20 maja, 2016

Uwag kilka o tekście przywołanem...

        Na marginesie noty pozwolę sobie przypomnieć, że pora nam dziś  uczcić święta 6 Pułku Strzelców Konnych imienia hetmana wielkiego  koronnego Stefana Żółkiewskiego, w Międzywojniu w Żółkwi właśnie,  rodowem gnieździe patrona swego,  stacjonującego,  zasię 23 Maii pić  będziem za święto 4 Pułku Strzelców Konnych Ziemi Łęczyckiej... Dziejów  pułków tych ciekawych  do  dawniejszej odesłać sobie noty pozwolę

...w nocie uprzedniej z dzieła Szymona Starowolskiego "Polska albo opisanie położenia Królestwa Polskiego". Uwag, powiadam, bo się nie ośmielę tego nazwać analizą krytyczną, osobliwie że na językową mi wiedzy nie dostaje, ni umiejętności, a Wam najpewniej nie dostałoby cierpliwości:), a rzecz i tak staropolszczyźnie psu na budę, skoro do czynienia mamy z tłumaczeniem dziełka łacińskiego, dodatkiem wielekroć późniejszym.
  Analiza zaś historyczna, by pełną była, z pewnością zwykłą notkę blogową by przytłoczyła aparatem naukowym, który takoż zresztą cokolwiek u wierzącego wprawdzie, acz niepraktykującego, zardzewiał...
  Pocznijmyż zatem od tego, co największej części z Was się też już rzuciło w oczy, a tego mianowicie, że tekst się zdaje być podchlebionym solidnie, co najmniej jakoby Jegomość Starowolski pisał go do folderu jakiego przedsiębiorstwa turystycznego, z zadaniem naznaczonem, by opisywaną krainę, możebnie najkorzystniej wystawić w oczach potencjalnego naiwnego durnia  klienta, z oferty wczasowej skorzystać chętnego...
   Nieprzypadkowo podawałem gdzie i kiedy tegoż dziełka po raz pierwszy tłoczono, podobnie jak link do biogramu Starowolskiego był nie dlatego, że na stronie było za mało czerwonej czcionki. Tym, co tego zignorowali, przyjdzie najważniejszego przypomnieć: że Starowolski, choć najpewniej jednak z nieherbowych, przecie między największymi statystami epoki się obracał, w tem hetmanowi Chodkiewiczowi sekretarzował, aż do chwil ostatnich w obozie pod Chocimiem. Gdy sam kresu żywota dobiegał, jedynym będąc kanonikiem kapituły krakowskiej, który nie dał przed Szwedem drapaka któremu poruczono opieki nad katedrą wawelską wobec Szweda Kraków zajmującego, w tem to właśnie charakterze opiekuna i gospodarza po katedrze Karola Gustawa oprowadzał. Dość to chyba wiedzy, by móc przypuścić, że onemu tak może i z racji urzędów czy funkcyj , jako i z miłości ojczyzny na sercu leżały sprawy publiczne, a w jego niekwestionowanym talencie literackim doszukiwać się kaznodziejskich zapałów?* 
   Pytanie wielce zasadne: czemuż ów tego tłoczyć w Kolonii akurat umyślił? Najpewniej, jako to w żywocie bywa, bo były po temu jakie przyczyny najprostsze, choćby ta, że znał dobrze drukarza Henryka Crithiusa** i onemu był skłonny zaufać, że nie dość, że dobrej wykona roboty, to że jego pisanie trafi tam, gdzie trafić powinno... Może i był tam kiedy przejazdem, gdy z młodymi książętami Ostrogskimi, Stefanem Potockim czy z Aleksanderm Koniecpolskim po Europie wojażował ? Aliści mnie, jako człekowi paskudnie we wszystkim głębszego się sensu doszukać próbującego, nie sposób się oprzeć wrażeniu, że Kolonia Roku Pańskiego 1632, to niemal idealne miejsce na rozpowszechnienie druku, którym by się chciało dotrzeć tak do środowisk katolickich, jako i protestanckich, w toczącej się właśnie w Rzeszy wojnie trzydziestoletniej.
