Możem przez skórę czuł, że choć to jeden z trzech jeno z nazwiska w hymnie wymienionych herosów narodowych, to jakoś nie grzeszą zapałem ku tej postaci ani literaci mniejsi czy więksi, ani reżyserowie dzieł kinematograficznych... Jeden bodaj Sienkiewicz go nie pominął w „Potopie”, aliści pisać o tamtej ze Szwedem wojnie bez Czarnieckiego, to jak Piłsudskiego pominąć przy wojnie dwudziestego roku, czyli też dzieje napoleońskiej doby bez księcia Pepiego spisywać... A przecie i u Sienkiewicza on jakiś drętwy i nie nazbyt sympatyczny... Filmowa rola, też chyba jedyna, gdzie w ekranizacyi Hoffmanowej go Imć Czereśniak... pardonnez moi:))... Gołas wystawia, takoż cieplejszych uczuć nie wzbudza... Jedyny chyba, co o niem chwilami z uwielbieniem pisze, choć jak poznamy, dalibóg, miałby prawo nie mieć ku temu powodów, to Pasek...
I nie piszę ja tu o czasach, gdym żywota jego poznał koleje, a o swoich od maleńkości uczuciach, gdym jeszcze tyle tylko znał, co i wszyscy znają: że Krakowa bronił przed Szwedem, zasię „wojną szarpaną” go tak pognębił, że precz poszedł, że go król jegomość Duńczykom posłał przeciw Szwedowi w sukurs, że się hetmańskiej buławy niemal nie doczekał, wiecznym się przymuszony kontentować regimentarstwem i że był, tych słów, goryczy pełnych, o soli i roli, autorem...
Przyznaję, że nie gustując szczególnie ani w brązowniczej robocie, ani przeciwnie: w odbrązawianiu, chociem tu ongi Mieszkowi Pierwszemu trochę tego pomnikowego brązu płatków odłupał, noty tej przyjdzie mi pisać z przykrością niejaką... Ale cóż, amicus Plato, sed magis amica veritas...:(
Pocznijmyż od tego, że mało z początków jego żywota pewnego, osobliwie, że ów z rodzeństwa nader licznego, a że i nie zanadto zasobnego, tedy od ojca dwóch jeno najstarszych braci miało mieć działy w spadku naznaczone, reszta zasię w wojskowej winna karierze prospektów szukać swoich.
Dodajmyż dla porządku, że było tych braci dziesięcioro, z których Stefan był w kolei szóstym, tedy nawet tej reszty pod sztandary posłanej starczyło, bo do dziś trwał ambaras dla biografów, któreż wojenne czyny w młodości prawdziwie Stefana, które Marcina, Pawła, Piotra etc.
Szczególnie to ważkie przy najpierwszych przyszłego hetmana sprawach, bo nie znamy z pewnością, czy wyprawa chocimska 1621 była najpierwszem jego wojowaniem, czyli też się z braćmi Marcinem i Pawłem nie prowadzał i przódzi do Madziarów z lisowczykami... Po latach nazwie go Pasek „lisowskiego jeszcze zabytku” żołnierzem, aliści to nie dowód, osobliwie, że kontekst by i mógł na jeno przejęcie od lisowczyków taktyki chadzania komunikiem wskazywać... Już większej wagi dowodem pośrednim by być mogło, że się ów na służbę cesarską Anno Domini 1629 zdecydował i na lat cztery z kraju i z oczu kronikarzy zniknął. Rzecz w tem, że na służbę taką w tem czasie najczęściej się ci z lisowczyków decydowali dawnych, na których ciążyła jaka infamia za bezecności w granicach Rzplitej popełnione i szło najwięcej o to, by zasługami jakiemi w wojnie trzydziestoletniej cesarza przeciw schyzmatykom, się u króla, też przecie arcykatolickiego zasłużyć, by wyroki banicyj potargał... Ale też i być równie dobrze mogło, że dla towarzystwa się najął któremu z braci...
