11 lutego, 2018

Obrona Radczyni...

Miałżem ja personalnych już "obron" nie pisać, jako że onych bohaterowie cuś kończyli marnie, luboż i na jakie swoje życiowe manowce schodzili, od których chyba jednak onym przybywało rozumu...Insza jest bowiem rzecz jakem obron pisał spraw i nacyj u nas zohydzonych**, aliści personaliter kogo żywego już się, mniemam, nie poważę... Dzisiejsza przecie heroina nasza, wystawiona pierwotkiem w dramacie przez Wyspiańskiego, zasię przez Wajdę w filmie znanem sub titulo "Wesele", zapamiętaną została nieledwie jeno dla tej roli i tych słów paru, z których najwięcej do historii kultury przeszły te: "Cóż ta, gosposiu, na roli? Czyście sobie już posiali?" oraz "Wyście sobie, a my sobie. Każden sobie rzepkę skrobie", padół ten opuściła już dawno, to i nadzieja, że nie naszkodzę...  
   W filmie przywołanem sceny z jej udziałem się poczynają od 13.00 minuty, jeśliby kto chciał przypomnieć...

   Słowem przeszła nam Antonina Domańska, bo to o nią idzie,  do potocznej świadomości jako jejmość o wsi pojęcia nie mająca, przeciwna brataniu się z nią, czy ogólniej: "z ludem"  i generalnie jako babsztyl cokolwiek zawistny, małostkowy, by nie rzec wredny a i w domyśle jakby i nieprzesadnie dużego rozumu. Czy słusznie ? 
   Przepatrzywszy scen z jej udziałem (właśnie od tej 13-tej minuty), gdzie jej dialog z Dziennikarzem jakoś mi zawsze ze świadomości uciekał, zastanawiam się, czy aby ona w tem całym ludycznym rozpasaniu i zniechęceniu inteligenckiej dekadencji nie jest tam aby jedyną trzeźwą osobą, wcale rozsądnie otoczenie i onego inklinacyje oceniającą... No może jeszcze Ojciec  z kongenialnym tekstem: 
                                       "Ot, pany się nudzą sami,
                                        to się pięknie bawiom z nami."
  Obsadził ją tam Wyspiański w trochę dziwnej roli "ciotki-przyzwoitki" dla panien Pareńskich*** , których nie była, o wieleż mnie wiedzieć, nijaką krewną, ni powinowatą, a przecie tego nie było potrzeby kreować, by jej obecność na weselu uzasadnić, skoro była prawdziwie ciotką, ale...Lucjana Rydla! Jako opiekunka wydaje się nazbyt sroga, choć w końcu ulega, ale czyż jej kwestie dotyczące spodziewanego mordobicia na wiejskim weselu nie są właśnie wcale niezgorszą znajomością tamtejszych realiów? Tych, w których kmiotkowie wierzyli, że jak na weselu nikt po pysku nie wziął, to stadło nie będzie szczęśliwe, stąd i płacono czasem kogo, by jeśli się bójka nie wszczęła samoistnie, onże burdy wszczynał?
