16 maja, 2012

Dykcyonarzyka Imci Bartoszewicza, mieniącego się być głosem prawdy i zdrowego rozsądku*, część XV i zapewne nieostatnia...

Części tegoż dykcyonarzyka uprzednie, na dawniejszem mem pomieszczone blogu, Czytelnik Łaskawy tutaj najdzie: (  I, II, IIIIV , V , VI , VII , VIII  , IX, X, XI, XII, XIII, XIV)... Purystów ortograficznych uwiadomić pragnę, żem pisowni oryginału zachował...

"Omnia vincit amor - wszystko zwycięża miłość. Frazes ten , całkiem jasny po łacinie, jest po polsku rodzajem wyroczni delfickiej, bo można go tłumaczyć, jak się komu podoba, a mianowicie: albo miłość jest zwycięzcą wszystkiego, albo też wszystko jest zwycięzcą miłości. To drugie tłumaczenie więcej zgadza się z rzeczywistością. Zwyciężąją miłość wśród dziewic przesądy, "urodzenie", krewni, formy światowe, walka o chleb, intrygi przyjaciół i przyjaciółek, interesa familijne, "dobre partie" i t.d. Młodzieży męskiej do pójścia za "głosem serca" stoi na przeszkodzie głównie... brak posagu.
Opinja publiczna, była to bardzo porządna niewiasta, która się jednak "puściła". Talleyrand mówił: "znam kogoś, co ma więcej rozumu, niż Napoleon, Wolter i wszyscy ministrowie, jacy byli, są i będą - jest to opinja publiczna." Ale Talleyrand dawno umarł, a rozumna i uczciwa niewiasta zeszła na ladacznicę, korzącą się przed każdym powodzeniem. Kiedy pewnemu magnatowi, ubiegającemu się o wysokie stanowisko, zwrócono uwagę, że ma "popsutą opinję", - uśmiechnął się i zapytał: "a ile będzie kosztowała jej reperacja?"
Ostatni wtorek, kryzys warjacji karnawałowej. Chorzy i chore dobywają ostatka sił; z objawami szału rzucają się sobie w objęcia i kręcą się, jak owce dotknięte kołowacizną. Uderzają się kolanami, włażą sobie na odciski, popychają się; czasem tracą równowagę i padają na ziemię, rozbijając głowę i łamiąc patyki, zwane nogami. Twarze ich blade, niewyspane, oczy podsiniałe, całe ciało spocone, gorące. Olbrzymie pragnienie chorzy zaspokajają falsyfikatami win (zob.cienkusz); chore poprzestają na wodzie ocukrzonej i zafarbowanej. Większa część chorych około północy odzyskuje pomału władze umysłowe, - mniejszość powraca do przytomności dopiero nad ranem. Rekonwalescencja trwa dni 46, od środy popielcowej do świąt wielkanocnych. Chorych w tym czasie trzyma się na djecie, z ograniczeniem potraw mięsnych. Rekonwalescentki wymawiają przez sen męzkie imiona.
Ożenek - podanie o przyjęcie do szpitala warjatów. Lud krakowski śpiewa:
                              "Ożeń się i nie bój się! Dobrze tobie będzie,
                                Będziesz miał co kochać, ale jeść nie będzie."
Pamiętnik, z małym wyjątkiem panegiryk napisany przez autora...samemu sobie. Prawie wszyscy, z którymi żył i działał, byli źli lub głupi, on tylko jeden był zacnym człowiekiem i jasno patrzał na rzeczy.
Papa, najczęściej mąż "mamy", indywiduum przeznaczone do karmienia i ubierania rezultatów pożycia małżeńskiego. Inny gatunek służy do pokrywania dachów.
Paragraf, przyrząd do kręcenia, używany przez sędziów, prokuratorów i adwokatów.