Co pewnem mamy, to że po chocimskiej wyprawie ostał w chorągwi rotmistrza królewskiego, Marcina Czarnieckiego, brata bodaj ulubionego, i że przeciw Tatary i Kozaki stawał, możebne że i w sławnem boju pod Martynowem Roku Pańskiego 1624. Dwa lata później go odnajdujem w chorągwi u inszego z braci, Pawła, co pod Koniecpolskim przeciw samemu Gustawowi Adolfowi stawał. Z całą też pewnością na przyszłym mistrzu „wojny szarpanej” już wtedy musiały wpływ niemały wywrzeć i lisowczyków sposoby, a i experiencja walk na Dzikich Polach, gdzie tylko komunikiem idąc, całegoż dobytku w sakwach mając przy siodle, bez nijakiego taboru, prospekta były Tatarów doścignąć... Tegoż się i Koniecpolski na Pomorzu trzymał, takiego też właśnie Szwedom czyniąc „blitzkriegu”, co tylko Czarnieckiego utwierdzić musiało, że to jedna z taktyk najcelniejszych...
W roku 1633 został nareście kim znaczniejszym czyli porucznikiem* w chorągwijej kozackiej własnej ówcześnego hetmana koronnego polnego Marcina Kazanowskiego i w takiem charakterze ruszył przeciw Moskwie, gdzie po odblokowaniu Smoleńska onegoż (a ściślej Kazanowskiego) działania, najwięcej na tem polegały, by kraju nieprzyjacielskiego pustoszyć i do pokoju przymusić. Po prawdzie barbarzyństwa owe wielce skutecznemi były, nie sposób tu przecie niejakiego nie odczuwać absmaku, że nasz przyszły hetman ze swemi „siekali, palili, dzieci małe i białogłowy w plen brali”...
Rzeknie kto, że cóż, wojna... że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, że to my dziś inaczej na wojny patrzymy, konwencjami genewskiemi i haskiemi zmanierowani... Zapewne i tak, by rzec można... Tyle, że Czarniecki nie raz da dowód jeszcze, że mu taka robota wstrętną nie była...:((, a jeśli już mamy kogo na sztandary wynosić, zdałoby się może, by ów jakich jednak walorów moralnych osobą swoją prezentował...
Za tąż wojnę najpierwszej dostał od króla nagrody: włók** ziemi dwieście w Popowej Górze, w smoleńskiej ziemi. Najpewniej z tej intraty stać go było, by się doposażyć zasobniej, bo go w 1635 widzimy porucznikiem, ale już chorągwi husarskiej w Prusach przeciw Szwedom się szykującego, a to nierównie większy ekspens znaczyło, niźli w chorągwi lekkiej, ówcześnie kozacką zwanej.
Anno Domini 1637 roku pożenił się wreszcie, przy tem na ów maryaż dyspensy trza było, bo Zofija Kobierzycka córką była z pierwszego małżeństwa macochy Stefana. Nibyż to nie krwi związek, aliści podług kryteryów ówcześnych rodzina nadto bliska. Znów nic o tem bliżej nie wiemy, zali to małżeństwo jakie z rozsądku u męża już niemal czterdziestoletniego, gdzie i być może o to iść mogło, by działów ojcowizny nie mnożyć... A może cależ przeciwnie: jest to ślad jakiego afektu prawdziwego, od młodości pod dachem ojcowem skrycie hołubionego? Byłżeby to cależ piękny ludzki rys i jest coś, co za tem by przemawiać mogło: owoż nim ku temu przyszło ślubowi, pomarł ojciec Stefana, pan starosta żywiecki, Krzysztof... Zaliżby miał być jaką temu związkowi przeszkodą za życia swego?
Dygressyją czyniąc niedużą na zakończenie tejże części pierwszej, dodam, skoro już o prywatnem życiu Czarnieckiego prawim, że miał on z Zofiją córki jeno dwie i to nam starczyć winno za objaśnienie, czemuż to nasz heros rodu jakiego sławnego nie jest protoplastą... Mniej zasobni od niego i mniej zasłużeni są powodem do chwały Lubomirskich, Ossolińskich, Radziwiłłów et consortes, słowem rodów, co na stuleciach nawet zaważyły następnych, zasię ród Czarnieckich nawet nie powstał...
______________________________________________
* co „poruczano” porucznikowi i kto tegoż czynił, żem opisał w nocie, sub titulo: „O porucznikach, namiestnikach i rotmagistrach”.
