Pisalim tu już o tem, jako się wzajem ludzie z
krain różnych zwali. Dziś zasię gwarzyć przyjdzie o tych, co dla
jakiego inszym osobliwego na konie wołania, ode słów tych miana
dostali...
Wystaw sobie, Czytelniku Miły, czasów gdy
do obcego nieufność zakorzeniona zbraniała się nadto
chyżo spoufalać, tedy jako się gdzie ciżba ludzka kupiła,
czy to za jarmarku sprawą, czy też zwyczajnie na gościńcu ludziom
jadącym z naprzeciwka się mijać przychodziło, zawżdy najsamprzód
się wielce bacznie sobie wzajem przyglądano. O toż szło, by
po ubiorze może jakiem odmiennem, luboż konia sposobie
przyprzęgania rozpoznać obcych, a możebne, że i takich, co się
ich wystrzegać szło... Skoro się zatem ze sobą nie gwarzyło
wiele, tedy i czestokroć jedynemi słowami, które od obcego słyszeć
było, to jak na konia wołał... ano i jeślić wołanie owo
odmienne od powszechnie w danej okolicy zażywanego, tedy często i
za śmiechu powód było, a zatem i za miano onym obcym nadane...
I tak w Wielgiej Polszcze, nad
Wartą ludzi między Nowym Miastem a Pyzdrami siedzących (osobliwie
po wioszczynach jak Orzechowo, Czechowo, Pogorzelice*), t a ś t a
k a m i zwali, dla tej przyczyny, że powożąc i lejce k'sobie
ściągając taśta-taśta wołali. W Małej Polszcze, w pasie ziemi
wpodle Olkusza ku Gotkowicom i Skale idącem żyli p i c h a c z
e, przezwani tak od sąsiadów, co im się wielce ucieszne
wołanie piiiicha zdało, którem tamci konie
poganiali. Podobnego wołania wpodle Siewierza słychać, aleć
tam mi nic o tem nie wiedzieć, by kto tak tubylców zwał.
Lublina dzisiejszego dzielnic, a wsi
dawnych Dziesiąta, Wrotków ode słowa hecia, naturaliter h
e c i a k a m i wołali... H e s z t a k a m i Ukraińcy
Poleszuków zwali od wołania tamtych heta, heszta (na prawo,
na lewo), za coż tamci im się rewanżowali, s e k a ł a m i
onych zwąc (od powszechności słówka "se" zażywania),
co już nijakiego z końmi odniesienia nie miało...
_________
*dziś Orzechowo, Czeszewo i Pogorzelica
Pamiętam że mój dziadek hecia i sasa używał w komendach do wołów. Nie pamiętam już jak było w przód i w tył. A to okolice Mszany Dolnej.
OdpowiedzUsuńJa zaś ze względu na miejsce urodzenia pichaczem powinienem być zwany.
Pozdrawiam
Nawet Waść sobie nie imaginujesz, jakem serdecznie wdzięczny za owego "sasa" przywołanie:) A czemu to w jednej z not najbliższych opowiem...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Z wakacji spędzanych w dzieciństwie w okolicach Rzeszowa pamiętam, że tam chłopi mówili do koni - hetta, heszta i wiśta.
OdpowiedzUsuńW końcu Ukraina tuż tuż była/jest.
Pozdrawiam :-)
To z Ukrainą wiele wspólnego akurat nie ma, pczy czem nasze już z dziecięctwa spominki są z epoki radia co najmniej, jeśli nie telewizji pierwocin, które poprzez piosnki ludowe znakomicie upowszechniły zawołania dawniej jeno regionalne, mącąc przy tem niebywale wszelkim antropologom i etnografom. Mira Zimińska-Sygietyńska spominała ongi jak z mężem po największych głuszach jeździli usiłując co jeszcze, Kolberga wzorem, od zapomnienia uratować... Ano i w jakiej dechami zabitej wioszczynie im wskazali starowinki za lasem mieszkającej, co ponoś wiele starych zna jeszcze piosnek. Jako jej nareście naleźli i przekonali, ta im zaśpiewała "Miłość ci wszystko wybaczy", a potem jeszcze "Ada, to nie wypada"...
