30 grudnia, 2013

Na roku odejście toastów kilka (moich i Odyńca Jegomości)...

 Niejaką tu już tradycyją się stało, żem z końcem Decembra jakich tam podsumowań usiłował czynić, najwięcej temuż by własnych spamiętać stanów ducha, a i by tego z roku na rok porównywać móc... Ano i jakem do dawniejszych był sięgnął not w tem celu, takem porażony niemal został nieprzemijającą aktualnością tego, com ongi popisał... Tak dalece, żem tego in extenso niżej wkleił, a na koniec dwóch słów jeszcze aktualniejszych bym dodał:
 "Od dwóch już tu lat cosi podobnego na finis annum spisuję, nie tyleż może gwoli jakich konkluzyj głębszych, ileż dla uchwycenia nastrojów własnych na onegoż roku pokończenie. Początkiem to mi się nawet i zdało zbytecznem, trzebaż na to było tych dwóch lat perspektywy, by dojrzeć, że to może być po latach wielce przydatne źródło do odtworzenia kolei żywota własnego, aleć i tegoż tu naszego virtuali mundi...
   Owoż jakem podobnej noty Anno Domini 2007 spisywał, tom myśli był niewesołych, bo  nie do najszczęśniejszych nam policzyć danem roku tego było, bo to i kostucha zawadziła blisko, a i inszych nam nie oszczędziło życie frasunków,  z rękodajnymi niektórymi żegnać mi się przyszło, a trudu przede mną się ponad miarę być zdawało, tedy owa melankolija zasadną się zdała. Rok zaś, któregom się tak lękał, nad podziwienie się okazał profitnem i przyjaznem, co mię znów było assumptem k'temu, by kończącego się 2008 cależ pogodnie żegnać, a nawet i żem się poważył w szranki ówcześnego konkursu blogowego stanąć, co mi o tyleż uczyniło dobrze, że mi głupoty podobne raz a dobrze wybiło ze łba durnego...
   Dziś zaś rzec mi przyjdzie, za siebie wejrzawszy, że rok ów [2009- Wachm.] nie był mi złym rokiem, choć pewnie, że mu do najlepszych daleko było... Znam jednak, że Lectorom niektórym by ów rok się zdał koszmarem jakim sennym, tedy onym życzę by jak najrychleszego obudzenia się śród ludzkiej pogody i życzliwości.  Jeślim czego po tym roku pewien więcej, niźli przódzi, to tego, że familija affectami zbrojna wszelkiej nawale czoła stawić jest zdolna, zasię wyzwanie każde, by nie wiedzieć jak srogiem początkiem się zdało, byle się nie ulęknąć i  boju toczyć pospołu z temi, co wesprzeć gotowi... jest do sprostania... czego i sobie, i Wam Wszytkim in futuram życzę... A więcej jeszcze, byście bojów takowych toczyć nie musieli:)
   Nie był ten rok lekkim, a i przyszły zapewne nie będzie, tedy czegóż mi w tej chwili roku niemal ostatniej życzyć i sobie, i Wam? Ano pucharek napełniony i przechylony najpierwszy za zdrowie powszechne, przy czem nie jeno o straszące nas o zarazie mi idzie głosy, ile o to zwyczajne powszednie zdrowie, które nie dokuczając boleściami, pozwoli jeszcze czas niejaki żywota pełną czerpać garścią:) Pucharek wtóry za sakiewki wasze i nasze, by jako można, pełnymi były, a jak nie można, to by choć zawżdy co tam jeszcze w nich i było na dnie, okrom sukna wytartego...:) Pucharku zasię trzeciego za to spełnię, byśmy mogli za rok w miarę szczęśnie, i w gronie co najmniej tem samem, wypić przyszłorocznego pierwszego...:) Za co zaś będzie pucharek czwarty to już niechaj mojem ostanie sekretem nieodkrytem...:))
    Kłaniam nisko:)
                                Wachmistrz, Pan na Nalewkach, Nastojkach i Dwójniaczku, Dziedzic Miodu i Zarządca Węgrzyna"

  Cóż mi dodać k'temu, na finis 2013 roku? Ano, że pucharek czwarty odnośne bogi przychylnie przyjęły, tedy i nie był poszedł po próżnicy...:) Tak dalece, że tego już roku czwarty i dalsze już jeno będą dla uciechy gardłu i podniebieniu, chyba że z Was kto godniejszego przedłoży toastu...:) Roku minionego znajduję nie lepszym, ani nie gorszym dawniejszych, rok przyszły widzę ciężkim i znojnym, przecie że nie pierwszyzna, to i nie turbuję ja się tem nazbyt srodze... A skoro tak, to nim poczniem znów odliczać, że oto pierwszy za zdrowie powszechne, wtóry za sakiewki Wasze i nasze...et caetera, et caetera... pozwólcież, że się z Wami na Stary pożegnam Rok, a powitam na Nowy strofami Antoniego Edwarda Odyńca, Mickiewiczowego  druha:
"Precz, precz, od nas smutek wszelki,
Zapal fajki, staw butelki;
Niech wesoło z przyjacioły
Wdzięczny płynie czas!
Cóż pomoże narzekanie?
Co się stało, nie odstanie,
Dobrym wszędzie słodko będzie,
A złym wszędzie kwas.
Niech fortuna w zmiany chyża,
Tych podwyższa, tych poniża;
Kto poczciwy, ten szczęśliwy,
Nie dba o jej grot.
Jeszcze słońce nam zaświeci;
Tak! Tak! Bracia filareci,
Których klęski umysł męski
Umie znieść dla cnót.
Hej, nuże, panie marszałku,
Dziel nam ciasta po kawałku!
Pójdź no, Bachu, ty mój Stachu,
Pełne szklanki lej!
Przy gawędzie i przy winie
Czarny smutek z myśli ginie.
Człek pijany losu zmiany
Wszystkie znosi lżej.
Dolej, Stachu, dolej, dolej!
Niechaj jeszcze bieży kolej!
Hej, panowie, Zana zdrowie,
Wiwat Tomasz Zan!
Gdy uwielbień godna cnota,
Któż poczciwy nad Czeczota?
Więc panowie jego zdrowie,
Wiwat Czeczot Jan!
Pijmy zdrowie Mickiewicza,
On nam słodkich chwil użycza,
Ciężkie troski koi boski
Jego lutni dźwięk.
Jeszcze w górę wznieście szklanki,
Każdy chłopiec swej kochanki.
Biedni chłopcy, którym obcy
Jest miłości dźwięk.
Zaczekaj jeszcze, proszę,
Jeszcze jeden toast wznoszę:
W górę czasze, zdrowie nasze,
Wiwat mnie i wam!"

27 grudnia, 2013

O insurgentach wielkopolskich faktów i mitów przygarstek...

 Miałżem tej nadziei, że czasu nastarczy, bym i własnych w tej mierze przemyśleń ująć spróbował. Póki co, domostwo pełne gości mając, wielce sercu miłych i wytęsknionych, przecie czego by nie rzec... absorbujących:)), jeno temi starymi artykułami się Lectorowie kontentować muszą, choć przyznać mi przyjdzie, że wszystkie rzetelne i nader zajmujące:
 tu bym jeno dodał, że na przykładzie Dziadka mego, co w ułanach wielkopolskich służył, nigdy przecie w Wielgiej nie żyjąc Polszcze, że ten wysiłek zbrojny nie jeno samych Wielkopolan zasługą, z czem i tekst wtóry koresponduje wybornie:

21 grudnia, 2013

Suplementa o inszych jeszcze wigilinych obyczajach...

