14 czerwca, 2020

O najstarszym żołnierzu Legionów.... II


  Continuum czyniąc tejże opowieści naszej (I) o Wacławie Sieroszewskim, pisarzu, żołnierzu i badaczu przyszłem, a póki co zesłańcu w Sybirze cierpiącem, przyszliśmy k’temu jakoż ów pokaranym za ucieczki próbę został i posłanym do głuszy tak zapadłej, że się to zdało Sieroszewskiemu przedsionkiem piekła. Samej drogi, liczącej z górą tysiąc dzisiejszych kilometrów z Wierchojańska do Kołymska omal Sieroszewski nie przypłacił życiem, bo iść mu nakazano z kozakiem eskortującym i przewodnikiem, środkiem siarczystej syberyjskiej zimy, w mrozy największe… Któż wie, czy nie z zamysłem takiem właśnie cichem, że może oto już z niem spokój będzie…
  Ale Sieroszewski doszedł… Doszedł, choć padły im z wyczerpania pociągowe renifery (o dziwo ocalały konie!), doszedł, choć go już wybudzać musieli towarzysze podróży ze snu tak upornego, który jeno zamarzającym się przytrafia i zwykle jest już początkiem wiecznego… Ale z Kołymska posłano go jeszcze dalej, tak że koniec końców osiadł w Andałychu, zasię w Jąży, wioszczynie bodaj najdalej ówcześnie wysuniętej na północ na Kołymie całej. Jest mi tu rzecz jedna nieznaną, a ta mianowicie, że wiem, iż jeszcze w Wierchojańsku się nam nasz Wacław związał z jakucką niewiastą, Ariną Czełba-Kysa, którą sam zwał Annuszką, z którego to związku się porodziła córka Maria. Godzi się abyśmy się przy tem nieszczęsnym dziecięciu zatrzymali chwilę, bo samo jej istnienie było dla Sieroszewskiego źródłem niemałego ambarasu i cóż tu długo prawić: nie zachował się nam nasz pisarz najgodniej. Pewno, że miotany ukazami nie miał się ani jak, ani gdzie dziecięciem zajmować, a by jej wziął w tę drogę straszliwą kołymską, to wątpić by trzeba, czyby jej dziecię przeżyło.
 Po śmierci owej Ariny-Annuszki, status Sieroszewskiego się jeszcze nie odmienił nadto wiele, przecie zajął się dziecięciem i własnego mu nadał nazwiska. Aliści rzec by można, że czem się Sieroszewskiemu wiodło lepiej, tem mu więcej ten owoc miłości egzotycznej ciążył i gdy w 1892 uzyskał paszportu dozwalającego na swobodne po Syberii podróże, takoż i na osiedlenie w miejscu wybranem, natenczas ów się do Irkucka przeniósł, ale gdy stamtąd w 1894 do Petersburga już ruszał, by w dalekie ruszać światy, Marię ostawił u przyjaciół swych, Stanisława Landy i onegoż połowicy. I tak po prawdzie to oni tegoż dziecięcia wychowali, a pisarz sam się już z nią przez lat wiele nie kontaktował wcale. Małoż na tem, gdy pisał po latach Żeromskiemu, trzecim się chwaląc synem, którego miał z małżeństwa przyszłego ze Stefanią z Mianowskich, żalił się przy tem, że córki nie ma!
  Znają na to zjawisko psychologowie terminu, że to się wyparciem zwie i tyczy się jakich zjawisk, postępków czy myśli, które chluby nam nie przynosząc, sprawiają żeśmy je radzi czem prędzej przepomnieć. Maria spotkała się z ojcem po latach, raz jeden w Paryżu przed wojną już samą, zasię raz wtóry latem 1929 roku, gdy całego lata przepędziła w gdyńskiej willi Sieroszewskich, zwanej „Kadrówką”. Nie dochował się żaden onejże konterfekt, aliści opis Ludwika Krzywickiego, co jej poznał, nie budzi wątpienia, że „… cery mocno ciemnej i rysów tak mongolsko-jakuckich, iż niewątpliwie należała do najbardziej typowych przedstawicieli rasy żółtoskórej…”. Zapewne byłby to jaki Sieroszewskiemu, już ówcześnie przecie nie byle komu (prezes Polskiej Akademii Literatury, polskiego Pen-Clubu) jaki ambaras, owo córki, podług kryteryów ówcześnych naszych, nieślubnej i egzotycznej, ujawnienie, przecie nie nad takiemi skandalami świat do porządku przechodził… Jeszcze przykrzejsze, że córce swej, fakt, że jedynie rosyjskojęzycznej, zatem i od Jakutów, i od Polaków odległej, doradzał Sieroszewski, by się stać próbowała „dobrym rosyjskim człowiekiem”. Azaliż nie wiedział on, Piłsudskiego przyjaciel i nieraz przy ludziach władzy bywający, jakież realia żywota są w bolszewickiem kraju, w sowieckiej Moskwie, gdzież owa żywota przepędziła jako nauczycielka? Najpewniej niebywale samotna, przez swoje potrójne wyobcowanie…
  Poniechajmyż tej już i tak przydługiej dygressyi… Wróćmyż do Sieroszewskiego w owej kołymskiej Jąży, w której mieszkać mu przyszło w jakuckiej jurcie, którą zwał lodowatym grobem*. Miejscowi, latem rybacząc i polując, zimową porą najradziej na podobieństwo niedźwiedzi, spali, by darmo energii nie tracić. Wybornie wystawić sobie umiem, jak cierpieć musiał w tem towarzystwie człek, co gęby nie ma otworzyć do kogo, a w głowie szaleje myśli tysiąc, co by się niemi chciało podzielić z kim, pogwarzyć… Z tejże rozpaczy myśl się rodzi, by pisać, z tegoż osamotnienia owo myśli na papier przelewanie, by namiastką być rozmowy z kim inszym, z jakiem człowiekiem drugim… Na papierze rzekłem? Hospody pomyłuj, toż jest właśnie znów tragedia druga! Skądże brać tegoż papieru, tegoż inkaustu? Z tem drugim jeszcze pół biedy, dość jest sposobów, by samemu jakiej fabrykować namiastki, ale papier? Skądże go brać, na Boga? Jakaż to musi być męka, nie mieć na czym myśli zapisać! Pisuje zatem na skrawkach starych gazet, na kopertach listów, nareście na jakich tabliczkach drewnianych… Tak rodzą się „Chajłach”, „Jesienią” i „Skradziony chłopiec”, opowiadania, których później siostrze Paulinie** przesyłał, ta zaś, tysiącznych pokonując trudności, doprowadziła do druku tychże w warszawskim „Głosie” i takież były jego pisarskiej przyszłej kariery początki, o czem więcej nam opowiedzieć przyjdzie w części trzeciej…
______________