** włókę na jakie 30-33 morgi przeliczać upraszam
I nie piszę ja tu o czasach, gdym żywota jego poznał koleje, a o swoich od maleńkości uczuciach, gdym jeszcze tyle tylko znał, co i wszyscy znają: że Krakowa bronił przed Szwedem, zasię „wojną szarpaną” go tak pognębił, że precz poszedł, że go król jegomość Duńczykom posłał przeciw Szwedowi w sukurs, że się hetmańskiej buławy niemal nie doczekał, wiecznym się przymuszony kontentować regimentarstwem i że był, tych słów, goryczy pełnych, o soli i roli, autorem...
Przyznaję, że nie gustując szczególnie ani w brązowniczej robocie, ani przeciwnie: w odbrązawianiu, chociem tu ongi Mieszkowi Pierwszemu trochę tego pomnikowego brązu płatków odłupał, noty tej przyjdzie mi pisać z przykrością niejaką... Ale cóż, amicus Plato, sed magis amica veritas...:(
Pocznijmyż od tego, że mało z początków jego żywota pewnego, osobliwie, że ów z rodzeństwa nader licznego, a że i nie zanadto zasobnego, tedy od ojca dwóch jeno najstarszych braci miało mieć działy w spadku naznaczone, reszta zasię w wojskowej winna karierze prospektów szukać swoich.
Dodajmyż dla porządku, że było tych braci dziesięcioro, z których Stefan był w kolei szóstym, tedy nawet tej reszty pod sztandary posłanej starczyło, bo do dziś trwał ambaras dla biografów, któreż wojenne czyny w młodości prawdziwie Stefana, które Marcina, Pawła, Piotra etc.
Szczególnie to ważkie przy najpierwszych przyszłego hetmana sprawach, bo nie znamy z pewnością, czy wyprawa chocimska 1621 była najpierwszem jego wojowaniem, czyli też się z braćmi Marcinem i Pawłem nie prowadzał i przódzi do Madziarów z lisowczykami... Po latach nazwie go Pasek „lisowskiego jeszcze zabytku” żołnierzem, aliści to nie dowód, osobliwie, że kontekst by i mógł na jeno przejęcie od lisowczyków taktyki chadzania komunikiem wskazywać... Już większej wagi dowodem pośrednim by być mogło, że się ów na służbę cesarską Anno Domini 1629 zdecydował i na lat cztery z kraju i z oczu kronikarzy zniknął. Rzecz w tem, że na służbę taką w tem czasie najczęściej się ci z lisowczyków decydowali dawnych, na których ciążyła jaka infamia za bezecności w granicach Rzplitej popełnione i szło najwięcej o to, by zasługami jakiemi w wojnie trzydziestoletniej cesarza przeciw schyzmatykom, się u króla, też przecie arcykatolickiego zasłużyć, by wyroki banicyj potargał... Ale też i być równie dobrze mogło, że dla towarzystwa się najął któremu z braci...
Co pewnem mamy, to że po chocimskiej wyprawie ostał w chorągwi rotmistrza królewskiego, Marcina Czarnieckiego, brata bodaj ulubionego, i że przeciw Tatary i Kozaki stawał, możebne że i w sławnem boju pod Martynowem Roku Pańskiego 1624. Dwa lata później go odnajdujem w chorągwi u inszego z braci, Pawła, co pod Koniecpolskim przeciw samemu Gustawowi Adolfowi stawał. Z całą też pewnością na przyszłym mistrzu „wojny szarpanej” już wtedy musiały wpływ niemały wywrzeć i lisowczyków sposoby, a i experiencja walk na Dzikich Polach, gdzie tylko komunikiem idąc, całegoż dobytku w sakwach mając przy siodle, bez nijakiego taboru, prospekta były Tatarów doścignąć... Tegoż się i Koniecpolski na Pomorzu trzymał, takiego też właśnie Szwedom czyniąc „blitzkriegu”, co tylko Czarnieckiego utwierdzić musiało, że to jedna z taktyk najcelniejszych...
