Długom dumał, zali jeszcze dodawać co do tego
sielskiego obrazka wigilijnego, com go dwa
dni temu nazad namalował był... Ale że
przecie amicus Plato, sed magis amica veritas*, tedy brnijmyż, bo to mitów znów narosłych pora może wyżenąć i parę mniej może
miłych tradycyj wigilijnych poprostować, osobliwie dla tej
przyczyny, że żywotem własnem dziś już żyjąc, cależ
odmiennego charakteru nabrały, niźli były niemi przódzi... Jedną
z takowych jest obyczaj talerza pustego na stole stawiania, coż
jakoby na jakiego zbłąkanego bezdomnego ma czekać... Otóż tego
znaczenia nader młodem nam widzieć i prawdziwie trudno mi rzec,
skąd to k'nam przybyło, bo o wieleż mi wiedzieć ni Niemce, ni
Rusy takowego obyczaju nie znają... W dawnem pojmowaniu, w starej
Polszcze talerz ten stawiano z myszlą o duchach, najwięcej o
bliskich jakich niedawno zmarłych... Wierzono bowiem, że tejże
nocy przybywają one w odwiedziny... Między inszemi dla tejże
przyczyny zalecano dmuchać na ławy i krzesła, zaczym się na nich
usiadło, by jakiej duszyczki nie przygnieść. Bardziej
zapobiegliwym to nie starczało, tedy mieśćce puste popiołem
posypywali wierząc, że jako duch by jaki usiadł, ślad by
niechybny w popiele ostawił. Potraw niespożytych się ze stołu nie
sprzątało, wierząc, że do rana tem się właśnie duchy żywią... Że się klechom te niemal pogańskie zaszłości nie widziały, to i wierę, a miarą sukcesu kościelnej propagandy owo dzisiejsze mniemanie powszechne o talerzu na niespodzianego gościa czekającym...
Co się zaś ludzi niespodzianych
tyczy...hmmmm....cóż nie wiem jako to rzec, aleć jako parę lat
temu żurnalista jaki, bodaj we Szczecinie, domostw paru znamienitych
obszedł, biedaka udając, co się na to puste mieśćce przy
wigilijnem stole prosił dopuścić i wszędzie z rekuzą się
spotkał (bodaj za jednem wyjątkiem posła SLD :))... otoż właśnie
wszytcy owi za próg go wypraszający właśnie jak najpełniej w
zgodzie ze staropolską, chocia bardziej włościańską, tradycyją
byli...
Powszechnie przecie wierzono, że co się
tego dnia zdarzyło, będzie się i zdarzać rok cały... Temuż
pracy ciężkiej unikano, temuż potraw o szczególnych znaczeniach
na stół stawiano, temuż o zapobieżenie bolowi zębów dbano...
zatem jakoby się jaki darmozjad miał tegoż dnia trafić, pojmowało
chłopstwo, że przyjdzie kogo obcego rok cały darmo żywić. Ano i
dla tej przyczyny radziej by Ci było, Czytelniku Miły w tamtem
czasie drzwi kołkiem zawarte spotkać niźli tej rzekomej
gościnności staropolskiej uświadczyć... temuż jeszczeć i insza okoliczność służyła:
wierzono, że jako się tego dnia kto przy wieczerzy w kożuchu
pojawi (a że przecie to pora zimowa, to i mało kto, osobliwie na
wsi, bez kożucha chodził!), wrzody na domowników
przyniesie...
Obyczaj z inwentarzem ugwarzania z
dawnego wróżenia się wziął.. Ano, biegły panny po wieczerzy do
chlewika, stukać po nim łyżkami swemi. Jako się świnka jaka
ozwała, ślub rychły był tejże (pannie, nie
świni..:)) przeznaczony. Jeślić świnie spały, nie ozwały
się przecie, tedy chytre panny przódzi się ukradkiem wybierały,
nibyż za potrzebą, aby świnek pobudzić i słodkiemi słowy (a więcej i może jeszcze frykasem jakiem:) uprosić, by się za stukaniem ozwały, jako pora przyjdzie po temu...:)
Osobną rzeczą, o której mi jeszcze i
przy kolędowaniu pisać przyjdzie, że całyż ten czas
świąteczno-noworoczny młodzi nad wyraz się widział stosownem dla
psot wszelakich, na które starszyzna wyjątkowo przez palce patrzyć
wolała... Ulubioną przed pasterką zabawą chłopców było
nieuwagi sąsiada wykorzystać i wóz drabiniasty onemu na
części rozebrawszy, ponownie złożyć... ale na dachu...
