27 marca, 2014

O wietrze historii i portkach pętaków...IV

   Ciąg zdarzeń, które do nieszczęścia w Krakowie przywiodły, począł się, jak to w Polszcze zwykle bywa, od trudności aprowizacyjnych. Nie wiedzieć czemu (chyba że to ktoś chce w kolportowaną ówcześnie, a i po wojnie z lubością przez komunistów powtarzaną wersję o spekulantach wierzyć) akuratnie w Krakowie z końcem października zabrakło po sklepach niemal wszytkiego od mąki poczynając, a na mięsie kończąc, a co najgorsze w obliczu nadchodzącej zimy: po składach nie szło kupić węgla!
   Pojmuję ja, że spekulant to zawszeć jest wytłomaczenie z prostych najłatwiejsze, aliści podług mnie tu się po prostu w obliczu opisywanej w częściach poprzednich inflacji ( ,IIIII) zawalił system dystrybucyjny, a niewydolność rozliczeń w spadającej na łeb, na szyję marce polskiej, przywiódł do wyhamowania obrotów handlowych, a co za tem idzie i do umniejszenia zapasów, tak po sklepach, jak i u hurtowników. Potem starczyła już jeno plotka jaka o tych brakach, by ludzie masowo wykupili to, co jeszcze do wykupienia było i tem sposobem panika ta stała się przepowiednią samosprawdzającą, a ceny jakiejkolwiek żywności stały się najwyższe w kraju... Oskarżano potem władze o to, że o aprowizację nie zadbały, ani i cen nie upilnowały... Nie bronię ja ich, bo i inszych grzechów dość mają, aliści na miły Bóg, jakże w gospodarce rynkowej władza miała na stan zapasów po składach węglowych wpływać?
  Kraków, sam nie będąc wojną zniszczonym, i fabryk  miał ewakuacyjami maszyn niezdewastowanych, to i procent robotniczy, a co za tem idzie i związkowy był ponad ówcześną w Polszcze przeciętną. Dodajmyż też i zrazu, że ci robotnicy wielce długich mięli tradycyj socjalistycznych, bo pierwszego socjalistycznego posła, jeszcze do wiedeńskiego, c.k.parlamentu wybrano tu z górą dwadzieścia lat wcześniej, a całe pokolenie zdążyło uróść, chowane na lekturze legalnego "Naprzodu" i pod wpływami wielce silnej partyi socjal-demokratycznej, co po wojnie z podobnemi z zaborów inszych, PPS składać miała.
   Wzburzenie zrozumiałe socjaliści ukierunkowali w pierwszy strajk, co wybuchł 29 października, aliści ten jeszcze po kilku godzinach został odwołanem i szczęśliwie obyło się bez incydentów większych. Ponieważ jednak stanęło w rzeczy samej wszystko, włącznie z tramwajami miejskiemi, na władzach wywarło to wrażenia piorunującego i nasi tytułowi z punktu działać poczęli, by się przed recydywą zdarzeń asekurować... 
  Ministrowi spraw wewnętrznych, Władysławowi Kiernikowi*
, extraordynaryjnych udzielono pełnomocnictw, jeno że ów w swych działaniach w jedną tylko szedł stronę, rzec by można, że tąż samą, co sześćdziesiąt lat później pewien generał w ciemnych okularach... Nie szukano opcyj jakiegobądź porozumienia, czy negocjacyj, a rzecz całą wyraźnie chciano zdusić bagnetem i przemocą. Jedną z pierwszych decyzyj było kolei zmilitaryzowanie, by strajkujących kolejarzy móc przed sądy doraźne stawiać jako dezerterów, co się nawiasem kwalifikowało jako sprawa przed Trybunał Stanu, bo konstytucyję marcową** tutaj jawnie złamano! 
  Oburzone tem władze związkowe i PPS pospołu 3 listopada strajku generalnego proklamowały od dnia 5 listopada, na co z kolei władze w miastach pryncypalnych stanu wyjątkowego ogłosiły, a w Krakowie wojewoda Gałecki posunął się do zakazu wszelkich publicznych zgromadzeń, pocztowcom zapowiedział nastychmiastowe zwolnienia, jeśli pracy nie podejmą, zasię i pospołu z dowódcą tutejszego Okręgu Korpusu, jenerałem Cziklem doszli i do tego, że strajkujących patrole policyjne i wojskowe w domach nachodziły, wywlekając ich przemocą i przymuszając do stawienia się w pracy. Czikel dodatkiem na 5 listopada sił wojskowych pościągał do miasta większych i nakazał onym demonstracyjne po mieście przemarsze, czy i nawet w Rynku obozowanie...
   Byłożby i może już 5 -go przyszło do starć pierwszych, bo kompania strzelców naprzeciwko tłumu stanęła wrogiego, gdzie jedni drugim przymawiać poczęli, a gdy z szeregów żołnierskich popłynęły wymówki, za cóż też ich tak postponują srodze, gdy oni przecie tacy sami, jako i tamci, komendujący oficyjer, czując, że lada chwila kontroli utraci, począł komend dawać, jakoby iście za chwilę miał zamiar salwy dać. I tu się zdarzyła rzecz przedziwna, bo oto w rzecz wdał się, podobnoś akuratnie gdzie przechodzący bokiem... major Wacław Kostek-Biernacki, późniejsza "czarna legenda" sanacji, przyszły komendant twierdzy brzeskiej z czasów uwięzienia tam przywódców "Centrolewu", takoż wojewoda poleski w czasach tworzenia obozu w Berezie, zupełnie fałszywie utożsamiany z niem i wielokrotnie przedstawiany jako jego rzekomy inicjator i zarządca...
