24 maja, 2015

O fenomenie rzeszowskiego złota...

Nim do meritum przejść sobie pozwolę,
mały odnośnik do Stokrotki, u której 
dzisiaj Zielonych Świątek proweniencyja
a i słów parę o onych świętowania sposobach 

   W drugi dzień po świętym Tomaszu Apostole (23 Grudnia - Wachm.) Anno Domini 1741 uwolniono z aresztu miejskiego w Rzeszowie dwóch starozakonnych złotników sanockich, oddając im przy tem rzeczy przy zatrzymaniu w depozyt pobrane, jako to:

"1.Dwie spinki dyamentowe, w każdej po dziesięć dyksztynów*,

2.Zegarków srebrnych dwa, jeden większy ze szkłami, drugi z

rubinami,

3.Pierścionków złotych dwa ametystowe, jeden z dyamentami,

drugi z rubinami,

4.Tabakiera aspisowa,

5.Ładownica aspisowa na fanchitrze** złotem nabijana i sztuk

pięć takowysz roboty do paska.

6.Tabakiera w robocie blachmalowa,

7.W żywym srebrze złota półczerwonego złotego w papierku,

8.Blaszek miedzianych dwie."

Oba uwalniane aresztanty pod tem podpisały, jako to "nieprzymuszeni, dobrowolnie zeznali, że będąc w areszcie zamkowym i miejskim, żadnej szkody nigdzie nie ponieśli, wszystkie rzeczy, które mieli, odebrali, nic im nie zginęło" i że ani do "zamku, jako i do miasta pretensji rościć sobie nie pretendują".