   Samo arcybiskupstwo Kolonii jest często wymieniane jako jedna z ważniejszych stron wojujących po katolickiej stronie, co nie powinno dziwić, bo to jedno z najbogatszych wolnych miast Rzeszy, a przy tem cieszącego się statusem elektoratu, czyli jednego z tych, których władca (w tym przypadku arcybiskup) uczestniczył w obiorze cesarza rzymskiego, ma się rozumieć już w nowej, niemieckiej, owej rzymskości wersji... Zdałoby się zatem może, że to matecznik katolicki i samo jądro papistów... Otóż nic bardziej mylnego: w XVI stuleciu aż trzech arcybiskupów się z Rzymem pożegnało i pożeglowało na kalwińskich czy luterańskich żaglach, przy czem trzeci z nich nie zrezygnował z godności, umyśliwszy sobie całe arcybiskupstwo od Rzymu odłączyć i zsekularyzować na podobieństwo tego, czego z Zakonem Krzyżackim uczynił w Prusiech Albrecht Hohenzollern. Tego znów było za wiele katolickim sąsiadom i na arcybiskupa Gebharda Truchsess von Waldburga ruszyli Bawarczycy i doszło do tzw. wojny kolońskiej, w której efekcie osadzono tam siłą arcybiskupa nowego, arcyksięcia bawarskiego Ernesta . Wcale słusznie przyjmuje się, że to był pierwszy poważniejszy sukces Kontrreformacji, ale też przecie obalony kalwin nie działał w próżni i nie wierę ja, by w jedno, czy dwa pokolenia później, nie było w Kolonii sympatyj dla kacerzy niemało...
    Czemuż to takie ważkie? Ano, bo sądzę, że się Starowolski był podjął misji naprawienia cokolwiek zszarganej reputacyi naszej, być może z własnej serca potrzeby, być i może za podszeptem kogo z możnych, a być i może że i z dworu królewskiego*** płynących, i temuż nie było mu obojętnem, gdzie dzieła swego wydaje...
   W tem, że cały ten druk na użytek obcych pisany, niczem reklamowy prospekt, utwierdza mnie jeszcze z kolejnego rozdziałku: "Pożywienie i strój [Polaków-Wachm.]" jedno zdanie, napisane w sposób jakiego żaden Polak czy Litwin by nie napisał, gdyby miał do swoich tej gadki... Natomiast mogę zrozumieć, że pisał to cudzoziemskim niemotom, którym szkoda tłumaczyć, czemże są miody pitne i jak ich się syci, bo i tak barbarzyńcy nie pojmą, to i można się zadowolić podobnym opisaniem:
"Rusini i Litwini natomiast, u których jest mnóstwo ryb i miodu, obficie używają wina zmieszanego z miodem, podobnie jak piwa z pitną wodą gotowanego, nazywanego miodem[podkr.moje -Wachm.]"
  Pytanie teraz kolejne zasadne, czemu to reputacyję żeśmy mięli spsowaną w Rzeszy i czemuż to jej naprawiać było trzeba koniecznie? Odpowiem malarsko, czyli dziełami nie byle kogo zresztą, bo zaczniemy od Rembrandta, a potem przejdziemy do Juliusza Kossaka i Józefa Brandta:




