Miast najdawniejszych, coż ich grodami jeno z
uprzejmości zwano, a takoż i dlatego, że jakich murów wokół
miały... dla liczebności niedużej, obejść szło w chwil kilka.
Zaczem się jednak rozrastać poczęły i z murów wylewać, zaczem
nowemi murami opasywano, już to i nie taka, ot wycieczka to była...
Rzec by można, że moment, w którem się jaki zaprząg do wynajęcia
pojawiał, śmiało postrzec można jakoż grodu onego nobilitacyja
niejaka, a przynajmniej uznanie dla onegoż rozległości. Prędzej
czy później, w każdem mieście pojawiali się ludzie, coż za
pomocą własnej kolaski i konika* ulżyć chcieli inszym, coż
już iść nie mogli, czy to dla nadmiaru utrudzenia, czy to dla
sprawunków liczby nadmiernej, czy to nareszcie dla stanu nadmiernej
poufałości z Bachusem... Rzecz jasna, jeno tych się to tyczyło,
coż na tyle majętni byli, by jakiego miedziaka czy dwa na
peregrynacyję ową odżałować... Kwestyja owa, wieleż za drogę
liczyć nie nadto dużo się przewożonemu wyda, ode zawsze sielnie
kontrowersyjną będąc, na uwadze ojców miast była...
I tak w Paryżu koło roku 1640 ordonanse
wydano, że za trasy takiej a takiej przebyciem tyle się a tyle
należy, ode czego pierwszych w Europie stałych taryf nam liczyć.
Mieśćce owym przewoźnikom dla postoju, czy to naznaczono, czyli
też się sami tam najochotniej kupili, wpodle gospody "Pod
Świętym Fiakriuszem"**, skąd też się i miano wzięło
woźniców onych, a później i zaprzęgów całych fiakrami zwać.
Miano to wrychle się na pół Europy rozprzestrzeniło, zaczym do
nas przyszło z Wiednia za rozbiorów przyczyną...
Na końcu kontynentu drugim konceptu
tegoż zmałpowano, jako niemal wszytkiego, w którem to
procederze największy rosyjski kopista, Piotr, (dla zasług w
onym kopiowaniu, zwany Wielkim), celował. Osobliwie przy grodu swego
stołecznego urządzaniu... Ano i nie on wprawdzie, aleć następcy
onego podobnego zamysłu w życie wcielili; peterburskim fiakrów
odpowiednikom nakazując ściśle jeno wytyczonemi trasami klienteli
wozić i stosownem ukazem przwidzianej za ową trasę, zwaną
dróżką (po ros. "darożka"), opłaty żądać... Z
czasem darożkami poczęto i pojazdy same zwać, a miano owo się po
ziemiach Cesarstwu Rosyjskiemu podległych rozniesło.
Ano i takeśmy jeszczeć sto lat temu na
ziemiach naszych równoprawnych niemal mieli w polszczyźnie obcych
wtrętów: porosyjskiej dorożki i okcydentalnego fiakra... Kto ze
starcia onego zwycięskim wyszedł, Czytelnikowi Miłemu, samemu
przecie wiedzieć a ironią historii, że najsłynniejsza polska
dorożka, czyli owa zaczarowana od Konstantego Ildefonsa... po
Krakowie jeździła, a poema owa Kraków przecie opiewa (i fiakry
jego!)... Jeno, że Mistrz Ildefons był ci natus in Varsoviae, a
dziecięctwo onegoż i w Warszawie i w Moskwie przeminęło, tedy nam
i onej dorożki rosyjskiej, niczem kukułczego jaja podrzucił...:(((
__________________________
* chyba że o Wenecji prawim; tam się insze
pojazdy przyjęły:))
**Fiakriusz Adam zwany Pustelnikiem przódzi był
opatem klasztoru we Irlandyjej. Przemieściwszy się jednako z
wyspy pod Paryż właśnie, wiódł życie pustelnicze, dopokąd się
nie pokazało się, iże moc cudowną uzdrawiania ze ślepoty
posiada. Z tego czasu już mu nie dane było się samotnym
modłom oddawać. Trudząc się dla nawiedzających go coraz liczniej
chorych, pobudował nareście hospicyum, a później i klasztor przy
niem. Pomarł w 670 r. Dziś go za patrona mają ogrodnicy,
kwiaciarze, taksówkarze i wszelkiej maści przewoźnicy, garncarze,
dekarze i bieliźnicy.
