02 lutego, 2013

Obrona Liberum Veto...


  Wszytkich, co znając może i dawniejszych „obron” moich, poniekąd prześmiewczych (Obrona Leppera,Giertycha, Gosiewskiego), upraszać będę, by tem choć razem tejże obrony wielce serio wzięli, bo nie masz tu nic ku facecjom... Przeciwnie: wielce obligowany będę, jeśli one wynurzenia moje za assumpt do jakich głębszych w tej mierze przemyśleń posłużą...
   Owoc bowiem edukacyi powszechnej, dopotąd we łbach naszych pokutujący, przeważnie nader onemu urządzeniu nikczemnych ocen wystawia. I nie dyshonor to nikomu wierzyć w to, czego go w dobrej nauczono wierze. Sam żem tak mniemał lat dziesiątkami i dopiroż gdy się przyszło w rzecz wgłębić, żem ku cależ nowym przyszedł był konstatacyom...
   Czas jaki temu pisał był Imć Vulpian u siebie noty, w której kapkę ironicznie rozpisywał się o mechanizmach „zabezpieczających mądrą mniejszość przed tyranią głupiej większości”. Ja zaś dalej krzynę iść po tej drodze zamierzam, głosząc onej zasady pochwałę... Dość powszechnie, acz mylnie, wiąże się narodziny liberum veto z artykułami henrykowskimi, ergo z początkiem epoki królów elekcyjnych. Dokażem, że inaczej było, póki co zaś, weźmyż za dobrą monetę tejże daty: 1573... Równie powszechnie, choć także mylnie, przyjmuje się, że po raz pierwszy użył tego poseł z Upity, klient Janusza Radziwiłła, Władysław Siciński 6 Martii 1652 roku. Lat między temi datami, czyli między prawa tego narodzinami (rzekomemi) a zastosowaniem najpierwszem niemal siedemdziesiąt przeminęło, a to więcej przecie niźli obecna nasza państwowość liczy, niźli wszelkie europejskie unie, konstytucyje nasze, konwencye i traktaty zawarte!
   I nim ku prawdziwym (a jeszcze większy przedział czasu znaczącym!) przejdziem cyrkumstancyom, proszę mi rzec, gdzie kto miał po świecie prawa, co grozą swoją samo z siebie nastarczyło, by rzeczy moderować, nie przywodząc nikogo k'temu, by go bodaj raz przez lat siedmdziesiąt UŻYŁ? Zali to nie dowód znamienny skuteczności niezwykłej tegoż urządzenia? I odpowiedzialności tych, co go użyć mogli, a nie chcieli? Imaginujmyż sobie, że i dziś mamy może prawa takiego: wieleż nie lat, nie miesięcy czy dni, a godzin ile czekać nam przyjdzie na tego, kto tych słów magicznych pierwszy zawrzaśnie?
   Owoż w dawniejszej Rzeczypospolitej, co przecie nie z jednej się składała ziemi, a ućciwiej by rzec było, że niejaką była federacyją księstw dawniejszych i dziedzin, przyszli pradziadowie naszy k'temu, że najrozumniej będzie w kraju, co nie miał nadto rozbudowanego apparatu władzy, takich jeno stanowić praw, których egzekwowanie , o dobrą przecie jeno wolę szlachty oparte*, trudności nie nastręczy. Zatem lepiej by się i może godzinami ucierać i przekonywać wzajem, by takiegoż koniec końców ustanowić prawa, które wszytkich pogodzi i egzekwowanem będzie. Bo na cóż nam ustawa jaka, gdzie dajmyż na to, ona Mazowszan forytować będzie, a Wielgiej Polszcze z tegoż jeszcze i jaka może przyjdzie szkoda? By był car jaki, z czynownikami swemi, knutami i Sybirem może by i tego wymusił, przecie w wolnem kraju wolnych ludzi...? Wiadomem, że na co takiego by się wraz ta ziemia pokrzywdzona odstrychnęła najpierwsza, a to krok na drodze ku jakiej separacyi onej, że już o grozie jakiej przyszłej wojny domowej nie spomnę... Nie lepiej, by apetytów pohamować jednych, wtórym zaś dobro publiczne przed oczy przedłożyć? I takeśmy przyszli ku zasadzie jednomyślności, jako rzeczy po prostu praktycznej...
   Zasada wtóra, co u podstaw legła liberum veto, to owa sławna równość panów braci. I nie idzie o przysłowiowe "szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie", jeno o przekonanie tamtocześnych statystów, że jako Pan nasz by i może oszczędził Sodomy, by tam jeno dziesięciu sprawiedliwych nalazł był, tak i pośród posłów dziesiątek zwyczajnie nie sposób, by jaki na tyrana się sposobiący, wszytkich omamił, przekupił, czy zastraszył... Że zawsze się choć, bodaj i maluczki, znajdzie, co przeciw prawu niesprawiedliwemu okoniem stanie i wolność uratuje!   Że szlachecką? Dalibóg, Mili Moi, toć była to dziesiąta narodu część! Ukażcież mi gdzie po świecie tak wielu miało na rząd realnego wpływu? W krajach inszych owe warstwy miały najwięcej po trzy, po pięć procent, a przy tym uczciwie rzekłszy... do wypadków francuskich z 1789 roku, tyleż mięli owi herbowi cudoziemscy do powiedzenia, co u nas Żydowin jaki w getcie za wojny ostatniej... I przy tem owe europejskie elity wielekroć od naszej szlachty hermetyczniejszemi były!  
