Łacińska vigilia (vigiliae)
coż czuwanie znaczy nader dawno się na rodzimą Wiliję
spolszczyła, zaczym znów kościelnem staraniem do źródła swego
miana nie powróciła. W dawnej Polszcze takich czuwań przed każdem
świętem znaczniejszem nader powszechnie było w obyczaju, przy czym
najznaczniejszych wilij uważano tejże przed Godami samemi, takoż
przed Rezurekcyją i na Sobótkę, czyli we wiliją przed świętym
Janem Chrzcicielem. Okrom nocnego czuwania, niemal cale dziś
przepomnianego musem we Wiliją był post całodzienny. Temże
tłomaczyć trza narodziny obyczaju, że się dnia końca czem
prędzej wyglądało, czyli gwiazd na nieboskłon wynijścia.
Oczywista co najwięcej wygłodniałym pacholętom to dokuczało,
osobliwie, że przecie się uczta niezwyczajna szykowała, odmianę
czyniąc nader miłą szczególnie chłopskiej dzieciarni, coż
mało kiedy w roku syta spać szła... Co jeszczeć okrutniej, że to
na ich oczach, częstoć i przy pomocy się ona wieczerza sposobiła,
zapachami smakowitemi srodze przecie niebożęta
torturując..:(((( Takoż gwiazda najpirwsza właśnie
tem signum była, co z czystem sumieniem dozwalała się wreszcie ku
stołowi kwapić...
Na wilijej chłopskiej siedm dań być
winno, na szlacheckiej dziewięć a na wielkopańskiej jedenaście.
Każdej był oblig poprobować chocia trocha pod rygorem przesądu,
że nie pożywając jednej czy dwu, takiejże samej liczby
przyjemności się człek w nowem roku pozbawiał... Przy
przyrządzaniu onych wagi ogromnej nabierały owoce i warzywa, z
których je czyniono, a ściślej prawiąc, symbolika onych... I tak
jabłka afekta miłosne znaczyły, takoż pokój, konkordię
powszechną i odkupienie, śliwki i kapusta ode złych mocy przydatne
były, gruszki żywota przedłużenie, takoż grosiwa
przywabienie i ogólnej fortuny przybytek, figi płodność, obfitość
i długowieczność, takoż jak i daktyle przytem jeszcze dostatek
sprowadzające
Ale żeśmy o jadle gwarząc niemal cale
przepomnieli inszych wigiljnych spraw nader ważkich, tedy nam się
ku porankowi wigilijnemu cofnąć teraz... Pirwszem co się z rana
zaraz po modlitwie czyniło, byłoż zębów czosnkiem pocieranie, by
na cały rok przyszły się od uprzykrzonych zębów boleści
uwolnić. Tegoż dnia się starano jako można prac ciężkich
unikać, wierząc, że i potem rok cały człek jako wół tyrać by
musiał; osobliwie niechano przędzenia i wszytkiego, co się lnu
tyczyło (chocia przędzenie przez adwent cały niemalże obligiem
dla panien było), a to w tem staraniu, by duchom we Wiliję się po
świecie błąkającym oczu nie zaprószyć...
Po południu gospodarz obuchem siekiery
ubijał jemioły, którą pacholęta pode drzewem stojące złapać
winny. Jemioła nie miała prawa dotknąć ziemi, bo byłby to
niechybny zły znak na cały rok nowy!!! Jemioły onej potem wkładano
z woskiem do uli, cóż miało miodu obfitość zapewnić.
Do wieczerzy się szykując, siano
rozrucano po podłodze, by stajenki betlejemskiej pozór czynić,
takoż jadano na sianie (potem i obrusem nakrywanem) pod obrazem
świętym, zasię po kątach izby mus był snopów z czterech zbóż
naznosić, co urodzaju przyszłorocznego zapewnić miało. Tychże
snopów potem w Nowy Rok wynoszono na pola, a i potem z osobna
pilnowano, by po wymłóceniu ukręcić z nich powrózła na
drzewka owocowe, by i onym obfitości zbioru uprosić. Ziaren zasię
trza było do ziarna siewnego dodać, by plonu ubogacić, a sianem
skrzętnie wyzbieranem bydło w Nowy Rok karmić.
