Blog staropolski. Różności historyczne, facecje i refleksyje, spominki i przypowieści oraz czasem i komentarze rzeczywistości dzisiejszej...
18 września, 2012
Jak to z Sasem i Lasem było...
Moc znaczeń przysłów dawnych nam dziś niepojęta, jak chociaby tego, niemal za szczętem przepomnianego: "Łapaj Tomku, póki na pomku!" Imię tu bez znaczenia, o rym jeno szło... pomek zaś luboż pomyk, boć to różniście pisali, to sidło niewielkie, sieć na ptaszki nieduża. Mieć co "na pomku" znaczyło mieć to tuż, tuż; bliziutko; na podorędziu niczem ptaszka w sieć pochwyconego, co go jeno docapić trza było. Inszemi słowy: łapaj, póki okazyja; ze sposobności korzystaj...
Wielekroć gorzej dla języka naszego, gdy jakiem tłomaczeniem mylnem sens przysłowia dawnego się mięsza i znaczenia mu fałszywego przydając obrazu historii zaciera... Pisalim tu już o prawdziwem znaczeniu przysłowia "Stroi baba firleje...", lub też o tem jak to z Filipem z Konopii było... Dziś nam się za Sasa z Lasem wziąć przyjdzie...
Powszechnie przyjętem w Polszcze pojmowaniem tegoż przysłowia jest wiązanie jego sensu z wypadkami politycznemi pierwszej ćwierci XVIII wieku, kiedy to ze sobą August II Mocny (Saski czyli Sas) ze Stanisławem Leszczyńskim (Lasem) wojowali i pojęcie "Jeden od Sasa, drugi od Lasa" miało całkowitego jakiego przeciwieństwa in extremis wystawiać... I tyleż to jędrna anegdotka, że żal prawdziwie jej psować, aliści cóż nam czynić, skoro to łeż okrutna?
Przysłowia tegoż znać nam najmniej z XVI wieku, gdzie Wettynom dopiroż się zbierać do przyszłej potęgi było, a o Leszczyńskich to i mało który herbarzysta słyszał. Jeno, że owo przysłowie w on czas się kapkę inaczej pisało: "Jedno sasa, a drugie do lasa". Objaśnienie tegoż z gospodarskiej praktyki wywodząc, tak nam tłomaczy:
"Trudno ma wóz dobrze iść, kiedy jeden stary wół ciągnie dobrze sa, sa a drugi młody do lasa - potrzeba onym sworności"
Przytoczyłżem to takoż dla uroku niemałego słówka sworność, które się już tylko w swem przeciwieństwie zachowało: w "niesforności":)), aleć co się wołów tyczy to szło jeno o to, że jeden ciągnie wolno, drugi zasię niecierpliwie się gdzie tam do przodu wyrwać probuje...
Owo "sa" w różnych stronach rozmaitego znaczenia z czasem nabrało; nie tylko powolną czynność oznaczając. Na Kaszubach, na Kujawach, wpodle Łęczycy zażywano nieraz "sa" (lub "sa-sa") chcąc rzec "tutaj". W Małej Polszcze woły poganiając "sa, sa!" onym wołano, chcąc ich w lewo nakierować, czego nam i potwierdził pośrednio Imć Relski komętując notę "O taśtakach, hesztakach i inszych", gdzie był spomniał dziadka swego, co na wołki jeszcze właśnie sasa i hecia wołał.....:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dobrze, że jesteś Wachmistrzu :-)
OdpowiedzUsuńJestem, a jakoby mnie nie było, wiem...:((( Osobliwie u Was wszytkich, co jeno niepospolitem zatrudnień nawałem wytłomaczyć mogę...:((
UsuńKłaniam nisko:)
To może takie powszechne "se" też z tym związane? Np. zrobię se..., pójdę se.., kupię se.., idź se stąd..?
OdpowiedzUsuńnotaria
Przyznam, że tu bym więcej, pospolitej ludowi prostemu, skłonności widział do uproszczeń:) (Zob. "Przygody dobrego wojaka..." - My zawsze wszystko skracamy, panie poruczniku!")
UsuńKłaniam nisko:)
czyli - hop sa sa?:)
OdpowiedzUsuńI pytanie: czy tutaj to ma znaczyć, żeby na kolankach huśtać wolniej czy też więcej w lewo?:)) Ale jak sądzę to już od wieku huśtanej zależy...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Jak ja lubię te pogderanki o przysłowiach!
OdpowiedzUsuńA to mi tego wielce z jednej strony miło czytać, z wtórej zaś znów żal, bom ku inszym już sprawom zamierzył...
UsuńKłaniam nisko:)
1. Takich słów, które jedynie w zaprzeczeniu występują jest więcej. Na myśl przychodzą mi takie:
OdpowiedzUsuń1.1. niechlujny - chlujny;
1.2. niedołężny - dołężny;
1.3. niemrawy - mrawy.
2. Tu pewności nie mam, ale myśliwi chyba używają przymiotnika 'sforny" w znaczeniu cech takiego psa, który czuje ducha korpuśnego i grupy się chętnie trzyma. Z tym, że kogo dzisiaj stać na polowanie ze sforą? Dobrze, jak jedną sukę legawą (czy jednego legawca) utrzyma.