...i wierzeniach, których żem w notach, minionemi laty sprawionych, dopotąd nie wspomniał był...
  Po prawdzie żem już "O obyczajach wigilijnych" raz pisał, co dziś widzę, że jeno krótkiemi było do tematu wstępem, któregośmy rozszerzali tutajgdzieśmy między inszemi o psotach wigilijnych pisali i o ściganiu się włościan na pasterkę spieszących... Tutaj żesmy cytacikiem obszernem z JMci Xiędza Kitowicza się sparłszy, o jasełkach pisali, a własną ręką zaś kolędników dawniejszych żeśmy jeszcze i tutaj opisali, oryginalne przy tej wojnie klechów z kolędnikami kolędnicze podziękowanie z roku 1615 podając. Zasię żem Lectorom Miłym starodawnych góralskich składał życzeń "Na scynście, na zdrowie..." 
 Tutaj zasię żem własnej był alteracyi swej dał upust na durnotę ogólnonarodową, mniemającą karpia na wigilijnym stole mieć za obyczaj staropolski... Za okazyją, jako komu tego karpia, ryby dawniej rzadkiej i jeno na pański stół dawanej, chcieć prawdziwie po staropolsku na stół serwować, nie zaś jak leda kotleta schabowego na patelniej osmażonego, to tu ma przepisu na "Karpia po polsku w sosie szarym"...  Roku minionego żeśmy zaś notą "O kradzieżach noworocznych" kończyli, dawniejszego tam a dziś przepomnianego cale obyczaju opisanie po krótkości ująwszy...
   Nastroju odmieniwszy, bym jeszcze chciał wspomnieć przecudnej urody, choć smutną wielce "Kolędę ułańską" pióra Imci Minkiewicza, nam zaś dziś po tem wstępie krzynę może i przydługiem, pora do domostw zajrzeć dawniejszych, by tych wspomnieć obyczajów i wierzeń, o których żem dopotąd nie wspomniał...
  Wierzono pospolicie, że jakaż Wilija, taki i rok przyszły cały, co się nader udatnie na dziatwy utrzymywanie w moresie przydawało, jako owe pomiarkowały, że wziąwszy jaki na rzyć paskiem paternoster dnia tego, oznacza rok cały z tyłkiem chadzać obitem... Po prawdzie jednak, skoro napomnieniem pryncypalnem dnia tego byłoż żyć we zgodzie, nie wszczynać swarów i nie czynić nikomu przykrości, to i ojcowie jakoś do tegoż paska mniej byli ochoczy, choć znów bywały i familije, gdzie prawdziwie wierzono, że w przyszłorocznej karności dopomaga profilaktyczne egzekwowanie porzekadła, że "W Wigiliją chłopców biją, a w Święta dziewczęta"...
   Niczego dnia tego nie należało pożyczać sąsiadom, by dostatek domu nie opuszczał, czego ślad najdziem i w obyczaju, prawda, że rzadkiem, krępowania nóg stołu łańcuchami, czy sznurami, aby "chleb trzymał się domu".
   O obyczaju stawiania snopów po kątach, podobnie jak siana pod obrusem wszyscy wiedzą, aliści bym tu większego jeszcze był położył nacisku na genesis tegoż obyczaju, bo zawżdy tu szło o to, by plon przyszłoroczny był jak najobfitszem. Temuż i nie tylko sianko bywało na stole, ale i zboże niewymłócone, jako i stół cały posypany ziarnem, takoż grochem, makiem, soczewicą i czego tam sobie w obfitości in futuram życzono... Z podobnej myszli wychodził i obyczaj kładzenia pod stołem żelaza, jako to pługowych lemieszy, ale i sierpów, czy i kos nawet... Snop zaś nie jeden miał być, a w każdem kącie najstosowniejsze były zboża inszego, iżby ani pszenicy, aleć i żytka, owsa czy jęczmienia nie zbrakło. Na Sądecczyźnie i Podkarpaciu słomą całej nawet zaścielano podłogi, takoż i dla tej religijnej przyczyny, której przepięknie był wyraził słowami Wacław Potocki:
   "Stary zwyczaj w tym mają chrześcijańskie domy
    Na Boże Narodzenie po izbach słać słomy,
    Że w stajni Święta Panna leżała połogiem..."
 Podobnie na pamiątkę tego, że Pan Jezus miał być w żłobie położonym, na ścianach wieszano pęczków słomy, zwanych dziadami, luboż i słomianych gwiazd czy krzyży... 
   Pisałżem o nowomodności choinki, dziś to znalezionym cytatem podeprę z Łukasza Gołębiowskiego, kronikarza obyczaju I połowy XIX wieku, który w 1830 roku jeszcze sarkał z niejakiem zgorszeniem:
   "Obyczajem Prusaków jest zwyczaj w Warszawie - upominkiem dla dzieci w wiliję: sosienka z orzechami włoskimi, złocistymi jabłuszkami i mnóstwem stoczków."
  Ano i skorośmy przy tej choince, to pokończę* z Wańkowiczowych "Szczenięcych lat" kolejnym cytatem, by dokazać, że drzewko i sto lat temu jeszcze bynajmniej nie dekoracyjnych funkcyj miało:
   "Drzewko... było w dary konkretne zasobne i chodzić mogłeś koło niego, bracie, trzy dni i objadać się gruntownie... Poza świeczkami i lepionymi w domu łańcuchami z różnokolorowego papieru, wszystko tam można było w gębę włożyć. Od góry czerwieniały "pepinki" - małe kolorowe jabłuszka zawieszane na różnobarwnych włóczkach. Równie obficie wisiały figi, pierniki, złocone i srebrzyste orzechy i duże cukierki kri-kri. W papierowych koszyczkach znajdowałeś człowieku malagę (suszone winogrona), migdały, daktyle itd. Doskonałości te zrywało się na miejscu i rozdzielało pomiędzy parobczańską dziatwę..." :)
__________________________
* - Nie obiecam, że wtórej części uszykować przed Godami wydolę, choć themy żeśmy zaledwie liznęli... Jeśli nie poradzę, ninie wszelkiej ode mnie raczcie przyjąć życzeń pomyślności:)
     

10 grudnia, 2013

O lapidarności wymuszonej...