   Nie wiem, zali też nie ulegamy w ocenie jej kwestii pewnej przyprawionej "gębie", która każe nam się doszukiwać nieledwie deklaracyj światopoglądowych tam, gdzie po prostu mamy do czynienia z bardzo celną obserwacją stanu ówcześnie rzeczywistego, a i może, nabranym z wiekiem i doświadczeniem, zdrowym sceptycyzmem wobec wszystkich mód przemijających, z chłopomanią na czele...
   Nic w dramacie, czy filmie nie sugeruje, że to też intelektualistka. Ot, zda się mieszczka jaka, zadufana sielnie w sobie i tyle... A to przecie autorka licznych powieści i opowiadań historycznych, głównie młodemu pokoleniu przeznaczoną, z których dwie aż powieści, czyli "Historia żółtej ciżemki" i "Paziowie króla Zygmunta" przetrwały i do naszych czasów w świadomości powszechnej, nawet i doczekując się ekranizacyj filmowych, czego Fortuna jakoś poskąpiła wielu inszym pisarzom, skazując ich na zapomnienie po sławie ledwo jedno pokolenie liczącej, jako Henryka Rzewuskiego, Teodora Tomasza Jeża (Zygmunta Miłkowskiego), Feliksa Bernatowicza, Józefa Weyssenhoffa, Wacława Berenta czy z bliższych nam czasów Karola Bunscha i Teodora Parnickiego... 
   Była żoną lekarza Stanisława Domańskiego, który łączył swą karierę naukową (profesor UJ, liczne prace z zakresu neurologii, prezes Towarzystwa Lekarskiego Krakowskiego) z działalnością społeczną jako radny miejski. A na tym drugim polu naprawdę miał się czym pochwalić i może to stąd pani Antonina wolała się tytułować Radczynią, miast przysługującego jej również tytułu "profesorowej". To za jego kadencyj (łącznie 35 lat!) i jego to niemałym staraniem się Kraków dorobił pierwszego zakładu dezynfekcyjnego, rzeźni miejskiej z prawdziwego zdarzenia w miejsce jatek, gdzie Higiena nie zaglądała, a Zdrowie padło trupem na progu... Takoż chłodnia, poczęte de novo**** wodociągi miejskie, elektrownia i szalety...  Byłożby naddanem mniemanie, że go w tych dziełach małżonka wspierała? Że się w domu może i co gwarzyło o tem, jako i o inszych grodowi rzeczach koniecznych, by się prawdziwie europejskim mienić? 
   Aliści to przecie nie wszytkie zasługi PP.Domańskich... Oto oni właśnie poczęli długotrwałą i w sumie wielce szlachetną modę na ozdabianie ścian obrazami twórców krajowych, z któremi się przyjaźnili nieraz i ów nałóg, który z czasem u inszych naśladowców wejdzie i może w snobizm, był w istocie mecenatem skrytym. I któż wie, czy nie dzięki temu groszowi, co go dostawali za dzieła wiszące w mieszkaniu doktora-radnego i Radczyni przy Szczepańskiej ulicy, Malczewski, Stanisławski, Mehoffer, Tetmajer, Tondos i wielu, wielu innych, może i który przetrwał właśnie jakie najtrudniejsze chwile...? Włącznie z Wyspiańskim, co się później tak swej miłośniczce wywdzięczył...