W roku 1633 został nareście kim znaczniejszym czyli porucznikiem* w chorągwijej kozackiej własnej ówcześnego hetmana koronnego polnego Marcina Kazanowskiego i w takiem charakterze ruszył przeciw Moskwie, gdzie po odblokowaniu Smoleńska onegoż (a ściślej Kazanowskiego) działania, najwięcej na tem polegały, by kraju nieprzyjacielskiego pustoszyć i do pokoju przymusić. Po prawdzie barbarzyństwa owe wielce skutecznemi były, nie sposób tu przecie niejakiego nie odczuwać absmaku, że nasz przyszły hetman ze swemi „siekali, palili, dzieci małe i białogłowy w plen brali”...
Rzeknie kto, że cóż, wojna... że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, że to my dziś inaczej na wojny patrzymy, konwencjami genewskiemi i haskiemi zmanierowani... Zapewne i tak, by rzec można... Tyle, że Czarniecki nie raz da dowód jeszcze, że mu taka robota wstrętną nie była...:((, a jeśli już mamy kogo na sztandary wynosić, zdałoby się może, by ów jakich jednak walorów moralnych osobą swoją prezentował...
Za tąż wojnę najpierwszej dostał od króla nagrody: włók** ziemi dwieście w Popowej Górze, w smoleńskiej ziemi. Najpewniej z tej intraty stać go było, by się doposażyć zasobniej, bo go w 1635 widzimy porucznikiem, ale już chorągwi husarskiej w Prusach przeciw Szwedom się szykującego, a to nierównie większy ekspens znaczyło, niźli w chorągwi lekkiej, ówcześnie kozacką zwanej.
Anno Domini 1637 roku pożenił się wreszcie, przy tem na ów maryaż dyspensy trza było, bo Zofija Kobierzycka córką była z pierwszego małżeństwa macochy Stefana. Nibyż to nie krwi związek, aliści podług kryteryów ówcześnych rodzina nadto bliska. Znów nic o tem bliżej nie wiemy, zali to małżeństwo jakie z rozsądku u męża już niemal czterdziestoletniego, gdzie i być może o to iść mogło, by działów ojcowizny nie mnożyć... A może cależ przeciwnie: jest to ślad jakiego afektu prawdziwego, od młodości pod dachem ojcowem skrycie hołubionego? Byłżeby to cależ piękny ludzki rys i jest coś, co za tem by przemawiać mogło: owoż nim ku temu przyszło ślubowi, pomarł ojciec Stefana, pan starosta żywiecki, Krzysztof... Zaliżby miał być jaką temu związkowi przeszkodą za życia swego?
Dygressyją czyniąc niedużą na zakończenie tejże części pierwszej, dodam, skoro już o prywatnem życiu Czarnieckiego prawim, że miał on z Zofiją córki jeno dwie i to nam starczyć winno za objaśnienie, czemuż to nasz heros rodu jakiego sławnego nie jest protoplastą... Mniej zasobni od niego i mniej zasłużeni są powodem do chwały Lubomirskich, Ossolińskich, Radziwiłłów et consortes, słowem rodów, co na stuleciach nawet zaważyły następnych, zasię ród Czarnieckich nawet nie powstał...
______________________________________________
* co „poruczano” porucznikowi i kto tegoż czynił, żem opisał w nocie, sub titulo: „O porucznikach, namiestnikach i rotmagistrach”.
** włókę na jakie 30-33 morgi przeliczać upraszam
Strach czytać i oczekiwać, co dalej Waszmość wygrzebie ;-)
OdpowiedzUsuńI słusznie, bo dalej to będzie już tylko gorzej...:((
UsuńKłaniam nisko:)
1. Jeżeli dwie morgi to hektar, tom zrozumiał wszystko.
OdpowiedzUsuń2. Brudną robotę też ktoś musi odwalać. Może faktycznie lepiej by było, żeby w niej gustował zanadto, ale takie działania są jednak pro publico bono.
Pozdrawiam
Ad.1 W przybliżeniu...:) Jedna morga tzw.chełmińska miała 0,56 i czasem ją zwano nowopolską. Z czasem doszły nam jeszcze morgi pruskie, tzw. mała i duża i te dopiero narobiły zamieszania...:)
UsuńAd.2 Pewnie, że skoro były sądy i skazywały na gardło, to i kat być musiał. Ale to nie znaczy, że go wielbiono...
Kłaniam nisko:)
O tym jegomościu poczytam sobie sine ira et studio. :) Bo też nazwisko znam, a o osobie wiem niewiele.
