Pytanie to, w tytule postawione tak śmiało, nie wymaga największego bólu, niczem u Mistrza Ildefonsa, który jego kosztem chciał dociec dlaczego ogórek nie śpiewa... U nas rzecz jest prostsza, a Lectorowie nawykli, że z czasu do czasu cytuję tu kogo, a cytatę okraszam przydawką określającą, że owa cytata jest cytatą miesiąca luboż tygodnia, co miałoby w jakiej koincydencji być do owej znaczenia...
No i w tem całaż turbacyja moja, bo nie wiem prawdziwie jakże mi doniosłości tej cytaty oznaczyć... Najwięcej prawdy bliskie byłoby rzec, że żywota całego...:)
Aliści poniechajmyż owych rozważań, po prawdzie jeno na Berdyczów wiodących i wystawmyż myśl Alana Patricka Herberta w całej urodzie onej:
"Wspomnieć wypada, że natury prawa
Są generalnie na schwał,
I dobro pospólne już się postara,
By wszędzie jakiś alkohol stał.
Alkohol w uprawie bywa i w drzewie,
To musi Natury być plan,
Że winien być pewnie w ilości przyjemnej
We wnętrzu Panów i Pań."
Blog staropolski. Różności historyczne, facecje i refleksyje, spominki i przypowieści oraz czasem i komentarze rzeczywistości dzisiejszej...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą z myśli pokradzionych. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą z myśli pokradzionych. Pokaż wszystkie posty
25 kwietnia, 2020
05 maja, 2019
O tem, że zawdy lepij namyślić się przódzi...
Siedzieli se we karcmie Jasiek ze Staskiem, juz het przynapici ździebełko. Jaśkowi sie zdrzymło. Łeb mu poleciał do miski z krupami. Stasiek se tam cosi rachowoł, spominał, naraz mu się tam jaka dawniejsza sąsiedzka uraza spomniała i wzion sie podniós:
– Jasiek, kruca, zabijym cie! – ozdar sie.
Jasiek społ. Ino mu kłobucek spod na coło…
– Jasiek! – dar sie Stasek – Na mój dusiu, zabijym cie!
Jasiek sie nawet nie rusył. Społ. Stasek za stół łapiył:
– Jasiek !!! Jo nie śpasuje! Zabijym cie, weredo!
Jasiek sie trosecke osotoł, łeb znad miski dźwignon. Kłobucek z coła na tył głowy przesunon i poźroł z litościom na Staska:
– Hej, zabijes mie... Kruca, a z kim bees piył?
– Jasiek, kruca, zabijym cie! – ozdar sie.
Jasiek społ. Ino mu kłobucek spod na coło…
– Jasiek! – dar sie Stasek – Na mój dusiu, zabijym cie!
Jasiek sie nawet nie rusył. Społ. Stasek za stół łapiył:
– Jasiek !!! Jo nie śpasuje! Zabijym cie, weredo!
Jasiek sie trosecke osotoł, łeb znad miski dźwignon. Kłobucek z coła na tył głowy przesunon i poźroł z litościom na Staska:
– Hej, zabijes mie... Kruca, a z kim bees piył?
14 października, 2018
Cytat miesiąca
Tem razem z "Krótkiej historii pijaństwa" Marka Forsytha, a biorąc rzecz ściślej, to nawet ze wstępu do dziełka onego:
" Innymi słowy, kiedy Margaret Thatcher zmarła, nie została pochowana z całym jej szkłem i barkiem, przy którym wysiada najbliższy spożywczy. I uważamy, że to normalne. Więcej, uważalibyśmy za dziwne, gdyby było odwrotnie. Ale to my jesteśmy dziwni, szurnięci, my jesteśmy ekscentrykami. Przez większość znanej historii polityczni przywódcy byli chowani ze wszystkim, czego wymaga dobra, obficie zakrapiana stypa. Potwierdza to cała droga wstecz aż do króla Midasa, przeddynastycznego Egiptu, szamanów starożytnych Chin i, oczywiście, wikingów! Nawet ci, którzy dawno temu wydali ostatnie tchnienie, od czasu do czasu lubią się narąbać. Spytajcie kenijskie plemię Tiriki, które odwiedza groby przodków i na wszelki wypadek polewa je piwem."
i wtóry:
"Pijaństwo jest niemalże uniwersalne. Chlano niemal w każdej kulturze na świecie. Te jedyne ludy, które od chlanie stroniły - w Ameryce Północnej i Australii - skolonizowali ci, którzy nie wylewali za kołnierz. W każdej epoce i każdym miejscu picie ma inny sens. Służy świętowaniu, rytuałowi, jest wymówką, żeby komuś przyłożyć, umożliwia podjęcie decyzji lub podpisanie umowy i ułatwia tysiąc innych przedziwnych praktyk. Kiedy starożytni Persowie musieli podjąć ważną polityczną decyzję , rozpatrywali ją dwa razy: po pijaku i na trzeźwo. Jeśli dochodzili do identycznych wniosków, przystępowali do działania."
" Innymi słowy, kiedy Margaret Thatcher zmarła, nie została pochowana z całym jej szkłem i barkiem, przy którym wysiada najbliższy spożywczy. I uważamy, że to normalne. Więcej, uważalibyśmy za dziwne, gdyby było odwrotnie. Ale to my jesteśmy dziwni, szurnięci, my jesteśmy ekscentrykami. Przez większość znanej historii polityczni przywódcy byli chowani ze wszystkim, czego wymaga dobra, obficie zakrapiana stypa. Potwierdza to cała droga wstecz aż do króla Midasa, przeddynastycznego Egiptu, szamanów starożytnych Chin i, oczywiście, wikingów! Nawet ci, którzy dawno temu wydali ostatnie tchnienie, od czasu do czasu lubią się narąbać. Spytajcie kenijskie plemię Tiriki, które odwiedza groby przodków i na wszelki wypadek polewa je piwem."
i wtóry:
"Pijaństwo jest niemalże uniwersalne. Chlano niemal w każdej kulturze na świecie. Te jedyne ludy, które od chlanie stroniły - w Ameryce Północnej i Australii - skolonizowali ci, którzy nie wylewali za kołnierz. W każdej epoce i każdym miejscu picie ma inny sens. Służy świętowaniu, rytuałowi, jest wymówką, żeby komuś przyłożyć, umożliwia podjęcie decyzji lub podpisanie umowy i ułatwia tysiąc innych przedziwnych praktyk. Kiedy starożytni Persowie musieli podjąć ważną polityczną decyzję , rozpatrywali ją dwa razy: po pijaku i na trzeźwo. Jeśli dochodzili do identycznych wniosków, przystępowali do działania."
15 kwietnia, 2018
Z myśli pokradzionych...
tym razem z listu Erazma z Rotterdamu do Zygmunta Starego, datowanego w Bazylei 15 maja Anno Domini 1527:
"Wielkość ducha objawia się w czasie dzielnie prowadzonych wojen i rozszerzaniu się granic państwa. Ale jaśnieje ona większym jeszcze blaskiem, kiedy pogardzamy tymi rzeczami, które odrzucić zdoła jedynie człowiek o rzeczywiście wspaniałym umyśle. Człowiek ten wyższy jest od innych dlatego, że potrafi rezygnować, gdy nakazuje to dobro Rzeczypospolitej. Kogo gniew albo żądza zemsty pcha do walki, ten się poniża ulegając własnym popędom. Kogo ambicja pobudza do zbrojnego wystąpienia, ten się poniża właśnie dlatego, że słucha ambicji. Ale kto dobro Rzeczypospolitej stawia wyżej niż te wszystkie względy, ten dopiero posiada rzeczywiście wybitny wzniosły umysł."
"Wielkość ducha objawia się w czasie dzielnie prowadzonych wojen i rozszerzaniu się granic państwa. Ale jaśnieje ona większym jeszcze blaskiem, kiedy pogardzamy tymi rzeczami, które odrzucić zdoła jedynie człowiek o rzeczywiście wspaniałym umyśle. Człowiek ten wyższy jest od innych dlatego, że potrafi rezygnować, gdy nakazuje to dobro Rzeczypospolitej. Kogo gniew albo żądza zemsty pcha do walki, ten się poniża ulegając własnym popędom. Kogo ambicja pobudza do zbrojnego wystąpienia, ten się poniża właśnie dlatego, że słucha ambicji. Ale kto dobro Rzeczypospolitej stawia wyżej niż te wszystkie względy, ten dopiero posiada rzeczywiście wybitny wzniosły umysł."
11 marca, 2018
21 stycznia, 2018
Cytat miesiąca...
...a ściślej: cytaty... przyznaję, że cokolwiek obszerne:) Z przedmowy autorskiej Jarosława Molendy do Jego "Historii używek":
" Nie ma i nie było takiej epoki lub kultury* [*- Oprócz Innuitów, bo w ich zasięgu nie rośnie nic, co mogliby wykorzystać- przypis autorski], która nie przeznaczałaby ogromnej ilości energii na produkcję, dystrybucję i konsumpcję roślin psychoaktywnych. Również jedną z charakterystycznych cech współczesnych cywilizacji jest ogromne zapotrzebowanie na wszelkie środki stymulujące, podniecające i narkotyczne[...]
Wzrastający popyt na używki niesie wiele problemów ekonomicznych, społecznych i zdrowotnych, obserwujemy to na przykład w związku z nadużywaniem tytoniu. Sięganie po środki stymulujące nie jest jednak cechą człowieka wysoko rozwiniętej cywilizacji, zagonionego i często zagubionego w otaczającej rzeczywistości. Jest to właściwość zapewne nierozerwalnie związana z samą istotą "człowieczeństwa", z samoświadomością i chęcią ucieczki przed nią.[podkr.moje - Wachm]
[...]Poszukiwanie nowych smaków i nieznanych jeszcze przyjemności w ogromnym stopniu napędzało naszą historię. Pęd do zdobywania różnych nowych specjałów kulinarnych, przywożonych przez podróżników, w pewnym stopniu** doprowadził do powstania nowych szlaków handlowych, kolonializmu, a współcześnie do odrodzenia się niewolnictwa w jego zinstytucjonalizowanej formie.
[...]Społeczeństwo po cichu zachęca nas do pewnych zachowań, które odpowiadają konkretnym uczuciom, wymusza też spożywanie pewnych substancji sprzyjających rozwojowi powszechnie akceptowanych zachowań. Spożywając jedne pokarmy, czujemy się szczęśliwi, inne wywołują w nas senność, podczas gdy jeszcze inne sprawiają, że wzrasta nasza czujność. W zależności od tego, co jemy, możemy być jowialni, podenerwowani, podnieceni lub zestresowani.
[...] Każde pokolenie potrzebuje jakichś środków chemicznych, by radzić sobie z życiowymi problemami: trzeźwość nie jest dla istoty ludzkiej stanem łatwym do zniesienia.