A tam, gdzie ludzi jak piasku, można i tak, jak na zdjęciach dostępnych pod tym adresem:
OdpowiedzUsuńhttp://fr.wikipedia.org/wiki/Pousse-pousse_%28Japon%29
Pozdrawiam
Tylko prędkość jakby nie oszałamia:)
UsuńKłaniam nisko:)
W tamtych krajach często jest upiornie gorąco, więc nikomu nie śpieszy się aż tak bardzo. Poza tym, za umiarkowane pieniądze, ma się wrażenie dobroczynności - można by przecież kulisa popędzać i do stanu przedagonalnego go doprowadzić, a proszę!, wcale się tego nie robi.
UsuńPozdrawiam
No nie wiem... Jak znam siebie, to miałbym nieustające wyrzuty sumienia, że ktoś mnie ciągnąć musi i pewnie bym zlazł z tego, żeby mu dopomóc ciągnąć...:) Tylko po co, jeśli by owa riksza już pustą była?
UsuńKłaniam nisko:)
Jeszcze całkiem niedawno jeździły w Chinach riksze rowerowe (nie wiem, czy i dzisiaj są popularne - może zastapiły je motorowe). Stare rozwiązanie, że kulis szedł przed siedzeniem na kołach, ciągnąc je niczym jaki koń, czy osioł, jawiło się władzom po 1948 roku uwłaczającym, więc takowego zabroniły. Ale i Chińczyk potrafi! Ktoś wymyślił, żeby w miejsce dwóch dyszli zamontować przednią połowę roweru i to zdobyło uznanie władz. Teraz kulis siedział sobie na siodełku, przed pasażerami (tyłem do nich) i kręcił pedałami. To już było w oczach władz pełne godności.
UsuńNo i po tym krótkim wstępie - kiedyś dwaj moi koledzy siedli do takiej rikszy i zamówili wcale odległy kurs. A że w pewnym miejscu było pod górkę, a oni całkiem postawni, to im się żal zrobiło patrzeć, jak Chińczyk nie może sobie dać rady z ich ciężarem, bo riksza zwolniła, on już na pedałach stawał, a tu prawie się nie posuwali. Zleźli więc, żeby mu trochę ulżyć (przynajmniej do szczytu pagóra), a on zaczął coś wykrzykiwać strasznym głosem, że aż im się głupio zrobiło. Urazili godność zawodową, czy co? Później okazało się (najprawdopodobniej), że rikszarz bał się, że mu białe diabły nie będą chciały płacić, skoro z siedzenia złażą.
Pzodrawiam
Był czas w Polszcze, krótki co prawda niesłychanie, gdy po Balcerowiczowych reformach jacy bezrobotni umyślili, bodaj we Warszawie riksz wskrzesić... Nie znam przyczyn wszytkich, dla których to padło, najpewniej najwięcej na to sarkali kierowcy, że im rikszarze dróg tarasowali, aliści znam personę, co za bytnością w stolicy się na tąż egzotykę namówić dała i jakoż spominała, całej przyjemności przejażdżki jej ustawiczna psuła świadomość, że oto ona się kosztem czyjegoś mozołu niemałego odbywa, coż próbowała nadgrodzić napiwkiem arcyhojnym, za cóż znów po czasie sama zła na się była, że się fanaberiom poddała i grosz traci... Zda mi się zatem, że to nie dla naszej jest kultury sprawa, bo te lub podobne podteksty zawżdy wraższliwszych trapić będą...
