04 sierpnia, 2017

O zawiłościach żywota wielkopolskiego hrabiego-mordercy, co śląskimi powstańcami komenderował... I

  Napomniany przez Torlina, który się w zamierzchłościach not powtarzanych w związku ze świętem pułkowym 25 Pułku Ułanów Wielkopolskich, pułku Dziadka mego, doszukał niespełnionej obietnicy, że noty napiszę o pierwszym tegoż pułku(a ściślej onegoż protoplasty : 115 ochotniczego Pułku Ułanów Wielkopolskich) dowódcy, majorze Macieju Mielżyńskim, siadam zatem by błędu zapomnienia i zaniechania naprawić...
   Urodził się ów w Roku Pańskim 1869 w wielkopolskich Chobienicach, majętności swego ojca, Józefa, wywodząc się z familii o przepięknych tradycjach*  i o niemałej, nawet jak na Wielkopolskę, zamożności. Maciej po ukończeniu szkół średnich na studia prawnicze wypuścił się wcale daleko, bo aż do Monachium. Być może, że przyczyną była funkcjonująca tam szkoła malarska Józefa Brandta, gdzie Mielżyński studiował równolegle, a choć bez większych jednak sukcesów, to jednak owym studiom musiał się oddawać z na tyle dużym zapałem, że ojciec stracił nadziei na dziedzica w jego osobie i postanowił posiadłości rolne przekazać młodszemu z synów, Ignacemu. Ten jednak okazał się być nieodpowiedzialnym hazardzistą i powierzone mu w celu pomnożenia 250 tysięcy marek przyszłego posagu siostry Zofii przepuścił w ciągu kilku nocy w kasynie, o którym piszę w przypisie. 
   Skandal, szok i cios dla ojca, jakiem to się stało, zaowocowało wydziedziczeniem i wygnaniem Ignacego z domu, aliści przyszłe koleje onego żywota dowodzą, że mimo owego paskudnego postępku in futuram sprawował się niezgorzej. Być i może takoż temu, że w czasie dlań tragicznym miał kto mu ręki pomocnej podać, a tym kimś był stryj rodzony, Józef hrabia Mielżyński, co w bratanku, czy ściślej i po staropolsku właściwiej: w synowcu dostrzegł był to, czego widać ojciec nie umiał. Przyjąwszy go do administrowania majątkiem w Iwnie, nie zawiódł się, gdzie może to tyleż talentów Ignacego zasługa, może i wrodzona ku koniom miłość niemała, co zaowocowała założeniem w tam majątku, do dziś istniejącej, znanej i szanowanej (czego nie o wszystkich dziś naszych stadninach da się rzec...), stadniny koni specjalizującej się w koniach krwi angielskiej. Dość rzec będzie, że w Międzywojniu stadnina dla samego wojska dostarczała corocznie po jakie pół setki koni młodych, czyli remontowych, a to przecie nie był onej cel najpryncypalniejszy! 
   Stryj w czas jaki później przekonał się najwyraźniej, że i charakteru Ignacy był niepodłego, mimo plamy na honorze szkaradnej, dość, że dołożył i rękę córki, Seweryny**, która Ignacemu toż Iwno w wianie wniosła, a gdy ów po latach od brata odkupił jeszczeć i Chobienic, przy umiejętnym gospodarowaniu tak jednem, jak i wtórem majątkiem, na powrót między najznamienitszemi obywatelami Wielgiej Polski znów począł być liczonem, tęgo się zresztą udzielając i społecznie, a i w akcji wykupywania ziemi z rąk niemieckich. 
   W wielkiej wojnie, jak ją wówczas nazywano, wojował w pruskiej kawalerii a do insurgentów wielkopolskich przystał już 30 grudnia 1918 roku, pierwotkiem jako wolontarz i żołnierz zwyczajny, przecie wrychle go wyłuskano i przetłomaczono, że modestia modestią, ale oficyjerów brakuje powstańcom kaducznie, a ów przecie oficjalnie był nominowanym na niemieckiego porucznika. Dowodził przeróżnymi jednostkami, w tem i całym odcinkiem frontu północnego pod Łabiszynem, a posłynął jako ten, co własną osobą, z karabinem maszynowym w ręku, poprowadził wcale skuteczny atak na Rynarzewo. W lipcu 1919, że w Wielgiej Polszcze po rozejmie w Trewirze i rozpoczęciu prac przez Międzynarodową Komisję graniczną, było względnie spokojnie, zaś na nieodległym Śląsku się wzięli Ślązacy do broni, to Ignacy w spokoju usiedzieć nie umiejąc, poszedł