   I oto tenże "Kostek Wjeszatiel"***, "kat brzeski", nie mający tam nic służbowego do roboty, wdaje się w dyskurs z dowódcą kompanii i koniec końców przekonuje go, by od działania wszelkiego odstąpił i wraz z oddziałem się wycofał. Podług relacyi posła pepeesowskiego Drobnera, tłum uszczęśliwiony miał Biernackiego nieść długą chwilę na rękach!:) Nawiasem, to ten właśnie incydent, jako też i ustawicznie wznoszone przez cały czas trwania zamieszek okrzyki ku czci Piłsudskiego, ale i dziwnie przypadkowa obecność w Krakowie piłsudczyków wielu, assumpt dała endekom do oskarżeń, że to w istocie kręgi Marszałkowi bliskie za zdarzeniami temi stały. Po przewrocie majowym mówiono wprost, że Kraków był nibyż tego przewrotu próbą generalną... Rzecz się robi tragikomiczna, gdy znów wejrzeć na to, że komuniści i przed wojną wobec Moskwy dowieść usiłowali, że to oni byli wszystkiego spiritus movens, zasię po wojnie ta wersja nieomal była już dogmatyczną i doprawdy zabawne jak wielu ojców by mieć miało jedno nieudane powstanie, jeśli to w ogóle iście zwać możemy powstaniem...  Do tego rzekomego bolszewickiego sprawstwa jeszcze wrócimy, natomiast co do roli piłsudczyków, to zdaje mi się, że kontakty między PPS-em a obozem Marszałka wciąż jeszcze były na tyle żywe, że Ów wybornie wiedział, co się święci, a nie dowierzając relacjom ani jednej, ani drugiej strony, po prostu wysłał w zapalny rejon swoich "obserwatorów", być i może z jaką sekretną misją gotowości do jakiej mediacji, gdyby sprawy prawdziwie zły obrót wziąć miały... 
   Ano i takeśmy przyszli do dnia najważniejszego, 6 listopada, aliści o niem opowiemy już w nocie następnej... _____________________
* - ciekawość, że będąc jednym z najważniejszych w PSL-u ludzi (członek Zarządu Głównego, redaktor partyjnej gazety "Piast" i minister w każdem rządzie z PSL-u udziałem), totumfacki Witosa i przez lata jeden z prawdziwie onemu najbliższych (razem ich po przewrocie majowem piłsudczycy za kratę posadzili, pospołu w procesie brzeskim byli sądzeni i pospołu do Czechosłowacyi emigrowali w 1933 roku i skąd też razem, w marcu 1939 roku wrócili), po wojnie wielce szybko języka znalazł wspólnego z komunistami, którzy teoretycznie przecie za rozkaz strzelania do robotniczego tłumu w 1923 powinni go chcieć na suchej gałęzi obwiesić... Tem zaś czasem ów, wielce Mikołajczykowi wrogi, wrychle stał się jednym z najgłówniejszych architektów przyszłego, satelickiego wobec komunistów ZSL-u, w którego władzach zasiadał jeszcze jako sędziwy starzec, w połowie lat 60-tych, że nie wspomnę o ministrowaniu (minister administracji publicznej) w Rządzie Jedności Narodowej Osóbki-Morawskiego i trwaniu na tej posadzie do końca, mimo represyj wobec PSL-u i ucieczki Mikołajczyka...
** - art.108 o swobodzie strajków i zrzeszania się pracowników.
*** - przydomek Biernackiego z czasów, gdy przez kilka miesięcy w 1914 roku, wobec braku ochotników i na wyraźny Komendanta rozkaz, został dowódcą Żandarmerii legionowej w I Brygadzie i przyszło mu też i wykonywać wyroków sądu polowego na szpiegach. W 1934 roku przeniesiony w stan spoczynku, ale w 1939 powołany na stanowisko Komisarza Cywilnego przy Naczelnym Wodzu i w tym charakterze towarzyszył Rydzowi-Śmigłemu aż do internowania w Rumunii włącznie. Wrócił z tej Rumunii do kraju w 1945 i z punktu został aresztowanym przez UB, ale nawet po ośmiu latach uwięzienia ( m.in. siedział przez pewien czas razem z gauleiterem Kochem, przy tem w warunkach, przy których Bereza wyrasta nieomal na sanatorium) ubeccy majstrowie od fałszywych dowodów i oskarżeń nie potrafili mu sprokurować procesu ani o jego rolę w Brześciu, ani w Berezie. Skazany na 10 lat dopiero w procesie w 1953 za ogólnikową "faszyzację życia publicznego" był chyba jednym z nielicznych stalinowskich więźniów, którzy swój wyrok odsiedzieli "od gwizdka do gwizdka", jeśli mu uwięzienie od 1945 zaliczyć. Ciężko schorowany (rozedma płuc, gościec stawowy, padaczka, miażdżyca, choroba wieńcowa, przy tem jeszcze głuchy i bezzębny) wyszedł (jeśli to tak się nazwać godzi, bo prawdziwie to został wyniesiony na noszach) na wolność w listopadzie 1955 roku, a zmarł w półtora roku później. W kontekście wypadków krakowskich ironią historii jest to, że nieomalże zgnił za kratą człowiek, co do strzelania nie dopuścił, a siedział w czasie, gdy znów ministrem był ten, co wtedy strzelać rozkazał...

