Idzie ku grunwaldzkiej wiktoryi rocznicy, a ja, chociem okolicznościowym notom raczej nieprzychylny, bo iżby się raz temu poddać terrorowi, to wraz w niewolę kalendarza popaść łacno, a ta sroższą, niźli się na pozór zdaje, przecie co i tu przypomnę o tem. Póki co jednak, iżby wiktoryję ową pomiarkować łacniej i cyrkumstancyj czasu tamtego odczuć, godzi się nam ku inszej pospieszyć batalii, bo gdyby tejże, pod Płowcami nie było potrzeby, to i tej na grunwaldowym polu by już pewnie nie było komu sprawić...
Za jaką ta leda sposobnością, gdzie spomnieć trza
oręża naszego dawnego dni chwały, czyli to jaka akademija szkolna,
czyli pismak jaki w gazecinie wypocin swoich upycha, czyli też
jenerał jaki lubo i minister na promocyjej oficyjerskiej przemawia ;
nieodmiennie spomni co tam o Cedyni, boć to najstarsza znana nam
potrzeba bitewna antecessores naszych, zaczym gładko ku Grunwaldowi
przeskakuje mieniąc go największem oręża polskiego zwycięstwem.
O tem zali polskiego jeno, to jeszcze
i pogwarzym za okazyją inszą. Dziś bym się jeno k'temu brał,
zali iście największą... I nie o rachunek trupów na pobojowisku
mi idzie, ani wozów z łupem, ani też o dawniej praktykowane rozumienie zwycięzcy jako tego, co pola boju w swoich utrzymał rękach, jeno o tejże batalii skutkach,
osobliwie tych politycznej natury... Za Jagiełłą, słusznie przecie
ze swej wiktoryi dumnym, zwykło się powtarzać, że oto na polach
grunwaldowych skruszona moc i potęga Zakonu. Ano, cóż k'temu rzec?
Jak na skruszonego, cale nieźle nam jeszczeć i krwie napsuł,
osobliwie że po onej wiktoryi reszta tej przesławnej kampanijej
bardziej zapasy psa z jeżem przypominała, niźli wojaczkę rzetelną...
Odwróciwszy tegoż, co się stało, kwestyją postawmy, cóż by
się stało, zalibyśmy onej bitwy przegrali?
Ano i może i herezyją wygłoszę,
aleć podług mnie niewiele... Mało mi się możebnem zdaje, by nas
Krzyżaki tam ze szczętem wyrżnąć mogły, boć to zawżdy
lekkozbrojnemu łacniej uchodzić, niźli ciężkozbrojnemu gonić,
które to prawidło jeno się hussaryi naszej nie imało...:)) I nie
mniemam, by Krzyżakom ona wiktoryja tak lekko przyszła, by po niej
zdolili jeszczeć i jakiej długiej rejzy zażyć i z pół kraju
spustoszyć. Najpewniej by się obie strony na leża swoje cofnęły
ran lizać i za czas niejaki, jak nie tu, to gdzie indziej znów
naprzeciw siebie stanąć. Może by i Jogajła, porażką
doświadczony, inszej taktyki zażył... może i sojuszników inszych
szukał, na husytów chociażby łaskawszem okiem zerkając... Tak
czy siak, insze pod Grunwaldem rozstrzygnięcie ojczyzny zatratą nam
nie ugrażało... A pod Płowcami?
By tegoż pojąć, słów parę o
cyrkumstancyjach czasu tamtego rzec wypadnie. Otoż Anno Domini 1331
czwarty rok wojny Łokietkowej z Zakonem szedł. Na tyle przykrej, że
wojna jak to wojna, śmierć jeno niesie, zniszczenie i pożogę; na
tyle szczęsnej, że Łokietkowi jako ogarowi jakiemu zajadłemu
odyńca osaczającego co i rusz to cięgi jakie zebrać przychodziło,
aleć ostrożności i talentom swoim tegoż zawdzięczał, że spod
kłów śmiertelnych uchodził, rozgromić się nie dozwalając.