  Temu ostatniemu najmniej ja tutaj dowierzam, pojmując wybornie, że owe uwalniane Żydowiny, tak być mogły wolności odzyszczeniem uradowane, że nawet jeśli się tam może i ten rachunek im nie bardzo zgadzał, woleli z roztropności losu nie kusić i kwestyi z tego nie czynić, by może się komu nie wydało, że pochopnie ich puszcza...:) Czemuż się jednak tąż sprawą tu w ogóle zajmujem? Ano bo z tegoż protokołu siła nam rzeczy arcyciekawych wynika...
   Primo, że skoro siedzieli w aresztach obu, a to i zamkowym i grodzkim, zasię protokołu tego pisarz spisywał przy uwalnianiu grodzki, tandem kolej rzeczy być następującą musiała: obu przymknęły pachołki miejskie, zasię rzecz jako najwidniej mniemana być poważniejszej natury, przekazaną została na zamek, w jurysdykcyję pana na Rzeszowie, czyli Lubomirskiego kolejnego, ten zaś (luboż sędziowie jego) uznali widać jakie dowody niewinności i oddali ich nazad z przykazaniem uwolnić, tandem mimo wzmianki i o loszku zamkowem, uwalniani są z grodzkiego... Cóż to zatem za crimen tak straszliwa, że trza było się do wyższej z tem odwoływać jurysdykcji?
   Ano rzecz zaiste zakrawała na poważną, bo o rzekome fałszowanie pieniądza szło, a za to gardłem karano! Jednakowoż, że delatorowie obu Żydków oskarżający... sami byli starozakonnemi, przy tem złotnikami, jeno że z miasta Rzeszowa, tedy rzecz najpewniej była jednym z przejawów bezpardonowej zgoła batalii z konkurencyją na jarmark przybyłą. Nie bez kozery tu ta data świętego Tomasza Apostoła, bo dni dwa przódzi (21-go) się ostatni z dziewięciu największych rzeszowskich dorocznych odbywał jarmarków, a że przyjąć ciężko, iżby się cała inwestygacja, tak grodzka, jak i zamkowa w jednem dniu zamknęła, tandem najpewniej delatorowie owi donieśli na sanocczan jeszcze przed jarmarkiem i jeśli nawet od zarzutów ich uwolniono, tedy przecie celu swego oskarżyciele dopięli, bo sanoccy przecie czas jarmarku przesiedzieli w kozie, zamiast na jarmarcznem placu grosz zarabiać...
   Nawrócim jeszcze do tegoż epizodziku, póki co tło nam przyjdzie odmalować... Owoż, w co dziś i może uwierzyć ciężko, przecie jeszcze w XVI stuleciu Rzeszów był zapomnianą przez Boga i ludzi mieścinką w ziemi przemyskiej, w powiecie... uważcie Lectorowie Mili: przeworskim! Tak, tak... to Przeworsk tam wówczas honory czynił municypium pryncypalnego... Dobre lata nastały dla Rzeszowa, gdy ów się w 1583 dostał w ręce kasztelana sandomierskiego, Mikołaja Spytka Ligęzy, a między tysiącznemi inszemi zabiegami, by miasto podnieść były i te, że ów nader rad w niem rzemieślników widział, osobliwie złotników, zwłaszcza, że w inszych znacznych tamtego czasu grodach było ich nader skąpo, luboż i nie uświadczył wcale... W księdze grodzkiej Łańcuta, ówcześnie siedziby słynnego warchoła i rozbójnika, Stanisława Stadnickiego, zwanego Diabłem Łańcuckim , zapisano pod datą 9 stycznia 1588, że wypłacono nieznanemu z imienia złotnikowi "od przerobienia pieczęci małej" kwotę 10 groszy... Domniemywać możem, że skoro nawet nie zapisano jegoż imienia, tedy nie był to grodu obywatel, a najpewniej jaki rzemieślnik za robotą po kraju wędrujący... Domysłu tegoż przytwierdza i zapis inszy, niewiele późniejszy, gdzie kwituje się dwóch mieszczan w następujący sposób: "daliśmy od szukania złotnika Balcerkowi Stolarzowi i Andris Peszkowi groszy 15", co rozumieć należy jako zwrot kosztów jakiej peregrynacyi, którą owi, imieniem miasta mającego co do pozłoty, odbyli, fachowca inwestygując po grodach ościennych...