  Tak, tak, Mili Moi, o lisowczyków tu najpewniej idzie, czyli najkrócej mówiąc: rodzimy patent na to, jak mieć wojsko (nawiasem: doborowe) i nie płacić za nie... Wymaga to "tylko" zgody na to, by owi żyli z łupów i pogodzenia się z konsekwencjami tegoż, które między inszemi takie, że jak jest wojna, to ich lepiej mieć na obcej ziemi i od ojczyzny jak najdalej, a jak wojny akuratnie nie ma, to jej lepiej dla nich poszukać, niż do kraju wpuszczać... I podług tejże zasady król Zygmunt trzykrotnie lisowczyków użyczył swemu cesarskiemu "kuzynowi" Ferdynandowi II; raz gdy owemu Wiednia Siedmiogrodzianie Gabora Bethlena oblegli i ów odstąpił właśnie za lisowczyków sprawą, bo mu tęgo przetrzepali pludrów, a i wtóry, po tureckiej naszej wojnie (nawiasem, właśnie tąż pierwszą odsieczą wiedeńską sprawioną), gdy owi przeciw wrogom cesarskim wcale śmiele sobie poczynali (pod Białą Górą zdobyli 20 sztandarów pułkowych czeskich). Tyle, że rabuśnicy z nich byli nie mniejsi, niż wojennicy, a może i więksi i nie darmo dziś się czasem mówi o nich jako o "lądowych piratach"... 
   Do czasu, jak za pognębieniem Napoleona, nie przyszli na niemieckie, niderlandzkie i francuskie ziemie, prawdziwi Kozacy, matki przez dwa stulecia tam dzieci "polskimi kozakami" straszyły, a samo to, że pokolenie później Rembrandt "Polskiego Jeźdźca" czyli lisowczyka właśnie, wymalował, dowodzi jak wielka była ich tam sława i groza...
  A Kolonia, w której Starowolski naszego prospektu reklamowego o uprzejmych i łagodnych Polakach wydawał, jak raz na szlaku ich rejzy trzeciej, gdy towarzystwo, znów na Ferdynanda II służbie, przeciw Francyi ciągnęło, by w Pikardyjej łupić, gwałcić i palić wojować...
   I na koniec dwie jeszcze refleksje, bez związku z poprzednimi. Pisałem o kaznodziejskim zapale Starowolskiego, a teraz dodam, że ów go chyba czasami ponosił.
We fragmencie cytowanem, poczyna on od wychwalania nacyi naszej jako tych łagodnych jak baranki i pokojowych ludzi, by zatoczywszy koła niemałego, samemu sobie zaprzeczyć zdaniem, które w oczach ludzi przemarsze lisowczyków znających musiały zabrzmieć co najmniej dwuznacznie:
"...Ale przecież nie całkiem zgaśnie u Polaków ten zapał ducha i chwały wojennej umiłowanie, jeśli tylko za męstwo nagrody nie zbraknie".
    Z pół niemal rozdziałku przytoczonego zajmuje kaznodziejskie wyrzekanie przeciw zbytkowi i zamiłowaniu do przepychu, przeciwstawianego skromności przodków ( w którym nawiasem przyszły kanonik też się nam cokolwiek zapętlił). Ja widzę to tak: tenże właśnie fragment, pisany przez człowieka z głębokiej litewskiej prowincji się wywodzącego i nie zajmującego się mechanizmami gospodarki, ni handlu, jest dla mnie znakomitym dowodem, jak bardzo Rzeczpospolita zbogaciała za czas "złotego wieku" za Jagiellonów ostatnich, w czem przecie niemały udział zbożowego handlu via Gdańsk i flisów wiślanych... Uważcież na zdanie o cudzoziemcach "zewsząd się do nas dla zysku zbiegających", co po prawdzie półprawdą byłoby, bo najwidniej Starowolskiemu umknęło, że przez poprzednie pół wieku, to "zbiegali" do nas głównie dysydenci w krajach swoich prześladowani, oraz Żydowinowie dla przyczyn podobnych. I że to oni swoje majątki tu przynosili, jak również tu lokowali owoce swego handlu, czy pracy...
____________________________
- Choć w roku wydania "Polonii..." Starowolski jeszcze nie był duchownym, przecie jakieś mieć musiał już i przódzi po temu skłonności...
** - znać musiał niewątpliwie, skoro mu już rok wcześniej, w 1631 poruczył druku inszej swej xięgi " Sarmatiae Bellatores"("Wojownicy Sarmaccy"), zawierającej biogramy 130 władców i wybitniejszych rycerzy, tandem wszystkie te nasze rozterki by należało do wcześniejszego już odnieść wyboru. Co się zaś tyczy "Wojowników Sarmackich", to owo, nieznane szerszej publiczności dziełko, poniekąd unieśmiertelnione zostało przez jednego z jego czytelników najwierniejszych: Henryka Sienkiewicza. Starowolski bowiem tak często i z takim upodobaniem szermuje w nim frazą: "igne et spoliis", że pisarza tem upodobaniem zaraził i pan Henryk wywalił w kosz już gotowego tytułu dla swej nowej powieści "Wilcze gniazdo" , nadając jej nowego, już spolszczonego: "Ogniem i mieczem"...
*** - Nie wierę ja, by się Starowolski, dawniejszy sekretarz hetmana Chodkiewicza, nie znał z będącym w tym samym obozie i w tej samej potrzebie królewiczem Władysławem, nawet przyjmując, że ów czasu wiele w łożu tam przepędził, niemocą złożony. Naturalna zda mi się tu jaka sympatia jednego wiarusa do drugiego, a lata dwudzieste XVII stulecia to akurat dla królewicza trudny czas. Ociec, Sigismundus III, nowej niedawnem czasem żony przyjąwszy, Konstancji Habsburżanki, nota bene siostry pierwszej żony, Anny, zdawał się ucha przychylać tamtej namowom, by to jej syna, Jana Kazimierza, na króla przyszłego forować, z Władysława (syna Anny) pominięciem. Rzecz z jej strony wielce durna, bo choć szlachta u nas zwyczajowo obierała syna po ojcu, to jednak tron dziedzicznym przecie nie był, a i jakieś starszeństwa zasady przyjmowano za od Boga ustanowione. Sensu to zatem nie miało większego, ale powód do kwasów na dworze mógł być tęgi, tandem nie dziwi, że królewicz wolał może wojażować po świecie, nie zaś doma siedzieć. Konstancja pomarła latem 1631 roku i król się natenczas zdaje się, załamał ze szczętem, w choróbska popadając i ledwo ją na pół roku przeżywając. Książka zatem Starowolskiego, którego zasadnem wydaje mi się umieszczać w obozie stronników Władysława, miałaż by i może to jeszcze na celu, by przychylności co więcej do kraju, w którym ów lada moment rządzić będzie, zjednać... może i na cesarskim nawet dworze...
                                            ................