  Nie oszukujmyż się, Mili Moi, jakoby u nas się ludzie nieherbowi, a przedsiębiorczy nie cisnęli między szlachtę lewem więcej niźli prawem, nie spłodziłby Walerian Nekanda Trepka swego "Liber Chamorum" opisującego znane onemu takież przypadki (dodajmyż wielekroć i niesłusznie przezeń podejrzewanych) i nie byłoby to tak opasłe tomisko! A przecie i prawem dość dróg ku temu było... I nie wiem zali owe furtki rozliczne, pomimo sarkań ustawicznych utrzymywane, nie dowodziły mądrości niemałej, choć zapewne podskórnej, by tegoż wentyla bezpieczeństwa nie tykać...
   Przyjąwszy zaś raz, że wszytcy sobie równi i że prawa jakiego uchwalenie, któremu bodaj jedna ziemia ustami swego delegata przeciwną by była, tejże zasady było złamaniem, mamyż pierwocin liberum veto nie z elekcyj wolnych początkami, a już u narodzin samych Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Że tegoż zapisano dopiero, jako nam królów obcych obierać przyszło? A Wy, czy doma między żoną a mężem, ojcem a synem traktaty spisujecie? Przecie, że nie... wyjąwszy może jakie cyrkumstancyje extraordynaryjne... Wiadomo przecie, że w rodzinie, między swemi, wcześniej, czy później, przecie się jako lepiej czy gorzej uładzim! Insza rzecz, gdy z obcymi sprawa, co ich za niecnoty mamy...  A wejrzyjcież, roztomili, spośród kogo szło wybierać, to i się szlachcie naszej dziwować nie będziecie... Henryk francuski, koniec końców obrany, z rękami od krwi hugonockiej splamionemi, od matki pochodzący, co ją pół Europy za trucicielkę miało? Zaufalibyście takiemu, że wolności naszych nie podepcze? Że na wyznań wolność zamachu nie uczyni w bodaj jedynym w Europie kraju, gdzieśmy z tego dumni byli, że sąsiada-innowiercę uszanować umiem? Iwan moskiewski, co go Groźnym zwali? Wolne żarty, Moi Mili... Ernest z Habsburgów, ergo dynastyi, co gdzie mogła, po władzę sięgała absolutną i różnowierców gnębiła? Król szwedzki**, co nas jeno do wojny z Moskalem swojej chciał za alianta wygodnego?
   Sarkać można na Jagiellona ostatniego, że nas w tak przykrych koniecznościach postawił, przecie nie szlachty piętnować, że wybór mając między dżumą a cholerą, chciała sobie bodaj prawo do doktora zawarować! Rzeknijcież mi, a ućciwie, Mili Moi, jakoby za jakiem zrządzeniem Opatrzności przyszło u nas od jutra Imci Putinowi władać, Wasza zaś możność ostatnia onemu praw kardynalnych narzucić i do poprzysięgnięcia ich ("Si non iurabis, non regnabis!") przymusić... nie uczynilibyście tego?
   Rzekniecie, że to broń nader niebezpieczna w rękach szaleńca może jakiego, luboż i człeka przekupionego... Prawda, bywało... Przecie, dopokąd za temi przekupnemi nie stały potęgi prawdziwe, to i nieraz bywało, że się jaki niejaki zapędził niebacznie, aliści rzeknijmyż to sobie ućciwie: brali panowie bracia takiego do kątka izby poselskiej i tam mu rzeczy przetłomaczyli, gdy trza było, to i ręcznie... A i marszałek jegomość jako jeno chciał, to i nie dosłyszał...:) I tak oto życie samo skłonności niebezpieczne moderowało... Trzebaż było dziesięcioleci szkół jezuickich, by tych szlachty odruchów zdrowych przytępić, trzebaż było pokoleń kilku, by spośród karmazynów wyrosły potencyje magnackie, co jako u Sienkiewicza Janusz Radziwiłł wykładał, Rzeczpospolitą miały jeno za postaw sukna i bez skrupułów w temże urządzeniu wielce wygodne sobie znalazły narzędzie!
   Spominany Siciński, co nawiasem cależ nie myślił i może sejmu zerwać, a jeno nie zezwolił na onegoż prolongacyją, sam przecie własną śmiałością tak był przerażony, że się na Pradze krył, by go nie rozsiekali rozsierdzeni panowie bracia! Nie dowód to, że cależ nie lekko sobie to prawo szlachta nasza ważyła? Małoż na tem: dziesięcioleciami rozpowiadano potem jako psubratu familija cała od pioruna wyginęła, ów sam podobnie, a truchło onego się nie rozkładało, ergo znak to widomy, że go Pan do Królestwa Niebieskiego przyjąć nie chciał... I nieważne, że to wszytko bajędy... ważne, że tak prawdziwie myślała o tem szlachta, ergo czyn sam był w ich oczach łajdactwem profanacyi równym!  