  A że na bezrybiu i rak ryba, tandem starania Ligęzy, zasię późniejszych właścicieli, Lubomirskich, k'temu przyszły, że Rzeszów wkrótce słynie jako ośrodek złotniczy. Aliści, jako to zwyczajnie we świecie wszędy się mięsza złe do dobrego, a nie trza być Kopernikiem, by widzieć jako podlejsza, acz tańsza robota wypiera zacniejszą, dla taniości swojej, tak i przyszło z naszem złotem rzeszowskiem...
  Pisze Kitowicz w "Opisie obyczajów..." stroje opisując, że "mniej majętni zażywali takich guzów (do żupanów-Wachm.) z prostego krwawnika kolbuszowskiej i głogowskiej*** roboty" oraz że"kogo nie stać było na prawdziwe klejnoty, stroił się w czeskie, głogowskie i biłgorajskie"
   Wszyscy najpewniej ze szkół wynieśli pamięć o słynnych pasach kontuszowych słuckich... Mało komu najpewniej wiedzieć, że czasem nas tu interesującym słynęły na całą Rzeczypospolitą pasy z Przeworska, jeno że ich nie zwano pasami, a "obręczami"... Czemu? Bo nie dla materyi one słynne były, czy dla kunsztu splotu, choć prawdziwie Przeworsk najwięcej sukiennikami stał... Owoż prawdziwa "obręcz" przeworska, to pas był metalowy, ciężki, czasem miedziany, czasem mosiężny, rzadziej srebrny, aliści zawsze złocony po wierszchu!:) Pas taki najmniej do siedemdziesięciu czerwonych złotych wartał, a prawdziwie srebrne nawet i do kilkuset!
  Zdałoby się zatem, że w Przeworsku winno siedzieć tych złotników gromada cała, tem zaś czasem w księgach grodzkich za cały XVII wiek najdujem jednego, w 1659 roku, w spisie podatników, niejakiego Sebastiana złotnika, jeno że choć ów na miejscu pomieniony pocześnym, bo pierwszym, to... nijakiego podatku nie płacił! Czemu? Wyrokować ciężko, aliści najpewniej dla ubóstwa swego, co i może nie dziwić winno w okolicy wojnami niedawnemi zrujnowanej... Któż zatem te wszytkie przysposabiał pasy?
   Ano najpewniej starozakonni, tych bowiem do cechów nie przyjmowano, ergo się w regestrach nie znajdowali, chyba że za jaką extraordynaryjną sprawą... Ale nie Przeworsk miał się stać ich najpryncypalniejszą na ziemiach tamtych siedzibą, jeno Rzeszów właśnie... Rzeszów, który z czasem dojdzie do tego, że w niem starozakonni będą stanowić, bagatela, niemal dwie trzecie ogółu mieszkańców, a miano grodu złośliwcy katoliccy odmieniać będą na "Mojżeszów", zasię sami starozakonni zwać będą swój gród: "Rajsze"...
   Czas to jednak będzie późniejszy, aliści w miarę upadku Rzeczypospolitej i ubożenia warstw kolejnych, to właśnie ze starozakonnych się wiodący złotnicy znajdą swoją niszę i swoje pięć minut, tworząc coś, co do historii przeszło pod nazwą "rzeszowskiego złota" . Cóż to było, orzec dziś ciężko... Większość znawców tematu zgadza się z tem, że jakiś tombaku rodzaj, choć autor "Przemysłu złotniczego w Polsce"(Kraków 1933) Leonard Lepszy upiera się, że było to złoto, aliści nader lichej, niżej 8 karatów, próby... Podobnego zdania był autor "Geografii Galicji i Lodomerii" (Przemyśl 1786), Andrzej Kuropatnicki, jeno że analiza dzieł zachowanych nawet i tych śladowych złota szczątków nie wskazuje...
  A przecie zgodny chór głosów z epoki wskazywał na wyjątkową jakość tejże niby podróbki, którą naprawdę bystrzy i znający się na rzeczy od prawdziwego nie odróżniali złota! Na czemże zatem miał ów fenomen polegać? Na tajnikach stopu, który zaginął w pomroce dziejów wraz z autorami: starozakonnymi złotnikami rzeszowskimi? Na sztuce polerskiej? Ot, i kolejna z zagadek, której bez wehikułu czasu najpewniej nie rozwikłamy... Tandem, żegnając się na dziś z Lectorami Miłemi, ostawiam ich z Fredrowskim spomnieniem młodości własnej, jakże się nasz komediopisarz we młodości nosił modnie("Trzy po trzy"): "Przy zegarku siedem pieczątek**** rzeszowskiej roboty, w ręku laseczka z kobuzią główką"...
_________________________

