Godniejsi ode mnie o tem pułku niemal wszytkiego popisali:
http://grochowscy.pl/historia/2-pulk-ulanow-grochowskich/
gdzie też i zaraz obok, żurawiejek bodaj wszytkich naleźć idzie. Spominany między inszemi tam bój pod Wawrem przesławny, co okrom następstw militarnych, miał i poetyckie, gdy Wincenty Pol swego wiersza o tem starciu napisał, poczynającego się od słów później milijony już razy przez wielu powtarzanych:"Nie masz pana nad ułana..."*. Spominano tam i bój pod Domanicami, co się był doczekał Prądzyńskiego oceny, że to "najświetniejszy czyn, jakimi pojedynczy pułk jazdy odznaczyć się może", aliści że o Wawrze słyszał choć co trochę niemal każdy, za to Domanice niemal żywcem przepomniane, tandem powiedzmy dziś o nich słów kilku...
Rzecz się zdarzyła 10 kwietnia 1831 roku, gdzie Prądzyński za Rozenem postępując, awangardą swoją, którą właśnie Drugi Pułk pod jenerałem Kickim stanowił, na osłony Rozenowe się natknął. Stanęło naszych cztery szwadrony przeciw brygadzie jazdy Sieversa (3 pułki huzarów!). Godzi się chwały oddać należnej bateryi konnej pod samem Bemem, którego gwiazda jeszczeć przed ostrołęcką bataliją w pełni nie rozbłysła, że stawała w sukurs ułanom arcydzielnie.
Kicki, wojennik zgoła niezwykły, o już wtedy reputacji zawadiaki nieustraszonego (zginie półtora miesiąca później pod Ostrołęką), jako huzarów jeno ujrzał, wraz pojął, że przy trzykrotnej wroga przewadze, jeno w śmiałości i zaskoczeniu powodzenia prospekta, tedy z marszu pchnął pułkownika Mycielskiego z dwoma szwadronami do szarży na centrum Moskali, co się w takiem pędzie odbyło, że Rossyjanom nawet czasu nie dano, by szyku przeciw szarżującym obrócić. Mycielski się tak w owe moskiewskie linie wgryzł, jak ogar wyborny w dzika i choć dzik nawet i ranion przódzi nie był, a ogar jeno jeden, przecie poszczerbił Moskali srodze. Zaczym się owi spamiętali, inszych szwadronów kilku ku kontrszarży pchając, Bem ze swemi harmatami zajechał, niemal w biegu odprzodkowując i kontrszarżujących w cztery wiatry rozpędził, a dwa odwodowe szwadrony pokończyły dzieła... i jak to lat wiele później się mówiło, było "po balu".
Rossyjanom ubyło niemal pół tysiąca luda (brańców samych 280!), naszych ułanów zasię padło dwóch(!), a dwóch inszych posieczonych ku lazaretom mus było odesłać. Radości dopełniło i to, że godzin kilka później Prądzyński (sił już całością) Rozena pod Iganiami dopadł i pludrów onemu tęgo przetrzepał:))
Z Międzywojnia czasów zaś bym pragnał arcybarwnej persony jednegoż z dowódców przypomnieć i obyczajów pułkowych kilku. Pułkownik Mikołaj Waraksiewicz**, wieloletni rosyjskiej kawaleryi oficyjer, któren w marcu 1918 pułku objął, tak tegoż spomina: "Spał ja sobie spokojnie na kwaterze w jakiejś chacie, gdy nagle, w nocy... otworzyły się drzwi i weszła młoda, piękna kobieta. „Usiadłem na łóżku i mówię do niej: Ty nie tu trafiła. Idź do młodych. Ja stary. A ona się odzywa: Uważaj, Waraksiewicz, bo ja Matka Boska. To ja jej mówię Czołem, Matko Boska! Wtedy Ona: Ty jutro będziesz dowodził białymi ułanami. I dajcie wiarę, że na drugi dzień otrzymałem nominację na dowódcę 2 pułku ułanów!"
Dwa w tym wspomnieniu ważne odniesienia: do barw pułkowych*** i do kultu wielce silnego Matki Boskiej. Sam Waraksiewicz, jako już w jenerały postąpił, a pułku jeno odwiedzał (dodajmyż wielce często i ochotnie:), nieodmiennie się z ułanami witał : "Czołem, ułani Matki Boskiej!" Czasem też i żartował sobie, że
"...jak przyjdzie po mnie kosciucha. znaczy śmierć, to ja jej powiem: ty idź a gauche****, a ja pójdę do swoich białych ułanów."
