28 listopada, 2013

O tem jak husarze ptaki na powietrzu latające bili...III

  Alterują się nam już  niewiasty niepomiernie, że tej wojaczki z Tatary już trzecią w cyklu notę toczym i końca onej wojaczce nie widać. Ku pocieszeniu rzeknę, że oto ninie już kończym dzieło poczęte...:) Insza przy tem, że bym się i do miłosierdzia był pragnął odwołać niewieściego, bośmy przecie ostawili husarzów naszych i dragonów (a i kozaków:) nocą październikową paskudną pod Komarnem, gdzie i deszcz marznący przycinał, a i do głowy nie masz gdzie przyłożyć, chyba że do kulbaki w błocie położonej...:(( Miałbyście sumienie, Waćpanie i Waćpanny, ostawić żołnierza zmitrężonego w cyrkumstancyjach tak przykrych? Hę?  Nie godzi to się, jako już pod dach wpuścić nie łaska (a wierę, że co gładszych, to i może pod pierzynę?:), to choć dozwolić pokończyć żołnierskiego poczętego rzemiosła i ku stanicom odejść na popas, daj Boże z jaką hiberną poćciwą...?:)
  Dziś przed nami rozprawa Pana Hetmana walna z ostatnim z czambułów trzech, o tyleż jednak nie z wodzem trzecim, bo Hadżi Girej, choć syn chański, przecie w zawiłościach tatarskiego starszeństwa rangą Nuradin Sułtana niższy, temuż jako ów z niedobitkami spod Komarna z niem się złączył, tak i komendy mocą starszeństwa swego przejął. Ważkie to dla spraw naszych, bo czy to za przyczyną skóry świeżo przetrzepanej, czyli też za przyrodzonej starszym większej ostrożności sprawą, wcale też sobie i ów już nie nadto śmiele poczynał, czego by się może po młodym i ambitnym chanowym potomku spodziewać było można...
   Sobieski spod Komarna jeszcze widział ognie wsi przez Hadżi Gireja palonych gdzie za Dniestrem, temuż mniemał, że Tatarzyn będzie nad najdogodniejsze sobie przeprawy dniestrowe pod Rozdołem ciągnął. Umyślił tedy grobli i mostów zerwanych przez Wereszczycę i Staw Klitecki co rychlej do porządku doprowadzić i samemu się tu z komunikiem przeprawiać, by już raz wtóry przez Dniestr się moczyć nie musieć, a Tatarczynów na tych przeprawach pod Rozdołem dopaść w cyrkumstancyjach onym najprzykrzejszych, gdy owi jasyrem i łupami obciążeni, przeprawą rozdzieleni, ex definitione niejako w największej swej mu się ukażą słabości.
    Szyki jednak pomięszał Imci Hetmanowi kmieć jeden z jasyru od Hadżi Gireja zbiegły rzkomo spod Hruszowa, co miał wieści przynieść, że chański syn z całą swą potencyją pod Komarno ciągnie, co by może i znaczyć mogło, że ów przeciw hetmańskim stanąć zamyśla. Pojął Sobieski, że mu nie przez Wereszczycę się przeprawiać, a czym rychlej nad Dniestr ciągnąć, by na Tatara na przeprawach spodziewanych nowych się zasadzić. Aliści gdy po zwłoce niemałej, bo to wojska część już trza było przeprawionego zawracać (a koniec końców i bez niego Hetman ruszył wreście), gdy wpodle Mostów nad Dniestrem stanął, pojął, że kmiotek bodaj jakich bajęd wyplatał. Tam gdzie się bowiem Dniestr i Bystrzyca łączą, dolina rzek obu na mil kilka szeroka, błotnista, gęsto szuwarem porosła i niepodobieństwem zgoła, by się tamtędy dziesiątki tysięcy ludzi i koni przeprawiać miało dogodnie. Droga, bodaj w okolicy jedyna, między Mostami i Wołszczą, tamtym czasem za przyczyną roztopów jesiennych była pod wodą, temuż przeprawa po nieznanej głębi i przy nurtu bystrości niemałej nadto się azardowna widziała, by tu się prawdziwie Tatarzyna spodziewać... No... ale gdzie Tatarzyn nie może, tam nie powiedziane, że Sobieski nie przejdzie:)) Prawda, że jakiego kmiotka z Wołszczy tęgo groszem uczęstowano, by ów jakiej części choć wojska przeprowadził i nie potopił, ale to wszystko mało było... Umyślił tedy Pan Hetman osobą własną wraz z dragonią jeno pójść i jedną chorągwią pancerną przez te szuwary i błota, by po drugiej Dniestru stronie co rychlej ruszać ku Mostom, gdzie jako miano samo ukazuje, most stał, a ściślej by rzec: stałby, gdyby go w pożodze wojennej już i przódzi nie zerwano...