16 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. U mnie to iście novum, ale Klarka się tem z dawna bawi, choć może nie tak, jak ja, dosadnie...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Panie Wachmistrzu

    Aleksander Lisowski zaczynał od prostego żołnierza w służbie Jana Potockiego, starosty kamienieckiego. Tajniki sztuki wojennej zgłębiał u Karola Chodkiewicza, a w chorągwi rotmistrza Niewiarowskiego błysnął talentem w Inflantach. W 1604 roku wojsko nie otrzymało żołdu, zebrał więc Lisowski 200 straceńców i wypowiedział posłuszeństwo Chodkiewiczowi. Jak było do przewidzenia, skazano go na infamię. Nie bardzo wiadomo gdzie działał przez 2 lata, ale w bitwie pod Guzowem ( 6.07.1607), Lisowski dowodził chorągwią kozacką po stronie Zebrzydowskiego. Jesienią 1607 ruszył do obozu Dymitra II Samozwańca, a wiosną roku następnego dotarł aż pod Astrachań. Coś mu nie smakował chleb u tego pana, więc 1610 zjawił się pod Smoleńskiem u Zygmunta III Wazy. Tu pułkownik Lisowski doczekał się zniesienia infamii, trafiając pod komendę Chodkiewicza, na warunkach takich, że żołdu nie otrzyma, a co zdobędzie, to jego. Zamęt jaki siał na ziemiach ruskich doprowadził go niemal nad Morze Białe. W 1616 stawił się wezwany przez Chodkiewicza, by działać na niekorzyść Moskwy. We wrześniu 1616, pod Starodubnem, dokonywał przeglądu swoich wojaków, gdy nagle spadł z konia i zmarł. Ponoć na skutek apopleksji.

