoż arcyciekawa: ze stron oboich deskami obite, środkiem warstwa obfita izolująca plew z ryżu. Dodać przy tem, że dołem ścieku uczyniono, którym woda z topniejącego śniegu do pobliskiej rzeczułki płynęła.
  Inszej lodowni, ze specyalno wypalonych kręgów terakotowych miał cesarz Shi Huang Di z dynastyi Qin (221-207 p.n.e.). Ówże w pałacu swojem w stolicy Xianyang pobudował niżej ukazanej lodowni, co aż na 13 metrów w głąb Matki Ziemi sięgała, a w kręgu mógł się człek niczem do spania ułożyć!      
                                 
   Na dworze cesarskiem za czasów władców z dynastyi Zhou (IV-III wiek p.n.e.) dorachowalim się 94 (!) służących, co jeno z lodem, wpodle lodu i dla lodu zatrudnienie ustawiczne mieli, a lista obowiązków się przy winie i potrawach zaczynała, zaś na zwłokach cesarskich w czasie przedpogrzebowym kończyła. Z czasów dynastyi Tang już po Chrystowem Narodzeniu panującej, ano tak jakosi w tem czasie co to u nas Piast strzygł Siemowita, mamyż zachowanej "Xięgi pieśni", w której między inszemi całyż rytuał lodowni ochędożenia wybornie odmalowany słowem...
   Czytaczom wiernym spomnieć może mojej noty dawniejszej o ryb nabywaniu i chowaniu gdziem o dawnych polskich konceptach małych lodowni przy domu trzymanych pisał, w których na przemian warstwy lodu i węgla drzewnego kładziono. Jakoż nam jednak mieć szacunek niemały dla ludzi, co dawnemi czasy tenże lód umieli zbierać, przewozić a i konserwować przez niedziel, luboż i miesięcy kilka, to coż nam rzec wypadnie o tych, co przed lat tysiącami umieli napoje chłodzić, ani wiedząc o czem takiem, jak mróz i lód? A tak właśnie w dawnem Egipcie i w Indyjach czyniono...
  Spomniany tu już Atenajos nieoceniony pisze nam:
  "W ciągu dnia Egipcjanie wystawiają wodę na słońce, a po zmierzchu filtrują gruby osad i stawiają gliniane dzbany z wodą na najwyższej części dachu, na zewnątrz. Przez całą noc dwaj niewolnicy polewają dzbany wodą, a o świcie znoszą je na dół...po czym chowają je w słomie; można ją potem używać bez śniegu lub czegokolwiek innego". O cóż w tem szło? Ano o to, że dzbany, które dodatkiem z porowatej gliny czyniono tak, by nadto szczelnemi nie były, parowały ustawicznie. Jako się ma ojczyzny z niebem ustawicznie bezchmurnem, nic na przeszkodzie temu nie stoi, by gronta nocą moc ciepła oddawały i przy ziemi samej częstokroć w skwarnej z pozoru Afryce, nocą i przymrozek bywa... Woda przez szpareńki się sącząca dodatkiem parując ciepłoty pozostałej pozbawia, a dzbanów polewanie jeszczeć ów proces spomaga. Czasem miast polewania, dzbany wachlowano i takich nam mieć w grobowcach egipskich malowideł, jakoż niewolni tak właśnie czynią... Jeśli komu to nadto jeszcze wyrozumieć trudno, rzeknę, że temże samem zjawiskiem się posiłkując, ciała nasze się w dzień skwarny chłodzą i od udaru ratują, nadmiar ciepła poprzez pot wydalając... Experimenta dokazały nam, że takich sztuczek z dzbanami czyniąc, jako Atenajos opisał, idzie dzbanów zawartość schłodzić nawet i do czterdziestu stopni niżej, niźli temperatura wszytkiego, co dzban otacza! ***
  Jako wojaka każdego spytacie, nie masz po dziś dzień manierki coby w skwarny dzień, nawet i nie na pustyni wcale, wcześniej czy później wody ciepłą i do picia obrzydłą nie czyniła. Ano...mamyż i rakiety, i internety, a jak idzie wodę do picia na pustyni mieć chłodną, dopotąd nic lepszego nad skórzany bukłak Beduina nie obmyślono... co pod rozwagę Czytelnikom Miłym przedkładam, jako Wam latem może i prądu nie dowiozą, a piwa przecie ciepłego pić nie sposób...:((
     Kłaniam nisko:)
_______________________
* Nawiasem to dość podłej jakości i smaku, bo z przykrością to rzec się godzi, że Rzymianie, choć winnic mięli zatrzęsienie, to wina uczciwego uczynić nie poradzili. Ratowali się, smak poprawiając domięszanym sokiem z winogron okrutnie słodkim, defrutum zwanym, z którym był ten szkopuł jeden, że go w ołowianych naczyniach warzyć było potrzeba. Effecta tegoż takie, że co więcej w niem rozmiłowani, przyjmowali mimowolnie dawki ołowiu dziesiątki razy przekraczające normy dzisiejsze, a jedna z theoryj najnowszych głosi, że to właśnie defrutum szaleństwa Kaliguli było przyczyną...
* Taki starożytny Makłowicz, tyle że pisany...
*** Podróżnicy XIX-wieczni opisywali sposoby Hindusów, którzy wystawiali na przeciąg naczyń płytkich z wodą, słomą luboż trzciną cukrową przykrytych, i czekali aż one, odparowawszy wody niemało, tej przecie co ostanie arcychłodną czyniły... Czasem się i pono lodu nawet kawalec w tem trefił! A jak dawne to koncepta, niechaj świadczy tekst indyjski z IV wieku sprzed porodzenia Pana Naszego, o tem że jako do wody soli dodać ździebełko, to się temperatura zamarzania obniża...

