02 września, 2017

O zawiłościach żywota wielkopolskiego hrabiego-mordercy, co śląskimi powstańcami komenderował... III

   Pora mi kończyć tejże opowieści, najwięcej temuż, że nie znoszę cyklów rozgrzebanych, a ciągnących się jako flaki z olejem, takoż i dla tej przyczyny, że się w tak zwanym międzyczasie pokazało, że są i tacy, co kwaśni dla mnie wielce, żem im kogoś kogo rozumieli poważanym, w świetle ukazał niemiłem, co mają mi za winę, żem go nibyż spostponował... Po prawdzie, jedyne co w tej opowieści (I, II) nie było faktem historycznie potwierdzonym, to moje rozważania o tem, zali próba samobójcza Macieja Mielżyńskiego, którą ów ślubu z niewiastą pożądaną wymusił, była prawdziwie samobójczym zamiarem, czy może niejaką kommedyją dla onego właśnie efektu wymuszenia odgrywaną...    Tym, którzy cierpią z powodu tych rzeczy o Mielżyńskim niemiłych, dziś przyjdzie jeszczeć i więcej zapłakać, bo zamierzam o onego karierze napisać wojskowo-powstańczej, a tam znów niemal nic dobrego się do opisania nie znajdzie...:((
  Za Wielkiej Wojny wybuchem Maciej Mielżyński, jako i insi kajzera poddani, zapewne zostałby zmobilizowanym, aliści on nawet tego nie czekał i ochotniczo się zgłosił, zapewne marząc o zmyciu ciążącego na nim piętna jakiemi zasługami wojennemi. Prawda, że posłynął jako człek odwagi nieledwie szaleńczej, w czem ja właśnie takiegoż jakem opisał, upatruję podtekstu niejako na podobieństwo Kmicica, co jako Babinicz zmyć chciał plamy z imienia swojego. Tyle, że znów, jako i za razem każdem, gdy o Kmicicu rozprawiać przychodzi, powtórzę, co powtarzam zwykle: że taki dowódca, to dla podkomendnych jego nieszczęście chodzące, czego najlepiej nawet i u Sienkiewicza dowodzą losy, tych co po kolei pod panem Andrzejem służyli i w znakomitej większości zapłacili za to cenę najwyższą... 
   Co o Mielżyńskim sądzili podkomendni jego, tego się już pewnie nie dowiemy, za to wychodzi na to, że cenił go... Józef Piłsudski, gdy go wreszcie miał poznać sposobność w roli oficera łącznikowego wojsk niemieckich przy Legionach Polskich. 
I prawdę rzekłszy, to nie wiem, czy nie temu on swej nominacyi zawdzięcza, gdy przyszło na Śląsk wybierać wodza. Póki co, wojna się kończy, w Wielkiej Polszcze się poczyna powstanie, w którym wielce się aktywnie angażuje brat Macieja, wspominany w części pierwszej Ignacy, ale o czynnościach Macieja w owem czasie niewiele wiemy i nie wygląda, by się uważał za stosowne w te sprawy angażować...
   W czas najgorszej opresji dla Polski, sprawionej sowieckim na Warszawę marszem i w przededniu Bitwy Warszawskiej, powstawały w całym kraju ochotnicze oddziały, w tem i dwa pułki kawalerii, który się właśnie z braćmi Mielżyńskimi wiąże. Przyszły 26 Pułk Ułanów Wielkopolskich (a póki co 215 Pułk Jazdy Ochotniczej Wielkopolskiej) właśnie pod Ignacym i w znacznej części jego sumptem wystawiony, ruszył w te boje po sławę nieśmiertelną... Co się natomiast tyczy przyszłego 25 Pułku Ułanów Wielkopolskich, czyli pułku Dziadka mego:), tom w nocie o niem napisał, że w lipcu 1920 poszedł na front "nowem numerem 115 naznaczony i pod komendą nową, choć krótkotrwałą" na myśli Macieja Mielżyńskiego mając, co tyleż było nieścisłem, że ów nawet do pułku nie dotarł, choć został onegoż dowódcą nominowany. Przyznaję, że nie wiem, co mu za pułkiem nadążyć nie dozwoliło, aliści zda mi się to cokolwiek dziwnem, osobliwie zapał tamtego czasu wszelkie kręgi społeczne ogarniający...
   Tak czy siak, wszelkie w dowodzeniu owym pułkiem zasługi w wojnie bolszewickiej, spadają na tych, co tego trudu rzeczywiście przyjęli i pułk do boju powiedli: pułkownika Erazma Stablewskiego, a po nim rotmistrza Witolda Radeckiego-Mikulicza. 
   Maciej zaś, hrabia Mielżyński, wypłynie nam znowu, wraz z awansem na podpułkownika swojem i nominacyją na stanowisko, które z chwilą wybuchu na Śląsku powstania, niejako automatycznie uczyni go tegoż powstania wodzem. Mówię o organizacji, zwanej pierwotkiem Polską Organizacją Wojskową Górnego Śląska, która wbrew nazwie niemal nic nie miała wspólnego z POW ostatnich lat pierwszej wojny światowej. Choć w zasadzie miała, bo ludzie którzy w konspiracji tworzyli tej pierwszej, teraz byli decydentami we władzach powstającego państwa polskiego i jego armii, a POW(GŚl) utworzył sekretnie VI* Oddział Sztabu Generalnego Wojska Polskiego i to do tejże organizacji, a ściślej onej kontynuacji, przeniesiony został hrabia Maciej Mielżyński, odtąd podpułkownik "Nowina-Doliwa".
