Już widzę te gromy się na głowę
moją sypiące...:) Jakiej zamożności? Czyjej? Przecieśmy wcale
niebogaci, kogo tu Wachmistrzu za zamożnego uważasz ? Ano, prawdę
rzekłszy, Mili Moi, nas wszystkich, jako społeczeństwo, nikomu tam, personaliter, w kabzę nie zaglądając... Jakże to? Przecie my
ledwo koniec z końcem i aby jeno jako tako do pierwszego...? Prawda ,
przytwierdzę Wam, osobliwie, że i sam ledwo koniec z końcem...:)
Aleśmy widać jednak bogaci...:)
Z czego ja wynoszę konkluzyj tak
Was bulwersujących? Ano z zachowań naszych, na które się staram
okiem badacza dziejów spoglądać... Tuszę, że zgodzicie się ze
mną, że jako człek o byt walczył, niepewny czy w dniach
najbliższych będzie co do gęby włożyć, czy co do jaskini
przyniesie, to przyczyny jego ewentualnego bezruchu dwie poza snem
być chyba tylko mogły: gdy się na zwierza czaił i spłoszyć go
przed czasem nie chciał, luboż widoków nijakich nie mając na
brzucha napełnienie, sił tracić po próżnicy nie chciał. Ta
cecha ostatnia, więcej zresztą zwierzęca jeszcze niźli ludzka,
wielce byłaby tu ciekawą, iżby się gdzie wyraźnie oddzielić
udało, żeśmy się onej wyzbyli... Bo dla mnie ta by może więcej
znamienną była dla człowieczeństwa naszego, niźli cały inszych
szereg za takowe uważanych, ze zdolnością komunikowania się na
czele...
A przyjrzawszy się takim
społecznościom naszym u dziejów naszych zarania najpewniej
najdziecie w nich jakiego podziału na tych, co polowali, luboż
zbierali czego po lasach, na tych, co dla słabości wobec zwierza
dzikiego się na te zabawy wystawiać nie mogli, jako to niewiasty,
dziatwa i kaleki wszelkie, przecie mogli w jaskini skór wyprawiać,
strawy warzyć, przyodziewy szyć etc.etc. Nawiasem, kolejny tu byłby
znacznik czasów ciekawy, a i miara człowieczeństwa naszego, od
kiedyż to przyjmowano, że bezprzydatny pozornie kaleka wart jest
jednak tego, by mu tam jaki ochłap rzucić, pomimo tego, że już
żywcem do niczego niezdatny, a zdychać czeguś nie zdycha...
Ano i tu mi ciekawość, kiedy się
w dziejach pojawił ten pierwszy jaki osobnik, co to ani polował,
ani siał, ani zbierał, ani leczył, czy gotował, aliści
społeczność go za na tyle potrzebnego znajdowała, że gotowa była
mu płacić, najpewniej z początku jeno jakim strawy kęsem i nad
głową dachem, za jego bajania, może i śpiewy już jakie, za jakie
facecje czy sztuczki zręczne, słowem za czasu wolnego umilenie...:)
Niebłaha to sprawa, Mili Moi...
Iżby społeczność jaka taki czas wolny miała, to już znaczyć musiało,
że się jej na tyle wiedzie dobrze, że poradzi przetrwać bez tej
godziny czy dwóch na trudzie strawionych. I nie mówimy tu o czasie odpoczynku, na sił regenerowanie koniecznego!
I że z tejże nadwyżki
jakiej wygospodarowanej, stać ją jeszcze by tego bajarza czy
trefnisia zapłacić. I też ciekawość, czy się tacy już stale
przy jakiej gromadzie ludzkiej trzymali, czy przeciwnie: jako mu się
już pokończyły dykteryjki, piosnki i opowiastki, to go precz
przeganiano i ów szedł ich dalej przedawać tym, co ich jeszcze wyżej
uszu nie mieli, mimo wolej, praprzodkiem się stając wędrownych
minstreli i tras koncertowych, co gdyby tak wyglądać miało to
najpewniej Jegomość Strasburger by ze swemi dykteryjkami marnie w tamtem czasie skończył...