Osobnym obyczajem udzielanie czego z potraw
ze stołu zabranych bydłu, kurom a takoż i wilkom, których na tę
jedną jedyną wieczerzę zapraszano, wierząc, że jako się onych
ugości, więcej się nie zjawią... Cależ przepomnianym obyczajem
było wróżenie...niemalże takie samo jak na Świętego Jędrzeja...
Panny ze ździebeł siana spode obrusa ciągnionych zgadywały,
kiedyż ślub będzie. Jako ziele się świżym jeszczeć i zielonym
widziało, tedy już w karnawale szło się gości weselnych
spodziewać, jako zwiędnięte było...ano to krzynę dłużej czekać
zejdzie; nie daj Bóg suche i żółte wyciągnąć...
staropanieństwo pewne:((... Aleć zawżdy szło jeszcze wróżby z
siana wróżbą z kłosa ze snopka ciągniętego sprawdzić: jako
ziaren z kłosa parzyście się wykruszyło - ślub rychły, jako
przeciwnie - toż i czekać dłuzęj zejdzie...
Po wieczerzy się do sadu chodziło,
gdzież gospodarze obuchami siekier pnie drzew uderzali "grożąc"
onym ścięciem, jakoby się nieurodzaj trafił. Do sadu się też i
po pasterce szło, by drzewkami potrząsnąć na "obudzenie ich"
by świadkiem Bożego Porodzenia być mogły. Jakośmy już i przy
drzewkach, tedy mię znów pewnie alteracya brać okrutna będzie za
przyczyną powszechnego mniemania o „staropolskości” obyczaju
choinek stawiania, a przecie to Niemce nam onego przyniesły, jako
czasów zaborowych się we Warszawie od 1795 do 1807 roku
rządziły...:(((
Prawdziwie staropolskim obyczajem byłoż
wieszanie u powały jeno czubka sosny, powszechnie podłaźniczką
zwanej, chocia na rzeszowszczyźnie wołali ją jutką, w Małej
Polszcze sadem, w Sandomierzu wiechą, a na Warmijej i Mazurach
jeglijką... Strojono ją opłatkami, orzechami i jabłkami i
wierzono, że dom chroni przede złemi mocami i urokami...
Dalszym dniom się z Bożem Narodzeniem na
Gody składającym insze obrzędy jeszcze i towarzyszyły... Na
Świętego Szczepana miał xiądz owies święcić, którem
się ludziska i przed kościołem, a i w kościele obsypywali, zaczym
ku koniom szli tegoż dnia szczególnie je doglądając i
pielęgnując; na Świętego Jana xiądz wino święcił, co na bole
gardłowe wszelkie pomocnem być miało:))); dzień Młodzieniaszków
młódź na swoje swywole całkiem zawłaszczyła, nieraz i
takich breweryj po kościołach czyniąc, że się i do Rzymu na
to opat tyniecki skarżył...
Jeszczeć i inszem
obyczajem, z Godami powiązanem, był ci obyczaj kolędowania, ale o
tym inszym razem mi już pisać, boć nader długą mi się owa nota
uczyniła:))...
Post wigilijny, wyglądanie gwiazdy jako sygnału siadania do stołu, ciągnięcie ździebełek siana (ale tu długość życia się wróżyło, nie ślub), próbowanie wszystkiego na stole, kolorowy opłatek dla zwierząt lub dzielenie się z nimi potrawami... to z domu znałam. Pocieranie zębów czosnkiem - tuś mi wyjaśnił pewien post u Inwentaryzacji Krotochwil, co pierwej za inną intencję uznałam ;)
OdpowiedzUsuńA skąd te liczby potraw? Że dwanaście obecnie, to od ilosci apostołów, a 7, 9, 11?
Powiadają też, że od dwunastu miesięcy...:) Liczbę potraw żem za "Kalendarzem Polskim" Józefa Szczypki był podawał, aleć i i on przyczyny nie podaję, ogólniej do magiczności liczb pewnych odsyłając, choć i on przyznaje, że się zdarzali gospodarze (ściślej pewnie: gospodynie), co się na więcej niż siedm sadziły, aliści nie było to dobrze widziane...
UsuńKłaniam nisko:)
7 tydzień, 9 było chórów anielskich, znalazłam też w necie informację, że musiało być nieparzyście, za to biesiadników parzyście :) jak brakowało, to zapraszali czeladź, czy żebraków.