To dalsze nasze na tej drodze staczanie się tegoż odium dopiero ujęło... Prawdziwie bowiem pierwszem użytem z rozmysłem liberum veto trza by liczyć głos Adama Olizara, posła kijowskiego, w Krakowie Anno Domini 1669, czyli następnych po Sicińskim lat kilkunastu... Siciński najpewniej nie godząc się imieniem własnem, ale wolą radziwiłłowską na sejmu obrad przedłużenie, ani myślił o tem, że tem samem wszytkie wcześniejsze niweczy uchwały. Takaż bowiem była nieszczęśna sejmu konstrukcyja, że co uchwalono, spisywano i za sejmu pokończeniem, w JEDNEJ wydawano konstytucyi, czy to były prawa jakie o wojnie nowej, o grasantów chwytaniu, czy o miarach na zboże, wszytko w jednem jeno akcie zawarte było... I tu bym najwięcej miał za złe antecessorom naszym, że tegoż, zdałoby się najprostszego, się nie jęli... By oburzenie słuszne czyje, luboż i przekupna zła wola, jeno to wywracała, nad czem debatowano w chwili danej, nie zaś owoc tygodni nieraz pracowitych psowała! By tego jednego odmieniono, anibyśmy może dziś tak na dokuczliwość onego urządzenia nie sarkali... A zepsucie szło z latami, choć wolno... na sejm, co go zerwano nim marszałka obrano, co już dywersyją było czystą, przyszło do 1688 czekać niemal następnego pokolenia...
   I błąd może jeszcze wtóry... że byłaż  do liberum veto czynność niejako podobna, a zamienna, której statyści ówcześni nie nadto widać świadomości upowszechnili i potem przyszłoż nam smutne tego zbierać owoce. Owoż poseł, co mu się nie nadto widziało uchwalane prawo, mógł nie wetować, a zakrzyknąć formuły "sisto activitatem" (wstrzymuję czynność- Wachm.) i już się rzecz jeno tej jednej tyczyła sprawy, a i to z nakazem niejakiem, że się o onej rzeczy deliberuje dopotąd dopóki consensusu nie będzie, luboż się onej jednej nie zarzuci, gdyby się consensus niemożliwem okazał. I ta mi jedna okoliczność starczy, by osądu podłego wydać na magnackie frakcyje! Toż przecie marszałka to rzeczą było takiego krzykacza indagować, zali onemu nie o to jeno idzie i by głosu swego w tej mierze nie moderował na owo "sisto activitatem"... Byłoż jeno chcieć! A że się nie chciało, to już rzecz insza, a często i nie po myśli owych fakcyj, które między sobą najpierwszej rozgrywki o obiór marszałka właśnie toczyły... Znamienne, że Andrzej Maksymilian Fredro, człek przecie niegłupi, marszałek tegoż właśnie, przez Sicińskiego zerwanego sejmu, wydał był potem sumptem własnem broszury, co zasady owej broniła! I z rozważań onego jawnie tam wynika, że nie lękał się ów, że sejmy staną i bezprawie szerzyć się będzie... Ani się zająknął o tem, znak że wizja tak straszna się nawet w tej głowie nie mieściła! Ów tego bronił, że nawet jak się multum mniej cnotliwych i przekupnych zbierze, zawżdy będzie ów przysłowiowy jedyny sprawiedliwy...
  I co jeszcze... Ano liczb parę, by nam tegoż we właściwych postawiły proporcyjach: byłoż sejmów za Rzeczypospolitej Obojga Narodów 250, z których zerwano 73, najwięcej za saskich królów pierwszej ośmnastego wieku połowy... Zrywającemi byli posłowie z Litwy 28 razy (w tem po trzykroć wilnianin, czterokroć poseł z Upity, co cała w radziwiłłowskiej siedziała kieszeni), z Rusi i Ukrainy 24-ech, ledwo dwunastu łącznie Wielkopolan i Mazowszan i dziewięciu Małopolan... I w tejże statystyce, mniemam, klucz do zrozumienia wszystkiego siedzi...
   Kończąc zaś wywody może i przydługie o jedno jeszcze upraszam. Wejrzyjcież, Lectorowie Mili, na mechanizma naszych w Unijej Europejskiej głosowań i traktatów... Zali prawo, że jako Irlandyja jedna "Lizbonie" veta rzekła i wszytko w kosz, nie jestże nam tem samem, z dawna znanem urządzeniem?:)  Ba, małoż na tem... Przecie Irlandczyków lęki rozumiemy i choć sarkamy może, przecie im tegoż prawa nie odmawiamy! A może byśmy i byli gotowi na szablach roznieść tego, kto by NAM w tejże Uniej prawa analogicznego odmówił? Chcemy antecessorów naszych sądzić za ustroju dawniejszą niedoskonałość?... Sądźmy... Ale jedną miarą, co i siebie samych!
___________________________
* - Adam Mickiewicz "Pan Tadeusz" Ks.VII "Rada":
            "[...]Tak dawniej bywało:
Trybunał pisał dekret, szlachta wypełniała,
A szczególniej Dobrzyńscy, i stąd wasza chwała [...]"
** Jan III Waza, ociec tegoż Sigismunda, cośmy go na nieszczęście swoje sobie lat kilkanaście później jednak na króla obrali...
   