_________________________________
* "Słownik prawdy i zdrowego rozsądku" Kazimierza Bartoszewicza, wydany w Warszawie w 1905 roku

55 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt16 maja 2012 14:33

    1. Wiem, że to niemożliwe, ale zda się, że cytowany Autor przeglądał mój pamiętnik...
    2. Jestem niewymownie wdzięczny za umieszczenie w dziale "Czytuję..." adresu mego bloga, który już raczej do jakichś "Wykopalisk..." się klasyfikuje.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad.1 Widzę, że Waść Bartoszewicza nie doceniasz:) A dlaczegóżby nie mógł ekstrapolować i imaginować memuarów Waszmości?:)
      Ad.2 A na cóż mam łgać, skoro prawdziwie zachadzam czasem jeszcze?:) Jeno, że się tam już nic wysłowić nie idzie, bo autor niecnota komentować zabronił...:P
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Vulpian de Noulancourt18 maja 2012 12:21

      To dla świętego spokoju, żebym nie musiał ciągle wyłapywać i usuwać jakichś głupich wpisów. Prawda, że taka petryfikacja uniemożliwia wypowiedź ludziom rozsądnym, ale cóż... Nie mam teraz czasu, żeby trzymać rękę na pulsie, a pozwolić sobie blog zaśmiecić (po tylu latach jakiego takiego poziomu) jakoś głupio.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Jeszcze głupiej go na niebyt skazać...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Vulpian de Noulancourt18 maja 2012 21:30

      1. Słowa danego choćby psu - dotrzymać.
      2. Szczęściem dla historii grafomanii blogowej uznał Onet, że warto ten okaz na wizji utrzymywać mimo braku życia. Pewnie jako ciekawostkę - niczym jakieś kurczę o pięciu łapach, czy innego makaka, co to po drugim bananie "Szła dzieweczka do laseczka" śpiewa całkiem zrozumiale.
      Pozdrawiam

      Usuń
    5. Rozumiem i szanuję, przecie jeśli domysły moje względem Onetu słusznemi są, to za czas niejaki przepaść to może wraz z całem tamtejszem blogowiskiem, tandem nie wiem zali nie powinieneś gdzie tego miejsca odtworzyć, czego w najmniejszej mierze uznać nie można za łamanie zobowiązania o prowadzeniu bloga, a i zapewne wszytkich tekstów przenosić nie masz potrzeby, bo te, co doraźnych tyczyły się spraw i zdarzeń zapewne się zdezaktualizowały mocno... Choć czasem i one uderzają dziś jeszcze celnością spojrzenia...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Wielce interesujący słownik a i zdrowego rozsądku w nim co niemiara:))) Interesującym byłoby, co też autor powiedziałby na dzisiejszą obyczajność i jak zmieniłyby się wyszczególnione tu hasła...myślę, że to ostatnie można by spokojnie zostawić:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor był cokolwiek zgryźliwym, acz nie pozbawionym uroku, złośliwcem, jednak mniemam, że dzisiejszemu otoczeniu byłby nader ciężko strawnym z osądami swemi...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. A i przedostatniemu da się... Boć "papa" to owa część ciała, w którą dać/dostać można było i ów jegomość w Rzymie skromnie siebie świętym nazywający i przez zachwyceńców takoż nazywany...

      Usuń
    3. To ostatnie znów bodaj jeno w Italczyków mowie, której to wiedzy bym mniemał mieć więcej powszechną za sprawą papieża-rodaka naszego, niźli o pokolenie wcześniej...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Szczególnie przypadł mi do gustu "ożenek":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To to się teraz gust nazywa?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. oj, nie bądźmy drobiazgowi:)