____________________
* (Obrona Leppera,Giertycha,Gosiewskiego)

*** - przepysznej ongi noty siostrom Pareńskim poświęcił Torlin, jednak na obecnem Jego blogu żem jej nie nalazł, a link do dawniejszego już tylko na manowce Interii wiedzie.
**** - piszę: de novo, bo miał Kraków dawniejszego urządzenia wodę niezgorszą do miasta dostarczającego, zwanego Rurmusem, który działał od średniowiecza, rozprowadzając wody do studzien w mieście, a który tylko raz (za najazdem Maksymiliana Habsburga, oblegającego miasto w 1587 roku) uszkodzonym został, za to za bytnością licznej delegacji szwedzkiej w roku 1655 zniszczonym został na amen...

35 komentarzy:

  1. Całkiem trzeźwo myśląca osoba, a literacko to sobie Wyspiański wiele pozwolił skorygowac, żeby mu do idei pasowało ;-) Nwet w dzieciństwie czytałam książki pani Domańskiej i wówczas zaintrygował mnie koloryt hisotryczny, na ile rzecz jasna dziecko w ogóle zwraca na to uwagę. Ale jeszcze wtedy dzieci wiedziały, co to jest ciżemka, w przeciwieństwie do dziejszych, które tylko co nowsze odmiany elektronicznych gadżetów wymienić potrafią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że pani Antonina znała dawniejszego obyczaju, środowisk, w której jej się bohaterowie obracali i umiała tego przekazać... Sam pamiętam jako Wawrzka przyuczano do złodziejskiego rzemiosła i jakiego to na mnie, wówczas pacholęciu, uczyniło wrażenia.
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Pozwolę sobie na drobne sprostowanie. Ponieważ odświeżyłam sobie lekturę z lat dziecięcych, to tylko napiszę, że szkolony do złodziejskiego fachu był Jasiek, nie Wawrzek.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    3. Z serca za toż sprostowanie dziękuję:) Memoryja jest jednak zawodną i trzeba jednak sprawdzać, a nie polegać na niej, choć znów Vulpian Jegomość wielce mojej wychwala, nie wiedzieć czemu...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. No proszę, ulubionej mojej książki z dzieciństwa autorka, i nawet nie wiedziałam, że to ona właśnie Radczynią jest. Jak dobrze, że się do Biblioteki dziecięcej zapisałam, to sobie wypożyczę, i zobaczę, jak się czyta po latach.
    A i "Wesele" wypadałoby przeczytać znowu, po latach.

    A rozum zdrowy rzadko wygrywa w starciu z rozumem nawiedzonym. Pozdrawiam przy niedzieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wesela" z pewnością pożyczać nie trzeba, a i "Historię żółtej ciżemki" by pewnie znalazł gdzie już cyfrowo obrobioną...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Przeczytałam "Paziów króla Zygmunta". Nie obrobionych w żaden sposób, cny Wachmistrzu, jeno papierowych. Warto było.

      Usuń
    3. Rad żem temu okrutnie:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. No cóż, zaszła za skórę Wyspiańskiemu krytykując jego twórczość, to i się odwdzięczył poprzez karykaturę Radczyni.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę rzekłszy to nie wiem, zali by tam co do krytykowania było, bo w malarstwie akurat Wyspiański jakim wielkim rewolucjonistą nie był... A jeśli ścierpiała na ścianach Mehoffera i Malczewskiego, to rzekłbym, że przy nich to ów już niewinny portrecista...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Jak się podpadnie jakiemuś artyście, to zemstę uwieczni w swoim dziele.:)
    Książki pani Domańskiej czytałam jako dziecię i chętnie sobie przypomnę. Można je przeczytać korzystając z tej strony:
    https://wolnelektury.pl/katalog/lektury/
    Tu już był ten link polecany przez Torlina, tylko przypominam.:)
    A za "Weselem" (i dziełem Wajdy i dziełem Wyspiańskiego) osobiście nie przepadam i niezbyt chętnie do niego wracam.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, a ledwom dwa komentarze wyżej wyraził nadziei, że to już gdzieś w sieci jest...:) Z Torlinowych not o "Weselu", żem tej nalazł: https://torlin.wordpress.com/2009/11/22/ludwik-i-marysia/, a w niej jest i link do noty o Pareńskich, ale na Berdyczów wiedzie...
      Gusta są rzeczą osobistą i jam za młodu może i czuł podobnie, a dziś się napawam... Insza, że jakem za życia Wajdy jeszcze nieraz powtarzał, że bym mu za "Lotną" gęby obił, ale przycisnął do serca i wyściskał za "Pana Tadeusza", "Ziemię Obiecaną" i za "Wesele" właśnie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Ponieważ, że tak powiem, specjalizuję się prywatnie w tym temacie, to napiszę specjalnie dla Wachmistrza jeszcze raz notkę. Zostawiam do Twojej decyzji, czy chcesz ją opublikować u siebie, czy ja u mnie. pozdrowienia