30 komentarzy:

  1. Bardzo dziękuję za ten wpis - bardzo on prostuje propagandowe ścieżki w naszej historii - a choćby i ktoś był innego zdania, to warto żeby się nad treścią wpisu zastanowił. Nie całkiem było tak, że Rzeczpospolita nierządem stała, a raczej że wielka musiała być wola porządku i prawa w szlachcie, gdy tyle pokoleń chwały jej przysparzało. Gdy tak porównuję współczesność, to i jedno pokolenie nie minęło, gdy nasza elita się zdegenerowała do szczętu nieomal. W miejsce "nowej klasy wyzyskiwaczy" wyrosła nam "nowa klasa... próżniacza? pasożytnicza? zdegenerowana?" Przecież jeszcze pamiętam spory o etos, o wartości czy zwykłą etykę - szybko wszystko zniknęło i pozostały puste frazesy na użytek maluczkich - sukno się liczy i trzos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję...:) Nie ma większej dla autora radości, niż świadomość, że nie pisał na próżno... zręsztą, komu ja to mówię?:) Co się tyczy uwag Waszmości o dzisiejszych elitach, to w zasadzie zgadzając się z niemi, dwóch bym dorzucił uwag. Primo, że to nie elity prowadzą naród, choć chciałoby się może, by tak właśnie było, ale są jego najżywszą i najczulszą emanacją... To myśmy skarleli i zmaleli, stąd i elity mamy takie, na jakie, jako naród zasługujemy...:(( Secundo, co za najtragoczniejsze uważam, to brak tutaj na jaką zmianę na lepsze nadziei... Ale trzydzieści lat temu żem prognostykował, że upadku sowieckiego molocha to może moje wnuki dopiero doczekają, zatem może i w tym się mylę...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Vulpian de Noulancourt2 lutego 2013 18:37

