"Dni temu niewiele żem
się, dla braku poważniejszej weny i z nagła nabranej obmierzłości
ku polityce, salwował cytowaniem krotochwilnej fraszki Jana Danieckiego o rzeczach
męsko-niewieścich:)))*...
Ranka dzisiejszego w komentarzu
swojem do tej noty Pan Brat był łaskaw niejako ciąg dalszy
dopowiedzieć inszą fraszką, pióra Daniela Naborowskiego, co dla
łacniejszego myśli swej wyłożenia, w całości zacytuję:
"Pozwólże i mnie małą krotochwilę
zamieścić autorstwa Imci Daniela Naborowskiego, takoż ze stulecia
XVII pochodzącą, która krotochwila odpowiedź na inszy nieco
dylemat, niż poruszony przez WMości daje, ale z onym powiązany, bo
gdy się już mąż z żoną w kwestyi globusa porozumieją, tedy
pytanie o porę dnia najlepszą powstać może, a odpowiedź na nie
taka jest:
"Pewna pani, a młoda pytała doktora:
Kiedy lepiej: z rana, czy z wieczora?
Doktor niewiele myśląc tak na to odpowie:
Z wieczora miłość - radość, a po ranu -
zdrowie!"
Że zdało mię się rymy znać, aleć
inszemu autorowi je pisać, tom pomyszkowawszy krzynę, nalazł w
tomiku "Amor dziś moim hetmanem" nakładem Unii
Wydawniczej "Verbum" Anno Domini 1995 potłoczonem,
fraszkę, co ją tomiku redaktor Witold Nawrocki Hieronimowi
Morsztynowi, "Jaroszem" zwanemu (chocia niemal z
pokolenia poprzedniego, był ci Hieronim Janowi Andrzejowi,
dalece więcej znanemu z Morsztynów poecie, bratem stryjecznym).
Owoż i Hieronimusowa śpiewka:
"Jedna Pani, a młoda, pytała Doktora,
Kiedy Wenerze służyć - rano czy z wieczora?
Doktor niewiele myśląc na to Pani powie:
Wieczorna miłość rozkosz, a poranna zdrowie.
Pani rzekła: oboje ja chcę mieć na pieczy,
Bo rozkosz i zdrowie to są dobre rzeczy."
Ot i kałabania:))...nim jednak
Czytelniku Miły, którego z poetów o zapożyczenie, dziś plagiatem
zwane, obwinić zechcesz, racz to mieć na względzie, że ludzie
czasu tamtego cale odmienne naszym zapatrywania na prawa autorskie
mieli... Rzekłbym nawet, że jak się temat gracki trafił, to co
piórem sprawniejsi niejako niemal zawody czynili, komu udatniej
wysłowić się przyjdzie... Jakoż weźmiesz, Czytelniku bardziej
znane historyje, jako tragedyję Cyda hiszpańskiego, łacniej nam
wyliczyć przyjdzie któż o niem nie pisał, niźli tych, co piórem
swojem Cyda tarmosili...
Mnie zasię, Panu Bratu, dzięki ogromne
składając, dzień przyjdzie ukontentowaniem dla łowów udanych
kończyć:)))..."
__________________________
* przytoczonej i tutaj czerwcową porą :
http://pogderankiwachmistrzowe.blogspot.com/2012/06/coz-rzec-niewiescie-gdy-sie-migrena.html
Dwie wersje, obie słuszne w treści. Dziś plagiatem takie zjawisko zwą, choć nikt się zbytnio nie wzdraga kopiować cudze. Przyjemności wieczorem i rano Szanownemu Panu życzę.
OdpowiedzUsuńBóg Zapłać i wzajem, choć mnie nie tyleż chęci, co cyrkumstancyje insze ku wieczornej nakłaniają porze:)
UsuńKłaniam nisko:)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńkomu udatniej wysłowić się przyjdzie...
I to mi się w owych czasach bardzo podoba.
Pozdrawiam serdecznie.
Wierę, choć znów to czasem iście szkodę czyją czynić i też może. Tu choć ujęcie jest cokolwiek u autorów inne, ale cóż rzec o takim Władysławie Jeżowskim, co swego "Porządku zabaw ziemiańskich według czterech pór roku" wydał był Anno Domini 1638 i dziełko owo, dla krótkości często też i "Oekonomią" zwane, cależ niezgorszem się cieszyło wzięciem, najmniej kilku doczekawszy wznowień. Najosobliwsze w tem to, że to plagiat ordynarny z "Zabaw orackich" Stanisława Słupskiego z Rogowa, w 1618 roku wydanych, gdzie Jeżowski nawet jednej nie odmienił litery i naturaliter o Słupskim jako autorze nawet się nie zająknął...