Drugiego dnia miesiąca każdego w kasynie oficyjerowie wspólnego obiadu spożywali, jeno dwóch (!!!!!!) kieliszków wódki doń pijąc:). Bale pułkowe i rauty dosyć i do znanych z inszych pułków podobne, aliści wigilijna wieczerza w arcypiękny sposób odmienna... Spotykano się (wszyscy pozostający w pułku, bez różnicy stopnia) w jadalni żołnierskiej, gdzie dowódca życzeń ogólnych złożywszy, z KAŻDEM ułanem się opłatkiem dzielił i każdego w policzki oba wycałowywał, obligując i ku temuż wszytkich oficyjerów:)) Po wieczerzy zasię, oficyjerowie najsamprzód, za niemi wachmistrze, podoficyjerowie młodsi i ułany, ku stajniom się kwapili, gdzie każdy druha swego czworonożnego uściskać szedł i opłatka onemu w siano do żłobu włożyć...:)
____________________
*Niemasz pana
Nad Ułana,
A nad lancę nie masz broni!
Gdzie uderzy,
Moskal leży,
Albo wilkiem w stepy goni.
Od tej dłoni
Od tej broni,
Moskal wilkiem w stepy goni.
Gdzie my bijem,
Gdzie my pijem,
Tam mogiły i posucha;
Byle przodem
Chrobrym chodem,
Koń i ramię to posłucha;
Koń i ramię —
Оj, nie kłamię -
Nawet pułki dyabłów złamie!
Во też żwawo
W lewo, w prawo,
I nie blizko ruszać trzeba;
Rąk nie wiele,
Przyjaciele!
Lecz kraj wielki dały nieba:
Więcej chleba
Nie potrzeba,
Ach! kraj żyzny dały nieba.
Rżą rumaki!
Znane szlaki -
I jeżeli Вóg dа zdrowie,
О niemylnie
Będziem w Wilnie,
Będziem hulać ро Kijowie;
Hej! Panowie,
Po Kijowie,
Jeśli Pan Вóg dа nam zdrowie!
Naprzód Rusi
Łeb spaść musi;
А jak za nim kruk zakraka,
Nie zabawim,
I oprawim
Naszą lancą i Prusaka,
Nieboraka,
Spławim Wisłą bez flisaka.
Czy już basta?
Dziatwo Piasta!
О! nie basta! Praca taka
Nie postoi,
Lecz pokroi
Czarapachę...
Hej!..
Nasz pokraka
Za drugimi da szczupaka.
A nad lancę nie masz broni!
Gdzie uderzy,
Moskal leży,
Albo wilkiem w stepy goni.
Od tej dłoni
Od tej broni,
Moskal wilkiem w stepy goni.
Gdzie my bijem,
Gdzie my pijem,
Tam mogiły i posucha;
Byle przodem
Chrobrym chodem,
Koń i ramię to posłucha;
Koń i ramię —
Оj, nie kłamię -
Nawet pułki dyabłów złamie!
Во też żwawo
W lewo, w prawo,
I nie blizko ruszać trzeba;
Rąk nie wiele,
Przyjaciele!
Lecz kraj wielki dały nieba:
Więcej chleba
Nie potrzeba,
Ach! kraj żyzny dały nieba.
Rżą rumaki!
Znane szlaki -
I jeżeli Вóg dа zdrowie,
О niemylnie
Będziem w Wilnie,
Będziem hulać ро Kijowie;
Hej! Panowie,
Po Kijowie,
Jeśli Pan Вóg dа nam zdrowie!
Naprzód Rusi
Łeb spaść musi;
А jak za nim kruk zakraka,
Nie zabawim,
I oprawim
Naszą lancą i Prusaka,
Nieboraka,
Spławim Wisłą bez flisaka.
Czy już basta?
Dziatwo Piasta!
О! nie basta! Praca taka
Nie postoi,
Lecz pokroi
Czarapachę...
Hej!..
Nasz pokraka
Za drugimi da szczupaka.
** oprócz zasług Waraksiewicza stricte bojowych, godzi się i tego wspomnieć, że był później współautorem powszechnie przez wojsko nasze używanej szabli wz.1934, ostatniej bodaj we świecie szabli prawdziwie bojowej, nie paradnej, której zgodna nie tylko naszych praktyków i znawców opinija, że to jest bodaj czy nie najlepsza szabla w całych tegoż oręża dziejach, przynajmniej jeśli o Europę idzie...
*** biało-granatowych, coż tłomaczono, że biel to w życiu i pracy skromność, a i prostota, zasię granat miał powagę i solidność wystawiać.
**** na lewo
Piękny zwyczaj tak się z każdym podwładnym i jeszcze z konikiem opłatkiem podzielić i uściskać:) Myślę, że takiego dowódcę potem żołnierze nie tylko szanowali, ale i kochali! :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiać niedzielnie!