[...] Obecnie wydajemy na napoje alkoholowe czy papierosy więcej niż na szkolnictwo. Pomimo dowodów wiążących papierosy z rakiem płuc, praktycznie wszyscy uważają palenie tytoniu za niewiele mniej naturalne niż jedzenie. Wiedza na temat szkodliwości papierosów zazwyczaj nie wystarcza, by ktoś przestał albo nie zaczął palić. Wręcz przeciwnie: świadomość, że papieros szkodzi, jest chyba absolutnie koniecznym warunkiem popadnięcia w nałóg i umocnienia się w nim. Richard Klein w przewrotnym eseju "Papierosy są boskie" upiera się wręcz przy tezie, że paliłoby niewielu, gdyby papierosy były dobre dla zdrowia[...] Z punktu widzenia pragmatycznego racjonalisty może się to wydawać dziwne, ale historyk wcale się temu nie dziwi. Silne przekonanie o fizycznej rzeczywistości Piekła nigdy nie odwiodło średniowiecznych chrześcijan od robienia tego, co nakazywały im ambicja, żądza czy chciwość..."
__________________________________________
** - "w pewnym" ? Podług Wachmistrza: przede wszystkiem...
10 grudnia, 2017
Cytat miesiąca, czyli niejakie post scriptum do notki "O niegodziwościach listopadowych"
Po prawdzie to już grudzień, aliści zawszeć ta choć ostaje pociecha, żeśmy części pierwszej choć w listopadzie zaczęli...:)
Zełgalibyśmy okrutnie, gdybyśmy nie wspomnieli, że Bonaparta przed tą eskapadą nie przestrzegano... Gdy w przeddzień inwazji umyślił własną osobą się na brzeg Niemna wybrać, by przepraw obejrzeć, zdarzyło się, że szarak jaki koniowi spod kopyt nieledwie pyrgnął, a wierzchowiec nowinom takim niezwyczajny, przeląkł się tego okrutnie, jako to u koni zwyczajnie, że ich byle co płoszy. Napoleon nigdy jakim jeźdźcem nie był szczególnym, co i widać po tym, że zawszeć w długich podróżach wolał swojej berliny*, niż siodła. Ano i co tu będziem wokół prawdy kołować: zleciał nieborak i stłukł sempiterny, co świta onego za zły znak przyjęła i sam Berthier począł go namawiać na odstąpienie od zamysłów, a i insi przyklasnęli, wodzów rzymskich pamięć przywołując, co przed batalijami wróżyć kazali i dla drobniejszych znaków przeciwnych potrafili się cofnąć...
Nikt jednak nie był więcej trafnym, jako własny cesarza posłaniec do służby dyplomatycznej w Rossyi, attache wojskowy przy francuskiej ambasadzie, pułkownik de Ponthon , który uczynił to następującemi słowy:
"Ludy pod Pańskim jarzmem, Sire, nigdy nie będą prawdziwymi sprzymierzeńcem. Pańska armia nie znajdzie ani żywności, ani furażu. Pierwsze deszcze spowodują, że teren będzie nie do przebycia**. A jeśli kampania przeciągnie się do zimy, jak Pańskie oddziały zniosą temperatury minus 20 czy 30 stopni?"
_____________________
* - wehikuł specjalnie dla cesarza skonstruowany, gdzie i może by rzec można, że jakich dzisiejszych kamperów pierwowzór. Okrom resorowania niezwyczajnie starannego, wyposażenie miała iście imponujące: miejsce do spania, podręczną bibliotekę, zestaw map sztabowych, serwis podróżny, utensylia toaletowe i kuchenne i wiele poręcznego drobiazgu. Jako jej przechwyciły Prusaki po bitwie pod Waterloo i królowi swemu odesłały, ten onej wyposażenia rozparcelował jenerałom swoim i faworytom na pamiątkę i tak książę Ferdynand Radziwiłł dostał z tegoż dostatku srebrnej szkandeli do ogrzewania pościeli, której, kto ciekaw, może i dziś podziwiać w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie.
** - choć to powinien był Napoleon zrozumieć, skoro po kampanii na naszych ziemiach w 1807 roku stwierdził, że w Polsce spotkał się z piątym żywiołem: błotem. Wielkiej Armii wprawdzie roztopy nie dokuczyły tak, jak Wehrmachtowi w 1941
Zełgalibyśmy okrutnie, gdybyśmy nie wspomnieli, że Bonaparta przed tą eskapadą nie przestrzegano... Gdy w przeddzień inwazji umyślił własną osobą się na brzeg Niemna wybrać, by przepraw obejrzeć, zdarzyło się, że szarak jaki koniowi spod kopyt nieledwie pyrgnął, a wierzchowiec nowinom takim niezwyczajny, przeląkł się tego okrutnie, jako to u koni zwyczajnie, że ich byle co płoszy. Napoleon nigdy jakim jeźdźcem nie był szczególnym, co i widać po tym, że zawszeć w długich podróżach wolał swojej berliny*, niż siodła. Ano i co tu będziem wokół prawdy kołować: zleciał nieborak i stłukł sempiterny, co świta onego za zły znak przyjęła i sam Berthier począł go namawiać na odstąpienie od zamysłów, a i insi przyklasnęli, wodzów rzymskich pamięć przywołując, co przed batalijami wróżyć kazali i dla drobniejszych znaków przeciwnych potrafili się cofnąć...
Nikt jednak nie był więcej trafnym, jako własny cesarza posłaniec do służby dyplomatycznej w Rossyi, attache wojskowy przy francuskiej ambasadzie, pułkownik de Ponthon , który uczynił to następującemi słowy:
"Ludy pod Pańskim jarzmem, Sire, nigdy nie będą prawdziwymi sprzymierzeńcem. Pańska armia nie znajdzie ani żywności, ani furażu. Pierwsze deszcze spowodują, że teren będzie nie do przebycia**. A jeśli kampania przeciągnie się do zimy, jak Pańskie oddziały zniosą temperatury minus 20 czy 30 stopni?"
_____________________
* - wehikuł specjalnie dla cesarza skonstruowany, gdzie i może by rzec można, że jakich dzisiejszych kamperów pierwowzór. Okrom resorowania niezwyczajnie starannego, wyposażenie miała iście imponujące: miejsce do spania, podręczną bibliotekę, zestaw map sztabowych, serwis podróżny, utensylia toaletowe i kuchenne i wiele poręcznego drobiazgu. Jako jej przechwyciły Prusaki po bitwie pod Waterloo i królowi swemu odesłały, ten onej wyposażenia rozparcelował jenerałom swoim i faworytom na pamiątkę i tak książę Ferdynand Radziwiłł dostał z tegoż dostatku srebrnej szkandeli do ogrzewania pościeli, której, kto ciekaw, może i dziś podziwiać w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie.
** - choć to powinien był Napoleon zrozumieć, skoro po kampanii na naszych ziemiach w 1807 roku stwierdził, że w Polsce spotkał się z piątym żywiołem: błotem. Wielkiej Armii wprawdzie roztopy nie dokuczyły tak, jak Wehrmachtowi w 1941
22 października, 2017
Suplika Lectorom Miłym korna, jako i hetmana wielkiego niejakie odmalowanie...
iżby, zrozumieć zechciawszy, iże niesporo do pisania, gdy człek się cieszy z przyjacioły onych bytnością arcyrzadką, tandem chwilki każdej smakować jest głodnym i ku pisaniu nieskorym, zechcieć raczyli się do dawniejszej noty pokwapić i cyrkumstancyje inflanckie odświeżyć, jako że w kolejnych tu spotkaniach naszych wieść będziem gędźbę naówczas zarzuconą:
O potrzebach i zasadności tegoż miana, takoż o Inflanciech co nieco, czyli do kircholmskiej potrzeby prolegomena nieduża
Iżby zaść nie ze szczętem dzisiaj zawiedzionych bez pociechy ostawić, dykteryjka krótka o hetmanie Chodkiewiczu, która charakteru jego zapalczywego wystawia, co nie bez znaczenia będzie w continuum tamtej themy. Oto z pamiętnikarzy ówcześnych jeden tak tegoż spomina: "Doniesiono raz Chodkiewiczowi, że nieprzeliczone mnóstwo nieprzyjaciół nadchodziło. A lubo bohatyr ten garstkę tylko wojska z sobą prowadził, wziął się jednak zaraz do odebranej tej wiadomości za szablę i rzekł: "To ja szablą ich policzę"."
I wtóra, za relacyją Jerzego Ossolińskiego, której mam w podejrzeniu cokolwiek, że za drugimi powtórzoną to i może cokolwiek wysadzoną, boć w 1612 roku kanclerz przyszły i marszałek, gołowąsem na naukach w kolegium jezuickim będąc w Grazu, na chwilę jeno do ojczyzny zjechał i na powrót na nauki wybył, tem razem do niderlandzkiego Lowanium, a nie z wyprawą Chodkiewicza ku Moskwie...
"6 iulii ruszyło się wojsko spod Krzemieńca ku Borysowu; tam, gdy już wozy, jako zwyczaj, wprzód ze strażą wyszły, uderzono w kotły na samo wojsko. Szły pułki według ordynacyjej hetmańskiej, naprzód Kiszki, starosty pernawskiego, potem Zieniewicza, kasztelana połockiego; za tym Opalińskiego, starosty śremskiego, w których, gdy hetman nie obaczył kilku naznaczonych chorągwi, z gniewem począł się o nie pytać. Powiedzą, że p.Marcin Kazanowski nie dopuścił im z swego pułku ( z którym też już stał w pogotowiu jako do ciągnienia). Skoczy ku niemu z okrutną zapalczywością hetman z buzdyganem, którym nań cisnąwszy, po czapce go zajął i wielkim krzykiem mu od matki łając, dalej go gonił, aż mu między chorągwiami zniknął; chorągwie zaś owe, o które się frasował, już dalej nie czekając rozkazania, jakoby ich piorun wytrzasł, z pułku do pułku przypadły. Patrzał na tę tragedyją królewic [przyszły Władysław IV- Wachm.] tak strwożony, żeby się w nim ledwo mógł krwi dorzezać."
O potrzebach i zasadności tegoż miana, takoż o Inflanciech co nieco, czyli do kircholmskiej potrzeby prolegomena nieduża
Iżby zaść nie ze szczętem dzisiaj zawiedzionych bez pociechy ostawić, dykteryjka krótka o hetmanie Chodkiewiczu, która charakteru jego zapalczywego wystawia, co nie bez znaczenia będzie w continuum tamtej themy. Oto z pamiętnikarzy ówcześnych jeden tak tegoż spomina: "Doniesiono raz Chodkiewiczowi, że nieprzeliczone mnóstwo nieprzyjaciół nadchodziło. A lubo bohatyr ten garstkę tylko wojska z sobą prowadził, wziął się jednak zaraz do odebranej tej wiadomości za szablę i rzekł: "To ja szablą ich policzę"."
I wtóra, za relacyją Jerzego Ossolińskiego, której mam w podejrzeniu cokolwiek, że za drugimi powtórzoną to i może cokolwiek wysadzoną, boć w 1612 roku kanclerz przyszły i marszałek, gołowąsem na naukach w kolegium jezuickim będąc w Grazu, na chwilę jeno do ojczyzny zjechał i na powrót na nauki wybył, tem razem do niderlandzkiego Lowanium, a nie z wyprawą Chodkiewicza ku Moskwie...