Z czasem wiemy, że się tacy
upowszechnili po świecie, aliści uważcież na onych zajęcia
wędrowny charakter! Znak widomy, że mało którą społeczność
było stać takiego utrzymywać bez końca, najpewniej dla tej
przyczyny, że w strukturze ówcześnych wydatków, ten jednak był
raczej ekstrawagancją, niźli pozycją stałą. Pierwsi trefnisie
czy śpiewacy, na stałe trzymani, pojawią się na jakich dworach
monarszych, po części najpewniej dlatego, że tam tego czasu do
zabicia było najwięcej, a po części i temuż może, że taki
grajek przez księcia czy króla trzymany, miał tyleż grać, co i
świadczyć o jego bogactwie i potędze! Patrzcie: stać go, by
grajka-darmozjada trzymał! Bogaty widać Pan... I ten wzgląd
najpewniej, dla przyrodzonej ludziom cechy małpowania tych, co ich
tam za lepszych od siebie mamy, wpłynął na upowszechnienie tychże
profesyj, bo coraz to i mniejszy panek, przecie chciał pokazać, że
i on jest większy, niźli go bliźni mniemali i że i jego stać
muzykanta trzymać... Słowem, zmierzam ku temu, by Wam dokazać, że
miarą rosnącej zamożności społeczeństw można by dwóch uznać
kryteriów. Pierwszego w ilości czasu, którego możemy poświęcić
na rzeczy niczemu produktywnemu nie służące, wliczając w te
ostatnie okrom pracy zarobkowej, takoż i zadbanie o to, by na łeb nie ciekło
i wkładanie czegoś do garnka, także i ten czas, którego i nasi po
jaskiniach przodkowie poświęcić musieli na dziatek doglądnięcie...
Słowem proporcja czasu roboczego do tego czasu, co go możemy
bezkarnie przetracić na słuchanie mniej lub bardziej uzdolnionych
wyjców, oglądanie mniej lub bardziej uciesznych komediantów,
czytanie, gapienie się na ekrany komputerów, jakby tam na nich było
coś naprawdę ważnego, czy tysięczne jeszcze rozrywki insze...
I wtóre: koszta jakieśmy są na to
ponieść gotowi i ponosimy, nawet sobie nie uświadamiając ich ogromu... Zrachujcież, wiele Was sumarycznie kosztują te wszystkie
abonamenty, smartcośtam, lapcośtam, telecośtam, empecośtam...
Książki, żurnale, płyty i duperele insze... Nawet i kwiatki do
ogrodu, jeno ozdobie służące... Nawet i szmata na grzbiet czy buty
na nogi, nie temuż kupione, że się poprzednie ze starości
rozpadły, jeno temuż, że te modniejsze i ich nie mieć to obciach,
a znów mieć, to ta choćby radość, że tam tej czy inszej oko z
zazdrości zbieleje... Słowem: wydatków służących nie temu, by
nas przy życiu utrzymać, ale temu, byśmy radośniejsi może
byli... No dobrze, wiem, przesadziłem: w każdym razie nie tak
smutni...
I porównajmy to z tym miedziakiem przez przodka naszego,
raz do roku ciśniętym pod nogi wędrownemu grajkowi, na którego ów
się przez pacierzy chwilę pogapił na jarmarku...