Usuń12 potraw upowszechniło się dopiero w XX wieku, a post zniesiono w '83 - jest już tylko zalecany.
I jeszcze,że przez całą kolację nie może od stołu wstać nikt prócz gospodyni, a pierwszym gościem powinien być mężczyzna - o tym też słyszałam u nas :)
Z siódemką tak i podejrzewałem, ale za sprawdzenie dziękuję, bo na genezę dziewiątki sam bym pewnie nie wpadł...:) O parzystości biesiadników żem nie pisał z rozmysłem, by Lectorów, co tego nie upilnowali, nie trwożyć:)
UsuńBóg Zapłać zatem za te dopełnienia; wielcem obligowany:)
Kłaniam nisko:)
1. Ilość chórów anielskich zależała od tego, kto się dorwał do pióra. Njaczęściej padały liczby: 7 i 9, ale ktoś doliczył się nawet i 11. Zdaje się, że ostatecznie zwyciężył złoty środek, czyli 9. Szczegóły tu: http://www.katolik.pl/prawda-o-chorach-anielskich,1428,416,cz.html?s=1 .
Usuń2. Jedenaście nie robi specjalnego wrażenia przy 11.000. Zwłaszcza dziewic. Przed laty o tę sprawę się otarłem i mogę ją teraz przypomnieć chętnym (http://vulpian.blog.onet.pl/2004/08/01/wyspa-jedenastu-tysiecy-dziewic/). Swoją drogą cena dziewic musiała u tamtych barbarzyńców znacząco spaść onego roku z powodu nadpodaży.
Pozdrawiam
Uwadze Lectorów inszych pragnących dzieje tej insuli poznać przedkładam, że onet jako to zwyczajnie u onego cosi tam diabłem kręci i z podanej przez Vulpiana Jegomości ścieżki na Berdyczów jaki netowy skręca. Foremniejszem mi się widzi pójść tędy: http://vulpian.blog.onet.pl/2004/08/page/3/ i noty o dziewicach wybrać.
UsuńKłaniam nisko:)
Czytając takie noty Waszmości, jako ta powyżej, iście czuję się jakbym był na takiej dawnej Wilijej tudzież brał we wszystkiem udział :) Jaki Ty zawsze klimat stworzyć potrafisz, Wachmistrzu Drogi :)
OdpowiedzUsuńJeszczęć pytanie - cóż to był dzień Młodzieniaszków, o którem piszesz? Ma on jakiś odpowiednik spółczesny? :)
Pozdrawiam wciąż jeszcze świątecznie ;))
Święto Młodzianków Męczenników - 28 grudnia, obchodzone w Kościele co roku na pamiątkę Rzezi Niewiniątek dokonanej z rozkazu Heroda na dzieciach w Betlejem: "Wtedy Herod (... ) posłał oprawców do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch..." (Ewangelia Mateusza, 2, 16-18)
Usuńnotaria
Dziękuję ślicznie za wyjaśnienie, Notario :) O rzezi niewiniątek wiedziałem, ale że upamiętnia ją święto, to już nie...
UsuńDziękuję!
Skoro Jaśnie Wielmożna Notaria już Ci, Kawalerze, objaśniła, to mię jeno pozostało onej podziękować za to, co z ochotą czynię:) Do klimatów mię proszę nie mięszać, bo nie ja za tą aurę plugawą odpowiadam...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Za mego dzieciństwa na choince płonęły prawdziwe świecz(usz)ki. Przed bombkami pierwszeństwo miały pierniki, orzechy i obowiązkowo rajskie, maleńkie, jabłuszka, które jakoś nieodmiennie udawało się zdobyć. O zbliżających się Świętach i do nich przygotowaniach świadczył kuszący zapach pomarańczy fartownie zakupionych, gdy "rzucili" do sklepu. Po tym tropie nieodmiennie odkrywałam, gdzie się prezenty ukrywa. Pamiętam też różowe opłatki dla zwierząt domowych, których teraz nie widuję. Z przysmaków wigilijnych nie bardzo rozpowszechnionych mogę wymienić zupę rybną zabielaną śmietaną. Pycha, znana mi jedynie z rodzinnego domu, ciągniona i przeze mnie jako tradycja. Świątecznie pozdrawiam przy +8 za oknem.