UsuńKłaniam nisko:)
Jak spisuje Jasio od Stasia - to ściągane.
OdpowiedzUsuńJak ściąga pan Jan od pana Stanisława - to plagiat!
Jak plagiatuje JAN Autorytet od STANISŁAWA Autoryteta - to inspiracja, naśladownictwo, zapożyczenie... Niekiedy z przymiotnikiem "genialna-y-e". Rzecz w tym, by robić to z talentem...
POZDRAWIAM.
Nie wiem, zalim myśl Waszmości pojął akuratnie, ale zda się że Waść k'rzeczy podchodzisz od strony osobowości, mnie zaś szło o ukazanie pewnej anachroniczności w naszym, procesami karmionym stuleciu, do pojmowania pojęcia praw autorskich przez samych zainteresowanych lat temu czterysta czy pięćset...
UsuńKłaniam nisko:)
Nie sądzę, by cokolwiek przez owe stulecia się zmieniło. Może poza większą finezją "odwzorowywania" Istota rzeczy pozostała taka sama. POZDRAWIAM.
UsuńWidać kiepsko tłomaczę, bo przecie na tom tej pisał noty, by przekonania swego, że było inaczej, upublicznić... Powtórzę zatem i będę przy tem obstawać, że choć może technicznie rzecz sama w sobie wciąż pozostaje tem samem, to diametralnie różnem było podejście do tego i autorów samych i czytających... Małoż bowiem na tem, że się za jedną historyję po kilku autorów brało, wierząc, że się ją w czem lepiej, śmieszniej czy wznioślej wystawi od poprzedników i serca lectorów zdobędzie, to i sami czytelnicy, czyli ówcześna wąska wykształconych warstwa luboż krzynę szersza teatralnych bywalców, rzecz miała za formę nieledwie zawodów i wyzwań między autorami...
UsuńKłaniam nisko:)
Dziś chyba nieco przesadza się z roszczeniem sobie praw autorskich niemal do wszystkiego...i do kółek olimpijskich, i do "Koko euro spoko..." W przypadku tej znanej wszystkim dykteryjki prawdziwy autor prawdopodobnie kryje się za mądrością wielu zwykłych ludzi. Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńNajpewniej dzieje fortun wyrosłych na jakim zmyślnym do butelek zamknięciu, czy kształcie jakiego mebla tak na wyobraźnię działają, że każdy, co się choć otarł o coś, z czego mniema mieć profit, wraz gromko krzyczał będzie, że to jego umysłu dzieło...
UsuńKłaniam nisko:)
i zapewne dopiero w dzisiejszych czasach owe plagiaty odkrywamy :)
OdpowiedzUsuńW jakiejś części zapewne... Choć większość z pewnością znana była już pierwszym, którzy się za to naukowo brali: Lindemu, Glogerowi, Bystroniowi, zatem jakie półtorasta do dwustu lat temu...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Poglądy mimo lat słuszne, bo i miłość i zdrowie ważne są. A mówią nawet, że miłość to samo zdrowie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ciekawym co by o tem rzekł francuski prezydent Felix Faure, co był właśnie na kochance ducha oddał...:)
UsuńKłaniam nisko:)
No cóż, egoistycznie powiem - można tylko pomarzyć.
UsuńPozdrawiam
Rozumiem, że o prezydenturze...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Dawniej pewnie słuszne racje się przetwarzało przystępniejszym językiem - czasem tylko we własnym mniemaniu - i były to zwyczajnie mądrości ludowe. Dziś się na słowie zarabia i stąd awantury i kłótnie...
OdpowiedzUsuńMądrze powiedziane...:) Któż wie, czy nie w tem jest praprzyczyna zła w tem wszelkiego...
