11 września, 2012

O Żwirce i Wigurze... nasze własne 11 września...


  Jako co roku już dnia tego przedkładam Lectorom wszytkim, że nie uchybiając w niczem pamięci nieszcześnie w nowojorskich wieżowcach zginionych, przecie własnego mamyż powodu, by dnia tego po stracie własnej płakać...:((. Owoż gdy świat cały opłakuje nieszczęśne wypadki nowojorskie sprzed lat, małoż kto pomni, że znów osobliwem Fortuny zrządzeniem taż sama i co do dnia data, naszej własne tragedyi przyczyną, takoż przecie z aeroplanami się wiążącej :((( 


   Ano boć to i dokładnie lat temu ośmdziesiąt już... świeżą sławą (28 sierpnia!!!!) zwycięzców III Challenge'u w Berlinie odbytego opromienieni, porucznik Żwirko, post mortem na kapitana awansowan, i inżynier Wigura ze słynnej konstruktorskiej grupy (Rogalski, Wigura, Drzewiecki - autorzy znakomitej serii RWD) lecąc na meeting lotniczy do Pragi, nad zaolziańskim Cierlickiem  przez wicher nagły  i nadspodziewanie silny pokonani zostali...
   Dziś nam nie pojąć ogromu tegoż żalu, co spółcześnych ogarnął...tegoż smutku i rozpaczy cały naród przejmujących... Czytelnikowi Miłemu wiedzieć trzeba, że lotników wszytkich w onym czasie nieledwie symbolem Niepodległej nie uważano, stąd i afekta k'nim mnogie a głębokie, nader ciepłe i przyjazne, jeszli mężów niewiast niektórych nie rachować... Zasię międzynarodowy Challenge dorocznie się odprawujący wyżej postrzegano niźli my dziś jakie wszego świata futbolowych kopaczy mistrzostwa...
   Że między tryumfem największym, a zgonem tragicznym ledwo dwie niedziele upłynęły, dodatkowego żalu jeno to przyczyniło...
   Żebym tfu...tfu... w złą godzine czego nie wykrakał, to jeno pogląd Czytelnikowi miłemu dać może, zali by zdolił sobie wystawić, gdybyż to Małyszowi się u kariery szczytu, odpukać, co stało, abo li też, nie daj Bóg, Kubicy, za jakimi paroma następnymi viktoryami Jego... takoż i naszych lotników w on czas płakano!!!
  A dziś? Dziś ani kto o nich pamięta, Cierlicko po wojnie na powrót do Czechów wróciło, gdzie jeno pomnik Anno Domini 1950 dłuta Imci Pelikana, rzeźbiarza czeskiego, odsłoniono... Przepięknej kaplicy, zniszczonej do cna przez Germanów przebrzydłych czasu wojny się panoszących, już nie odbudowano...takoż dzwonu nader pięknego, ze składek czytelników krakowskiego "IKC" fundowanego, co to ani razu przed wojną nie zdążył requiem oddzwonić...zaczym ciż sami Germanie go na kule do harmat nie przetopili....takoż już nie odtworzono...:((( ...zda się jakoby nie garstka Polaków w Cierlicku pamięć kultywująca, nikomuż już by nawet (okrom rodzin) o Żwirku i Wigurze nie pamiętać dziś...:(((