      Usuń
    3. Hmmm... Powiadają, że rozmiar nie ma znaczenia, aliści jeśli to komu istotnie drobiazg, to nie wiem, zali się jest czem chwalić...:P
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Świetne cytaty, chyba najbardziej przypadła mi do gustu definicja papy :))
    Co do miłości - też się czasem zastanawiam nad tym tłumaczeniem :)))
    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznać wypadnie, że Bartoszewicz istnienia Papy Smurfa nie przewidział, bo ten się w definicyi nie mieści...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. A ja posiadam takie cudo, co się zowie "Charaktery rozumów ludzkich" Wisznieskiego. To słownik osobowości ludzkich z bardzo dawnych czasów. Piękne!To tak a propos tego, co napisałeś Wachmistrzu dzisiaj. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bóg Zapłać za tejże pozycji wspomnienie... W rzeczy samej czasem uciesznej, czasem głębokiej, że tylko klasyfikacją głupców przypomnę wg właśnie Imci Michała Wiszniewskiego poczynionej:
      "Głupiuteński: Wszystkiemu wierzy z największą łatwością i równie łatwo, z dziwną obojętnością, na przeciwną wprost wiarę przechodzi.
      Gap: Najprostszej rzeczy domyślić się nie może, wszystko mu łopatą w głowę kłaść trzeba.
      Głupiec przesądny: Wierzy najmocniej w czary, zamawiania, uroki, sny, gusła i upiory.
      Głupiec sprzeciwiający się: W zakątkach i tajnikach głupstwa swojego ma gdzieś niewyczerpany zapas wątpliwości i zarzutów, z którymi za wszelką oczywistość się targa.
      Głupiec zapytujący: Nie z potrzeby, lecz z nałogu i roztargnienia ciągle się pyta, choć odpowiedzi nie słucha albo nie rozumie.
      Głupiec przeuczony: Styl ciemny, zagadkowe wyrażenia, wszystko, co nosi barwę tajemnicy, co pod zakrytościami się okazuje, czego zwłaszcza zrozumieć niepodobna, za głęboką u siebie poczytuje mądrość.
      Głupiec dowcipkujący: Głupiec zapowiada z góry, że ma rzecz osobliwszą i nader pocieszną do powiedzenia i zaraz sam tak serdecznie się śmieje, iż zacząć nie może.
      Głupiec płaczliwy: Dobrodusznych ludzi pochlebstwami ujmuje i za ich pomocą wichrzy w społeczeństwie i mąci, a zawsze dla siebie i dla zaspokojenia rozłożystej miłości własnej, której nic nasycić, nic ukoić nie zdoła.
      Głupiec polerowny: Dotkliwe przymówki, żart uszczypliwy lub naganę bierze za wyraz grzeczności, za który najuprzejmiej dziękuje, mając już raz na zawsze jedno z pięknych słówek uwite podziękowanie, do którego szykowny ukłon dodaje.
      Głupiec zarozumiały: Głupiec pyszny i zarozumiały, choć z nader ograniczonym i słabiutkim rozumem, choć istny drobnowidz, zwykle do najtrudniejszych zrywa się rzeczy i z najrozumniejszymi chodzi w zawody.
      Łgarz: Człowiek z przewrotnym rozumem kłamie dla oszukania i ułudzenia, głupiec łże, co się wlezie, jedynie dla przyjemności.
      Półgłówek: Nie mogąc sam nic pojąć ani wyrozumować, jest echem wiernie cudze powtarzającym słowa.
      Półgłupiec: Ciągle bredzi i od rzeczy prawi, lecz niespodzianie, wśród największych niedorzeczności, z czymś prawdziwie dowcipnym odezwie się, coś sam z siebie rozumnego powie; czasem trafniej o ludziach sądzi niż rozumni, choć się zdaje, że dla roztrzepania nic nie widzi i niczemu przypatrzyć się nie mógł.
      Głupiec przemądrzały: Nikt go nie rozumie i tym się cieszy, bo to najlepszy dowód jego wyższości.
      Człowiek dobroduszny, czyli prostoduszny: Zupełny brak przebiegłości, przezorności i dowcipu, obok wielkiej dobroci serca odróżnia go od rozsądnych.
      Prostaczek: Nie ma żadnego wyobrażenia przebiegów, wykrętów i przezorności i z tego do prostodusznego podobny; tylko że go dobrocią serca, czystością, nieskazitelnością, niepokalaniem duszy przewyższa.
      Człowiek ciemny: Człowiek ciemny bywa łatwowierny, uparty przy swoim zdaniu, skłonny do fanatyzmu; największej bredni uwierzy, jak prawdzie rozumem wywiedzionej, do której jakiś wstręt czuje".
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. I jakie prawdziwe...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. O !!!!! Profil mi się zmienił. To nadawałam ja Klaudia Maksa idę się teraz zmienić