      Usuń
    3. Czy to nadal aktualne?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Niektóre teksty pani Radczyni powinny być zakazane, a to z powodu naiwności tak strasznej, że aż po lekturze boli. Proponowałbym tu i "Kuglarza Matki Boskiej" i "Ave Maria", ze szczególnym naciskiem na drugie dzieło, chociaż także i pierwsze jest żenujące.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomnij, że ona dla pacholątek pisała, a ówcześnie je miano za coś na kształt niedorozwiniętych... No i postpozytywistyczny obowiązkowy smrodek dydaktyczny...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. I to jest majstersztyk drogi Wachmistrzu , oficyjerze ten teat. "Wesele nade wszystko lubię , a na amęć znam , jak wieu . Nie ma co próbować imponować komukolwiek , a znawcom osobliwie. Jedno muszę z bólem serca napisać , bowiem sporo wysiłku kosztowało mnie zapoznanie sie z Waszym postem. A to dlatego , że Waść niemiłosiernie drobisz tekst. Może jeszcze nie jestem stara jak przysłowiowa Kruszwica , ale wzrok mi się nie polepsza i czytam jak Boya kocham z okularami i lupą. Mocno to niewygodne. Tym nie mniej jednak dałam rade i pozdrawiam oraz przez znajomość na wieksze litery licze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lupę znakomicie zastąpi Ctrl+"+" w przeglądarce...
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Tetryk wielekroć lepiej doradził, niźlibym sam był w stanie, za com i ja mu wdzięczen wielce. Czcionka u mnie Helvetica o wielkości uznawanej przez Bloggera za normalną i nigdym jej nie umniejszał dla tekstu głównego (choć gdy o świętach pułkowych przypominam jeno na marginesie tekstu głównego, to tam ona iście zmniejszona) Spróbowałem jej uwiększyć do formatu opisanego jako "wielka", ale wówczas mi w linii ledwo cztery słowa czasem wchodzą...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. No dobrze, skoro nie ma odpowiedzi, a Gospodarz czasami raz na 5 dni zagląda do swojego blogu:
    Wielce niesprawiedliwy jest opis Radczyni, a i nieprawdziwy jest opis relacji pomiędzy Rydlową a Domańską. Musimy wejść wgłąb relacji trzech Pań w ówczesnym Krakowie: Elizy Pareńskiej, matki trzech córek, z których dwie: Marysia i Zosia są w "Weselu", Antoniny Domańskiej, autentycznej ciotki Lucjana przez Kremerów, była na weselu z dziećmi: Stanisławem i Marią, oraz Heleny Rydlowej z dwiema córkami: zamężną już Heleną Langie i szesnastoletnią Haneczką.
    Wszystkie trzy spotykały się właściwie codziennie, zawsze u którejś z pań było spotkanie, bo każda z nich prowadziła salon. Na każde spotkanie zabierały córki, że właściwie można powiedzieć, że te cztery dziewczynki: dwie Marie, Zosia i Haneczka prawie wychowywały się razem. Ja to widzę w swojej rodzinie, gdzie w sumie moje cztery wnuczki przebywają połowę wolnego czasu ze sobą, i trudno jest wskazać wtedy opiekuna. Na weselu było podobnie, każda z trzech dam czuła odpowiedzialność za wszystkie dzieci. Najlepszy dowód, że Rydlowa dość szybko opuściła wesele i dzieci zostawiła pod opieką przyjaciółek.
    To, co wypisywał Wyspiański na temat Domańskiej to oczywiście wierutna bzdura i zemsta. Pani Antonina rywalizując jako salon z Pareńską, i jednocześnie bardzo się z nią przyjaźniąc, miała bardzo złe zdanie na temat Wyspiańskiego: "spotykam dzisiaj na Rynku profesorową Pareńską i mówię jej tak: może i nie znam się na malarstwie, może mam wprost zły gust, ale jak można do Sukiennic, pod jeden dach z Matejką, Siemiradzkim, Wyczółkowskim, że tylko tych wymienię - pchać te niewydarzone malowidła tego Wyspiańskiego'. A Eliza tak opisała całą sytuację: "Od Antoniny wprost średniowieczem wonieje. (...) Sprawę postawiła jednak na ostrzu noża, jeżeli nie poniecham zażyłej znajomości z niejakim Stanisławem Wyspiańskim - to ona - profesorowa Domańska - wymawia mi swój salon". Ale to było tylko takie babskie gadanie.
    Wyspiański o tym wiedział, i postanowił się zemścić. Cała ta gadanina w sztuce na temat roli ( w znaczeniu siania) jest warta funta kłaków, bo Domańska miała dom w Rudawie i świetnie się znała na sprawach wsi. Rudawa była niedaleko Tenczynka, gdzie dom letni mieli Pareńscy i przyjaciółki miały blisko do siebie.
    Trzeba pamiętać również, że Domańska była matką chrzestną najstarszej córki Pareńskich Marii i Anny Rydlównej, w sztuce i w życiu nazywanej Haneczką. Te rodziny były bardzo zaprzyjaźnione, nie tylko poprzez prowadzenie salonów, ale również łączył ich fakt, że wszyscy trzej mężowie byli lekarzami, i to słynnymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiłujże się, Torlinie, w Małej Polszcze feryj czas nastał, a wiesz, co to dla mnie znaczy... I któż Ci niesprawiedliwie opisywał Radczynią i Rydlową? Ja? Słowa o Rydlowej nie napisałem...:(
      Tym niemniej z serca Ci za to dopełnienie dziękuję, choć chyba jednak Domańska (a może Domański?) Wyspiańskiego u siebie wieszali (upiera się przy tym Mazan z Mieczysławem Czumą i Katarzyną Siwiec, więc chyba nie mógł być im tak wstrętnym...?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Upominam się o "Krysię Bezimienną".