   Przyznam, żem tu krzynę zadziwiony ordonansem hetmańskiem, bo przecie ostawiwszy ludzi kilkuset na przeprawach przez Wereszczycę, co go dopiero doganiać mieli, teraz znów dzieląc siły tak szczupłe, szedł na drugą Dniestru stronę w najwięcej może szabel trzy, cztery setki, a tam przecie z chwilą każdą musiał się całej pogańskiej spodziewać potencyi... Takaż to ufność w talent wodzowski własny i kunszt żołnierski podkomendnych swoich? Czy desperacyja tak okrutna? Mniemam, że i po trosze tego i tego... Dowiódł był nam Imć Hetman, a i Król potem, całem żywotem swojem, że umiał w chwili rozstrzygającej rzucić na szalę wszystko, co jeno miał w garści i tem boju rozstrzygać...* W nadto dalekie się może nie wdając spekulacyje, gdybyż nie zatracił tego talentu z czasem Napoleon i pod Borodino nie zawahał się świeżej i nietkniętej gwardii własnej na Moskala wypuścić, by bitwy rozstrzygnąć, może by Historia nie znała hańbiącego zimowego spod Moskwy odwrotu, pogromu Wielkiej Armii i nad Berezyną sztandarów palenia...
   Insza, że miał Pan Hetman świadomość ryzyka podjętego... Pisał w jednym z do króla listów:"przyjdzie cośkolwiek y azardować, dla Wiary wprzód Świętey, miłości Ojczyzny y przysługi W.K. Mści"... Może też to i intuicja niezwykła kazała Sobieskiemu tak czynić, bo czuł, że doniesieniom skąpym wbrew, nie masz już w tej stronie Tatarów... Ano i tak najpewniej też było, bo nawet jeśli niedobitki Nuradynowe przechodziły tejże nocy wpodle Mostów, to ów nijakich nie rozpuszczał już podjazdów, lękając się pewnie rozproszonych potracić, a darł, ile jeno konie wydoliły w ślad za Hadżi Girejem, który już być musiał dalej ku wschodowi, najpewniej na dalsze się przeprawy kierując wpodle Halicza, czy Stanisławowa. Drogę też i rozeznać było łacno, bo ów, nic jeszcze najpewniej o klęsce Nuradynowej nie wiedząc, tęgo znaczył łunami okolicę...
   Ano i tak Sobieskiemu nadto wiele było czasu danem, by nawet zwłoki odliczywszy na mostu de novo stawianie, wojsk rozproszonych ponowne zebranie (choć i tak ich więcej jak półtora już i nie uzbierał tysiąca) i wytchnienie konieczne, by pod Hołyniem stanąć niemal za tatarskiemi plecami. U Tatarów tem czasem owa zmiana ważka zaszła, bo najpewniej pod Bolechowem Nuradyn Hadżi Gireja doścignął nareście i komendy przejął... Z tegoż miejsca mieli Tatarowie możność się nadal ku przeprawom kierować Dniestrowym drogą na Kałusz, aliści droga ta doliną przez rzeczki liczne i w trójkącie między tęgo bronionemi zameczkami Kałusz, Nowica, Rożniatów z wciąż jeszcze polską załogą, temuż czambułowi sielnie jasyrem obciążonem niepolitycznie było się tamtędy kierować. Droga wtóra, choć dłuższa, lasem i pagórkami mitrężącemi, mijała te zameczki po boku, a przy tem idąc lasem większą częścią dawała prospektu na skryte oddalenie się... Ano i Nuradyn tejże właśnie wybrał drogi, a dotarłszy nad Bereżnicę pod Petranką miał już swoich tak umęczonych, że musiał się dla popasu zatrzymać, a ognie obozu tak licznego najlepszym Hetmanowi były drogowskazem...
   By szczupłość sił własnych wzmocnić, Tatarzynowi zaś zguby uszykować zupełnej, jął się jeszcze i konceptu, którego po niem już nikt bodaj do Kościuszki czasów się w Rzeczypospolitej nie chwycił. Nie wiem, zali własnego tu znać hetmańskiego konceptu, zali też podsunęła go Onemu krwawa łaźnia, jakiej uczynili kmiotkowie pohańcom na grobli przy ostrowie na Stawie Kliteckim, com jej w nocie poprzedniej opisał, dość że posłał pan Hetman ordonansów w owe miasteczka (Kałusz, Rożniatów i Nowica) przykazując, by kto żyw i w co tam zbrojny, wyszedł nocą w owe bory i by zasieczono wszystkie przejścia i dukty na Halicz, takoż by wpodle tych duktów zasieczonych czatować na Tatarzęta uchodzące...