Jakom o tem ongi sąsiadowi swemu
spomniał, nie wiedzieć czemu wzrok syna mego, co się familijantom niektórym jeszczeć i więtszym ode mnie zbytnikiem i krotochwilnikiem widzi, był począł
wędrować ode onegoż Pajero po kalenicę domu jego. Ja wprawdzie
związku nie widzę, ale faktem , że sąsiad co rychlej do miasta
się udał, jakiego nader czułego alarmu dotykowego każąc
zamontować, co się tem skończyło, że automobil jaki rok później przedał był, udręczony ustawicznem wywoływaniem go z
urzędów i sklepów, jako że gdzie tylko go ostawił, toć za leda
cięższego wozu jakiego przejazdem mimo, wszytko w niem wyć poczynało i
błyskać... :-P
Godzi się i na koniec spomnieć o
wyścigach przed pasterką czynionych... Wierzono bowiem o
szczególnej pomyślności dla tych, co się pierwsi w kościele
pokażą, tedy co i bardziej gorliwi wraz po wieczerzy biegli...
czasem jako który sąsiada takoż idącego zoczył, sam kroku
przyśpieszał, znowuż tamten nie chcąc się dać przegonić, swego
kroku wydłużał, że na koniec ledwo płuc nie wypluwszy,
oba jako maratończyki jakie do kościoła wpadali... Bywało,
że i dla zajadłości jakiej szczególnej, powstrzymując się wzajem, od podkulawiania do kułakami okładania przychodziło, a temperantniejsi i po
sztachety sięgali, to i nierzadko jeden z drugim z tych ścigantów wigilijnych do kościoła w ten dzień Boży z guzami i bez zębów dotarli...:))
______________________
* - dosł. Plato przyjacielem, lecz większą
przyjaciółką prawda
Pięknie wszystko opisałeś Wachmistrzu.
OdpowiedzUsuńA ja tylko napiszę jak rozumiałam /i nadal rozumiem/ to dodatkowe miejsce przy stole wigilijnym. W moim domu było to miejsce dla kogoś samotnego i starego i z poza rodziny. I taki ktoś przy naszym stole był przez wiele lat. Wspominałam kiedyś o tym na swoim blogu.
Pozdrawiam poświątecznie i przednoworocznie.
Tradycja powszechna, dodatkiem częścią niemałą wymarła, której opisuję, nie stoi przecie w nijakiej z tem sprzeczności, by familije poszczególne, nowego, własnego sensu jej nadały... Dodatkiem wielce szlachetnego i pięknego:)
UsuńKłaniam nisko:)
Ja właśnie, podobnie jak Stokrotka wspomnę tylko, że przez lat kilka zasiadał u mnie w rodzinie do stołu człowiek obcy, znaczy niespokrewniony, mieszkający kilka chałup dalej, a samotny z naszej wsi i dla niego zawsze to puste miejsce i talerz były.
OdpowiedzUsuńNatomiast nie mogę sobie przypomnieć, kiedy to wyczyniano taki obyczaj, że nocą (chyba po Pasterce to musiało być) wysypywano trociną lub piaskiem ścieżeczkę między domem panny a domem kawalera, których podejrzewano, że mają się ku sobie, a dotąd ukrywali to przed światem. I rano, jak ludzie wstawali, wszyscy mogli zobaczyć kto z kim :-) Czasem dla żartu tak robiono, sypiąc ścieżki miedzy domostwami jakiej wdowy i wdowca, sama byłam potem świadkiem animozji z tego powodu między sąsiadami i wobec psotników podejrzewanych o to sypanie. A niektórzy to tacy cierpliwi byli, że ścieżkę taką przez pół wsi potrafili równiutko usypać, to podejrzewam praca jakaś zbiorowa musiała być, bo jeden do świtu nie dałby w pojedynkę rady ;-)
notaria
Podobnie jak i Stokrotce, odpowiem, że tradycja powszechna, w dodatku ginąc, nie wyklucza przecie arcypięknych intencyj w przypadkach poszczególnych:) O obyczaju przez WMPanią opisanem, jenom słyszał parokrotnie, atoli znane mi źródła go nie opisują, tandem zda mi się to być jaką tradycją nie nadto dawną, luboż lokalną... Żem zaś o tem słyszał jeno bodaj na Mazowszu i w Łęczyckiem, tandem ciekaw byłbym regionu, z którego WMPani masz tych spominków...