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam.

    Notka przypomniała mi "Plotkę o Weselu" autorstwa T. Boya-Żeleńskiego. Niewiele w niej wprawdzie o Radczyni, ale czyta się dość przyjemnie.

    Kiedy oglądałam ekranizację A. Wajdy po raz pierwszy - nie miałam pojęcia o syntezie sztuk, której przecież wielkim entuzjastą był S. Wyspiański. Szkoda, że nie dożył, by na własne oczy zobaczyć, jak ta idea została zrealizowana:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi ongi przez myśl przemknęło, że on, gdyby w naszych czasach żył, najpewniej by poniechał pędzla na rzecz kamery...:)
      Ponad "Plotkę..." żeśmy tu ambicyj cokolwiek większych, bo nie jeno o przybliżenie postaci szło i jakie może anegdotki, ale i o przywrócenie dobrego imienia damie cokolwiek spostponowanej...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Witam.

      Rzecz w tym, że podczas lektury "Wesela" nie odniosłam wrażenia, że Radczyni potrzebuje obrony:)
      Osobiście nazwałabym ją raczej głosem rozsądku:)

      Przede wszystkim owa nieszczęsna uszczypliwość S. Wyspiańskiego dotycząca "jesiennych zasiewów" przestaje być nią, gdy wspomni się o zbożach ozimych:)

      Nigdzie też nie odnalazłam w tekście zarzucanej Radczyni niechęci do chłopstwa i wynoszenia ponad nie inteligencji.
      Opinia natomiast, że porozumienie dwóch krańcowo odmiennych (mentalnie, światopoglądowo, kulturowo itd.) światów jest niemal niemożliwe, wydaje się być wynikiem wielu obserwacji i przemyśleń, popartych znajomością efektów podobnych prób w przeszłości (zgubienie złotego rogu i chocholi taniec zdają się potwierdzać ten osąd).
      Dodam jeszcze, że jako oponentka Dziennikarza (akt III, sc. 12), Radczyni zwraca uwagę na (tak niemodne w epoce "spleenu":) wartości, które uważa za siłę sprawczą ludzkich działań i jasno daje do zrozumienia, co sądzi o niektórych przedstawicielach inteligencji.

      I może jeszcze słów kilka o "małżeństwach mieszanych":)
      Znanym jest zapewne Szanownemu Panu Wachmistrzowi powiedzenie H. Balzaca, że "inteligencja u kobiety jest tym, na co zwraca uwagę mężczyzna, gdy już obejrzał sobie wszystko inne":)
      Taki pogląd zdają się reprezentować Państwo Młodzi, a Panna Młoda nawet - bardziej:)
      Nie widzę niczego uwłaczającego Radczyni w jasnym wyłożeniu jej zapatrywań na tę kwestię. Konkluzja, że dwoje chcących razem wieść życie ludzi powinno mieć ze sobą coś wspólnego na jakiejkolwiek płaszczyźnie wydaje się nie być pozbawiona sensu:)
      Radczyni - "kostyczna weredyczka" - jak chce Boy-Żeleński - dobrze chyba znała swojego siostrzeńca, a dalsze losy "Weselnego" małżeństwa zdają się potwierdzać jej obawy - próbujący "uinteligentnić" swoją żonę Lucjan Rydel uczynił z niej pośmiewisko.