Nareście Krzyżaki umyśliły tejże muchy uprzykrzonej jednem packi
macnięciem się pozbyć i stanął tajny układ z królem czeskiem,
Janem Luksemburskim, że się obie armie przeciw Polszcze zbiorą (21
Septembra pod Kaliszem) i pospołu Łokietkowego komara
zgniótłszy, ziemie zdobyte podzielą (najmniej tu o utracie
Wielkopolski i Kujaw mówim!)...
Inszemi słowy, jakoby się ów
zamysł był powiódł, o pierwszem (a może i o ostatniem zarazem?)
rozbiorze byśmy już w 1331 prawili:((. Mało możebne, by z tem co
by się Łokietkowi ostało (Małopolska z Sandomierszczyzną, może
i ziemia sieradzka z łęczycką) zdolił armijej ekwipować, by
dalszych wojen wieść, nawet z samemi jeno Krzyżakami:(((...
Zakonni się wraz zebrawszy, ku
Kaliszowi ruszyli i oblegać go poczęli, ale że się Czechy
spóźniały, wódz krzyżacki Otto von Luterberg umyślił do tegoż
czasu całych Kujaw zająć. Dnia tegoż (27 Septembra) jeszczeć i
przede świtem Luterberg sił swoich na trzy części dzieli i spod
zdobytego Radziejowa Kujawskiego na Brześć rusza... Tylnej straży,
wielkiemu marszałkowi zakonu Dietrichowi von Altenburgowi,
najpóźniej wyruszyć przychodzi, a i po drodze czas mus mitrężyć,
bo Luterberg spyży potrzebować będzie przy oblężeniu Brześcia,
tedy Altenburgowi wozy wszytkie ostawił i przykazał wsie okoliczne
z jadła ogołocić.
Łokietek, ustawicznie cichcem za
Krzyżakami następujący, jakoż mu tylko zwiadowce wieści o tem
przyniesły, pojął, że oto przed wiekopomną szansą stanął.
Krzyżaków Altenburgowych ledwo dwa tysiące, w tem najwięcej
piechoty! Po prawdzie: wybornej, aleć piechotą się bitew wówczas
nie wygrywało... Rycerzów ciężkozbrojnych u Altenburga ledwo 350
i po raz pierwszy ode początku z Krzyżakami zmagań Łokietkowi
mieć nad niemi przewagi! Po prawdzie między jego piąci tysiącami
najwięcej chłopskiej piechoty, aleć lepszej sposobności przecie
nie będzie...
Jakosi tak wpodle dziewiątej godziny
się przed Krzyżakami pokazały : wieś Płowce z przodu i polscy
rycerze na lewo od gościńca. Krzywdą by dla nich było rzec, że w
panikę wpadli, aleć bezładu w pierwszych poczynaniach było zaiste
sporo... jakoby nie mgła niespodziana, co się na pole opuściła,
któż wie jakoby się rzeczy potoczyły... Ale że spadła i to
taka, że z trudem łeb konia własnego widzieć było, tedy i
Altenburgowi czas podarowan, by się w szyku bitewnem ustawić
zdolił...:(( Insza rzecz, że wiele wpodle swej pozycji
wykoncypować nie mógł, bo Łokietek mieśćca wybrał wybornie: za
plecami Krzyżaków jeno bagna i mokradła...
Za mgły podniesieniem ruszyli
Wielkopolanie Wincentego z Szamotuł. Dygressyją czyniąc niewielką
o tem wielmoży: człek to przeciekawy, a jego pod Płowcami bytność
i na Krzyżaków zajadłość wielce dobrze o Łokietkowych ku
zgodzie talentach świadczy. Był bowiem Wincenty przódzi wojewodą
wielkopolskiem, aleć go Łokietek z urzędu pół roku wcześniej
był złożył, by wojewodą królewicza Kazimierza (w przyszłych
latach królem Wielkim zwanego) uczynić, iżby się w rządzeniu
wprawiał. Urażony wielmoża postąpił niegodnie wielce,
Krzyżakom pogranicze pustoszącym donosząc, gdzież Kazimierz z
pocztem niewielkim bawi i jeno przytomności swej i szczęściu
królewicz zawdzięczał, że go zakonni nie pojmali luboż i nie
ubili. To, że pod Płowcami Wincenty u boku króla staje, jawnie
dowodzi, że u jednego miłość ojczyzny nad urazę silniejsza, u
wtórego, że przebaczać potrafił...