Grudniową porą nam przyjdzie święta 1 Pułku Szwoleżerów obchodzić, których dzieje i cośkolwiek z tradycyj żem już tu był opisywał w trzech nawet dla ogromu materyi częściach: I, II, III, tandem jako komu miło byłoby ich spomnieć wraz ze mną to i ku tamtym notkom upraszam...:)
 Zdałoby się, że trudnoż już by Wachmistrza mniej było w sieci, niźli miesiącami ostatniemi, co na karb niezwyczajnych zgoła zatrudnień złożyć dopotąd szło... Z pewnością sarkali i niektórzy, żem nie zachadzał, toastów za okazjami rozlicznemi nie spełniał, zasię i słowa dobrego nie rzucił, aliści wierzajcie mi, że czasem jako człek już dobrze wieczorem do dom wrócił utrudzony czasem zdałoby się, że i ponad ludzką miarę, to i sama myśl, by komputra odpalić zdawała się być przykrą...
  Aliści jako powiadał dobry wojak Szwejk: "Nigdy nie ma tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej"... I praw był, przechera... Oto roboty mi po prawdzie nie ubyło, a nawet i z tem bywa czasem jeszczeć i gorzej, za to wdała się turbacyja nowa, że mię wczoraj cośkolwiek na jednej z budów poszkodowali dłoni i dziś dopiero się pokaże, zali się wykpię okładami, kataplazmami i jaką nalewką grzeczną, zali też przyjdzie jakiemu od gipsu fachmanowi dać paru groszy zarobić... Tak czy siak, że pisanina wszelka niemałem się staje wyzwaniem, to com rzekł, że niemal niepojęte, by mnie i tu, i u Was jeszcze mniej być mogło, ciałem się mimo wolej stanie...:((
    Kłaniam nisko:)


P.S. z wtorkowego poranka: Kości się okazały całemi:), opuchliznę zatem na wszytkie kurując sposoby nadziei pełnym, że do dni kilku w formie będę dawniejszej... Póki co, wszytkim u Torlina cudnie pieprznego listu polecam Szopena:))
http://torlin.wordpress.com/2013/12/08/fantazja-utopiona-w-desdurce/

08 grudnia, 2013

O cyzjojanach...

Etymologicznie się to dziwo z łacińskich słów "circumcisio Domini" (Obrzezanie Pańskie) i "janus", "januarius" (styczeń) wywodzi. Byłyż to kalendarze swoiste, po łacinie czynione, dla przyrodzonej widno tępoty żaków i klechów się ich uczących, wierszowane, dla łacniejszego spamiętania świąt najpryncypalniejszych.... Układano ich aże i po ośmnasty wiek, potem widno czytać umiejących się tylu porobiło, że się cyzjojany zbytecznemi stały...
  Jakoż to się stosowało? Ano na takowem exemplum wyłożyć przyjdzie najrychlej. Otoż cyzjojan dla grudnia:
"De-cem-ber bar-ba ni-co con-cep el al-nui lu-ci-a sanc-tus ab in-dc tho-mas mo-do nat steph io pu tho-me sil"
   Sylaba każda jeden dzień sobą wystawia i jakoż bliżej wejrzeć december się wiadomym widzi, potem mamyż św.Barbary, której miana dwie pierwsze sylaby pomieszczono, w takiem atoli porządku, by pirwsza przypadała na dzień święto to oznaczający... mamyż zatem czwarte "bar" i takoż 4 decembra święto onej przychodzi... za koleją dalej bieżą święta: "ni" (Nicolaus), zatem 8 mamyż Niepokalanegoż Poczęcia (Concepcio) et ceatera... "lu"(Lucia), "tho"(Thomas), "do" "nat"(Nativitas Domini*), zatem Szczepan, Jan, drugi Tomasz i Sylwester...
  Pierwszy bodaj polski cyzjojan wyglądał tak:"Gru-dzien ad-went da, My-kosz Po-czę-cie, po-ści Lu-ci-a. Dni su-che, świę-ty To-mek pa-trzy Gód, Scep. Jan Dziat-ki daj nam".
  A na marginesie jednegoż z XV-wiecznych łacińskich jeszczeć cyzjojanów popisał kto pirwszych staropolskich mian miesiąców:
Ianuarius sticzen (styczeń)
Februarius luthy (luty)
Marcius marzecz (marzec)
Aprilis kwyeczen (kwiecień)
Mayus may (maj)
Iunius czyrvyen (czyrwień)
Iulius lypyen (lipień)
Augustus syrpyen (sirpień)
October wrzesen (wrzesień)
September pasdzernyk (październik) 
October wrzesen (wrzesień)- (taka błędna kolejność i tłomaczenie w oryg.-Wachm.)
Nouember lystopad (listopad)
December grudzyen (grudzień)
           Zatem moi Mili, niechaj Wam grudzyen miłym będzie:))
____________________
* Nativitas Domini - Boże Narodzenie



02 grudnia, 2013

Z myśli pokradzionych...

...najprzód Imci Gajuszowi Pliniuszowi Cecyliuszowi (61-113 naszej już ery), którego myśli:
"Nie ma książki tak złej, żeby nie przyniosła żadnego pożytku"
 osobliwie zgodnie sekunduje Angielczyk poeta, paręnaście stuleci później żyjący, Lord Byron:
" Żadna... książka nie może być zupełnie zła, gdy znalazła jednego, chociażby jednego czytelnika, który mógłby o niej szczerze powiedzieć tyle, co ja".

   Od się dodam, za signum temporis swoiste to mając, że dziś blogi mi się po jakiej części namiastką xiąg zdają, temuż z tem rozszerzeniem mieć obu panów na względzie jak najczęściej upraszam...

30 listopada, 2013

W wigilię św.Andrzeja...

 Dziś już po prawdzie nie ta tytułowa Andrzejowa wilija, przecieśmy wczoraj mięli święta inszego, tedy by jako jedno z drugiem zgodzić, wiersz ów, z któregośmy titulum zapożyczyli, pióra Imci Władysława Sabowskiego (1837-1888) na dziś żeśmy publikować przeznaczyli...  
            
   W wigilię św. Andrzeja  

Już się zeszła w pokoiku gromadka,  
Jest i ojciec z fajką w ustach, i matka,  
Staś, Bronisia, Antosia i Mania,   
I najmłodsza czteroletnia Helenka,   
Tak ciekawa, chociaż trochę się lęka...   

A na ścianie zegar północ wydzwania.       
W twarzy starszych ciche, błogie wesele,        
Staś - filozof, bawi go to niewiele,        
Lecz dziewczynkom wszystkim oczy aż płoną.        
A Bronisi tak serduszko wciąż bije...     
   
Ona z brzega... co też dla niej się kryje        
Poza ciemną przyszłych losów zasłoną?     
Ową przyszłość dziś bez wielkich mozołów,   
Wskazać może wosk stopiony, lub ołów,       
Gdy swobodną kroplą w wodę upadnie.   

Rzecz ciekawa co tam z niego się złoży?...     
Pewno młodzian urodziwy a hoży!...    
Co?... ten tłuścioch!...nie...pfe, wosku, nieładnie!           
Wszyscy chórem się zaśmieli z tłuściocha,        
Draźnią Broncię, że go z czasem pokocha,
       
Na jej twarzy wykwitł żywy rumieniec,        
A na wargach uśmiech pusty zgasł, zamilkł...        
Czyżby tam już do serduszka pod stanik        
Wkradł się inny, nie ten z wosku młodzieniec?  

29 listopada, 2013

Podchorążym w dniu Ich Święta...