UsuńKłaniam nisko:)
Zaczarowany fiakier??? Toż to brzmieniowo nie do przyjęcia, co innego dorożka, brzmi bardziej księżycowo ;-)))
OdpowiedzUsuńnotaria
Mógłby być czarodziejski i już lepiej brzmi...:) Kimże my zresztą jesteśmy, by mistrzowi Konstantemu Ildefonsowi rymów składać?:) Ów by z pewnością co stosowniejszego jeszczeć i obmyślił...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Dorożka brzmi zdecydowanie bardziej poetycko, więc chyba nikt nie powinien mieć za złe Mistrzowi Ildefonsowi upowszechnienia tego słowa w naszym języku:)))
OdpowiedzUsuńCóż... mnie rusycyzmy wszelkie drażnią, ale kopii o dorożkę w rzeczy samej kruszył nie będę...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Dorożek w Grodzie Kraka współcześnie nie uświadczysz, co sam wiesz najlepiej, bo jeno okazałe karoce dla turystów tam ostatnio widziałem więc poza nielicznymi osobami, które cokolwiek jeszcze czytają, a zwłaszcza poezję, nikt o sprawie owej dorożki pamiętać nie będzie. To czywiście jest tragiczne ale niestety nic na to obaj nie poradzimy. Ale kto wie ... podobno woda drąży kamień.
OdpowiedzUsuńKłaniam Waszmości z Loch Ness :-)
Znalazłoby się tych wehikułów ze dwadzieścia nawet, z których większość ma numer "13" i ich właściciele dowodzą z uporem godnym doprawdy lepszej sprawy, że to ta ich właśnie jest, jeśli nie tą, co Gałczyńskiego woziła, to w najgorszym razie jej spadkobierczynią, albo restaurowaną wersją:)) Ale jest i kilka takich, co by się niemi i król Jan III jeździć nie powstydził... Nie wiem tylko, czy by Go było na nie stać...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Pewnie gdybym ja to mógł na trzeźwo obaczyć, to z pewnością owe dorożki wśród karoc znamienitych bym rozpoznał, ale nie dane mi było, za Waszmości zresztą przyczyną :-) tak, że na słowo uwierzyć muszę
Usuń:-)
Serdeczności zatem posyłam z zaścianka Loch Ness licząc, że Waszeć tako samo Pałacu Kultury pominiesz w uwadze swej zasoby piwniczki smakując :-))))
Dorożki (te właściwe), tańszymi odrobinę będąc, są w ustawicznych rozjazdach, dlategoś ich zapewne, Wasza Miłość, w Rynku nie dojrzał, a nie za przyczyną opilstwa rzekomego i niestwierdzonego:) Osobliwe, że właściciele tych drogich, by jakobądź zarabiać, wymyślili i usługi inszej: opłat za fotografowanie się w landarze STOJĄCEJ! Tem sposobem niemal każdy, za grosz nieduży,choć powozem nie jechał, przecie pamiątki w cały świat słać może:)
UsuńCo się Pałacu Kultury tyczy, to jeśli w niem iście jakować Kultura pomieszkuje, a przy tem powabna, to rad bym ją obejrzeć...:)
Kłaniam nisko:)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńTekst przeczytam później. Teraz spieszę tylko donieść, że zgodnie z PanaWachmiostrzowym zaleceniem zastosowane zostały konopie oraz ta specjalna maść i nic już teraz nie kapie. I to jest jeszcze jeden fenomen blogowania i dodatni plus zadawania się z Wchmistrzem:)
Dziękuję bardzo i serdecznie pozdrawiam.
Wielcem rad temu, że się to i przydało na co, natomiast nie rozgłaszałbym zanadto tego faktu, że tym, co się z Wachmistrzem zadają już nie kapie, bo część niemała towarzystwa może to odebrać jako smutną zapowiedź, że piwniczka wyschła i nie masz już po co ku Wachmistrzowi jeździć...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Przypominał mi się zaraz wiersz Gałczyńskiego o zaczarowanej dorożce ...
OdpowiedzUsuń"(...) Może chciałem za miasto?
Człowiek pragnie podróży.
Dryndarz czekał i zasnął,
sen mu wąsy wydłużył
i go zaczarowali
wiatr i noc, i Ben Ali?
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY KOŃ".
I czyż trzeba więcej słów ...
