Alterują się nam już niewiasty
niepomiernie, że tej wojaczki z Tatary już trzecią w cyklu notę
toczym i końca onej wojaczce nie widać. Ku pocieszeniu rzeknę, że oto ninie już kończym dzieło poczęte...:) Insza przy tem, że bym się i do miłosierdzia był pragnął odwołać niewieściego, bośmy przecie ostawili husarzów
naszych i dragonów (a i kozaków:) nocą październikową paskudną pod Komarnem, gdzie i
deszcz marznący przycinał, a i do głowy nie masz gdzie przyłożyć,
chyba że do kulbaki w błocie położonej...:(( Miałbyście
sumienie, Waćpanie i Waćpanny, ostawić żołnierza zmitrężonego
w cyrkumstancyjach tak przykrych? Hę? Nie godzi to się, jako
już pod dach wpuścić nie łaska (a wierę, że co gładszych, to i
może pod pierzynę?:), to choć dozwolić pokończyć żołnierskiego
poczętego rzemiosła i ku stanicom odejść na popas, daj Boże z
jaką hiberną poćciwą...?:)
Dziś przed nami
rozprawa Pana Hetmana walna z ostatnim z czambułów trzech, o tyleż
jednak nie z wodzem trzecim, bo Hadżi Girej, choć syn chański,
przecie w zawiłościach tatarskiego starszeństwa rangą Nuradin
Sułtana niższy, temuż jako ów z niedobitkami spod Komarna z niem
się złączył, tak i komendy mocą starszeństwa swego przejął.
Ważkie to dla spraw naszych, bo czy to za przyczyną skóry świeżo
przetrzepanej, czyli też za przyrodzonej starszym większej ostrożności
sprawą, wcale też sobie i ów już nie nadto śmiele poczynał,
czego by się może po młodym i ambitnym chanowym potomku spodziewać
było można...
Sobieski spod Komarna jeszcze widział
ognie wsi przez Hadżi Gireja palonych gdzie za Dniestrem, temuż
mniemał, że Tatarzyn będzie nad najdogodniejsze sobie przeprawy
dniestrowe pod Rozdołem ciągnął. Umyślił tedy grobli i mostów
zerwanych przez Wereszczycę i Staw Klitecki co rychlej do porządku
doprowadzić i samemu się tu z komunikiem przeprawiać, by już raz
wtóry przez Dniestr się moczyć nie musieć, a Tatarczynów na tych
przeprawach pod Rozdołem dopaść w cyrkumstancyjach onym
najprzykrzejszych, gdy owi jasyrem i łupami obciążeni, przeprawą
rozdzieleni, ex definitione niejako w największej swej mu się ukażą
słabości.
Szyki jednak pomięszał Imci
Hetmanowi kmieć jeden z jasyru od Hadżi Gireja zbiegły rzkomo spod
Hruszowa, co miał wieści przynieść, że chański syn z całą swą
potencyją pod Komarno ciągnie, co by może i znaczyć mogło, że
ów przeciw hetmańskim stanąć zamyśla. Pojął Sobieski, że mu
nie przez Wereszczycę się przeprawiać, a czym rychlej nad Dniestr
ciągnąć, by na Tatara na przeprawach spodziewanych nowych się
zasadzić. Aliści gdy po zwłoce niemałej, bo to wojska część
już trza było przeprawionego zawracać (a koniec końców i bez
niego Hetman ruszył wreście), gdy wpodle Mostów nad Dniestrem
stanął, pojął, że kmiotek bodaj jakich bajęd wyplatał. Tam
gdzie się bowiem Dniestr i Bystrzyca łączą, dolina rzek obu na
mil kilka szeroka, błotnista, gęsto szuwarem porosła i
niepodobieństwem zgoła, by się tamtędy dziesiątki tysięcy ludzi
i koni przeprawiać miało dogodnie. Droga, bodaj w okolicy jedyna,
między Mostami i Wołszczą, tamtym czasem za przyczyną roztopów
jesiennych była pod wodą, temuż przeprawa po nieznanej głębi i
przy nurtu bystrości niemałej nadto się azardowna widziała, by tu
się prawdziwie Tatarzyna spodziewać... No... ale gdzie Tatarzyn nie
może, tam nie powiedziane, że Sobieski nie przejdzie:)) Prawda, że
jakiego kmiotka z Wołszczy tęgo groszem uczęstowano, by ów jakiej
części choć wojska przeprowadził i nie potopił, ale to wszystko
mało było... Umyślił tedy Pan Hetman osobą własną wraz z
dragonią jeno pójść i jedną chorągwią pancerną przez te
szuwary i błota, by po drugiej Dniestru stronie co rychlej ruszać
ku Mostom, gdzie jako miano samo ukazuje, most stał, a ściślej by
rzec: stałby, gdyby go w pożodze wojennej już i przódzi nie
zerwano...