Pozdrawiam
Ad.1 Hmmm...przyznam, żeś mi klina był zabił, bom się z dołężnym nie spotkał i wywodziłbym tego raczej po linii herbu Dołęga, ergo, że jest kto Nie-Dołęga, co przez pejoratywność zamierzoną w ustach cnót herbu broniącego, jakiego nabrało może znaczenia przykrego... Chlujny też mi byłby nowiną, bo prawdziwem dawnem słowem tu właściwem byłoby chludny od dawniejszego chludzić, czyli sprzątać, czyścić, ochędożyć... Z onego chludnego dzisiejszy i schludny się wziął, a zaprzeczenie właściwe powinno być niechludźny, ale że to wyrzec ciężko, mowa tego potoczna na niechlujny odmieniła... Z mrawym i niemrawym jeszczeć jest inna historia, bo tu ostry spór idzie, zali to nie są dwa słowa całkiem od się niezależne i osobno do języka przyszłe... Niemrawy najpewniej jest czechizmem, przy tem jak na standardy nasze dość świeżego, bo XIX-wiecznego chowu...
UsuńAd.2 Kogo? Prezydenta Jegomości, jak mniemam, jeśli jeszcze zabawom swoim dawnym się oddaje...
Kłaniam nisko:)
Tak właśnie było. Z dziadkiem moim oczywiście
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wtedy już żem Waszmości dzięki składał, bom tejże właśnie noty planował, a głos Waszmości i to wspomnienie było ku temu nader akuratnem...:)
UsuńKłaniam nisko:)
..........dzieki, bo choć ciężko dośc czytać to przybywa w głowie oleum a i dowiedziec się więcej nie zawadzi. Przysłow Ci u nas dostatek a więc i roboty nie zabraknie.
OdpowiedzUsuńKłaniam się do pasa Waszmości
Roboty może i nie zbraknie, ale znudzić się thema może i najzacniejsza:) Obaczym, póki co mi chyba insze sprawy ładniej pachną...:)
UsuńKłaniam nisko, wielce Waćpanu za ów głos obligowany:)
Dawaj - Waść insze !!!!
UsuńPatientiam, patientiam!:) Festina lente, jako dawniejsi Italczykowie prawili, co się na nasze wykłada: co nagle, to po diable:)
UsuńKłaniam nisko:)
Zastanowiłam się, skąd wziął się ten "pomyk" i doszłam do wniosku, że skoro rdzeniem jest -mek- oboczne do -myk-, jak w wyrazie "za- mek", to na pewno chodziło o jakieś zamknięcie, a przecież sieć, pułapka to nic innego jak zamknięcie.
OdpowiedzUsuńCo do sasa i lasa, to podobnie wyjaśnia wspomniany w poprzednim komentarzu pan Malinowski. Kiedyś szukałam tego wyjaśnienia, aby się nim podeprzeć, bo też cytowałam to powiedzenie i nie chciałam,aby pisownię małą literą ktoś uznał za błąd.
Serdecznie pozdrawiam.
Dedukcja doprawdy detektywa godna:) Co się znów małej mian tyczy litery, to tum zwyczajnie nie chciał przed czasem zamysłu zdradzać, tom i od upowszechnionego proverbium tegoż sensu poczynając, powszechnie i przyjętej był użył pisowni.
UsuńKłaniam nisko:)
Mości Wachmistrzu z rdzenia wyrazu i znajomości jego oboczności można wiele wyczytać. Na studiach uczyliśmy się rekonstruować wyrazy, że stało się to moim zboczeniem. Musiałbyś Waćpan usłyszeć, jak greckie hypnos przeszło w polski sen wg mojego doktora D.
UsuńPrzyjaciel pana doktora D., doktor historii, pan B. dla żartów kiedyś pokazał nam, jak z wyrazu "gwiazdeczka" można zrobić słowo na "p" rymujące się z ową gwiazdeczką.
Serdecznie pozdrawiam.
Wiem, że można, choć ja w tejże materyjej żem jest amatorem zupełnem:) Tem większy szacunek mój ku tym, co potrafią:)
UsuńKłaniam nisko:)
Uzupełnię moją powyższą wypowiedź: Upewniłam się u męża, jak w jego wiosce wołano, gdy chciano, aby koń skręcił w prawo, okazało się, że "hejta" (hetta). Tak właśnie podejrzewałam, ale wolałam się upewnić. "Wiśta" oznaczało skręt w lewo.
OdpowiedzUsuńTo tylko gwoli wyjaśnienia, że ja też umiałam powozić zaprzęgiem, bo teść mi pozwalał, gdy zwoziliśmy zboże z pola teścia. Jednak można było nic do koni nie mówić, jedynie odpowiednio pociągnąć za lejce.
Pozdrawiam serdecznie.
Dziadka mego koniki tak już przyuczone były, że niemal same wiedziały, gdzie im iść wypadnie. Jakem się raz udziwił, że same pod pocztą stanęły, dopiroż mi Dziadek objaśnił, że tą drogą nigdy dalej nie jadąc, bo nie było potrzeby, z dawna znały, że tu się na poczcie właśnie szlak ich kończy. Podobnie jako po wyjeździe z bramy, Dziadek lejcy nieznacznie jeno w prawo ściągał, same na mostek szły, co od drogi głównej ku polnemu duktowi odchodził, którym się do pola głównego jechało... I ot, za tą przyczyną ja jeno dziadkowe "prrrr" i "wio" pamiętam, bo by gdzie im co inszego wołać, nie byłoż potrzeby...
UsuńKłaniam nisko:)
Koń mego teścia, a dokładnie kobyła Baśka, ślepa na jedno oko, dobrze znała drogę z każdego pola należącego do mężowskiej rodziny i niewiele trzeba było wysiłku, aby dojechać z pola do stodoły. Najgorzej, gdy trzeba było wykonać skręt pod katem prostym, aby wjechać na podwórko.
OdpowiedzUsuńTraktor nie umywa się do koni!!! Jednak nigdy "nie powoziłam" żadnym traktorem.
Serdecznie pozdrawiam wraz z jesienią.
Mnie ta druga "przyjemność" daną była i tylko utwierdziła w przekonaniu o konia wyższości:)
UsuńKłaniam nisko:)