z trzystoma ochotnikami przez Sosnowiec na Śląsk, by powstańców tamecznych wesprzeć. Powróciwszy w Poznańskie, zakrzątnął się wkoło utworzenia i wyekwipowania własnym sumptem pułku jazdy, co się na frontach Wielgiej Polski już nie przydał, ale że akuratnie szło w Polszcze na walną rozprawę z idącą na Warszawę czerwoną zarazą, poszedł był i Mielżyński w ten bój na czele niejako "swego" 215 Pułku Ochotniczego Jazdy Wielkopolskiej, a o którem to pułku pisałem tu już za sprawą onegoż święta pułkowego, co akuratnie na dniach nieledwie wypada, bo ośmnastego bieżącego miesiąca, w rocznicę bitwy pod Brodnicą, jeno żem tegoż pułku Wam opisywał jako 26 Pułku Ułanów Wielkopolskich imienia hetmana Jana Karola Chodkiewicza, bo pod takim numerem i nazwą ów po wojnie pozostanie w składzie Wojska Polskiego, co było honorem niemałem dla pułku przecie ochotniczego... Po wojnie Ignacy, z wojska wystąpiwszy, już jeno się gospodarowaniu, stadninie i polowaniom poświęcił, niemałej się doczekawszy popularności w Wielkopolsce, ale i szacunku, którym mniemam zmyte zostały dawniejsze jego młodzieńcze występki. A czemu ja tak wiele piszę o Ignacym, gdym o bracie jego, zbrodniarzu, tejże noty zamierzył ? Ano bo w owym komentarzu, gdzie się Torlin owej noty nienapisanej o Mielżyńskim domagał, napisał dokładnie tak:"(...)noty o Macieju Mielżyńskim, jednej z najwspanialszej postaci polskiego Międzywojnia. A godny jest upamiętnienia." na com responsował, cokolwiek zniesmaczony tem określeniem, że nie sądzę iżby Maciej był takiego miana godzien... Rzecz całą jednak poniewczasie przemyślawszy, mniemam, że Torlin zwyczajnie braci pomylił i o Ignacego mu szło... Co zaś się Macieja tyczy, to przyjdzie Wam się w pacjencji uzbroić krztynę, bo o niem opowiemy szerzej w części wtórej...:))
__________________________
* - dziadek naszego bohatera, również Maciej, wojował w powstaniu listopadowym w pułku jazdy przez inszego wielkiego Wielkopolanina, Dezyderego Chłapowskiego sformowanem i dowodzonem. Przesiedział za to później dziewięć miesięcy w pruskiej twierdzy, a po uwolnieniu, wzorem swego dawnego dowódcy jął się wojowania z zaborcą na ekonomicznem polu, znakomicie gospodarując, udzielając się społecznie i patronując licznym inicjatywom wielkopolskim. Był m.in. jednym z założycieli i udziałowców Spółki Akcyjnej Bazar, która najsławniejszego hotelu w stolicy Wielkopolski pobudowała ( to ten w którym mieszkał i z którego balkonu przemawiał w grudniu 1918 roku Paderewski), ale w temże budynku siedziby swej miały przeróżne inne instytucje, jak Bank Włościański, Centralne Towarzystwo Gospodarskie, Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk (którym przez lata kierował brat Macieja, Seweryn), tamże miał swej siedziby w 1848 Komitet Narodowy, czyli przywódcy powstania, tamże miał swego "sklepu żelaznego" Hipolit Cegielski i tam też się mieściło Kasyno (później na Koło przemianowane:) Towarzyskie. Sam Maciej Mielżyński być winien jeszcze i w historii mody wymieniany, bo to jego pomysłu czapkę z daszkiem, której ów sobie obstalował i całe życie naszał, naśladowano najpierw we Wielgiej Polszcze, zasię i w całem kraju powszechnie, zwąc ją na pamiątkę Mielżyńskiego: "maciejówką".
** - małżeństwo pozostało bezdzietne i koniec końców dziedziczył owe majętności syn adoptowany Józef Mielżyński-Wichliński, choć genów Ignacego pewnie by się i dziś szło jeszcze w okolicy doszukać, bo ponoć namiętnością jego kolejną za końmi i polowaniami, na które zjeżdżała śmietanka europejskich arystokracji (w 1937 gościła w Iwnie holenderska królewna Julianna z księciem Bernardem świeżo poślubiona), były wiejskie dziewczęta, które bałamucił z upodobaniem, zasię je wydawał za mąż, zazwyczaj dokładając do posagu krowę, których pogłowie w okolicy wzrosło wydatnie:)