      Usuń
    3. Byle nie na gorsze...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Wiem, że to nie na temat, jednak chciałbym podzielić się tekstem pieśni z okolic Wysiołka Luborzyckiego, zapisanej na przełomie XIX i XX wieku przez badacza kultury ludowej, niedocenianego u nas Onufrego P. Wyczhę-Korabiewicza. Sadząc z treści można domniemywać, że nieznany poeta włościański źródło swego natchnienia znalazł był, najprawdopodobniej, w początkach futbolu na naszych ziemiach. Choć, z drugiej strony, uznany wszak za autorytet w kwestiach twórczości ludowej Małopolski, docent J. Paczosek uważa cały tekst za apokryf, zwracając uwagę na wyraźne reminiscencje do oglądania telewizji, w Galicji początku XX wieku przecież, z przyczyn obiektywnych, nieznanej. Krytycy tego poglądu utrzymują zaś, że chodzi niewątpliwie o podziwianie ówczesnych futbolistów przez okno chałupy śpiewaczki, grających na rodzaju ówczesnego "orlika". Nie wchodząc w szczegóły sporu naukowego pragnę podzielić się ową ponad stuletnią piosenką, która, niespodziewanie, zyskuje dzisiaj na aktualności. A oto i rzeczony tekst (pisownia oryginalna z rękopisu badacza folkloru):

    O dyszel w stodole
    Piżgła się Anulka
    Nie pójdziesz dziś w pole
    Rzekła jej matulka.
    Ref. Łody rydy rydy, u ha! (2 razy)
    Poleżysz pod kołdrą
    Zazulu ty moja
    Popatrzysz jak orłom
    Inne biją gola
    Ref.
    Kiej nie chcę, matulu
    Wcale bym nie chciała
    Bobym z tego bólu
    Już nie wytrzymała
    Ref.
    Wolę iść już w pole
    Niźli to oglądać
    Lepiej się w stodole
    W sianie z kimsiś splątać
    Ref.
    Na sianie figlować
    Zarwać cała nockę
    Naszych orłów olać
    I całą tę młockę
    Ref.

    W razie zainteresowania służę zapisem nutowym. Ocenę, kto ma rację (w znaczeniu: czy docent Paczosek, czy apologeci autentyzmu powyższego tekstu) pozostawiam czytelnikom...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kunsztu doceniam:)), aliści zdecydowanie za wersją apokryfu optować będę, osobliwie, że autor w usta podkocmyrzowskich kmiotków wkładający refren bazujący na mazowieckim oj dy ry dy, najwidniej poległ na szczegółach:)) Co by może jeszcze uszło na Kujawach, w łęczyckiem, w sieradzkiem... pod Krakowem, Dalibóg, nie przejdzie:) A późny wiek to nawet nie orły i gole zdradzają, ale kołdra zamiast tradycyjnej pierzyny...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Właściwie z zadowoleniem skonstatowałem wzrost zainteresowania tradycją Małopolski. Jednak, już tylko ze względu na szacunek dla faktów, czuję się zmuszony zabrać głos, skoro moi studenci wskazali mi tę dyskusję.
      Mój szanowny przedmówca, Pan (Pani?) Aardvark popełnił(a) zasadniczy błąd, nie opierając się na rzetelnym opracowaniu źródeł, tylko, najprawdopodobniej, na lichym facsimile rzekomego rękopisu O. P. Wyczhy-Korabiewicza, który rozprowadzano kilkadziesiąt lat temu na jarmarkach i odpustach. Niestety! Ta taniutka i wyjątkowo niechlujnie wydana publikacja pełna była błędów, przeinaczeń i świadomych zniekształceń. Dotyczy to także żartobliwej piosenki 'No to drzyjmy pierze', przytoczonej przez Aardvarka.
      Tymczasem wystarczyło sięgnąć po artykuł na ten temat (W. Kożuch, D. Posłuszny: Nie tylko morgi - próba systematyki przyśpiewek i piosenek ludowych okolic górnego biegu Wisły. w: Dziedzictwo kulturowe Małopolski Zachodniej, pod red. J. Paczoska, Trzebinia, 2006) i wszystko stałoby się jasne.

      Pominięto mianowicie dwie ostatnie zwrotki i zupełnie zmieniono refren, wypaczając tym samym wymowę piosenki. Właściwe słowa brzmią bowiem tak:

      Czemu się, matulu,
      Ze mnie wyśmiewacie.
      Wszak ci żadnej kołdry
      Nie masz w naszej chacie
      Ref. Jak ci będzie, tak ci będzie, a robić trzeba wszędzie.
      Nie dworujcie sobie,
      Chyba, że tak chcecie,
      To Wam kołdrę zrobię,
      Zanim przyjdzie jesień.