 Na obronę Piłsudskiego i innych stojących za tym wyborem dodam, że najpewniej szło tu nie tyle o docenienie szaleńczej odwagi, znanej z lat wojny, ile o wielce przyjazne stosunki łączące Mielżyńskiego z Korfantym. Przypomnę, że Mielżyński lata całe zasiadał w Reichstagu jako poseł polski i choćby stamtąd znać się z Korfantym musiał, a najpewniej i, sam przesadnie wybitnym ani mówcą, ani statystą nie będąc, uległ, jak wielu, urokowi i charyzmie Korfantego**. Piłsudski, jak wiadomo, przesadnie dobrych relacyj z prawicą nie miał, a większość działaczy wielkopolskich i śląskich wywodziła się z endecji lub chadecji i stąd być może owe nadzieje na zbudowanie przez Mielżyńskiego jakiego pomostu do nich. 
   Napisał żem, że hrabi przypisano do organizacji będącej kontynuacją POW(GŚl), a nie do niej samej. W istocie po II powstaniu ogłoszono, że POW została rozwiązana, co rozumiem jako ukłon w stronę aliantów, przejmujących władzę na Śląsku, skoro podstawowy cel II powstania, rozwiązanie niemieckiej Sicherheitspolizei, wielce stronniczej i brutalnej, został osiągnięty, to i po naszej stronie zasygnalizowano coś, co można było rozumieć, jako krok wstecz. W rzeczywistości, okrom powołania mieszanej Policji Plebiscytowej, nas konspiratorzy bynajmniej nie zamierzali się nigdzie wycofywać. 
   Pierwszą z powołanych w miejsce POW (wrzesień 1920 roku) organizacyj była Centrala Wychowania Fizycznego, które się officialiter jeno propagowaniem tężyzny i sprawności fizycznej miało zajmować, niejako per analogiam do przedwojennego Towarzystwa Gimnastycznego"Sokół". W rzeczywistości CWF zajmowała się ochroną polskich wieców i działaczy plebiscytowych przed napaściami ze strony Kampforganisation Oberschlesien, czyli niemieckiej Organizacji Bojowej Górnego Śląska, która już żadnych sportowych nawet nie udawała zainteresowań. Wtórą z jej sekretnych czynności było oręża gromadzenie i szkolenie w onegoż użyciu, zasię trzecią skrycie działań wywiadowców i dywersantów Sekcji Plebiscytowej Oddziału już II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, którą kierował kapitan Tadeusz Puszczyński - "Konrad Wawelberg". To właśnie ci ludzie przygotowali i wykonali jedną z najwspanialszych operacji dywersyjnych, która zresztą poniekąd przesądziła o sukcesie powstania: wysadzenia w noc poprzedzającą wybuch powstania mostów i torów łączących Śląsk z Rzeszą Niemiecką i tym samym uniemożliwienie przesłania przez Niemców posiłków i zaopatrzenia w pierwszych dniach powstania. 
   Komendantem CWF był kapitan Mieczysław Paluch, człowiek, którego w grudniu 1918 wielkopolska Naczelna Rada Ludowa usunęła z dowództwa poznańskiej mieszanej, polsko-niemieckiej, Służby Straży i Bezpieczeństwa z obawy, że ów własnej rozpęta wojny z Niemcami, a w pół roku później dla przyczyn podobnych tudzież znanej onego skłonności do sporów, a i ambicyj niemałych, jenerał Dowbór-Muśnicki, dowódca armii wielkopolskiej zatwierdził pozbawienie Palucha dowództwa 8 Pułku Strzelców Wielkopolskich. Insze ważkie stanowiska zajmowali dawni oficerowie POW(GŚl), których część na własną rękę spowodowała wybuch I powstania śląskiego. Szefem sztabu był np. kapitan Alfons Zgrzebniok, który akurat wybuchowi powstania był przeciwny, ale gdy już się mleko rozlało, objął jego dowództwo***. Ano i ta grupa, czując się niedostatecznie wspieraną przez władze w Warszawie sformułowała do dowództwa polskiego dość dramatycznego, ale i poniekąd oskarżycielskiego memoriału w grudniu 1920 roku. 
   Konsekwencyj tego memoriału było kilka... Pierwszą było rozwiązanie CWF i wcielenie jej do nowego tworu. Kolejnemi te, że jeżeli nawet Ślązacy się czuli traktowani przez wojskowe władze polskie po macoszemu, to w miesiącach kolejnych miało się to zdecydowanie zmienić, choć do dziś podobny pogląd pokutuje wśród nas. 
   To, co miało zastąpić CWF, pierwotkiem się w Wielkopolsce zrodziło (11 grudnia 1920 w Kępnie) i nazwy nosiło... Warszawskiego Towarzystwa Przemysłowo-Budowlanego...:)). Nie wiem, czy i też zadań w pierwotnym zamyśle nie miało inszych, a memoriał Ślązaków nie sprawił, że świeżo powołanej organizacji nie odmieniono dla celów inszych... Summa summarum z tegoż się narodziło w styczniu 1921 roku Dowództwo Obrony Plebiscytu, którego pierwszym komendantem został pułkownik Paweł Chrobok, a onegoż właśnie prawą ręką Mielżyński. Jeno, że Chroboka w kwietniu odwałano i tak na kilka tygodni przed powstaniem to Mielżyński, przejąwszy Chroboka funkcję, niejako automatycznie został i powstańców wodzem przyszłym.Ale o tem jakże się w tej roli sprawił, to już popiszemy w nocie kolejnej, gdyż materyi nadto, by i tej ponad Lectorów Łaskawych pacjencję przeciągać...:))