    z wyrazami uszanowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czybym tych pobuntowanych w 1604 nazywał straceńcami... To w sumie była dość chłodna kalkulacja, że im Rzeczpospolita poza pustym, papierowym wyrokiem banicji, nic nie uczyni, a że wojskiem są nad wojskami, to im byle kto na zawadzie nie stanie. Dwustu konnych rębajłów na warunki inflanckie i moskiewskie by pobić, trzeba by inszych rębajłów naszych najmniej kilkuset, szwedzkich z półtora tysiąca, a Moskwicinów to i może z pięć tysięcy i to z armatą dobrze opatrzoną...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. Technologia to jednak potęga! Dzisiaj nie trzeba nawet żadnych żołnierzy / zbójów nigdzie wysyłać, a reputację można stracić i tak. Na odległość.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw trzeba ją mieć, żeby stracić...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Ciekawe czy ten "prospekt reklamowy" odniósł pożądany skutek, reputację nam poprawiając...:)
    Też lubię skreślenia.:)
    Zastanawiam się, jak daleko posuwają się odtwórcy lisowczyków...:)))
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może w jakiem stopniu niedużem, insza że adresaci nawet nie w połowie byli wojny, co im kraju do cna wyniszczzyła to i mniemam, że nasza tam reputacyja wrychle najmniejszym im była zmartwieniem...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. P.S. Myślę, że czymkolwiek by mięli szokować, czy zgrozę budzić, dawno już Europa tego pogrzebała w niepamięci a na hasło o wojskach łupiących i wszelki możliwy gwałt czyniących prędzej wszytkim dziś memoryja Armię Czerwoną przywoła...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń


  5. Gebhard Truchsess został arcybiskupem Kolonii, bo tak postanowił hrabia Adolf von Neuerahr, protestant. Godzi się podkreślić, że na zamku hrabiego rozkwitał związek między Gebhardem a Agnes von Mansfeld. Arcybiskup nie krył swoich sympatii do protestantów, jego doradcami byli kalwini, dobra kościelne oddawał w zastaw na werbunek wojska. Dość powiedzieć, że podczas uroczystego wjazdu do Kolonii nie zsiadł z konia, by powitać procesję z krzyżem, w kościele zjawiał się w mundurze, bo jakoś w służbowym ubraniu nie czuł się dobrze. Jakieś tam pozory katolicyzmu były, ale dużo wskazywało, że elektorat kościelny przekształci w świecki. Kiedy 2.02.1583 wziął ślub z Agnes ( bracia bardzo naciskali, a hrabia Adolf też), papież Grzegorz XIII zdjął go ze stanowiska i ekskomunikował. Wybrano Ernesta II Bawarskiego, ale tego wyboru nie zaakceptował Gebhard, więc konflikt był kwestią dni. Problem w tym, że Ernest też szczególnej gorliwości nie przejawiał,natomiast duże sukcesy miał po stronie nieślubnych dzieci. Kolejny papież, Sykstus V mu było, jakoś to musiał tolerować, by nie wywołać niepożądanych decyzji, Niemcy to nie Niderlandy, i wymagały baczności. Koniec końców doszło do wojny między katolikami , wspomaganymi przez zaciężne wojska hiszpańskie , z protestantami. Swoją rolę odegrali także jezuici, stąd nie dziw, że Truchsess został pobity. Tułał się od landu do landu, historia też go osądziła ostro. Zmarł 31 maja 1601 r. w wieku 54 lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bóg Zapłać Waszej Miłości za to, jako i za poprzednie dopełnienie i rzeczy poszerzenie... Nieślubne wśród biskupów dziatki niczem nie były szczególnem, weźmy chociażby "naszego" Dantyszka:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. P.S. Zda mi się, jednak, że nam ów Gebhardt naszego prymasa Podoskiego nie przebił, który był najpewniej jedynym na stolcu tak wysokim, ateistą...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. A ja, Wachmistrzu, stanowczo protestuję!
    Zgrabnym znów odniesieniem się do historii, migasz się przed wcześniej złożoną obietnicą własnej oceny Twoich rodaków.
    Nas wycisnąłeś, jak cytrynkę - a "sam się ze swoją (opinią) wstrzymać wolisz, póki co".
    Póki co?
    A ciekawam, ciekawam Twojego zdania ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oceny tekstu przecie, nie rodaków, bo tej bym się nie poważył w kilku składać zdaniach komentarza... Materyi tu nadto, przecie parę dziesiątków lat już ten naród zrozumieć próbuję i co zda mi się, żem jest bliski tegoż, ów co i raz mnie czemś zaskoczyć potrafi...
      Ujmę to tak: naród ten niewątpliwie ma swój charakter, wielce wyrazisty... który nie przeszkadza mu czasami zdobywać się na wielkość...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. ująłeś ... :(((
      Odkłaniam:)

      Usuń
    3. Prosił, prosił i doprosił...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)