    O 'sisto activitatem' bodaj nigdy do dzisiaj nie słyszałem (a jeśli słyszałem to w sposób absolutnie doskonały zapomniałem), co mnie trwogą przejmuje i zaczynam poważnie się zastanawiać nad poziomem wiedzy ogólnej, którą mi wpajano w liceum. A przecież chodziłem do niezłej szkoły (o długich tradycjach), a na dodatek historyk był pasjonatem, który własne zdanie i swoją odwagę przypłacił wyrzuceniem z posady. Z tym, że teraz wszystkiego nie nadgonię, skoro rocznika nie da się nijak zmienić - zwyczajnie czasu mi nie wystarczy.
    Pozdrawiam przygaszony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie kwestia poziomu wiedzy, jak mniemam, jeno programowe traktowanie tejże kwestyi jako ideologicznego chłopca do bicia przez PRL-owskie władze, które na tle "zdegenerowanego" systemu rządów usiłowały się jawić jako sprawne i mądre. Pamiętam, że akcentowaniu hasła "Polska nierządem stoi", wyrwanego zresztą z kontekstu i haniebnie wypaczonego, towarzyszyła cicha apoteoza mocnych sąsiadów i mocarstwa-Francji... A przecież mówimy o absolutyzmach Piotra i Fryderyka Wielkiego, Jekatieriny, Marii Teresy i Ludwikach od XIV poczynając! Zatem nie sobie czyń wyrzut, a systemowi, w którem nas chowano...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Umieszczanie w sieci tekstów, które tzw. wartość dodaną zawierają ma tę wadę, a może i zaletę, że większość czytelników zainteresowanych tym aby było lekko, łatwo i przyjemnie tracimy. No cóż, po pasztetach, którymi Waszmość nas ostatnio częstowałeś i inszych krotochwilach, przyszła pora na rzecz zaiste ciekawą, gdzie ze źródłami prawa i meandrami w jego stosowaniu przyjdzie się czytelnikowi zmierzyć. Nie bacząc kto i kiedy z liberum veto korzystał, napiszę, że rzecz całą w wielu wymiarach postrzegać należy, w tym w stanowieniu, a także stosowaniu prawa przede wszystkim. Prawo można stanowić na dwa sposoby, a przynajmniej dwa obecnie powszechne, tj. w formie prawa kodeksowego jak to chciał np. Napoleon, wszelkie okoliczności starającego się unormować, bądź prawa precedensowego jako w Albionie czynią, do wcześniejszych rozstrzygnieć nawiązując. Problem tkwi w tym, za co zaręczam, że życie zawsze przerasta ustawodawcę i nawet najmądrzejsza myśl zawarta w manuskryptach jurystów, w zderzeniu z rzeczywistością i w jakiś szczególnych okolicznościach, rzecz całą w absurd obraca. Słusznie Waszeć zauważasz i za to największe podziękowanie czynię, że sam fakt istnienia liberum veto, poważną przeszkodę w jego stosowaniu stanowił :-) czyli rzecz przez zaprzeczenie niejako definiowana była i do wymuszenia consensusu zmierzała. Mało kto o tym wie, a jeszcze mniej zastanawiało się nad tym. Chylę czoła, najogólniej mówiąc, bo rzecz wręcz na książkę się nadaje, a nie na blogowy tekst.
    Ukłony z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadtoś Waćpan łaskaw dla tego poletka mego...:) A jeden czy dwa celniejsze teksty nie materyja to, by papieru tyle psować, osobliwie, że mało kto czytać by raczył... Natomiast w pełni się zgadzam, że rządy prawa opartego na niekorzystaniu z niego są ewenementem na światową skalę, ale jak najwięcej zgodne z duchem epoki, w której Wacław Potocki sarkał "Co rok to nowe prawa i konstytucyje, że mogą służyć dzieciom do zabawy." A przecież oni ledwo ułamek skromny tego produkowali, czym dziś nas zasypuje ustawodawca...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Bywa różnie, a konstrukcja wprowadzenia przepisu, który z założenia wcale lub bardzo rzadko stosowany będzie, nader często stanowi kanwę współczesnych rozważań np. o odstraszającej roli kary śmierci, w kontekście jej przywrócenia (jeśli już przykładów szukać). Wiem, inna to całkiem materia i wielce zawiła ale dalekie podobieństwa z liberum veto zawiera. W tym ostatnim przypadku owym straszakiem było niedogadanie się w ogóle, co nikomu nie było tak naprawdę na rękę. Stąd rzecz całą opłotkami, lepiej lub gorzej, ku szukaniu consensusu w efekcie prowadziło. Jest to jakaś metoda, czego w tekście dowodzisz, na dodatek wcale nie taka zła, co nie oznacza że idealna, bo w tej materii takowych rozwiązań jeszcze nie wymyślono. Problem tkwi bowiem w tym, że tzw. dogadanie się powoduje sytuację, z której nikt tak do końca zadowolony nie jest, a często załatwienie samej sprawy - taką jaka ona jest - odsuwa w czasie.
      Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń
    3. Przyjmując, że strzelba w pierwszym ukazana akcie, w trzecim najdalej wypalić musi, każde uchwalone prawo prędzej czy później zastosowania znajdzie i nie łudźmy się, że inaczej się rzeczy mają... Dla mnie kwestyją nader znamienną, o wyrobieniu, kulturze i odpowiedzialności prawodawcy świadczącą, byłoby ile czasu potrzeba na to, by ta fuzja wystrzeliła... Prawda i w pełni zgodnym z Waszmością, że niedogadanie się czasem oznacza odkładanie czego "ad calendas graecas", aliści z wtórej znów strony jakaż alternatywa? U nibyż cywilizowanych Amerykanów jako się nie dogadali względem tego, czy może część z nich Negrów niewolić, to jako się wzięli z tego za łby, to jeno trupów tysiące i kraju ruina niemała, a effecta takie, że by dziś sekretnie przepytał potomków tych, co się za łby wzięli, któż wie, czy by się nie pokazało, że lepiej było nie tykać niczego...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Nawiązanie dość odległe, chociaż również warte uwagi ze względu na szczególną rolę Konstytucji i uprawnienia Prezydenta oraz najogólniej mówiąc - nader zawiły - chociaż skuteczny system prawny obowiązujący w Stanach. O sukcesie USA zdecydowało wiele czynników makroekonomicznych, przy czym bez najmniejszych wątpliwości również wynik zmagań przemysłowej Północy z rolniczym Południem, czyli Unii z Konfederatami. Tak, czy tak zginęło wtedy ponad pół miliona ludzi, a najbardziej zadziwia, że dość szybko dało się to wszystko posklejać w jeden organizm, gdzie wydawane wówczas akty prawne też pewnie były nie bez znaczenia. Mam jednak wrażenie, że o sprawie zdecydowało przede wszystkim zaniechanie swoistej martyrologii i przeszukiwanie zaszłości na zasadach, kto nasz, a kto elektorski :-)
      Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