UsuńKłaniam nisko:)
Dziękuję Ci bardzo serdecznie Waćpan za życzenia urodzinowe:)))
OdpowiedzUsuńPrzyjemność cała po mojej jest stronie:)
UsuńKłaniam nisko:)
Skoro już Waszmość szczurka przywołał, dodam przykład wręcz akademicki, kiedy to Shakespeare niewiele się trudząc wręcz ze swego rówieśnika i konkurenta Christopher Marlowe fabuły podkradał. Problem w tym, że gdyby nie Wielki William o wspomnianym Krzysiu nikt by dziś nie pamiętał. Myślę tak sobie, że przywołany przykład piosenki Koko Euro Spoko, rzecz całą oddaje najlepiej, bo dochodzenie praw autorskich sięgnęło absurdu. Co z tym wszystkim zrobić - nie wiem, a zwłaszcza w dobie Internetu, czasach YouTube, Dailymotion i e-book. Odnoszę niejakie wrażenie, że najlepiej z owej ochrony praw żyją organizacje, które tych praw dochodzą, a nie sami autorzy. Bywa też, że i rodziny zmarłego autora interes finansowy mając na względzie czasami w sposób absurdalny spuściznę chronią. Przykładowo wdowa po Czesławie Wydrzyckim (Niemenie) przyczepiła się do Legii, że kibice przed meczem śpiewają piosenkę tegoż Niemena - Sen o Warszawie.
OdpowiedzUsuńUkłony z zaścianka Loch Ness :-)
Są i teoryje, że ów Marlowe w rzeczy samej był tymże samym Szekspirem, o którem dziwacznie mało wiadomo...Z familijami, osobliwie już pozbawionymi dochodów, rzecz jest insza i tu mogę każde staranie zrozumieć (nie mówię: akceptować, ale przynajmniej rozumieć), natomiast absurdalność działań niektórych gremiów jak niedawnem czasem żądanie jakichś jurystów kalifornijskich rzekomo ichnią Akademiję Filmową reprezentujących, byśmy przestali nagród za osiągnięcia w folkloru krzewieniu przyznawać, luboż im miana odmienić, bo ich prawa do Oskara naruszamy, zdają mi się być dowodem na to, że kogo Bóg chce zgubić, najpierw mu rozum odbiera... Zwłaszcza że owa nagroda ma już ładne parę dziesiątków lat tradycji, a zwie się tak przez wzgląd na Kolberga...
UsuńKłaniam nisko:)
To prawda, są takie imaginacje ale użyłem słowa imaginacje, bom za młodu obu wspomnianych czytał w języku ich ojczystym i przepaść między nimi była niewyobrażalna. Chyba żeby przyjąć, że William po pijanemu jako Marlowe się podpisywał, a na trzeźwo jako William :-) O całej sprawie z naruszaniem praw do Oscara pierwsze słyszę, ale jak widać trudno już za tymi wszystkimi głupotami nadążyć. Widać przyjdzie mi pułapki na szczury rozstawiać, co by rzeczone gryzonie za plagiat ścigać :-))))
UsuńPozdrawiam z Loch Ness :-)
Tandem masz Waść tej nade mną przewagi, że w ojczystej ich obu mowie możesz rzeczy zweryfikować samemu; mnie przychodzi na zdaniu inszych polegać. Przedkładałbym jeszcze tych Szkotów przebrzydłych zaskarżyć, co jakiegoś bajora u siebie też przezwali podobnie do Waszmościnych włości...
UsuńKłaniam nisko:)
W tym przypadku mam całkiem inny koncept. Otóż, kajak chcę w zaścianku zbudować, ową Szkocję od strony morza najechać, jezioro zająć i plezjozaura uwolnić :-)
UsuńUkłony z Loch Ness :-)
Koncept względem gada wielce sympatyczny, atoli jakobyś Waść tam jakich chciał zajmować przy tem dla się włości, to rad pomocą służę, jeno może krzynę ku południowi więcej, bo tam grunta marne, a i włościaństwo czeguś wielce krnąbrne i nieużyte...
UsuńKłaniam nisko:)
Jeśli można to się tu wtrącę.... głównie względem tego plezjozaura. Dziecię moje młodsze, które przez pół ubiegłego roku przebywało ciężko fizycznie pracując w tej krainie whisky i skąpców przebrzydłych /które te skąpce wcale nie sa takimi strasznymi skąpcami/ powiedziało mi, że jednak tego potwora tam nie ma...... Też mi się smutno okropnie z tego powodu zrobiło..... no ale coz zrobić Panowie mili?
UsuńA włości tam piękne są, bo dziecię wędrowało z plecakiem i namiotem po tych wszystkich /prawie/
górach i jeziorach - tylko, że kamieniste okrutnie i żadnych kartofelków tam się nie posadzi, nie mówiąc o zbiorach tychże.....