16 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt11 września 2012 12:13

    Załóżmy niewymyślnie, że każde pokolenie doświadczyło „L” takich wydarzeń, których pamięć uznało za wartą kontynuacji i przekazania dzieciom i wnukom. A więc, jeżeli podzieli się czas trwania historycznego jakiegoś organizmu państwowego (m) przez średnią długość życia jednego pokolenia (n) i pomnoży przez średnią liczbę (L) takich wyjątkowo ważnych dla jednego pokolenia wydarzeń, to otrzyma się statystyczną ilość wszystkich takich ewenementów do uroczystego obchodzenia (x=L*m/n).
    Dla Polski wydaje się, że m=1.000, zaś n=25. Wówczas, zakładając L=1,5 (tylko trzy ważkie wydarzenie na dwa pokolenia), otrzymuje się x=60 rocznic do obchodzenia. To, oczywiście straszliwe, statystyczne uproszczenie (wiadomo ogólnie, że jeśli czytelnik myje się codziennie, a ja nie myję się w ogóle, to statystycznie myjemy się co drugi dzień). Przecież jedne pokolenia będą mieć takich rocznicowych okazji więcej, a inne – mniej. Wiadomo też, że im bardziej odległe czasy, tym pamięć słabsza, więc rzeczywisty rozkład tych rocznic byłby zupełnie inny, niż ten zaproponowany powyżej. Od czegoś jednak trzeba zacząć.
    Sześćdziesiąt rocznic to jeszcze nie tak wiele. Z tym, że nie żyjemy na pustyni, tylko w konkretnym otoczeniu i możemy także obchodzić rocznice związane nie tylko z własnym państwem, ale i niektóre daty ważne dla państw zaprzyjaźnionych, czy nawet dla całego świata.
    Niech te zaprzyjaźnione kraje to będą z automatu wszyscy członkowie UE i jeszcze parę innych, dowolnie wybranych sojuszników na dzień dzisiejszy. To da liczbę, powiedzmy, trzydziestu pięciu państw zaprzyjaźnionych. No ale przecież bezsensownym byłoby obchodzenie u nas wszystkich rocznicowych świąt takiej, dajmy na to, Portugalii. Dlatego przyjmijmy, że z grupy najważniejszych świąt sojuszników wybierzemy i będziemy solidarnie obchodzić także u siebie tylko małą ich część, której udział oznaczymy jako „alfa”. Pojawia się tu nowy problem – niektóre z tych państw mają historię znacznie dłuższą niż nasze 1.000 lat, a inne – krótszą. Dlatego, żeby uciąć spekulacje i niepotrzebne komplikowanie modelu przyjmijmy, że i dla tej całej grupy przyjmujemy m'=1.000, n'=25, L'=1,5, p=35 (ilość państw), zaś alfa=0,03 (trzy procent). Ilość tych obcych wydarzeń wartych naszego świętowania obliczamy więc z wzoru; x'=alfa*L'*p*m'/n'. Otrzymujemy x'=63 (więcej, niż wszystkich naszych świąt: może przyjęliśmy zbyt wysoką wartość alfa?).
    Dodając x+x' otrzymujemy całkowitą ilość wydarzeń historycznych do celebrowania x+x'=60+63 =123. Średnio co trzeci dzień.
    Wynika z tego, że założone wartości są raczej zbyt niskie niż zbyt wysokie, bo przecież rocznic jest znacznie więcej niż głupie 123 na rok.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podług mnie, to jeśliś czego dowiódł, Vulpianie Drogi, to tego, że z całą pewnością matematyką opisać wszytkiego nie sposób i że życie się wszelkim wymyka modelom... Niechając już i przyjętych założeń, których za błędne uważam, bo przecie i owa alfa niechybnie zbyt duża, ale principium w tem, że przecie pokolenie nowe nie jeno własnych rocznic święci, a ich do starych dokłada, czasem znów starych poniechawszy (exemplum zawirowania za żywota naszego ze święceniem 11 Listopada, 22 Lipca, 15 Sierpnia etc. które raz były, raz na niepamięc były skazywane). Czasem też i z dawniejszych jakich rocznic pamięć się z nagła odradza, jako choćby wiktoryja grunwaldowa, przez wieki za żaden do uroczystości powód do świętowania nieuznana... Świąt krajów ościennych czy i sojuszniczych nawet nie widzę byśmy jako poważnie świętowali, czy za swoje brali, raczej jeno kto co tam w wiadomościach spomni, że oto Francuzi znów Bastylii zburzenie świętują... I, last but not least, rocznice wymieńmy pozorne, które jeno żurnalistów staraniem ustawicznie żeru szukającym, jako tam w memoryi się karbują, jako właśnie owa nowojorska, przy której nieodmiennie pytam: a cóż nam do niej? A Titanica potonięcie świętujemy jako szczególnie? Abo wybuch na Krakatau?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Vulpian de Noulancourt12 września 2012 08:47

      1. Masz rację mówiąc, że nie tak to proste, jak przedstawiłem - ale to tylko pierwsze, uśrednione podejście (o czym z pokorą sam wspominałem, przytaczając swoiste pojmowanie danych przez statystykę). Od czegoś jednak trzeba zacząć, a później teorię poprawiać tak długo, aż wyniki zaczną korelować z obserwacjami. Może jakiś Instytut można by w tym celu otworzyć? Polacy lubią kolejne instytuty co rusz erygować, a później się o ich rolę i sens kłócić do upadłego.
      2. Jak to nie obchodzimy świąt innych państw? Cała moja młodosć to było oglądanie gazetek ku czci rewolucji 1917 roku. Było, minęło ale przyjdzie nowe, podobne - tylko na innym temacie zogniskowane.
      3. Zgadzam się, że alfa=0,03 to chyba jednak zbyt wysoko założony współczynnik. Cóż, taki los tych, co ścieżkę dopiero przecierają.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. No cóż, trud i inwencyję pioniera doceniając, przecie co do pryncypiów się tu nie zgodzim...:) Dalej uważam, że wszelkie uściślenia formuły, zmienne nowe czy jakie reguły odmienne mogą nas jeno do prawdy przybliżać (i pytanie na cóż akurat tą drogą?), ale nie wyjaśnią nam problemów zdarzeń dawnych, osobliwie jeśli te na emocyjach sparte...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. że 11/09, i że 80 lat temu to nie pamiętałam, ale o samych bohaterach tej notki nie zapominam, tym bardziej, że u nas jedna z ważniejszych ulic, ta prowadząca na lotnisko, ich nazwiskami jest nazwana! ale faktem jest, że niektóre daty lubią się w historii powtarzać ...
    pozdrawiam słonecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nazwiska oba to i niemal każdy, kto z pokolenia nieboszczkę Peerelkę pamiętającego, znać będzie i czcić na swój sposób... Idzie o to, że nie ma komu ich przypomnieć, gdy pora po temu stosowna, jako wiktoryi czy tejże śmierci rocznica, takoż o to, że nas dziś więcej nowojorskie zajmują tragedie, niźli nasze własne...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Chciałem to samo napisać co Elaja, że Warszawa o nich nie zapomniała. Aleja Żwirki i Wigury jest to jedna z największych i najbardziej znanych ulic warszawskich, a jak czytałem została uznana za jedną z trzech najpiękniejszych alei prowadzących na lotnisko w Europie.