"6 iulii ruszyło się wojsko spod Krzemieńca ku Borysowu; tam, gdy już wozy, jako zwyczaj, wprzód ze strażą wyszły, uderzono w kotły na samo wojsko. Szły pułki według ordynacyjej hetmańskiej, naprzód Kiszki, starosty pernawskiego, potem Zieniewicza, kasztelana połockiego; za tym Opalińskiego, starosty śremskiego, w których, gdy hetman nie obaczył kilku naznaczonych chorągwi, z gniewem począł się o nie pytać. Powiedzą, że p.Marcin Kazanowski nie dopuścił im z swego pułku ( z którym też już stał w pogotowiu jako do ciągnienia). Skoczy ku niemu z okrutną zapalczywością hetman z buzdyganem, którym nań cisnąwszy, po czapce go zajął i wielkim krzykiem mu od matki łając, dalej go gonił, aż mu między chorągwiami zniknął; chorągwie zaś owe, o które się frasował, już dalej nie czekając rozkazania, jakoby ich piorun wytrzasł, z pułku do pułku przypadły. Patrzał na tę tragedyją królewic [przyszły Władysław IV- Wachm.] tak strwożony, żeby się w nim ledwo mógł krwi dorzezać."
01 października, 2017
Cytat miesiąca...
tem razem z Jarosława Iwaszkiewicza:
"Wielu ma rywalów książka w naszych czasach - i przez to staje się niemodna. Radio, telewizja, kino - lwią część zabrały te wynalazki z uroku książki. Jednej rzeczy nie mogą jej zabrać: jej ciszy, jej milczenia... Milczenie to - to jest czara, którą możemy napełnić własną treścią, własną wyobraźnią."
"Wielu ma rywalów książka w naszych czasach - i przez to staje się niemodna. Radio, telewizja, kino - lwią część zabrały te wynalazki z uroku książki. Jednej rzeczy nie mogą jej zabrać: jej ciszy, jej milczenia... Milczenie to - to jest czara, którą możemy napełnić własną treścią, własną wyobraźnią."
17 września, 2017
O tropieniu gaf...
... czem się z upodobaniem niejakiem zajmował ongi Stefan Garczyński, upubliczniwszy nawet dziełko sub titulo: "Gafy. Komizm mimowolny", gdzie za exemplum gafy z ignorancji popełnionej, wystawił następującą:
"Savoir-vivre to znajomość towarzyskich form i obyczajów, a "savoir" znaczy wiedzieć. By nie uchybić dobrym manierom, trzeba wiedzieć nie tylko, co przyjęte jest, a co nie, ale także znać... okoliczności. Przez ich ignorancję skompromitował się kiedyś nie byle kto, bo sam szef protokołu dyplomatycznego, generał Wieniawa-Długoszowski [...] podejmując rumuńskich przemysłowców wzniósł toast za zdrowie króla, który od dwóch lat był w grobie. Tak, ignorancja jest najbardziej niebezpieczna, gdy nie podejrzewamy się o nią."
Ano i cóż mi rzec...? Że kaducznie się tu z autorem zgodzę: ignorancja jest naprawdę niebezpieczna, osobliwie, gdy jej u siebie nie dostrzegamy i płodzimy z namaszczeniem bzdurstwa, inszych pouczając... Wieniawa nigdy nie był szefem protokołu dyplomatycznego, jedynym rumuńskim królem, który w latach Międzywojnia pomarł, był Ferdynand I Hohenzollern-Sigmaringen, a stało się to w lipcu 1927 roku, gdy Wieniawa był jeszcze pułkownikiem. Generałem został w 1932 roku. Tyle fakty... A od siebie dodam, że nie wyobrażam sobie, by Wieniawa, będąc mocno w sprawy rumuńskie zaangażowanym*, o śmierci króla Ferdynanda nie wiedział jako może i jeden z pierwszych w Polsce...
______________________________
* - był attaché wojskowym w Bukareszcie w latach 1922-23 i sporo pracował nad sprawą zawarcia sojuszu polsko-rumuńskiego, wspierając tu starania generała Tadeusza Rozwadowskiego, który był osobiście z królem rumuńskim zaprzyjaźniony. Wizytę królewskiego brata, księcia Michała w 1933, zaś nieomalże osobiście pilotował, poczynając od powitania na lotnisku, gdzie nawet na zdjęciach widać, że stoi bliżej księcia, niźli minister Beck.
13 sierpnia, 2017
Sekretarz Polski czyli Ex Libris Wachmistrii kolejne...
... choć rzecz równie dobrze bym mógł w cyklu o okruchach niedawnej codzienności pomieścić... Idzie o dziełko nieduże i nieprzesadnie cenne* w sensie monety brzęczącej, choć nieocenione dla każdego, kto dawnych obyczajów śledzi. Zwie się toto zgoła barokowo, choć w 1947 roku wydane : "Sekretarz polski : praktyczne wzory podań do władz sądowych, skarbowych, wojskowych i administracyjnych, korespondencja handlowa, testamenty, umowy, korespondencja prywatna "/ pióra spółki autorskiej ichmościów Władysława Janusa i Karola Lipeckiego. Wydało tegoż dziełka Wydawnictwo Książek Popularnych, o której to oficynie nic więcej rzec nie mogę, zatem to jaka efemeryda pewnie.
Na stu kilkudziesięciu stronach jest w rzeczy samej wszystko, co tytuł zapowiadał i co z pewnością było przez lat wiele pomocnem ludziom prostym i bez wykształcenia w kleceniu własnych pism, podań, skarg i odwołań, natomiast swoistym curiosum jest dla mnie część poświęcona korespondencji prywatnej, gdzie autorzy, będąc najwyraźniej nader niskiego mniemania o zdolnościach swoich czytelników, podsuwają im teksty gotowe w sprawach już niemal intymnych...
Poniżej próbka : "Zaproszenie do teatru niedawno poznanej panny" oraz dwa alternatywne możebne tejże panny responsy:
" Kraków, dnia.................
WIELCE SZANOWNA PANI !
Jestem przekonany, że list ten bardzo Panią zdziwi. Ale ponieważ mam nadzieję, że przeczyta go Pani do końca i po namyśle wyświadczy mi tę łaskę, że spełni moją śmiałą prośbę, przeto odważam się skreślić tych kilku słów.
Znamy się wprawdzie krótko, bo zaledwie kilka razy miałem możność i zaszczyt przebywać w Pani towarzystwie. Jednak tych kilka miłych uśmiechów, jakimi mnie Pani obdarzyła i tych kilka najmilszych słów, jakie Pani do mnie wypowiedziała, nasunęło mi właśnie śmiałą myśl, by zaproponować Pani spędzenie paru chwil w moim towarzystwie.
Okazja ku temu - pozwolę sobie zaznaczyć - bardzo niewinna i jednocześnie wspaniała, właśnie się nadarzyła. Oto nasz teatr wystawia nową sztukę, doskonałą komedię. Czy nie zgodziła by się więc Pani wybrać ze mną na premierę, która odbędzie się w najbliższą sobotę? Przypuszczam, że gdybym ja okazał się nudny i nieciekawy, to i tak przyjemnie spędzi Pani ten wieczór, bowiem sztuka naprawdę bardzo wesoła.
Bardzo proszę zastanowić się nad moją śmiałą propozycją i jeszcze goręcej proszę, wyrazić swą zgodę. Wyświadczy mi Pani w ten sposób naprawdę wielką łaskę.
Jeszcze raz przepraszając za śmiałość, oczekuję przychylnej odpowiedzi i kreślę się z poważaniem
Adam Adamski "
" Kraków, dnia.................
SZANOWNY PANIE !
Nie pomylił się Pan, Panie Adamie, list Pański bardzo mnie zdziwił, gdyż propozycja w nim wyrażona była dla mnie wielką niespodzianką. Dla uspokojenia spieszę jednak dodać, że ta wielka niespodzianka była dla mnie jednocześnie bardzo przyjemna. Oceniam należycie Pańskie zaproszenie i wdzięczna jestem, że myśląc o rozrywce, nie zapomniał Pan o mnie.
Na premierę zamierzałam pójść sama, względnie z koleżanką, bo słyszałam, że to naprawdę doskonała komedia. List Pana wybawił mnie z kłopotu szukania towarzyszki na ten wieczór. Jeszcze raz dziękując za zaproszenie, zasyłam pozdrowienia i pozostaję
z poważaniem
Anna Janicka "
" Kraków, dnia.................
SZANOWNY PANIE !
List Pana wprawił mnie w zakłopotanie, gdyż nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek obdarzała Pana takimi uśmiechami i słówkami - jak to Pan pisze - że te upoważniły Pana do wystąpienia z tak nieoczekiwaną propozycją. Całą sprawę traktuję więc jako małe, a przeze mnie nie zawinione nieporozumienie.
Do soboty jeszcze daleko, mam więc nadzieję, że mimo mojej odmownej odpowiedzi, zdoła Pan poszukać sobie milszej ode mnie towarzyszki na ten wieczór. Życzę w każdym bądź razie przyjemnej zabawy.
z poważaniem
Anna Janicka "
_____________________
* - komu ciekawo, może wpisać owo titulum i autorów w wyszukiwarkę i między inszemi znaleziskami znajdzie i z jakiej aukcyi domu aukcyjnego zapis, gdzie tejże pozycji ceni się współcześnie na 4 złote i groszy 44
Na stu kilkudziesięciu stronach jest w rzeczy samej wszystko, co tytuł zapowiadał i co z pewnością było przez lat wiele pomocnem ludziom prostym i bez wykształcenia w kleceniu własnych pism, podań, skarg i odwołań, natomiast swoistym curiosum jest dla mnie część poświęcona korespondencji prywatnej, gdzie autorzy, będąc najwyraźniej nader niskiego mniemania o zdolnościach swoich czytelników, podsuwają im teksty gotowe w sprawach już niemal intymnych...
Poniżej próbka : "Zaproszenie do teatru niedawno poznanej panny" oraz dwa alternatywne możebne tejże panny responsy:
" Kraków, dnia.................
WIELCE SZANOWNA PANI !
Jestem przekonany, że list ten bardzo Panią zdziwi. Ale ponieważ mam nadzieję, że przeczyta go Pani do końca i po namyśle wyświadczy mi tę łaskę, że spełni moją śmiałą prośbę, przeto odważam się skreślić tych kilku słów.
Znamy się wprawdzie krótko, bo zaledwie kilka razy miałem możność i zaszczyt przebywać w Pani towarzystwie. Jednak tych kilka miłych uśmiechów, jakimi mnie Pani obdarzyła i tych kilka najmilszych słów, jakie Pani do mnie wypowiedziała, nasunęło mi właśnie śmiałą myśl, by zaproponować Pani spędzenie paru chwil w moim towarzystwie.
Okazja ku temu - pozwolę sobie zaznaczyć - bardzo niewinna i jednocześnie wspaniała, właśnie się nadarzyła. Oto nasz teatr wystawia nową sztukę, doskonałą komedię. Czy nie zgodziła by się więc Pani wybrać ze mną na premierę, która odbędzie się w najbliższą sobotę? Przypuszczam, że gdybym ja okazał się nudny i nieciekawy, to i tak przyjemnie spędzi Pani ten wieczór, bowiem sztuka naprawdę bardzo wesoła.
Bardzo proszę zastanowić się nad moją śmiałą propozycją i jeszcze goręcej proszę, wyrazić swą zgodę. Wyświadczy mi Pani w ten sposób naprawdę wielką łaskę.