Serdeczności dla Panów pozostawiam.... :-))
Przypisywane nacyjom skąpstwo dziś już jeno humorystyczne chyba... Oto mnie, Krakauera z krwi, kości i sernika wiedeńskiego, zwymyślał ongi za rozrzutność Poznaniak, który dodał później, że i oni wcale nie są skąpi we świecie najwięcej, bo tych najwięcej skąpych ponoć przegnali przed laty do Leszna:)
UsuńA że młodzian tam aż pół roku wytrzymał, to chyba z przeproszeniem: abstynent jaki, luboż zapasów własnych miał moc, bo przecie chyba nie na tej przebrzydłej ichniej nalewce na pluskwach pędzonej?
Kłaniam nisko:)
Młodzian tam zasuwał fizycznie i nawet nie miał czasu i siły o nalewce pomysleć. Poza tym pojechał zarobic troche forsy, tylko nie przypuszczał, że będzie w ten sposób zarabiał. Pozdrawiam.
UsuńTandem współczuję młodzianowi serdecznie, że niemal na wiór wysechł, przecie z wtórej znów wejrzawszy na to strony, może i dzięki temu wątroby i gardła ocalił?
UsuńKłaniam nisko:)
Mam wątpliwości, czy to jest plagiat.Oni po prostu nic nie wiedząc o sobie mogli wpaść na ten sam pomysł. Badacze Ameryki Południowej i Środkowej na początku swojej działalności za wszelką cenę chcieli się dowiedzieć, którędy do Majów i Azteków dopłynęły pomysły z Azji Mniejszej i Egiptu budowy piramid. Okazało się, że jest to autentyczna twórczość lokalnych architektów. A prawo Kopernika - Greshama?
OdpowiedzUsuńGeneralnie się zgadzam, że się takie rzeczy zdarzają, czego dowodem chociażby historia wynalazienia, a ściślej zarejestrowania patentu na telefon, gdzie rzecz się już bodaj na godziny liczyła... Tyle, że i Morsztyn i Naborowski są niemal z tego samego kręgu tak dworskiego, co i terytorialnego (jeden sekretarzował księciu Januszowi Radziwiłłowi, drugi całe lata bawił w Wilnie) to i przypuścić trudno, by rymów swych nawzajem nie znali... Natomiast jest rzecz możliwa, że obaj ten sam, jeszcze od kogo trzeciego nieznanego, zapożyczony temat opracowywali...
UsuńKłaniam nisko:)
Dzisiaj ludzie są bardziej gotowi dochodzić swoich praw. Ot, choćby tutaj http://fotoblogia.pl/2011/10/12/plagiat-zdjecia-slubnego wystarczy spojrzeć...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Chociaż Waszmość nie darzysz mnie sympatią, a i bułgarskiego nie znasz, przyznam, że link znamienity, że o reprodukowanym tam zdjęciu nie wspomnę. Sądzę, że autor - z zawodu fotograf - bardzo trafnie opisuje różnicę między profesjonalistą i amatorem, a wynik samego procesu może być interesujący. Chciażby dlatego, że ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych, ze względu na sposób przyjętych regulacji, jest piekielnie trudna w praktycznym zastosowaniu.
UsuńPozdrawiam z Loch Ness :-)
Rzecz musi dojść widać, jakiego absurdu granic, by jakiego na ludzkość sprowadzić opamiętania...
UsuńKłaniam nisko:)
Jednemu i Drugiemu chyba o to samo chodzilo... Bez wierszy wiadomo przeciez, ze Milosc to samo zdrowie, nieprawdaz?
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Z pewnością, zwłaszcza, że jak twierdzi niewiast większość, chłopom tylko jedno w głowie, zatem chyba nas chwalić trzeba, że tak o zdrowie dbamy...?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Nieco już w biegu, ale postanowiłam zajrzeć do Waszmości, żeby się pożegnać przed podróżą :)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
Miłej zatem życzę peregrynacyi, ale i powrotu jeszczeć milszego...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Kiedyś słyszałam piosenkę: "Pytała się pani jednego doktora,/ czy lepiej nad ranem, czyli też z wieczora". Coś mi się wydaje, że śpiewał to na jakimś domowym przyjęciu mój tatuś i najprawdopodobniej zobaczywszy, że słuchają go dzieci, przegonił je i pozbawił dalszego ciągu.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
No cóż... zasadnem byłoby jeszcze dodać, wieleż to dzieci lat sobie naówczas liczyły, by wstrzemieźliwości Pana Ojca przyklasnąć, atoli znów z drugiej strony mniemam, że co się odwlekło, to nie uciekło i z czasem żeś WMPani tej piosnki w całości poznała...:)
UsuńKłaniam nisko:)