Pozdrawiam serdecznie.
Nie, zdecydowanie nie trzeba...:) Każde zresztą byłyby po nie na miejscu, bo "któż weźmie po Bekwarku lutniej?"
UsuńKłaniam nisko:)
Dorozki mają w sobie coś co nas jakos inaczej nastraja. Nawet śpieszyć się przestajemy:)
OdpowiedzUsuńCiekawa ta obserwacja i...prawdziwa:) A więcej dodam, że nachodzi to człeka, nawet jak przed chwilą jeszcze na własnych kopytach by gnał niczem chart nie wiedzieć gdzie i po co...
UsuńKłaniam nisko:)
Jako żyw stanął mi przed oczami pewien lokaj, opisany ongi przez kapitana Borchardta. Gdy pan jego, zda się komandor jakowyś - nie pomnę - posłał go po fiakra, słowami "idź po dorożkę". Czeka i czeka, a lokaja ni dorożki ani widu, a ni słychu. Sam wreszcie przed dom wyszedł. Patrzy, a lokaj tam a nazad po ogrodowej alejce spaceruje.
OdpowiedzUsuń- Co czynisz? - zapytał zadziwiony wielce.
- Jak to, proszę pana? - zdziwił się lokaj. - Przecież kazał mi pan iść po dróżce!
Z czego wnoszę, że komandor z miast rosyjskich się wywodził, ale lokaja miał z Galicyi luboż z Wielgiej Polski:) Bóg Zapłać za to przypomnienie:)
UsuńKłaniam nisko:)
Gdy byłam w Wiedniu, urzekły mnie dorożki, a właściwie ich ilość. Nawet je sfotografowałam, ale nie mam zeskanowanych.
OdpowiedzUsuńNigdy nie zastanawiałam się nad pochodzeniem słowa "dorożka", a to przecież logiczne.
Gorąco pozdrawiam.
Jeśli nasz magistrat nadal będzie brnął w konceptach rozszerzania płatnej parkingowej strefy w środku grodu, to i my się wrychle dorożek tysięcy doczekamy... Jeno, czy to komunikacyję usprawni, to już nie wiem...
UsuńKłaniam nisko:)
Co do świętego od przewoźników, tobym szedł w zaparte. Bo jak ja wiem, to Święty Krzysztof jest ich patronem, a także flisaków i żeglarzy, podróżników i pielgrzymów
OdpowiedzUsuńByle, Torlinie, nie szedł za daleko, bo się zgubić łacno...:) Ale na cóż my tego mamy rozstrzygać: niechajże się ów Krzysztof z Fiakriuszem za łby wezmą, a my poczekajmyż, któż wygra...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Życie św. Fiakra było, jeśli wierzyć dostępnym źródłom, frapujące. Ponieważ prowadził coś w rodzaju punktu opieki nad pątnikami, biskup postanowił nadać mu ziemię, by tam założył porządny klasztor. I tu legenda opowiada, że biskup (też święty, choć mało u nas znany św. Faron), nie wiedzieć czemu, postawił tu jeden dziwny warunek: tyle ziemi będzie należało do przyszłego klasztoru św. Fiakra, ile ten ostatni otoczy rowem wykopanym w ciągu jednego dnia własnymi rękoma.
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że św. Faron nie zamierzał chyba dawać zbyt wiele koledze w świętości.
A przecież św. Fiakr wyznaczonego dnia poszedł sobie po prostu w pole i ciągnął za sobą od niechcenia swój kij, spod którego wyłaniał się rów, że hej! W ten sposób wytyczył bardzo duży teren pod swój klasztor.
Ale znalazła się zła kobieta, która poleciała w dyrdy do biskupa oskarżając św. Fiakra o czary. Ten, zniechęcony oskarżeniem postanowił odpocząć, siadając na wielkim kamieniu. I tu znowu cud! Kamień, widząc dostojność świętego zbliżającą się do jego powierzchni, wyprofilował się sam z siebie w taki sposób, że utworzył wygodny (choć twardy) fotel, na którym zasiadł św. Fiakr. Widząc to, św. Faron zrozumiał, że ma do czynienia z cudami pochodzącymi z Łaski Bożej, a nie z czarami i odesłał złą kobietę tam, gdzie miejsce kobiet, czyli do kądzieli.