Jeszcze raz przepraszając za śmiałość, oczekuję przychylnej odpowiedzi i kreślę się z poważaniem
Adam Adamski "
" Kraków, dnia.................
SZANOWNY PANIE !
Nie pomylił się Pan, Panie Adamie, list Pański bardzo mnie zdziwił, gdyż propozycja w nim wyrażona była dla mnie wielką niespodzianką. Dla uspokojenia spieszę jednak dodać, że ta wielka niespodzianka była dla mnie jednocześnie bardzo przyjemna. Oceniam należycie Pańskie zaproszenie i wdzięczna jestem, że myśląc o rozrywce, nie zapomniał Pan o mnie.
Na premierę zamierzałam pójść sama, względnie z koleżanką, bo słyszałam, że to naprawdę doskonała komedia. List Pana wybawił mnie z kłopotu szukania towarzyszki na ten wieczór. Jeszcze raz dziękując za zaproszenie, zasyłam pozdrowienia i pozostaję
z poważaniem
Anna Janicka "
" Kraków, dnia.................
SZANOWNY PANIE !
List Pana wprawił mnie w zakłopotanie, gdyż nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek obdarzała Pana takimi uśmiechami i słówkami - jak to Pan pisze - że te upoważniły Pana do wystąpienia z tak nieoczekiwaną propozycją. Całą sprawę traktuję więc jako małe, a przeze mnie nie zawinione nieporozumienie.
Do soboty jeszcze daleko, mam więc nadzieję, że mimo mojej odmownej odpowiedzi, zdoła Pan poszukać sobie milszej ode mnie towarzyszki na ten wieczór. Życzę w każdym bądź razie przyjemnej zabawy.
z poważaniem
Anna Janicka "
_____________________
* - komu ciekawo, może wpisać owo titulum i autorów w wyszukiwarkę i między inszemi znaleziskami znajdzie i z jakiej aukcyi domu aukcyjnego zapis, gdzie tejże pozycji ceni się współcześnie na 4 złote i groszy 44
29 lipca, 2017
O zabawach kasynowych dawniejszych...
...niektórych ma się rozumieć :), opowiemy cytując z memuarów komandora Borysa Karnickiego, wojennego dowódcy naszego podwodnego okrętu ORP "Sokół"*:
"Życie na Wybrzeżu i w Gdyni było latem bardzo ożywione. Letnicy z całej Polski roili się i każdy mundur marynarski był dla nich wielką atrakcją. Ale jesienią zimą i wiosną budująca się Gdynia nie była tak atrakcyjna, (...) najczęściej szło się do kasyna oficerskiego na Oksywiu. Grało się w bilard albo w brydża, a potem pan Józef robił kolację, przeważnie kaszankę z kiszoną kapustą. Jeśli do kolacji zasiadało nas mniej niż czterech, zapraszało się portret jednego z naszych przodków morskich z kolekcji wiszącej na sali balowej. A więc kapra Dickmana** albo dowódcę armady Krzysztofa Arciszewskiego. Popiersie zaproszonego gościa stawiało się na krześle i wtedy wyglądał on jak żywy. Myśmy do kolacji pili wódkę, a zaproszony dostawał kieliszek kolorowego likieru. Przyjemnie było patrzeć jak Krzysztofowi Arciszewskiemu likier skapywał z brody na dublet..."
________________________________
________________________________
* - W chwili wybuchu wojny zastępcy dowódcy ORP"Wilk", niemniej później wsławionego komandora Bolesława Romanowskiego, którego najsłynniejsze dokonania jednak przypadły na okres dowodzenia przez Romanowskiego ORP"Dzik". Po stracie ORP "Orzeł" Royal Navy postanowiła przekazać nam nowy okręt podwodny, właśnie ORP"Sokół" i powierzono go Karnickiemu. Obydwaj, i okręt i jego kapitan przeszli do legendy, a za atak na włoską bazę w Navarino Karnicki otrzymał Virtuti Militari (dekorujący go Sikorski uczynił to własnym krzyżem, z własnej piersi odpiętym).
** - (właśc.Dickmanna), uznawanego za dowódcę naszej floty w bitwie pod Oliwą w 1627 roku.
** - (właśc.Dickmanna), uznawanego za dowódcę naszej floty w bitwie pod Oliwą w 1627 roku.
23 lipca, 2017
O etymologii partacza...
We średnich wiekach, gdy miastami prawdziwie cechy rzemieślnicze władały, ordonansami swemi i ukazami niemal całe życie cechowe regulując, cale ważkiem było równowagi zachowanie między podażą rękodzieł, a popytem na nie… Cechy dzierżyły k’temu kilka nawet kluczy: pozwoleństwami na wyzwolenie czeladnicze lubo na posiedlenie się z daleka przybyłego mistrza ilość rzemieślników w grodzie właściwą utrzymywano, cenami sprzedaży i cłami oraz rogatkowem ilość produktu na rynku… I wszytko by było ładnie, pięknie, a majsterkowie szczęśliwi, gdybyż nie odwieczny u ludzi grosiwa niedostatek*, przez którą to przypadłość lud prosty (aleć i całkiem pokręcony takoż:) nader niechętnie się z niem rozstaje i ustawicznie jakiej "Biedronki" szuka, by przecie taniej kupić...
O wieleż na żywność sam rynek był mechanizmem znakomicie się regulującym, bo tu zazwyczaj prawa podaży i popytu robiły swoje, a włodarze miejscy starali się nie ingerować, znając, że droga żywność, to pierwszy do rozruchów przystępek, tak z wyrobem rzemieślniczym już było jakem we wstępie opisał, tandem ludek grodzki nie miał czego w mieście klemencji w cenach szukać, tandem nalazł go... poza miasta bramą (łac.porta). Tam się gnieździli przybysze do miasta przez rajców nie wpuszczeni, tam czeladnicy zbuntowani, latami wyzwolin swych czekający… Obligiem cechu nie związani mogliż i tanio co tam uczynić i taniej przedać, co nie dziwne, że mało miłe się cechowym zdało… A że jurydycznie miasto onym „zabramnym” czyli portaczom niewieleż uczynić mogło… ostał się jeno osobliwy antymarketing:)), gdzie na wsze sposoby mieszczanom produkta konkurencyi zohydzić się starano! Oczywista; w pierwszej kolei lichość okrutną im wmawiając, za drugą koleią ukazując, że władzom cechu nie podlegając, portacze takoż prawideł, jako byśmy dziś rzekli gwarancji i rękojmi niezwyczajni byli…
A prawda jakaż? Ano zapewne, jako pospolicie po świecie bywa: pośrzodku… aniż owe ciżmy, pasy, kaftany, beczki i garnce takie liche nie były, jako im wmawiano… ani też, dla taniości powabu, tak jednakie, jako te grodowe, co przysięgali drudzy…
A nam po dziś dzień ono miano ostało…aleć i ta metoda konkurencyi zohydzania… I dziś nam hydraulik jaki:))))) mruczy o partactwie tego, co to przed nim tego czy owego podłączał...
A nam po dziś dzień ono miano ostało…aleć i ta metoda konkurencyi zohydzania… I dziś nam hydraulik jaki:))))) mruczy o partactwie tego, co to przed nim tego czy owego podłączał...
__________________________
* - Marian Załucki: "I tylko w sercu pretensja gorzka do Fenicjan,
którym wynaleźć pieniądze niegdyś się udało;
Wynaleźli, to dobrze,
ale czemu tak mało…"
07 lipca, 2017
Cytat miesiąca...
Tem razem z książki Wiktora Suworowa (Władimira Bogdanowicza Rezuna) sub titulo "Matka diabła"*, po której to lekturze żem całkiem nowemi wejrzał oczami na kryzys kubański roku 1963, osobliwie zaś na rolę rzekomo najwybitniejszego agenta tamtych czasów, pułkownika Olega Pieńkowskiego... Aliści cytat jednak nie tych się tyczy spraw, jeno sposobu postrzegania roli historyka przez autora, w której żem się i sam poniekąd odnalazł, a sposób myślenia może się okazać Lectorom "Pogderanek" zadziwiająco znajomy...:)
s.285: "Zarzucają mi: Prawdziwa nauka postępuje inaczej - gromadzi się i analizuje fakty, następnie wyciąga się wnioski. U ciebie jest odwrotnie: najpierw wyciągasz wnioski, a potem tymi wnioskami wyjaśniasz wszystkie fakty. To nie jest podejście naukowe!
Rzeczywiście to jest podejście nienaukowe. To podejście wywiadowcze - skupić się na jakimś drobnym, ale niepasującym do całości szczególe, jakimś drobiazgu. Na przykład na ścieżce leży złamana gałązka. Skąd? Trzeba znaleźć dla tego dziwnego faktu wytłumaczenie, dopiero wówczas można zrozumieć całą resztę. Zresztą tak działa nie tylko wywiad. Czytaliście książki o Sherlocku Holmesie? Właśnie! Wspomniany Holmes też zwracał uwagę na jakieś dziwne okruchy, listki i plamki, znajdował logikę w rzeczach na pierwszy rzut oka nielogicznych i wtedy wyjaśniał pozostałe fakty.
Analityk wywiadu wojskowego działa jak śledczy. Nikt mu nie będzie wyjaśniał logiki wydarzeń. Na tym polega jego praca, żeby tę logikę odnaleźć. Sejfów przed szpiegiem też nikt nie otwiera na oścież. Zresztą przed historykiem - też. Dlatego historyk i szpieg są pokrewnymi zawodami. Ich zadanie polega na tym, żeby dostać się do strzeżonych tajemnic. A gdy nie uda się uzyskać dostępu do dokumentów, to pozostaje tylko odgadnąć te tajemnice, które są schowane w sejfach i skarbcach. Zrozumienie tajemnic historii to rozpoznanie przeszłości. Historyk potrzebuje do tego nie mniej odwagi. Ryzykuje życie jak szpieg: mogą go skrócić o głowę. Albo co innego."
________________________
* - owa tytułowa "matka diabła" jest swoistym rosyjskim idiomem i funkcjonuje w zasadzie tylko w zwrocie "pokazać komuś matkę Kuźkina (Kuz'kinu mat')", którego zupełnie nie rozumieli tłumacze okcydentalni Chruszczowa tłumaczący i nawet gdy ów tego zwrotu użył pod adresem Zachodu (a używał często) w swym słynnym wystąpieniu w ONZ, gdzie butem walił o blat stołu delegacji sowieckiej, zza którego się pienił (a nie jak się powszechnie uważa: w mównicę w sali Zgromadzenia Ogólnego), to owi swoim politykom nie przełożyli tego jako się należy i chyba nikt wówczas nie pomiarkował, że im oto sowiecki przywódca właśnie obiecał otwarcie wrót piekieł i Armagedon...
s.285: "Zarzucają mi: Prawdziwa nauka postępuje inaczej - gromadzi się i analizuje fakty, następnie wyciąga się wnioski. U ciebie jest odwrotnie: najpierw wyciągasz wnioski, a potem tymi wnioskami wyjaśniasz wszystkie fakty. To nie jest podejście naukowe!