* Na odpowiedzialność Torlina Jegomości, co przed laty już przy dyspucie o tem nam dyksztyna wyłożył był jako diamentu mającego jednakową grubość u góry i u dołu.
** Franciszek Kotula za którem to przytaczam ("Rzeszowski ośodek złotniczy XVI-XIX w. oraz mistrz Wawrzyniec Kasprowicz" nakładem Wydawnictwa Artystyczno-Graficznego w Krakowie, aliści kiedy...za czorta nie dojdziesz, bo artyści z WAG są ponad drobiazgi takie, jak by rok edycji podawać... ) uważa, że fanchitra to pas, ale cóż w takiem razie począć z temi "pięcioma sztukami takowysz roboty do paska" zupełnie odrębnie wymienionemi?
*** Idzie o gródek, dziś zwany Głogowem Małopolskim, co mianem jest nader świeżej konduity, od 1945, gdy się w granicach Rzeczypospolitej znalazł i Głogów na Śląsku.
**** coś na kształt dzisiejszych breloków: wisiorki imitujące tłoki pieczętne, szalenie modne w początku XIX stulecia...:)

                                     .                                            

22 komentarze:

  1. Nie lepiej to było, Panie Wachmistrzu, od razu babę posłać?
    Doszła, dwakroć ledwie klikając.
    Raz tu:
    http://bazhum.pl/bib/article/96111/,
    a drugi tu:
    http://alpha.bn.org.pl/search*pol.
    Z bibliotekarsko-cytrynowym pozdrowieniem - ta ona.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. ...aber zweimal...
    napisałam poprzednio.
    Oraz, że o dyksztynie tu piszą, zatem odpowiedzialność ze Wzmiankowanego można zdjąć, przypuszczam, i to całkowicie:
    http://diglib.bis.uni-oldenburg.de/bis-verlag/wdlp/polnisch/dyksztyn.pdf
    Tylko linku nie dołączyłam.
    Co viermal nie wiem, porzekadło zaś nie przewiduje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z serca dziękuję, choć pierwsze się nie otwiera, a we wtórem żem o co pytać, nie wiedział...:) Alem pomiarkował, że Torlin praw i tego się tu odtąd trzymamy:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Nie wiedziałam, że bez cytrynowego kluczyka otworzyć się nie chce - ale też skąd miałabym wiedzieć, jeśli takowy posiadam i na moje kliknięcie... W każdym razie rok 1962.
      Czego można szukać i co znaleźć, katalog internetowy Biblioteki Narodowej (owa alpha właśnie) usłużnie podpowiada w okienkach - tyle, czego nadzwyczaj żałuję, że nie najprzejrzyściej ułożonych...
      Że Torlin praw, rzeczą jest oczywistą i nawet gdzie indziej nie zamierzamy podawać tego w wątpliwość.
      Co najsamprzód zadeklarowawszy, pozwalamy sobie jednakowoż link podać do słownika, gdzie tak wyczerpująco o dyksztynie piszą:
      http://diglib.bis.uni-oldenburg.de/bis-verlag/wdlp/.

      Usuń
    3. Gdzie słowo jakieś żeby znaleźć - jak abcug na przykład albo majzel vel meseł - w Gesamtverzeichnis kliknąć należy w kolumnie po lewej stronie, a potem już według alfabetu.

      Usuń
    4. Alphę żeśmy cokolwiek przećwiczyli i aczkolwiek owa zupełnie niewymusztrowana (no ale czego się po takiej cywil-bandzie spodziewać?) to przecie się jakoś tam już dogadujemy... Znaczy ja klnę, ona słucha... A o dyksztynie w rzeczy samej: bardziej już chyba wyczerpująco nie można...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Na czym jeszcze ładownicę można (było) nosić? Widziałem kiedyś w sieci reklamę wyposażenia łowieckiego i tam były też ładownice do zamocowania na kolbie fuzji. Nie mam pojęcia, jak się coś takiego nazywa, więc może to mylny trop.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się, że myślisz o ładownicy podobnej do tych noszonych za ostatniej wojny na pasie lub szelkach oporządzenia przez żołnierzy brytyjskich lub niemieckich... W takim razie pozwolę sobie odesłać do planszy VI na tejże paginie:
      http://napoleon.org.pl/plansze.php
      choć ta, już z napoleońskiej doby nie oddaje dokładnie jej istoty, choć pokazuje jej sposób noszenia na podobieństwo chlebaka czy czasem współczesnej damskiej torebki. W wieku XVIII ta drewniana część bardziej jeszcze przypominać będzie stojak na próbówki, z tym że oczywiście w otworach tkwiły nie próbówki, a uszykowane ładunki.
      http://www.muzeumwp.pl/emwpaedia/ladownica-jazdy-z-monogramem-ar-z-i-polowy-xviii-wieku.php#,
      http://www.arsenal.org.pl/index.php/oddzialy/kawaleria-narodowa/item/623-szkic-do-historii-ladownic-mundurowych-kawalerii-narodowej-i-pulkow-strazy-przedniej
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Nie wszystko złoto co się świeci. Tak mogło być też ze złotem rzeszowskim przed wiekami. Starozakonni, być może wiedzieli więcej od innych mieszkańców na temat wyrobu ozdób z metali imitujących złoto. Tu mamy wątpliwości, jak sam Wachmistrzu piszesz w swoim poście, dogłębnie rozpatrując temat.
    W akapicie tyczącym pasów przeworskich wątpliwości mieć nie możemy. Popularne były wśród szlachty siedemnastowiecznej, świeciły i przyciągały wzrok, wypolerowane wcześniej przez służbę. Były doskonałym uzupełnieniem stroju. Pasy przeworskie, pasy słuckie, podobnie jak koronki koniakowskie są polskim dobrem, słynnym także poza granicami naszego kraju.
    Pozdrawiam Wachmistrzu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście jestem dziś raczej zdania, że to coś być musiało w sposobie konserwacji, polerowania, czy nabłyszczania tegoż "złota"... Obróbka metalu to jednak głównie odlewy, a w tej dziedzinie nie doszukałem się jakichś istotnych informacji o jakiejś tegoż kunsztu znaczącej między starozakonnemi tradycji...
      A o pasy przeworskie zawsze upomnieć się warto, iżby naród jedynie słuckich nie pamiętał...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. To ja tu wpiszę, ze faktycznie pasy słuckie chyba najbardziej są znane. Nawet na Rynku Starego Miasta w Warszawie jest taki wymalowany na kamieniczce w której jest informacja turystyczna. Oczywiście nie jest oryginalny, bo kamieniczka ta jak i cała Starówka była zniszczona w czasie 2-giej wojny, ale pięknie to wszystko przywrócono do stanu pierwotnego.

