02 stycznia, 2017

Cytaty miesiąca, czyli credo...

  Tem razem pluraris in titulo,  bo dwa Wam sobie pozwoliłem przytoczyć, choć najradziej bym Wam całego wstępu do "Zaginionych królestw" Normana Davies'a przepisał... A i słówko Wam od siebie winienem względem onegoż tytułowego credo... Owoż nader się to rzadko przydarza, aliści przecie się zdarza, Wam pewnie takoż, że oto czytacie czego i zda Wam się, jakoby ten piszący w Waszej głowie siedział, Wasze nawet jeszcze nie całkiem zebrane i powiązane myśli supłał, Wasze odczucia, Wasze widzenia świata Wam opowiadał, zgrabniej nawet niżlibyśmy tego poradzili uczynić sami, ale to on przecie od tegoż supłania jest, a my amatorzy najwyżej... Ale przecie współczucie jest tak zupełne, współrozumienie tak celne, jakoby iście to przez nas napisane zostało, gdyby kto przymusił się wypowiedzieć... Może nie tak pięknemi słowy, może nie tak składnie, ale przecie nie o to idzie, a o sens tejże myśli głęboki... Dlatego pod obiema temi cytatami (obiema, bo jedna bez drugiej nie wyrazi wszytkiego) jestżem się gotów podpisać rękami obiema, a bym jeno czem tam jeszcze umiał, to pewnie bym jeszcze i tego użył, a konika prosił by i on kopytami przybił...
"Historycy i ich wydawcy spędzają zbyt wiele czasu na sprzedawaniu czytelnikom historii wszystkiego, co uważają za potężne, wybitne, robiące wrażenie, i tracą na to zbyt wiele energii. Zalewają rynek oraz umysły swoich czytelników powodzią opowieści o wielkich mocarstwach, wielkich osiągnięciach, wielkich nikczemnościach, wielkich ludziach, zwycięstwach, bohaterach i wojnach - zwłaszcza tych, o których sądzimy, żeśmy je wygrali.* Motto tych działań mogłoby brzmieć, jeśli już nie "Siła to racja", to przynajmniej "Nic nie odnosi takiego sukcesu jak sukces". Ma się czasem wrażenie, jakby treść książek historycznych, podobnie jak ich sprzedaż, przejęły działy marketingu." **
  "Zadaniem historyka jest zatem coś więcej niż tylko obowiązek dbania o zbiorową pamięć. Garść wydarzeń z przeszłości zapamiętaliśmy aż za dobrze, kosztem innych, równie wartych zapamiętania. Bogaci i potężni mają aż za wiele możliwości uprawiania swoich własnych ogrodów pamięci i odgradzania ich wysokimi parkanami. Naprawdę potrzebni są oddani sprawie podróżnicy zapuszczający się w dzikie ostępy, aby odkrywać na nowo miejsca, o których niemodnie jest pamiętać. Jest to trud podobny do pracy ekologów i obrońców naturalnego środowiska, którzy otaczają opieką ginące gatunki, a badając ptaki dodo i dinozaury, tworzą obraz zarówno obecnej kondycji naszej planety, jak i jej perspektyw na przyszłość. Inspirację dla niniejszych badań nad dziejami niegdysiejszych królestw stanowił taki właśnie rodzaj ciekawości. Historyk, który idzie po śladach [tu padają tytuły dwóch rozdziałów będących i zarazem autorskimi nazwami dla dwóch różnych omawianych w książce "zaginionych królestw"-Wachm.], doznaje takich samych emocji jak ci, którzy tropią ślady pantery śnieżnej lub tygrysa syberyjskiego."
_______________________
* to nie Davies'a podkreślenie, a moje, bom się nadzwyczajnej mądrości tych słów kilku oprzeć nie umiał, by ich i Waszej uwadze jeszcze dobitniej polecić...
** Davies'a ta obserwacja nader dla całego, głównie cudzoziemskiego historycznego światka nader trafną, aliści my się, niestety, zmagamy jeszcze i z przypadłością wtórą, która przeciwnie: nie sukcesy dawne, dla ich braku, gloryfikuje, a klęski przez przodków naszych ponoszone i każe nam czcić najtragiczniejsze durności, zamiast kazać z nich roztropne wyciągać konkluzyje...