Wszytkim Podchorążym w dniu Ich Święta, co Insurekcyi Listopadowej z 1830 roku jest pamiątką* : promocyi rychłej, urlopu długiego, wódki zimnej, podwik gorących, przydziałów niezgorszych, i zwierzchności nie nadto durnej, a przede wszytkim zwykłego żołnierskiego szczęścia!
             życzy wielce dawnego rocznika podchorąży,
                 dziś samozwańczo Wachmistrzem się mianujący...
____________________
* A o Nocy Listopadowej tom pisał był tutaj, choć jak to u Wachmistrza zwyczajnie, tekst ów więcej piwnego tej nocy się tyczy aspektu...:)

28 listopada, 2013

O tem jak husarze ptaki na powietrzu latające bili...III

  Alterują się nam już  niewiasty niepomiernie, że tej wojaczki z Tatary już trzecią w cyklu notę toczym i końca onej wojaczce nie widać. Ku pocieszeniu rzeknę, że oto ninie już kończym dzieło poczęte...:) Insza przy tem, że bym się i do miłosierdzia był pragnął odwołać niewieściego, bośmy przecie ostawili husarzów naszych i dragonów (a i kozaków:) nocą październikową paskudną pod Komarnem, gdzie i deszcz marznący przycinał, a i do głowy nie masz gdzie przyłożyć, chyba że do kulbaki w błocie położonej...:(( Miałbyście sumienie, Waćpanie i Waćpanny, ostawić żołnierza zmitrężonego w cyrkumstancyjach tak przykrych? Hę?  Nie godzi to się, jako już pod dach wpuścić nie łaska (a wierę, że co gładszych, to i może pod pierzynę?:), to choć dozwolić pokończyć żołnierskiego poczętego rzemiosła i ku stanicom odejść na popas, daj Boże z jaką hiberną poćciwą...?:)
  Dziś przed nami rozprawa Pana Hetmana walna z ostatnim z czambułów trzech, o tyleż jednak nie z wodzem trzecim, bo Hadżi Girej, choć syn chański, przecie w zawiłościach tatarskiego starszeństwa rangą Nuradin Sułtana niższy, temuż jako ów z niedobitkami spod Komarna z niem się złączył, tak i komendy mocą starszeństwa swego przejął. Ważkie to dla spraw naszych, bo czy to za przyczyną skóry świeżo przetrzepanej, czyli też za przyrodzonej starszym większej ostrożności sprawą, wcale też sobie i ów już nie nadto śmiele poczynał, czego by się może po młodym i ambitnym chanowym potomku spodziewać było można...
   Sobieski spod Komarna jeszcze widział ognie wsi przez Hadżi Gireja palonych gdzie za Dniestrem, temuż mniemał, że Tatarzyn będzie nad najdogodniejsze sobie przeprawy dniestrowe pod Rozdołem ciągnął. Umyślił tedy grobli i mostów zerwanych przez Wereszczycę i Staw Klitecki co rychlej do porządku doprowadzić i samemu się tu z komunikiem przeprawiać, by już raz wtóry przez Dniestr się moczyć nie musieć, a Tatarczynów na tych przeprawach pod Rozdołem dopaść w cyrkumstancyjach onym najprzykrzejszych, gdy owi jasyrem i łupami obciążeni, przeprawą rozdzieleni, ex definitione niejako w największej swej mu się ukażą słabości.
    Szyki jednak pomięszał Imci Hetmanowi kmieć jeden z jasyru od Hadżi Gireja zbiegły rzkomo spod Hruszowa, co miał wieści przynieść, że chański syn z całą swą potencyją pod Komarno ciągnie, co by może i znaczyć mogło, że ów przeciw hetmańskim stanąć zamyśla. Pojął Sobieski, że mu nie przez Wereszczycę się przeprawiać, a czym rychlej nad Dniestr ciągnąć, by na Tatara na przeprawach spodziewanych nowych się zasadzić. Aliści gdy po zwłoce niemałej, bo to wojska część już trza było przeprawionego zawracać (a koniec końców i bez niego Hetman ruszył wreście), gdy wpodle Mostów nad Dniestrem stanął, pojął, że kmiotek bodaj jakich bajęd wyplatał. Tam gdzie się bowiem Dniestr i Bystrzyca łączą, dolina rzek obu na mil kilka szeroka, błotnista, gęsto szuwarem porosła i niepodobieństwem zgoła, by się tamtędy dziesiątki tysięcy ludzi i koni przeprawiać miało dogodnie. Droga, bodaj w okolicy jedyna, między Mostami i Wołszczą, tamtym czasem za przyczyną roztopów jesiennych była pod wodą, temuż przeprawa po nieznanej głębi i przy nurtu bystrości niemałej nadto się azardowna widziała, by tu się prawdziwie Tatarzyna spodziewać... No... ale gdzie Tatarzyn nie może, tam nie powiedziane, że Sobieski nie przejdzie:)) Prawda, że jakiego kmiotka z Wołszczy tęgo groszem uczęstowano, by ów jakiej części choć wojska przeprowadził i nie potopił, ale to wszystko mało było... Umyślił tedy Pan Hetman osobą własną wraz z dragonią jeno pójść i jedną chorągwią pancerną przez te szuwary i błota, by po drugiej Dniestru stronie co rychlej ruszać ku Mostom, gdzie jako miano samo ukazuje, most stał, a ściślej by rzec: stałby, gdyby go w pożodze wojennej już i przódzi nie zerwano...
   Przyznam, żem tu krzynę zadziwiony ordonansem hetmańskiem, bo przecie ostawiwszy ludzi kilkuset na przeprawach przez Wereszczycę, co go dopiero doganiać mieli, teraz znów dzieląc siły tak szczupłe, szedł na drugą Dniestru stronę w najwięcej może szabel trzy, cztery setki, a tam przecie z chwilą każdą musiał się całej pogańskiej spodziewać potencyi... Takaż to ufność w talent wodzowski własny i kunszt żołnierski podkomendnych swoich? Czy desperacyja tak okrutna? Mniemam, że i po trosze tego i tego... Dowiódł był nam Imć Hetman, a i Król potem, całem żywotem swojem, że umiał w chwili rozstrzygającej rzucić na szalę wszystko, co jeno miał w garści i tem boju rozstrzygać...* W nadto dalekie się może nie wdając spekulacyje, gdybyż nie zatracił tego talentu z czasem Napoleon i pod Borodino nie zawahał się świeżej i nietkniętej gwardii własnej na Moskala wypuścić, by bitwy rozstrzygnąć, może by Historia nie znała hańbiącego zimowego spod Moskwy odwrotu, pogromu Wielkiej Armii i nad Berezyną sztandarów palenia...
   Insza, że miał Pan Hetman świadomość ryzyka podjętego... Pisał w jednym z do króla listów:"przyjdzie cośkolwiek y azardować, dla Wiary wprzód Świętey, miłości Ojczyzny y przysługi W.K. Mści"... Może też to i intuicja niezwykła kazała Sobieskiemu tak czynić, bo czuł, że doniesieniom skąpym wbrew, nie masz już w tej stronie Tatarów... Ano i tak najpewniej też było, bo nawet jeśli niedobitki Nuradynowe przechodziły tejże nocy wpodle Mostów, to ów nijakich nie rozpuszczał już podjazdów, lękając się pewnie rozproszonych potracić, a darł, ile jeno konie wydoliły w ślad za Hadżi Girejem, który już być musiał dalej ku wschodowi, najpewniej na dalsze się przeprawy kierując wpodle Halicza, czy Stanisławowa. Drogę też i rozeznać było łacno, bo ów, nic jeszcze najpewniej o klęsce Nuradynowej nie wiedząc, tęgo znaczył łunami okolicę...