      Co nie zmienia w niczym mojej tezy, że jest to apokryf. Szczegóły można znaleźć w podanej powyżej pozycji na s. 272-289.

      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Podobnego poczucia szacunku niepomiernego żem dopotąd jedynie przed nieprzepomnianym dziełem niejakiego Lema sub titulo "Próżnia doskonała" doświadczył:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Najwyraźniej nastąpiła pomyłka co do osób naukowców. Pan dr Jurand Paczosek jest bowiem pracownikiem naszej Katedry Orientalistyki na UG i specjalizuje się w językach Hmong. Warto może przypomnieć, że najczęściej cytowanym dziełem jego pióra jest rozprawa o aspekcie czasowym języka Kho Xing, zaliczanego do grupy Hmong (On the temporal aspect of Qho Xing language used in western Hunan province, Monumenta Sinica, vol. CCLXII, s. 464-597, 1999). Dr Paczosek przebywa obecnie na badaniach terenowych w prefekturze Wenshan w prowincji Yunnan, gdzie zajmuje się badaniem leksyki tzw. Pasiastych Hmongów. Dlatego przypisywanie mu wypowiedzi na temat pieśni ludowych okolic Krakowa jest zwykłym nieporozumieniem, o ile nie złą wolą.

      Z tego, co wiemy problemami kultury ludowej tego obszaru zajmuje się pani docent Janina Pacześniak z UJ.

      Z poważaniem

      mgr Brygida Tartyłko - Sekretariat Katedry

      Usuń
    5. Mistyfikacja zawsze zostaje wykryta. Niejaki Aardvark nieudolnie przeinaczał słowa piosenki ludowej, zapisanej przez cytowanego, rzekomo, badacza - dodając kiepskiej jakości dowody własnej wyobraźni zapłodnionej chyba przez zbliżające się rozgrywki piłkarskie. A oryginalny tekst znajduje się przeciez w publikacji dostępnej w bibliotece UJ (O. P. Wyczha-Korabiewicz: Sur les chansons paysannes polonaises de la region de la Galicie de l'ouest, Kassa, 1909). Osoba podająca się za dra Paczoska powiększyła jedynie zamieszanie, cytując, ni z gruszki, ni z pietruszki część piosenki „No to drzyjmy pierze”. Dodatkowo, z zupełnie niezrozumiałych powodów, osoba ta, cytując absolutnie fundamentalne dzieło o twórczości ludowej w Małopolsce, złośliwie zamieniła nazwisko pani docent Janiny Pacześniak na dra J. Paczoska. To działanie niegodne, gdyż pani docent jest osobą godną szacunku i jest dla nas, jej studentów, niczym prawdziwa matka.

      A prawdziwą piosenkę, o którą chodziło od początku, podaję poniżej (za przytoczonym wydaniem z Koszyc):

      Tytuł: Piosenka prawdziwa o nieszczęśliwej miłości gospodarskiej córki Anulki Grzyb do gajowego Jana Kurozwęka we wsi Wysiołek w powiecie krakowskim

      Piżgła się Anulka
      O dyszel w stodole
      Rzekła jej matulka
      Idziem, córko, w pole
      Ref. Hej, w gaiku na polance,
      Legł gajowy na swej Hance
      Kiej nie chcę, matulu
      Wcale bym nie chciała
      Bo bym z tego bólu
      Już nie wytrzymała
      Ref. Hej, w gaiku na polance,
      Legł gajowy na swej Hance
      Wolę pod pierzyną
      Ciepłem się nacieszyć
      Albo też w stodole
      W sianie z Jankiem zgrzeszyć
      Ref. Hej, w gaiku na polance,
      Legł gajowy na swej Hance
      Porzuć myśli bodaj,
      Córko, o gajowym
      I się porozglądaj
      już za chłopcem nowym
      Ref. Hej, w gaiku na polance,
      Legł gajowy na swej Hance (x2),
      A to było na polance, u ha!

      Sądzę, że wyjaśnia to wszystko.

      Usuń
    6. W złym miejscu mi się wyświetliło, więc poprawiam ten błąd.