      Usuń
    5. A ja mam jednak wątpliwość, czy aby ów rozwój nie szedłby nadal swoją drogą, gdyby i tego zwarcia śmiertelnego nie było. Przykład Italii dowodzi, że przemysłowa Północ się z rolniczym Południem wcale brać za bary nie muszą... Natomiast w ocenie skutecznego zasypania tej przepaści, która u nas by pewnie do dziś ziała czeluścią nie do opisania, żeśmy zadziwiająco zgodni...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Liberum veto kojarzy mi się ze zdecydowanym protestem jednostki. Być może się mylę i forma tego protestu dotyczyła też pewnej grupy, niemniej stanowiła zdecydowany i stanowczy protest. Głośne - nie.Czy w dzisiejszych czasach kiedy sprawy dotyczą międzynarodowych stosunków byłaby dobrym rozwiązaniem ??? Nie sądzę, osobiście jestem za głosowaniem lub referendum, chociaż nie zawsze i ono zdaje egzamin. Z pokłonem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednostki w tem rozumieniu, że to było prawo posła na Sejmie Rzeczypospolitej (bo na sejmikach już nie!) do wyrażenia sprzeciwu... Ale ten pojedyńczy poseł był przecie reprezentantem swojej ziemi, czyli powiatu, zatem najmniej kilku setek panów braci, którzy go wybrali, opatrzyli instrukcjami i na sejm walny posłali, zatem w tem sensie to znów prawo do sprzeciwu pewnej grupy.
      Co do współczesności i relacyj między narodami, to na temże przecie jest cała Unia Europejska oparta! I choć wewnątrz narodu w pełni zgodzę się z referendalną ideą, to na zewnątrz nie widzę ja sposobu inszego, niźli po jednem dać głosie jeno narodowi każdemu, inaczej w Unijej by Niemce przeforsowali wszystkiego, podług uważania swego... A we świecie znów Kitajcy by rządzili głosami miliardowego i posłusznego narodu...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Oczywiście, że jednostka nie reprezentowała tylko swoich i jedynie swoich poglądów. Niemniej był to kategoryczny sprzeciw. Czy prawo do takiego sprzeciwu dzisiaj zdałoby egzamin??? Myślę, że nie szczególnie w naszym rodzimym ogródku.Toć byśmy mieli do czynienia codziennie z tego rodzaju sprzeciwem. Szczególnie dla PiS- byłaby to jedyna i niezastąpiona forma protestu:)) Pokłon raz jeszcze.