12 komentarzy:

  1. Wszystkiemu winni spekulanci. Język nasz ewoluował i teraz ta profesja to biznesmen lub manager.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdy biznesmen to spekulant, ale każdy spekulant chce uchodzić za biznesmena...
      A do zmian w języku doszła jeszcze wymiana propagandy na PiaR.

      Usuń
    2. Propagandy, Tetryku? :) Czy reklamy? Bo ta podobnoś się teraz informacją zwie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Iżbym nie wiedział, czem się Waszmość trudnisz, Mości Antoni, bym i może za dobrą to przyjął monetę, a tak do kapeluszem przed dowcipem zamiatam:)) Ale po prawdzie to wielce bym rad był ustami człowieka biznesu dzisiejszego posłyszeć, jakież by on kroki czynił, nalazłszy się nieszczęśliwie w położeniu hurtowników z roku 1923-go?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Vulpian de Noulancourt27 marca 2014 13:05

    Władza tak często wie lepiej i nie kwapi się do rozmów, że to aż nie dziwi. A w wielu krajach wciąż jest to oczywistą normą.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ u nas akuratnie utarł się mechanizm zgoła odwrotny, który mię i czasem do alteracyi przywodził, że oto siadać do stołu potrzeba z byle chłystkiem, słomą z butów i chamstwem świecącym, a nade wszystko żądzą zrobienia na sprawie politycznej kariery, tom się i nieraz był i zżymał na tąż tradycyję dość świeżego przecie chowu... Po namyśle jednak głębokiem, skłonnym byłbym jej jednak w continuum niejakie dawnych naszych parlamentarnych i sądowych tradycyj w tej mierze wpisać i uznać, że lepsze to zło i ryzyko, niż przecie kule świszczące...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. No nieee, teraz to już przesada z tym dzieleniem na części! Autor, autor! Dawać autora!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor właśnie nauczył się słynnej dewizy Hitchcocka ;)

      Usuń
    2. Błąd, Tetryku:)) Nauczył się dawno, a debiutował z tem bodaj przy historyjach "szkieletowych":))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Kneziu, czyżbyś chciał autora wystraszyć?:)) Jeszcze uciec gotów i dopiero będzie z kontynuacyją problem:)))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Zakładam, że Autor z tych niestrachliwych. :D
      A wołam, bo gotów nas tu przetrzymać do jutra! :D

      Usuń
    5. A o które jutro idzie?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)