Miana
kolęd samych jako obyczaju, nie pieśniczek nam się z tem głównie
kojarzących, po największej częsci wywieść by trza ode
łacińskich kalend (calendae) pirwszy dzień miesiąca nowego
oznaczających. Że się Rzymianom pierwszy dzień pierwszego
miesiąca nader foremnem widział, by się ku znajomkom i
familijantom kwapić, życząc onym pomyślności wszelakiej w onym
nowym, ledwież się poczynającym roku, to przecie nie dziwno.
Barziej
już dziwno jako to Kościół parł, by obyczaju onego z czem
krześcijańskiem powiązać i z daty tej z poganami kojarzonej luboż
na Trzech Króli, luboż na samo i Boże Porodzenie przesunąć, co
się wreszcie po wiekach paru udało. Aliści jednakowoż dopokąd
jasełek ze świątyń nie przegnano, nadal to jeno okazyja jaka ku
cależ świeckiemu zdrowia winszowaniu, a często jakiem kufelkiem
czy kielichem wsparta była:))... Że zaś naturze przyrodzone jest
nader obmierzłe próżni wszelakiej traktowanie, tedy i nie dziwota,
że jako jasełka po kościołach niegościnnych być wystawowanemi
nie mogły, młodzieńcy, którym na Dzień Młodzianków z dawna
niepisany przywilej był breweryj czynić, ochotnie pieczy nad
jasełkami osieroconemi przejęli, już to dla poręczności
niesienia samych szopek i figurynek pomniejszając, by z niemi można
się po domostwach per pedes apostolorum modo przemieszczać, już
to i dla uciechy może więtszej, samemi się za persony najbarziej
charakterystyczne przebierając...
Cależ
jednak kolędniki żywota łatwego nie miały... Chocia bowiem ich
jako odmiany miłej w zimie ponurej wypatrywano, przecie klechy temuż
sielnie krzywe były, dla przyczyn rozmaitych...
Ano
raz, że to księżom jaką siarką cięgiem zalatywało i pogaństwem
się widziało, potem, że jako to bez duchownej osoby pieczę
mającej młodziankowie swawolni chodzili, taż i Bóg jeden raczy
wiedzieć, jakich może i herezyj dla śmiechu jeno głosić mogli.
Synod poznański Anno Domini 1420 jawno kolędowania zakazał, za
przyczynę to podnosząc, że się kolędnicy grup różnych na
drodze napotkawszy, nader często nie tylko grubem słowem obrzucali,
aleć i często od szturkańców do bijatyk przychodziło, a i
takich, gdzie noże w ruch szły, byle jeno konkurencyjej usunąć...
Byłyż i takowe cyrkumstancyje, że jakiego na śmierć ubitego
kolędnika odmawiano w poświęconej ziemi pochować, a cale długo
jeszcze onym komunijej udzielać nie chciano... Ano jeszczeć i
jednej przyczyny było, dla której się kolędowanie xiężom nie
widziało... Idzie mi o obyczaj zakorzeniony kradzieży noworocznych,
aleć o tem mi przyjdzie chyba noty osobnej popełnić...
Dalekim wielce, by duchownym osobom jeszczeć i inwidię
jaką względem tegoż co kolędnikom w kobiałki kładziono
zarzucać:)))... ale przecie to fakta same, że nader wrychło się
obyczaj narodził, by xięża takoż po domostwach chodzili, rzkomo
za nauk krześcijańskich pielęgnowaniem, takoż i za familijnych
relacyj śledzeniem... aleć mało kto temuż dowierzał, swego
widząc że xiędza po kolędzie przyjąć, toć niczem daniny nowej
płacić... A cóż na to kolędnicy sami? Ano...kapkę wcześniej
chodzić się starali:))))
Otoż
przed Tobą, Czytelniku Miły jedna z najstarszych „gadek”
kolędniczych, spisana około 1615 roku:
„
Darował nas Pan Gospodarz Barzo Hojnie Y Przystojnie
Choć
onacznie (śmiesznie), Przecię bacznie:
Łasztem sieczki, Centnar brzeczki (słodu),
Dymu
komin, Żółtych słonin,
Kiełbaśnice I jątrznice (kiełbasy).
Wszyscy pyzem (razem)
Pod
tym chyzem (chałupą)
Boga
proście:
Niech
mu roście
Na
miąsz (grubo:)) pani,
Konie
w stajni;
Na
oborze Y w komorze
Wszytko szumno;
Wielkie gumno,
Stogi, brogi
jako
rogi
Stoją
wszędzie.
Dobrze
będzie!
Amen!”