   Sam zaś Sobieski z komunikiem, na ognie biwaku tatarskiego się kierując szedł noc niemal całą, sprawiając zarazem w tym marszu nocnym i leśnym wojsko do bitwy spodziewanej. Darujcież, ale jeślim tym pisaniem swojem dopotąd może nie nadto nisko przed Hetmanem głowy pochylił, to za ten sam jeden marsz nocny wojska do granic wycieńczonego, się pokłon tak niski należy, by już nie czapką, a czupryną ziemi przed Niem zamiatać! Pomnij, Czytelniku Miły, że te paroma zdaniami opędzone pościgi i przemarsze, to nowe w dwa i pół dnia kilometrów niemal sto pięćdziesiąt, w tem ileż mitręgi po przeprawach, mostów odbudowywania i jazdy nocnej śród deszczu marznącego... Prawdziwie to czytać lekko, kufel jaki zacny grzanego mając, przy tem drewek grzecznie do kominka dołożywszy, ale by się choć i chcieć aby trochę w tych żołnierzów wczuć naszych, nie sposób by łzą rzewną nad ich poświęceniem nie zapłakać...
     Nad ranem, pojąwszy po łunie, że już się i przed czambuł wysforował był, pchnął nazad chorągiew wojewody ruskiego, by na Tatarów od tyłu natarła, od Petranki strony, insze chorągwie dwie ubezpieczające, rozesławszy na boki, by mu nikt nie uszedł, jako się pod Komarnem zdarzyło, sam pan Hetman zamierzał najpewniej osobą własną i siłami pryncypalnemi natrzeć od czoła.
    Aliści, gdy batalija przyszła do skutku nareście, Tatarowie już od godziny niejakiej w drodze byli, czy to lękiem Nuradynowym przede dniem ze snu porwani, dość, że chorągiew wojwody ruskiego przez puste przemknęła obozowisko, zaś przednia hetmańska straż miast pohańcom drogi zabiec, z boku wyszła na kolumnę ogromną.
   Nuradyn najpewniej szczupłych jeno sił widząc, mniemał, że to się załogi zameczków i gródków spominanych skrzyknęły i jeno go przytrzymać probują, na Sobieskiego licząc nadejście. W każdem bądź razie, ustawił swych frontem do boju, zaś karawanę całą z jasyrem popędzał, by za linią wojsk do boju uszykowanych przejść zdążyła. Aliści, gdy z lasy wychynęły chorągwie następne, najwięcej zaś gdy pokazała się husaria, zagrały trąby i kotły, a nad całością dojrzeć można było buńczuk hetmański, nie zdzierżyli Tatarowie...
   Rzuciło się to bractwo do ucieczki całe, jednej mając jedynej drogi na Uhrynów niezagrodzonej przez ową myłkę w wyliczeniu czasu sprawioną, aliści większa część onych najpewniej jej za jaką pułapkę miała nieznaną i wolała, na zgubę własną, w bednarowskie się skryć lasy... Ano i mało która noga z tych lasów od chłopstwa rozjuszonego żywa wyszła, osobliwie, że Hetman jeszcze i dalej umyślnych pchnął, do Halicza, Stanisławowa i Tyśmienicy, by i z tych miejscowości wyszedł kto żyw i drogi niedobitkom zabiegł... Dwa dni jeszcze trwała ta gonitwa po lasach i dolinach, której plon trudno inaczej zwać jak krwawym... Z jakich 8-10 tysięcy tatarstwa może się jakie pół tysiąca by ocalonych uzbierało. Jasyru oswobodzono do dziesięciu tysięcy ludzi, aliści to już ostatni był akord tego wysilenia nadspodziewanego. Pewnie, że to największe jeno pobito czambuły, a by chcieć i móc to jeszcze drobniejszych by szło na pólnocnej Dniestru stronie pogromić kilkunastu... Aliści ani żołnierz, ani konie do wysiłku takiego już zdolnemi nie byli. I tak ponad podziwienie wszelkie to czego tak niewielu dokonało przeciw tak wielu, a przecie nie jedyne to tej wyprawy skutki...
    Przypomnieć upraszam, że wszystko to w czasie oblężenia Lwowa zdarzone, gdzie rokowań toczono, haniebnym zakończonych traktatem buczackim. I w ten czas najczarniejszy, wszelkiej nadziei pozbawiony, Imć Hetman i ŻOŁNIERZE Jego tegoż promyczka onej wątłego nam ukazali... To serce, co wśród szlachty urosło tak dalece, że się na sejmie na odrzucenie traktatu ważyła i na niebywałe w dziejach Rzeczypospolitej ekspensa, uchwalając podatki extraordynaryjne nowe, których skutkiem były zaciągi świeże i wojna nowa, gdzie roku następnego pod Chocimiem był Imć Hetman (takoż i za husarii nieprzepomnianą sławą:) częścią choć hańbę zmył buczacką...:)
   Nie wiem, czy by się bez tych opisanych wiktoryj nad czambułami, na to odrzucenie narzuconego traktatu zdobyto... Zapewne i tak, podobnie jak i owa wiktoryja chocimska by do skutku przyszła, przecie niechybnie duch nowy, który do tej wiktoryi prowadził i znaczenie onej uwiększył, się częścią niemałą w te opisane noce mroźne, szarugami przetykane, a rozświetlane jeno ogniem łun wiosek przez Tatarczyna palonych, narodził...