26 komentarzy:

  1. Potrzeba jest matką wynalazków i od wieków ludzie radzili sobie z różnymi problemami. Mój tato robił podpiwek. Kiedyś w nocy, odezwała się kanonada w mieszkaniu. tato, który przeżył wojnę, Syberię i był ciut nerwowy w nowym miejscu zamieszkania( kilka miesięcy temu przyjechaliśmy z Białorusi), trzymając portki w garści, biegał i krzyczał "mama,strzelają!". Mama, bardziej opanowana posłuchała i powiada..."Stasiu, to podpiwek w kuchni...". Tej przygody rodzina mu nie wybaczyła i naśmiewaliśmy się z biedaka przez całe życie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemal tegoż samego doświadczenia, choć bez wojennych odniesień żem miał w odniesieniu do własnej roboty wina pierwszego, któregom na calvados szykował. Fermentacyi, jak się pokazało nie zakończywszy, żeśmy do flasz rozlali i się niem kontentowali, bo iście w smaku zacnem było... Co gorsza też i znajomkowie przeróżnie po flaszy czy dwóch wyprosili i jak to wszystko do miesiąca czasu poczęło strzelać u nas i u ludzi...:)) Ale pożytek z tego choć taki, że już nikt w przyszłości win naszych nie sępił...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Chłodem u Waszmości powiało :-) a i ciekawostek Waść nie pożałował. Z jedną rzeczą zgodzić się jednak trudno, a mianowicie iż wspomnianą metodą schłodzić dzban można o 40 stopni. Gdyby tak było, to nazwijmy to umownie - lodówki słoneczne - wszędzie by stały, ale nie stoją, co prawa przyrody zdaje się potwierdzać :-) Rzecz chyba w sporej różnicy temperatur między dniem, a nocą ma przycznę, a nie w parowaniu cieczy. Ale przecież nie o przyrodzie i fizyce ale o piwie chłodnym Waszmość wspominasz, co generalnie pochwalam.
    Ukłony z Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieść o schładzaniu w trybie experimentalnym o 40 stopni podałem za Nickiem Thorpe i Peterem Jamesem ("Dawne wynalazki" Warszawa 1997, s.263) i na nich też tu i odpowiedzialność za prawdę tegoż złożę:) Osobiście bym w to jednak nie wątpił, a brak tak działających lodówek rozumiem jako kwestii kosztu. Niewolnik wachlujący ustawicznie przez pół dnia chyba jednak byłby tańszy niż konieczność zamontowania tam baterii wentylatorów, dodatkiem też przecie prąd żrących...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Zgadzam się, że gorący dzban schłodzić można zapewniając wokół niego intensywny przepływ powietrza, jednakże co najwyżej do temperatury otoczenia. Ciepło przepływa bowiem z miejsc cieplejszych do chłodniejszych, ku wyrównaniu temperatur zmierzając, a nie odwrotnie. Wachlowanie dzbana, per saldo, temperaturę tego układu jako całości podnosi, bo dostarczamy tam dodatkowa energię, która zamienia się w ciepło. Stąd zresztą każda lodówka jako całość bardziej ogrzewa otoczenie, niż chłodzi w środku :-)
      Kłaniam nisko z Loch Ness, na zelżenie upałów oczekując i piwo chłodząc :-)

      Usuń
    3. Jeśli analogia do pocącego się człeka jest trafną, to znane przecie są przypadki, że człek i w jakich cyrkumstancyjach wyżej 40 stopni cierpieć musi, a przecie organizm jego dopuścić nie może przegrzania wyżej 42, bo to śmierć pewna... Skoro to zatem ludzie przeżywają, to dla mnie dowód to oczywisty, że istnieje możność schłodzenia poniżej temperatury otoczenia, aliści jak mniemam fizyk jaki zacny by nam się tu obu przydał, by rzecz jako się należy wyłożyć...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Inny mam koncept Imć Wachmistrzu, a z tej oto przyczyny, że prosty umysł naukowca sprawie nie uradzi i sami musimy rzecz rozstrzygnąć w wielkim trudzie. Piwa nam przyjdzie zgromadzić niechybnie zapas znaczny i owe chłodząc na różne sposoby rozwiązania szukać poprzez smakowanie tegoż :-)
      Serdeczności z Loch Ness