Przyznam, żem tu krzynę
zadziwiony ordonansem hetmańskiem, bo przecie ostawiwszy ludzi
kilkuset na przeprawach przez Wereszczycę, co go dopiero doganiać
mieli, teraz znów dzieląc siły tak szczupłe, szedł na drugą
Dniestru stronę w najwięcej może szabel trzy, cztery setki, a
tam przecie z chwilą każdą musiał się całej pogańskiej
spodziewać potencyi... Takaż to ufność w talent wodzowski
własny i kunszt żołnierski podkomendnych swoich? Czy
desperacyja tak okrutna? Mniemam, że i po trosze tego i tego...
Dowiódł był nam Imć Hetman, a i Król potem, całem żywotem
swojem, że umiał w chwili rozstrzygającej rzucić na szalę
wszystko, co jeno miał w garści i tem boju rozstrzygać...* W nadto
dalekie się może nie wdając spekulacyje, gdybyż nie zatracił
tego talentu z czasem Napoleon i pod Borodino nie zawahał się
świeżej i nietkniętej gwardii własnej na Moskala wypuścić,
by bitwy rozstrzygnąć, może by Historia nie znała hańbiącego
zimowego spod Moskwy odwrotu, pogromu Wielkiej Armii i nad Berezyną
sztandarów palenia...
Insza, że miał Pan Hetman
świadomość ryzyka podjętego... Pisał w jednym z do króla
listów:"przyjdzie cośkolwiek y azardować, dla Wiary wprzód
Świętey, miłości Ojczyzny y przysługi W.K. Mści"... Może
też to i intuicja niezwykła kazała Sobieskiemu tak czynić, bo
czuł, że doniesieniom skąpym wbrew, nie masz już w tej stronie
Tatarów... Ano i tak najpewniej też było, bo nawet jeśli
niedobitki Nuradynowe przechodziły tejże nocy wpodle Mostów, to ów
nijakich nie rozpuszczał już podjazdów, lękając się pewnie
rozproszonych potracić, a darł, ile jeno konie wydoliły w ślad za
Hadżi Girejem, który już być musiał dalej ku wschodowi,
najpewniej na dalsze się przeprawy kierując wpodle Halicza, czy
Stanisławowa. Drogę też i rozeznać było łacno, bo ów, nic
jeszcze najpewniej o klęsce Nuradynowej nie wiedząc, tęgo znaczył
łunami okolicę...
Ano i tak Sobieskiemu nadto wiele
było czasu danem, by nawet zwłoki odliczywszy na mostu de novo
stawianie, wojsk rozproszonych ponowne zebranie (choć i tak ich
więcej jak półtora już i nie uzbierał tysiąca) i wytchnienie
konieczne, by pod Hołyniem stanąć niemal za tatarskiemi plecami. U
Tatarów tem czasem owa zmiana ważka zaszła, bo najpewniej pod
Bolechowem Nuradyn Hadżi Gireja doścignął nareście i komendy
przejął... Z tegoż miejsca mieli Tatarowie możność się nadal
ku przeprawom kierować Dniestrowym drogą na Kałusz, aliści droga
ta doliną przez rzeczki liczne i w trójkącie między tęgo
bronionemi zameczkami Kałusz, Nowica, Rożniatów z wciąż jeszcze
polską załogą, temuż czambułowi sielnie jasyrem obciążonem
niepolitycznie było się tamtędy kierować. Droga wtóra, choć
dłuższa, lasem i pagórkami mitrężącemi, mijała te zameczki po
boku, a przy tem idąc lasem większą częścią dawała prospektu
na skryte oddalenie się... Ano i Nuradyn tejże właśnie wybrał
drogi, a dotarłszy nad Bereżnicę pod Petranką miał już swoich
tak umęczonych, że musiał się dla popasu zatrzymać, a ognie
obozu tak licznego najlepszym Hetmanowi były drogowskazem...
By szczupłość sił własnych
wzmocnić, Tatarzynowi zaś zguby uszykować zupełnej, jął się
jeszcze i konceptu, którego po niem już nikt bodaj do Kościuszki
czasów się w Rzeczypospolitej nie chwycił. Nie wiem, zali własnego
tu znać hetmańskiego konceptu, zali też podsunęła go Onemu
krwawa łaźnia, jakiej uczynili kmiotkowie pohańcom na grobli przy
ostrowie na Stawie Kliteckim, com jej w nocie poprzedniej opisał,
dość że posłał pan Hetman ordonansów w owe miasteczka (Kałusz,
Rożniatów i Nowica) przykazując, by kto żyw i w co tam zbrojny,
wyszedł nocą w owe bory i by zasieczono wszystkie przejścia i
dukty na Halicz, takoż by wpodle tych duktów zasieczonych czatować na Tatarzęta
uchodzące...