Rzeczywiście to jest podejście nienaukowe. To podejście wywiadowcze - skupić się na jakimś drobnym, ale niepasującym do całości szczególe, jakimś drobiazgu. Na przykład na ścieżce leży złamana gałązka. Skąd? Trzeba znaleźć dla tego dziwnego faktu wytłumaczenie, dopiero wówczas można zrozumieć całą resztę. Zresztą tak działa nie tylko wywiad. Czytaliście książki o Sherlocku Holmesie? Właśnie! Wspomniany Holmes też zwracał uwagę na jakieś dziwne okruchy, listki i plamki, znajdował logikę w rzeczach na pierwszy rzut oka nielogicznych i wtedy wyjaśniał pozostałe fakty.
Analityk wywiadu wojskowego działa jak śledczy. Nikt mu nie będzie wyjaśniał logiki wydarzeń. Na tym polega jego praca, żeby tę logikę odnaleźć. Sejfów przed szpiegiem też nikt nie otwiera na oścież. Zresztą przed historykiem - też. Dlatego historyk i szpieg są pokrewnymi zawodami. Ich zadanie polega na tym, żeby dostać się do strzeżonych tajemnic. A gdy nie uda się uzyskać dostępu do dokumentów, to pozostaje tylko odgadnąć te tajemnice, które są schowane w sejfach i skarbcach. Zrozumienie tajemnic historii to rozpoznanie przeszłości. Historyk potrzebuje do tego nie mniej odwagi. Ryzykuje życie jak szpieg: mogą go skrócić o głowę. Albo co innego."
________________________
* - owa tytułowa "matka diabła" jest swoistym rosyjskim idiomem i funkcjonuje w zasadzie tylko w zwrocie "pokazać komuś matkę Kuźkina (Kuz'kinu mat')", którego zupełnie nie rozumieli tłumacze okcydentalni Chruszczowa tłumaczący i nawet gdy ów tego zwrotu użył pod adresem Zachodu (a używał często) w swym słynnym wystąpieniu w ONZ, gdzie butem walił o blat stołu delegacji sowieckiej, zza którego się pienił (a nie jak się powszechnie uważa: w mównicę w sali Zgromadzenia Ogólnego), to owi swoim politykom nie przełożyli tego jako się należy i chyba nikt wówczas nie pomiarkował, że im oto sowiecki przywódca właśnie obiecał otwarcie wrót piekieł i Armagedon...
11 czerwca, 2017
Cytat miesiąca
Tem razem z książki Stanisława Cata-Mackiewicza o Dostojewskim, przecie nim go przytoczę, dwóch słów do cyrkumstancyj tam przywołanych Lectorom przybliżyć potrzeba koniecznie... Otóż młodziuchny Dostojewski był się udzielał między inszemi początkującemi a śniącemi o sławie literatami w kółku dyskusyjnym niejakiego Pietraszewskiego, gdzie gromy rzucano na panujące w Rossyi stosunki, osobliwie ślepe carowi poddaństwo i w ogólności na zacofanie tameczne, słowem to wszystko, co już od słynnych listów kniazia Kurbskiego do Iwana Groźnego, poprzez "Listy z Rosji" markiza de Custin piętnują tamtejsi i przejezdni ludzie światlejsi, ma się rozumieć, piętnują najradziej wydobywszy się z tego kraju, bo piętnowanie połączone z pozostaniem w niem wewnątrz zazwyczaj źle się tam kończy...
Źle się skończyło i dla "zapadników" z koła Pietraszewców, bo car Mikołaj I był osobnikiem niemal zupełnie wyzutym z poczucia humoru, a że rzecz się miała wraz po europejskiej Wiośnie Ludów 1848 roku, to i ów nieprzesadnie bystry rosyjski monarcha, pomiarkował sztubackie i idealistyczno-romantyczne uniesienia Pietraszewców niczem pojawienie się nad Newą jakich jakobinów zgoła i wrychle owi zaludnili cele Twierdzy Pietropawłowskiej, po czem poddani zostali wielomięsięcznemu śledztwu i dwudziestu jeden z nich zostało skazanych, z czego szesnastu na karę śmierci. I oto 22 grudnia 1849 na Placu Siemionowskim ustawiono szafot, na placu stanęło kilka pułków piechoty, w tem moskiewski pułk lejbgwardyjski, a to temuż, że jeden ze skazańców tegoż pułku był oficyjerem, tandem dla onego pohańbienia większego, a sobie dla pouczającego przykładu musieli owi nieboracy przemaszerować zimową porą* niemal siedemset wiorst** w jedną stronę, zasię po kaźni jeszcze i powrócić nazad. Do tego tłum, głównie z ciekawskich złożony, pop i, ma się rozumieć, skazańcy, siniejący z zimna w swoich letnich ubrankach, czyli tych, w których ich w kwietniu i maju przyaresztowano... Odbyła się niemal cała ceremonia kaźni, aż do momentu, gdy przywiązano do trzech słupów pierwszych trzech rozstrzelania czekających, w tem Pietraszewskiego i jenerał Rostowcew, dobrany do tej roli chyba jeszcze na większe oczekujących śmierci cierpienie i szyderstwo, bo to był jąkała okrutny, począł onym czytać coś, co miało być wyrokiem, a okazało się aktem łaski, na tem polegającej, że nikt dnia tego żywota nie postradał, a pomieniono im tegoż na katorgę (w przypadku Dostojewskiego czteroletnią, wzbogaconą dwuletnią karną służbą jako szeregowca*** w odległym prowincjonalnym batalionie...
No i po tym krótkim wstępie możemy przejść wreszcie do cytatu z Mackiewicza:
"Pewien król w średniowieczu skazał swego karła na śmierć, postawiono go na szafocie jak Dostojewskiego w 1849 r., położono mu głowę na pieńku, a kat uderzył go po szyi kawałkiem kiełbasy. Obecni wybuchnęli śmiechem, lecz karzeł tego śmiechu już nie słyszał - umarł ze strachu. Tutaj prostactwo ludzkie dążyło do użycia cierpień ludzkich w charakterze elementu komicznego. Prostactwo tego typu działa po dziś dzień, zwłaszcza w dziedzinie pedagogii."
_____________________
* - tym, co tego nie miarkują w całej swej grozie, przypomnę, że słynny Bonaparta odwrót spod Moskwy, gdzie mało kto żyw Berezyny dobrnął, a i z tych jeno szczęśliwcy ją przekroczyli, odbywał się nie w jakim zimy największym nasileniu w styczniu, czy lutym, a właśnie w listopadzie...
** do 1835 roku 1077 metrów, po tym roku 1066,73 metra
*** - Dostojewski ukończył petersburską Wojskową Szkołę Inżynieryjną z tytułem inżyniera-podporucznika, a potem jeszcze awansował na porucznika, zatem oznaczało to jeszcze i dodatkowo hańbiącą degradację. Służba w 7 Syberyjskim Batalionie Liniowym w Semipałatyńsku wykazała zresztą jak umownie należy rozumieć wszelkie rosyjskie wyroki, bo skazany na dwa tej służby lata, przepędził w niej lata od 1854 do 1859 i wówczas dopiero pozwolono mu wrócić (bardzo prawdopodobne, że za wstawiennictwem jednego z wcześniejszych absolwentów tej samej Szkoły Inżynieryjnej, Edwarda Totlebena, wsławionego obroną Sewastopola w wojnie krymskiej, do którego to generała Dostojewski pisał z prośbą o wstawiennictwo), najpierw do Tweru, a później do Petersburga. Rosjanie nazywają to "ułaskawieniem"...
Źle się skończyło i dla "zapadników" z koła Pietraszewców, bo car Mikołaj I był osobnikiem niemal zupełnie wyzutym z poczucia humoru, a że rzecz się miała wraz po europejskiej Wiośnie Ludów 1848 roku, to i ów nieprzesadnie bystry rosyjski monarcha, pomiarkował sztubackie i idealistyczno-romantyczne uniesienia Pietraszewców niczem pojawienie się nad Newą jakich jakobinów zgoła i wrychle owi zaludnili cele Twierdzy Pietropawłowskiej, po czem poddani zostali wielomięsięcznemu śledztwu i dwudziestu jeden z nich zostało skazanych, z czego szesnastu na karę śmierci. I oto 22 grudnia 1849 na Placu Siemionowskim ustawiono szafot, na placu stanęło kilka pułków piechoty, w tem moskiewski pułk lejbgwardyjski, a to temuż, że jeden ze skazańców tegoż pułku był oficyjerem, tandem dla onego pohańbienia większego, a sobie dla pouczającego przykładu musieli owi nieboracy przemaszerować zimową porą* niemal siedemset wiorst** w jedną stronę, zasię po kaźni jeszcze i powrócić nazad. Do tego tłum, głównie z ciekawskich złożony, pop i, ma się rozumieć, skazańcy, siniejący z zimna w swoich letnich ubrankach, czyli tych, w których ich w kwietniu i maju przyaresztowano... Odbyła się niemal cała ceremonia kaźni, aż do momentu, gdy przywiązano do trzech słupów pierwszych trzech rozstrzelania czekających, w tem Pietraszewskiego i jenerał Rostowcew, dobrany do tej roli chyba jeszcze na większe oczekujących śmierci cierpienie i szyderstwo, bo to był jąkała okrutny, począł onym czytać coś, co miało być wyrokiem, a okazało się aktem łaski, na tem polegającej, że nikt dnia tego żywota nie postradał, a pomieniono im tegoż na katorgę (w przypadku Dostojewskiego czteroletnią, wzbogaconą dwuletnią karną służbą jako szeregowca*** w odległym prowincjonalnym batalionie...
No i po tym krótkim wstępie możemy przejść wreszcie do cytatu z Mackiewicza:
"Pewien król w średniowieczu skazał swego karła na śmierć, postawiono go na szafocie jak Dostojewskiego w 1849 r., położono mu głowę na pieńku, a kat uderzył go po szyi kawałkiem kiełbasy. Obecni wybuchnęli śmiechem, lecz karzeł tego śmiechu już nie słyszał - umarł ze strachu. Tutaj prostactwo ludzkie dążyło do użycia cierpień ludzkich w charakterze elementu komicznego. Prostactwo tego typu działa po dziś dzień, zwłaszcza w dziedzinie pedagogii."
_____________________
* - tym, co tego nie miarkują w całej swej grozie, przypomnę, że słynny Bonaparta odwrót spod Moskwy, gdzie mało kto żyw Berezyny dobrnął, a i z tych jeno szczęśliwcy ją przekroczyli, odbywał się nie w jakim zimy największym nasileniu w styczniu, czy lutym, a właśnie w listopadzie...
** do 1835 roku 1077 metrów, po tym roku 1066,73 metra
*** - Dostojewski ukończył petersburską Wojskową Szkołę Inżynieryjną z tytułem inżyniera-podporucznika, a potem jeszcze awansował na porucznika, zatem oznaczało to jeszcze i dodatkowo hańbiącą degradację. Służba w 7 Syberyjskim Batalionie Liniowym w Semipałatyńsku wykazała zresztą jak umownie należy rozumieć wszelkie rosyjskie wyroki, bo skazany na dwa tej służby lata, przepędził w niej lata od 1854 do 1859 i wówczas dopiero pozwolono mu wrócić (bardzo prawdopodobne, że za wstawiennictwem jednego z wcześniejszych absolwentów tej samej Szkoły Inżynieryjnej, Edwarda Totlebena, wsławionego obroną Sewastopola w wojnie krymskiej, do którego to generała Dostojewski pisał z prośbą o wstawiennictwo), najpierw do Tweru, a później do Petersburga. Rosjanie nazywają to "ułaskawieniem"...