   Ano i tak Sobieskiemu nadto wiele było czasu danem, by nawet zwłoki odliczywszy na mostu de novo stawianie, wojsk rozproszonych ponowne zebranie (choć i tak ich więcej jak półtora już i nie uzbierał tysiąca) i wytchnienie konieczne, by pod Hołyniem stanąć niemal za tatarskiemi plecami. U Tatarów tem czasem owa zmiana ważka zaszła, bo najpewniej pod Bolechowem Nuradyn Hadżi Gireja doścignął nareście i komendy przejął... Z tegoż miejsca mieli Tatarowie możność się nadal ku przeprawom kierować Dniestrowym drogą na Kałusz, aliści droga ta doliną przez rzeczki liczne i w trójkącie między tęgo bronionemi zameczkami Kałusz, Nowica, Rożniatów z wciąż jeszcze polską załogą, temuż czambułowi sielnie jasyrem obciążonem niepolitycznie było się tamtędy kierować. Droga wtóra, choć dłuższa, lasem i pagórkami mitrężącemi, mijała te zameczki po boku, a przy tem idąc lasem większą częścią dawała prospektu na skryte oddalenie się... Ano i Nuradyn tejże właśnie wybrał drogi, a dotarłszy nad Bereżnicę pod Petranką miał już swoich tak umęczonych, że musiał się dla popasu zatrzymać, a ognie obozu tak licznego najlepszym Hetmanowi były drogowskazem...
   By szczupłość sił własnych wzmocnić, Tatarzynowi zaś zguby uszykować zupełnej, jął się jeszcze i konceptu, którego po niem już nikt bodaj do Kościuszki czasów się w Rzeczypospolitej nie chwycił. Nie wiem, zali własnego tu znać hetmańskiego konceptu, zali też podsunęła go Onemu krwawa łaźnia, jakiej uczynili kmiotkowie pohańcom na grobli przy ostrowie na Stawie Kliteckim, com jej w nocie poprzedniej opisał, dość że posłał pan Hetman ordonansów w owe miasteczka (Kałusz, Rożniatów i Nowica) przykazując, by kto żyw i w co tam zbrojny, wyszedł nocą w owe bory i by zasieczono wszystkie przejścia i dukty na Halicz, takoż by wpodle tych duktów zasieczonych czatować na Tatarzęta uchodzące...
   Sam zaś Sobieski z komunikiem, na ognie biwaku tatarskiego się kierując szedł noc niemal całą, sprawiając zarazem w tym marszu nocnym i leśnym wojsko do bitwy spodziewanej. Darujcież, ale jeślim tym pisaniem swojem dopotąd może nie nadto nisko przed Hetmanem głowy pochylił, to za ten sam jeden marsz nocny wojska do granic wycieńczonego, się pokłon tak niski należy, by już nie czapką, a czupryną ziemi przed Niem zamiatać! Pomnij, Czytelniku Miły, że te paroma zdaniami opędzone pościgi i przemarsze, to nowe w dwa i pół dnia kilometrów niemal sto pięćdziesiąt, w tem ileż mitręgi po przeprawach, mostów odbudowywania i jazdy nocnej śród deszczu marznącego... Prawdziwie to czytać lekko, kufel jaki zacny grzanego mając, przy tem drewek grzecznie do kominka dołożywszy, ale by się choć i chcieć aby trochę w tych żołnierzów wczuć naszych, nie sposób by łzą rzewną nad ich poświęceniem nie zapłakać...
     Nad ranem, pojąwszy po łunie, że już się i przed czambuł wysforował był, pchnął nazad chorągiew wojewody ruskiego, by na Tatarów od tyłu natarła, od Petranki strony, insze chorągwie dwie ubezpieczające, rozesławszy na boki, by mu nikt nie uszedł, jako się pod Komarnem zdarzyło, sam pan Hetman zamierzał najpewniej osobą własną i siłami pryncypalnemi natrzeć od czoła.
    Aliści, gdy batalija przyszła do skutku nareście, Tatarowie już od godziny niejakiej w drodze byli, czy to lękiem Nuradynowym przede dniem ze snu porwani, dość, że chorągiew wojwody ruskiego przez puste przemknęła obozowisko, zaś przednia hetmańska straż miast pohańcom drogi zabiec, z boku wyszła na kolumnę ogromną.
   Nuradyn najpewniej szczupłych jeno sił widząc, mniemał, że to się załogi zameczków i gródków spominanych skrzyknęły i jeno go przytrzymać probują, na Sobieskiego licząc nadejście. W każdem bądź razie, ustawił swych frontem do boju, zaś karawanę całą z jasyrem popędzał, by za linią wojsk do boju uszykowanych przejść zdążyła. Aliści, gdy z lasy wychynęły chorągwie następne, najwięcej zaś gdy pokazała się husaria, zagrały trąby i kotły, a nad całością dojrzeć można było buńczuk hetmański, nie zdzierżyli Tatarowie...
   Rzuciło się to bractwo do ucieczki całe, jednej mając jedynej drogi na Uhrynów niezagrodzonej przez ową myłkę w wyliczeniu czasu sprawioną, aliści większa część onych najpewniej jej za jaką pułapkę miała nieznaną i wolała, na zgubę własną, w bednarowskie się skryć lasy... Ano i mało która noga z tych lasów od chłopstwa rozjuszonego żywa wyszła, osobliwie, że Hetman jeszcze i dalej umyślnych pchnął, do Halicza, Stanisławowa i Tyśmienicy, by i z tych miejscowości wyszedł kto żyw i drogi niedobitkom zabiegł... Dwa dni jeszcze trwała ta gonitwa po lasach i dolinach, której plon trudno inaczej zwać jak krwawym... Z jakich 8-10 tysięcy tatarstwa może się jakie pół tysiąca by ocalonych uzbierało. Jasyru oswobodzono do dziesięciu tysięcy ludzi, aliści to już ostatni był akord tego wysilenia nadspodziewanego. Pewnie, że to największe jeno pobito czambuły, a by chcieć i móc to jeszcze drobniejszych by szło na pólnocnej Dniestru stronie pogromić kilkunastu... Aliści ani żołnierz, ani konie do wysiłku takiego już zdolnemi nie byli. I tak ponad podziwienie wszelkie to czego tak niewielu dokonało przeciw tak wielu, a przecie nie jedyne to tej wyprawy skutki...
    Przypomnieć upraszam, że wszystko to w czasie oblężenia Lwowa zdarzone, gdzie rokowań toczono, haniebnym zakończonych traktatem buczackim. I w ten czas najczarniejszy, wszelkiej nadziei pozbawiony, Imć Hetman i ŻOŁNIERZE Jego tegoż promyczka onej wątłego nam ukazali... To serce, co wśród szlachty urosło tak dalece, że się na sejmie na odrzucenie traktatu ważyła i na niebywałe w dziejach Rzeczypospolitej ekspensa, uchwalając podatki extraordynaryjne nowe, których skutkiem były zaciągi świeże i wojna nowa, gdzie roku następnego pod Chocimiem był Imć Hetman (takoż i za husarii nieprzepomnianą sławą:) częścią choć hańbę zmył buczacką...:)
   Nie wiem, czy by się bez tych opisanych wiktoryj nad czambułami, na to odrzucenie narzuconego traktatu zdobyto... Zapewne i tak, podobnie jak i owa wiktoryja chocimska by do skutku przyszła, przecie niechybnie duch nowy, który do tej wiktoryi prowadził i znaczenie onej uwiększył, się częścią niemałą w te opisane noce mroźne, szarugami przetykane, a rozświetlane jeno ogniem łun wiosek przez Tatarczyna palonych, narodził...