      I to by było z grubsza na tyle:)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. No to się WMPani chwali okrutnie, że za własnym podążasz przy lekturze rozumem, bo onego osądu na nią wydanego w niejakim pochopie ja ze szkół swych pomnę i mniemam, że się to nie nadto odmieniło wiele i ona tam wciąż jest, nieboraczka, za chłopca do bicia traktowaną.... Z pewnością to jedna z niewielu tam trzeźwych osób, a nie jeno o odurzeniu gorzałką ja prawię... No i czyż nie nader trafnie podsumowała Rydla, który od ciotuni usłyszał "Ach, pan gada, gada, gada...", którą to skłonność i poniekąd Boy przecie przytwierdził...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. i z tego widać, ile to baby potrafią:))będąc li tylko w cieniu swych mężów, a literacki portret, no cóż, artyści maja własne koncepcje:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bez kozery jest proverbium, że gdzie diabeł nie może...:) A ich styl bycia najwyraźniej dowodzi, że im nie wystarczało jeno "bycie w cieniu swoich mężów". No i dobrze... :)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. Klik dobry:)
    Proszę - przekaż 1% podatku ciężko choremu dziecku w mojej rodzinie.
    Z góry dziękujemy!

    http://dzieciom.pl/podopieczni/29257

    W formularzu PIT proszę wpisać numer: KRS 0000037904 i w rubryce „Informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1%” podać: 29257 Kowalik Patrycjusz.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano dobry, dobry...:) Towarzystwu suplikę Waćpani ostawiam podług woli do wypełnienia, przecie mnie z tegoż towarzystwa częścią niemałą, a wpodle Kneziowiska skupioną, z pewnością bliższe i uświęcone tradycją już niejaką będzie wsparcie jednej z tamtejszych, nie mniej srodze doświadczonych person...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. Witam po bardzo długim niewidzeniu mości Wachmistrzu. ;)
    Na ciekawy temat trafiłam, sporo nowych informacji do głowy trafiło, a czy tam zostaną, to już insza inszość - pamięć już nie dopisuje...
    Ale najbardziej mnie zadziwiło:
    "znajomością tamtejszych realiów? Tych, w których kmiotkowie wierzyli, że jak na weselu nikt po pysku nie wziął, to stadło nie będzie szczęśliwe, stąd i płacono czasem kogo, by jeśli się bójka nie wszczęła samoistnie, onże burdy wszczynał?" - niesamowite... naprawdę tak było?! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam żem się jeszcze niedawnym czasem na jednem weselu na Orawie czynionem na targ taki natknął, gdzie teść przyszły, od starosty posłyszawszy, że o to nie zadbał, ruszył w ciżbę chętnego do burdy szukać, a że trafił pobok mnie, tom i świadkiem był targu: ostatecznie stanęło na dwustu złotych gotowizną, flaszce wódki i na tem, że teść wszelkie koszta pokrywa, w razie gdyby do grzywien przyszło jakich, sądów czy i leczeń większych... W jaki kwadrans później do bijatyki gdzie rzeczywiście przyszło, ale podejrzewam teścia, że i paru krzepkich opłacił, by tego pierwszego na oku mieli i chyżo walczących rozdzielili, zasię poszli gdzie z izby "zgody czynić"...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  13. Paziowie byli jedną z moich ukochanych lektur dziecięcych... do dziś wspominam z uśmiechem "nawiedzoną" przekupkę! :)

    OdpowiedzUsuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)