 

22 komentarze:

  1. "A ona podniosła nóż i krzyknęła: ciąg dalszy nastąpi". Umiesz sprawić, aby czytelnik często sprawdzał, czy ów ciąg dalszy już nastąpił, czy nie. Czekam więc, tumultu żadnego nie czyniąc.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielcem za spokój Twój i onego tumultu brak zobligowany, ale że to się przytrafia raz już i może dwudziesty toś miał czas i sposobność, by przywyknąć:)) A ja, przez własne gapiostwo się w niezgorszy wkręciwszy ambaras, musiałżem wyszykowanej już niemal noty o śmierci Lermontowa poniechać i do Mielżyńskiego nawrócić, co się pokazuje nieprostem, bo materyi by było nieledwie na sagę...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Przywykam, chociaż:
      1. nie aż tak często zdarza się notka zbuntowana;
      2. jestem wszak oceanem wszechżyczliwości, o czym jak rozumiem, wiesz doskonale.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Ad.1 Na szczęście jeszcze nad tem jako tako panuję, ale co będzie, jak już wejdę w wiek naprawdę poważny i nawet nie będę pamiętał, że bloga prowadzę...?
      Ad.2 Przebóg! A któż może tego wiedzieć lepiej ode mnie?:) Przed każdym zawszem gotów o tem dawać świadectwo, a wątpiących rozsiekać!:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. szczur z loch ness4 sierpnia 2017 14:44

    Tak mi się widzi, że za przyczyną gorączki słonecznej notka zerwała się Imć Wachmistrzowi z uwięzi, z czego rzecz oczywista płyną pożytki. Po pierwsze jest krótko. Po wtóre nie trzeba wielkiego wysiłku, by w owym upale treść ogarnąć. I po trzecie wreszcie można w spokojnym oczekiwaniu niejeden pucharek wznieść za ciąg dalszy :-)
    Kłaniam z zaścianka Loch Ness
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upał tu nic do rzeczy nie ma, może okrom spotęgowania zmęczenia mego... przecie najpryncypalniejsza tego, że nad blogiem i kalendarzem nie panuję, ta jest przyczyna, że jakom latami narzekał, że latem mi zatrudnień nie brakuje i trudnoż sobie co gorszego w tej mierze imaginować, tom wykrakał, bo wyszło, że rzeczywistość najgorsze przerosła scenariusze i w samym robót nawale przyszła mi jeszcze i przeprowadzka firmy do przeprowadzenia...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  3. ten którego imienia tu wymawiac nie wolno :)5 sierpnia 2017 01:05

    Kończ Waść!!!:D :D :D
    Mniemam, że nasz Ulubiony Ciąg Dalszy rychło nastąpi, zamiast skasowania notki, bo dobrze się zapowiada. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dajże pokój z temi głupstwami nazewniczemi, Kneziu, bo to ani śmieszne, ani budujące... A Ulubiony Ciąg Dalszy już, jak widać, nastąpił i zarazem nie nastąpił, bo ten do kolejnego się odwołuje...:))
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  4. Wszystko dobre, co się wyjaśnia :) Kibicując Waszmości w trudach gorącego lata spokojnie czekałem na uzupełnienie notki. I stało się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pacjencja zaiste pochwały godna:)) I za nią, takoż i za owe życzliwe niepomiernie "kibicowanie", z serca dziękuję...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  5. Ludzkie Panisko z tego Ignacego. Rzec można "protoplasta 500+ ", bo i dbał o demografię, i krowę do posagu dołożył. :)
    Jedynie chciałoby się dodać: "... i tylko Seweryny żal" (bo przecież nie koni!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam ja na tyle tegoż matrimonium dziejów, by się tu co do szczegółów wypowiadać... Jeno domniemywać mogę, że może w owym dziewek bałamuceniu może i byłaby jaka, wobec braku potomstwa legalnego, dążność do posiadania jakiegokolwiek, a choćby i tylko pewnego "sprawdzenia" własnych możności w tym względzie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  6. Witam.