* Po latach chyba jednak zmienił tegoż zdania, bo sam takiej zbudował dla odwiedzających go w Namskim Ułusie przyjaciół, samemu jednak pomieszkując w drewnianym domu, co mu się dostał po zesłańcu Rosenowie.

** Siostry Sieroszewskiego… znów epopeja sama w sobie o ludziach całkiem już przepomnianych. Obie, po rodziców śmierci, trafiły na pensję Jadwigi Sikorskiej, która takiej miała w ówcześnej Warszawie renomy, że panny z dobrych domów tylko dlatego się o miejsca w niej nie biły, że pannom z dobrych domów nie wypadało… Ale niejedna z braku miejsca odeszła z kwitkiem i płaczem, gdzie nie pomogły ojcowe majątki i familijne koneksje i protekcje. Skąd tam zatem te dwie sieroty ubogie? Ano po prostu z przyjaźni, jaką miała Sikorska dla Sieroszewskich pomarłych, że się ich progeniturą zajęła. Paulina pojechała potem na studia do Anglii, Anna podobnie do Szwajcarii. Tej drugiej to o tyle nie wyszło na zdrowie, że zapoznawszy tam niejakiego Ludwika Waryńskiego zapałała doń uczuciem młodzieńczem i płomiennem, którego owocem był syn Tadeusz, przyszły doktor chemii po uniwersytecie genewskim i badacz Afryki, choć najwięcej pod kątem onych złóż miedzi, platyny i inszych cenności. Do Polski Tadeusz Waryński zdążył akuratnie na bolszewicką woję dwudziestego roku, w której wziął udział jako ochotnik, zasię po wojnie różnych piastując funkcyj, z rokiem 1930 w Sejmy postąpił jako poseł z ramienia BBWR, nader daleko, jak widać, odchodząc od poglądów ojca w szliselburskiej twierdzy pomarłego.
  Pulinie zaś, która tem serdeczniej bratu-zesłańcowi współczuła, że sama w temże samem co i on, roku 1878 przyaresztowaną będąc, zasłaną została do Kurska. Po powrocie z tegoż zesłania, poczęła wraz ze Stefanią Sempołowską dzieło wokoło „Uniwerytetu Latającego” i związanych z niem „szkół początkowych”. Całe życie związaną będąc z tym najczystszej wody i najszlachetniejszym nurtem pozytywizmu socjalistycznego, w osobach Edwarda Abramowskiego czy Adama Szymańskiego najbliższych mając przyjaciół. Czas jakiś nawet była redaktorką naczelną „Prawdy” przez Aleksandra Świętochowskiego wydawanej. Wacławowi życie całe była wsparciem i opoką, to jej zawdzięczał najczęściej wszelkie sankcyj w zesłaniach łagodzenie, jej też wreszcie rozkwit swej literackiej kariery.

2 komentarze:

  1. W świetle badań Idy Sadowskiej ( Egzotyczne rodziny polskich zesłańców syberyjskich: przypadek Wacława Sieroszewskiego ) oraz  wspomnień Andrzeja Sieroszewskiego ( Wspomnienie wnuka .Slowo o Wacławie Sieroszewskim )  nie przemawia do mnie wywód, iż Sieroszewski zmierzał do wyparcia się jedynej córki.

    http://bazhum.muzhp.pl/media/files/Prace_Polonistyczne_Studies_in_Polish_Literatur

    http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Rocznik_Towarzystwa_Literackiego_imienia_Adama_Mickiewicza  

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest link do "Jakutów, cz. 2":
    https://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=158195
    Ponad 400 stron, ale mnie udało się przejrzeć do jakiejś 50. Więcej nie dałem rady, bo okazuje się, że problemy dawnych Jakutów jakoś mnie nie poruszają.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Być może zdaje Ci się, Czytelniku Miły, że nic nie masz do powiedzenia aż tak ważkiego, czy mądrego, by psuć wzrok i męczyć klawisze... W takiem razie pozostaje mi się tylko z Tobą zgodzić: zdaje Ci się...:)