21 komentarzy:

  1. Żywo mnie teraz ten problem interesuje.
    Niedawno zostałam zaatakowana za to, że jestem (sić!) historykiem i za to,że merytorycznie potrafiłam obronić swoje stanowisko w kwestii trzymania się tradycji i podstawowych zasad w sztuce (rozchodziło się o haft kaszubski i jego tradycjonalne podjecie do kolorystyki). Jedna pani rewolucjonistka, naskoczyła na mnie i gdy już zabrakło jej argumentów zaatakowała moją osobę, wyciągając mój dyplom i machając nim przed nosem wszystkim co brali udział w tej dyskusji. To było bardzo nieeleganckie zachowanie z jej strony, ponieważ mój dyplom czy tam wiedza, nie miało w tej rozmowie nic do rzeczy. Chodziło o obronę tradycji w sztuce ludowej. Odparłam atak i przystąpiłam do wytłumaczenia (nadal merytorycznie) zdanie po zdaniu co autor miał na myśli, czy rozwiniecie swoich przykładów jakich użyłam do swoich wypowiedzi. I przyszło mi się jeszcze tłumaczyć z tego co nie powiedziałam, a najwyraźniej pani atakująca chciała mi to włożyć w usta. W konsekwencji pani atakująca odwróciła kota ogonem i szerszej publiczności oznajmiła, że ja i tak głupoty gadam i że mój dyplom jeszcze nic o mojej wiedzy nie świadczy. :D Problem był tylko taki, że wiedzę, której użyłam do swojej argumentacji zaczerpnęłam z liceum, kiedy uczyłam się do matury z historii sztuki.... Dla mnie trochę obciach, ale jak ktoś bardzo poważnie traktuje wszystko co przeczytał bez zrozumienia to...to okey.;) Podobne akcje widziałam na forach, dyskusjach fejsbukowych i na portalach historycznych, pod artykułami znanych historyków, gdzie atakowano już poważnych historyków z tytułami i ogromnym dorobkiem naukowym.
    I po tych niezbyt ciekawych akcjach, zaczęłam zastanawiać się jaka jest moja rola jako historyka w tych dziwacznych czasach (bo jako archiwisty to wiem, aż nadto dobrze). O co tu teraz chodzi? Czego niby od nas oczekują ci, którzy chcą coś wiedzieć, ale nie bardzo wiedzą jak się do tego zabrać. (nie mam na myśli tu zwykłych leni, którym nie chcę się czytać) Jak mamy się zachować gdy znajdzie się jakiś arcymądry osobnik i próbuje podważyć autorytet kogoś lub czyjeś tezy i argumenty. Jak odróżnić atak zwykłej zaburzonej osoby, która nie potrafi sobie poradzić z brakiem wiedzy, krytyką, swoimi kompleksami z poważnym atakiem? Kiedy trzeba zareagować, a kiedy dać sobie spokój?
    Nie mam w zwyczaju (i dobrze Wachmistrzu o tym wiesz) iść razem z tłumem i pisać czy badać to o czym wszyscy historycy jak opętani piszą, bo akurat jedyna i słusznie nam panująca partia każe, bo coś się wydarzyło podobnego w świecie i trzeba szybciutko znaleźć analogię w wiekach poprzednich, bo to teraz chwyci i zbiję sobie na tym całkiem niezłą kaskę, poklask i uznanie. I do tego zbiorę 10000000 lajków i pozytywnych komentarzy.
    Pytam, bo pamiętam nasze spotkanie, gdzieś mnie Wachmistrzu lekko objechał i przykazał abym poważnie traktowała swoje studia, a już jak zdobędę dyplom to już traktowała jako swój obowiązek dbania o pamięć i historię, czy jakoś tak to było. :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Objechał?:) Może motywował jeno?:)) A na poważnie to chyba w każdym środowisku znajdzie się ktoś, kto pragnie za wszelką cenę uchodzić za guru, alfę i omegę i jakiegoś nieformalnego przywódcę. Taki ktoś dla zdobycia swej pozycji wykorzysta wszelkie sposobności do dyskredytowania innych, których uważa za zagrożenie dla swojej pozycji i, podług mnie, tak właśnie żeś winna na to wejrzeć, Wilmo... Że komuś zanadto się zdałaś biegłą w temacie i uznał Cię za zagrożenie, które, per fas et nefas, zwalczać trzeba koniecznie... Niestety, nie mam ja na nawiedzonych lekarstwa, bo iżbym miał, to bym już dawno zrobił porządek w tym kraju, a może i w ościennych...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Pantera śnieżna? Dawno niewidziana, ale czytałam książkę, w której autor przyznawał, że widział ;-) Tygrys syberyjki - niedawno znalazł się w rankingu gatunków bezwzględnie zagrożonych wyginięciem na wolności (Wikipedia podaje nieaktualne dane). Nie ma co, historyk to odkrywca światów zaginionych. Pamięć zbiorowa się zatem poszerza, ale pamięć jednostkowa nadal za mała, żeby to wszystko ogarnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamięć jednostkową idzie wspomagać techniką, czy mnemotechniką... Pytanie, czy warto ? Przeciętnemu zjadaczowi chleba to na nic, jeśli nie jest spraw tych pasjonatem; statystom politycznym i władcom by się może i zdało, nawet przez przymus, aliści ci mają i pamięć wybiórczą, a i percepcję podobną...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Książka stoi na półce i czeka w kolejce. Chyba przestawię na początek, a raczej wyniosę do łazienki... albo nie, kolejka do toalety stanie się zbyt długa - położę lepiej przy łóżku! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezły koncept, ale czy to oznacza, że będziesz czytał, czy też będzie działała nasennie?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Czytanie Davisa kończy się u mnie na ogół gdy trzeba Starszej poranną kawę robić! :D

