tem razem z Jarosława Iwaszkiewicza:
"Wielu ma rywalów książka w naszych czasach - i przez to staje się niemodna. Radio, telewizja, kino - lwią część zabrały te wynalazki z uroku książki. Jednej rzeczy nie mogą jej zabrać: jej ciszy, jej milczenia... Milczenie to - to jest czara, którą możemy napełnić własną treścią, własną wyobraźnią."
Niestety, pojawiły się smartfony...
OdpowiedzUsuńCzemu: niestety ? Dla tych, co chcą czytać, to jeden tegoż sposób więcej... Dla tych, którzy nie chcą i wolą na nich grać lub się bawić, żadna też i strata, bo zapewne po książkę i tak by nie sięgnęli...
UsuńKłaniam nisko:)
Dokładnie. Ja tam nawet wolę wersje cyfrowe książek, jako że wynajmuję jeden malutki pokoik i nijak mi kupować fizyczne książki niestety.
UsuńNiezgorsze podejście:) Przynajmniej dopóki jest prąd i baterie...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Pięknie napisane... Skoro tyle książka przetrwała, to może jeszcze nie będzie tak źle? Jeszcze są ludzie, którzy mają wyobraźnię i potrafią czytać.:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Na szczęście... choć z drugiej strony do piór dorwały się masy ludzi i zalewają świat masą, w której przebierać ciężko...
UsuńKłaniam nisko:)
Jak długo będziemy chętnie sięgać po teksty autorów, sposób ich utrwalenia i odtwarzania będzie jednak sprawą wtórną. Nawet jeśli będzie to odsłuchiwanie, najistotniejszym jest słuchanie bądź czytanie ze zrozumieniem; jeśli ta umiejętność ostatecznie zaniknie, żaden nośnik nie uratuje literatury...
OdpowiedzUsuńZ całą pewnością literatura już nie przebije filmu, którego odbiór stał się w sensie społecznym może i nazbyt tani w stosunku do książek, a z pewnością wielokroć łatwiejszy... Ale znów z drugiej strony film się literaturą żywi i bez niej żyć zapewne nie będzie umiał, więc pewnie i literatura i umiejętność czytania przetrwa... Nawet jeśli tego drugiego będzie trzeba nauczać na tajnych kompletach...
UsuńKłaniam nisko:)
Przyzwyczajenia do czytania należy nabyć za młodu, bo jeśli się tego nie zrobi, to już nigdy nie będzie się odczuwać takiej potrzeby. A powiedzże mi, drogi przyjacielu, jak młody człowiek w szkole ma polubić książki, jeśli każe mu się czytać lektury, które są, w swojej większości, nie do czytania? (Przypomnę moją definicję lektury: książka, której nikt przy zdrowych zmysłach nie czyta dobrowolnie i której jedynymi czytelnikami są uczniowie, przymuszeni do tego rzekomo niezbywalnymi zaletami lektury, narzucanymi przez szkołę).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Święte słowa, choć jako kto miłuje prawdziwie to mogą mu prawić, że bogdanka szpetna, kulawa i kurewskiego prowadzenia się, on i tak onej miłować będzie... Po własnym wiem przykładzie, że szkoła to już nadto późno na naukę czytania i do xiąg miłości...
UsuńKłaniam nisko:)
Niektórzy twierdzą, że to sam fakt, że coś zostaje lekturą, zabija ją, a nie jej brak walorów ;).
UsuńPrzy braku zapału u uczących, którzy tego walorów wystawić nie umieją lub nie chcą (vide: "Słowacki wielkim poetą był...!") można i tak na to wejrzeć... Aliści sądzić mi, że to i wieku lectora i onegoż dojrzałości sprawa. Mnie jako pacholę taki "Pan Tadeusz" irytował niepomiernie, dziś doń najmniej raz w miesiącu wracam...
UsuńKłaniam nisko:)
Tyle tu patosu i mądrych spostrzeżeń.
OdpowiedzUsuńI dobrze.
W każdym razie należy dużym łukiem omijać definicję literatury, lektury, literata, poety a nawet kultury w ujęciu najwyższych czynników ministerialnych.
Bo to dopiero byłaby klęska!
Urok papierowych książek nie przeminie, damy radę (tfu!).
Nawet, gdyby musiały być znów drukowane bezdebitowo w drugim obiegu.
To jeden tegoż biegun, drugi to zalew tandety, grafomaństwa i hochsztaplerki literackiej, w którym prawdziwie można nie tylko poblądzić, ale i się zagubić... Dorastałem w przekonaniu, że pisarz to jest ktoś, kogo pobłogosławiła stosowna Muza i który ma tegoż daru, że umie opowiedzieć, wzruszyć, przekonać... A dziś słyszę, że można parę semestrów stosownych odbyć nauk, by się wyumieć tych wszystkich prawideł, jakże tego czynić i każdy może być nieledwie Hemingwayem, byle się do tychże zasad wyuczonych stosował...
UsuńKłaniam nisko:)
Każdy może być choć trochę Hemingwayem, przynajmniej jeżeli ma dostęp do dubeltówki...