07 kwietnia, 2017
Cytat miesiąca...
a właściwie dwa... Jeden spod pióra człeka, którego próżno o jakąkolwiek ku nam sympatię posądzać, pruskiego jenerała, teoretyka wojny, ale wtóry autorstwa patrioty najszczerszego, a i przez niektórych (z Wachmistrzem włącznie) uważanego za właściwego Wieszcza Czwartego, a jeśliby się kto upierać miał, że ich jeno Trzech, to i tam bym go widział, w miejsce autora tak naprawdę jednego (no... może dwóch) znaczącego dzieła, rozhamletyzowanego dandysa, wiecznie rozdartego między ojcem-zaprzańcem i własnemi lękami i marzeniami...
Cytaty zaś oba, podług mnie, w zadziwiającej zbieżności, na osoby autorów zważywszy...
"Czyż istotnie można było Polskę uważać za państwo europejskie, za jednolitą cząstkę europejskiej rzeczypospolitej państw? Nie! To było państwo tatarskie (…) Istotna zmiana tego stanu tatarskiego mogłaby być dziełem połowy czy też całego stulecia, gdyby przywódcy tego narodu chcieli tego. Sami oni jednak byli zbyt Tatarami, aby życzyć sobie takiej zmiany. Ich rozwiązłe (liederliches znaczy również niechlujne, nieporządne) życie państwowe i niezmierzona lekkomyślność (Leichtsinn znaczy również nierozwagę, beztroskę) szły ręka w rękę i w ten sposób pędzili w przepaść."
Carl von Clausewitz O Wojnie Księga VI, rozdział szósty *
i Cyprian Kamil Norwid w liście do Michaliny Dziekońskiej na 14 listopada Roku Pańskiego 1862 datowanem:
"Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym.
Może powieszą mię kiedyś ludzie serdeczni za te prawdy, których istotę powtarzam lat około dwanaście, ale gdybym miał dziś na szyi powróz, to jeszcze gardłem przywartym chrypiałbym, że Polska jest ostatnie na ziemi społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród. Kto zaś jedną nogę ma długą jak oś globowa, a drugiej wcale nie ma, ten – o! jakże ułomny kaleka jest !
Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszystkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne – monumentalnie znakomite. Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł – i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi … Słońce nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem…”
____________________________
Cytaty zaś oba, podług mnie, w zadziwiającej zbieżności, na osoby autorów zważywszy...
"Czyż istotnie można było Polskę uważać za państwo europejskie, za jednolitą cząstkę europejskiej rzeczypospolitej państw? Nie! To było państwo tatarskie (…) Istotna zmiana tego stanu tatarskiego mogłaby być dziełem połowy czy też całego stulecia, gdyby przywódcy tego narodu chcieli tego. Sami oni jednak byli zbyt Tatarami, aby życzyć sobie takiej zmiany. Ich rozwiązłe (liederliches znaczy również niechlujne, nieporządne) życie państwowe i niezmierzona lekkomyślność (Leichtsinn znaczy również nierozwagę, beztroskę) szły ręka w rękę i w ten sposób pędzili w przepaść."
Carl von Clausewitz O Wojnie Księga VI, rozdział szósty *
i Cyprian Kamil Norwid w liście do Michaliny Dziekońskiej na 14 listopada Roku Pańskiego 1862 datowanem:
"Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym.
Może powieszą mię kiedyś ludzie serdeczni za te prawdy, których istotę powtarzam lat około dwanaście, ale gdybym miał dziś na szyi powróz, to jeszcze gardłem przywartym chrypiałbym, że Polska jest ostatnie na ziemi społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród. Kto zaś jedną nogę ma długą jak oś globowa, a drugiej wcale nie ma, ten – o! jakże ułomny kaleka jest !
Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszystkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne – monumentalnie znakomite. Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł – i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi … Słońce nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem…”
____________________________
* - swoista losu ironia, że autor tak naszem dawniejszym bytem państwowym pogardzający, stał się poniekąd kolejną ofiarą naszej liederliches Leichtsinn, czyli w tym przypadku naszego powstania listopadowego, bo mianowany szefem sztabu armii von Gneisenaua, mającej za zadanie być w gotowości do pilnowania granic, a może i do wkroczenia do Królestwa Polskiego, by dopomóc powstanie zdławić, gdyby Moskale sami nie poradzili, luboż powstańcy by zbytnio pruskim interesom zagrozić mogli, stacjonował po pogranicznych garnizonach, głównie w Poznaniu, i pomarł był we Wrocławiu 16 listopada 1831 od cholery, której przywlekła ze sobą z Rossyi armia Dybicza, na powstańców idąca... O zgonach zaś z tą epidemiją wiązanych samego Dybicza, jako i wielkiego księcia Konstantego pisałżem już ongi tutaj.
02 stycznia, 2017
Cytaty miesiąca, czyli credo...
Tem razem pluraris in titulo, bo dwa Wam sobie pozwoliłem przytoczyć, choć najradziej bym Wam całego wstępu do "Zaginionych królestw" Normana Davies'a przepisał... A i słówko Wam od siebie winienem względem onegoż tytułowego credo... Owoż nader się to rzadko przydarza, aliści przecie się zdarza, Wam pewnie takoż, że oto czytacie czego i zda Wam się, jakoby ten piszący w Waszej głowie siedział, Wasze nawet jeszcze nie całkiem zebrane i powiązane myśli supłał, Wasze odczucia, Wasze widzenia świata Wam opowiadał, zgrabniej nawet niżlibyśmy tego poradzili uczynić sami, ale to on przecie od tegoż supłania jest, a my amatorzy najwyżej... Ale przecie współczucie jest tak zupełne, współrozumienie tak celne, jakoby iście to przez nas napisane zostało, gdyby kto przymusił się wypowiedzieć... Może nie tak pięknemi słowy, może nie tak składnie, ale przecie nie o to idzie, a o sens tejże myśli głęboki... Dlatego pod obiema temi cytatami (obiema, bo jedna bez drugiej nie wyrazi wszytkiego) jestżem się gotów podpisać rękami obiema, a bym jeno czem tam jeszcze umiał, to pewnie bym jeszcze i tego użył, a konika prosił by i on kopytami przybił...
"Historycy i ich wydawcy spędzają zbyt wiele czasu na sprzedawaniu czytelnikom historii wszystkiego, co uważają za potężne, wybitne, robiące wrażenie, i tracą na to zbyt wiele energii. Zalewają rynek oraz umysły swoich czytelników powodzią opowieści o wielkich mocarstwach, wielkich osiągnięciach, wielkich nikczemnościach, wielkich ludziach, zwycięstwach, bohaterach i wojnach - zwłaszcza tych, o których sądzimy, żeśmy je wygrali.* Motto tych działań mogłoby brzmieć, jeśli już nie "Siła to racja", to przynajmniej "Nic nie odnosi takiego sukcesu jak sukces". Ma się czasem wrażenie, jakby treść książek historycznych, podobnie jak ich sprzedaż, przejęły działy marketingu." **
"Zadaniem historyka jest zatem coś więcej niż tylko obowiązek dbania o zbiorową pamięć. Garść wydarzeń z przeszłości zapamiętaliśmy aż za dobrze, kosztem innych, równie wartych zapamiętania. Bogaci i potężni mają aż za wiele możliwości uprawiania swoich własnych ogrodów pamięci i odgradzania ich wysokimi parkanami. Naprawdę potrzebni są oddani sprawie podróżnicy zapuszczający się w dzikie ostępy, aby odkrywać na nowo miejsca, o których niemodnie jest pamiętać. Jest to trud podobny do pracy ekologów i obrońców naturalnego środowiska, którzy otaczają opieką ginące gatunki, a badając ptaki dodo i dinozaury, tworzą obraz zarówno obecnej kondycji naszej planety, jak i jej perspektyw na przyszłość. Inspirację dla niniejszych badań nad dziejami niegdysiejszych królestw stanowił taki właśnie rodzaj ciekawości. Historyk, który idzie po śladach [tu padają tytuły dwóch rozdziałów będących i zarazem autorskimi nazwami dla dwóch różnych omawianych w książce "zaginionych królestw"-Wachm.], doznaje takich samych emocji jak ci, którzy tropią ślady pantery śnieżnej lub tygrysa syberyjskiego."
_______________________
* to nie Davies'a podkreślenie, a moje, bom się nadzwyczajnej mądrości tych słów kilku oprzeć nie umiał, by ich i Waszej uwadze jeszcze dobitniej polecić...
** Davies'a ta obserwacja nader dla całego, głównie cudzoziemskiego historycznego światka nader trafną, aliści my się, niestety, zmagamy jeszcze i z przypadłością wtórą, która przeciwnie: nie sukcesy dawne, dla ich braku, gloryfikuje, a klęski przez przodków naszych ponoszone i każe nam czcić najtragiczniejsze durności, zamiast kazać z nich roztropne wyciągać konkluzyje...
"Historycy i ich wydawcy spędzają zbyt wiele czasu na sprzedawaniu czytelnikom historii wszystkiego, co uważają za potężne, wybitne, robiące wrażenie, i tracą na to zbyt wiele energii. Zalewają rynek oraz umysły swoich czytelników powodzią opowieści o wielkich mocarstwach, wielkich osiągnięciach, wielkich nikczemnościach, wielkich ludziach, zwycięstwach, bohaterach i wojnach - zwłaszcza tych, o których sądzimy, żeśmy je wygrali.* Motto tych działań mogłoby brzmieć, jeśli już nie "Siła to racja", to przynajmniej "Nic nie odnosi takiego sukcesu jak sukces". Ma się czasem wrażenie, jakby treść książek historycznych, podobnie jak ich sprzedaż, przejęły działy marketingu." **
"Zadaniem historyka jest zatem coś więcej niż tylko obowiązek dbania o zbiorową pamięć. Garść wydarzeń z przeszłości zapamiętaliśmy aż za dobrze, kosztem innych, równie wartych zapamiętania. Bogaci i potężni mają aż za wiele możliwości uprawiania swoich własnych ogrodów pamięci i odgradzania ich wysokimi parkanami. Naprawdę potrzebni są oddani sprawie podróżnicy zapuszczający się w dzikie ostępy, aby odkrywać na nowo miejsca, o których niemodnie jest pamiętać. Jest to trud podobny do pracy ekologów i obrońców naturalnego środowiska, którzy otaczają opieką ginące gatunki, a badając ptaki dodo i dinozaury, tworzą obraz zarówno obecnej kondycji naszej planety, jak i jej perspektyw na przyszłość. Inspirację dla niniejszych badań nad dziejami niegdysiejszych królestw stanowił taki właśnie rodzaj ciekawości. Historyk, który idzie po śladach [tu padają tytuły dwóch rozdziałów będących i zarazem autorskimi nazwami dla dwóch różnych omawianych w książce "zaginionych królestw"-Wachm.], doznaje takich samych emocji jak ci, którzy tropią ślady pantery śnieżnej lub tygrysa syberyjskiego."
_______________________
* to nie Davies'a podkreślenie, a moje, bom się nadzwyczajnej mądrości tych słów kilku oprzeć nie umiał, by ich i Waszej uwadze jeszcze dobitniej polecić...