OdpowiedzUsuńNasza rybna śmietany nie zna, za to arcyżmudnego przecierania przez sito: owszem...:) Ale trud wart swej ceny:) Do tego tradycyjny barszcz Macierzy mojej, zasię i grzybowa, tandem czasem i czterech się zup na naszem stole uświadczy...
UsuńKłaniam nisko:)
Jemiołę mam , pomna , że "bez jemioły cały rok goły" ale niektórzy mówia , ze jemioły jako pasożyta nie należy do domu przynosić . I bądź tu mądry. Pozdrawiam prawie poświątecznie..
OdpowiedzUsuńTo by czasem i gości niektórych się należało wystrzegać:)) U nas jemioła odkąd pomnę, aliści znam, że nie w każdem tegoż kultywują regionie...
UsuńKłaniam nisko:)
1. Jeśli każda potrawa z jakąś przyjemnością w kolejnym roku była kojarzona, to jakie dwie były dostępne tylko szlachcie, a już chłopom nie? A, z kolei, jakie to jeszcze dwie dodatkowe u wielmożów się pojawiały, nawet zwykłej szlachcie niedostępne? W społeczeństwie stanowym wcale mnie to nie dziwi, ale łaknę szczegółów.
OdpowiedzUsuń2. Czy wino nieświęcone, jako niewątpliwie gorsze, powinno być w większej ilości spożywane by taki sam efekt zdrowotny wywołać?
Pozdrawiam
Ad.1 Społeczeństwo nasze nie byłoby naszem, gdyby się z czasu do czasu na więcej niż może sadzić nie próbowało:) Zatem nie traktujmyż tych barier sztywno, bo to nie był zakaz żaden, jeno coś w rodzaju tegoż dobrego gustu i obyczaju, podług którego Boryna Kubie tłumaczył, żeby się przed sam ołtarz w kościele nie cisnął, bo nie jego to miejsce. Nie znam też nijakiej listy, podług której jednym co było wolno, a wtórym znów tego broniono i mniemam, że tem więcej zasobność sakiewki rządziła, niźli co insze. Zwyczajnie kmiotkom przecie wielgi expens na figi i daktyle zamorskie musiał być barierą samą w sobie dla potraw niektórych... A tak zwyczajnemi na chłopskich stołach z pewnością były: barszcz z grzybami, kapusta z grochem, bądź fasolą, kluski z makiem, czasem z miodem, a w czasach nam bliższych takoż i z cukrem czasem, rzepa suszona lub gotowana (Pasek wspomina o rzepie pieczonej,którą sobie na hibernie w wojnie moskiewskiej czynili), polewka z suszonych śliwek, gruszek bądź jabłek. K'temu jeszcze tradycyją była polewka z nasion konopij, powszechnie siemieńcem luboż siemieniuchą zwaną, i obowiązkowo strucle (czy jak kto woli: kołacze) i ryby, jakie tam dostępne były...
UsuńSzlachcic zasię, podług Alojzego Żółkowskiego (pisane w 1820)
"...zasiadłszy do stołu w godzinę zmierzchową
jadł polewkę migdałową.
Na drugie danie
szedł szczupak w szafranie,
dalej okoń, pączki tłusto,
Węgorz i liny z kapustą;
Karp sadzony z rodzynkami.
Na koniec do chrzanu grzyby
i różne smażone ryby."
Ad.2 Przyznam, że nie znam tu zasad kanonicznych, ale trop wydaje mi się być dobrym...:))
Kłaniam nisko:)
Wspaniale o wieczerzy wigilijnej napisał mości Reymont w "Chłopach". Teraz już chyba tylko po wsiach się pamięta o symbolice potraw.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
I może jeszcze czasem u Wachmistrza:)) Reymontowi, Boże Broń nie uchybiając, przecie on o konkretnej wsi, w konkretnym pisał regionie, którego znał i opisać mógł, aliści czego bym ja znów generalizować dla ziem całej Rzeczypospolitej dawnej nawet i nie śmiał...
UsuńKłaniam nisko:)
Jakby teraz te snopy zboża w małych blokowych mieszkaniach wyglądały?
OdpowiedzUsuńTradycja dopasowuje się do metraży, ale czasem żal, że mija.