      Usuń
    5. I to mi jest koncept mędrca godny:) Z całem zapałem jestżem się gotów, dla nauki naturaliter jeno dobra, tejże metodzie poświęcić:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Vulpian de Noulancourt5 lipca 2012 13:18

    Można też starać się wykorzystać wiedzę nabytą w szkole - np. o reakcjach endotermicznych. I tak, nasypawszy krystalicznego mocznika (do kupienia jako nawóz sztuczny)do wiadra z wodą, uzyskuje się jej ochłodzenie. Co za tym idzie - puszki piwa w tym wiadrze też się schłodzą. Kontrargumentem dla tej metody jest świadomość, że z wiadra bedzie cuchnąć niczym z latryny, ale czasem głód piwa może przezwyciężyć wszelkie przeszkody.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno się nie zgodzić, że jest to jakiś koncept:) Co do mnie jednak, to mniemam, iż odwołałbym się doń w najostateczniejszej dopiero ostateczności i godzinie z czarnych najczarniejszej...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Właśnie czytając ten tekst sączę wyjęty z lodówki sok grejpfrutowy. :))) Bukłak Beduina owszem, ale łącznie z Beduinem, wielbłądem, pustynią i całą resztą. :))) Jakoś tekst nasunął mi skojarzenie z generałową Zajączkową... Przy tej temperaturze miło się takie rzeczy czyta. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się czemu Waćpani jenerałowa stanęła na myśli... Dla mnie to dowód jak wiele niewiasty wycierpieć dla urody potrafią i pozoru młodości:) Po mnie aż ciarki na samą myśl chodzą:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Bardzo ciekawy wykład Waćpan żeś uczynił. O niektórych sposobach kiedyś czytałam, ale innych w ogóle nie znałam.
    Radzę Waszmości wniosek złożyć do ministra Siemoniaka, aby naszym żołnierzom sporządzić bukłaki zamiast manierek. Harcerzom też by się przydały.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że to by się skończyć mogło przetargiem na dostawę paru tysięcy bukłaków z wymaganym unijnym atestem higienicznym i jeszcze paroma papierkami, cożby całej tej myśli w zarodku zabiło...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Potrzeba jest matką wynalazków, wiadomo od dawna. Tylko dlaczego niektóre rzeczy wynajdowano kilka razy zamiast upowszechniać już wynalezione i udoskonalać, tego nie rozumiem.

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wiedza o tem nie była dość powszechną, przy tem dla taniości siły roboczej dawnej wiele z nich jeno konceptami nadto w realizacji kosztownemi pozostało... W jednem z tekstów swoich dawniejszych żem wykazał, że w czasach Hierona z Aleksandrii i następców jego starożytność miała już niemal wszystkiego co potrzeba, by kolei zmajstrować... Jeno nikt tych elementów w całość nie powiązał i na tory nie postawił...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. W Polsce to się staw wyrąbywało w zimie, wrzucało do piwnicy i lód był i w lecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A w dworze każdem szanującem się szlacheckim miałżeś Waść porządnej lodowni... Często gęsto i w mieszczańskich takoż...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Toć to prototypy termosów:)) Ale lód zapewne na wagę złota. Pokłony poranne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, choć starożytni próżni wytworzyć trwale nie umieli. A na śniegu i lodzie niejedna dawniej fortuna wyrosła:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Choć baranów-ci u nas dostatek, to na wynalazek bukłaka nie wpadłszy, z gliny go wykoncypowaliśmy. Pamiętam jeszcze huczne jarmarki środowe, na których tzw. siwaki [garnki gliniane nie polewane od 1/3 swej wysokości] sprzedawano. Mleko w nich zawsze zimne, a powłoka, dzięki owemu brakowi polewy, zawsze bywała wilgotna... POZDRAWAIAM [choć nie wiem, czy nie byłoby od rzeczy dopisać "zimno"]... Ufff...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę!:) Znak, że i naszym przodkom mechanizma schładzania przez parowanie znanemi były i to cależ niezgorzej. Jeno ciężko ci takiego gliniaka na koń brać w podróż daleką...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Sama jeżdżĄc pod namiot nim go rozłożyłam dziurę w ziemi kopałam na wielki garnek z pokrywka i całe wczasy lodówka była ze hej:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja skautowskich obozów jeszcze pomnę, gdzieśmy całej ziemianki na to przy kuchniej kopali, by mięs, warzyw i inszych łacno się psowających w upale produktów móc tam chować...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Klik dobry:)

    A ja nie lubię za bardzo zimnego więc wszelkie wynalazki, łącznie z lodówką, zupełnie mi się nie przydają. Na pustyni nie ma nic lepszego, jak ciepły wywar z osłodzonej mięty, na plaży chłodzenie napojów sposobem harcerskim, a w domu chłodna piwniczka lub spiżarnia (mieszkania w starym budownictwie takowe posiadają).

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... de gustibus non diputandum est:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)