_____________________________________
* Ale też i pod Parkanami, wtórej po wiedeńskiej batalii tamtej kampanii, o włos omal i Króla Jegomości żywota ta skłonność nie pozbawiła...

  

26 listopada, 2013

O tem, jak husarze ptaki na powietrzu latające bili...II

  Jakem się nad tem zadumał głębiej, tom przyszedł był do takiego mniemania, że aura owych dni październikowych Anno Domini 1672 iście musiała być arcyplugawą, skoro hetman wolał wojsku dnia cząstki na wytchnienie oddać, a maszerować nocami, najpewniej miarkując, że to nijakie wytchnienie się na ziemi zmarzłej kłaść... Z drugiej zaś strony, czy nam pamiętnikarze z owemi deszczami nie nad miarę czynią ponurego obrazu, skoro sami piszą, że za łunami wiosek szli przez pohańca z dymem puszczanych?
   Tak, czy owak, nocą z szóstego na siódmy oktobra ruszyli nasi pod Cieszanów, a idący w awangardzie kozacy porucznika Linkowicza przed świtem na jaką przygarść pogaństwa się natknęli, której wyciąwszy, kilku jeno brańców hetmanowi dostarczyli, aliści owi wyznali, że Dżiambat Girej kosza wpodle Niemirowa postawił i tam czambuły ściągają wszystkie. Tu bym Lectorów Miłych upraszał przebaczenia, że mapki tej samej powtórzę, aliści zda mi się sposobniej Wam będzie tu ją mieć przed oczami, niźli przewijać cięgiem ku nocie wcześniejszej...
  