      Usuń
    3. Dlatego też i pisałem, że tego rozumiem na zewnątrz... w relacyjach między krajami, natomiast wewnętrzne nasze sprawy niechaj na starej, dobrej polegają demokracji większości:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. W kwestii ściśle historycznej się nie wypowiem, bo za wiele nie wiem, choć instytucja liberum veto jako tako była mi znana, aczkolwiek pobieżnie dosyć i stereotypowo. Zastanawiam się tylko czasem, co lepsze: dać prawo veta jednemu głosowi czy też zasadę większościową stosować poprzez głosowanie, referenda i inne takie. Z jednej strony oczywiste jest, że mądrość niekoniecznie po stronę większości leży i ten jeden głos może być głosem rozsądku, gdy powszechna głupota zaślepia. Z drugiej dać prawo weta jednej osobie (stronnictwu, państwu... zależy w jakim gremium współczesnym), to za bardzo przypomina dążenia niegdysiejsze do całkowitej jednomyślności, która nie jest możliwa, a ponadto grozi, mimo wszystko, anarchizmem, co w dobie współczesnych sprzeczności interesów jest bardzo niebezpieczne i to na skalę światową (gdy np. mówimy o takich organizacjach jak UE czy ONZ). Otóż, kończąc - a i tak namieszałam nieźle - ponieważ nie widzę dobrego rozwiązania, zawsze polityka będzie dla mnie podejrzana i mierzi mnie lawirowanie między jedynym, drugim a trzecim (nie) słusznym wyjściem.

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na to, że mądrość niekoniecznie po stronie większości leży panaceum być miały Senat i Prezydent, co by szaleństw ukrócali, głupoty moderowali i jedyne, czego żałować wypadnie, to tego, że tak rzadko to poprawnie skutkuje... Prawa weta dziś dać społeczeństwu (a i reprezentantom jego) na roszczeniowości wychowanem, to już się chyba bezpieczniej zapałkami na benzyny beczce bawić...:(( Za to w relacyjach zewnętrznych, gdzie i o gospodarcze współzależności idzie (tu bym UE od ONZ odróżnił), nie wyobrażam ja sobie by Niemcom, Brytom czy Francuzom dać głosów podług liczby ludności, bo wrychle byśmy Czechów, Łotyszów czy inszych nacyj mniejszych, nawet i nas może nie wyłączając, mięli za poddanych, nie członków wspólnoty...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. W naszych ławach poselskich nie brakuje i takich, którzy każdą decyzję okrzykuję gromkim...NIEEEE, my wiemy lepiej. W historyczne wywody nie wdaję się z braku dostatecznej wiedzy w tym przedmiocie. Pozdrawiam najserdeczniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego dziś bym się mniej lękał dać małpie brzytwę, niźli posłom naszym takowe narzędzie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. No tak, komunizm w ocenie starego prawa całkiem dobrze się w naszej świadomości zadomowił.
    Warto więc spojrzeć na to z innej strony.
    Pytanie zaś - kto jest mądry a kto głupi i kto kogo przed czym powinien bronić ? dalej według mnie pozostaje bez odpowiedzi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że nie tylko w ocenie starego prawa... ale to podobno mninie za kilka pokoleń... Co do pytania wtórego, to przynajmniej pierwsza jego część jest prosta: nie znam głupca, co by siebie za mądrego nie uważał, ani mędrca, który zapytany czy iście jest mędrcem by się nie zadumał i nie zafrasował...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Klik dobry:)
    Ach... żeby tak nad treściami zawartymi w tym poście co poniektórzy mocno się zastanowili i wnioski wyciągnęli.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rzeczy samej i ja bym tego bardzo pragnął...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Bardzo to wszystko smutne jest...
    A najbardziej chyba ta "głupia większość", która jest u władzy.
    Nie zgadzam się natomiast ze stwierdzeniem, że mamy taki rząd jaki sobie wybraliśmy i na jaki zasługujemy. Przecież nikt z nas na niego nie zasługuje.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co uczyniliśmy, by on takim nie był? Piszę samokrytycznie, bo i sam żem się niewiele ponad głos przy urnie oddany posunął... Ledwie petycyj parę, com ich podpisał, nie wyczerpuje przecie tego, com jako obywatel poczynić w tej mierze mógł... Jeno, że mnie te sprawy nie zajmują, ale przewinę swą znając, staram się choć nie sarkać, a przeciwnie: multum mając historycznych odniesień znam, że ani nie jest tak źle jako by niektórzy widzieć radzi i umiem się radować z tego, ani też i nie jest tak różowo, jakoby ty insi głosić chcięli...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Jaśnie Wielmożny Mój Wachmistrzu!!