** Davies'a ta obserwacja nader dla całego, głównie cudzoziemskiego historycznego światka nader trafną, aliści my się, niestety, zmagamy jeszcze i z przypadłością wtórą, która przeciwnie: nie sukcesy dawne, dla ich braku, gloryfikuje, a klęski przez przodków naszych ponoszone i każe nam czcić najtragiczniejsze durności, zamiast kazać z nich roztropne wyciągać konkluzyje...
11 grudnia, 2016
O jajczakach i pedakach
Fragmentum pracy niezrównanego a przepomnianego badacza folkloru i tradycyj naszych, Bronisława Gustawicza, sub titulo: " O ludzie podduklańskim w ogólności, a o Iwoniczanach w szczególności" dan w Drukarni Polskiej we Lwowie Anno Domini 1901, nakładem Towarzystwa Ludoznawczego, jako XII tom prac tegoż właśnie Towarzystwa:
"[...] Język jest także charakterystyczny. Język Iwoniczan, Klimkowczan, mieszkańców Miejsca [Piastowego-Wachm], Rogów, z wyjątkiem á pochylonego , jest zupełnie taki, jaki słyszymy u tak zwanej inteligencyi; przeciwnie mowa Lubatowczan, mieszkańców Jasionki i Równego trąci staropolszczyzną. Atoli w każdej z tych włości są pewne sposoby wyrażenia stałe, których indziej znaleźć nie można. Tak w Iwoniczu, Klimkówce i Miejscu jest w używaniu wiele słów niemieckich* a spolszczonych mianowicie u rzemieślników.
Do takich należą: rajbować obok pol. trzeć, wecować obok pol. toczyć (=ostrzyć), drekslować, szlichtować, drylować, rychtyk, sztyl obok toporzyska, rańtuch, zwędzić (=entweden, ukraść) i t.p. U Klimkowczan panuje oddawna rodzaj panoszenia się, które Iwoniczanie osobliwie przez wyraz "z pańska" nazywają. Klimkowczanie bowiem unikają pochylonego á i kładą czyste a nawet tam, gdzie o stać powinno, np. "pachwalany", nadto przeciągają zbytnie głoskę a, szczególnie aj; zamiast wykrzyknika podziwu oj, joj, gdzieindziej używanego, mówią: aj, jaj, jaaj: dlatego też Iwoniczanie dali im przydomek jajczaków; liczne im z tego powodu robią przycinki, czyli jak oni się wyrażają "idą zniemi na udry" i wielką ku nim czują apatyę do tego stopnia, że żeniący się w Klimkówce dostaje także przydomek jajczaka i w powszechną popada pogardę.
W iwoniczu wykrzyknikiem podziwu jest: wej, wejno, potakującym przysłówkiem jest spójnik ale; spójnika albo nigdy nie używają, lecz staropolskiem abo, spójnika zaś a tylko w znaczeniu rozłącznem. Gdy jednak mówią z jakim "panem", to unikają wejno, wej i mówią dziwiąc się "ej"; kładą albo zamiast potocznego abo, używają więcej spolszczonych słów niemieckich i unikają pochylonego á . Tosamo mogę powiedzieć o mieszkańcach Miejsca Piastowego, lubo tu występuje ten objaw w mniejszym stopniu.
W Lubatówce, Lubatowie, Równem i w Jasionce mówią - jak się Iwoniczanie wyrażają - rozlazło; szczególniejszą inklinacyę mają do brzmienia "ej", i te wyrazy, gdzie e przychodzi, podobnie jak w Klimkówce "aj" , zbyt przeciągają; głoskę e wymawiają jak niemcy ä, i po a i o wtrącają, jakby jakiś pogłos tego niemieckiego ä, co w wymawianiu np. słów: złoty, domie wyraźnie słyszeć można. Przymiotniki i zaimki nijakiego rodzaju kończą się na o, np. naszo pole, Stanisławowo ciele, zdrowo dziecko. Przy właściwych przymiotnikach atoli to o chwieje się między otwartem o a e lub á; gdy zaś obok rzeczownika r.n. z przymiotnikiem zejdzie się przymiotnik z z rzeczownikiem r.ż., wtedy słychać otwarte e w przymiotniku r.n. Nadto mówią oni pedziáł zamiast powiedział; pedáł, padáł zamiast opowiadał. Stąd osobliwie Lubatowczanie i Równianie mają u Iwoniczan nazwę pedaków, a nawet mianują ich Polakami, chociaż sami uważają się za Polaków; także zowią ich "z poza wody", chociaż ich góra oddziela i w pobliżu nie ma większej rzeki, ani też osobliwszego zbiornika wody. Przypuścić należy, że owi "Polacy" przybyli tu od Wisły, i tem tłómaczę sobie [pisownia oryginalna-Wachm.] nazwę "z poza wody" i "Polaków"; być też może, że nazwa "Polaków" sięga dawniejszych czasów, kiedy osada niemiecka Iwonicza jeszcze miała niezatartą cechę niemiecką."
______________________
* najpewniej ślad po nader licznym osadnictwie niemieckim pomiędzy Wisłoką a Sanem, którego sprawstwo jeszcze Marcin Bielski w 1551 piszący przypisał Chrobremu:
„ A dlatego je (Niemców) Bolesław tam osadzał, aby bronili granic od Węgier i Rusi; ale że był lud gruby, niewaleczny, obrócono je do roli i do krów, bo sery dobrze czynią, zwłacza w Spiżu i na Pogórzu, drudzy też kądziel dobrze przędą i przetoż płócien z Pogórza u nas bywa najwięcej".
W rzeczywistości osadnictwo to raczej należy wiązać z Kazimierzem Wielkim i do dziś są spory, czy aby nie było ono wtórnem z Węgier i Siedmiogrodu (duże podobieństwo dawnych ubiorów i obyczajów do Sasów w Siedmiogrodzie pomieszkujących). Dość, że jeszcze w początkach XX wieku można było się spotkać z określeniem tegoż terenu: "Na Głuchoniemcach".
................
"[...] Język jest także charakterystyczny. Język Iwoniczan, Klimkowczan, mieszkańców Miejsca [Piastowego-Wachm], Rogów, z wyjątkiem á pochylonego , jest zupełnie taki, jaki słyszymy u tak zwanej inteligencyi; przeciwnie mowa Lubatowczan, mieszkańców Jasionki i Równego trąci staropolszczyzną. Atoli w każdej z tych włości są pewne sposoby wyrażenia stałe, których indziej znaleźć nie można. Tak w Iwoniczu, Klimkówce i Miejscu jest w używaniu wiele słów niemieckich* a spolszczonych mianowicie u rzemieślników.
Do takich należą: rajbować obok pol. trzeć, wecować obok pol. toczyć (=ostrzyć), drekslować, szlichtować, drylować, rychtyk, sztyl obok toporzyska, rańtuch, zwędzić (=entweden, ukraść) i t.p. U Klimkowczan panuje oddawna rodzaj panoszenia się, które Iwoniczanie osobliwie przez wyraz "z pańska" nazywają. Klimkowczanie bowiem unikają pochylonego á i kładą czyste a nawet tam, gdzie o stać powinno, np. "pachwalany", nadto przeciągają zbytnie głoskę a, szczególnie aj; zamiast wykrzyknika podziwu oj, joj, gdzieindziej używanego, mówią: aj, jaj, jaaj: dlatego też Iwoniczanie dali im przydomek jajczaków; liczne im z tego powodu robią przycinki, czyli jak oni się wyrażają "idą zniemi na udry" i wielką ku nim czują apatyę do tego stopnia, że żeniący się w Klimkówce dostaje także przydomek jajczaka i w powszechną popada pogardę.
W iwoniczu wykrzyknikiem podziwu jest: wej, wejno, potakującym przysłówkiem jest spójnik ale; spójnika albo nigdy nie używają, lecz staropolskiem abo, spójnika zaś a tylko w znaczeniu rozłącznem. Gdy jednak mówią z jakim "panem", to unikają wejno, wej i mówią dziwiąc się "ej"; kładą albo zamiast potocznego abo, używają więcej spolszczonych słów niemieckich i unikają pochylonego á . Tosamo mogę powiedzieć o mieszkańcach Miejsca Piastowego, lubo tu występuje ten objaw w mniejszym stopniu.
W Lubatówce, Lubatowie, Równem i w Jasionce mówią - jak się Iwoniczanie wyrażają - rozlazło; szczególniejszą inklinacyę mają do brzmienia "ej", i te wyrazy, gdzie e przychodzi, podobnie jak w Klimkówce "aj" , zbyt przeciągają; głoskę e wymawiają jak niemcy ä, i po a i o wtrącają, jakby jakiś pogłos tego niemieckiego ä, co w wymawianiu np. słów: złoty, domie wyraźnie słyszeć można. Przymiotniki i zaimki nijakiego rodzaju kończą się na o, np. naszo pole, Stanisławowo ciele, zdrowo dziecko. Przy właściwych przymiotnikach atoli to o chwieje się między otwartem o a e lub á; gdy zaś obok rzeczownika r.n. z przymiotnikiem zejdzie się przymiotnik z z rzeczownikiem r.ż., wtedy słychać otwarte e w przymiotniku r.n. Nadto mówią oni pedziáł zamiast powiedział; pedáł, padáł zamiast opowiadał. Stąd osobliwie Lubatowczanie i Równianie mają u Iwoniczan nazwę pedaków, a nawet mianują ich Polakami, chociaż sami uważają się za Polaków; także zowią ich "z poza wody", chociaż ich góra oddziela i w pobliżu nie ma większej rzeki, ani też osobliwszego zbiornika wody. Przypuścić należy, że owi "Polacy" przybyli tu od Wisły, i tem tłómaczę sobie [pisownia oryginalna-Wachm.] nazwę "z poza wody" i "Polaków"; być też może, że nazwa "Polaków" sięga dawniejszych czasów, kiedy osada niemiecka Iwonicza jeszcze miała niezatartą cechę niemiecką."
______________________
* najpewniej ślad po nader licznym osadnictwie niemieckim pomiędzy Wisłoką a Sanem, którego sprawstwo jeszcze Marcin Bielski w 1551 piszący przypisał Chrobremu:
„ A dlatego je (Niemców) Bolesław tam osadzał, aby bronili granic od Węgier i Rusi; ale że był lud gruby, niewaleczny, obrócono je do roli i do krów, bo sery dobrze czynią, zwłacza w Spiżu i na Pogórzu, drudzy też kądziel dobrze przędą i przetoż płócien z Pogórza u nas bywa najwięcej".
W rzeczywistości osadnictwo to raczej należy wiązać z Kazimierzem Wielkim i do dziś są spory, czy aby nie było ono wtórnem z Węgier i Siedmiogrodu (duże podobieństwo dawnych ubiorów i obyczajów do Sasów w Siedmiogrodzie pomieszkujących). Dość, że jeszcze w początkach XX wieku można było się spotkać z określeniem tegoż terenu: "Na Głuchoniemcach".
................
Noty cokolwiek pokrewne:
04 grudnia, 2016
O randze i roli uśmiechu czyli cytat miesiąca...
Nim do cytaty właściwej przejść sobie dozwolę, słów Wam kilku winienem tak o książczynie samej, z której owych słów powziąłem, jako i miejscu w niej, z któregom fragmentum pożyczył...
