Letniego czasu jednem z utrapień to jest, że dzieciarnia nijaką nie zajęta nauką, przebrzydły ma obyczaj włazić dorosłym na głowę pod leda jakiem pozorem, angażując ich do wszytkiego czem się nudę da zwalczyć narastającą. Przy tem o wieleż jeszcze aura pogodna i słoneczna jest tu dorosłym naturalnym aliantem, osobliwie jeszcze jeśli jest gdzie w bliskości choć ćwierć jakiej sadzawki, stawu, rzeczki czy glinianki, o tyle znów słota i aura plugawa dopustem są zgoła Bożym, bo jako to powszechnie wiadomo, w czasie deszczu dzieci się nudzą...:(
W czasach, gdy nie znano nie tylko internetów i telewizyj, aleć i kinematograf był co najwyżej objazdowym i rzadkim gościem po wioszczynach naszych, co więcej roztropniejsi dorośli sami zatem dbali o pociech swych zatrudnienie grami, wycieczkami i zabawami rozlicznemi, luboż też i stawiali onym specyjalno czynionych przyrządów, które ich zabawić miały. Naturaliter, prawim tu najwięcej o dzieciach ziemiańskich, boć o zatrudnienie i brak nudy włościańskich dostatecznie zadbała nędza i rodziciele właśni...:(
Najpowszechniejszą we dworze każdem zabawką była huśtawka, na Kresach powszechnie hojdawką wołana... Aliści, że to znów na dłuższą metę nudą pachnie, przy tem nieraz i kogo trzeba do rozbujania angażować, dorośli przemyślni wykoncypowali kołobiegu i ten karuzeli pierwowzór prawdziwą zrobił furorę po dworach pierwszej połowy ubiegłego stulecia:)
Ów był czasem i łacniej akceptowalnem przez dorosłych, niźli huśtawka, która luboż się i kojarzyła paskudnie*. luboż ją i może mniemano niebezpieczną, z czem się Wachmistrz zgodzić gotów, pomnąc jako w młodości brata tem sprzętem niechcący palnął młodszego... Kołobieg nadzwyczajnej zyskał popularności, jako się wieści rozniosły, że jacyś bracia Wright, a za niemi i insi, ode ziemi się wzbili na machinie nieznanej, ergo wieleż pacholąt rodzimych, rozbiegnąwszy się solidnie i ucapiwszy przemyślnie, wzlatywało czasem i na sążni kilka, niewątpliwie imaginując sobie, że oto zdobywają przestworza na podobieństwo idoli swoich...
Teresa z Potworowskich Tatarkiewiczowa spominała ze swej młodości rywalizacyję niejaką z majątkiem sąsiedniem, Jagodnem, gdzie dzieciom Zaleskich postawiono kołobiegu wyższego, to i wyżej półdiablęta wzlatywały... Zdarzyło się, że gdy dobrodziej tameczny przywiózł do dworu przedstawiać młodziutkiego wikarego, ów się najzagorzalszym nowej zabawy okazał fanatykiem:), a przydawszy swych mięśni i konceptów przemyślnych sprawił, że dzieciarnia się już i z ptactwem witać poczęła... Struchlałym matkom i ciotkom prawił gwoli pocieszenia, że dziateczki, nim do ziemi dolecą, rozgrzeszyć jeszcze zdąży...