      Usuń
    3. Dobrze zatem, że są jakieś ograniczenia, bo by familia z głodu pomarła:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. 1. Dzisiaj nikt nie wie dokładnie, jak zbudować porządne drewniane koło wozu. A przecież kiedyś kołodzieje stanowili ważne ogniwo rozwoju ludzkości i, zapewne, starali się jakoś przekazywać wiedzę wtajemniczonym. Stąd wniosek, że żadna grupa społeczna nie ma zaklepanej konieczności przetrwania. Stąd dalszy wniosek, że również historycy przeminą bezpowrotnie. A to dlatego, że, właściwie, nikogo poza nimi nie interesuje gmeranie się w mierzwie dziejów. Poza tym warto pamiętać złotą myśl, która mówi, że "Doświadczenie historyczne wskazuje na to, że właśnie absurdalne, a nawet zupełnie idiotyczne idee najłatwiej opanowują umysły mas". Ergo, znajomość historii jest żadna, a będzie jeszcze mniejsza.
    2. Przykro mi, że musiałem Was zasmucić, ale amicus Plato...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakem już Apostacie responsował, własnej poniekąd przywołując definicji dla tejże nauki a i mojej pasji, to historią zwę przeszłość, która nas ukształtowała... I choćby dlatego uważam, że i dziś, i w każdej rozumnej przyszłości, ta przeszłość będzie zbadania godną, jeśli się będzie chciało zrozumieć siebie, swoich rodaków, naszych wrogów i przyjaciół (jeśli jakichś mamy)...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Ślę serdeczne życzenia wszystkiego najlepszego w tym nowym roku, niech się Imć Panu Wachmistrzowi dobrze wiedzie, a i zdrowie niechaj dopisuje :)
    Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z serca dziękuję, a i WMPani rewanżuję życzeniem by i od WMPani te złe dni odbieżały...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Historia... historii... historią...

    H-i-s-t-e-r-i-a...

    1. Jaka jest merytorycznie przekonująca definicja historii?
    2. Co jest, co nie jest historią, bo zasługuje tylko na ubliżającą "definicję" amerykańskiego prostaka Forda [tego od samochodów] - History is bunky?
    3. Sam znam około 50 jej definicji [które nieraz się wykluczają] – z klasyczną, Herodotową na czele. I ręce oraz nogi mi opadają...