Rowy i kamień do dzisiaj są tam (okolice Meaux) świadkami owego cudu, zaś kobiety wchodzące do klasztoru do dzisiaj (no, chyba do chwili napisania żywota świętego), jak twierdzi hagiograf św. Fiakra, doznają kary boskiej. I to jest wytłumaczenie legendy, ciągnie niezrażony hagiograf, w jaki sposób św. Fiakr został patronem od leczenia hemoroidów.
Jeśli ktoś nie wierzy, może sam sprawdzić tu: http://fr.wikipedia.org/wiki/Fiacre_%28saint%29
Gdyby jeszcze ktoś zechciał mi wyjaśnić, gdzie ja tu coś przeoczyłem, bo w żaden sposób nie potrafię sobie tych hemoroidów w tę budującą opowieść wpasować. Z góry dziękuję.
Pozdrawiam
Hemoroidy robią się od siedzenia na kamieniu
UsuńZ szacunkiem niepomiernym kłaniam się nisko za ten trud, żałując (po raz nie wiedzieć już który), żeś własnego bloga poniechał i muszą Ci te jeno wątłe wystarczyć rameczki:) A może by ów "dogowor" zrewidować cokolwiek? Ostatecznie finał okazał się ślubów niewarty...
UsuńCo się zaś hemoroidów tyczy, to tum (http://abczylaki.pl/czym-sa-hemoroidy) wyczytał, że między czynnikami owym sprzyjającemi jest i płeć właśnie... ściślej niewieścia, z czego jak rozumiem, że i święci są mściwi, a to przecie nieświęta cecha...
Kłaniam nisko:)
1. Zastanawiałem się nawet, czy kobiety wchodzące do klasztoru dostawały natychmiast, w cudowny sposób (przed furtą nie miały, a krok dalej - już tak), żylaków? No ale jak to, nie było tam klauzury?
Usuń2. Sugestia Torlina jest nad wyraz rozsądna, bo faktycznie - kto na kamieniu siedzi... Jednak trudno sobie wyobrażać, żeby przy takim stężeniu cudów święty żylaków dostał...
3. Braku mego bloga prawie nikt nie zauważył. Nie zawrzasła sieć boleśnie po tej stracie - i dobrze, bo on był marginalny, niszowy i niewiele znaczący.
Pozdrawiam
Co mnie napadło z tymi żylakami, kiedy o hemoroidach mowa?? W powyższej wypowiedzi mówimy "żylaki", a w domyśle "hemoroidy" [młodszym czytelnikom pewnie trzeba wyjaśnić, że to odniesienie do wiersza, którym starsze pokolenie było swego czasu katowane: 'mówimy partia, a w domyśle Lenin'].
UsuńPozdrawiam
Ad.1 Zda mi się, że się zanadto w prerogatywy zapuszczasz świętego:)) Toć przecie jeśli był świętym, to na lata naprzód wiedział, że się owa będzie do klasztoru wybierała, to i zadbał, żeby potem było leczyć z czego....:))
UsuńAd.2 Swięty po prostu jako człek skromny i asceta, po prostu o siebie nie zadbał...:)
Ad.3 Pewnie, pewnie... przedłożone dziesiątki już chyba dowodów cależ przeciwnego poglądu czytelników licznych, zawsze skwitować idzie, że dziesiątki to nie setki, a jakbym i setek dowiódł, to mało, bo nie tysiące... Ech, Vulpianie, Vulpianie... co ja mam z Tobą...:((
Kłaniam nisko:)
Ostatniego Twego żem nie dojrzał, odpisywaniem na poprzedni zajęty...:) Mnie to sformułowanie bynajmniej nie raziło, przeciwnie: mniemałem żeś zgrabnie więcej tu znalazł eleganckiej formy dla problemu, który ludzkość ma w d...:)
UsuńKłaniam nisko:)