    Wierę ja, że miał hetman chwili namysłu głębokiej, bo na zachodzie się łuna nad Lubaczowem pyszniła, znakiem będąc niechybnym obecności tatarskiej w tej stronie. Zawierzył jednak Sobieski opowieściom jeńców i ruszył ku wschodowi, na Lubaczów jeno pół setki szabel posławszy pod rotmistrzem Łazińskim. Gryzło to widno hetmana, czy nie nadto szczupło tych sił, bo już z drogi nakazał chorągwi pana Zbrożka, by w skok za Łazińskim ruszył...
   Możem tu i źle rzekł, że z drogi, bo drogą na Niemirów Tatarów się hetman ciągnących zastać domyślał, temuż sam ruszył bokiem, bezdrożami i wpodle Bruszni domysły swoje potwierdził, znajdując cały porzucony obóz tatarski z mnóstwem jasyru i łupami... Najwidniej niedobitki co spod szabli umknęły pozostałych takim napełniły strachem, że ci woleli zdobyczy poniechać i gardła ratować...
   Nie na wiele się to zdało, bo pod Horyńcem nasi straży tatarskiej tylnej na czas spostrzegłszy, dali hetmanowi sposobność skrycie onych bokiem wymanewrować i pod Radrużem dopaść. Posłał Sobieski jeszcze Linkowicza lasami, by ze swą chorągwią i wolentarzami z towarzystwa, których się do dwustu uzbierało, nastąpić na pohańców drogą ode Niemirowa, by pozór uczynić, że już drogi odwrotu odcięte i by się tatarstwo nazad cofnęło... prosto pod hetmanowe siły pryncypalne, któremi ów bitwy zamyślił rozstrzygnąć...
   Cóż tu rozprawiać długo... zamysł się powiódł, bitwa czyli też raczej utarczek szereg, trwała niemal do dnia białego, cięgiem to i przygasając, to i rozbuchając na nowo płomieniem świeżym. Czemuż tak? Ano, bo raz że ścigać przyszło uciekających najwięcej w Lubaczowa stronę, gdzie znów nasze przódzi posłane podjazdy Łazińskiego i Zbrożka, swoich dorżnąwszy Tatarów, ku hetmanowi nawracając nagle się zostali za tych myśliwych, którym nagonka zwierza na sztych napędziła; wtóra zaś onych odmian przyczyna, że na plac boju cięgiem czambuły nowe po okolicy myszkujące ściągały, niczem muchy do miodu, ani bacząc, że nie muchami im być, a ćmami i że nie do miodu, a do świecy lecą... Między ubitemi a pochwyconemi nie było jednak Dżiambat Gireja, bo ów zemknąć zdołał w koni ledwo parędziesiąt, aliści już i pewnem było, że ów się w grach dalszych liczyć nie będzie...
   Tem ci razem po bitwie niedługiego było popasania, bo uwolnionego jasyru na kilkanaście tysięcy luda licząc, wraz trza było o tych ludzi zadbać, osobliwie zaś o dzieci, których z jasyrem szła moc nieprzebrana, często i gęsto osierocona świeżo...:( Dopieroż wyzbierawszy tych nieszczęśników i wyprawiwszy ku bezpieczniejszej okolicy, przyszło hetmanowi pod Kochanówką na dzień cały stanąć dla wytchnienia wojsku. Dziwi się kto może, że ruszyli ledwo, a tu już na leża się kładą, aliści weź to na wzgląd, Czytelniku, że w tych dniach opisanych trzech wojsko z górą 150 przebiegło kilometrów, nieustannych niemal tocząc utarczek mniejszych i bitew kilku większych. Nieuchronnie też się pojawić musieli maruderzy, których luboż to koń okulały, czy ochwacony spowolnił, luboż się zagubili gdzie, próbując za hetmanem-błyskawicą nadążyć...
  Nadto szczupło było sił hetmanowych, by i tymi, bodaj kilku dziesiątkami żołnierza pogardzić i dogonić się nie dać. No i ludziom może jeszcze mus takiej wojaczki przetłomaczysz, ale koniom? A co i jeszcze nie mniej ważkie: rozbiwszy Dżiambat Gireja nie miał Sobieski o przeciwniku wieści nowych, temuż gdy siłom głównym wytchnąć krzynę dozwolił, obyczajem już i z dawna spraktykowanem, rozpuścił po okolicy podjazdy i wieści niejakich powziąwszy, rankiem 9 Oktobra wyruszył przez Jaworów na Gródek, dziś Jagiellońskim zwany... 
   Dumałżem, zali nie godne to by noty której titulum nie odmienić, bom już dokazał, że równie od husarzów dzielnie sobie poczynali dragoni, a dziś nam jeszcze i kozaków, co też w hetmańskim szli komuniku, docenić przyjdzie. Ale że, co nam i dzisiaj opisywana pod Komarnem potrzeba dokaże, to nie kozacy sprawiali, że Tatarczynowie pierzchali na sam widok ludzi hetmańskich, a husarska to sprawiała renoma, tedym umyślił rzecz bez odmiany ostawić, a jeno oddać i kozakom, co kozackie...:)
   Pytałby kto może, dla jakiej to przyczyny z kozakiem Tatarzyn boju podejmował, a przed husarzem nawet i drzewka* pozbawionym, pierzchał... Ano, bo po primo husarza może i osaczonego w kilkorgą i bojem z dziesięcioma naraz zatrudnionego może by i szło jako poszkodować pchając onemu kindżały gdzie w przerwy między pancerzem, podobnie jak i czołgu zatrzymanego dziś idzie oślepić, peryskopów mu psując, przytykając powietrza wloty załogi dusić i motoru, ognisko na silniku paląc jakie unieruchomić probować, luboż belki jakie wtykać między gąsienice... Wszystko przy tem jednem pryncypalnem założeniu, że tanku załoga podejść tak pozwoliła blisko i luboż nie ma ordonansu, luboż i woli przeciw ludziom dookoła następującym strzelać... Exemplum czegoś na ten kształt żeśmy niemal ćwierć wieku temu widzieć mogli w Moskwie, gdy Jelcyn przeciw Janajewowi zbuntowanemu parlamentu bronił i ta chwila właśnie, gdy czołgów ekipaże na jego stronę przeszły, bodaj czy nie decydującą była...
   Ale to na palcach ręki jednej, a i to robotnika jakiego tartacznego, zliczyć idzie zdarzenia takie. Wielekroć częściej takie starcie między tłumem niemal gołym a tankiem się tak kończy jak na placu Tiananmen luboż u nas w Gdańsku w siedmdziesiątym roku...:(( A z husarzami tu i podobnie... Rzecz najpierwsza już niepodobieństwem będąca, to zatrzymać onego... Może gdyby tatarstwo jakich czyniło eksperymentów z siatkami czy wilczymi dołami, szłoby może i myśleć o tem, ale zazwyczaj i konceptu i czasu nie stało, a konia husarskiego byle parę szeregów Tatarzątek na mierzynkach swoich przecie nie strzymie... Ale weźmyż, że by się i to przydarzyć mogło... To i husarzowi, na koniu rosłem siedzącemu jakie pół metra najmniej wyżej nad Tatarem na bachmacie i siekącemu wkoło by trza być samobójcą, by choć podejść próbować, osobliwie, gdy ów ćwiczony tak ciąć, by łby zdejmować, coż widokiem było tak wielce deprymującym, że czasem i jak się jedna czy druga potoczyła głowa, reszta z wrzaskiem pierzchała...
   Nie bez kozery strat śród husarstwa najwięcej było od jakich podleców niestratowanych, co koniowi zdołali pęcin podciąć, czy brzucha rozerżnąć i tem sposobem husarza obalić... Ale przecie ów i bez konia, i na ziemi nie przestawał być strasznym!
  Nie darmo pisał Szymon Starowolski o husarskiej wszechstronności: "husarz drzewko porzuciwszy, służy za rajtara, zbroję zdjąwszy, za kozaka stanie". Pomnieć upraszam, żeśmy tej husaryi nigdy nadto wiele nie mieli, a dokonywać jej czynów przychodziło extraordynaryjnych, temuż ci, co w niej służyli, naturalnej niejako przechodzili selekcji, raz za ekspensu okrutnego przyczyną, dwa że by do żołdu nader rzadko płaconego łupem dorobić, trza się było tęgo na polu zwijać, by się dobrać do brańców znacznych, łup i okup prospektujących... Ach, jak narzekał Pasek (nie husarz przecie, a pancerny), że w jednej z przeciw Moskwie bitew, pacholik z tyłu gdzie ostał ladaco i nie miał mu kto koni zdobycznych odprowadzać, a sam się tem trudzić nie chciał dla dyshonoru, a i okazyj inszych uciekających...
   Aleśmy dygresyją począwszy, takiego pomięszania uczynili, że tu Tatarzyn nawet i nie dotknięty, pan hetman w polu, a my noty mamyż rozpędzonej, niczem chorągwi usarskiej w galopie...:)) Ad rem, tedy! Ad rem!:))
   Ostawilim hetmana, jako Dżiambat Gireja pod Niemirowem pobiwszy, wojsku dał wytchnienie, a podjazdami wieści zebrać probował, gdzież mu teraz Tatarzyna szukać. Wywiedziawszy się tego i owego, ruszył 9 Oktobra Anno Domini 1672 na Jaworów, ku Gródkowi, aliści w drodze już wymiarkował, że od łun gęsto na południowej, ku zachodowi stronie, ergo że mu Nuradin Sułtana szukać przyjdzie ku Samborowi i Przemyślowi się więcej kierując. I tu, w niejakiej do słów poprzednich korelacyi uwaga moja... Nie ze szczętem Sobieski myśli o kierunku na Gródek porzucił. Znał, że tam jaki czambuł plądruje i najpewniej będzie, po rozbiciu Dżiambat Gireja do sił pryncypalnych tureckich, pod Lwów ciągnął... Tedy posyła przeciw niemu Pukoszewskiego porucznika z... dwudziestoma ludźmi! Może to nie zadziwia, jako wejrzeć, że nader szczupły komunik Sobieskiego jeszczeć i topniał niczem śnieg w słońcu, za przyczyną maruderów koni pozbawionych, czy z końmi nad miarę zmitrężonemi... Byłoż i przy tem to przykre, czego przemilczeć nie sposób, bo i sam pan hetman się na to w listach do króla żalił, że w miarę umitrężenia, ale i łupem zdobycznym obciążenia... część towarzystwa się gdzie cichcem nocami do domu wykradała!:( Znamienne, że to o urodzonych piszem, nie masz zaś wieści o tem, by się to między dragonami zdarzało...