Najpierwsza rzecz objaśnić nieznającym imię i osobę autora... Andrzej Małkowski, jeden z gorących propagatorów, twórców, teoretyków, pierwszych instruktorów i przywódców harcerstwa w Polsce, wówczas jeszcze z angielska skautingiem zwanego, napisał już i przódzi książki o tegoż ruchu kiełkującego celach i zasadach, będącej w Polszcze o tem pozycją najpierwszą i ta ("Scouting jako system wychowania młodzieży" 1911*), choć rumor uczyniła niemały i zapoczątkowała ów ruch w Polszcze, nie została tak, jak dzisiejsza nasza "bohaterka" ("Jak skauci pracują"1914) swoistą biblią i talmudem w jednym dla tysięcy naszych skautów-harcerzy i instruktorów okresu Międzywojnia, wznawianą parokrotnie**.
Opisywaliśmy w swojem czasie, jako to przed Wielką Wojną, co to jeszcze numeru nie miała, wysypało na ziemiach naszych, a osobliwie w Galicyi, wszelkiemi ruchami, związkami i stowarzyszeniami młodzieży najwięcej, już to jeno moralność mającą na względzie tej młodzi, już to onej tężyznę fizyczną i sprawność, już to myśl o kraju przyszłem niepodległem i potrzebie walki oń... Lwia część tego się gdzie tam wreście z "Sokołem" złączała, ale i z ruchami strzeleckiemi, ergo w czternastym roku odnajdziemy te nazwiska między legionistami, a i później pomiędzy czynnemi statystami równolegle wiedzionego wątku "O urządzaniu Niepodległej".
Andrzej Małkowski, jako student Politechniki Lwowskiej, przynależał do "Armii Polskiej", w której to nazwie więcej widać nadziei, niźli prawdziwej liczebności i znaczenia. W tamtem czasie jej komendantem był Mieczysław Norwid-Neugebauer, przyszły oficer legionowy (dowódca 6 pułku, a potem III Brygady), międzywojenny generał, minister robót publicznych w rządach Sławka i Prystora w początku lat trzydziestych, zaś w ostatnich przed wojną latach funkcję tę pełnił będzie, znany nam już... Marian Żegota-Januszajtis:). Owóż Małkowskiego, jako kilkakroć spóźnionego na zajęcia, ukarano w tejże "Armii Polskiej" poleceniem przetłumaczenia książki o skautingu Baden-Powella:)) Chciałoby się pomarzyć, by wszystkie kary za cokolwiek i komukolwiek wymierzone, były tak brzemiennemi w skutki i to jakie skutki! :)
W czasie wojennym Małkowski kołatał po obczyźnie za ochotnikami do polskich oddziałów we Francyi (gdzie przez czas jakiś i sam na froncie walczył), a zginął tragicznie nocą z 15 na 16 stycznia 1919*** , tonąc wpodle Sycylii wraz z całem statkiem, którym płynął ku Odessie i znajdującym się tam oddziałom jenerała Lucjana Żeligowskiego...
Pora nam już to tegoż cytatu przejść najwyższa... Sęk w tem, że to przypis właściwie i komentarz do zdania w tekście głównem, w którem (rozdział IX "Uwagi autora", podrozdz."Wzór angielski i jen.Baden-Powell") Małkowski cokolwiek krytycznie się odnosi do innych skautowskich instruktorów, którzy jego zdaniem nadto byliby skłonni "przekształcać" i "przystosowywać" oryginalne angielskie prawo skautowe [choć i sam nie był wobec niego bezkrytyczny-Wachm] i zasady i przykład tego złych skutków daje właśnie w owym przypisie:
"Przykład: - W ogromnej liczbie drużyn oficerowie [tak jeszcze ówcześnie instruktorów nazywano-Wachm.] lekceważyli uśmiech" nakazywany przez 8 prawo skautowe****
i codzienną praktykę "przyjacielskich usług", których znowu wymaga 3 prawo skautowe; ***** i jedno i drugie uważano za "dzieciństwo" - a młodzież polska,według ich mniemania, miała być na takie rzeczy "za poważna". Szkoda, że ci nie przekonali się na sobie samych, jakim cudownym środkiem dla człowieka jest mechaniczne zmuszenie się do uśmiechu (albo do zagwizdania wesołej piosenki) wtedy, kiedy coś wytrąca z równowagi, ile to dodaje sił i zdrowia! Niech każdy przy sposobności kilka razy to wypróbuje, a znajdzie nowe lekarstwo na nerwowość. Wartości praktyki "przyjacielskich usług" również nie dostrzeżono, choć, według mego przekonania, jest ona walnym środkiem do wyrobienia czynnej miłości bliźniego, a co za tym idzie praktycznego patryjotyzmu."
_______________________________
* pozwolę sobie na tą datę uwagi Waszej zwrócić szczególnej, bo to ledwie trzy lata po zaistnieniu tegoż ruchu we świecie, a ściślej od pierwszych przez Baden-Powella organizowanych obozów i wydania onegoż "Scouting for boys", pozycji będącej dla skautingu tem, czem dla krześcijan Biblia.
** mój egzemplarz, z którego cytuję, to reprint krakowskiego wydania Gebethnera z 1914 roku.
*** czyli w dziesięć dni po zamachu Januszajtisa w Warszawie.
**** oryginalny ósmy punkt prawa skautowego Baden-Powella brzmi: "Skaut śmieje się i gwiżdże w każdej ciężkiej przygodzie".
***** oryginalny trzeci punkt prawa skautowego Baden-Powella brzmi: "Obowiązkiem skauta jest bycie pożytecznym i niesienie pomocy bliźnim".
................
Najpierwsza rzecz objaśnić nieznającym imię i osobę autora... Andrzej Małkowski, jeden z gorących propagatorów, twórców, teoretyków, pierwszych instruktorów i przywódców harcerstwa w Polsce, wówczas jeszcze z angielska skautingiem zwanego, napisał już i przódzi książki o tegoż ruchu kiełkującego celach i zasadach, będącej w Polszcze o tem pozycją najpierwszą i ta ("Scouting jako system wychowania młodzieży" 1911*), choć rumor uczyniła niemały i zapoczątkowała ów ruch w Polszcze, nie została tak, jak dzisiejsza nasza "bohaterka" ("Jak skauci pracują"1914) swoistą biblią i talmudem w jednym dla tysięcy naszych skautów-harcerzy i instruktorów okresu Międzywojnia, wznawianą parokrotnie**.
Opisywaliśmy w swojem czasie, jako to przed Wielką Wojną, co to jeszcze numeru nie miała, wysypało na ziemiach naszych, a osobliwie w Galicyi, wszelkiemi ruchami, związkami i stowarzyszeniami młodzieży najwięcej, już to jeno moralność mającą na względzie tej młodzi, już to onej tężyznę fizyczną i sprawność, już to myśl o kraju przyszłem niepodległem i potrzebie walki oń... Lwia część tego się gdzie tam wreście z "Sokołem" złączała, ale i z ruchami strzeleckiemi, ergo w czternastym roku odnajdziemy te nazwiska między legionistami, a i później pomiędzy czynnemi statystami równolegle wiedzionego wątku "O urządzaniu Niepodległej".
Andrzej Małkowski, jako student Politechniki Lwowskiej, przynależał do "Armii Polskiej", w której to nazwie więcej widać nadziei, niźli prawdziwej liczebności i znaczenia. W tamtem czasie jej komendantem był Mieczysław Norwid-Neugebauer, przyszły oficer legionowy (dowódca 6 pułku, a potem III Brygady), międzywojenny generał, minister robót publicznych w rządach Sławka i Prystora w początku lat trzydziestych, zaś w ostatnich przed wojną latach funkcję tę pełnił będzie, znany nam już... Marian Żegota-Januszajtis:). Owóż Małkowskiego, jako kilkakroć spóźnionego na zajęcia, ukarano w tejże "Armii Polskiej" poleceniem przetłumaczenia książki o skautingu Baden-Powella:)) Chciałoby się pomarzyć, by wszystkie kary za cokolwiek i komukolwiek wymierzone, były tak brzemiennemi w skutki i to jakie skutki! :)
W czasie wojennym Małkowski kołatał po obczyźnie za ochotnikami do polskich oddziałów we Francyi (gdzie przez czas jakiś i sam na froncie walczył), a zginął tragicznie nocą z 15 na 16 stycznia 1919*** , tonąc wpodle Sycylii wraz z całem statkiem, którym płynął ku Odessie i znajdującym się tam oddziałom jenerała Lucjana Żeligowskiego...
Pora nam już to tegoż cytatu przejść najwyższa... Sęk w tem, że to przypis właściwie i komentarz do zdania w tekście głównem, w którem (rozdział IX "Uwagi autora", podrozdz."Wzór angielski i jen.Baden-Powell") Małkowski cokolwiek krytycznie się odnosi do innych skautowskich instruktorów, którzy jego zdaniem nadto byliby skłonni "przekształcać" i "przystosowywać" oryginalne angielskie prawo skautowe [choć i sam nie był wobec niego bezkrytyczny-Wachm] i zasady i przykład tego złych skutków daje właśnie w owym przypisie:
"Przykład: - W ogromnej liczbie drużyn oficerowie [tak jeszcze ówcześnie instruktorów nazywano-Wachm.] lekceważyli uśmiech" nakazywany przez 8 prawo skautowe****
i codzienną praktykę "przyjacielskich usług", których znowu wymaga 3 prawo skautowe; ***** i jedno i drugie uważano za "dzieciństwo" - a młodzież polska,według ich mniemania, miała być na takie rzeczy "za poważna". Szkoda, że ci nie przekonali się na sobie samych, jakim cudownym środkiem dla człowieka jest mechaniczne zmuszenie się do uśmiechu (albo do zagwizdania wesołej piosenki) wtedy, kiedy coś wytrąca z równowagi, ile to dodaje sił i zdrowia! Niech każdy przy sposobności kilka razy to wypróbuje, a znajdzie nowe lekarstwo na nerwowość. Wartości praktyki "przyjacielskich usług" również nie dostrzeżono, choć, według mego przekonania, jest ona walnym środkiem do wyrobienia czynnej miłości bliźniego, a co za tym idzie praktycznego patryjotyzmu."
_______________________________
* pozwolę sobie na tą datę uwagi Waszej zwrócić szczególnej, bo to ledwie trzy lata po zaistnieniu tegoż ruchu we świecie, a ściślej od pierwszych przez Baden-Powella organizowanych obozów i wydania onegoż "Scouting for boys", pozycji będącej dla skautingu tem, czem dla krześcijan Biblia.
** mój egzemplarz, z którego cytuję, to reprint krakowskiego wydania Gebethnera z 1914 roku.
*** czyli w dziesięć dni po zamachu Januszajtisa w Warszawie.
**** oryginalny ósmy punkt prawa skautowego Baden-Powella brzmi: "Skaut śmieje się i gwiżdże w każdej ciężkiej przygodzie".
***** oryginalny trzeci punkt prawa skautowego Baden-Powella brzmi: "Obowiązkiem skauta jest bycie pożytecznym i niesienie pomocy bliźnim".
................
26 listopada, 2016
Subskrybuj:
Posty (Atom)