    Przyszło mi w życiu obcować z setkami takich, którzy doskonale znali [pamiętali] fakty i daty historyczne i z jednostkami, którzy je rozumieli... Za znawców uchodzili zwykle ci pierwsi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnej zatem (choć i głowy nie dam, zalim tego gdzie nie posłyszał luboż nie przeczytał i za swoją nie przyjął) przedstawić pozwolę: "Historia to przeszłość, która nas ukształtowała"... I choćby dlatego zbadania jest warta...
      Fakty i daty są drugorzędne i może nawet zwyczajnie zaśmiecają pamięć, skoro w razie potrzeby można ich od ręki znaleźć w dziesiątkach źródeł. Dla mnie najważniejszym był zawsze związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy nimi...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. A zatem, jeśli pozwolisz, Wachmistrzu, dołączę Twoją definicję do już posiadanych, a w podzięce dodam taką oto:
      - Historia to uzgodniony zestaw kłamstw [Napoleon I Bonaparte].

      Z pozdrowieniami

      Sigismundus Secundus

      Usuń
    3. A czemuż bym nie dozwalać miał? Z chwilą napisania słów tych na blogu, rzecz staje się własnością publiczną...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Wspaniałego Nowego Roku dla Wachmistrzowej Rodzinki;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. szczur z loch ness5 stycznia 2017 20:50

    Wstrzymywałem się z wpisaniem komentarza, po pierwsze z braku czasu, po wtóre czekając co napiszą godniejsi i po trzecie wreszcie ze względu na zabarwienie polemiczne tego co mógłbym napisać. Skoro historia należy do dziedziny nauki, to obowiązują w niej określone zasady, a mianowicie sprawdzalność źródeł, jak i określone reguły wnioskowania. Jeśli ktoś owe zasady narusza to jest to szalbierstwo, czy też kuglarstwo nie mające z nauką nic wspólnego. Takie przykłady wśród "badań" historycznych pewnie łatwo byłoby Waszmości wskazać. Ale jest i druga strona medalu, o której piszesz, a jednocześnie pomijasz. Otóż, wyniki badań naukowych są wykorzystywane, bo w końcu nauka do tego służy. Zazwyczaj niecnie, czego przejawem i bomba atomowa, czy też koncepcja o wyższości razy aryjskiej. No właśnie. Historyk, podobnie jak i każdy inny naukowiec nie ma wpływu na to, co z jego zapiskami uczynią inni. Dlatego też nie ma co szat rozdzierać nad tym, że "inżynierowie dusz", niejako tradycyjnie wpisują Polaków w martyrologię. To się najzwyczajniej sprawdza, a koncepcja szlachetnej walki dobra ze złem od zawsze działała na wyobraźnię. Stąd pomysły, w których jeśli nawet to umowne zło wydaje się iluzoryczne, to należy owego wroga wykreować. To są dwie różne sprawy. Badania historyczne zmierzające do zobiektywizowania opisu, a jednocześnie zabiegi służące uzyskiwaniu określonych korzyści dla jakiś celów, na co historycy wpływu nie mają.
    Kłaniam z zaścianka Loch Ness :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony słusznie rzeczesz, że winić historyka za to, co z jego dokonaniem polityk czyni, to jak lutnika winić, że jego skrzypcami czy gitarą ktoś tam komuś łba poszczerbił...Nie po temu ta robota była i lutnika kunszt i ochota... Ale polityk robotą historyka bez kręgosłupa sterować potrafi i umie i te już zabiegi znamy z lat minionych doskonale, a zdają się wracać w nowem ujęciu. Ja jednak ma na myśli to, co nawet i bez nacisków niczyich sami historycy sobie jako drogę wybierają, ani nawet rozumiejąc, że w masowości tegoż działania też jest i indoktrynacja niejaka, bo czytelnik innego spojrzenia nie dostaje...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Komentarza nie dodam, bo cóż mogę napisać?:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że nie będę komentarza dodawać?:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)