UsuńKłaniam nisko:)
Lubelszczyzna :-)
Usuńnotaria
Toś mię, WMPani, zadziwiła... Przebacz zatem dociekliwość moją, alem teraz ciekaw azali więcej owa od podkarpackiej czy ukrainnej strony, czyli też może od mazowieckiego pogranicza?:)
UsuńKłaniam nisko:)
Środek, okolice Janowa Lubelskiego
Usuńnotaria
Toś mi WMPani horyzontów rozszerzyła:) BÓg Zapłać:)
UsuńKłaniam nisko:)
W okolicach Rzeszowa też ten zwyczaj wysypywania słomą ścieżki między domami mających się ku sobie był żywy niegdyś (za wczesnej młodości moich rodziców - ze 40/50 lat temu), teraz już o nim nie słyszę.
UsuńPodobnie w tych samych czasach i w tych samych okolicach żywy był wspominany przez Wachmistrza zwyczaj stawiania wozów na dachach chałup.
Również i pamięć o tym, że pusty talerz jest dla zmarłych nie wszędzie zaginęła, aczkolwiek o tym popiele to pierwszy raz słyszę.
Pozdrawiam, gratuluję bloga, którym się regularnie dzielę na twarzoksiążce i życzę udanego roku kolejnego.
Wielcem WMPani za ten głos obligowany, a jeślim dopotąd nie miał honoru witać w moich skromnych progach, to z serca witam i gościną nie pogardzić upraszam:) Przebaczyć też proszę, że persony nie kojarzę i jeśli już znam, to na karb memoryi arcypodłej to złożę:) I raz jeszcze przebaczenia proszę bom nic a nic nie pomiarkował, cóż jest to dziwo z księgą w twarzy...
UsuńKłaniam nisko:)
1. Gdyby było tak, jak nam się to wmawia (o rzekomej gościnności tego dnia i przyjmowaniu niezapowiedzianego byle kogo, jak leci), to domy o lepszych kuchniach nie mogłyby się opędzić od różnorakiej maści pasożytów, pieczeniarzy, obiboków i zwykłych meneli, którzy chcieliby się dobrze najeść i napić po dziurki w nosie na czyjś koszt.
OdpowiedzUsuń2. Dodatkowe nakrycia, o których piszą moi przedmówcy (dla zaproszonych ubogich krewnych czy samotnych sąsiadów) nie są tożsame z pozostawionym pustym nakryciem dla zupełnie przypadkowego, nieznanego i nieproszonego gościa, któremu przyszło do głowy zapukać do tych, a nie innych drzwi.
3. Piszesz Waszmość, że to chłopi od swego szczęścia tego dnia obcych grubą lagą odganiali. A jak postępowała szlachta? Podobnie, czy była bardziej otwarta na herbowych spóźnionych wędrowców?
Pozdrawiam
Ad.1 Racja tak prawdziwa, że aż strach myśleć o konsekwencjach jej prawdziwego upowszechnienia... osobliwie jak się z nienajgorszej kuchni słynie:)
UsuńAd.2 Ja bym rzekł, że bliższe mi to tegoż obyczaju, by - arcyskrupulatnie przestrzegając zasady parzystości osób przy stole - dopraszać samotnego sąsiada luboż i kogo ze służby, by liczby dopełnić, jeśli ta akuratnie nieparzystą wypadła. W każdem razie proszono kokretną personę, znaną domownikom osobiście, a nie mitycznego ducha, lub nieznanego wędrowca...
Ad.3 Co się szlachty tyczy, to trudno przypuścić, by do tego stołu pryncypalnego przypuszczonym został jaki dziad wędrowny. Temu najpewniej by nakazano wydać co w kuchniej i tam pożywać... Aliści jeśli to gość był, bodaj i niespodziany, przecie równego lub wyższego stanu, jako, dajmyż na to, który z sąsiadów, ten z pewnością wieczerzał pospołu z gospodarzami szlacheckiemi. Choć rzekłbym, że tu okrom gościnności, roli swej grała i ciekawość nowin jakich, a i zasobność gospodarzy, którym ugościć kogo nierównie było łatwiej, niźli ubogim poddanym swoim...