    Zawszeć, jak czytam takie perełki jak ta powyżej, ogarnia mnie jednako i zachwyt i smutek... Smutek, iżem tych wszystkich wiadomości nie miał za szkolnych czasów. W podręcznikach wszędy pisali o Sicińskim jak o najwiętszym Narodu zdrajcy! O tem prawie "sisto activitatem", nigdzie nigdy ani słowa...takoż o Adamie Olizarze tudzież o wszytkich prawach za jednem zamachem wydawanych!

    Stąd wniosek, że winę najpryncypialniejszą ponosi nie Siciński, ani nawet nie samo Liberum Veto urządzenie, jeno fakt, jak z owego prawa korzystano i jak je przestrzegano! Panowie bracia zda się sami nie do końca wiedzieli, cóż to wprowadzili w życie, tedy wszystko się spode kontroli wymknęło!

    Kolejny raz człek się przekonuje, jak niewiele w sumie się do czasów dzisiejszych zmieniło...

    Kłaniam niziutko jako zawsze :o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele Waść o smutku piszesz, tandem nie wiem, cóż jednak Cię w tem urządzeniu prawnem zachwyciło. Co do konkluzji kolejnych nie do końca się zgodzę, bo zawżdy należy prawo przyjmowane rozpatrywać na tle czasów, w których powstało i których dotyczy... Exemplum? Nasze becikowe niedawne, które za lat tysiąc kto jeszcze gotów interpretować, że tak Polacy dzieci miłowali, że na to łożyli ochotnie. Ci, co liberum veto przeforsowali, zda się, nader wybornie wiedzieli, cóż za oręż w ręku mają. Jeno, jak to już ongi zasłużenie Torlin podnosił wyrobienie obywatelskie i polityczne szlachty czasów zygmuntowskich, a i późniejszych może krzynę, pomimo familii Zborowskich i ich stronników, prawdziwie chlubę tamtym czasom przynosi. Dowód właśnie w tem nieużyciu liberum veto przez owe siedemdziesiąt lat też leży... I temu pokoleniu ani do pięt nie dorosły edukacją, roztropnością i odpowiedzialnością pokolenia kolejne, już jeno w jezuickich edukowane szkołach i niemal za granicę nie jeżdżące, za to coraz więcej w sobie zadufane i owe, w rzeczy samej, jeśli o nieodpowiedzialność idzie, i dziś by licznych znalazły naśladowców, z któremi by sobie Siciński i jemu podobni mogli ręce podać...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Zdaje mi się Kompanionie, iż nie do końca zrozumieliśmy się... Smutek mój stąd wypływa, iżem w czasach szkolnych takich obszernych wiadomości nie posiadał, tandem jeno raz na jakiś czas nauczycieli czymś zaskoczyć mogłem...
      Zasię zachwyt źródło swe ma nie w Liberum Veto (jeśli już, owy rzadziej używany mechanizm "sisto activitatem" bardziej mi się podoba :) ), jeno w Waścinym blogu tutejszem... O tym jednak piszę często, więc teraz po prostu zamilczę :)

      Ponadto podoba mi się, czegoś ostatnimi czasy z tytułami not dokonał. Teraźniejsza czcionka już nie tak gruba jak ongiś, tytuł łatwiej przeczytać i czcionka ta bardziej pasuje do tutejszych klimatów :)

      Dziękuję za komentarz i przyjemnego weekendu życzę :=)

      Usuń
    3. Tak i teraz pojmuję...:) No cóz; taka to i przypadłość nasza, że się głupiemi rodzimy, całe życie uczymy i głupiemi pomieramy, wszyscy bez wyjątku, nikogo nie wyłączając, bo takaż jest wiedzy całej natura, że jej ogromu żaden ze śmiertelnych nie ogarnie... Co się tytułów not tyczy, to te na blogspocie do szablonu należą, tandem raz ustawiwszy niczego nie gmerał przy nich...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Ja w sprawie pączków.... Czy mozna się dowiedzieć ile sztuk Wachmistrz dzisiaj zjadł????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoby się pączki z nadzienia jeno składały, to by i może Wachmistrz był ich amatorem:) A tak to jeno jednego mi wmusili...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)