_____________________________________
* Ale też i pod Parkanami, wtórej po wiedeńskiej batalii tamtej kampanii, o włos omal i Króla Jegomości żywota ta skłonność nie pozbawiła...

  

10 komentarzy:

  1. Mapki nie ma! :-( Nic nie widzę... Idę szukać Dniestru ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie jej temu nie widać, że jej nie było...:) Przyjdzie się ku tym z not wcześniejszych nawrócić, co może i z mej strony błędem tu było...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Vulpian de Noulancourt28 listopada 2013 14:44

    UWAGA! KOMUNIKAT SPECJALNY!
    Wachmistrz prosił mnie, żeby poinformować czytelników, że:
    1. z powodów technicznych nie ma praktycznie dostępu do swojego bloga;
    2. będzie odpowiadał na komentarze, gdy tylko serwis mu to umożliwi;
    3. w tej chwili prosi o chwilkę cierpliwości;
    4. nowe teksty blog publikuje automatycznie, zaprogramowany jeszcze przed momentem zaistnienia problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i kto tak nabroił??

      notaria

      Usuń
    2. Dzięki za informacje. Będę czekać cierpliwie. :)
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. Szczęśliwie już rzecz wygląda lepiej, choć zełgałbym, że do szczęścia nic nie brakuje...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Mości Wachmistrzu, przeczytałem z pasją, jako zawsze, aleć dodać niczego nie mogę, bo syencya moja w temacie raczej mizerna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tom właśnie pisał był, by już taką nie była...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Czytałem o tej batalii z 35 lat temu, ale wtedy ogarnąć jej ogromu i warunków nie potrafiłem, Teraz zupełnie inaczej się to czyta - pewnie i człowiek dorósł, i doświadczenie inne i wiedza nieporównywalna, ale przede wszystkim sposób podania wyborny - przyjemność czytania niezwykła! Obraz za obrazem - zimno, szaruga,zapadające ciemności rozświetlone łunami, przemykające cienie, krzyki mordowanych i szczęk broni - wszystko przed oczami. I te przemarsze - przecież oni musieli spać w siodłach - niemożliwe, żeby było inaczej!
    Przemarsz Krzywoustego pod Kołobrzeg spod Głogowa była wielkim wyczynem, ale pokonywał on dziennie około 60 km, w terenie bez porównania lżejszym, bo bez przeszkód, bez ciągłych walk i w nieporównanie lżejszej pogodzie. To co opisujesz Wachmistrzu zakrawa na czystą fantastykę. Cóż to musieli być za żołnierze i jak musiał ich znać wódz, który nimi dowodził!? Toż on ich rozsyłał i zbierał jak stado ptaków! A może wtedy mieli coś na kształt radia? Bo przecież nie była to chyba telepatia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano i z tą właśnie myślą, by owych męstwo, może nawet i nie w tych bitewnych cyrkumstancyjach najważniejsze, co w owej niezłomności i uporowi owych przemarszów i pościgów wbrew aurze, kalendarzowi i wyrokom boskim czynionych, wykazać... I prawyś z tem, że i siodło być musiało nieraz tu łożem usłanem, czegom nie dopowiedział... To, co telepatią zwiesz, ja bym widział experiencyją dowódców pomniejszego szczebla i wyćwiczeniem wybornem, że owi sami znali, gdzie wodza swego szukać, domniemując gdzież pójść mógł, bo myśli z niem byli jednej...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)