Sam zaś Sobieski z komunikiem, na
ognie biwaku tatarskiego się kierując szedł noc niemal całą,
sprawiając zarazem w tym marszu nocnym i leśnym wojsko do bitwy
spodziewanej. Darujcież, ale jeślim tym pisaniem swojem dopotąd
może nie nadto nisko przed Hetmanem głowy pochylił, to za ten sam
jeden marsz nocny wojska do granic wycieńczonego, się pokłon tak
niski należy, by już nie czapką, a czupryną ziemi przed Niem
zamiatać! Pomnij, Czytelniku Miły, że te paroma zdaniami opędzone
pościgi i przemarsze, to nowe w dwa i pół dnia kilometrów niemal
sto pięćdziesiąt, w tem ileż mitręgi po przeprawach, mostów
odbudowywania i jazdy nocnej śród deszczu marznącego... Prawdziwie
to czytać lekko, kufel jaki zacny grzanego mając, przy tem drewek
grzecznie do kominka dołożywszy, ale by się choć i chcieć aby
trochę w tych żołnierzów wczuć naszych, nie sposób by łzą
rzewną nad ich poświęceniem nie zapłakać...
Nad ranem, pojąwszy po
łunie, że już się i przed czambuł wysforował był, pchnął
nazad chorągiew wojewody ruskiego, by na Tatarów od tyłu natarła,
od Petranki strony, insze chorągwie dwie ubezpieczające,
rozesławszy na boki, by mu nikt nie uszedł, jako się pod Komarnem
zdarzyło, sam pan Hetman zamierzał najpewniej osobą własną i
siłami pryncypalnemi natrzeć od czoła.
Aliści, gdy batalija przyszła do
skutku nareście, Tatarowie już od godziny niejakiej w drodze byli,
czy to lękiem Nuradynowym przede dniem ze snu porwani, dość, że
chorągiew wojwody ruskiego przez puste przemknęła obozowisko, zaś
przednia hetmańska straż miast pohańcom drogi zabiec, z boku
wyszła na kolumnę ogromną.
Nuradyn najpewniej szczupłych jeno
sił widząc, mniemał, że to się załogi zameczków i gródków
spominanych skrzyknęły i jeno go przytrzymać probują, na
Sobieskiego licząc nadejście. W każdem bądź razie, ustawił
swych frontem do boju, zaś karawanę całą z jasyrem popędzał, by
za linią wojsk do boju uszykowanych przejść zdążyła. Aliści,
gdy z lasy wychynęły chorągwie następne, najwięcej zaś gdy
pokazała się husaria, zagrały trąby i kotły, a nad całością
dojrzeć można było buńczuk hetmański, nie zdzierżyli
Tatarowie...
Rzuciło się to bractwo do ucieczki
całe, jednej mając jedynej drogi na Uhrynów niezagrodzonej przez
ową myłkę w wyliczeniu czasu sprawioną, aliści większa część
onych najpewniej jej za jaką pułapkę miała nieznaną i wolała,
na zgubę własną, w bednarowskie się skryć lasy... Ano i mało
która noga z tych lasów od chłopstwa rozjuszonego żywa wyszła,
osobliwie, że Hetman jeszcze i dalej umyślnych pchnął, do
Halicza, Stanisławowa i Tyśmienicy, by i z tych miejscowości
wyszedł kto żyw i drogi niedobitkom zabiegł... Dwa dni jeszcze
trwała ta gonitwa po lasach i dolinach, której plon trudno inaczej
zwać jak krwawym... Z jakich 8-10 tysięcy tatarstwa może się
jakie pół tysiąca by ocalonych uzbierało. Jasyru oswobodzono do
dziesięciu tysięcy ludzi, aliści to już ostatni był akord tego
wysilenia nadspodziewanego. Pewnie, że to największe jeno pobito
czambuły, a by chcieć i móc to jeszcze drobniejszych by szło na
pólnocnej Dniestru stronie pogromić kilkunastu... Aliści ani
żołnierz, ani konie do wysiłku takiego już zdolnemi nie byli. I
tak ponad podziwienie wszelkie to czego tak niewielu dokonało
przeciw tak wielu, a przecie nie jedyne to tej wyprawy skutki...