Mimo boju zażartego Wielkopolanie
nie przełamali zakonnych. Naszym mus się cofnąć, wytchnąć
chwilę i znów w bój iść... Spomnieć się godzi, że między
inszemi, pod Wincentego komendą, sam królewicz Kazimierz się
bił!
Starcie wtóre jeszczeć i od
pirwszego krwawsze, ale takoże samo rozstrzygnięcia nie przynosi.
Nareście za trzeciem uderzeniem, gdzieści tam w bitewnem zamęcie
kto tam rani konia brata Iwa, co o Krzyżaków był chorążym. Jakoż
się koń z jeźdźcem na ziemię zwalił, Krzyżacy popadli w
najostateczniejszą trwogę, rychły swój koniec widząc w tem.
Zaraz po tem, jakośmy ichniego szyku rozerwali, von Altenburgowi
przyszło cios na lico przyjąć, za czym krwią oblan się na ziem
zwalił, inszym assumpt dając myszleć już jeno o tem, by życie
drogo przedać luboż sie i na parol zdać... Między
kilkudziesięcioma brańcami nie brak i najznamienitszych: wielki
komtur Otto von Bonsdorf, komtur elbląski Hermann von Oettingen i
gdański Albert von Ore...
Osobnem, o czem nam pisać jeszcze i
przyjdzie, to powszechność wielce fałszywego wyobrażenia względem
"rycerskości" rz'komej ówcześnych wojenników. Tutaj
rzec się godzi, boć to prawda szczyra, że pod Płowcami tako
chłopstwo nasze jako i rycerze się rzucili grabić, tak jeńców
jako i wozy taborowe krzyżackie. Przyznać też trza, że jako
Łokietka sądzić, to onegoż działania i ordonanse w onejże
potrzebie o geniusz się niemal ocierają...aleć jeno do tejże
chwili. Przepomniał nasz Łokietek podjazd jaki posłać na
gościniec ku Brześciowi, co przecie dziecku wiedzieć, że jako
niedobitki Altenburgowe się do Luterberga przyłączą, ów wraz
zawróci:((... Że tegoż nie poczyniono, spadł Polakom Krzyżak na
kark niespodzianie już wpodle drugiej południowej godziny...
Szczęście jedyne, że Luterberg nie czekał, aż się najdalej
posunięta straż przednia pod komturem Bałgi, Henrykiem Reuss von
Plauenem, zawróci i nie z całą potencyją krzyżacką od razu nam
przyszło mieć sprawę.
Czegom złego o rycerzach naszych
rzekł, tejże im sprawiedliwości nie odmówię, że zaskoczeni,
przecie wraz do walki na powrót stanęli, a porannem zwycięstwem
skrzydlaci w wielu miejscach górę nad zakonnemi brać
poczęli! Pomnij, Czytelniku Miły, że to najpierwsza
nad krzyżactwem w Europie wiktoryja była, co więtszego
znaczenia było, niźli nam dziś mniemać... W owem czasie zdarzało
się, że wojsko do bitwy iśc nie chciało, jako na przykład dymy z
ogni obozowych się tak układały, że się to komu jakiem znakiem
złowróżbnym widziało. Byłyż i przypadki, że chorągwie całe
zawracały, jako się pod pierwszym koniem belka w moście przegniła
jaka zarwała...
W tejże fazie swej bitwa to już
haratanina bezładna, na dziesiątki czy nawet i setki drobnych
pojedynków rozbita. Tu i ówdzie górowali nasi, gdzie indziej
zakonni przyciskali aleć za nadciągnięciem przed wieczorem
krzyżackiej straży przedniej z von Plauenem, szala się jakoby na
stronę wroga przechylać zaczęła. Tymże chwilom groźnym
zawdzięczać, że do postępków kilku przyszło, coż się na
pamięci tejże batalii cieniem długim przez lata kłaść miały.