________________________________
* w Dobrowlanach Pani Güntherowa, matka Gabrieli, przyszłej Puzyniny, nie dozwoliła na postawienie w ogrodzie "tej szubienicy"
O rany, sto lat na karuzeli nie jechałam. Za to w środę się huśtałam. Karuzela, taka na placu zabaw, zrobiła za to furorę wśród naszych bułgarskich gości - zabawy było sporo.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, toć zmyślność wymyślić coś, co wciąż najbardziej jest popularne wśród najmniejszych dzieci :)
A pewnie że zmyślność, choć tu mniemam, że początkiem był jeno jaki nie nadto srogi a krzepki ociec, co wirował, póki ustał, bąków mając u ramion uczepionych...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Pamiętam! Ostatni raz byłam na karuzeli, gdy zdałam bardzo trudny egzamin na studiach. Poszliśmy całą grupą szczęśliwi i z radości uczciliśmy w ten wariacki sposób nasz sukces. Opanowaliśmy na pół godziny karuzelę ku zgorszeniu przechodniów pukających się w czoło, co też ta studencka brać wyprawia ;-) Dostalismy takiego kręćka w głowach, jakbyśmy nieźle popili, ale to było później ;-)
OdpowiedzUsuńPodobna nas ogarnęła pustota po promocyi na podchorążackiej szkoły pokończenie, gdzieśmy w galowych mundurach na znienawidzony tor przeszkód pobiegli, by go raz jeden przebiec w tempie zgoła spacerowym, przeróżnych po drodze wyczyniając breweryj...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Karuzela, to była najlepsza na lodzie! :)
OdpowiedzUsuńWbijało się na zalanej, zamarzniętej łące, albo na stawie, czy po prostu rozlanej wodzie pal w ziemię i do niego na osi kawał drąga, z tym że jedna jego część była krótka a druga długa (długa była cieńsza). Do tego długiego końca był uwiązany postronek, taki dla krów i do niego sanki. Jak do kręcenia za krótszy koniec było silnych chłopaków ze dwóch to i trzy pary sanek można było zaczepić! Po rozkręceniu sanki bywało, że fruwały, a pasażerowie to wcześniej czy później odlatywali. :D :D :D
A to mi, przyznaję, nowość o karuzelach lodowych słyszeć :) Wielce zatem żem Waszmości za ten spominek obligowany:)
UsuńKłaniam nisko:)
Czas płynie i najpewniej przyjdzie nam w przyszłym roku ów kołobieg sposobić, a pomny cennych rad zawiesie stosowne uczynię wraz z krętlikiem zapobiegającym łańcucha skręcaniu :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z zaścianka Loch Ness
:-)
Krętlik najlepszy od wiązania krowy jest. :P
UsuńHmmm... domniemuję, że się Waść na wnucząt najazd sposobisz, to i słuszna, ale na jednem kołobiegu nie nastarczysz...:)
UsuńKłaniam nisko:)
W Makiejewce , niedaleko Doniecka gdzie bywałam w późnych latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku było ogromne koło, większe niż to na Praterze. Nie ukrywam , że na górze trzymałam się kolan mojego męża.
OdpowiedzUsuńJak znam płeć męską, ów jeszcze i najpewniej podjudzał do tego, strasząc jakiemi wizjami srogiemi:)
UsuńKłaniam nisko:)
Takiej jeszcze nie widziałam - przypomina mi urządzenie do odbijania piłeczek :))
OdpowiedzUsuńTa z ryciny pod linkiem się kryjącej po prawdzie jest już nader eksluzywną kołobiegu wersją, bo te najstarsze jeno sznurków miały z pętlą, za którą się najpier samemu ciągnąc, kołobiegu rozkręcało, a potem której się pochwycić w czas było potrzeba. Inszy wariant miał miasto pętli (czasem skórą obszytej) jaki szczebelek krzepki, na którym jak kto zdążył to i jeszcze usiąść zdołał niczem na orczyku w narciarskiem wyciągu...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Witaj :)
OdpowiedzUsuńWachmistrzu, jak ja lubię Twoje posty, czytam je zawsze z zachwytem :) dziękuję pięknie :)
Pozdrawiam ciepło na udany nowy tydzień :)
Nadtoś WMPani dla mnie łaskawą:) Bóg Zapłać przecie i za ten nadmiar:)
UsuńKłaniam nisko:)
Świetnie! Dzięki Wachmistrz za pomysł. Zbuduję małemu taką karuzelę i wikarego zaproszę by się dzieciakiem zajął. Ja zaś międzyczasie ogródek wypielę, herbatę wypije i książkę poczytam. :)
OdpowiedzUsuńKoncept wspaniały, jeno wikary być krzepki musi, a nie jaki wymoczek od xiąg oderwany:)
UsuńKłaniam nisko:)
No i masz! Jak karuzelę podziwiałam, to młodsze dziecię do pokoju weszło i na ekran spojrzało, nie zdążyłam schować. Ale, w sumie, niezły pomysł. :) Tylko, jak przeczytałam u Wilmy, to trzeba do tego jeszcze wikarego zaprosić (żeby jak w tekście źródłowym było). A w naszej parafii jeden tylko, to nie wiem, czy dadzą... :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
A to jaki miałby być dla Pani Matki despekt, że karuzel ogląda? Pewnie, że przysposobić i albo polubi, tandem będzie jak znalazł w nagrodę, jak zasłuży, a jak nie polubi, to za karę, gdy co spsoci:)
UsuńKłaniam nisko:)
Takie rzeczy należy skrycie oglądać, bo inaczej pada pytanie: "Kupisz?" :)))
UsuńW sprawie karuzeli trzeba będzie przemyśleć sprawę. :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Fakt! O tem aspekcie żem nie pomyślał:)) Aliści kołobieg zda mi się nie nadto trudną sztuką do uczynienia samemu, jeśli małżonek cokolwiek w robotach piłą i heblem obznajomiony...