      Usuń
    3. Skoro takie cuda potrafią w Warszawie, to ja się też zgłoszę niebawem, żeby mnie do stanu pierwotnego przywrócili... A może nawet nie do tak całkiem pierwotnego... Powiedzmy: początkowego plus dwadzieścia:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Przebóg! A to czemu usunięty? Wydawał się cależ akuratnym...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    6. Chciałam dokonać poprawki. Bo ten pas słucki znajduje się na kamieniczce w której FUKIER miał swoja restaurację /rozumiem, ze mieszkańcy Krakowa też wiedzą kto to był/ Ciągnie się od dachu do poziomu wejścia i na dole znajdują się następujące daty - 1653 - 1953. - co należy odczytywać jako datę pierwszego namalowania i potem rekonstrukcji.
      Ale potem skasowałam, bo wydało mi się to mało istotne.
      Pozdrawiam

      Usuń
    7. Upewniam WMPanią, że ród królewskich bankierów, Fuggerów i w Krakowie jest znanem:) A rzecz może i drobna, przecie warta wiedzy więcej powszechnej, tandem czemuż jej mamy Lectorom inszym skąpić i sobie wzajem? Bóg Zapłać:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. No to mnie Wachmistrzu zasmuciłeś, bo chociażem rodowita Warszawianka, to korzenie moje tkwią właśnie w Rzeszowie. Obydwoje rodzice tam się urodzili, a także jedna babcia i obydwaj dziadkowie. A także pradziadkowie i prababcie...
    A mój smutek tkwi w fakcie że nie otrzymałam w posagu żadnego
    kuferka ze złotem. Bo chociaż czasy o których piszesz o kilka wieków wcześniejsze, to jednak mogłoby się zdarzyć że moja Mama jako jedyna ukochana córka mogłaby otrzymać od swojego taty , /nawiasem mówiąc odznaczonego Virtuti Militari za walki w okolicach Pińczowa w czasie 1-szej wojny światowej, o czym kiedyś na blogu pisałam,/ jakiś kuferek otrzymać i potem część przekazać swojej młodszej córce czyli mnie.
    A tu nic z tych rzeczy. Więc może dobrze, że nie mam córek ani wnuczek, bo ich w smutek nie wpędzałam i wpędzać nie będę brakiem w ich posagu rzeszowskiego złota.:-))
    A tak na poważnie, to babcie mi mówiły, że ci rzeszowscy Żydzi to okropna biedota była. A bieda to raczej jest dziedziczna i to w każdej nacji.
    Jeśli za dużo tu prywaty to przepraszam.
    No i dziękuje za ten odnośnik do Stokrotki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i lepiej, że tego kuferka nie było, bo jakby miał być z rzeszowskiem, to jeszcze by go gdzie kiedy Stokrotka wydać chciała, zastawić, czy pożyczyć nieświadoma i jeszcze by za oszukaństwo przed jakiem trybunałem przyszło stawać...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. To może ja przy kolejnej wizycie w Rzeszowie złotników poszukam? Ciekawe czy gdzieś się uchowali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tego to już ja wiedzieć nie mogę...:) Za to, gdyby owa wizyta wypadła powiedzmy w pierwszym czy drugim kwartale roku przyszłego, to miałbym do polecenia może wystawę w Muzeum Etnograficznym się szykującą:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)