Pozdrawiam
Waszmości w tej mierze, zda się, możności się uwiększyły?:)) Ale dziś już to i z inszej przyczyny daremny ten trud. U Wachmistrzostwa jeszcze jakie piąci lat temu nazad snopy stawiane po kątach były, a przynajmniej jeden, aliści rękodajny, który miał poruczone zawżdy o to staranie, przyszedł był kiedy z rękami pustemi i miną strapioną, zaczym oznajmił, że pomarł był ten ostatni na wiosce, co jeszcze kosą swego kosił i szło od niego snopów kupić przed wymłóceniem. Dziś zaś już wszyscy na pola tych machin wpuszczają, po których już i zboże na polu wymłócone, ale ze słomy, a ściślej kostek sprasowanej słomianej mierzwy snopa na powrót nie złożysz...:((
UsuńKłaniam nisko:)
Mam podobny do Imć Vulpiana niedosyt związany z liczbą potraw i przynależnych im rodzjów szczęśliwości. Jednak najbardziej zafrapował mnie fragment traktujący o prządkach. Wnoszę z tego, że nici lniane osobliwie znakomitą pułapkę na duchy stanowią :-)
OdpowiedzUsuńKłaniam Waszmości z zaścianka Loch Ness :-)
Niedosytu nie nasycę, bom w materyi szczęśliwości mało biegły i ledwieśmy tu pospólnie ze Szlachetną Babą ze Wsi zasadności tych liczb poradzili ustalić. Domysł zaś wtóry zda mi się ze wszech miar słusznem, czego najwidniej wszyscy autorowie powieści o duchach nie znali, że tak banalnie prostem sposobem idzie się kłopotu pozbyć...:)
UsuńKłaniam nisko:)
O tym osypywaniu na Szczepana nawet w TV mówili tylko że to księdza trzeba posypać w kościele ,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńXiędza? Owsem konikom podbieranym? A niedoczekanie klechy pazernego!:)
UsuńKłaniam nisko:)
No księdza, księdza, na pamiątkę kamienowania Szczepana, ale u mnie w mieście w tym roku nikt owsa nie święcił. Jak mieszkałam na wsi, to tam jeszcze ludzie owies przynosili, a ksiądz przed wyjściem do świecenia, zakładał taką swoją czapkę (nie pamiętam jak się ona nazywa, taka czarna), bo i łysinę w ten sposób chronił przed garściami owsa sypanymi, ze szczególnym upodobaniem z chóru leciało dużo, a tam zapewne śpiewający w scholi czynili tę radochę ku uciesze wszystkich w kościele.
Usuńnotaria
Przecie wiem, Notario Miła:)) Droczę się jeno...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Tak mi się coś nie zgadzało te 12 potraw roztrąbionych po Internecie, bo pamiętam, że zawsze podkreślano, że ma być ilość nieparzysta :D
OdpowiedzUsuńBo też i prawaś, WMPani, nieparzyście być miało:) Obyczaj potraw dwunastu nawet lat dwustu nie sięga, tandem to na miarę u Wachmistrza stosowaną, ledwo chłopczyk w porteczkach przykusych...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Bardzo ciekawe i wcale nie za długie...
OdpowiedzUsuńTo ja powiem coś od strony kuchni :)
„Z wielkiej kuchni gospodyni,
Śle delicyę za delicyą,
Sutą ucztę pilnie czyni
Uważając na tradycyją.
Teraz wisi ot, na włosku
Cnej jejmości słuszna sława,
Więc jest szczupak po żydowsku:
Prym jegomość temu dawa !
Zasię potem lin w śmietanie
I karp tłusty w sosie szarym -
Jedz – nie pytaj, mości panie,
A zapijaj węgrem starym.
Jedz – nie pytaj ! – a gdy mało,
Starodawną znaj wiliję:
Masz tłuczeńców misę całą
I zamorskie bakalije ! ” … [1]
Też pisałam kiedyś o staropolskiej Wigilii i jeśli Waszmość chcesz, to kierunek Ci wskazuję
http://babuni-blog49.blog.onet.pl/2009/11/18/staropolska-wigilia/
Serdeczności zostawiam.
Bóg Zapłać za te Or-Otowe rymy. Wielce się tu akuratnie ku całości akomodują:)
UsuńKłaniam nisko:)