UsuńKłaniam nisko:)
A już myślałam, że mi się udało coś sensownego napisać :-))
UsuńTaś taś? To chyba na kaczki tak się woła a nie na konie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziś owszem... Jeno pytanie, czy pamiętasz to z dzieciństwa na Kujawach jako regionalizm jaki? Bo ja tu bardziej podejrzewam szkoły, która nas jednako od jakiegoś już czasu urabia i owe "taś, taś" w któremś z elementarzy wszytkim wmawia jako rzecz powszechną i właściwą...
UsuńKłaniam nisko:)
1. Moja rodzina jest mieszczańska od kilku pokoleń. Dlatego nie mam żadnych stryjów, wujów czy innych pociotów na wsi i nigdy tam nie spędzałem wakacji, słuchając opowieści kolegów z klasy niczym jakichś afrykańskich wspomnień. Pewnie dlatego mam dość ograniczone słownictwo związane z szeroko pojętym gospodarstwem. Pamiętam jak strasznie byłem zdumiony już jako podrastający chłopak, kiedy usłyszałem (przechodząc obok zupełnie obcego domu na przedmieściu), że właścicielka idzie "bukować kończynę". Drugie słowo jakoś tam sobie łatwo wyjaśniłem, ale z pierwszym miałem długo kłopot, bo w słowniku znalazłem wyjaśnienie, które mi tylko namąciło w głowie - że to czynność dostarczania owcom roznamiętnionych baranów. Co niby wspólnego miało mieć stręczycielstwo owiec i koniczyna? Może dlatego do dzisiaj patrzę podejrzliwym okiem na wszelkiego rodzaju bukoliki...
Usuń2. Regionalizmem na Kujawach jest to, że każdy tubylec będzie się kłócić do upadłego, że słowo "magiel" jest rodzaju żeńskiego. Bo też na Kujawach wszyscy mówią: "idę do magli".
Pozdrawiam
Ad.1 Bukowanie koniczyny bodaj wszędzie znaczy wyciskanie nasion z główek tejże:)
UsuńAd.2 To poniekąd odwieczny spór krakowsko-resztopolski przypomina o wychodzeniu na dwór czy na pole... Osobiście, podobnie jak krakusów reszta, dom swój za dwór uważam, tandem nie sposób z niego wyjść na cokolwiek inszego, jak na pole...:))
Kłaniam nisko:)
Obiło mi się o uszy hejta, hetta, wiśta, wio... Tato chyba byłby jakimś cmokasem w tymże przypadku, bowiem konie poganiał takim ostrym dźwiękiem jakie się wydaje przy przeciągłym całowaniu w policzek ciotki ;) Z białostockiego pochodził, ale nie wiem, czy to tam rozpowszechnione.
OdpowiedzUsuńTaś taś, jak i cip cip na Kaszubach funkcjonuje w odniesieniu do drobiu.
Co się Oćca Waćpani tyczy, to rzecz jeszcze od jednego być może zależną, a tego mianowicie jako kto koni przyuczył... Jeśli ich tak przyuczonych dostał, kupił czy odziedziczył, to żadne im regionalne już zwroty nie wejdą do głowy. I tak po dziś dzień są konie, co lepiej reagują na gwizd, niźli na wołanie, insze na cmokanie właśnie... W przedwojennem Nieświeżu, gdzie wysłużonych koni wojsko przedawało dorożkarzom i włościanom okolicznym, zdarzyło się na ryneczku w dzień święta pułkowego, że jako trębacz na pokazie zagrał sygnał "Zbiórka!", to się okrom obecnych pułkowych koni porwało jeszczeć i parędziesiąt inszych, ani bacząc tego, że gdzie do dorożki czy furmanki na jarmarku przyprzężone i że przy tem obalają stragany, ludzi straszą, przewracają wozy... Dopieroż trębacz przytomny, jako "stój!" zagrał, chaos się opanować udało...