Myślę, że dowódcy o tem wybornie wiedzieli i ów obyczaj zaprowadzając, na to właśnie liczyli:)
UsuńKłaniam nisko:)
Tylko dwa kieliszki? Hospody... żeby tak się umartwiać dobrowolnie. To jakaś konfraternia chyba była, a nie wojsko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tekstu raz jeszcze przepatrzywszy, pojąłem, żem nie dość wybitnie podkreślił, że pułk miał numer 2 i ta w kieliszkach wstrzemięźliwość ku temu się miała nawiązywać... Pewien jednak jestm, że gdyby pułk miał numer nie 2, a 22, to panowie oficerowie takoż by wyzwaniu sprostali...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Bitny ten pułk, więc tradycyjnie piję jego zdrowie pełną szklenicą.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
A że i jam się wczoraj sprawił nie gorzej, bo butelkami całemi z przyjacioły bawiąc, tandem mniemam, że pamięć pułku ocalona:)
UsuńKłaniam nisko:)
Dobrze , ze z takim umiarkowaniem pili bo rzynajmniej zasłużyli na wdzięczną pamięć...
OdpowiedzUsuńA co by było, gdyby pułk miał numer nie 2, a 22?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Gdzieś nam te wszystkie zwyczaje ulatują. A kto będzie kultywował jak nas zabraknie?.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wejrzawszy na extraordynaryjną dziś zgoła popularność wszelkich grup, kół i towarzystw rekonstrukcji historycznej, byłbym o to spokojnym:)
UsuńKłaniam nisko:)
Witaj :)
OdpowiedzUsuńZa kolejną lekcję historii- dzięki :)
Pozdrawiam ciepło na miły tydzień :)
Przyjemność cała po mojej jest stronie:)
UsuńKłaniam nisko:)
Będzie znowu nie na temat, ale chciałam zapytać, czy pisałeś kiedyś Wachmistrzu o Strzelcach Podhalańskich. Bo mój ojciec w czasie wojny w tej formacji służył.....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam....
Nie pomnę bym co kiedy więcej o piechocie pisywał, nawet tak zasłużonej i dzielnej jak podhalańczycy... Rzeczą Wachmistrza jest jazdy naszej wspominać i tradycyi strzec, piechota musi na swego poczekać Wach... wrrrrrróć! Sierżanta...
UsuńKłaniam nisko:)
W takim razie sugeruję założyć drugi blog pt: Pogwarki Sierżanta... :-)
OdpowiedzUsuńZaliżbyś WMPani mię w chorobę, zwaną rozdwojeniem jaźni pchała? Być nie może...:((
UsuńKłaniam nisko:)
No tak.... Bo przeciez Wachmistrz nie może byc nikim innym jak tylko Wachmistrzem.... :-)).... Chyba żeby do jakichś komedyjantów przystał i inną maskę i buty na koturnach nałożył.....
OdpowiedzUsuńNadtom leciwy i leniwy, by się z komedyjantami gdzie po świecie tułać...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Dlategoż mnie bardziej zwyczaje pilotów w gust trafiają. Gdy jenerał do bazy na inspekcyę przyjechał i o rozrywki począł pytać, dowódca dywizyonu onegoż do biblioteki zaprowadził, w której wprawdzie nie ksiąg, ale wódek, nalewek i inszego dobra było w bród. Jenerał dowódcę zadziwiony pyta, czemuż to biblioteką się zwie - a ten trzpiot na to, że wszystkie one alkohole poustawiane są w porządku alfabetycznym.
OdpowiedzUsuńOnemuż zaprezentowano też przednią oficyerską zabawę. Mieszało się w naczyniu kilka różnych liquorów w sposób taki, aby pierwsze litery ich nazw jakieś słowo tworzyły, a potem jeden z nich wypic to musiał i słowo odgadnąć. Jenerał tedy najpierw zadał słowo "MAMA". Zmieszano malinówki, anyżówki i jeszcze dwu innych liquorów, których nie pomnę, po czem zawołano młodego oficyera, a ten posmakował, wypił i odgadł bezbłędnie. Po kilku takich próbach zniecierpliwił się i jenerałowi rzecze:
"A bo pan jenerał ze mną jak z dzieckiem: mama, tata, baba! Ja tu wczoraj >>Nabuchondozor<< odgadłem!"
Piórami zamiatam :)
Extraordynaryjnie mię się te zabawy podobają:) Rzeknij no mi jeno, Nitagerku Drogi, jakichże to napitków owi w jakiem (pojmuję, że cokolwiek prowincjonalnem) garnizonie uzbierali czterech różnych na cztery "O" do tegoż "Nabuchodonozora", hę? Bo pojmuję, że z piwami i winami nie mięszali, a ja, chociem się miał za praktyka w tejże materyjej niemałego, niczego ponad orzechówkę naszą i greckie ouzo, wykoncypować nie umiem...:((
UsuńKłaniam nisko:)
Orujo i ogi (kto wie zresztą, czy Ormiaszki tam jakiego nie było w szeregach?) dorzucam, gdyby Pan Wachmistrz tego Nabuchodonozora kiedyś komuś postanowił zadać do odgadnięcia...
OdpowiedzUsuń