   Insza to jednak oszczędnie zasobem szczupłem gospodarzyć, a insza w żołnierzu pod komendę danym ufność pokładać i wiarę. Wyrachowawszy, że czambulik bodaj najmarniejszy, przecie by choć miał z 10-20 Tatarów na jasyru stróżowanie odkomenderowanych, wraz najskromniej rachując po jakich 5-10 na straże boczne i po 10-15 na awangardę i ariegardę**, to sił pryncypalnych (by to w jakiej zdrowej mieć proporcyi) być musiało najmniej z 70-100 szabel. Razem zatem, znając że przeciw najmniej 120-150 Tatarom podjazd Pukoszewskiego posyła, najwidniej hetman najmniejszej nawet nie miał wątpliwości, że to potencyja grzeczna i dostateczna. I nie, że może i Tatarzyna pobiją, aleć za cenę strat swoich znacznych. Takie myślenie hetmanowi obcem było ex definitione... Skoro naznaczył dwudziestu, znać że może by i starczyło piętnastu, ale kosztem onych strat właśnie. Tedy, posyłając dwudziestu, znał hetman, że to przeciw potencyi najpewniej dziesięciokroć przeyższającej, aż nadto starczyć winno...
   I... nie mylił się pan hetman...:)) Pukoszewski czambulik Omar Alego pogromił, jasyru oswobodził, a choć pod Komarno nie zdążył, to później do sił hetmańskich ze swemi, wcale i nie poszczerbionemi, dołączył...:))
   Tem zaś czasem, Sobieski ku południowi maszerując, wpodle wsi Hoszany strażą przednią na Tatarów plądrujących wpada, których pogromiwszy, arcycennej dostaje wieści od jeńca indagowanego, że Nuradin koszem swojem pod Komarnem stoi.
  Znając okolicę, wraz wymiarkował hetman, że najpewniej w poczuciu absolutnej bezkarności sam się Nuradin w pułapkę zapędził, bo z zachodu mu rzeczka Wisznia broniła ucieczki, od wschodu zaś większa jeszcze Wereszczyca, a co więcej jeszcze Staw Klitecki z groblą wąską na drodze bodaj jedynej... Starczyło onego w potrzask chwycić w okolicy pagórkami porosłej, zatem niemal do ostatka podchodzących kryjącej, by nań po równi natrzeć z południa i północy... Podług tegoż samego jeńca miało tam być do dziesiąci tysięcy Tatarów Nuradynowych własnych, przy tem jakich czterech secin Lipków*** wspomagających i tyleż samo Doroszeńkowego kozactwa, między którem miała być i z Polaków złożona onego chorągiew najemnicza... Miałoż być i w tem obozie więcej rozpasania, niźli wojskowego ordynku, za sprawą jasyru znacznego i przez to wojska obozującego w sporem od siebie rozproszeniu. Przeciw temu hetman nie miał więcej jak jakie dwa i pół tysiąca sił wszystkich, pospołu to i z czeladzią licząc.
   Znamienne, że ulubionej swej czyniąc taktyki, by Tatarom rzucić "w oczy" oddział jeden, samemu zasię usiąść na nich z boku, czy z tyłu z siłami głównemi, nie miał przecie Sobieski z durniami do czynienia, co się cięgiem na jeden i ten sam fortel nabierać dawali... A przecie pchnąwszy od wsi Buczały tegoż pozornego jeno uderzenia, uczynił go na tyle licznem, że Tatarzy uwierzyli, że to z siłami mają do czynienia głównemi. Rachując, że to chorągwie były kozackie Strażnika i Oboźnego Koronnego, takoż pułk księcia Ostrogskiego, którem porucznik Łasko komenderował i nieznana liczba towarzystwa, najpewniej wolentarzy w chorągwię nijaką nie skupionych, byłoż tego może i do tysiąca... Hetmanowi zatem jakie półtora tysiąca zostało na uderzenie pryncypalne, którego wywiódł od strony wsi Chłopy, nie przódzi jednak nim się Pan Strażnik Koronny Bidziński ze swemi na oczach całego Tatarstwa przez rzeczkę Smotrycz przeprawił i na nich nie uderzył...  
   Podział wojska był na tyle celnie uczynionym, że faktycznie Tataria biorąc Bidzińskiego za sił hetmańskich całość jako się już i wyzbierała i do boju uszykowała przeciw Panu Strażnikowi frontem, tyły swoje i flankę na sztych hetmanowi wystawiła, który też i uderzył, nie mieszkając, boć to głębokim już było wieczorem, około ósmej wieczornej godziny, co październikiem przecie już niemal noc znaczy...
   Nie sposób opisać tegoż popłochu i przerażenia, z którem tatarstwo husarzów zza pagóra się wyłaniających przyjęło... Walki całej było może minut kilka, a i to najwięcej było drogi do ucieczki prób sobie wyrąbania, niźli boju ućciwego...  Godzi się przy tem wytknąć hetmanowi, że najwidniej nie baczył, że mu Tatarzyn pomiędzy obiema komunika częściami przemknie i ku zachodowi, na przeprawy na Dniestrze, pomykać będzie. Aliści prawdziwe jest proverbium, że co się odwlecze, to nie uciecze... Jak usiadły Tatarom na karki chorągwie nasze, tak nie spoczęły dopokąd na przeprawach pod Bieńkową Wisznią ich nie dopadły i nie dorżnęły...
   Byłaż Tatarom i droga ratunku, a przynajmniej onej pozór, jedna jeszcze... Grobla przez Staw Klitecki, o której żem już tu i spominał, co przez staw sam idąc, wpodle wyspy na niem niemałej wypadała... Jeno, że jak się Nuradyn nie popisał obozu samego w mieśćcu tak niebezpiecznem rozkładając, takoż i przy kosza samego ubezpieczeniach, tak już ze szczętem się jako wódz w moich przynajmniej oczach pogrążył, że tej insuli i grobli przódzi nie nakazał jak nie obsadzić, tak chocia nie przepatrzeć!
   Skryłoż się bowiem na tem ostrowie chłopstwa z okolicy niemało, najmniej na jakie parę setek, jak mniemam, liczonego. Owi, dopokąd Tatarzyn był siły pełny, ani myśleli nosa z chaszczy wyspę porastających wyściubiać, przecie o bezpieczeństwo stojąc własne, pozawalali grobli konarami, pniakami jakiemi czy wyrębkami, na zgubę jeźdźca każdego, co by jej chciał przejechać, a już nie daj Boh, chyżo...
   Ano i jak część jaka Tatarzątek się przez tąż groblę puściła, wrychle im wielce przykro konstatować przyszło, że onej im prędzej na żółwiu przejechać, jak na koniu!  Przy tem co i rusz to jeden z drugim konik obaliwszy się, luboż Tatara poturbował, luboż spławiał niczem Marzannę wiosenną... A że owi najwięcej się na tąż insulę nieprzepatrzoną wyczołgać probowali, to i chłopstwo rozumiejące, że jak Tatarzynowi wyleźć z wody cało dozwolą, to przecie na zgubę swoją, tedy ani myśląc wiele, bo i ni o czem tu dumać było... wyległo chłopstwo na brzeg i czem tam kto miał: siekierami, cepami, kijakami, a pewnie jak już niczem to bodaj kułakami... tłukło Tatarzyna odpłacając za krzywdę swoją, a wierzaj mi, Czytelniku Miły, że nie masz nad zajadłość chłopską zajadłości większej, no chyba, że niewiasty zdradzonej...:)
   Ano i tak jak spod szabli ledwo parę setek z samym Nuradynem cało uszło, tak i spod cepa nie wiem, czy parę dziesiątek:( Jeńca mało co było, bo ni chłopi pardonu nie dawali, ni kozactwo nasze, a to oni najwięcej na tatarskich karkach siedzieli. Najwięcej przy tem ocalało Doroszeńkowych, bo tych najwidniej chwytano, na okup nadziei mając. Tak i pułkownik znaczny, Bermat niejaki, cało z tej rzezi był wyszedł, że go jaki towarzysz miał za więcej w proficie spodzianym żywego, niźli ubitego... Chorągwie wszystkie, łupy zgromadzone, a przed wszystkim więcej jak dwadzieścia tysięcy jasyru uwolnionego... oto plon komarneńskiej potrzeby!
  Sam Nuradyn Sułtan, nawet niedobitki po drodze zbierajac, a i te czambuły, co do kosza na szczęście swoje nie nadążyły, jako do Adżi-Gireja dobrnął nie miał więcej jak półtora tysiąca ludzi. Reszta wszystko gardła dało, jak nie w samej batalijej, to w pościgu i na przeprawach, a i niemało jeszcze chłopi przez dni parę następnych nasiekli po lasach, jak za zwierzem dzikim polując. Hetmańscy zaś, że konie mieli już ponad wszelką umordowane miarę****, ostali na pobojowisku obozować, Sobieski zaś nim za ostatnim z wodzów tatarskich ruszył w trop, po staremu rozpuścił podjazdy... Aliści o tej, ostatniej już w tej wyprawie, batalijej... opowiemy w nocie następnej.
 _________________________
* kopii. Nie nalazłżem nic o tem, aliści niepodobieństwem mi się zdaje, by przeciw Tatarzynom husarze z kopiami szli. Owe, nader przydatne przeciw szeregom czy czworobokom piechoty, przeciw jeździe naprzeciw szarżującej, aleć nie przeciw onym "ptakom na powietrzu latającym" co się przeciw szarży rozstąpić migiem na boki umieli, by po flankach harcując, zewrzeć się gdzie za plecami na nowo, a i inszych jeszcze moc sztuk czynić umiejąc, które podług mnie kopie husarzom jeno zbędnym by czyniły balastem...
** awangarda - straż przednia; ariergarda - tylna
*** Tatarów litewskich
**** rachowałem przódzi, za wyczyn to podając niemały, że w cyrkumstancyjach tak przykrych, drogach tak podłych, w aurze na poły zimowej, przebiegów dziennych po pięćdziesiąt i więcej kilometrów. Tego zaś dnia (licząc z pościgami nocnemi) spod Kochanówki wyruszywszy, ku Gródkowi, zasię na Hoszany, znów na Komarno i ścigając ku Bieńkowej Wiszni, wyjdzie kilometrów dobrze sto !!!