Kłaniam nisko:)
Właśnie mój tatuś jako młody chłopak z innymi swawolnikami rozebrali komuś wóz i wnieśli na dach.
OdpowiedzUsuńZ kolei moja przesądna sąsiadka zawsze prosiła mojego męża, aby wcześnie rano ją odwiedzał, bo gdybym ja przyszła, byłoby nieszczęście. Jako że sąsiadka nie wiedziała dobrze, czy chodzi o Wigilię, czy Nowy Rok, na wszelki kazała mężowi przychodzić w oba poranki. Aby i nam się darzyło, mąż sąsiadki przychodził do nas;)
Lubię takie przesądy i w niektóre wierzę.
Serdecznie pozdrawiam.
Hmmm... a jestżeś WMPani pewną, że sąsiadce jeno o przesąd chodziło?:)) Oćcu zaś fantazyi winszuję:)
UsuńKłaniam nisko:)
Niezależnie jak to wszystko opisywać, prawdy dochodzić i mity wszelakie o znaczeniu zwyczajów obalać, rzecz cała opiera się przede wszystkim na myśleniu magicznym i w tym ma swój urok :-)
OdpowiedzUsuńKłaniam z zaścianka Loch Ness :-)
No i, dodajmy, na prezentach...:)
UsuńKłaniam nisko:)
No właśnie. Nie wiedzieć czemu w tym roku Mikołaj przyniósł nam korkociąg najnowszej technologii, co o tyle zdumiewa, że sam Waszmość najlepiej wiesz, że na abstynentów ten podarek trafiło :-) Nie mniej studiujemy instrukcję :-)))))) bo podobno praktyka czyni mistrzem :-)))
UsuńUkłony z zaścianka Loch Ness :-)
Abstynentów? Hmmm... :)) Zaufałbym tu jednak mądrości Mikołaja, chyba że zamierzaliście przejść na wina w kartonach lub też kapslowane:)
UsuńKłaniam nisko:)
"Oni są z nami niepokonani przez czas ..." i dla nich te wolne miejsce, dla najbliższych nieobecnych ... Ta pierwotna wersja o miejscu dla duchów bardziej do mnie przemawia :) reszta tradycji brzmi dla nas dosyć zabawnie ;) pozdrawiam poświątecznie :)
OdpowiedzUsuńBo też i chyba wielekroć jest logiczniejszą, choć korzeniami w pogaństwie:)
UsuńKłaniam nisko:)
Na pasterkę tuż po wieczerzy? Toć to zwyczaj nie dla mnie. Zamarzłabym, bo w kościołach za dnia zimno, nie wspominając nocy :)
OdpowiedzUsuńTrza by zatem czego rozgrzewającego zabrać na drogę:) Z tem, że tu azard wtóry, któregom i baczyć miał ongi sposobność, że to na pasterce samej nijak już delikwenta dobudzić nie idzie...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Toś mi, Waszeć, kilka tradycyj wraz tu naprostował, jako i paru nowych nauczył :) Obyczaj ze świnkami uroczy :) Zasię ten o zbłąkanym wędrowcu, o duszach zmarłych przywodzi mi na myśl, że w taki sam sposób ze zmarłymi Celtowie obcowali w Święto Samahin, na przełomie października i listopada.
OdpowiedzUsuńWówczas to podobnie jadło i napitek zmarłym ostawiali, nawet prezenty im szykowali :)
Co zasię tyczy sceny z kalenicą sąsiada, jedyny z niej słuszny wniosek taki, iże w żyłach Synowca Twego krew staropolska wartko płynie... Winieneś dumnym być :o)
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO NA TEN NOWY ROK! Dla Ciebie i Familijej Całey! :)
Jako widać na dłoni, więcej nam z Celtami mieć pospólnego, niźli się nam nawet i zdaje... I któż mówi, żem z Wachmistrzowica dumnym nie jest?:)
UsuńKłaniam nisko Waszmości, z serca i Tobie samego jeno dobra życząc by jak najwięcej:)
Mamy z nimi kilka punktów wspólnych, mamy :) Dożynki, sposób obcowania ze zmarłymi, tajniki obróbki metali...a także Ich własny, unikalny wkład w literaturę europejską - o czem może kiedyś napiszę :)
UsuńPrzyjemnego wieczoru!
Rad będę tejże noty wyglądał u Waszmości:)
UsuńKłaniam nisko:)