Bogactwo i bieda są względne. Zależy jaki przyjąć punkt odniesienia. To prawda
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dla mnie zawsze najważniejszy będzie: historyczny:)
UsuńKłaniam nisko:)
Czyli żeby sobie poprawić humor i uświadomić, że jestem bogata to powinnam włączyć płytę mojego ulubionego zespołu. No i oczywiście założyć moje nowe szpilki i kolczyki, które nie są mi niezbędne, ale jakże cudne . :)))
OdpowiedzUsuńPodrzucę chyba ten tekst zespołowi. :)))
Można jeszcze bogactwo bardziej duchowo nakreślić: jestem bogata miłością bliskich i pięknem przyrody, która mnie otacza. Zależy, co kto za bogactwo uważa. :) Czy tylko materialne czy duchowe również.
Czy dobrze widzę sympatyczną jedynkę przy tytule? :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Owszem, był taki zamysł, by jeszcze o kulinarnych sprawach rzecz ciągnąć, ale chyba sobie (i Lectorom) daruję, bo zdaje się, że temat i myśl przewodnia budzą u większości refleksje zgoła odmienne od tego, com zamierzył...
UsuńKłaniam nisko:)
A ja? Mnie się podoba! Niechże się Wachmistrz nie zraża tak szybko.
UsuńTo nie jest kwestia zrażania się, ile możności dysputy... Skoro jej nie staje, znak żem źle mierzył...
UsuńKłaniam nisko:)
1. Bieda i niedostatek potrafią bardzo zmieniać oblicze. Za czasów studenckich żywiliśmy się głównie "wątróbkami z ryb dorszowatych, w oleju", bo były nie dość, że najtańsze, to jeszcze dostępne. Dzisiaj to dość drogi rarytas.
OdpowiedzUsuń2. A we wczesnym okresie małżeńskim jedliśmy aż po grdykę kalmary (dobrze, że je lubimy) - z tych samych powodów, co powyżej. Dzisiaj awansowały na frutti di mare i cena też im wzrosła.
3. Na własnego błazna nigdy nas stać nie było. Musiały nam wystarczyć występy w telewizji (opłata RTV jako symboliczny miedziak dla histriona). Dzisiaj nawet to nam (małżonce i mnie) już nie odpowiada, bośmy się od sygnału telewizyjnego odcięli.
4. Idę do kąta porozmyślać nad publikacjami multikanałowymi.
Pozdrawiam
Ad.1 i 2 No cóż, potwierdzić tylko mogę, że historycznie rzecz ujmując, większość dawniejszych potraw nędzarskich, dziś furorę po świecie robi, jako pizze chociażby, czyli byle jaki podpłomyk z byle czym, co się jeszcze znaleźć udało, na wierzch nawrzucanym... jak kawior i insze rybie wnętrzności, dawniej spożywane jeno przez tych, co ich na całe i prawdziwe ryby nie było stać etc.etc.
UsuńAd.3 Ale bibliotekę się jednak posiada...:) I przed komputerem czas traci:))
Ad.4 A tu to Ci bystrzejszy jaki ode mnie dyskutant potrzebny będzie, bom nie pomiarkował...
Kłaniam nisko:)
Nie sposób odmówić racji, ale polemicznie trochę rzeknę, że moim zdaniem o stopniu zamożności społeczeństwa świadczy ilość wyrzucanego do śmietników jedzenia. Można się bowiem spierać o to, czy dla wszystkich w jednakowym stopniu regularne wizyty w Filharmonii są oznaką zamożności, bo znam takich, którzy zawsze kupują bilety na premiery, bo ich stać, i znam innych, którzy wchodzą tylko na wejściówki, bo i tak na nie odejmują sobie z innych potrzeb, bardziej przyziemnych byśmy powiedzieli. Tymczasem na marnowanie jedzenia nigdy nie pozwoli sobie człowiek prawdziwie biedny czy choćby niezamożny.
OdpowiedzUsuńNie myślałem o zawężaniu kwestii koncertów muzycznych do Filharmonii i, było nie było, klasyki, która - wybaczyć proszę - jest tego dzisiejszego świata muzycznego marginesem... Szło mi więcej o te miliony ludzi w branży zatrudnionych, o organizację imprez w dziesiątki tysięcy uczestników idących (na Woodstocku to nawet zdaje się w setki tysięcy) a i szerzej w ogóle o rolę, jaką w naszym żywocie (i w portfelach naszych) pełni szeroko rozumiana rozrywka... O kulinariach zamyślałem części drugiej, ale chyba sobie daruję...