____________________
*- po kolejnych reorganizacjach oznaczony numerem II i pod tym numerem, lub jako "dwójka" bardziej znany oddział odpowiedzialny za wywiad, kontrwywiad, dywersję i wszelkie sprawy Wojska Polskiego związane z działaniami poza granicami RP.
** - Korfanty był pierwszym polskim posłem ze Śląska, który w Reichstagu nie przystapił zwyczajowo do koła niemieckiej chadecji Centrum, tylko do koła polskiego, grupującego najbardziej w tamtym czasie świadomych i dojrzałych naszych posłów, w zdecydowanej większości Wielkopolan.
*** - dowodził też II powstaniem.
        

9 komentarzy:

  1. Musiałam jeszcze sobie poprzednie części doczytać, bo ich publikacja na czas moich wyjazdów przypadła.:) A ciekawe, ciekawe.:)
    A że o kimś nie zawsze da się pozytywnie pisać, to trudno. Tak to już bywa.:)))
    Pamiętam na przykład wpis pt. "Władcy pewnemu paru płatków pomnikowego brązu odłupywanie"... No cóż, nie zmienił on jednak mojego podziwu dla owego władcy.:)))
    Podziwiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. szczur z loch ness3 września 2017 14:10

    Ubawiłeś mnie Waszmość wybornie pisząc, że nie znosisz cyklów rozgrzebanych i ciągnących się (...) Toż Waszeć z tego słyniesz :-) I po prawdzie nic w tym złego nie widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co to nie można słynąć i nieprzesadnie być z tego szczęśliwym?
      Że za exemplum Cyrana de Bergerac przedłożę?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Posłowie do parlamentów zaborczych musieli mówić płynnie w obcym języku, bo przecież szkoły zaborcze kończyli (a, zapewne, przynajmniej niektórzy także uniwersytety na obczyźnie). Skonfrontowanie tej idei z widocznym gołym okiem ubóstwem umysłowym dzisiejszych naszych Panów Posłów marnie mnie jakoś tego deszczowego poranka nastroiło.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś przecież przestanie padać, Vulpianie? :)

      Usuń
    2. O uniwersytetach Mielżyńskiego tośmy w I części pisali i wygląda na to, że owszem, nauk pobrał niezgorszych... Z wtórej znów strony nie wiem, czy ponad niego nie wolałbym byle którego z dzisiejszych posłów, który tylko siedzi i nic nie robi, zatem w niczem i nie jest szkodnym...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Bardziej interesujący okazuje się być hr. Maciej Mielżyński, działacz polityczny, który uwłaszczył chłopów, kierował Opieką Teatralną, brał udział w powstaniu, a czapka "maciejówka" do dziś sławna. Nowina - Doliwa, choć także Maciej Mielżyński to niesympatyczna postać.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli dobrze pomnę, to ów Maciej od "maciejówki", któregośmy nawiasem i w I części spominali, byłby naszego Macieja dziadkiem stryjecznym...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)