OdpowiedzUsuńA co do Mieszka I, to czemu od razu odbrązowienie? Takie czasy były i tyle. :) Dziwne, ale jakoś mi to nie przeszkadza. :) (Do tekstu już wcześniej dotarłam.)
Pozdrawiam serdecznie :)
Ano bo jakoś tak się utarło, że władca pierwszy, przy tem ten, co krześcijaństwo zaszczepił, być by musiał nieledwie świętym:) Co ciekawe: na Rusi, na Węgrzech i w Czechach tak właśnie o nich rozumiano, wynosząc na ołtarze, mimo, że to nierzadko szubrawcy byli wyjątkowi, a święty Stefan to już wybitna kanalia...
UsuńKłaniam nisko:)
To co myślę o takim podejściu do pierwszych władców ewidentnie nie nadaje się do publikacji... :)))
UsuńJa tylko żałuję, że nie wiadomo jak Mieszko wyglądał... :)
Pozdrawiam serdecznie :)
To już imaginacyi ostawmy...:) Nawiasem nowej książki Przemysława Urbańczyka o Waćpani bohaterze polecam:)
UsuńKłaniam nisko:)
Mnie Czarniecki fascynuje jako historyka - amatora w jednym względzie - jako wojewoda kijowski.
OdpowiedzUsuńPojmuję, że dworujesz sobie, za tytularne to jeno mając miano, wobec faktycznej tych ziem nibyż utraty... Uważ, że nominowanie funkcyjnych z ziem utraconych jest najlepszym symbolem niezgody na ich zabór (vide rząd emigracyjny w Londynie), a poza tem akurat kijowskie nie zostało utracone w całości, bo pozostały przy Rzeczpospolitej trzy powiaty: żytomierski, owrucki i lewobrzeżna część kijowskiego i województwo funkcjonowało do kresu istnienia samej Rzeczpospolitej (a ściślej do I rozbioru) z siedzibą faktyczną w Żytomierzu.
UsuńKłaniam nisko:)
Nie Wachmistrzu, nie dworuję sobie, rzecz mam za arcypoważną. Powtarzam, jako historyka - amatora ten właśnie temat niezmiernie mnie nie tylko interesuje, ale i intryguje. Dyskretnie się Ciebie spytam, czy w Polsce dzisiejszej panuje wolność i demokracja, i czy ja - skromny szaraczek - mam prawo lubić jakieś tematy, nawet gdyby okazały się śmieszne, a innych nie? Właśnie to, co napisałeś, mnie intryguje.
OdpowiedzUsuńCo się tyczy tego, co dziś w Polszcze panuje, to mniemam, że tak to właśnie wygląda, a niedowierzania mego nie bierz przypadkiem za próbę jakichkolwiek ograniczeń w tej mierze. Podejrzenia swe cofam zatem, najzupełniej szczerością intencyj przekonany. Co zaś o hetmanie w tej mierze mniemam, to z trzech pryncypalnych wojewody obowiązków, czyli przyprowadzenia pospolitego ruszenia do obozu w czasie wojny (woje wodził) to tego przecie nie musiał czynić osobiście, podobnie jak na to miał podwojewodziego, by ten się cenami, miarami i wagami zajmował. Natomiast znając stosunek Czarnieckiego do pieniędzy, mniemam, że mu jakoś na władzy sądowniczej zależeć musiało szczególnie i tej pełnił, jeśli mógł, z pewnością, bo za tem grosz szedł do kalety jego...
UsuńKłaniam nisko:)
Ciekawe co pił kiedy na taką rzeź się wybierał.... Bom słyszała, że jak się szło na takie boje to tzw. mięso armatnie coś tam chlało z narkotyków wywarze, żeby jakoś znieść te obrazy, co w psychike zapadają głęboko.
OdpowiedzUsuńRaczej pito wywary pospolite i to dla odwagi, czy jak kto woli: "dla kurażu"...:) A reszty załatwiała bitewna gorączka, czy jak kto woli: adrenalina... A ta być musiała niezłej mocy, skoro taki Dunin pod Żarnowcem dopieroż po bitwie się spamiętał, że w jej trakcie oberwał i nie z byle czego, bo z armaty...
UsuńKłaniam nisko:)