Przypomnieć upraszam, że
wszystko to w czasie oblężenia Lwowa zdarzone, gdzie rokowań
toczono, haniebnym zakończonych traktatem
buczackim. I w ten czas najczarniejszy,
wszelkiej nadziei pozbawiony, Imć Hetman i ŻOŁNIERZE Jego tegoż
promyczka onej wątłego nam ukazali... To serce, co wśród szlachty
urosło tak dalece, że się na sejmie na odrzucenie traktatu ważyła
i na niebywałe w dziejach Rzeczypospolitej ekspensa, uchwalając
podatki extraordynaryjne nowe, których skutkiem były zaciągi
świeże i wojna nowa, gdzie roku następnego pod
Chocimiem był Imć Hetman (takoż i za husarii
nieprzepomnianą sławą:) częścią choć hańbę zmył buczacką...:)
Nie wiem, czy by się bez tych
opisanych wiktoryj nad czambułami, na to odrzucenie narzuconego
traktatu zdobyto... Zapewne i tak, podobnie jak i owa wiktoryja
chocimska by do skutku przyszła, przecie niechybnie duch nowy, który
do tej wiktoryi prowadził i znaczenie onej uwiększył, się częścią
niemałą w te opisane noce mroźne, szarugami przetykane, a
rozświetlane jeno ogniem łun wiosek przez Tatarczyna palonych,
narodził...
_____________________________________
* Ale też i pod Parkanami, wtórej po wiedeńskiej batalii tamtej kampanii, o włos omal i Króla Jegomości żywota ta skłonność nie pozbawiła...
Mapki nie ma! :-( Nic nie widzę... Idę szukać Dniestru ;-)
OdpowiedzUsuńPewnie jej temu nie widać, że jej nie było...:) Przyjdzie się ku tym z not wcześniejszych nawrócić, co może i z mej strony błędem tu było...
UsuńKłaniam nisko:)
UWAGA! KOMUNIKAT SPECJALNY!
OdpowiedzUsuńWachmistrz prosił mnie, żeby poinformować czytelników, że:
1. z powodów technicznych nie ma praktycznie dostępu do swojego bloga;
2. będzie odpowiadał na komentarze, gdy tylko serwis mu to umożliwi;
3. w tej chwili prosi o chwilkę cierpliwości;
4. nowe teksty blog publikuje automatycznie, zaprogramowany jeszcze przed momentem zaistnienia problemu.
No i kto tak nabroił??
Usuńnotaria
Dzięki za informacje. Będę czekać cierpliwie. :)
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Szczęśliwie już rzecz wygląda lepiej, choć zełgałbym, że do szczęścia nic nie brakuje...
UsuńKłaniam nisko:)
Mości Wachmistrzu, przeczytałem z pasją, jako zawsze, aleć dodać niczego nie mogę, bo syencya moja w temacie raczej mizerna.
OdpowiedzUsuńNa tom właśnie pisał był, by już taką nie była...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Czytałem o tej batalii z 35 lat temu, ale wtedy ogarnąć jej ogromu i warunków nie potrafiłem, Teraz zupełnie inaczej się to czyta - pewnie i człowiek dorósł, i doświadczenie inne i wiedza nieporównywalna, ale przede wszystkim sposób podania wyborny - przyjemność czytania niezwykła! Obraz za obrazem - zimno, szaruga,zapadające ciemności rozświetlone łunami, przemykające cienie, krzyki mordowanych i szczęk broni - wszystko przed oczami. I te przemarsze - przecież oni musieli spać w siodłach - niemożliwe, żeby było inaczej!
OdpowiedzUsuńPrzemarsz Krzywoustego pod Kołobrzeg spod Głogowa była wielkim wyczynem, ale pokonywał on dziennie około 60 km, w terenie bez porównania lżejszym, bo bez przeszkód, bez ciągłych walk i w nieporównanie lżejszej pogodzie. To co opisujesz Wachmistrzu zakrawa na czystą fantastykę. Cóż to musieli być za żołnierze i jak musiał ich znać wódz, który nimi dowodził!? Toż on ich rozsyłał i zbierał jak stado ptaków! A może wtedy mieli coś na kształt radia? Bo przecież nie była to chyba telepatia?
Ano i z tą właśnie myślą, by owych męstwo, może nawet i nie w tych bitewnych cyrkumstancyjach najważniejsze, co w owej niezłomności i uporowi owych przemarszów i pościgów wbrew aurze, kalendarzowi i wyrokom boskim czynionych, wykazać... I prawyś z tem, że i siodło być musiało nieraz tu łożem usłanem, czegom nie dopowiedział... To, co telepatią zwiesz, ja bym widział experiencyją dowódców pomniejszego szczebla i wyćwiczeniem wybornem, że owi sami znali, gdzie wodza swego szukać, domniemując gdzież pójść mógł, bo myśli z niem byli jednej...
UsuńKłaniam nisko:)