UsuńKłaniam nisko:)
Ryszard Kapuściński w jednym z wywiadów powiedział, że bieda nadal pozostaje biedą - nawet jak biedak ma tiszerta z nadrukiem i całkiem nowe adidasy które mu ktoś dał.
OdpowiedzUsuńA bogactwo to nie tylko samochody, telewizory, domy, jachty, wypasione komórki. Bogactwo to też stan ducha, umysłu i ilość prawdziwych /nie fałszywych/ przyjaciół i ludzi o których się wie, ze jakby co - to pomogą.
Pozdrawiam
Zatem wygląda na to, że bogactwo jest bardziej dostępne, niżby się wydawać mogło i w znacznie większym, niż dopotąd myślałem, stopniu... zależy od nas samych...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Oczywiście że tak.
UsuńJa zawsze czułam się bogata takim bogactwem. I jestem pewna, że to się nie zmieni.
:-)
Szkoda tylko, że jednak rozprawiając o "takim" bogactwie trochę ma się odczucia podobnego temu, gdy się słyszy "sprawny inaczej"...
UsuńKłaniam nisko:)
Wiem, ale wcale się tym nie przejmuję.
UsuńTo i dobrze:)) Zresztą: cóż nam innego zostało?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Sto złotych to dużo czy mało? Zależy dla kogo, bo oto bardzo wpływowa pani polityk twierdzi, że 6 tys, to musi zarabiać debil albo złodziej - zajadając ser kozi z konfiturą, carpaccio z żubra, chłodnik z botwinki, halibuta z sosem orientalnym i dorsza. Z tego przeciętny zjadacz kartofli dostępne ma konfitury z Biedry, botwinę w sezonie i ostatecznie dorsza, gdy w promocji. I jeszcze go nazywają durniem, bo złodziejem gdyby był, to by przynajmniej ten kozi ser zeżarł, z konfiturą różaną. :)
OdpowiedzUsuńKneziu Roztomiły, wiesz przecie, że ja się bieżącymi bzdurami nie zajmuję, to i pojęcia nie mam, co Ci odpowiedzieć, bo w ogóle nie wiem, o czym piszesz...
UsuńKłaniam nisko:)
Upraszam o wybaczenie, ale mnie nieco poniosło. :)
UsuńKtóż umie wybaczać lepiej ode mnie?:)))
UsuńKłaniam nisko:)
Toć i ja dodam myśl Epikura, że "Bogactwo nie jest ulgą w kłopotach - jest tylko zmianą". Zatem życzę pozytywnych zmian wiele. Na lepsze.
OdpowiedzUsuńBóg Zapłać, choć nie całkiem mi tu o to szło, bym się tu jakich własnych miał dopraszać korzyści:)
UsuńKłaniam nisko:)
"Ano i tu mi ciekawość, kiedy się w dziejach pojawił ten pierwszy jaki osobnik, co to ani polował, ani siał, ani zbierał, ani leczył, czy gotował, aliści społeczność go za na tyle potrzebnego znajdowała, że gotowa była mu płacić" - byli tacy od zarania ludzkości, czasami ich kapłanami zwali, czasem szamanami.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, Miły Torlinie, dokładnie o coś przeciwnego mi szło:) Nie o szamanów, czy o cokolwiek z religią związanego, bo tu gotowość do poświęcenia kęsa strawy czy miedziaka, można by jeszcze lękiem przed gniewem bogów czy jakich sił nieznanych tłomaczyć. Właśniem dlatego w całem tekście się ani nie zająknął o szamaństwie, choć to rzeczywiście zapewne praźródło niejednego śpiewania i widowiska... Szło mi o ten niczym nieprzymuszony akt własnej dobrej woli, by za uciechę czystą, nijaką religią nieskażoną, człek był gotów drugiemu człekowi cokolwiek z własnego dorobku postąpić, kunszt onego i trud doceniając...