      Przez zwykłą analogię mamy:

      wierzgnąć - pierzgnąć;
      wierzgnął - pierzgnął;
      wierzgnęła - pierzgnęła;
      wierzgła - pierzgła (forma ludowa);
      A po użyciu pochyłego "e" (kto nie pamięta mickiewiczowskiego "patrzaj, oto jest kobita"?) mamy:
      wirzgła - pirzgła.

      Dlatego dziwię się bardzo, że wszyscy używali tu formy przez "zet z kropką". Jakże to? Piżgła?? Przeciez poprawną formą może być tylko i jedynie: "pirzgła".

      Pozdrawiam

      Usuń
    7. Was_ist_Leutenant19 maja 2012 23:50

      Proszę sprawdzić w Słowniku Języka Polskiego. Dopuszcza się jedynie formę "pirzgnąć", a i to potocznie (http://www.sjp.pl/pirzgn%B1%E6).
      Pozdrawiam

      Usuń
    8. Wszytkim dysputantom z serca całego za ich głosy dziękuję, takoż i tym, co może tam gdzie zbłądzili w wiedzy meandrach, przecie niechybnie za najlepszą wolą... Co do mnie, którego znajomość zagadnienia nie wykracza poza lekturę (jakkolwiek bardzo uważną) i próby foniczne oparte na klasyce gatunku, jaką są opracowania W.Dychacza ("Ramię w ramię. Pieśni spółdzielcze i paraspółdzielcze dawne i współczesne".Wyd.Ośrodka Szkoleniowego w Pośliniu. Pośliń 1975) tudzież J.Kapsuły i W.Uzbro ("Gnuśnij że mi, gnuśnij.Wybór kołysanek na skrzypce i fortepian" Piersiany 1967) oraz pobieżnej (z oczywistych względów) lekturze fundamentalnego dzieła Stephena von Zeromski "Geschichte die Sünde" (Maulhalten 1909), zatem nie pokuszę się o rozstrzygnięcie meritum sporu, natomiast pozwolę sobie dołożyć zawiłości nowych...
      Po primo Wysiółek skoro jest wysiółkiem, nie może być wsią. Secundo: nie przemawia do mnie analogia wierzgną - pierzgnąć, gdyż wierzgnąć się wiedzie od przymiotnika dawnego "wierzen", oznaczającego kogoś wiernego ("wierzgnąć" pierwotnie znaczyło zbuntować się ob. u Piotra Kochanowskiego: "Królowi temu wszystkie zgoła wierzgnęły były co przedniejsze domy"), zasię etymologia pirzgnąć jest co najmniej zagadkowa i więcej bym jej wiązał z narzeczami gwarowemi włodzi współcześnej, niźli z jaką dawnością... Aczkolwiek nie od rzeczy zauważyć będzie, że pierz staropolskie jest pierwsze miano pieprzu, zaś najbliższe bym tu miał "pierzchnąć", które paradoksalnie znaczeniowo zatoczyło swoiste koło, bo pierwotnie znaczyło: "prysnąć", choć nie w przenośni, a najzupełniej dosłownie (ob.u Stryjeńskiego "Rozciął mu głowę aż mózg na ścianę i na sługi pierzchnął"). Tertio: intryguje mnie niepomiernie cóż też takiego najczęściej jest cytowanego z dorobku dra Paczoska, skoro lwia część (s.466-595) przywołanego tomu Monumenta Sinica zawiera ilustracje, dotyczące wprawdzie Hmongów, a ściślej ich niewiast, aczkolwiek odnoszę wrażenie, że to chyba efekt jakichś ubocznych zainteresowań Pana doktora anatomicznymi szczegółami tego plemienia...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    9. Nie wiem, dlaczego badacz tej rangi, co O.P. W.-K. Napisał o "wsi Wysiółek". Obiecuję, że zapytam o to panią docent na najbliższym seminarium.

      Mogę podać jeszcze jeden ciekawy trop dotyczący czasownika "pirzgnąć". W wydanej w 1948 r. książce pt. 'Awans biedniaka – wspomnienia bezrolnych z rzeszowszczyzny' niejaki Józef Pstrąg opisywał swe ubogie dzieciństwo w niewymienionej z nazwy wsi (na seminarium omawialiśmy szczegóły: J. Pstrąg pochodził ze wsi Boża Wola, więc cenzura nie mogła puścić tego do druku. Próby, żeby przenieść wspomnienia pod Stalową Wolę, również spaliły na panewce z powodu konotacji sanacyjnych). Przytoczył tam dziecięcą wyliczankę, używaną przy grze w chowanego.