UsuńBo teraz to ogólnie taka moda na przekonywanie każdego, że każdy może być tym, kim chce, byleby się starał, a jak komuś nie wychodzi, znaczy się jego wina, bo się nie stara.
UsuńTo może i szczęście dla narodu naszego, Tetryku, że dostęp do broni mamy dziś raczej restrykcyjny...:)
UsuńKłaniam nisko:)
W to akuratnie, żem Fanfikcjo Miła nigdy nie dowierzał jakoś...:) Za exemplum nie dam nic przesadnie wymyślnego ponad udział w libacyi jakiej: pewno że to każdy by chciał móc wypić jakich trunków morze całe i bez konsekwencyj, aliści alkohol jest dla organizmu trucizną i tu żadne staranie się bardziej nie dopomoże: albo litościwie skończy się na zatruciu lekkim, zwanym upiciem się, albo też ambitni dociągną do zgonu prawdziwego... Tertium non datur, cokolwiek kto o staraniu się jeszcze by nie wymyślił...
UsuńKłaniam nisko:)
Jako ten, który "żyje z książek" życzyłbym sobie, żeby ta część naszego dorobku nie zniknęła w "chmurze", w jednym katastrofalnym kolapsie sieci. To jak z fotkami - jedna, druga awaria dysku i nie ma! A stare, zażółcone, sponiewierane kolejami historii i czasu są, ciągle do obejrzenia, dotknięcia, powielenia.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest fizycznie, reszta jest tylko mniej lub bardziej udolnym obrazem w sieci bitów.Na razie najczęściej jest książka i jej obraz w sieci, na różnych nośnikach. I to jest dobre, bo jest dostępna treść. Ale papieru nikt, niczym do tej pory nie zastąpił. :)
Jak będziemy znali dyski i zawarte na nich teksty, których wiek będziemy mogli na dwieście czy trzysta lat określić, a ich zawartość się będzie nadawała do odczytania, to wtedy się zacznę zastanawiać nad tym, czy może... może... ewentualnie uznam te nośniki za nadające się do tego, by je za równoprawne prawdziwie z papierem uznać. Do tego czasu nawet nie będę podejmował o tym dysputy, bo szkoda słów...
UsuńKłaniam nisko:)
Wachmistrzu, wszystkie dzieci lubią książki, słuchają z zaciekawieniem, gdy rodzice czytają, potem same kartkują, dotykają, czytają, rozwijają wyobraźnię. Do czasu, bo kiedy idą do szkoły i muszą czytać wybrane przez ministerialne zespoły rewolucyjno - dydaktyczne wiersze oraz książki, które z ich epoką nic wspólnego nie mają, a ilość ta jest imponująca, więc materiał byle jak opracowany. Nieomal codziennie nowy wiersz i inna lektura, choć takie "Dziady"czy "Wesele" są dramatami, więc nie do czytania, a oglądania. Teoria literatury jest piękna, ale na polonistyce, a nie w ławce szkolnej. I tak jest aż do matury, więc nic dziwnego, że nasza kochana szkoła powoli zabija miłość do książek i skutecznie obrzydza czytanie. Kolejne reformy dokładają ambitne pozycje albo lansują autorów, a rodzice nie wpływają na programy, choć dotyczą ich dzieci.A szkoda.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Możliwości rodziców wpływania na programy są dokładnie żadne, chyba że trafili na szkołę z przyjaznym innowacjom dyrektorem i chętnymi i pełnymi zapału nauczycielami (tak, wiem, ze to oksymoron), którzy na poziomie szkoły przeforsuję parę programów tzw. autorskich, bo na to ustawa pozwala... Co do reszty, to moglibyście sobie (a ja Wam) ręce z Vulpianem podać...
UsuńKłaniam nisko:)
Imć Wachmistrzu, jak dobrze wiesz z wyłączeniem ksiąg traktujących o Bułgarii wszelkie inne ustawiam na półkach wedle braku znaczenia i sensu, co moim skromnym zdaniem wiele w owej sprawie ułatwia :-)
OdpowiedzUsuńZ pewnością...:)) A przynajmniej nie przeszkadza, choć ja bym przynajmniej dobierał formatami do wielkości i opasłości butelek za niemi stojących...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Cóż... gdy się czyta w zatłoczonym autobusie, pełnym rozkrzyczanej i rozbawionej młodzieży szkolnej to nic z cieszą i milczeniem to nie ma wspólnego....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
I ja właśnie w podobnych cyrkumstancyjach odkryłem urok audiobooków i słuchawek...:) Choć wiem, że to nie każdemu się nada...
UsuńKłaniam nisko:)
Co do treści, to nie jest ona tak do końca nasza własna - bo przecie spisana już przez autora. Ale co do wyobraźni, jak najbardziej - słowa spisane w książce ożywają w wyobraźni dokładnie tak jak chcemy. Telewizja i kino mogą się spróbować zbliżyć w adaptacji do tego, co my sobie wyobraziliśmy, ale różnice zawsze będą. A książki, moim zdaniem, i tak nigdy nic nie przebije...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam(y) :)
Cieszę się, żeśmy w tem zgodni...:) Jedno co mię martwi, że to wciąż jeszcze wymaga oczu niespsowanych...
UsuńKłaniam nisko:)