UsuńKłaniam nisko:)
Wyborne :)
UsuńCmokanie przechodziło z pana na konie, bo i wiele ich było i każdy reagowac na to musiał (początkowo z pomocą biczyka i wodzy), u poprzedników raczej wio słysząc...
Jeden z sąsiadów dziadka mego, co miał niejakiego defektu wymowy, a po ludzką mówiąc, jąkał się niemożebnie, na swoje konie wołał coś w rodzaju "eeeeeee!". Jeden Pan Bóg i one drugie wiedziały, kiedy to znaczyło w prawo, kiedy w lewo, a kiedy stój, tandem wierę, że konie do wszystkiego przyuczyć idzie...
UsuńKłaniam nisko:)
Na lubelskie konie woła się - hejta [hetta], wiśta, wio oraz prrr![stać].
OdpowiedzUsuńNa konie mazurskie - nooo!...wiśta, kse [kse-kse], prrr!
Źrebak na Mazurach[wśród Wileńczuków] to łoszak. Poiło się takiego piwem [średnio 2 flaszki dziennie], by miał pięknie lśniącą sierść. Gospodarze b. sobie taką kurację chwalili [i też mieli ładnie lśniące włosy].
Woły??? W połowie XX wieku lub później???
Na kaczki - taś...taś... Na kury - cip-cip, bo kura, zwłaszcza młoda, to - cipka [czule - cipuchna].
POZDRAWIAM
Może to i dziwi Waszmości, aliści w górskich polach trudnych, wołami lepiej jako koniem orać, osobliwie, gdy grunt ciężki... O wieleż pomnę, to chociem nie widział, to górali znam, co jeszcze na pierwsze traktory sarkali, że nijak im do wołów skuteczności...
UsuńKłaniam nisko:)
Bardzo ciekawy wykład. Przezwiska często biorą się od powtarzanych, czasami bezwiednie, wyrazów. Niestety, teraz nic nie przychodzi mi na myśl, choć powinno.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Bóg Zapłać:) Wtórą, równie liczną, jeśli nie liczniejszą grupę (przynajmniej w odniesieniu do społeczności czy narodów) stanowią odniesienia do tego, cóż owi jadać czy pijać zwykli... Stąd mamy i makaroniarzy, i knedli, i żabojadów...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Znowuż przyczynek piękny o cudownościach języka ojczystego :-)))
OdpowiedzUsuńnotaria
Daleko mu do cudowności, a już z pewnością do wyczerpania tematu:)
UsuńKłaniam nisko:)
Jak zwać rolnika, który na konie "hej ta, wiś ta, wio hiero" woła? Dodam, że "hiera" to cholera. Podpatrzone i podsłuchane na wsi.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie wiem...:) Ja bym zwał Hieronimem...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Ciekawa sprawa, z której wnoszę że konie w zależności od miejsca zamieszkania swój unikalny język posiadają, czy różnią się od kotów, co zresztą od dawna podejrzewałem. Owe kici, kici wydaje się powszechne, a przynajmniej na terenach RP. A tak przy okazji, zakładam że jutro pewne sprawy się wyjaśnią i wyślę do Waszmości gołębia pocztowego. Pierwszy plan był taki aby pergamin dyliżansem słać, alem jak to wszystko poczytałem nabralem obaw, że konie pocztowe nijak się ze sobą nie dogadają na tak długiej trasie :-)
OdpowiedzUsuńUkłony z zasćianka Loch Ness :-)
Gdybyż to jeszcze iście konną pocztą szło, byłbym o skutek spokojny. Imć Montelupi, któremu ZYgmunt August urządzenia takiej poczty w Polszcze powierzył, list w dni siedem z Krakowa do Wilna dowoził, czego dzisiejszej poczcie by się chyba nie udało... Aliści żem już i emilka treść poznał, to mi się i radować przychodzi:)
UsuńKłaniam nisko:)
Konie , to madre stworzenia! Zrozumieja kazda mowe, nieprawdaz?
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
O wiele roztropną będzie, a nie na bacie opartą, bo tej one jakoś dziwnie oporne, nie wiedzieć czemu:)
UsuńKłaniam nisko:)