    Rzec by można - "Przypowieść o miłosiernym wuju"...
    Z syna marnotrawnego na... organicznikowskiego legalistę Ignacy wyrósł:)
    A że bardzo to "po pozytywistycznemu", to już inna sprawa:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stryja, Miła Leno, stryja...:)) Wuj to brat matki, choć dziś już nikt tego tak chyba nie pojmuje... I tak się rzeczywiście zastanawiałem, czy podobna historia byłaby gdzie poza Wielkopolską możliwa? Czy podobnie by dłoń pomocną podano i rehabilitować się dopomożono w Galicji, czy w Kongresówce?
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    2. Istotnie - jakoś umknęło mojej uwadze, że to przypowieść o stryju miłosiernym była:)
      Może to dlatego, że jeszcze mnie nawet w planach nie było, kiedy zmarł brat mojego taty i nie miałam okazji nazwy użyć ni razu.
      Na Podlasiu wciąż to rozróżnienie istnieje, słyszałam je w okolicach Białowieży.
      Natomiast najdziwniejszymi określeniami koneksji, z jakimi się spotkałam były "pół-brat" i "ćwierć-brat" i nie dotyczyły one przyrodniego rodzeństwa:)

      Trudno mi coś w sprawie pomocy orzekać, ale myślę, że bardziej to zależało od charakteru konkretnego członka rodziny i jego możliwości niż od topografii:)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. Z całą pewnością tu więcej o dobrą wolę szło, niźli o jakibądź oblig pokrewieństwem sprawiony, osobliwie jeśli własna najbliższa rodzina się Ignacego wyparła, to i stryj był w moralnym prawie go za pariasa uważać... Że tego nie uczynił, cześć mu i chwała!:) Zaintrygowałaś przecie Pani owemi określeniami "pół-brat" i "ćwierć-brat"... Możnaż wiedzieć jakich cyrkumstancyj dotyczyły?:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    4. Między dziećmi bratanka (bratanicy) i dziećmi siostrzeńca (siostrzenicy) zachodzi relacja pół-rodzeństwa (pół-brat, pół-siostra):)
      Relacje między dziećmi pół-rodzeństwa to ćwierć-rodzeństwo:)
      Jak mi tłumaczono:)
      Wydaje mi się, że te podziały mogły być powiązane z zakładaniem rodzin, nie znano wprawdzie wtedy jeszcze genetyki, ale przeważnie do czwartego stopnia pokrewieństwa starano się nie zawierać związków małżeńskich (co z kolei mogło wynikać również z nakazów biblijnych).
      Ale mogło też chodzić o zbyt skomplikowane rachunki: taka 1/8, 1/16 czy 1/32 i dziś jeszcze gdzie-nie gdzie trąci czarną magią:)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    5. Wielcem obligowany za to dopełnienie:) Genetyki może i nie znano, ale słusznie WMPani domniemujesz, że tu raczej posłuszeństwo względem biblijnych zakazów brało górę. Nawiasem nie sposób nie dostrzec, że autorzy Biblii, kimkolwiek byli, zebrali w niej całą ówczesną mądrość plemion koczowniczo-pasterskich i rolniczych, może na jakich jednak obserwacjach opartą, że zbyt bliskie związki krewnych nie są zdrowe. Kiedyś też jeden przyrodnik mi tłomaczył zakaz spożywania zwierząt uznawanych za nieczyste w Biblii i okazuje się, że albo polowanie na niektóre mogłoby byś zbyt niebezpieczne, albo też ich mięso należało do najszybciej się rozkładających w tamtejszym klimacie...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Czyś Ty się szaleju najadł? A za co, na miły Bóg? Za pomieszanie braci, jeśli domniemywam trafnie? Zawsze prawię, że ten tylko myłek nie robi, co niczego nie robi i przepraszać za drobnostki takie, to już naprawdę gruba przesada...:) Odwrotnie, to jam Ci podziękowanie winien, boś o zapomnianym temacie, wielce zresztą pasjonującym, przypomniał...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  8. Miełżyński młodzieńcze przewinienia zmył przykładnie przeżytymi późniejszymi laty. W literaturze znamy podobne przykłady, jak Soplica, czy Kmicic.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, a ja bym jeszcze może i Lorda Jima dorzucił... Ale jest i równia w drugą stronę pochyła, czego na przykładzie brata Ignacego dokazać spróbuję...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)