UsuńKłaniam nisko:)
Rozgrzeszone to mogłyby, właściwe, zmienić kierunek i wprost do nieba lecieć. Dla nich lepiej, bo z padołu by się wcześniej wydostały, a dla rodziców honor, że to ich potomstwo prosto do nieba trafiło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
O wieleż by lecieć trzeba koniecznie, bo zawszeć jeszcze jest w Bogu nadzieja, że wikary osłabnie i pacholęta wylądują bezpiecznie...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Anim wiedział, że ro kołobieg się zwie! Zali, miast wikarego, konia nie dało się zaprząc? Tenże rozkręciłby to tak, że pacholęta miałyby zabawę przednią, a wikary ręce wolne, by rozgrzeszenia w mig udzielić. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJourdain Jegomość takoż nie wiedział, że mówi prozą:) Z konikiem dwie jeno widzę możności onego przyprząc k'temu... Primo, na podobieństwo kieratu, gdzie koń wkoło chodzi, aliści nawet jakoby podbiegał z czasu do czasu, to przecie to nie chyżość, od której by pacholęta w niebo wzlatywać miały... Koncept wtóry mi się widzi z jaką liną na słupie na podobieństwo kołowrotu nawiniętej, którą koń odbiegając gdzie w bok, po prostej, by rozwijał, zarazem słup coraz chyżej rozkręcając. Tu znów minusy dwa, że to by być musiało mocowane niziuśko przy samej ziemi, by kręcący się o nią nie zaczepiali, secundo, że po uciesze chwilowej, mozół niemały, by rzecz do recydywy de novo przysposobić...
UsuńKłaniam nisko:)
Tytuł tajemniczy a okazało się że wczasach młodości jednego i drugiego doświadczyłem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bo też i mistrzowie uczą, że tytuł jest najważniejszy, bo zaciekawić ma, co rozumiem, się pofortunniło nie tylko w Waszmości przypadku...:))
UsuńKłaniam nisko:)
O wieleż mię pamięć nie myli, widziałżem już powyższy tekst u Waszmości, może i nawet na dawnych Twych włościach...
OdpowiedzUsuńA wniosek nasuwa się taki, iż dawniej ludziom zwyczajnie "chciało się chcieć", a tak dorośli jak i dzieci wykazywali się zmyślności daleko większą, aniżeli ich spółcześni potomkowie...
Z kolei młodziutki wikary sporą miał fantazyję ;)))
Zapraszam do siebie.
Niechybnie w chwili spokojniejszej zawitam :-) A tekst w rzeczy samej, ma już lat jakich trzech, ale nieliczni go jeno z dawniejszego bloga mego pamiętają :-)
UsuńKłaniam nisko :-)
A na wymioty żadnemu z dzieciaków się nie zbierało od tego fruwania?:-)
OdpowiedzUsuńHistoria milczy o tem, to i my zmilczymy i snuć domysłów nie będziemy :-) Powitać nader miło gościa z dawna niewidzianego :-)
UsuńKłaniam nisko :-)
Wachmistrzu, mi też miło mieć w końcu trochę więcej czasu i przyjemność odwiedzania zaprzyjaźnione blogi:-)) Mówię to szeptem i na ucho (jak mawia jeden z bohaterów pewnego serialu), żeby się złe licho nie dowiedziało. Bo jak się dowie, to wiadomo.....
UsuńTo i ja szeptem radość wyrażę i zmilczę reszty...bo wiadomo...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Dzień dobry
OdpowiedzUsuńPuzynina dzisiaj jest zapomniana... A szkoda. Pozdrawiam, dobrego wieczoru!
Powitać nader miło :-)Prawda, że przepomniana, choć podobnoś w schyłku wieku przeszłego we Wilnie tamcznej Polonii staraniem, jej wznowiono
UsuńKłaniam nisko :-)
W dawnych wiekach najpopularniejszą zabawą dziecięcą była "ślepa baba", dawniej jeszcze żmurką zwana, dzisiaj mówimy o ciuciubabce. Bardzo popularna była gra w sitko, ponieważ nie chce mi się opisywać jej zasad, to znalazłem ciekawą stronę i z opisem "sitka", i innych gier dziecięcych na dawnych wsiach. Co z uniżonością przedstawiam Szanownemu Gospodarzowi
OdpowiedzUsuńhttp://wiano.eu/article/1046
Bóg Zapłać, Torlinie:) Mam ja po prawdzie sam o tem parę xiąg, aliści ogółowi niewątpliwie się więcej Twój przysłuży wykopek:)
UsuńKłaniam nisko:)