Po primo, część naszych, widząc że taboru krzyżackiego nie
obroni, wolała jeńców wyrżnąć, niźli ich żywymi puścić...
Wielgiego szczęścia miał sam Altenburg raniony, że go żywego
Krzyżacy odbili, aleć pamięć tych chwil mściła się potem, gdy
za lat niewiele ów sam wielkim mistrzem został...
Secundo, coż po żywota kres Kazimierzowi
wrogowie wytykali, że ów pono w trwodze wielkiej był z pola bitwy
zbiegł i nie oparł się, aż w Krakowie... Okrom tego, że podał
tyły, niewieleż nam wiedzieć o tem, aleć tu bym w obronie onego,
a raczej oćca jego stanął. Jakobym ja był królem, co
siedemdziesiątki dobiega, a o mej uporczywości niechaj czterdzieści
z górą lat bojów świadczy, a o mej przemyślności to, żem na
przekór wszytkim jednak gros ziem przodków pozbierał, a i korony
królewskiej odzyszczeł... to w bitwie tak niepewnej syna jedynego,
nadzieję jedyną dynastyi i kraju - niechybnie bym kilkoma co
najmniej ludźmi pewnymi, a rębajłami znamienitemi otoczył i
przykazał onym, by cios każdy zań odbijali, a jakoby się losy
batalii na złe odwrócić miały, by go z boju wywiedli choćby i
siłą, i na powrozie! Pewnie, że nijakiego dowodu na to nie
mam, alem dziwnie pewien, że się tako właśnie rzeczy miały...
W naszej tradycyjej bitwa ona dla nas
zwycięską; podług Krzyżaków dla nich, a za niemi i z pół
Europy do dziś tak mniema. Tedy nie wyrokując, fakty jeno
podajmy... Ku wieczorowi się miało, jakośmy się cofnęli, aleć w
porządku i za rozkazem, przy tem nowych jeńców (między inszemi i
samego von Plauena) wiodąc. Łokietek ani chybi rozbitym się nie
czuł, czegoć dowodem najlepszem, że z rana de novo natrzeć
planował. Nie byłoż jednak już na kogo... Nocą Krzyżacy z pola
postąpili, zabitych swoich i rannych na polu niechając, a naszych
jeńców w zemście za swoich pomordowanie, takoż wyrzynając...
Zarzuciwszy nie tylko dobywania Brześcia, aleć i Kalisza,
cofnęli się nazad, aż ku Toruniowi. Trupy krzyżackie po nich
biskup kujawski grzebać musiał, a jako się wreszcie Luksemburczyk
z października początkiem pod Kaliszem pokazał, sam przeciw
Łokietkowi ostał. Probowały i Czechy same Poznania dobywać, aleć
ich król nasz tak kąsał bokiem, że radzi nieradzi koniec końców
do dom wrócili, nawet i machin oblężniczych swoich niechając...
Jedno jeszcze pytanie: przecz
się Luksemburczykowi spoźnić przyszło, coż przy mądrości i
odwadze Łokietkowej i rycerzów naszych kraj świeżo zjednoczony
ocaliło? Zaliżby się na kalendarzu nie wyznawał? Otóż nie...
postępując na nas umyślił był jeszczeć i jednej, sobie
uprzykrzonej, muchy zgnieść... Bolka świdnickiego, coż nam był
druhem jakoż ostatni bodaj z Piastów śląskich...
Owoż i to one Luksemburczyka z Bolkiem
utarczki moc czasu arcycennego zajęły, osobliwie zaś bohaterstwo
kolejnych obrońców sławnej Niemczy, coż Luksemburczykowi niemal
dwie niedziele wyrwali, a nam podarowali... i za toż im wieczna, a
wielce przecie przepomniana, chwała.