      Usuń
    3. Nazwanie ulicy imieniem czyjem jest aktem poniekąd jednorazowym i później o tyleż pamięci ich służy, o wieleż jeszcze temu jaka szersza towarzyszy kampania podtrzymania tejże pamięci służąca. Inaczej za czas niejaki mieć będziem zdarzeń jak sprzed laty wielu, gdzie w programie swojem profesor Bardini młodej pytał śpiewu adeptki skądże pochodzi, a gdy ta rzekła, że z Dąbrowy Górniczej, gdzie przy ulicy Dąbrowszczaków pomieszkuje. I gdy Bardini niebacznie zapytał, czy owa wie, kimże ci dąbrowszczacy byli, dziewczę z prostotą odrzekło, że to ci, co Dąbrowy założyli...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. A ja akurat czytałam przypomnienie smutnej tej rocznicy na jednym z informacyjnych portali internetowych, a poza tym mam Żwirkę i Wigurę na znaczku w klaserowych zbiorach.

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie idzie mi o to, iż postacie przepominamy, bo to się jeszcze szczątkiem chowa, osobliwie jeśli na tem grosz jeszcze jaki idzie zarobić, jako poczcie na markach swych listownych, ile o to, że miejsce przed wojną nieledwie miejscem kultu będace, w zapomnieniu leży, takoż i o to, że nas dziś więcej nowojorskie zajmują sprawy, niźli dawne własne...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. I tak funkcjonują ulice Żwirki i Wigury. A dwa nazwiska zlepiły się w jeden twór.
    A ja myślę że pamięć o tych dwóch bohaterach jest nadal żywa. Może przez fakt zamieszkiwania w pobliżu muzeum lotnictwa. Przerabiałem tę historię dwa razy, z każdym z synów oddzielnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sąsiedztwo muzeum tego czyni Waćpana tutaj poniekąd wyjątkiem, jak mniemam. Insza, że pokoleniu naszemu wiele podobnych postaci pamięć jeszcze przecie szczepiono, co dziś już zda się być na puszczy wołaniem... Co się owego zlepienia nazwisk tyczy, to pomnę, że pamięci o ojcu szerzył syn, bodajże też Franciszek, który nawet książki o niem popełnił. I na jednem ze spotkań autorskich gospodarz tegoż wieczoru nieszczęśnie go przedstawił jako "syna Żwirki i Wigury"...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Nie porównywałabym tych dwóch tragedii - jedna to czynnik losowy, druga - nienawiści ludzkiej...

    A emocje, złe emocje, jakoś trudniej znieść niż "los"...

    No i gdzie Ameryka, a gdzie nasza biedna mała Polska... to jak reklama w telewizji i reklama na płocie na wsi... ;)

    Nazwiska Żwirki i Wigury znają wszyscy, jednak nieliczni już wiedzą kim naprawdę oni byli i nie mylą ich ze Żwirkiem i Muchomorkiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie o toż mi idzie, że pamiętać miano, bez pamięci dokonań, to i poniekąd tym dokonaniom ubliżyć... Co się emocyj tyczy, to pewnie, że każdej ofiary każdego na świecie nieszczęścia żal. I każdego, kto za tragedyi sprawą przed czasem odchodzi... Przecie mam poczucia przykrego, że owo czczenie pamięci ofiar nowojorskich, jest jakby z politycznych względów przypodobaniu się sojusznikom nowym służące i przykro dawne przypomina rocznice, gdzieśmy wschodniego sąsiada świąt obchodzić mięli... Osobliwie, że rzecz zdarzona wojnę wszczęła, która nie naszą być winna...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Warto przytoczyć pozostałych (oprócz rzeźbiarza Pelikana z Ołomuńca) autorów pomnika; budowniczy Rygiel z Frysztatu i drugi rzeźbiarz Jan Raszka.

    Woziwoda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością warto, jeno nie wiedząc nic o tem, nie sposób tego uczynić. Bóg Zapłać Waszmości za mojej (i nadziei pełnym, że nie tylko mojej) wiedzy dopełnienie:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)