      Pirzgła piegża o pierzynę
      I osłabła odrobinę
      A zobaczył to kocurek
      I oskubał ją z jej piórek
      Raz, dwa trzy - szukasz ty!

      Pozdrawiam

      Usuń
    10. fajne foty. a mużynek nie ma?

      Usuń
    11. Zafrapowałeś mię, Mości Studencie, bo to widać jaka nieznana Boża Wola, skoro to nie ta ukraińska, ani nie ta spod Wieliczki, ani i nie spod Wolbromia, to inszej, a osobliwie na Rzeszowszczyźnie, żem dopotąd nie znał...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    12. Nie wiem, Mości Kędziorze... Musiałbym najpierw rozszyfrować, cóż jest ów "mużynek"...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    13. Aj, nie uważałem na zajęciach - Boguchwała przeciez.
      Pozdrawiam

      Usuń
    14. A to nam zmienia postać rzeczy zupełnie...:) Zatem nie siwuchą opijać rzecz będziem, a samogonem:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. A ja o tej miłości, jeśli można... Bo jakaż to była /i pewnie nadal jest/ miłość - jeśli ją kandydat do ręki panny - uzalezniał od wysokości posagu. Wiem, że to sprawa złożona, tradycja, kultura, naciski itd....
    Ale jak sobie pomyslałam, że z powodu braku posagu /bom jak kiedys pisała z kurnej chaty jest/ żaden kawaler nie zechciałby mnie.
    Ale mi się smutno zrobiło....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiązałbym rzeczy w ten sposób, że posag afekt wykluczał... Wejrzeć na to upraszam, jako na formę dopomocy młodym, od której i dzisiejsze przecie małżeństwa na dorobku będące wolnemi nie są. Fakt, że przy małżeństwach aranżowanych, obojętnie czy kmiotków przez swatki, czy hrabiów przez rady familijne, to o jaką głębię uczuć trudno, choć bywały i stadła, co się prawdziwie pomiłowały z czasem. A kwestia posagu czy wyprawy u warstw ówcześnie Bartoszewiczowi bliskich mogła oznaczać majątek niemały, ale dla moich, z włościan się wiodących, przodków... najpewniej podobne były opisanym w "Chłopach" kilku morgom pola, a któż wie, czy i nie, jak we "Skrzypku na dachu" parę obrusów, pościel i kurczęta jakie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Tak się tym swoim brakiem posagu sprzed lat wielu zasmuciłam, że zapomniałam napisać, że usmiałam się dodatkowo,ale z "paragrafu" juz trochę mniej.
      No i uśmiałam się, bo chyba lepiej że tych kurcząt nie miałam w posagu, bo nie wiem gdzie by ich mąż hodował - pewnie w piwnicy, albo na balkonie, może jeszcze w łazience.
      No i zauważyłam, że za "Wachmistrzem panny sznurem" się ustawiają. Gratuluję serdecznie :-))

      Usuń
    3. To ostatnie jeno tem się da wytłomaczyć, że mię nie znają, a czują się w obligu podług wezwania z piosnki płynącego ("Hej, hej, Ułani! Malowane dzieci, niejedna panienka za wami poleci...") Kurczęta były bodaj po jednym na każdy z ich pierwszych wspólnych szabasów, tandem to nie w tem kwestyja gdzie ich chować, tylko kto miałby ich dekapitować i jak...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. No to ja się tu jeszcze ustosunkuję że tak powiem: Bo to nie tylko panienki, ale tez babcie /a jedna na pewno za Wachmistrzem leci/.
      I jeszcze chciałam dodac że z Anatewką i Tewje Mleczarzem wiele wspólnego nie mam, oprócz tego że lubię sobie czasami pośpiewać "Gdybym była bogata..."