UsuńKłaniam nisko:)
Wachmistrzu, a mnie, jak ktoś się chwali majętnością, bogactwem, mówię z uśmiechem, że jestem bogata bardzo w ...dzieci, rodzinę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;)
Powinszować zatem bogactwa takiego:)
UsuńKłaniam nisko:)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńA moja spiskowa teoria w temacie biedy i bogactwa brzmi: dla bogactwa jednego, setki trzeba w biedę wpędzić.
Pozdrawiam serdecznie.
Teoria taka sama dobra, jak setki innych:)
UsuńKłaniam nisko:)
Witam Waszmość Pana, po długim niewidzeniu. :)
OdpowiedzUsuńZ zaciekawieniem tekst o biedzie przeczytałam i zdumienie mnie ogarnęło kiedym sobie uświadomiła, że gdy miarą wolnego czasu bogactwo mierzyć będziem, tedy ja wielką bogaczką ogłosić się mogę! ;)
Jako emerytka, poza paroma zajęciami niezbędnymi dla przeżycia, całą resztę czasu mam wolną i na rozrywki wszelakie ją poświęcam. ;)
A to świadczy o bogactwie nie tylko moim, osobistym, ale i całego społeczeństwa naszego, jako że jak Pan w wywodzie swoim wskazałeś, rozrywki one kosztowne są - a mnie stać na nie, bo społeczeństwo (za 38 lat pracy) daje mi pieniądze na utrzymanie, nic już ode mnie w zamian nie żądając.
Wielce mnie ta konstatacja na duchu podniosła, za co Waszmość Panu serdecznie dziękuję! :)
Miłej niedzieli życzę :)
I ja witam z radością niepomierną, choć przyznaję, żem grzebać chwilę musiał w memoryi dziurawej, by persony skojarzyć:) Ale skorom przez to przebrnął, tem mi większa radość witać świadka nieledwie narodzin blogowych moich początków:) Takoż i dla tej przyczyny, żeś WMPani myśl moją odczytała wybornie, choć dalekim od sądów, że czas wolny i rozrywki dostępne bogactwo to wszystko, co człekowi do szczęścia potrzebne...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Tak było, WMPanie Wachmistrzu, tak było... :)
UsuńKiedyśmy na onecie znajomość internetową zawarli, nie zbyt długo jeszcze Waszmość to swoje pisanie prowadził. ;)
A tak ono pisanie jest charakterystyczne i ciekawe, że mi nigdy z pamięci nie wypadło, choć inne sprawy już słabo się jej trzymają. ;))
Extraordynaryjnie żem jeszcze przeszukał, kogoż to WMPani z onych lat 2006-2007 pamiętać możesz z inszych komentatorów moich i wychodzi, żem ponad podziwienie w ludzką stałość bogaty, bo aż nie do uwierzenia, że to grono tak liczne i wciąż jeszcze zachadzać raczy... Jegomościów Vulpiana de Noluancourta i Torlina sama zapewne widzisz powyżej, pod notą najnowszą odezwała się Wielmożna elaja, której się to jeszcze zdarza, a spotkać i mnie idzie jeszcze Jaśnie Wielmożną dawniejszą Babcię_Barbie, ninie Babcią_Europejką się mieniącą, Nitagera Jegomości, zdarzy się i Sigismundus Secundus, choć ów co krok mian swych odmienia, że czasem nadążyć trudno... ostatnio bodaj Sir Absurdem się mienił... A i od wielkiego święta jeszcze i Filomenka zajrzy czasem...:)
UsuńKłaniam nisko, wielce WMPani obligowany:)