      Usuń
    5. Hmmm... w tejże piosnce mowa co prawda jest o mężatkach także, nawet i o wdowach, a w więcej frywolnych wersjach o niekreślonych co do stanu cywilnego "Żydówkach", atoli o babciach słyszeć mi raz pierwszy przychodzi:) A Tewjego czasem posłuchać warto... dla mnie to cudowny wzorzec umiejętności akceptowania nieniknionego, ale i twardego "nie", gdy rzecz akceptowalność przekracza...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. cuuuuudne :) wszystko, ale przy tym się uśmiałam: "Papa, najczęściej mąż "mamy", indywiduum przeznaczone do karmienia i ubierania rezultatów pożycia małżeńskiego. Inny gatunek służy do pokrywania dachów." ;) nie było wznowienia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie wiem o tem i stąd między inszemi chęć moja by w tem cyklicznem przypominaniu nie dać przepaść perłom tak zacnym...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  10. Ha, cóż nam Bierce i jego przereklamowany słownik, gdy na własnej ziemi takie cudo.Prawda to, prawda z owym pamiętnikiem, może dlatego blogi prywatno-osobiste tak czasami źle kończą ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlategom ja się na azard memuarów osobistych wolał nie puszczać...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  11. "Omnia vincit amor", według mnie powinno być "Amor vincit omnia", zaś tłumaczenie "Miłość wszystko zwycięża". Jeśli podmiotem jest amor (miłość), to nie powinno być problemu z właściwym odczytaniem sensu zdania.
    Pozostałe wyrazy i wyrażenia niezwykle dowcipne.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mniemam, że Imć Bartoszewicz klasycznego wykształcenia odebrał w daleko pełniejszej od nas formie i wybornie wiedział o czem pisze. A że się z Czytelnikiem droczył, to już rzecz insza...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  12. 1. Wyznam Waszeci, że spośród wszystkich cykli dawniejszych, Dykcyonarzyk jest chyba moją najbardziej ulubioną pozycyą ;) Niby wiadomo już, czego się spodziewać, jednakże aktualność definicyi tu pomieszczonych, tudziez cięty język Autora, zawżdy mię poraża :)

    Jedyne, co bym Wachmistrzowi radził na przyszłość, tak na wypadek wszelki, to pomieścić tutaj wszystkie noty z danego cyklu, zaczem odsyłacze do bloga dawnego zastąpić odsyłaczami tutejszemi. Ja u siebie takoż poczyniłem...na wypadek gdyby Onet niecnota na Starej Polance wyrok śmierci wykonał...
    Jeżeli Waszmość tego nie uczynisz, odsyłacze na paginę Onetową mogą nas z czasem na Berdyczów zaprowadzić, lubo na Dzikie Pola ukraińskie :(

    2. Cóż to "panegiryk"?

    3. Gdybyż tylko spółcześni Ulicy Wiejskiej okupanci pamiętać raczyli o tej Talleyranda maksymie, może by się Rząd nasz bardziej z vox populi liczył...

    Kłaniam nisko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad.1 Prawyś Kawalerze! I też zamiaruję ja sukcesywnie, w miarę przenoszenia, to właśnie czynić, aliści to tytaniczna robota...
      Ad.2 Poema pochwalna, nader często z jawnem podlizywaniem się granicząca...
      Ad.3 Wątpię...bo i sam Talleyrand, choć bon-motami rzucał rad, mało sobie z nich robił...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  13. Względem wczorajszego mego wpisu, muszę jeszcze co dodać...mianowicie, że poza "Dykcyonarzykiem", ogromną sympatią darzę również cykl o słowach znaczeń dawnych pozbawionych, jako i pisarstwo Xiędza Dobrodzieja :)

    Za wyjaśnienie dzięki składam i ściskam prawicę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego pierwszego niechybnie reaktywować będziemy, wtórego, że jest powszechnie już w sieci dostępny, rozważyć muszę, czy jest sens powielać...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Nad tym wtórem radziłbym Waszej Miłości jeszcze pomyśleć... Może i dzieła Xiędza Dobrodzieja są już powszechnie dostępne w internecie, luboż po bibliotekach, aleć wątpię, czy jakikolwiek czytelnik bodajby nawet usłyszał o tem zacnem duchownem, gdyby nie zapał takich pasjonatów, jak Waszmość ;)

      Pozdrawiam chłodno (na przekór aurze ;) )

      Usuń
    3. Może i jest w tem kęs jaki słuszności, przecie póki co tematów się inszych ciśnie siła... Ale rozważę supozycję Waszmości...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)